Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Lidia Weronika Derkacz
Lidia Weronika Derkacz , 11 lat

Wydostać Lidię z pułapki choroby! Pomóż nam przebić mur

Choroba zastawiła na nas potworną pułapkę. Czasem czuję się jak zamknięta w labiryncie, a zamiast na wyjście - trafialm na kolejne przeszkody, zakręty i komplikacje, które nieustannie stają nam na drodze do leczenia. Lila ma już 7 lat, a choroby będące powikłaniem po zbyt wczesnym przyjściu na świat niestety są wobec niej bezlitosne. Nasza córeczka nie chodzi samodzielnie, nie raczkuje, niedawno nauczyła się pić, jednak wciąż pije za mało. I co jest dla nas największym problemem - nie mówi. Nie może wypowiedzieć słowa, choć widzimy i wiemy, że ma nam bardzo dużo do przekazania. Gdy słyszy zadania albo komunikaty bardzo chce udzielić odpowiedzi - niestety,  w tym momencie, to poza zasięgiem. To powoduje olbrzymią frustrację. Lidia zdaje się być zamknięta w świecie własnych myśli. Dla nas to ogromny stres, bo córeczka nie może powiedzieć nawet o tym, czy coś ją boli… Lidia ma potencjał, którego nie możemy zmarnować! Chcemy walczyć o każdą małą możliwość. Marzymy o tym, że Lidia pójdzie do szkoły, ale by to było możliwe musi nauczyć się komunikować z otoczeniem w sposób alternatywny. Musimy zakupić tablet, musimy wszyscy opanować postawy jeszcze zanim zadzwoni pierwszy dzwonek, bo niebawem nasza córka powinna rozpocząć szkolną przygodę. Nie chcemy, by ograniczenia i bariery związane z komunikacją utrudniły jej rzeczywistość jeszcze bardziej. Koszty zakupu sprzętu są poza naszym zasięgiem, bo walka o Lidię pochłania na co dzień ogromne środki. Potrzebujemy pomocy! Dla nas każdy najmniejszy krok na tej drodze jest na miarę zdobycia najwyższego szczytu. Twoje wsparcie to nasza nadzieja, że Lidię uda się wyrwać z koszmaru choroby.  Lidia to dzielna i odważna dziewczynka, ale liczba przebytych operacji, jej trudne doświadczenia i cierpienie, odcisnęły piętno na całym dzieciństwie. Czasem z przerażeniem patrzymy, jak nasza kochana córka leży, wygina się wydając z siebie potworne, piskliwe dźwięki. W naszym przypadku to zawsze oznacza regres spowodowany brakiem rehabilitacji. Ta niestety jest mocno ograniczona, bo nie zawsze jesteśmy w stanie zapłacić za dodatkowe godziny. Nie zawsze też jestem w stanie znieść ją z kilkudziesięciu schodów i zawieźć na miejsce. Brakuje mi sił, bo ona wciąż rośnie, a to niezwykle trudne dla mnie jako matki. Sama nie mogę zapewnić własnemu dziecku to, co najważniejsze... Proszę, wyciągnij do nas pomocną dłoń! Daj nam szansę na to, by przeniknąć do świata, który w tym momencie pozostaje dla nas zupełnie nieosiągalny.  Wyobrażasz sobie, że nie możesz dowiedzieć się, co myśli i czuje twoje dziecko? Widzisz, że z całej siły chce ci coś przekazać, ale choroba skutecznie blokuje każdy komunikat. Wyobrażasz sobie tę bezradność, strach i rozczarowanie? Tak bardzo chcę zburzyć ten mur… Bariery, które pokonujemy każdego dnia małymi krokami dają nadzieję, ale specjaliści nie pozostawiają wątpliwości, że przed nami jeszcze długa droga. Tylko z waszą pomocą możemy zrobić kolejne postępy - w przypadku Lidii każdy z nich jest na wagę sprawnej przyszłości bez cierpienia.

56 740 zł
Kacper Rac
3 dni do końca
Kacper Rac , 22 lata

❗️By po 21 latach zniknął wózek inwalidzki i potworny BÓL... Kacper ma szansę chodzić - POMOCY!

Po ponad 20 latach na wózku Kacper ma szansę, by z niego wstać! Szansa operacji jest jak światło, które rozświetliło mrok cierpienia, w którym żyje mój syn... Do problemów z poruszaniem doszedł ból. Ciało Kacpra jest wrogiem, a najgorsze, że syn nie powie, że go boli... Widzę to jednak po grymasie, po łzach i z całych sił proszę Was o ratunek! Kacper tak chciał być na tym świecie, że przyszedł na niego zdecydowanie za wcześnie... Nie wiedział, jak trudne będzie jego życie, z iloma problemami będzie musiał się przez to zmierzyć. Urodził się w 27. tygodniu ciąży, ważył zaledwie 940 gramów... Był mniejszy niż paczka cukru. Był skrajnym wcześniakiem - tak nazywa się dzieci, których narządy nie zdążyły się jeszcze dobrze wykształcić. Po przyjściu na świat zdiagnozowano u niego Mózgowe Porażenie Dziecięce. Początki życia Kacpra nie należą do łatwych. Synek walczył o życie, miał problemy z oddychaniem, wrodzoną infekcję, zapalenie płuc, niedokrwistość, dysplazję oskrzelowo-płucną... Został zaintubowany, ułożono go w inkubatorze i rozpoczęto wentylację mechaniczną. Każda kolejna doba życia Kacpra budziła we mnie lęk, każda kolejna informacja od lekarza, sprawiała, że coraz bardziej się o niego bałam... Jego stan był naprawdę ciężki, walczył o każdą minutę życia. Wypisano nas po czterech miesiącach, ale nie do domu, ale do innego szpitala na dalsze leczenie.  To było ponad 20 lat temu i wtedy był to dla nas dramatyczny czas. To jednak miała być tylko cząstka tego, co Kacper przeżył... Wygrał walkę o życie, ale wraz z jej końcem zaczęła się inna - o zdrowie. Skrajne wcześniactwo i Mózgowe Porażenie Dziecięce spowodowało szereg problemów... W wielu aspektach Kacper funkcjonuje inaczej niż zdrowy człowiek. Przez niemal 20 lat swojego życia odwiedził niezliczoną ilość gabinetów lekarskich, poznał wielu specjalistów - ortopedów, neurologów, laryngologów, pulmonologów, alergologów, chirurgów...  Kacper porusza się na wózku inwalidzkim. Podniesiony i prowadzony za ręce, zrobi kilka kroków... Do niedawno robił to bez problemu, teraz niestety staje się to już niemożliwe. Biodra są w fatalnym stanie. Kacper cierpi. Niemożność poruszania się utrudnia np. pójście do toalety. Ból, który towarzyszy mu, jest niemal nie do zniesienia... Szukając ratunku dla Kacpra, trafiliśmy do doktora Paleya - światowej sławy ortopedy, który zajmuje się pacjentami z najcięższymi wadami rąk i nóg. Powiedział, że Kacper może przejść operację, która sprawi, że wózek inwalidzki stanie się tylko wspomnieniem! Doktor naprawi biodra, wyprostuje stopy i sprawi, że zniknie cierpienie... Kacper będzie mógł żyć i poruszać się  bez bólu jak dotychczas! Kacper zawsze dzielnie szedł do przodu  z uśmiechem na twarzy, bo nawet maleńkie sukcesy dawały i dają nam i jemu wiarę w to, że będzie już tylko lepiej. Niestety, koszty operacji obu nóg  są bardzo duże - to blisko 300 tysięcy złotych! Operacje będą przeprowadzone w etapach: jedna noga czyli biodro, kolano, stopa. 4 tygodnie rehabilitacji, potem druga strona i 8 tygodni ponownej rehabilitacji.  Potem jeszcze koszt wizyt kontrolnych i ortez, wszystko w Warszawie, gdzie spędzimy kilka miesięcy... Niestety sami nie damy rady uzbierać kwoty potrzebnej na operację Kacpra. Dlatego w imieniu swoim i Kacpra błagam o pomoc. Wierzę, że nie ma rzeczy niemożliwych, że mój syn dostanie szansę na ratunek! Dziękujemy za dotychczasowe wsparcie, dobre słowo, które otrzymujemy od wszystkich. Chociaż ostatnie miesiące są dla wszystkich ciężkie, pomagacie, a to jest nieocenione. Każda matka zrobi dla swojego dziecka wszystko, żeby mu pomóc, jeśli jest taka możliwość. Dlatego proszę o pomoc! On może przestać cierpieć... Małgorzata - mama Kacpra

21 904,00 zł ( 7,92% )
Brakuje: 254 470,00 zł
Iwona Rybiec
1 dzień do końca
Iwona Rybiec , 55 lat

Wylew doprowadził do tragedii. Trwa walka o sprawność Iwony!

Koszmar naszej rodziny zaczął się 31 lipca 2020. Tamtego dnia u mojej mamy doszło do bardzo poważnego wylewu... Ze skutkami tego, co się wydarzyło walczymy do dzisiaj. Mama cały czas przebywa w specjalistycznym ośrodku, w którym jest rehabilitowana. Niestety wciąż utrzymuje się niedowład prawej strony ciała i problemy z komunikacją.  Staramy się pomagać jej jak tylko się da. Rozumiemy się z nią na zasadzie gestów, potakiwania, ale czasem tez po prostu intuicji. Pomimo że uraz był bardzo duży mama  jest na dobrej drodze, aby do nas wrócić. Ogromna w tym rola ośrodka i rehabilitantów, którzy wkładają dużo pracy, by mama mogła odzyskiwać sprawność. Niestety – pobyt w takim ośrodku kosztuje ogromne pieniądze, dlatego proszę o pomoc! Jak doszło do wylewu? Tego dnia moja mama przebywała na delegacji. Nie wiemy dokładnie, kiedy to się wydarzyło, bo była tam sama. Około godziny 10, w jej mieszkaniu znalazł ją kolega, który zmartwił się, że nie ma jej w pracy, co było do niej niepodobne…  Mama od razu została przewieziona karetką do szpitala. Przeszła operację, ale niestety informacje, które przekazywali lekarze, sprawiały, że coraz częściej traciłem nadzieję... Przez pierwsze godziny i dni znajdowała się w stanie krytycznym, w śpiączce farmakologicznej, podpięta pod respirator... Czasem dopadały mnie najczarniejsze myśli, bałem się, że stracę tak bliską mi osobę. Do dziś ciężko mi wspominać tamte dni i chwile przeszywającego strachu i bezsilności... Po dwóch tygodniach podjęto próbę wybudzenia ze śpiączki. Udało się i następnie odłączono mamę od respiratora. Gdy zaczęła oddychać samodzielnie, ogarnęła mnie niesamowita radość! Niestety konsekwencje wylewu widać do dzisiaj...  Dzięki rehabilitacji widać zdecydowany postęp względem tego, co było w listopadzie 2020. Mama jest bardziej samodzielna, wszystko chce robić sama, ale niestety w dalszym ciągu prawa strona jest niedowładna. Problem stanowi ubieranie, mycie się, codzienna toaleta, poruszanie się. Całodobowo potrzebna jest jej opieka... Ogromnym ciężarem dla niej jest problem z komunikacją. Brak możliwości mówienia oraz pisania (poza powtarzaniem sylab i przepisywaniem) bardzo jej przeszkadza i frustruje, czasem przeradzając się w chwilowe załamania i poddawanie się. Mimo wszystko widać dużą motywację do działania! Jako rodzina staramy się pomagać jej jak tylko się da. Mama rozumie wszystko, co do niej mówimy i potrafi nam odpowiedzieć na swój sposób, pamięta bardzo dużo, pomimo że uraz był bardzo duży. Jesteśmy na dobrej drodze, aby mama do nas wróciła. By tak było, mama potrzebuje dalszej intensywnej rehabilitacji w ośrodku rehabilitacyjnym. To wielka szansa, by utracone umiejętności powróciły! Szansa, której nie można zmarnować. Proszę, pomóż mi ratować zdrowie mojej mamy!  Mateusz - syn Iwony  ––––––––––– Możesz również pomóc, biorąc udział w licytacjach na Facebooku ➡️ Pomagaj i wygrywaj - zalicytuj dla Iwonki!

91 195,00 zł ( 38,03% )
Brakuje: 148 550,00 zł
Patryk Retkowski
Patryk Retkowski , 9 lat

Ból i cierpienie niszczy życie Patryka! Uratuj go przed straszną chorobą!

Od kilku lat mój synek zmaga się z bólem i cierpieniem. Od kilku lat szukam pomocy gdzie tylko można. Teraz musimy walczyć do końca, nie możemy się poddać. Niestety, choroba nie chce odpuścić, a Patrykowi brakuje już sił do dalszej walki. Wszystko zaczęło się gdy Patryk miał 18 miesięcy. Po szczepionce 6 w 1 plus pneumokoki i meningokoki, którą podano mu w Szkocji, zauważyliśmy, że coś niepokojącego dzieje się z synkiem. Godzinę później już wiedziałam, że to zbyt dużo, jak dla tak małego dziecka. U Patryka pojawiła się wysoka gorączka oraz wysypka. Trafiliśmy do szpitala, gdzie lekarz zdiagnozował anginę. Lekarz przepisał leki, które braliśmy zgodnie z zaleceniem. W pewnej chwili na twarzy Patryka pojawiły się wypieki, a jego zachowanie było bardzo niepokojące. Z dnia na dzień stan synka się pogarszał. Jego zachowanie budziło niepokój, a napady szału zdawały się nie mieć końca. Dodatkowo nie chciał jeść, bardzo bolały go nóżki i mięśnie. Szukałam pomocy wszędzie gdzie się dało, zarówno za granicą, jak i w Polsce, niestety lekarze rozkładali ręce. Tysiące badań, wieczne czekanie na wyniki, aż wreszcie trafiliśmy na lekarza z Gdańska, który po wynikach stwierdził autoimmunologiczne limbiczne zapalenie mózgu oraz miano ANA  (antinuclear antibodies). Patryk zmaga się również z przeciwciałami M beta 2 oraz onkoneuronalnymi przeciwcialami HU. Ma także bardzo duże problemy jelitowe, wymaga to wielu wyrzeczeń, ponieważ syn musi być na ścisłej diecie. Z jednej strony była to dla mnie tragiczna wiadomość, z drugiej wiedziałam, że teraz będę już w stanie pomóc mojemu dziecku. Po rozmowach z lekarzami i szukaniu pomocy w internecie wiedziałam, że to będzie dla nas niezwykle męcząca walka, jednak dla Patryka zrobię, co w naszej mocy, by tylko był zdrowy! Niestety, nikt nie umiał zaplanować terapii, która skutecznie zwalczyłaby chorobę. Mijały miesiące, stan mojego syna zaczął się pogarszać, a objawy nasilać. Ból  zabrał Patrykowi normalne życie, zabrał mu dzieciństwo... Cierpienie, które mu towarzyszy jest o wiele gorsze niż to, z którym czasem mierzy się zdrowy człowiek. Dla nas był to bardzo trudny okres. Patrzyłam na synka i nie byłam mu w stanie pomóc. Po kilku latach cierpienia moejgo synka dowiedziałam się od specjalistów, że stan Patryka może się poprawić po podaniu wlewu z immunoglobin ludzkich, gdzie jeden wlew kosztuje około 23 tysięcy złotych. By zobaczyć czy choroba ustąpi potrzeba trzech takich wlewów. Jeśli choroba zacznie ustępować, to będą planowane kolejne. Dla mnie jest to kwota, której sama nie jestem w stanie zdobyć. Do tej pory koszty związane z leczeniem opłacałam z własnych oszczędności, które się skończyły. Proszę Was o pomoc, o ratunek dla mojego dziecka! Ewelina, mama Patryka __________________ Patryka można wesprzeć także poprzez licytację

34 721,00 zł ( 55,43% )
Brakuje: 27 918,00 zł
Mikołaj Rajkowski
Mikołaj Rajkowski , 4 latka

Potworna choroba odbiera naszemu synkowi szansę na sprawność i rozwój... Pomocy!

Każdy dzień jednocześnie daje i odbiera nadzieję. Każdy jest na wagę życia naszego dziecka! Patrzę na Mikołaja i nie mogę uwierzyć w to, co się dzieje w maleńkim organizmie. Miki przyszedł na świat z wadą wrodzoną, na którą choruje tylko 3% dzieci. Tragiczna informacja, która brzmi jak wyrok i zmienia drogę pełną nadziei w walkę, która toczy się właściwie bez końca.  Plagiocefalia boczna o stopniu znacznym - te słowa brzmią zagadkowo, ale też niebezpiecznie. Co w praktyce oznacza choroba naszego synka? Zniekształcenie czaszki powodujące zwiększający się ucisk na mózg. Choroba nieleczona prowadzi do poważnych i potwornych konsekwencji. W miarę jak nasz synek będzie rósł, będzie zwiększała się objętość jego mózgu, ale przez deformację czaszki, zabraknie miejsca na jego prawidłowe ułożenie. To będzie prowadziło do kolejnych komplikacji - przez brak możliwości rozwoju nasz synek może być całkowicie upośledzony, może już nigdy nie słyszeć, nie mówić, nie chodzić, nie rozumieć… Strach bywa paraliżujący, ale w tym momencie nie możemy się poddać lękom - musimy zrobić wszystko, by wyprzedzić chorobę i w odpowiednim czasie zareagować, by uniknąć rosnącego zagrożenia…  Jedyna pomoc w naszej sytuacji to specjalistyczny kask korygujący kształt głowy. W połączeniu z rehabilitacją i konsultacjami specjalistów to droga, która pozwoli nam powstrzymać to, co w tym momencie jawi nam się jako nadchodzący koszmar - nasz, naszego dziecka… Dlaczego czas ma tak duże znaczenie? Na leczenie mamy zaledwie 6 miesięcy - po tym czasie zarastają szwy czaszkowe, co uniemożliwi lekarzom dalsze działania. Musimy działać tu i teraz. Musimy zebrać kwotę, której potrzebujemy natychmiast, by nasz synek jak najszybciej mógł rozpocząć terapię.  Zegar tyka! Twoja pomoc to przyszłość naszego synka! Mikołaj został boleśnie doświadczony przez los, ale to nie koniec. Dla nas zdobycie możliwości przeprowadzenia terapii to dopiero początek - pierwszy krok w stronę zdrowia. W stronę nowego życia, które jeszcze przed naszym synkiem. Wierzymy, że lepsze jutro jest w naszym zasięgu. Tylko dzięki Wam możemy ratować przyszłość naszego dziecka! 

9 210,00 zł ( 16,91% )
Brakuje: 45 237,00 zł
Grzegorz Cieślak
Grzegorz Cieślak , 46 lat

Tata czterech małych chłopców prawie umarł na ich oczach❗️Pomóżmy Grzesiowi wrócić do domu...

Grzegorz to mój mąż i najcudowniejszy tata, jakiego można sobie wyobrazić. Mamy czterech synów i od wielu lat tworzymy naprawdę szczęśliwą rodzinę. Niestety, nasze szczęście rozsypało się w jednej chwili niczym domek z kart - przyćmiła je tragedia... Grzesiu prawie umarł na oczach naszych dzieci! Do niedawna prowadziliśmy normalne, szczęśliwe życie. Mąż jest bardzo rodzinnym człowiekiem, uwielbia spędzać czas z naszymi synami... Mikołaj ma 9 lat, Marcelek 5, Błażej 3 i jest jeszcze nasz najmłodszy synek, 4-miesięczny Wojtuś... Tata był dla nich bohaterem, idolem, autorytetem. Bawił się z nimi w różne zabawy i był wzorem do naśladowania... Był też dla mnie ogromnym wsparciem i przyjacielem. Wspólnie chodziliśmy na spacery, wspólnie przygotowywaliśmy posiłki. Grześ bardzo lubił naprawiać samochody, rozwiązywać krzyżówki. Pewnego czerwcowego dnia wszystko się jednak zmieniło. Zawaliło się życie całej rodziny. Grzegorz jak zwykle bawił się z chłopcami, kiedy nagle źle się poczuł... Zasłabł. W jednej chwili śmiał się, rozmawiał z dziećmi, w drugiej jakby go nie było... Zatrzymała się praca serca. Grzegorz umierał na oczach naszych przerażonych synków. Zaczęła się dramatyczna walka o życie... To były straszne, rozpaczliwe chwile, których samo wspomnienie budzi lęk, wywołuje łzy... W tamtych chwilach bałam się, że stracę Grzegorza na zawsze. Wszystko działo się jakby obok... Ratownicy z pierwszej karetki pomimo wadliwego sprzętu reanimacyjnego przeprowadzili masaż serca. Wiedziałam, że liczy się każda sekunda. Wezwano drugą karetkę, kardiologiczną... Ratownicy natychmiast zabrali go na SOR do szpitala w Siedlcach. Okazało się, że doszło do głębokiego i rozległego niedotlenienia mózgu, któremu towarzyszyły trzy ataki padaczki.  Stan był krytyczny... Lekarze od razu wprowadzili Grzesia w śpiączkę farmakologiczną... Przez długie 3 tygodnie bałam się najgorszego. Mąż był nieprzytomny, a dzieci przerażone - nie wiedziały, co się stało i kiedy tata wróci... Po wybudzeniu mąż nadal przebywał na oddziale intensywnej terapii. Do tej pory Grzesiek nie odzyskał świadomości, ma porażenie wszystkich czterech kończyn, nie oddycha samodzielnie, tylko za pomocą rurki tracheotomijnej. Nie wiemy jeszcze, jakie spustoszenie nastąpiło w mózgu. Obecnie Grzegorz przebywa na rehabilitacji w ośrodku w Sawicach. Niestety, może być tam tylko rok. Na ten moment szukamy najlepszego specjalistycznego ośrodka, który zajmie się dalszą rehabilitacją i opieką nad Grzesiem. Nikt z nas nie był przygotowany na tę tragedię, a koszty będą ogromne. Wiem, że to potrwa, nikt nie wybudza się ze śpiączki w dzień, tydzień czy miesiąc. Chcę działać i zapewnić Grzesiowi jak najlepszą specjalistyczną rehabilitację i opiekę, ponieważ pierwsze tygodnie i kolejne miesiące mają kluczowe znaczenie. Grzegorz ma silny organizm,  wszystkie organy działają bez zarzutów, dlatego lekarze dają szanse na powrót do zdrowia.  Wciąż trudno mi uwierzyć w to, co nas spotkało. Nie ma dnia, żebym nie tęskniła za mężem... Zostałam sama z czwórką malutkich dzieci. Wojtuś ma dopiero kilka miesięcy... Czy będzie w ogóle pamiętał swojego tatę? Nie pracuję, zajmuję się dziećmi, pomaga mi mama. Muszę utrzymać siebie i dzieci, skąd wziąć pieniądze na rehabilitację, na ratunek dla Grzesia? Jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji. Jeszcze bardziej tęsknią chłopcy. Nie rozumieją, dlaczego taty nie ma, nagle zniknął i już się z nimi nie bawi... Proszę, tak bardzo chcemy odzyskać ukochanego męża i tatusia. Liczy się każda dobra myśl, modlitwa, słowo otuchy i każda złotówka. Z góry dziękuję za pomoc, każdy gest tak wiele dla nas znaczy! Ania, żona Grzegorza

58 344,00 zł ( 64,52% )
Brakuje: 32 082,00 zł
Dariusz Stępień
Dariusz Stępień , 42 lata

Pomóż mi przejść drogę od zależności do samodzielności...

Mam na imię Darek, niedawno skończyłem 39 lat. Zeszłoroczna Wigilia miała być spokojnym dniem spędzonym w rodzinnym gronie, jednak dla mnie los napisał inny scenariusz… Taki, którego nie chciałby przeżyć nikt. Jest taki dzień, w którym radość wita wszystkich...  I tak właśnie zapowiadały się Święta Bożego Narodzenia. Niestety świat się na chwilę zatrzymał, kiedy uległem poważnemu wypadkowi komunikacyjnemu. Przechodząc przez przejście dla pieszych, zostałem potrącony przez samochód osobowy. Sprawca jechał na tyle „beztrosko” i z taką prędkością, jakby na pasach nikogo nie było. Niewiele pamiętam z przejazdu karetką, jedynie ból i strach co będzie dalej.  Trafiłem do szpitala, gdzie zdiagnozowano u mnie rozległe obrażenia. Miałem złamane siedem żeber, obojczyk, kości podudzia prawego i lewego. Urazy te spowodowały, że od 24 grudnia moje ciało jest w stanie przyjąć jedynie pozycję leżącą i w ograniczonym stopniu, siedzącą. Utrata sprawności uzależniła mnie od pomocy innych osób i zredukowała mój świat do czterech ścian - najpierw szpitala, a obecnie - pokoju w moim mieszkaniu.  Nie jestem w stanie samodzielnie się poruszać. Muszę wzmocnić mięśnie tułowia i nóg, uelastycznić blizny i walczyć, by spionizować ciało. Szansą na poprawę sprawności jest dla mnie kilkumiesięczny turnus rehabilitacyjny, który umożliwia stały pobyt w ośrodku z fizjoterapeutami i opieką ortopedyczną na miejscu. To niezbędny, ale kosztowny etap mojej rekonwalescencji, dlatego zwracam się z ogromną prośbą o wsparcie w zebraniu potrzebnych środków. Chciałbym kolejne święta spędzić normalnie, w gronie najbliższych. Spraw, by nie były one rocznicą fatalnych zdarzeń. Razem musi się udać!  Darek

3 936,00 zł ( 4,62% )
Brakuje: 81 171,00 zł
Adrian Piotrowicz
Adrian Piotrowicz , 28 lat

Wypadek nie może wszystkiego przekreślić... Adrian potrzebuje pomocy!

Pamiętam Adriana jako uśmiechniętego chłopaka, pełnego energii i zapału do walki o swoje marzenia. Przyjaciele i znajomi syna zawsze mówili, że Adriana nie trzeba było o nic prosić, bo sam chętnie wszystkim pomagał. Potrafił nawet wręczyć od rana kwiatek, aby czyjś dzień w pracy minął przyjemniej. Oddałabym wszystko żeby znów był w pełni sił, żeby znów na jego twarzy zobaczyć uśmiech… W październiku 2020 roku, kiedy Adrian wracał samochodem do rodzinnego domu, tuż przy granicy polsko-niemieckiej, uległ poważnemu wypadkowi samochodowemu. Jego auto zderzyło się z ciężarówką. Syn został natychmiast przetransportowany helikopterem do szpitala w Dreźnie, gdzie rozpoczęła się dramatyczna walka o jego życie. Przez miesiąc paraliżował mnie strach, powtarzałam sobie, że mu się uda, że wygra, że przeżyje. Nie mogłam nawet dopuścić do siebie innej myśli.  W wyniku wypadku syn stracił lewą rękę i doznał wielonarządowych obrażeń. Choć udało mu się przetrwać najgorsze, wiedziałam, że Adriana czeka jeszcze długa i wyczerpująca droga do tego, by pogodzić się z rzeczywistością po wypadku i by zawalczyć o sprawność. Rozpoczęła się rehabilitacja. Obecnie Adrian odbywa ją w warunkach domowych. O ile udało się zauważyć pierwsze postępy i syn podejmuje już pierwsze próby chodzenia, o tyle mózg Adriana ucierpiał w ogromnym stopniu. Uszkodzenie okazało się na tyle rozległe, że do dziś syn ma ogromne problemy ze wzrokiem i pamięcią. Nie pamięta o swoich potrzebach, nie potrafi powiedzieć, jaki mamy dziś dzień, nie pamięta, kto jeszcze przed chwilą go odwiedził.  Staramy się odbywać jak najwięcej konsultacji z lekarzami, obecnie przede wszystkim z rehabilitantem. Chciałabym, aby Adrian mógł korzystać z pomocy specjalistów, by miał szansę zawalczyć o jak największą sprawność. Wiem, że nie uda się cofnąć czasu, ani odzyskać wszystkiego co zabrał wypadek, ale póki mamy szansę i nadzieję na to, że może być lepiej, zrobimy co w naszej mocy, aby tak właśnie było. Koszty regularnej rehabilitacji są ogromne, a ćwiczenia muszą odbywać się regularnie. To jedyna nadzieja, dlatego choć nie jest mi łatwo, bardzo Państwa proszę o pomoc w zebraniu potrzebnych środków. Chodzi o przyszłość mojego ukochanego syna...  Mama Adriana

12 498,00 zł ( 10,09% )
Brakuje: 111 332,00 zł
Krzysztof Telwak
Krzysztof Telwak , 54 lata

Ukryta cukrzyca pozbawiła mnie nogi. Proteza to dla mnie szansa na lepsze jutro!

Mam na imię Krzysztof. Zawsze byłem aktywny zawodowo. Przez wiele lat pracowałem jako piekarz. Razem z żoną mieliśmy plany na rozwinięcie firmy, jednak los napisał inny scenariusz. Mój koszmar rozpoczął się niedługo po moich pięćdziesiątych urodzinach... We wrześniu 2020 roku trafiłem do lekarza z chorą stopą. Z początku byłem przekonany – tak jak i lekarze – że jest to rana po ukąszeniu, bądź wbiciu czegoś. Noga zaczęła mi puchnąć, miałem ponad 40 stopni gorączki. Po pierwszych wynikach badań nic nie wskazywało na to, że jestem chory. Niestety po czasie mój świat runął jak domek z kart. Otrzymałem telefon od lekarza z informacją, że mój poziom cukru we krwi wynosi ponad 600! Gdy znalazłem się w szpitalu usłyszałem wyrok - ukryta cukrzyca. Po próbach ratowania stopy i nadziei, że jednak się uda, niestety lekarze nie mieli wyjścia i musieli amputować mi nogę. Załamało mnie to... Do tej pory byłem aktywny zawodowo. Jestem piekarzem i kocham to, co robię. W piekarni spędziłem prawie całe swoje życie. Niestety teraz wszystko się zatrzymało... Chciałbym odzyskać sprawność i jak największą samodzielność, aby wrócić do pracy i zrealizować odłożone plany, dlatego zwracam się do Państwa z prośbą o pomoc w zebraniu środków na zakup protezy. Każdy gest wsparcia tak wiele dla mnie znaczy! Krzysztof

17 438,00 zł ( 27,31% )
Brakuje: 46 392,00 zł