Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Marcel Szot
Marcel Szot , 7 lat

By w życiu Marcela wyszło kiedyś słońce...

W listopadzie 2020 roku u Marcela został zdiagnozowany autyzm. Gdy skończył 2 lata jego rozwój jakby zaczął się cofać. Zanikła mowa, a synek stał się nadpobudliwy i drażliwy. Reagował krzykiem na różne miejsca i sytuacje. Przez 1,5 roku jeździliśmy po różnych poradniach i lekarzach, aby dowiedzieć się, co jest przyczyną tego zachowania.  Nasz syn jest kochanym chłopcem, energicznym i wesołym. Niestety autyzm uniemożliwia mu być z nami w naszej rzeczywistości, cieszyć się wspólnymi chwilami. Szukamy środków na sprzęt rehabilitacyjny, aby zapewnić Marcelowi w domu miejsce do bezpiecznych i rozwijających zabaw, a zarazem ćwiczeń. Potrzebujemy środków na suplementy, które wspomagają rozwój naszego dziecka. Korzystamy z indywidualnych zajęć terapii SI oraz intensywnej terapii logopedycznej i psychologicznej. Postanowiliśmy także wprowadzić dietę bez glutenu, cukru i laktozy, która była z jednej strony dla niego alergenem, a z drugiej znacznie go pobudzała. Jednak koszty takiej diety są wysokie... Marcel uczęszcza do przedszkola, które uwielbia. Ma tam zapewnioną wspaniałą opiekę oraz czas na zabawę z rówieśnikami. Przygoda z przedszkolem była dla Marcela trudnym tematem, nie odnajdywał się wśród dzieci, ale pomoc ze strony zespołu przedszkola pomogła mu się zaaklimatyzować w nowym otoczeniu.  Mimo naszych starań Marcel ma wciąż ogromne problemy z mową i komunikacją. Lubi książki, puzzle, klocki oraz długie spacery. Jest inteligentnym dzieckiem, jednak ciężko mu jest się skupić dłuższą chwilę nad zadaniami lub ćwiczeniami – jego nadpobudliwość i wzmożona ruchliwość, z którymi się zmaga, znacznie mu to utrudniają. Cały czas nad tym pracujemy na zajęciach SI, w domu oraz w przedszkolu. Chcemy dalej działać, reagować i wspomagać naszego syna w walce z autyzmem, który nim zawładnął, ale potrzebujemy wsparcia finansowego. Małymi kroczkami idziemy do przodu, ale chcemy robić te kroczki coraz większe, aż do osiągnięcia celu. Prosimy Was o pomoc, to dla nas bardzo ważne! Rodzice Marcela  

4 082 zł
Mateusz Myślewski
12 dni do końca
Mateusz Myślewski , 17 lat

Serce matki, które od lat pęka ze strachu... Mateusz potrzebuje Twojej pomocy!

Patrzę na niego i nie mogę uwierzyć w to, ile razem przeszliśmy. Godziny na sali rehabilitacyjnej, litry łez, setki uśmiechów, które przyćmił grymas bólu... Mojemu dziecku nie było dane beztroskie dzieciństwo. Mimo wszystko nigdy nie zamierzaliśmy się poddać! Kocham go z całego serca, zrobiłabym dla niego wszystko, dałabym mu gwiazdkę z nieba, ale tego najważniejszego dać mu nie mogę... Nie mogę dać mu zdrowia. Poród - dzień, na który tak długo czekałam, o którym myślałam z matczyną czułością, okazał się koszmarem. Najpierw pojawił się ból i krwawienie, a za chwilę sala porodowa i cesarskie cięcie...  Mateusz urodził się w 28 tygodniu ciąży! To nie miało być tak! Byłam przerażona i tak bardzo bezsilna… Mój synek już w pierwszych chwilach zaczął walkę o swoje życie... Urodził się jako skrajny wcześniak w ciężkiej zamartwicy. Ważył nieco ponad kilogram i nie był w stanie samodzielnie oddychać. Wszystkie inne młode mamy, koleżanki z sali porodowej były szczęśliwe, a ja nie byłam w stanie się nawet uśmiechnąć. Przerażenie paraliżowało całe moje ciało. One nie miały się czego obawiać – ich maleństwa były zdrowe, otrzymały 10/10 punktów w skali Apgar. Mój synek otrzymał zaledwie 1 punkt... Tak niewiele brakowało, bym go straciła, zanim zdążyłabym poznać… Po porodzie Mateusz został skierowany na oddział chirurgii dziecięcej z powodu wodogłowia trójkomorowego. Chwilę później przeszedł zabieg wszczepienia  specjalnej zastawki, a następnie operację obu oczu. Wyroków przybywało – oprócz wodogłowia i wcześniactwa, lekarze zdiagnozowali mózgowe porażenie dziecięce, retinopatię oraz obustronne przepukliny pachwinowe...  Mateusz był tak malutki, a już tak bardzo doświadczony przez życie... Od pierwszych dni zmagał się z bólem, był poddawany licznym operacjom, zabiegom i intensywnemu leczeniu. Obecnie ma niedowład prawej strony ciała, spowodowany mózgowym porażeniem dziecięcym oraz deformację końsko-koślawą stóp. Cierpi na astmę oskrzelową, która znacznie obniża jakość jego życia.   Mateusz nie mówi, nie porusza się. Wymaga całodobowej opieki, a także codziennej intensywnej i kosztownej rehabilitacji, która jest dla niego ostatnią deską ratunku. Rehabilitacja pomaga mu nie tylko walczyć o sprawność, ale także rozwijać umiejętności poznawcze, społeczne, komunikacyjne. Niestety jej koszty są ogromne. Przeszliśmy już tak wiele, jednak przed nami jeszcze długa droga... Przez lata o Mateusza walczyłam sama. Dziś jednak wiem, że bez pomocy nie wygram tej walki.  Moja codzienność od zawsze wiąże się z Mateuszem. Urodził się nieuleczalnie chory i ja, mama, muszę zrobić wszystko, by jego życie było jak najpiękniejsze. Nie mogę zostawić go samego, bo beze mnie sobie nie poradzi. W jego codzienności towarzyszy mu wiele bólu. Leczenie syna prowadzone jest głównie w oparciu o rehabilitację. Niestety koszty są ogromne... Proszę Cię o pomoc, by móc walczyć o lepsze życie dla mojego syna.  Anna – Mama 

5 496,00 zł ( 33,82% )
Brakuje: 10 751,00 zł
Marcel Józefczyk
5 dni do końca
Marcel Józefczyk , 13 lat

Walka o zdrowie Marcelka wciąż trwa! Nie pozwólmy chorobie zawładnąć życiem chłopca!

Kochani, dzięki Waszemu wsparciu mogliśmy w zeszłym roku opłacać wiele godzin intensywnej rehabilitacji dla naszego synka. W przypadku jego choroby to jedyna droga, żeby powstrzymać degradację mięśni i jak najdłużej utrzymać sprawność. Niestety, nasz Marcelek będzie potrzebował regularnych ćwiczeń ze specjalistami jeszcze przez wiele lat, a być może do końca życia. Dlatego raz jeszcze prosimy Was o wsparcie. Oto nasza historia: Marcel ma już prawie 10 lat i cierpi na genetyczny zanik mięśni - dystrofię  Emery'ego-Dreifussa. Choroba ta polega na zaniku mięśni praktycznie każdej części ciała (włączając mięśnie oczu czy serca) w konsekwencji na niepełnosprawności czy nawet śmierci. Przez wiele lat szukaliśmy przyczyny jego ciągłego potykania się, przewracania i problemów z powstawaniem. Jego niezgrabność widoczna była gołym okiem. Odwiedziliśmy mnóstwo gabinetów. Pielgrzymowaliśmy od drzwi do drzwi, żeby tylko znaleźć odpowiedź i mieć pełną świadomość choroby, z którą walczymy. Poród przebiegał prawidłowo i okres wczesnego dzieciństwa też nie wskazywał na tak poważne schorzenie. Synek miał zwykle kiepski apetyt i słabo przybierał na wadze. Dopiero z biegiem czasu docierało do nas, że Marcelek rozwija się inaczej, niż jego starsze rodzeństwo. Wtedy po kolei zapalały nam się kolejne lampki ostrzegawcze. U mojego synka lekarze zdiagnozowali chorobę o wiele lat za późno, bo dopiero w zeszłym roku. Ten dzień był pewną ulgą, bo wreszcie wiedzieliśmy, co mu dolega, ale jednocześnie potwornym ciosem, bo okazało się, że nie ma lekarstwa, które mogłoby pomóc Marcelowi. Tej dystrofii nie da się wyleczyć! Jedyną nadzieją na samodzielność fizyczną oraz umysłową jest długoletnia, intensywna i bardzo kosztowna rehabilitacja.  W ostatnim czasie do całego zastępu problemów doszły jeszcze kłopoty z układem oddechowym i synek musi być na noc podłączany do respiratora. To dla nas wszystkich ogromny stres, nie znam już takiego pojęcia, jak spokojny sen… Choroba okrada go z kolejnych umiejętności, boimy się o każdy dzień... Zdecydowaliśmy się na badania genetyczne, żeby jeszcze lepiej poznać chorobę synka i nasze obawy w pełni się potwierdziły. Nocami musimy go podpinać pod respirator. Obecnie Marcel jeszcze chodzi, ale bez rehabilitacji choroba posadzić go na wózek. Synek powinien być rehabilitowany nieustannie, bo tylko ćwiczenia zapewniają mu sprawność. Na WF-ie coraz częściej nie może dorównać rówieśnikom z powodu osłabienia i braku sił. Chcę, aby mógł jak najdłużej chodzić i był samodzielny. Dlatego proszę Cię o dalsze wsparcie i pomoc. Rehabilitacja pochłania ogromną część naszego budżetu domowego. Nie chcę, aby doszło do sytuacji, że któregoś dnia mój synek nie będzie mógł mieć zajęć, bo zabraknie mi pieniędzy... Ewa, mama Marcela

6 943,00 zł ( 55,49% )
Brakuje: 5 568,00 zł
Norbert Budka
Norbert Budka , 27 lat

To miało być spokojne, rodzinne popołudnie. Wypadek zmienił wszystko!

W październiku 2020 roku Norbert odwiedził mamę z życzeniami imieninowymi. Postanowił jeszcze pojechać po swoją ukochaną Oliwię i synka Antosia. Po godzinie mieli wrócić razem, aby spędzić z nami spokojne rodzinne popołudnie. Niestety zamiast odwiedzin, otrzymaliśmy przerażający telefon… Norbert nie dotarł na miejsce. Miał wypadek, po którym jego stan był krytyczny. Życie Norberta i jego rodziny załamało się. Czwórka rodzeństwa, narzeczona Oliwia, a także rodzice – wszyscy wciąż jesteśmy zdruzgotani. Od wypadku minęło kilka miesięcy, ale dla nas wszystko jest nadal bardzo świeże... Antoś - syn Norberta – ma dwa latka. Przeżywa teraz mnóstwo "pierwszych razów": pierwsze słowa, pierwsze kroki, pierwsze radosne uśmiechy. Norbert tego nie widzi, a tak bardzo go kocha. To pozytywny, ambitny, dobry człowiek. Dbał o siebie i swoje zdrowie, był sprawny i wysportowany. Teraz stracił zdrowie, sprawność, a także czas, który mógłby spędzić z rodziną... Iwona, mama Norberta, całe życie stawała na rzęsach, by nikomu z jej piątki dzieci niczego nie brakowało. To ona dogląda go w ośrodku rehabilitacyjnym, pilnuje by był we wszystko zaopatrzony, miał najlepszych możliwych rehabilitantów.  Stan Norberta poprawia się bardzo powoli. W tym momencie Norbert nie oddycha samodzielnie i nie nawiązuje kontaktu. Wciąż utrzymuje się porażenie czterokończynowe. Konieczny jest wyjazd na turnus rehabilitacyjny, na którym fizjoterapeuci będą z nim pracować nad pozycjonowaniem, regulacją napięcia mięśniowego, pionizacją, wzmocnieniem mięśni tułowia i kończyn. Niestety oprócz ciężkiej pracy potrzeba jeszcze jednego – ogromnych nakładów finansowych na rehabilitację. Norbert ma dopiero 24 lata, małego synka, kochającą rodzinę i całe życie przed sobą... Prosimy, pomóż nam o niego walczyć! Rodzina Norberta

15 740,00 zł ( 15,9% )
Brakuje: 83 197,00 zł
Amelka Ryłka
Amelka Ryłka , 5 lat

Choroba boleśnie ją doświadcza, ale Amelka walczy o lepsze jutro... Pomocy!

Prawie osiem miliardów ludzi na świecie, wśród nich tylko dwoje tak wyjątkowych dzieci. Jedno z nich moje. Zazwyczaj taka wiadomość wywołuje dumę i euforię. U mnie wywołała strach, przerażenie i morze wylanych łez, bo wyjątkowość mojego dziecka polega na tym, że jest poważnie chora. A dolegliwości trudne i zagadkowe w dużej mierze definiują naszą codzienność.  Nie miałam tego przywileju cieszyć się spokojną, bezpieczną ciążą. Kiedy usłyszałam, że Amelka przeszła w moim brzuchu wylew, który spowodował uszkodzenie mózgu, byłam przerażona. Nie mogłam uwierzyć w to, co się wydarzyło. Wciąż zadawałam sobie pytanie, czy można byłoby tego uniknąć, czy mogłabym zrobić coś, by ją przed tym ratować. Niestety, w naszym przypadku choroba okazała się niezwykle brutalna… Przyjście Amelki na świat obnażyło tragiczne konsekwencje, z którymi będziemy się zmagać właściwie już przez resztę jej życia…  Amelka zamiast czułych, bezpiecznych ramion mamy dostała pakiet badań. To one pokazały, z czym będziemy się mierzyć. Zdiagnozowano małogłowie wtórne, oczopląs, problemy ze wzrokiem i padaczkę lekooporną. Choroby, na które nie istnieje gotowe lekarstwo. Dolegliwości, które wpływają na dalszy rozwój, na całą przyszłość. Dla mnie brzmiało to przerażająco. Radość narodzin została brutalnie przysłonięta przez informacje przekazane przez lekarzy.  Choroba Amelki nauczyła mnie, że w życiu niczego nie można być pewnym, a każdy najmniejszy krok wymaga czasem ogromnego zaangażowania i jeszcze więcej ciężkiej pracy. Niestety, same niewiele możemy, bo do walki o sprawność, samodzielność i przyszłość Amelki potrzebujemy wsparcia wykwalifikowanych specjalistów. Tylko regularnie prowadzona rehabilitacja może nam pomóc, ale ta wymaga ogromnych środków, od których właściwie uzależniona jest przyszłość mojej córeczki. Ja wiem, że nie mogę się poddać, ale w tej batalii nie chcę i nie mogę zostać sama.  Chcę w przyszłości powiedzieć Amelce: “Kochanie, zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, by dać ci tę szansę”. Mam świadomość, że nie możemy zmarnować tego potencjału, ale codzienność wciąż stawia przed nami nowe wyzwania.  Twoje wsparcie jest dla nas na wagę sprawności i samodzielności mojej córeczki. Właściwie, w tym momencie nawet nie mogę marzyć o niczym innym - dla nas zdrowie lub jego namiastka to najlepszy, najbardziej wartościowy prezent, jaki możemy otrzymać. Dlaczego wspólny? Bo dla mnie, jej mamy, nie ma lepszej wiadomości niż poprawa zdrowia, nie ma lepszego widoku niż uśmiech na jej pięknej, zatroskanej buźce. Proszę tylko o szansę

11 224,00 zł ( 47,22% )
Brakuje: 12 542,00 zł
Piotr Szczech
Piotr Szczech , 4 latka

Łzy szczęścia zastąpił strach. Piotruś walczy o lepsze jutro!

Piotruś jest naszym drugim, długo wyczekiwanym dzieckiem. Wyobrażaliśmy sobie dużego, silnego chłopaka biegającego za piłką. Chwilę później poważna choroba wszystko zweryfikowała...  Ciąża przebiegała prawidłowo, wręcz książkowo, bez żadnych zastrzeżeń, do czasu porodu. Usłyszeliśmy, że dziecko urodziło się z szeregiem chorób i schorzeń, to był szok. Piotrek przyszedł na świat z rozszczepem kręgosłupa, przepukliną oponowo-rdzeniową, wrodzonym wodogłowiem, wiotkim porażeniem kończyn dolnych i pęcherzem neurogennym. Świat stanął w miejscu, łzy szczęścia zamieniły się w łzy rozpaczy, lęku i strachu. Zaczęła się walka, która trwa do dziś i będzie trwała jeszcze bardzo, bardzo długo. Synek natychmiastowo został przewieziony do innego szpitala, gdzie poddany został zamknięciu rozszczepu i wstawieniu zbiorniczka Rickhama, który umożliwiał odbarczenie płynów rdzeniowo — mózgowych. Po tygodniu okazało się, że konieczne jest założenie zastawki komorowo-otrzewnowej, która niestety nie spełniała swoich zadań. Po 3 dniach synek był przygotowywany do rewizji zastawki. Wtedy po raz kolejny świat się zatrzymał — Piotruś dostał bezdechu, który zagrażał jego życiu, po dłuższej reanimacji oddech powrócił, nasz mały wojownik walczył dalej. Po wykonanym rezonansie usłyszeliśmy kolejną diagnozę — zespół Arnolda-Chiariego II, kolejna operacja (4 w przeciągu 3 tygodni), przed którą konieczne było przetoczenie krwi. Aktualnie, Piotruś jest cewnikowany co 3 godziny, intensywnie rehabilitowany, a także jest pod stałą opieką lekarzy. Chętnie współpracuje podczas rehabilitacji, robiąc małe postępy. W najbliższym czasie konieczne będzie zakupienie sprzętu do pionizacji i ortezy. Niestety, wszystko to wiąże się z bardzo dużymi kosztami, ale nie możemy zaprzestać tej walki o lepsze i szczęśliwsze jutro dla naszego kochanego synka. Prosimy Was o wsparcie w tej ciężkiej walce — wierzymy w Wasze dobre serca.  Rodzice

38 169 zł
Kinga Bekus
Kinga Bekus , 19 lat

Każdego dnia moja córeczka walczy o lepszą przyszłość... – prosimy o pomoc!

Kinia przyszła na świat w 37. tygodniu ciąży przez cesarskie cięcie i od razu trafiła na oddział intensywnej terapii. Dopiero po kilku dniach mogłam wziąć na ręce moje maleństwo. Chwile radości szybko zastąpił jednak przerażający strach o przyszłość Kingi… Kinia była noworodkiem z cechami skrajnej hypotrofii i hipoglikemi, z wagą 1850 gramów i długością 46 cm. Pozwolono mi ją zobaczyć pierwszy raz 12 godzin po porodzie. To był druzgocący widok dla młodej mamy. Mnóstwo rurek, kabelków, ogromny inkubator i moje maleństwo ledwie widoczne wśród całą tej plątaniny. W szóstej dobie życia Kingę na sygnale przewieziono z oddziału noworodkowego na OIOM z powodu bezdechu. Mogłam ją zobaczyć dwa razy dziennie przez 20 min. W 10. dobie jej życia pierwszy raz wzięłam ją na ręce i poczułam zapach noworodka, który pamiętam do dziś. Od urodzenia Kinga była bardzo waleczna, spędziła na OIOMie 17 dni, walcząc o swoje życie. Po polepszeniu się jej stanu zdrowia, kiedy przekroczyła magiczne 2000 gramów, wreszcie przywieźliśmy ją do domu. Nasza radość podszyta była strachem o jej dalszy los. Pierwsza diagnoza neurologiczna to zaburzenia związane z wcześniactwem. Pomyślałam nie jest źle. Rozpoczęliśmy rehabilitacje ruchowa najpierw metodą Bobath, a następnie metodą Vojty. Patrząc na zdjęcia Kingi z okresu niemowlęcego nikt nie powiedziałby, że była wcześniakiem z takim początkiem swojego życia. Była mniejsza od innych noworodków, ale nie było widać innych różnic. Przez kolejne pięć miesięcy Kinga rozwijała się prawidłowo, rehabilitacja przynosiła efekty, zaczęła wypowiadać pierwsze słowa i utrzymywać pozycję siedzącą. Byliśmy bardzo szczęśliwi, że tak dobrze jej idzie. Niestety w pewnym momencie, dzień po dniu, stan Kingi zaczął się pogarszać. W połowie grudnia 2005 roku dziadkowie, potem my, rodzice, zauważyliśmy pierwsze dziwne zachowania Kini. Zdiagnozowano zgięciowy zespół napadowy. Kinga stała się płaczliwa, nie chciała spać w dzień ani w nocy, budziła się zawsze z płaczem. W 2006 roku nasiliły się ponownie napady padaczkowe i wtedy wreszcie trafiam z dzieckiem do doktor, która wycieńczonej, przerażonej matce wytłumaczyła, że jej 11 - miesięczna córka choruje na mózgowe porażenie dziecięce z niedowładem czterokończynowym i lekooporna padaczkę – Zespół Westa, że stan córki była bardzo poważny, a rokowania bardzo złe. Kinga była krucha, malutka, wyczerpana napadami, rozwój psycho-ruchowy był na poziomie kilkudniowego dziecka. Leżąca kukiełka, bez szans na poprawę. Nie potrafiłam się pogodzić z taką sytuacją i nie godzę się z nią dziś. Od tamtego dnia walczymy o lepsze życie dla naszej kochanej córeczki. Dzięki dobrze dobranym lekom udało nam się ustabilizować napady padaczkowe, na tyle, że Kinia rozwija się emocjonalnie bardzo dobrze, ale z dużym opóźnieniem neurologicznym i ruchowym. Pomogły jej w tym zajęcia z wczesnego wspomagania rozwoju. Kinia bezustannie poddawana była i jest rehabilitacji. Potrafi siedzieć sama w wózku czy foteliku rehabilitacyjnym. Na ostatnim turnusie rehabilitacyjnym w styczniu tego roku Kinia postawiła pierwsze kroki, dzięki odpowiedniemu sprzętowi, po operacji podcięcia przywodzicieli. Moja radość tego dnia była ogromna, chciałam, aby wszyscy cieszyli się razem ze mną. Chociaż rozwój psychiczny Kingi jest na poziomie 3-letniego dziecka, cieszymy się, że rozpoznaje najbliższą rodzinę, przyjaciół i potrafi się do nas uśmiechać. Ten uśmiech jest dla nas nagrodą za karmienie, pojenie, zmianę pampersa, kąpiele, zmianę pozycji podczas snu, podnoszenie z łóżka do wózka, władania i wciągania z samochodu. Kinga wypowiada kilka słów, w tym to najważniejsze „mama”, które oznacza wszystko. Potrzebę jedzenia, picia, przytulenia się czy ból. Potrafi zawołać po imieniu swojego siedmioletniego brata Kubę, który za każdym razem dziękuje jej za to „przytulasem”. To również dzięki pojawieniu się Kuby, zarówno Kinga jak i my rodzice, dostaliśmy „nowy zastrzyk energii” na dalszą walkę o zdrowie córki. Dla naszej Kingi zrobimy wszystko, by zapewnić jej lepsze jutro. Na jej leczenie, rehabilitację i turnusy rehabilitacyjne zbieramy środki i wydajemy każdą zaoszczędzoną złotówkę. Niestety to wciąż za mało, więc szukamy nowych rozwiązań. Prosimy, pomóż nam dalej walczyć o Kinię! Rodzice

7 002,00 zł ( 29,02% )
Brakuje: 17 119,00 zł
Kamil Maksimczyk
12 dni do końca
Kamil Maksimczyk , 23 lata

Wypadek złamał życie młodego piłkarza❗Kamil jest sparaliżowany... Pomocy!

Kamila wszyscy znają jako zapalonego piłkarza. Wspaniałego, ambitnego, pracowitego chłopaka, przed którym kariera w sporcie stała otworem... A potem nadszedł ten tragiczny dzień, dzień wypadku. 4 stycznia na drodze, prowadzącej do Białystoku, dotychczasowe życie Kamila po prostu zniknęło... Kamil każdą wolną chwilę przeznaczał temu, co jest jego największą pasją, czyli piłce nożnej. Nigdzie nie czuł się tak dobrze jak na boisku... Kto go zna, ten wie, jaki ma talent do piłki. Kopał ją od dziecka - w domu, na boisku, w szkole... Jest uczniem Zespołu Szkół Zawodowych im. Elizy Orzeszkowej w Sokółce. Z całych sił chciał swój talent wykorzystać i być zawodowym piłkarzem. Piłka była jego największą miłością, ambicją, planem na życie. I wszystko wskazywało na to, że ten plan uda się spełnić. Niestety, odebrał mu to jeden feralny dzień... 4 stycznia, w godzinach porannych, wydarzył się wypadek, który okazał się dramatyczny w skutkach. Samochód, którym jechał Kamil, podczas wyprzedzania wypadł z trasy i bokiem uderzył w drzewo... Kamil był pasażerem, doznał bardzo ciężkich obrażeń. Ma uraz rdzenia kręgowego, czego skutkiem jest porażenie wszystkich czterech kończyn...  Wypadek nie tylko zabrał Kamilowi sprawność... Sprawił, że jest sparaliżowany i zależny od innych. Przekreślił też wszystkie plany Kamila na życie, zabrał mu to, co najbardziej kochał... Jego wspaniale zapowiadająca się kariera piłkarska po prostu w jednej chwili się skończyła. To były bardzo trudne chwile dla całej naszej rodziny... Wciąż nie możemy pogodzić się z tym, co się stało. Nie można jednak rozpaczać, trzeba walczyć o Kamila, bo kluczowe znaczenie ma teraz czas! Jedyną szansą na powrót do sprawności Kamila jest specjalistyczna rehabilitacja. Tylko dzięki niej jest cień szansy, że Kamil znów będzie mógł ruszać rękami i nogami... Niestety, rehabilitacja kosztuje fortunę. Jej koszt przekracza niestety nasze możliwości, człowiek sprzedałby wszystko, co ma, a i tak byłaby to kropla w morzu potrzeb... W imieniu Kamila, jak i swoim musimy prosić o pomoc... Błagamy Was, ludzi o dobrych sercach, abyście to Wy weszli teraz na boisko, na którym rozgrywa się najważniejszy mecz - ten o zdrowie i przyszłość naszego syna, brata... Błagamy Was, abyście nam pomogli. Jeśli otworzycie swoje serca i wpłacicie nawet złotówkę na tę zbiórkę, możemy zebrać środki na rehabilitację dla Kamila. Ta zbiórka to szansa, jedyna, jaką mamy. Stwórzmy jedną wielką drużynę, której będzie przyświecał jeden wspólny cel, przywrócić Kamilowi sprawność... On ma dopiero 20 lat. Całe życie przed nim. Prosimy, nie pozwólcie, by tak się skończyło... - Rodzina Kamila

50 546,00 zł ( 27,37% )
Brakuje: 134 114,00 zł
Marek Zegan
Marek Zegan , 63 lata

Pomóż mi podjąć walkę o lepsze jutro!

Każdego dnia tęsknię za spacerem na łonie przyrody, za zapachem grzybów i lasu, za pracami ogrodniczymi na działce. Kiedy ma się to wszystko na co dzień, kiedy czerpiemy z tych chwil największą radość, nawet nie przechodzi nam przez myśl, że możemy to wszystko tak łatwo stracić.  Mam na imię Marek i niedawno skończyłem 60 lat. Przez większą część życia poświęcałem się karierze zawodowej, aby zarobić na życie. Pracowałem w po 12 godzin, w pocie czoła, aby moim dzieciom niczego nie brakowało. Z wykształcenia jestem spawaczem. Lata doświadczenia udowodniły mi jak trudna jest to praca. Trzeba być gotowym na każde warunki atmosferyczne. Nieważne, czy akurat mamy zimę i mróz, czy upalne lato. Do 1990 roku pracowałem w stoczni we Wrocławiu, później przez kilkanaście lat byłem wykładowcą i nauczycielem. Przygotowywałem do zawodu osoby niepełnosprawne, organizowałem również wspólne wycieczki. Po likwidacji szkoły pracowałem również przy budowie i odbiorze lokomotyw. Cały czas rozwijałem się zawodowo, a jednocześnie nigdy nie brakowało mi czasu dla mojej rodziny. Przy pomocy mojej mamy, samotnie wychowałem trzech synów.  Nigdy nie narzekałem na swoje zdrowie. Od wielu lat chorowałem na cukrzycę, ale bez większych powikłań. Dopiero dwa lata temu mój stan nagle się pogorszył. Coraz częściej odczuwałem nasilający się ból w łydce i biodrze. Postanowiłem nie bagatelizować sprawy i poddałem się badaniom. Niestety, wyniki przyniosły bardzo niepokojące wieści. Okazało się, że choruję również na miażdżycę. Chciałem jakoś pozbyć się bólu, który nie pozwalał mi normalnie funkcjonować. Poddałem się zabiegowi elektrostymulacji nerwów, co pozwala zmniejszać dokuczliwe dolegliwości. Niestety terapia oraz wszczepienie stentów nie przyniosły oczekiwanego rezultatu. W wyniku źle przeprowadzonego zabiegu mój stan drastycznie się pogorszył. Nie mogłem już nawet chodzić. Z każdym tygodniem było coraz gorzej. W końcu trafiłem do szpitala, gdzie próbowano ratować moją lewą nogę, ale było już za późno. W lutym 2020 roku amputowano ją  na poziomie podudzia, a następnie z powodu źle gojącej się rany i martwicy dokonano reamputacji na poziomie uda.  Obecnie poruszam się na wózku. Chciałbym wrócić do sprawności i znów być osobą aktywną. Mam troje wspaniałych wnucząt, z którymi chciałbym się dalej bawić, móc spędzać aktywnie czas na świeżym powietrzu, na mojej ukochanej działce. Wiem, że samodzielnie nie jestem w stanie pokryć wszystkich kosztów, a nie chcę się poddawać i rezygnować ze swoich planów. Zawsze pomagałem innym, teraz sam zwracam się do Państwa z ogromną prośbą o pomoc w zebraniu środków. Proteza i turnus rehabilitacyjny pozwolą mi chociaż częściowo wrócić do dawnego życia. Marek

7 528,00 zł ( 18,36% )
Brakuje: 33 462,00 zł