Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Janusz Zabiegaj
Janusz Zabiegaj , 75 lat

Piekielny ogień pochłonął dom pana Janusza! Pomagamy odzyskać bezpieczne cztery kąty

7 grudnia 2020 roku w miejscowości Foluszdoszło do pożaru domu pana Janusza. Pożar ten był wielkim szokiem nie tylko dla niego samego, ale także dla wszystkich kursantów, którzy dzięki wieloletniemu doświadczeniu pana Janusza w pocie czoła i przy wielkim wysiłku pokonywali trudny egzaminu na prawo jazdy i kończyli go z upragnionym pozytywnym wynikiem. Pan Janusz nazywany pieszczotliwe przez swoich kursantów „Matką Boską od spraw beznadziejnych” w ciągu tych wielu godzin, jakie z nimi spędzaliśmy, nie tylko przekazywał nam tajemną wiedzę poruszania się pojazdami mechanicznymi, ale przede wszystkim uczył nas życia, rozśmieszał nas i niejednokrotnie pocieszał kiedy popełnialiśmy jakieś błędy i nie do końca byliśmy mistrzami kierownicy. Jak już wspomnieliśmy pożar, który wydarzył się w grudniu – miesiącu uznawanym przez wielu z nas za magiczny z powodu Świąt Bożego Narodzenia strawił dach domu, poddasze, górne piętro, wszystkie przedmioty, które się tam znajdowały, więźbę dachową oraz okna. Dom był ubezpieczony, jednak firma ubezpieczeniowa odmówiła wypłaty odszkodowania, gdyż według jej opinii do budowy domu zostały użyte nieodpowiednie materiały budowlane. Ze wstępnych ustaleń Straży Pożarnej wynika, iż straty szacowane są na około sto tysięcy złotych! Pan Janusz został bez dachu nad głową i obecnie nie posiada funduszy, które pozwoliłyby na odbudowę domu, w którym spędził tyle wspaniałych chwil. Z rozmów, jakie przeprowadziliśmy z panem Januszem, wynika, iż na remont dachu oraz nowe okna potrzebne jest około 50 tysięcy złotych... Mając na uwadze wszystko, o czym wspomnieliśmy wyżej, chcielibyśmy zwrócić się w imieniu pana Janusza do wszystkich byłych i nie tylko o wsparcie finansowe, aby pan Zabiegaj mógł znowu zamieszkać w swoim domu, w którego zaciszu będzie mógł podziwiać liczne fotograficzne dzieła, które tak chętnie tworzy!    

750 zł
Adrian Śmierzchalski
Adrian Śmierzchalski , 31 lat

Tragiczne skutki wypadku – walczymy o rehabilitację i protezę dla Adriana!

Jeszcze niedawno wiedliśmy całkowicie normalne życie – Adrian planował założyć rodzinę, i własną firmę. Byliśmy szczęśliwi. Wszystkie plany i marzenia przerwał jednak tragiczny wypadek! Od tamtej pory trwa walka o to, by Adrian odzyskał sprawność! 28 stycznia 2021 roku Adrian uległ bardzo poważnemu wypadkowi drogowemu. Doznał poważnych obrażeń wielonarządowych! Natychmiast został przetransportowany śmigłowcem LPR do szpitala w Szczecinie. Jego stan był krytyczny, przebywał w śpiączce farmakologicznej! Zdawaliśmy sobie sprawę, że może stać się najgorsze…  W wyniku wypadku u Adriana doszło do obrzęku mózgu, amputowano mu lewą rękę, doznał uszkodzenia płuc, znacznej utraty krwi. W pierwszych dniach zorganizowaliśmy zbiórkę krwi, aby zabezpieczyć stan i zapasy w banku krwi. Trwała dramatyczna walka o życie. Adrian ją wygrał – to jest najważniejsze. Przed nim jednak dalsza walka o sprawność! Adrian jest cudownym wujkiem, bratem, synem i ukochanym chłopakiem swojej dziewczyny. Zawsze lubił bawić się ze swoimi bratankami i bratanicami. Chcielibyśmy, aby znów wróciły piękne, rodzinne chwile... Prosimy o pomoc, aby umożliwić Adrianowi pełne dojście do zdrowia i sprawności. By tak było, konieczny będzie zakup protezy lewej ręki oraz intensywna i specjalistyczna rehabilitacja.  Pragniemy wszystkiego, co najlepsze dla Adriana, wiemy, że proces leczenia i rehabilitacji będzie długi i kosztowny. Cała rodzina czeka na Adriana i zrobimy wszystko, aby wrócił do sprawności! Rodzina Adriana

16 418,00 zł ( 4,38% )
Brakuje: 358 051,00 zł
Mariusz Maławski
Mariusz Maławski , 22 lata

Wypadek zrujnował moje życie! Marzę o tym, by je odbudować!

Dzięki Waszemu wsparciu udało mi się wyjechać na blisko miesięczny turnus rehabilitacyjny. Efekty po nim są widoczne, ale przede mną wciąż mnóstwo pracy, żeby nie poszły na marne... Dlatego ośmielam się przy kolejnej zbiórce ponownie zwrócić w kierunku Waszych szczodrych serc. Oto moja historia: Byłem pełnym życia 18-latkiem patrzącym z wieloma perspektywami na świat. Uczę się, by zostać mechanikiem, kocham samochody i motocykle, które są moją pasją - uwielbiam je naprawiać, poprawiać i tuningować. Niestety 28 października 2020 roku razem z kolegą mieliśmy wypadek. Mój przyjaciel zginął na miejscu, a mnie przetransportowano śmigłowcem do szpitala, gdzie zaczęła się walka o moje życie. Nie dawano mi żadnych szans, miałem uszkodzenia prawie wszystkiego, a jak by tego było mało, w szpitalu doznałem jeszcze udaru, który dodatkowo wszystko skomplikował. To, że żyję to Cud... Teraz potrzebuję bardzo kosztownej rehabilitacji, dzięki której stanę na nogi i pomału wrócę do zdrowia i sprawności. Znów stanę na nogi i będę mógł się poruszać. Tak bardzo za tym tęsknię... Dlatego bardzo potrzebuje Waszej pomocy. Mam nadzieję, że znajdą się dobrzy ludzie o wielkim sercu, którzy zechcą mi pomóc i wpłaca, choć drobną kwotę. Wierzę w Waszą dobroć i z góry bardzo dziękuję za każdą pomoc. Mariusz

5 218,00 zł ( 9,05% )
Brakuje: 52 389,00 zł
Damian Tchórzewski
9 dni do końca
Damian Tchórzewski , 34 lata

Wypadek prawie zabrał mojego brata… Dla Damiana zrobię wszystko!

Pracowity, zaradny, niosący pomoc innym i zawsze uśmiechnięty. Taki właśnie jest nasz Damian. Całym sercem kocham mojego brata i nie chcę go stracić. Nie chcę, by jedna pechowa sekunda zniszczyła jego przyszłość. Nasze życie wywróciło się już do góry nogami. Czas zatrzymać zły los i walczyć dalej!  Damian w lipcowy, słoneczny dzień uległ poważnemu wypadkowi. Odniósł wiele bardzo poważnych obrażeń. Na pewno nikt nie sądził, że aż tak poważnych w skutkach. W wyniku złamania kręgosłupa został sparaliżowany - stracił czucie w nogach i ma niedowład rąk. Prócz tego liczne złamania nogi czy żeber dają o sobie znać do dziś.  W jednym momencie pasja do motocykli i motoryzacji stała się rodzinną tragedią, która ciążyć będzie nad nami już na zawsze. Mój starszy brat przeszedł wiele operacji. Przez długi czas przebywał w szpitalu, początkowo w śpiączce na intensywnej terapii, później na oddziale rehabilitacyjnym. Okres pandemii, w którym przyszło nam żyć, nie wpłynął dobrze na Damiana. Ograniczone widzenia z rodziną i tęsknota, okrojony personel medyczny, przerywana rehabilitacja… Na szczęście to silny mężczyzna i jest z nami cały czas, walcząc o swoją sprawność. Życie jest bardzo kruche i przewrotne. Przekonaliśmy się o tym na własnej skórze. Z aktywnego, uwielbiającego sport i podróże 30-latka, Damian stał się osobą, która w całości jest zależna od innych. W tym momencie podjęłam się opieki nad bratem. Prócz mnie, nie ma nikogo, kto może mu pomóc w codziennych czynnościach czy rehabilitacji.  By nabierać sił i starać się być samodzielnym, potrzebuje kosztownej rehabilitacji. To jedyna droga do sprawności. Damian każdego dnia walczy o swoją niezależność, a my chcemy mu w tym pomóc, na tyle, na ile jesteśmy w stanie. Zwracamy się do Was z prośbą o wsparcie finansowe. Razem może się udać!  Z góry dziękujemy za okazane serce.  Siostra Kinga

16 708,00 zł ( 63,36% )
Brakuje: 9 660,00 zł
Grzegorz Kiedrowski
Grzegorz Kiedrowski , 33 lata

W walce o przyszłość Grzegorz potrzebuje Twojej pomocy!

Do czasu 18. urodzin wszystko było normalnie – szkoła, nauka, dorywcza praca w warsztacie samochodowym u ojca. Świętowanie pełnoletniości, odważne plany i nadzieje na przyszłość nie trwały jednak długo. Kilka tygodni później, zamiast świętowania i radości, był płacz i niedowierzanie, ponieważ brat otrzymał WYROK w postaci zdiagnozowania choroby SM (stwardnienie rozsiane). Jak to możliwe, żeby w tak młodym wieku? Rozpacz, strach, brak nadziei... Życie trzeba było dostosować do rytmu, które wyznaczały tzw. rzuty choroby, leczenie, konsultacje medyczne, rehabilitacja. Po kilku latach, gdy już nauczyliśmy się z tym żyć, brat znalazł dziewczynę, urodziło im się dziecko. Do chwili porodu wszystko zdawało się być normalnie, lecz to tylko pozory. Nieustanne napięcie, kłótnie, sprzeczki, potem rozstanie i ciągła walka o opiekę nad synem oraz częstsze rzuty choroby sprawiły, że brat zaczął korzystać z pomocy psychologa i psychiatry, aby sobie z tym wszystkim poradzić. Po odebraniu dziecka matce i złożeniu pozwu o opiekę nad synem brat odetchnął i znów myśleliśmy, że wszystko zmierza ku dobremu. Nie trwało to jednak długo.... Kilka miesięcy przed 30. urodzinami brat, jadąc do pracy, stracił panowanie nad samochodem i z dużą prędkością uderzył w drzewo. W wyniku tego wypadku odniósł wielonarządowe obrażenia, m.in. uraz klatki piersiowej, obustronne złamania żeber, złamania kręgosłupa szyjnego, złamania prawej ręki, zmiażdżenia prawej nogi oraz lewej, złamania miednicy, uszkodzenia wątroby i nerek. Lekarze przez wiele dni walczyli o jego życie. W wyniku poniesionych rozległych obrażeń doznał wstrząsu septycznego, a lekarze byli zmuszeni amputować prawą nogę na wysokości połowy uda. Los już wielokrotnie Grzegorza okrutnie doświadczył i, choć swoje 30 urodziny brat spędził w łóżku lub na wózku inwalidzkim, cieszę się, że żyje i jest z nami. Jedyną szansą na powrót do w miarę normalnego życia jest długotrwała i kosztowna rehabilitacja, proteza nogi oraz fundusze na leczenie SM. Proszę wszystkich ludzi dobrego serca o wsparcie modlitwą, bez wyjątku na wyznanie, a także o wsparcie finansowe na leczenie i rehabilitację mojego brata. Dzięki Waszej pomocy będziemy w stanie zapewnić mu to, czego potrzebuje do samodzielnego funkcjonowania w życiu codziennym i, miejmy nadzieję, że w przyszłości, w życiu zawodowym. Dziękuję w imieniu brata - Piotr 

12 342,00 zł ( 23,2% )
Brakuje: 40 850,00 zł
Adam Wituski
Adam Wituski , 14 lat

Czas ucieka, a z nim ostatnia szansa Adasia na sprawność!

Na początku naszej drogi uniknęliśmy amputacji, którą chcieli wykonać polscy lekarze, nie widząc lepszego rozwiązania. Naszym ratunkiem z beznadziejnej sytuacji był dr Paley z Kliniki Paley Institute z Florydy. W dwóch dotychczasowych operacjach noga Adasia została wydłużona o 10 cm, a stopa ustawiona w prawidłowej pozycji, takiej jak u zdrowego dziecka. Udało się również wykonać inne zabiegi ratujące nóżkę przed amputacją. Musimy dbać o terminowe wykonywanie kolejnych operacji, żeby nie zaprzepaścić tego, co do tej pory zostało wykonane. Niestety ja jako samotna matka wychowująca dwóch synów nie jestem w stanie sama zebrać tak dużej kwoty, dlatego z wielką nadzieją zwracam się do Państwa o pomoc. Tej nocy nigdy nie zapomnę, gdyż bardzo bałam się o życie swojego za wcześnie urodzonego dziecka. Dodatkowo położna pokazała mi chorą nóżkę Adasia i w tym momencie mój świat zawalił się podwójnie. Dlaczego? Jak to? Przecież na USG wszystko było w porządku. Adaś musiał być w inkubatorze, ponieważ miał bezdechy. Po dwóch tygodniach mogliśmy wyjść do domu. Lecz radość była niepełna, gdyż moją głowę zaprzątała myśl, dlaczego mojemu dziecku to się przydarzyło? Jak to dalej będzie ? Zadawałam sobie wiele pytań, na które nie znałam odpowiedzi. Ból, złość na cały świat. Bezradność, jaką wtedy odczuwałam była z każdym dniem coraz większa. Jednak wiedziałam, że nie mogę się poddać i zaczęłam szukać pomocy. Odwiedziliśmy kilku lekarzy ortopedów, a to, co usłyszeliśmy, nie było optymistyczne. Ciosem okazała się informacja, że tej wady nie da się zoperować. A jedynym rozwiązaniem według lekarzy miałaby być amputacja nogi poniżej kolana w celu lepszego protezowania. Ja na to nie pozwolę – pomyślałam. Minęło trochę czasu, a los chciał, że natrafiliśmy na reportaż w telewizji o lekarzu, który operuje tak trudne i skomplikowane wady nóg. W tym momencie pojawiła się iskierka nadziei, że jednak da się uratować nogę i uniknąć amputacji. Udało nam się zdobyć kontakt do doktora Paley'a i zapisaliśmy się na konsultację. Na konsultacji doktor zbadał Adasia i wszystko objaśnił. Stwierdził, że potrzebne będą 4 operacje w odstępach czasowych, a docelowo syn będzie chodził na własnej nodze bez protezy. To, co usłyszałam, uskrzydliło mnie i dało nadzieję na lepsze życie i przyszłość mojego dziecka. Pierwszą operację Adaś miał przeprowadzoną w USA, a pełne leczenie trwało 8 miesięcy. Były łzy, ból i intensywna rehabilitacja, ale było warto, ponieważ zostało wykonanych wiele zabiegów usprawniających nogę m.in. wydłużenie ścięgna Achillesa, usunięcie zalążka kości strzałkowej, osteotomia piszczeli, osteotomia zrośniętych kości stopy, co pozwoliło na ustawienie stopy w pozycji prawidłowej i wydłużenie nogi o 5 cm. Drugą operację dr Paley zgodził się wykonać w Polsce w Paley European Institute. W jej trakcie wykonana została implantacja magnetycznego gwoździa śródszpikowego Precice którego zadaniem było sukcesywne wydłużenie nogi. Oprócz tego została również wykonana osteoplastyka kości piszczelowej oraz usunięcie pręta SLIM ROD który znajdował się w nodze Adama od czasu operacji wykonanej w USA. W trakcie tego wydłużania udało się uzyskać kolejne 5 centymetrów. Wierzę, że ból i cierpienie mojego synka i wyrzeczenia, jakich wspólnie doświadczyliśmy podczas pierwszej operacji, nie pójdą na marne i uda się kontynuować drogę do lepszej sprawności i samodzielności mojego synka. Życie jest jak pusta kartka, nigdy nie wiadomo co zostanie na niej zapisane, tak było i w naszym przypadku. Koszt trzeciej operacji jest ogromny. Adaś ma tylko mnie i brata, bo ojciec się nie interesuje jego zdrowiem. Dlatego muszę walczyć o zdrowie i przyszłość moich synów sama, co nie jest łatwe. Wiem, że dam radę z pomocą ludzi z wielkimi sercami. Dobro powraca, głęboko w to wierzę. Mama

137 534,00 zł ( 46,64% )
Brakuje: 157 310,00 zł
Vanessa Klepczyńska
Vanessa Klepczyńska , 14 lat

Vanessa walczy o przyszłość! Nie pozwólmy jej się zatrzymać!

Czy wiecie, jak to jest, kiedy Wasze dziecko płacze, a Wy nie potraficie ukoić jego bólu? Z pewnością każdy rodzic zdrowego dziecka przeżył taką chwilę i zostawiła w jego sercu bliznę. Rodzice dzieci niepełnosprawnych przeżywają podobne niemal każdego dnia, a dziś moja piękna i zdolna córeczka znów płakała – z niemocy, zmęczenia i rezygnacji. Vanessa ma 13 lat, dziecięce porażenie mózgowe – spastyczne, czterokończynowe, padaczkę lekooporną, poważną wadę wzroku, pęcherz neurogenny i problemy gastroendokrynologiczne. Ma też pełną świadomość swojej niepełnosprawności, w końcu przestała być dzieckiem i staje się dziewczynką, która wie… Wie, że czeka ją ogrom walki o normalność, sprawność i przyszłość, która innym dzieciom dana jest na start. Obowiązkiem moim i jej taty jest podarować jej to zwykłe nadzwyczajne życie, ale nawet dla nas, zakochanych w Vanessie bez pamięci, bywa to zbyt trudne, dlatego, kiedy ona płacze wali nam się świat. Wszystko zaczęło się od nagłego odejścia wód płodowych w 28 tygodniu ciąży. Vanesska urodziła się jako skrajny wcześniak z silnym niedotlenieniem. Była tak maleńka, a jednak drzemała w niej wojowniczka, która każdego dnia staje do walki o siebie. Kiedy skończyła 2 lata, padł na naszą rodzinę wyrok – dziecięce porażenie mózgowe. Po raz kolejny stanęliśmy do walki o nasze dziecko i z małej miejscowości przeprowadziliśmy się do Łodzi, po to, aby miała dostęp do najlepszych ośrodków leczniczych, specjalistów i rehabilitantów, ale choroba zawsze wyprzedzała nas o dwa kroki. Pojawiła się padaczka i leki, po których moja córeczka nie była w stanie funkcjonować – nadmierna senność zmieniła ją w śpiącą królewnę, która nie miała siły ćwiczyć. Do ukończenia 6 roku życia była trzykrotnie reanimowana, przeszła kilka operacji bioder, które unieruchamiały ją na miesiące, a finalnie i na lata. Do dziś nie chodzi i nie siedzi, chociaż z całych sił walczymy o to, by otrzymała najlepsze wsparcie. Nie możemy nawet odzyskać sprawności, którą miała jeszcze przed operacjami. Do tego doszły zabiegi ratujące wzrok, oraz leczenie napiętych mięśni toksyną botulinową i coraz bardziej wymagająca rehabilitacja.  Przy tym wszystkim pojawiła się nadzieja, bo Vanessa mówi, uczęszcza do szkoły, nawiązuje przyjaźnie, a jej rozwój znacznie przyspieszył. To jedyna szansa na to, aby nie zmarnować potencjału, który udało jej się wypracować, ale znów goni nas choroba i czas. Niestety zauważyliśmy, że ostatnie rehabilitacje przynoszą znikome efekty, ponieważ córka szybko rośnie i spastyka ją pokonuje. Jedynym rozwiązaniem, które na tę chwilę oferuje nam medycyna jest fibrotomia – zabieg polegający na nacięciu wybranych punktów. To zniweluje przykurcze bioder, kolan i rąk. Przykurcze są tak silne, że uniemożliwiają jej nawet podniesienie dłoni. Tylko tak jesteśmy w stanie zagwarantować jej na dalszy rozwój. Nie pozwólmy jej zatrzymać się w tej walce. Niestety koszt takiej operacji wynosi około 12 tysięcy złotych. Przy równoczesnych rehabilitacjach, które i tak muszą się odbywać, aby jej umiejętności się nie cofały, kosztach sprzętu np. wózka, siedziska, ale też zwykłych środków higienicznych, to kwota, którą nie dysponujemy. Tym trudniejsza do uzbierania, ponieważ staliśmy się rodziną zastępczą dla siostrzeńca męża. Tymka los również nie oszczędzał i potrzebuje specjalistycznego wsparcia, aby wzrastać w zdrowiu, w szczęściu i poczuciu bezpieczeństwa. Marzeniem Vanessy jest stanąć na nogach, chodzić, tańczyć i grać w piłkę – to jest możliwe! Ale najpierw musimy pokonać głównego wroga, czyli przykurcze. Kiedy to się już stanie, ona będzie wiedziała, jak walczyć dalej i jak wygrać tą nierówną i niesprawiedliwą walkę. Błagamy Was! Pomóżcie nam jej pomóc! Sandra i Krystian ➡️ Vaneska w Pytanie na sniadanie

9 323 zł
Michał Sojda
Michał Sojda , 8 lat

Tak niewiele brakuje, by ocalić życie Michałka!

Nowotwór złośliwy! Ciężki przeciwnik, który wciąż zagraża życiu 4-letniego Michałka! Trwają konsultacje ze specjalistami, zarówno z Polski, jak i zagranicy. Próbujemy znaleźć odpowiedź na pytanie, co można jeszcze zrobić, by uśpić nowotwór lub na tyle go zmniejszyć, aby była możliwość jego wycięcia, bez trwałego okaleczenia synka. Ostatnia chemia spowodowała dużą remisję guza nowotworowego, jednak w ośrodku, w którym rozpoczęliśmy leczenie, lekarze nie podejmują dalszych działań, czekając na rozwój sytuacji i ewentualne ponowne leczenie przy rozroście nowotworu. Rok 2020 rozpoczął się z diagnozą: Nowotwór złośliwy - mięsakomięsak prążkowanokomórkowy, typ embryonale (Rhabdomyosarcoma, w skrócie RMS). Przerażające słowa… Nikt się ich nie spodziewał… Łzy nie przestawały płynąć. Wciąż zadawaliśmy sobie pytanie: „Dlaczego takie choroby dotykają tak małe, bezbronne dzieci, w tym naszego kochanego synka”... Przecież według lekarzy, okulistów to miał być jęczmień lub gradówka…  Z drugiej strony widoczne położenie nowotworu pozwoliło na szybką diagnostykę, a tym samym w końcu na właściwe rozpoznanie choroby, przed powstaniem przerzutów na inne organy. Lekarze zaklasyfikowali chorobę synka do stadium III. Przy pierwszych blokach chemii Michaś odczuwał ogromne skutki uboczne… Całodzienne wymioty, ogromny ból brzuszka, obciążony pęcherz oraz przeciążona wątroba - to najbardziej widoczne skutki uboczne leczenia… W dalszym czasie doszedł spadek wszystkich istotnych parametrów krwi. Nieuniknionym było jej przetaczanie – wszystko to ze względu na spadek odporności do zera i zapobieganie głębokiej neutropenii, gorączce neutropenicznej i w dalszych konsekwencjach sepsie, do której o mały włos nie doszło po pierwszym bloku chemii.  Dzięki Wam, wspaniałym darczyńcom, którzy w pierwszej zbiórce pomogli zebrać środki na leczenie wspomagające w trakcie prowadzonego protokołu, uniknęliśmy wielu poważnych powikłań leczenia chemioterapeutycznego. Wątroba o wiele lepiej radziła sobie z chemioterapią, uniknęliśmy znaczących problemów urologicznych, Michaś nie potrzebował też przetaczania krwi, a jego parametry same wracały do normy, bez zastrzyków, które sztucznie pobudzają odporność. Nie miał również problemów z chodzeniem, co jest bardzo częstym skutkiem chemii. Przy tym wszystkim utrata włosów wydawała się drobnostką, choć akurat ten fakt Michaś przeżył bardzo emocjonalnie.  W ostatnich cyklach prowadzonego protokołu guz ulegał znacznemu zmniejszeniu, co powinno być kluczowym czynnikiem decydującym o dalszym leczeniu. Jednakże protokół chemioterapii, obejmujący 9 cykli, został zakończony, choć guz stale się zmniejszał! Decyzją lekarza prowadzącego, synek dostał dodatkowo jeszcze jedną chemię, uzupełniającą ostatni cykl, co spowodowało dalsze zmniejszenie rozmiarów nowotworu...  Cieszymy się, że guz jest coraz mniejszy, jednak martwi nas zawieszenie leczenia, bezproduktywne oczekiwanie, brak jakichkolwiek dalszych decyzji i naszym zdaniem ryzyko pozostawienia niedoleczonego nowotworu (aktywnych komórek nowotworowych). Co więcej, niestety leczenie cytostatykami, a szczególnie radioterapia, uszkadza nie tylko komórki nowotworowe, ale również zdrowe, prowadząc do zaburzenia ich funkcji. Jeżeli taka uszkodzona komórka podzieli się i zacznie się replikować, to może powstać inny nowotwór. Taką wznowę leczy się już dużo trudniej, bo najczęściej jest odporna na pierwotną chemię... Tak bardzo chcielibyśmy, by podejście do leczenia naszego synka było indywidualne, a nie tylko według schematów, dlatego konsultujemy się również z lekarzami z zagranicy, by leczenie Michałka poprowadzić jak najlepiej. Wierzymy, że doświadczenie innych lekarzy z zagranicy, mających praktykę z tymi samymi przypadkami, pozwoli dostosować najlepsze rozwiązanie dla naszego synka. Najnowsze trendy w badaniach podstawowych i klinicznych zwracają szczególną uwagę na rozwój celowanych strategii terapeutycznych.  Cały czas poszukujemy odpowiedzi: co możemy jeszcze zrobić. Równolegle analizujemy zarówno alternatywne jak i innowacyjne sposoby leczenia: immunoterapia celowana molekularne, czy terapię komórkami macierzystymi, a także przeszczep autologicznych komórek progenitorowych.  Musimy być przygotowani na każdą wersję i być pewni, że to postać resztkowa, a nie jeszcze aktywna. Póki co, guz jest nieoperacyjny, dlatego też chemia, radioterapia, leczenie alternatywne, innowacyjne czy wspomagające to nasza jedyna szansa.  Ponieważ wciąż musimy walczyć o zdrowie i życie Michałka, w kraju i za granicą, koszty niezmiennie są ogromne. Do wygranej nadal nam daleko, ale Michaś walczy cały czas! Nam samym ciężko sprostać tym wszystkim nakładom pieniężnym, dlatego z całego serca prosimy Was o pomoc!  Musimy być przygotowani do wyjazdu za granicę na dalsze badania i leczenie. Koszty mogą sięgać nawet kilkuset tysięcy złotych. W przypadku Michałka każdy dzień zwłoki może oznaczać niepowodzenie całego dotychczasowego leczenia. Niestety kontynuacja leczenia wspomagającego, suplementacja, a co za tym idzie wzmocnienie i regeneracja organizmu, walka z efektami ubocznymi leczenia cytostatykami, wszelkie dojazdy do szpitali, specjalistów, konsultacje, tłumaczenia, leki, badania komórek macierzystych, środki do dezynfekcji i pielęgnacji Borowiaka (portu do podawania chemii), tyle i jeszcze wiele, by móc całościowo podejść do leczenia Michasia. Dlatego z całego serca prosimy Was o wparcie finansowe, bo to dodatkowe koszty miesięczne w wysokości ok. 7-8 tysięcy. Dla nas te wszystkie kwoty są nie do osiągnięcia.  Takich wojowników, jak małe dzieci walczące z rakiem, nie zobaczy się nigdzie: radość, uśmiech, nawet jak jest źle, pełno miłości i wiara, która nigdy ich nie opuszcza. Prosimy, nie bądźcie obojętni, czasem tak niewiele wystarczy, by uratować małe życie! A tu chodzi o życie naszego synka… Rodzice Michasia Media o zbiórce: ➡️ gazetaregionalna.com - Rusza na rowerze do Watykanu, aby pomóc w zbiórce na leczenie chorego dziecka ➡️ Śledź lokalizację Pana Roberta w podróży do Rzymu dla Michasia - KLIK

120 495 zł
Dawid Rurak
Dawid Rurak , 33 lata

Oddałabym życie za sprawność mojego syna! Wypadek odebrał mu wszystko... Pomocy!

Przez wiele lat Dawid pracował jako kierowca samochodu dostawczego. Jego życie powoli się układało, z czego byłam niezmiernie dumna. Niestety, wystarczyła chwila, aby wszystko w brutalny sposób się skończyło... Dawid kochał jeździć autem, był naprawdę dobrym kierowcą. Tego dnia jak zwykle wyruszył w trasę... Do domu już nie wrócił. Doszło do kolizji z innym autem... Kolizji, w której mój syn został ciężko ranny. Dawid doznał licznych stłuczeń, ciężkich uszkodzeń ciała, w tym urazu głowy i złamania miednicy. Był w bardzo złym stanie... Kiedy usłyszałam o wypadku syna, o tym, co się stało i że Dawid jest w szpitalu, świat zawirował... Nie wierzyłam, że to prawda, nie chciałam wierzyć. Cała nasza rodzina przeżyła wtedy chwile grozy, do których ciężko wracać bez łez. Świadomość, że Twoje dziecko walczy o zdrowie i życie, a Ty nie możesz zrobić nic, by mu pomóc, jest koszmarna... Najgorsze na szczęście już minęło. Niestety, konsekwencje wypadku okazały się trwałe. Dawid ma niedowład czterokończynowy, cierpi na padaczkę, uraz wielu narządów sprawił, że syn jest trwale poturbowany. Dawida czeka permanentna rehabilitacja do końca życia. Syn potrzebuje opieki i intensywnych ćwiczeń pod okiem specjalistów, aby zawalczyć o swoją sprawność. Niestety to wszystko jest bardzo kosztowne i znacznie przerasta nasze możliwości finansowe... Człowiek sprzedałby wszystko, co ma, a i tak byłoby to kropla w morzu potrzeb... Troszczę się o syna od chwili wypadku. Zajmuję się nim, pomagam, jak mogę... Sama jednak nie przywrócę Dawidowi sprawności. Potrzebuję Waszej pomocy, dlatego bardzo proszę o wsparcie w zebraniu środków na turnus rehabilitacyjny dla mojego syna. Dawid wciąż korzysta z rehabilitacji w domu, jednak pobyt stacjonarny pozwoliłby na szybszą poprawę.  Poświęcę wszystko dla syna, lecz choć oddałabym mu wszystko, zdrowia - tego jednego nie mogę mu dać... Błagam o pomoc, każdy pomocny gest ma  olbrzymie znaczenie!  Bożena - mama Dawida

29 889,00 zł ( 46,77% )
Brakuje: 34 005,00 zł