Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Iwona Matuszewska
Iwona Matuszewska , 49 lat

Choroba wdarła się do mojego życia i próbuje zabrać sprawność! Ratunku!

Nie spodziewałam się, że z pozoru delikatne skaleczenie doprowadzi mnie do momentu, w którym będę walczyć o moją sprawność. Gdy 10 lat temu usłyszałam od lekarzy diagnozę, świat się na chwilę zatrzymał. Ogromna wola walki nie wystarczyła, by spowolnić postępy choroby, wyrwać się z ramion okrutnych schorzeń i wrócić do normalnego życia. Wykryto u mnie chorobę Buergera atakującą naczynia krwionośne, głównie kończyn dolnych. Na początku występują niepokojące drętwienia w obrębie stóp i palców oraz stałe uczucie ochłodzenia. W moim przypadku zaczęło się od niewinnie wyglądającej rany, która doprowadziła mnie do amputacji nogi i przykuła do wózka na zawsze…  Choroba niedawno zaatakowała również drugą nogę. Staram się nie dopuszczać myśli, że czeka mnie kolejna amputacja, jednak nikt nie jest w stanie zagwarantować mi, że tak się nie stanie. Moja codzienność to strach o przyszłość.  Staram się nie poddawać, bo mam dla kogo żyć. Jestem mamą 7-letniej Wiktorii, która bardzo potrzebuje mojego wsparcia i obecności. Chciałabym w pełni uczestniczyć w jej życiu, wspierać i być jej oparciem, zrealizować wszystkie zaplanowane podróże. Marzeń mamy naprawdę wiele, jednak są one przykryte strachem, a ich realizacja stoi pod ogromnym znakiem zapytania.  Przed amputacją pracowałam fizycznie, teraz obawiam się o przyszłość. Marzę o powrocie do mojej największej pasji jaką jest praca w ogrodzie. Niestety, póki nie będę mogła poruszać się swobodnie, nie dam rady się tym zajmować.  Bez specjalistycznej protezy nie dam rady swobodnie się przemieszczać, pracować, ale przede wszystkim być w pełni mamą dla mojej ukochanej córeczki… A to na tym teraz zależy mi najbardziej.  Koszty zakupu protezy są bardzo wysokie i przekraczają moje możliwości finansowe. Oprócz tego czeka mnie jeszcze turnus rehabilitacyjny, który ma dać mi możliwość nauki chodzenia w protezie. Wszystko razem generuje koszty nie do przeskoczenia. Samodzielnie nie jestem w stanie pozwolić sobie na takie wydatki, mimo że wiem, jak bardzo są mi potrzebne. Dlatego błagam o pomoc. Robię to dla siebie i dla Wiktorii!  Iwona

1 687,00 zł ( 2,96% )
Brakuje: 55 260,00 zł
Filip Czajkowski
Filip Czajkowski , 13 lat

Samotna mama w walce o sprawność synka. Filipek potrzebuje rehabilitacji!

Filipek jest po operacji nóżki. Wciąż potrzebuje rehabilitacji, by utrzymać efekt - w przeciwnym razie wszystko przepadnie… Rehabilitacja musi być kontynuowana systematycznie, bez przerw. To jednak ogromne koszty. Prosimy, pomóż nam raz jeszcze. W Tobie nasza nadzieja... Dzięki Pomagaczom Filipek mógł przejść swoją najważniejszą operację na nóżki, po której samodzielnie będzie mógł zacząć chodzić! Wasza pomoc pozwoliła także opłacić pierwsze miesiące rehabilitacji. Niestety, środki się powoli kończą, a rehabilitacja musi trwać, bo bez niej stracimy wypracowane postępy... Bardzo proszę, pomóż Filipowi w dalszej walce o lepszą sprawność, o lepsze jutro. Bez rehabilitacji efekt operacji legnie w gruzach. Poznaj naszą historię: Przez pierwszy rok życia naszego synka sądziłam, że jestem ogromną szczęściarą, że moje dziecko jest zdrowe… Gdy jednak zaczęły się problemy z rozwojem Filipka, padł na mnie blady strach. Okazało się, że przyszłość synka stanęła pod znakiem zapytania… Filipek ma choruje za dziecięce porażenie mózgowe. Dowiedziałam się o tym, gdy miał roczek. Zaniepokoiło mnie to, że nie chodzi, nie raczkuje, tylko się czołga. Na rutynowym szczepieniu pediatra skierował nas na wizytę u neurologa i wypisał skierowanie na rehabilitację. Potem zapadła diagnoza i zaczęła się walka o każdy, najmniejszy nawet postęp w rozwoju synka... Każdy krok był dla nas sukcesem, na który ciężko pracowaliśmy. Jeździliśmy do neurologa w Kołobrzegu, do tego poradnia rehabilitacyjna, w której podawano Filipkowi toksynę botulinową, jednak po czasie przestała już przynosić oczekiwane efekty. Poprosiłam naszego neurologa o inne zalecenia co do dalszego leczenia. Właśnie wtedy zostaliśmy skierowani do ortopedy w Poznaniu. Tak okazało się, że do tej pory leczenie Filipka było źle prowadzone… Po dokładnych badaniach specjalista z Poznania stwierdził, że mój synek wymaga pilnej i niestety skomplikowanej operacji nóżek, dzięki której będzie mógł samodzielnie się poruszać, może nawet bez wsparcia!  Po wielu latach Filip w końcu trafił na lekarza, który jest w stanie pomóc! Dzięki operacji będzie mógł chodzić, w końcu nadążać za rówieśnikami! Dzięki Wam operacja się odbyła, za co do końca życia będziemy dziękować. Niestety, teraz potrzebna jest równie kosztowna i ważna rehabilitacja... Rok młodszy braciszek Filipka jest zdrowy, a on tak bardzo chciałby móc bawić się z nim, biegać po podwórku. Sam, na własnych nogach, bez niczyjej pomocy… Mój synek jest radosnym i mądrym chłopcem, wie, że różni się od innych dzieci. I najbardziej na świecie chciałby w końcu samodzielnie stawiać swoje pierwsze kroki… Moich synków wychowuję samotnie, niestety nie stać mnie na rehabilitację, która sprawi, że Filipek będzie chodził, a efekty operacji się utrzymają. Cena rocznej rehabilitacji to koszt ponad 30 tysięcy złotych. Dla samotnie wychowującej dwójkę dzieci mamy to środki nie do zdobycia... Michalina - mama Filipka

14 033,00 zł ( 38,98% )
Brakuje: 21 967,00 zł
Anna Przyłuska
Anna Przyłuska , 58 lat

Obudzić się z koszmaru, który śnię już zbyt długo... Proszę, pomóż!

Od roku budzę się, zastanawiając, co będzie dalej. Od roku żyję ze świadomością, że nowotwór złośliwy zagraża mojemu życiu. Od roku wiem, że nie mogę się poddać, bo bardzo chcę i mam dla kogo żyć! Informacja o tym, że mam nowotwór przewróciła mój świat do góry nogami. Nie potrafię opisać, co czułam kiedy lekarze powiedzieli mi o najnowszej diagnozie. Byłam przerażona, bez nadziei na jakikolwiek pozytywny przebieg wydarzeń. Świadomość choroby pozbawiła mnie możliwości normalnego funkcjonowania. Dni mijały, a ja dzięki wsparciu moich najbliższych, zmieniałam nastawienie. Poczułam, że dam radę zawalczyć o zdrowie. Rozpoczęłam bardzo długą i ciężką przygodę z osteosarcomą, z którą zamierzam wygrać! Każdy kolejny dzień to dla mnie wyzwanie, ale i nadzieja, że tym razem usłyszę dobrą informację, że nowotwór odpuści.  W maju ubiegłego roku przeszłam chemioterapię z nadzieją, że uda mi się uratować nogę. Pierwsze podania przebiegły pomyślnie. Niestety, później ból nogi się nasilił oraz pojawiła się wysoka gorączka. Ból był tak silny, że zostałam przykuta do łóżka i pozbawiona samodzielnego funkcjonowania. W nodze pojawiła się zakrzepica. Guz bardzo się powiększył i osiągnął wymiary 12×19 cm, co doprowadziło do zniszczenia kości. Co gorsza, okazało się, że nowotwór zaatakował również płuca. Czułam, że powoli tracę nadzieję, ale wciąż potrafiłam wykrzesać z siebie wiarę, że nie wszystko stracone.  W przeciągu 3 miesięcy ilość zmian guzkowych zwiększyła się pięciokrotnie! W dniu zaplanowanego trzeciego kursu chemioterapii okazało się, że guz w kości udowej zagraża mojemu życiu i konieczna jest natychmiastowa amputacja nogi. Po operacji było mi bardzo ciężko dojść do siebie zarówno fizycznie jak i psychicznie. Codziennie rano budzę się z myślą, że to tylko sen i zaraz stanę na własnych nogach. Często dokuczały i nadal dokuczają mi bóle po amputacji, które przypominają mi o mojej nodze, a ja niestety zostałam skazana na wózek.  Zmiany w płucach rosną. Lekarze nie są w stanie powiedzieć, jak zadziała kolejna chemia, a ja mam tylko jedno marzenie - znów poczuć, że jestem samodzielnym człowiekiem, otrzymać protezę, która pozwoli mi stanąć na własnych nogach! Dzięki niej mam szansę poczuć się jak dawniej! Będę bardzo wdzięczna za każdą okazaną pomoc, za każdą złotówkę, która przybliży mnie do celu! Anna

12 771,00 zł ( 35,19% )
Brakuje: 23 520,00 zł
Oliwia Tomczyk
Oliwia Tomczyk , 16 lat

Od lat walczy z chorobą, na którą nie ma lekarstwa... Pomóż ratować przyszłość Oliwii

Bardzo chciałabym zapewnić moją córeczkę, że wszystko będzie dobrze. Niestety, choroba jest nieprzewidywalna, a ja im więcej myślę o przyszłości, tym bardziej się boję. Każdego dnia na nowo staję do walki - o życie, zdrowie i lepszą przyszłość moich chorych dzieci…  Diagnoza, którą postawili lekarze była bezwzględna. Mukowiscydoza to choroba nieuleczalna i groźna - nieleczona prowadzi do śmierci. Z jednej strony był to dla nas cios, z drugiej ratunek dla starszego brata Oliwki, który dzięki siostrze również został właściwie zdiagnozowany. W pewnym momencie okazało się, że mamy nie jedno śmiertelnie chore dziecko, a dwoje… Tych emocji zwyczajnie nie da się opisać. Strach, przerażenie i wciąż powracające pytanie “co dalej?”. Wiemy, że choroba to mnóstwo ograniczeń i niesamowite obciążenie dla organizmu. Oddech podtrzymywany dzięki specjalistycznej aparaturze, dzięki leczeniu i stałej rehabilitacji. Życie toczy się w rytmie wyznaczanym przez chorobę - poprawa oznacza odrobinę wolności, pogorszenie stanu jest sygnałem do powrotu do intensywnego leczenia, a niekiedy również kolejnej wizyty w szpitalu. Oliwia jest już nastolatką, a leczenie, którego wymaga choroba jest dla niej coraz większym utrudnieniem. Czasem pyta, kiedy wreszcie będzie mogła żyć jak inni. Czy wróci do szkoły, czy znajdzie przyjaciół. W takich momentach w moich oczach zawsze pojawiają się łzy, bo choć robię wszystko, co możliwe nie mogę jej o tym zapewnić. Nie chcę jej oszukać mówiąc, że wszystko będzie dobrze.  Robimy wszystko, by Oliwia jak najdłużej była z nami, by cieszyła się oddechem, dobrymi saturacjami. By choroba nie przejęła całkowicie kontroli. By nie zniszczyła tego, o co walczyliśmy przez lata. Niestety, skuteczny lek na tę chorobę nie istnieje, a my możemy tylko łagodzić jej objawy. Leczenie, stała kontrola lekarzy i niezbędna rehabilitacja to wciąż rosnące wydatki. Roczna terapia kosztuje kilkadziesiąt tysięcy złotych! Tylko i aż tyle, by zabezpieczyć życie naszej córeczki. By oddech nie zatrzymał się na zawsze, a rzeczywistość nie oznaczała niekończącej się walki. Potrzebujemy wsparcia! Potrzebujemy pomocy dobrych ludzie!  My nie możemy się poddać. Wierzymy, że dołączycie do nas i pomożecie zapewnić Oliwii to, co najważniejsze. Bez Waszego wsparcia nasze szanse dramatycznie maleją. Do tego stopnia, że nie chcę nawet myśleć o tym, co jeszcze może zabrać choroba.  Obecna sytuacja związana z koronawirusem spowodowała, że jesteśmy całkowicie zamknięci. Jeszcze kilka lat temu musieliśmy unikać zarazków w sezonie chorobowym, teraz każda najmniejsza bakteria dla Oliwii i jej brata może okazać się śmiertelnym zagrożeniem. To niewyobrażalne dla dorosłego… aż trudno pomyśleć, co w takich momentach dzieje się w głowie dziecka, które chce i powinno funkcjonować w grupach rówieśniczych... Walczymy o każdy oddech naszej córki, o to, by jej życie, chociaż trudne, było wypełnione szczęściem. Bylibyśmy w stanie zrobić wszystko, żeby wyleczyć nasze dziecko, jednak wszystko, to i tak za mało. Tylko rodzice chorych dzieci na tę chorobę wiedzą, co przeżywamy.  Oliwka wygląda jak zdrowa dziewczynka. Ale jej życie to pasmo cierpień. Uśmiecha się, ale jest przerażona. Prosimy, pomóżcie nam w walce o oddech naszej ukochanej córki!

28 091,00 zł ( 66,12% )
Brakuje: 14 390,00 zł
Anita Karkułowska - Gorzała
Anita Karkułowska - Gorzała , 49 lat

Anita przeżyła pięć udarów - pomóż jej wrócić do trójki stęsknionych dzieci!

Anita jest wspaniałą żoną i mamą trójki dzieci. Jest też wojowniczką, bo bardzo wcześnie musiała zacząć walkę o zdrowie i życie... Miała zaledwie 21 lat, gdy znalazła się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Udar... Pierwszy z pięciu. Pięć razy Anitę niemal zabrała śmierć... Bardzo, ale to bardzo potrzebna jest nasza pomoc! Udar kojarzy się z przypadłością, która dotyka osób w podeszłym wieku. To jednak nieprawda, może się zdarzyć każdemu. Wystarczy, że zamknięciu ulegnie tętnica, a do mózgu przestanie dopływać krew... Udar nazywany jest często "zawałem mózgu". Grozi strasznymi powikłaniami. Może skończyć się głęboką niepełnosprawnością lub po prostu śmiercią... Anita przeżyła pierwszy udar, kiedy miała 21 lat - wtedy, kiedy życie dopiero się zaczyna. Powrót do zdrowia był długi, ale Anita wiedziała, że musi walczyć. Przecież przed chwilą wkroczyła w dorosłe życie, nie mogło się w ten sposób zakończyć... Dzięki ciężkiej pracy odzyskała sprawność i samodzielność. Kolejne trzy udary - w odstępie kilkunastu lat - pokazały naprawdę wiele. Po pierwsze, że nie ma na świecie rzeczy niemożliwych. Po drugim udarze niedokrwiennym lekarze dawali jej niewielkie szanse na powrót do zdrowia i normalne funkcjonowanie. Niemożliwe stało się jednak faktem - Anita wiedziała, że ma dla kogo walczyć. Po drugie okazało się, że Anita jest zdeterminowana i ma w sobie ogromną wolę życia. Wiedziała, że musi stanąć na nogi i wrócić do domu. Dla męża i trójki wspaniałych dzieci, które nie wyobrażały sobie życia bez mamy... Niestety, początek roku okazał się dla rodziny  wyjątkowo tragiczny... W styczniu choroba po raz kolejny postanowiła o sobie przypomnieć. 16 stycznia Anita nagle straciła przytomność. W szpitalu w Wałbrzychu, do którego trafiła, szybko postawili diagnozę - kolejny, piąty udar - krwotoczny! Bardzo ciężki, z obrzękiem mózgu. Na domiar złego doszło jeszcze ostre zapalenie płuc. Po dwóch tygodniach doszło do zakażenia organizmu - Anita przeszła bardzo ciężką sepsę. Nie ma takich słów, by opisać tamten czas. Czekanie zawsze jest najgorsze, a lekarze nie dawali żadnych nadziei. Pozostała tylko modlitwa i czekanie na cud... I nadzieja, że miłość matki okaże się silniejsza niż śmierć. Że Stefania, Jessica i Olek nie stracą ukochanej mamusi... Anita ponad dwa tygodnie była w śpiączce farmakologicznej. Lekarze założyli jej dren do mózgu, żeby zmniejszyć obrzęk. Było naprawdę źle... Konieczna była transfuzja krwi. Dopiero wtedy Anita odzyskała świadomość, a obrzęk mózgu zmalał. Lekarze założyli jej rurkę tracheotomijną, żeby mogła oddychać oraz PEG-a, żeby umożliwić karmienie dojelitowe. Niestety, z Anitą nie było żadnego kontaktu, nie ruszała się - jedynie poruszała oczami. Szpital już nic więcej nie mógł zrobić. Dzięki staraniom rodziny Anita trafiła w lutym do zakładu opiekuńczo-leczniczego. Leczenie tam jest niestety bardzo kosztowne - miesięczny koszt pobytu wyliczony indywidualnie dla Anity to niemal 10 tysięcy złotych! Cena obejmuje jednak kompleksową opiekę lekarską i pielęgniarską, oraz neurorehabilitację - wszystko, co jest potrzebne do tego, by ta waleczna żona i mama mogła wreszcie wrócić do domu na własnych nogach. Po ponad miesiącu Anita po raz pierwszy zobaczyła swojego męża... Kiedy opowiadał jej, że wszyscy - dzieci, rodzina i przyjaciele - czekają na nią, Anita ściskała mu mocniej dłoń i próbowała coś powiedzieć... To wspaniała kobieta, bohaterka, która po piątym udarze dalej walczy. Błagamy o pomoc - sprawmy, aby miała szansę na odpowiednie leczenie i powrót do Stefanii, Jessiki, Olka i Mietka...

17 874,00 zł ( 28,31% )
Brakuje: 45 254,00 zł
Krystyna Marcinkowska
Krystyna Marcinkowska , 36 lat

Krysia dostała udaru, w śpiączce urodziła córeczkę... Trwa walka o zdrowie!

Mam na imię Krystyna.  W styczniu skończyłam  33 lata i od ponad roku nie byłam w domu… Gdy byłam w ciąży, doznałam udaru. Potem zapadłam w śpiączkę... Nie pamiętam porodu, nie poznałam mojej małej córeczki. Proszę, pomóż mi wrócić... Poznaj moją historię: Nie bez powodu mówię o swoich urodzinach, bo od tych ubiegłorocznych wszystko się zaczęło. W dzień 32 urodzin od rana czułam się źle. Bolała mnie głowa, a mdłości nasilały się z godziny na godzinę. Pomyślałam wtedy, że to w sumie dobrze – pojawiły się pierwsze objawy ciążowe. Od tygodnia wiedzieliśmy z mężem, że jestem w drugiej ciąży. Marcelek, nasz niespełna 2-letni synek, tak bardzo lubi dzieci, a ja zawsze marzyłam o dużej rodzinie  - sama mam ośmioro rodzeństwa. Dolegliwości się nasilały. Czułam się coraz gorzej. Ruszyła lawina. Szpital, dom, odwodnienie, szpital. Straciłam władzę w rękach. Będąc w półświadomości, usłyszałam diagnozę: udar niedokrwienny mózgu. Kiedy spojrzałam na Daniela, mojego Męża, widziałam tylko jego wielkie załzawione oczy. To jedno z ostatnich wspomnień, jakie mam z tamtego czasu. Tego samego dnia, wieczorem, dostałam ataku padaczki i zapadłam w śpiączkę. We wrocławskim szpitalu udrożnili mi tętnicę szyjną, jednak dobę po zabiegu doszło do obrzęku i ogromnego wylewu krwi do mózgu. Ja spałam, ale lekarze i rodzina walczyli o moje życie – jedni na sali operacyjnej, drudzy na szpitalnych korytarzach, trwając przy mnie i moim Mężu, modląc się nieprzerwanie i oczekując każdego dobrego słowa od lekarzy. Te ostatnie się jednak nie pojawiały. Lekarze rozkładali ręce. Mówili, że zrobili wszystko, co w ich mocy. Kazali czekać. Każda minuta dłużyła się moim bliskim w nieskończoność. Życie moje i naszej nienarodzonej Córeczki wisiało na włosku. Mój stan ustabilizował się, ale trzy długie tygodnie nie przynosiły żadnych zmian – wszyscy czekali, aż wybudzę się ze śpiączki. Nadszedł ten dzień. Zaczęłam reagować na głos mojego męża, ściskając go za rękę i powoli otwierając oczy. Pojawiły się komplikacje. Wodogłowie, bakteria w organizmie. Lekarze podjęli decyzję, że tylko mąż może mnie odwiedzać. Założyli zastawkę regulującą ilość płynu mózgowo-rdzeniowego i odprowadzającą go bezpośrednio do otrzewnej.  I wtedy… pandemia. Zamknięto szpital dla odwiedzających. Serce nam pękało. Właśnie w momencie, kiedy potrzebowałam największego wsparcia i obecności Daniela, odebrano nam możliwość bycia ze sobą. Zostałyśmy same. 5 czerwca lekarze podjęli decyzję o cesarskim cięciu. Na świat przyszła nasza maleńka Matylda. Kolejny szok, bo w pierwszych chwilach na tym świecie nie oddychała. Lekarze przeprowadzili jednak reanimację, która zakończyła się sukcesem. Wszyscy przecierali oczy ze zdumienia. Miałyśmy za sobą kilka operacji, mnóstwo podanych leków, tomografów… a nasz Córeczka, pomimo, że urodziła się w 28 tygodniu ciąży, była zupełnie zdrowa. Byłyśmy cudem…  Na początku lipca 2020 ruszyła moja pierwsza zbiórka na Siepomaga.pl Dzięki temu mogliśmy rozpocząć pobyt w krakowskim ośrodku rehabilitacyjnym. Miesięczny turnus, w zależności od ilości zabiegów, opiewa na kwotę około 30 tysięcy złotych. Jesteśmy tutaj od sierpnia. Ja i mój mąż, który bierze czynny udział  w mojej rehabilitacji. Walczy razem ze mną. Jest najlepszym człowiekiem, którego spotkałam w życiu. Bez niego na pewno nie dałabym rady. Jednak sam pobyt tutaj to nie jedyny koszt, który ponosimy. Bardzo ważne są też leki, które przyjmuję… Mimo niedowładu lewej strony ciała staram się z całych sił. Bardzo zależy mi też na szybkim powrocie do domu. Do moich cudownych dzieci, do rodziny i przyjaciół. Nasz dom jednak nie jest dostosowany do moich potrzeb i stanu zdrowia. Musimy przeprowadzić jego gruntowny remont, wyposażyć w sprzęty ułatwiające mi poruszanie się, jak również w urządzenia do rehabilitacji domowej. Konieczne będzie również zatrudnienie rehabilitanta oraz turnusy w klinikach rehabilitacyjnych, być może już bliżej domu, koło Wrocławia. Nikt nie jest w stanie oszacować kwoty ostatecznej, jaka będzie nam potrzebna na najbliższy rok, dwa. Dlatego zwracam się do Was z prośbą o dalsze wsparcie. Pomóżcie nam zebrać środki na dalszą walkę. To niesamowite, że mogę być z Wami z powrotem…  Poprzednia zbiórka, jaka była dla mnie prowadzona, zakończyła się ogromnym sukcesem. Chcielibyśmy Wam za nią podziękować. Dzięki Wam mam szansę na to, żeby odzyskać namiastkę normalności, żeby wrócić do domu po tak długiej i uporczywej nieobecności. Z całego serca Wam dziękuję! Walczę dalej. Krystyna Marcinkowska

40 240 zł
Krzysztof Bukała
Krzysztof Bukała , 67 lat

Udar zabrał sprawność, ale nie wolę walki. Pomóż Krzysztofowi!

Udar - zawsze przychodzi znienacka, nigdy nie w porę. Wydaje nam się, że jest powszechny, ale zawsze dotyczy kogoś innego, nikogo z naszych bliskich… Dopiero kiedy przychodzi nieszczęście, zdajemy sobie sprawę, jak bardzo los bywa przewrotny, a tragedia może spotkać każdego. Tak, jak mojego męża Krzyśka… Jesień życia powinna być pozbawiona chmur, powinna być spokojna i szczęśliwa. Niestety, wszystkie nasze plany i marzenia zniszczył udar. W jednej chwili było spokojna i normalne życie, w drugiej pędziliśmy przerażeni do szpitala.  Tak okazało się, że w wyniku udaru Krzysztof doznał lewostronnego niedowładu. To dla człowieka zawsze pełnego energii i witalności, mimo wieku, ogromna tragedia. Tamten dzień zmienił wszystko. Z aktywnego, radosnego mężczyzny pełnego mąż stał się pacjentem potrzebującym pomocy w codziennych czynnościach.  Nie mogę patrzeć na to, jak bardzo cierpi. Fizycznie i psychicznie… Choć zawsze miał poczucie humoru i ze wszystkiego żartował, teraz widzę, że jest mu ciężko. Że chciałby odzyskać zdrowie, nie musieć byś skazany na pomoc innych. To jednak wymaga czasu, pracy i - niestety - olbrzymich funduszy. Wiem, że musimy zrobić wszystko, by mu pomóc. Sami jednak nie wygramy tej nierównej walki z losem. Dzisiaj przerażona tym, co przyniesie jutro, ale też pełna nadziei zwracam się do Ciebie. Pomóż Krzysztofowi odzyskać sprawne życie - proszę! Małgorzata - żona

24 600,00 zł ( 23,12% )
Brakuje: 81 783,00 zł
Marcin Kłósek
Marcin Kłósek , 47 lat

Czas na kolejny wyścig... Wyścig o zdrowie!

Najważniejszy wyścig muszę stoczyć w osłabieniu, a cel zdaje się być zbyt odległy. Sam nie dotrę do mety, ale jeśli podasz mi pomocną dłoń, świat znów będzie w moim zasięgu. Nie mogę pozwolić, by wypadek przekreślił wszystko!  Jedna krótka chwila sprawiła, że wszystko, co znałem, zniknęło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Brałem udział w wyścigu, emocje sięgały zenitu, każdy metr mógł mieć znaczenie przy zwycięstwie. Oczami wyobraźni widziałem już metę. Byłem gotowy na ostatnią prostą, na pokonanie wyznaczonego przez organizatorów odcinka, a w pewnym momencie zamiast drogi prowadzącej do mety zobaczyłem oślepiające światło szpitalnej sali. Dźwięk aparatury monitorującej funkcje życiowe był dla mnie szokiem. Jedno spojrzenie na kable i rurki, do których byłem podłączony i wniosek właściwie nasuwał się sam.  Kiedy pierwszy szok minął, a lekarze przekazali mi informacje, co się stało, usłyszałem kolejną druzgocącą wiadomość. Diagnoza lekarzy była dla mnie poważnym ciosem - złamany kręgosłup i porażenie kończyn dolnych. Wyrok.  Nad taką wiadomością ciężko przejść do porządku dziennego. Trudno uwierzyć, że teraz na drodze zamiast szans na kolejne zwycięstwa, będą pojawiały się kolejne bariery. Przez chwilę myślałem, że to koniec… Sport jednak nauczył mnie jednego - nigdy, bez względu na to jak jest źle, nie należy się poddawać. Waleczny charakter pomógł mi uwierzyć, że to tylko przystanek na drodze do mety. Tej wiary trzymam się do dziś, to ona pozwala mi walczyć o małe postępy, które dają mi szansę na powrót do tego, co odebrał wypadek. W momencie, w którym nie można zawrócić, trzeba pójść dalej i zobaczyć, co czeka na końcu wyznaczonej drogi. Stanąłem do walki o pierwszy krok, ale sam nie mogę wstać i ruszyć przed siebie. Rehabilitacja, która daje nadzieję na sprawność to ogromne koszty. Sam nie jestem w stanie ich zdobyć w tym momencie, a ćwiczeń nie można przerwać - konieczna jest ich kontynuacja. To jak trening sportowca przygotowującego się do najważniejszego meczu w życiu. Ja ruszyłem tą drogą i wiem, że nic nie jest w stanie mnie zatrzymać, jeśli dostanę od Was to, co najważniejsze - pomoc. To moja gwarancja, że walka z góry nie będzie skazana na porażkę.  Chcę być historią, która zainspiruje innych do działania, da siłę i moc do pokonywania słabości i ograniczeń. Ja wierzę z całych sił, że to jest możliwe! Wyciągnij do mnie pomocną dłoń, podaruj mi szansę, która całkowicie zmieni moje życie.

2 163,00 zł ( 3,44% )
Brakuje: 60 603,00 zł
Agnieszka Stochniałek
Agnieszka Stochniałek , 52 lata

Dom bez niej nie jest tym samym domem. Prosimy, pomóż Agnieszce!

“Jeśli jesteście Państwo wierzący, możecie czekać jedynie na cud” - takie słowa usłyszeliśmy od lekarza prowadzącego… W takich momentach życie zdaje się stawać w miejscu. Niestety, tylko dla nas. Tymczasem świat pędzi, a my wciąż tkwimy w próżni czekając na dobre informacje…  Ten dzień na zawsze zostanie w naszej pamięci - 22 stycznia 2021 roku - moment, w którym wszystko, co budowaliśmy przez wiele lat runęło. Pewien etap życia skończył się bezpowrotnie, a tej pustki nic nie jest w stanie wypełnić… Agnieszka dla wielu osób była iskierką - zawsze pełna ciepła, uśmiechu i energii, którą zwyczajnie zarażała innych. Samodzielna mama wychowująca synka, opiekunka zapewniająca dom ukochanym zwierzakom. Taka była Agnieszka do niedawna, a teraz…   W styczniu, w głowie Agnieszki pękł tętniak. Lekarze niemalże natychmiast zaczęli walkę o jej życie - operacja trwała aż 7 godzin! To nie był jedyny zabieg - po nim nastąpił szereg kolejnych, które miały zapewnić bezpieczeństwo w stanie ocenianym jako krytyczny.  Drżeliśmy na każdy dźwięk telefonu, bo każdy z nich mógł oznaczać najgorsze.  Wydarzył się cud, Agnieszka otworzyła oczy, zaczęła oddychać. Radość była ogromna, bo największa bariera została pokonana. To była najlepsza wiadomość, jaką mogliśmy usłyszeć, ale w tym momencie zdaliśmy sobie sprawę, że przed nami ogromne wyzwanie i niekończąca się praca. Agnieszka wciąż jest nieświadoma, nie możemy z nią nawiązać kontaktu. Mamy wrażenie, że Aga jest zamknięte za murem.  Chcemy się dostać do jej świata, rozpocząć wspólnie drogę ku sprawności, ale w tym momencie nasze możliwości są bardzo ograniczone, bo stan Agnieszki wymaga pilnego wsparcia i pomocy specjalistów. Im szybciej rozpoczniemy rehabilitację, tym większa szansa na odzyskanie tego, co utracone.  Wszyscy znamy Agnieszkę, która nigdy się nie poddawała, wszyscy pamiętamy jej upór w dążeniu do celu. Chcemy, by znów miała możliwość pokazania swojej siły, by wróciła do nas i z uśmiechem mogła realizować wyzwania w całkiem nowej rzeczywistości… Potrzebujemy Waszej pomocy i wsparcia, by zapewnić Agnieszce niezbędną opiekę w specjalistycznym ośrodku. Każdy miesiąc to ogromna kwota, od której zależy przyszłość Agnieszki. Każdy z nich to nowa szansa na powrót.  Aga zrobiła pierwszy ważny krok… wygrała życie. Teraz my musimy zawalczyć o to, by miała szansę na powrót do życia. Do nas, do rodziny, która wciąż na nią czeka… Dom bez niej jest taki pusty… Proszę, pomóż nam wyciągnąć dłoń po jedyną szansę, jaka w tym momencie istnieje. Pomóż wrócić Mamie do synka, który tak bardzo na nią czeka...

18 968,00 zł ( 20,73% )
Brakuje: 72 522,00 zł