Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Maciej Łukomski
Maciej Łukomski , 23 lata

Żywioł zabrał dobytek życia oraz możliwość pracy! Pomóż w walce ze skutkami powodzi!

Nigdy nie sądziliśmy, że będziemy kiedyś pisać tekst na własną zbiórkę. Bierzemy udział w takich akcjach, ale zawsze jako osoby niosące pomoc! Życie potoczyło się tak, że teraz to my prosimy o pomoc Was…  14 września.2024 roku straciliśmy cały dobytek życia. Powódź zrujnowała prowadzony przez nas sklep – jedyne źródło utrzymania, nasze i naszych wspaniałych pracownic. Przez wszystko, co się stało, ucierpiało wiele osób i zdajemy sobie sprawę, że każdy poniósł straty, jednak nasza sytuacja jest o tyle dramatyczna, że zostaliśmy dosłownie bez niczego. Niestety, faktury, comiesięczne opłaty i zobowiązania nie czekają ze względu na ludzką tragedię. Środki, jakie uda nam się zebrać zostaną przeznaczone właśnie na spłatę miesięcznych zobowiązań i na odbudowę tego co straciliśmy, do czasu aż uda nam się stanąć z powrotem na nogi.  Uwielbiamy to, co robimy i nie boimy się ciężkiej pracy. Zawsze pracowaliśmy nie tylko z myślą o własnej satysfakcji, ale przede wszystkim – o zadowoleniu klientów.  Chcemy ciągle towarzyszyć naszej społeczności w życiu codziennym, dlatego prosimy Was o wsparcie. Do tej pory staraliśmy się pomagać potrzebującym, lecz tym razem, to my musimy wierzyć w to, że Wy nie zostawicie nas z tym samych. Wierzymy, że wspólnymi siłami uda się nam odbudować to, co zabrał żywioł! Maciej

165 zł
Oluś Waloszek
Oluś Waloszek , 7 miesięcy

Oluś wygrał walkę o życie, teraz toczy kolejną – o swoją przyszłość! POMÓŻ!

Nigdy nie przypuszczałam, że piękny dzień narodzin naszego drugiego dziecka, na który tak długo czekaliśmy z mężem, zamieni się w dramatyczną walkę o życie naszego synka. Szczególnie że nic wcześniej nie wskazywało na to, jak tragiczny w swoich skutkach scenariusz, jest w stanie napisać życie… Cała ciąża z Olusiem przebiegała spokojnie. Była inna niż z naszą starszą córeczką Zosią, wtedy musiałam bardziej się oszczędzać. Dokładnie 21 kwietnia 2024 roku w nocy, około godziny 2 nad ranem, zaczęłam krwawić. Obudziłam męża i zadzwoniłam do ginekologa, który powiedział, że mam szybko przyjechać do szpitala w Olsztynie. To był 34. tydzień ciąży, byłam przerażona. Lekarz nie wiedział, z jakiego powodu krwawię i poinformował, że tej nocy będę rodzić! Nagle wszystko zaczęło dziać się tak szybko… Gdy Oliś przyszedł na świat tylko przez chwilę mogłam go przytulić do serca. Nasz maleńki skarb wyglądał jak zupełnie zdrowe dzieciątko, otrzymał wysoką punktację w skali Apgar, byliśmy pewni, że chwile grozy minęły. Nie mogliśmy się bardziej mylić. Synek został umieszczony na specjalnej sali dla noworodków. Lekarze mówili, że potrzebują czasu, aby wszystko posprawdzać, ale zapewniali, że sytuacja jest stabilna. Następnego dnia była nocna zmiana lekarzy. Ściągnęłam pokarm dla synka i poszłam go zanieść na oddział, gdzie leżał. Obraz, który ujrzałam nigdy nie zniknie z mojej pamięci… Przy jego łóżeczku było dość duże poruszenie. Gdy zobaczyłam butlę z tlenem i jego intubowanie, moje nogi momentalnie się ugięły. Byłam przerażona, od razu pobiegłam do lekarzy i pytałam co się dzieje z moim dzieckiem! Stan Olusia bardzo się pogorszył… Następnego dnia synek został przewieziony do innego szpitala.  Po południu z zagrożeniem życia trafił na OIOM, tam dostał kolejną dawkę leku na rozwój płuc. W szpitalu wojewódzkim spędził około tygodnia. Wtedy zrobili mu badania, wyszły zmiany w główce, przez niedotlenienie. Do dziś specjaliści nie wiedzą, z czego to niedotlenienie wynika. Łącznie spędziliśmy w szpitalu miesiąc. Dzień przed wyjściem do domu, mąż przywiózł do szpitala naszą córeczkę, której nie widziałam przez wiele tygodni. Zosieńka mnie nie poznała… Pękało mi serce! Choć lekarzom udało się uratować życie Olusia, przyszłość naszego dziecka nadal pozostaje niepewna. Przez nagły poród i okoliczności okołoporodowe doznał mózgowego porażenia dziecięcego pod postacią niedowładu połowiczego prawostronnego. Nie wiemy jakie szkody wyrządził wylew. Synek jest rehabilitowany metodą Vojty i NDT-Bobath. Martwimy się o przyszłość, gdyż wiemy, że przed nami ciężka praca nad jego sprawnością.  Jednak nie poddajemy się i codziennie walczymy o lepsze jutro dla Olusia. Marzymy, aby któregoś dnia beztrosko biegał, jak inne zdrowe dzieci. Niestety dalsza diagnostyka, leczenie, rehabilitacja czy potrzebne sprzęty medyczne wymagają od nas ogromnych środków finansowych. Musimy się na to przygotować, dlatego z całego serca prosimy o wsparcie. Każda złotówka ma znaczenie!   Rodzice Olusia

29 614 zł
Hubert Dąbrowa
Hubert Dąbrowa , 4 latka

Wieści lekarzy były wstrząsające.... Prosimy, pomóż walczyć o naszego synka!

Nigdy nie podejrzewaliśmy, że znajdziemy się w takiej sytuacji. Przez lata wspieraliśmy potrzebujących i udostępnialiśmy zbiórki charytatywne, lecz w najgorszych koszmarach nie sądziliśmy, że już niedługo to nasz własny synek będzie potrzebował pomocy… Hubert przyszedł na świat we wrześniu 2020 roku, wypełniając nasz świat ogromem ciepła i miłości. Zdawał się być w pełni zdrowy... Nic nie wskazywało na to, że już niedługo nasze szczęście pryśnie, niczym bańka mydlana… Niestety, gdy synek miał zaledwie 3 latka zauważyliśmy narastające problemy z nieprawidłowym chodem. Zaczął coraz częściej chorować, a nawracającym infekcjom towarzyszyły bardzo słabe wyniki krwi. Nie mogliśmy zrozumieć, co się dzieje. Szukaliśmy pomocy, jednocześnie drżąc z obaw o to, co przyniesie dla naszego dziecka przyszłość. W lipcu 2024 roku dodatkowo u Huberta zaczęły pojawiać się niepokojące zmiany skórne. Pomimo leczenia antybiotykami – żadne objawy nie ustępowały… Wręcz przeciwnie, wciąż przybierały na sile! Proces diagnostyczny przyniósł wstrząsające wieści. U Huberta zdiagnozowano hipogammaglobulinemię. Dodatkowo lekarze podejrzewają u naszego synka ataksję-teleangiektazję oraz ziarniniaki skóry. Niestety, ten rodzaj ataksji to rzadka choroba genetyczna, na którą nie ma leku. Powoduje ona trudności w panowaniu nad mięśniami oraz drastycznie zwiększa szansę na zachorowanie na nowotwór. Jedyną szansą na poprawę funkcjonowania Huberta jest stała opieka specjalistów, szeroko zakrojone leczenie oraz intensywna rehabilitacja. Bez nich za parę lat nasz synek może nie być w stanie samodzielnie chodzić… Wraz z wieściami od lekarzy zawalił się nasz świat. Żadne słowa nie są w stanie opisać naszego szoku, niedowierzania i wszechogarniającego lęku o zdrowie oraz życie Huberta. Wiemy jednak, że nie możemy się załamać – musimy walczyć dla naszego dziecka! Niestety, wiąże się to z wysokimi kosztami finansowymi, które ciężko jest nam udźwignąć samodzielnie. Tak jak wszyscy rodzice marzymy, by nasze dziecko miało szansę na szczęśliwe dzieciństwo i przyszłość. Choć podejrzenia lekarzy są dla Huberta bardzo niepomyślne – nie pozostajemy bezradni. Wierzymy, że wspólnymi siłami uda się nam stawić czoła temu, co nadejdzie… Prosimy, pomóż nam walczyć o Huberta! Rodzice

26 658 zł
Asia Wyszkowska
Asia Wyszkowska , 28 lat

To łóżko może ułatwić mi życie! Pomożesz?

Mam 28 lat i niestety od wieku nastoletniego mam problemy ze zdrowiem. Stwierdzono u mnie kilka współistniejących chorób metabolicznych, które znacząco wpłynęły na moją masę ciała, niestety przyczyniając się do jej zwiększenia. Robiłam, co mogłam, by normalnie funkcjonować i dbać o te resztki zdrowia, które mi zostały. Mimo choroby prowadziłam możliwie aktywny tryb życia, udało mi się nawet uzyskać tytuł magistra w kategorii nauk medycznych. Jednak w okresie nauki doszło do wypadku i mój kręgosłup został uszkodzony. Uraz ten sprawił, że zaczęłam odczuwać stały, narastający wraz z upływem czasu ból. Nie pomagały mi już bardzo silne leki przeciwbólowe ani rehabilitacje. Po konsultacji z wieloma lekarzami różnych specjalizacji moją jedyną szansą okazała się operacja kręgosłupa, jednak żaden lekarz (nawet prywatnie) nie chciał się jej podjąć. Operacja niosła ze sobą zbyt wysokie ryzyko zgonu lub niepowodzenia ze względu na mój ówczesny stan zdrowia i znaczną nadwagę. W niedługim czasie doszło u mnie do niewydolności serca. Doprowadziła ona do powstania głębokich, otwartych i niegojących się ran na nogach, a mieszanka leków, które przyjmowałam, wpłynęła na obniżenie mojej odporności. To było dramatyczne w skutkach – doprowadziło do wystąpienia 3 następujących po sobie seps, wstrząsu septycznego, a w następstwie niewydolności wielonarządowej. Do szpitala weszłam ledwo (ale jednak) chodząca, a po hospitalizacji wróciłam do domu jako osoba leżącą całkowicie zależna od opieki innych. W całej tej nieprzyjemnej podróży mogłam liczyć na wsparcie rodziny i przyjaciół, dzięki którym nadal żyję. Mimo wszystko nadal walczę. Niestety moja opieka zdrowotna wymaga sporych nakładów finansowych. Kosztowne leki, artykuły medyczne i higieniczne, specjalistyczne sprzęty – to wszystko pomaga mi odciążyć rodzinę. Niezbędne są również akcesoria rehabilitacyjne, a w przyszłości również rehabilitacja. Aktualnie nie na wszystko mnie stać. Niedawno specjalistyczne łóżko, na którym leżę, i które zapewniało mi pewien stopień mobilności, uległo uszkodzeniu. Nie da się go naprawić, a koszty wymiany przekraczają moje możliwości finansowe. Proszę, pomóżcie mi. Wierze, że kiedyś ta trudna sytuacja się skończy i po burzy wyjdzie słońce... Asia

2 393,00 zł ( 10,2% )
Brakuje: 21 046,00 zł
Anna Wilk
Anna Wilk , 42 lata

Otarłam się o śmierć... Pomóż przerwać ten horror❗️

Przeszłam w życiu wiele, jednak nigdy nie przypuszczałabym, że dojdzie do tak ogromnej tragedii. Mąż dokonał brutalnej napaści, wskutek której cudem uniknęłam śmierci. W szpitalu dowiedziałam się, że mój oprawca nie żyje. W klinice spędziłam osiem miesięcy. Obrażenia były bardzo rozległe. Cała lewa strona ciała doznała rozległego paraliżu. Miałam złamany kręg szyjny oraz obojczyk. Byłam osobą leżącą, która wymagała pomocy wielu specjalistów. Dodatkowym zmartwieniem był niepokój o to, co będzie z moim ukochanym, nastoletnim synkiem. Na szczęście, z pomocą przyszli rodzice. Tata u nas zamieszkał i niemal każdego dnia odwiedzał mnie z dzieckiem w szpitalu. Początki nie były łatwe. Z trudem dochodziłam do siebie, zastanawiając się, jak mój synek znosi całą tę sytuację. Myślałam o tym, o ilu lękach mi nie mówi… Jak duży stres w sobie chowa? Moją największą motywacją była wizja powrotu do domu, by móc spędzać z nim każdą wolną chwilę.  Kiedy rany się zagoiły, lekarze podjęli decyzję o wdrożeniu rehabilitacji. To właśnie dzięki niej zaczęłam stawiać swoje pierwsze kroki. Niestety, jestem dopiero na początku mojej walki o sprawność. Bez pomocy mojego taty nie potrafiłabym nawet ugotować obiadu, czy zrobić zakupów. Wszystko przez niedowład lewej nogi oraz lewej dłoni, który sprawia, że nie jestem w stanie poruszać się nawet przy pomocy wózka inwalidzkiego. Moje palce są zdrętwiałe i spastyczne. Nie radzę sobie z chwytaniem przedmiotów, więc samodzielna jazda jest niemal niemożliwa. Lekarze prognozują, że nigdy nie wrócę już do pełni sprawności, ale jest szansa, bym mogła chodzić. Potrzebna mi jednak systematyczna, długotrwała rehabilitacja pod okiem specjalistów, a to wiąże się z ogromnymi kosztami. Chciałabym o siebie zawalczyć, by wrócić do pracy i pełnej opieki nad synem. Wierzę, że zaczęło się moje drugie, lepsze życie. Potrzebuję w nim jednak Waszej pomocy, by zawalczyć o moją sprawność. Będę wdzięczna za każdy, nawet najmniejszy gest! Ania ➡️ Artykuł w serwisie lubin.pl

61 827,00 zł ( 72,64% )
Brakuje: 23 280,00 zł
Stanisław Kuchta
Stanisław Kuchta , 56 lat

Potrzebuję nowej protezy! Czas nie jest moim sprzymierzeńcem... Pomóż!

Tragiczny wypadek obrócił moje życie o sto osiemdziesiąt stopni. Od czasu tego okropnego zdarzenia minęło już przeszło dwadzieścia lat, a ja wciąż odczuwam jego skutki. Ta sytuacja już nigdy się nie zmieni, istnieje jednak szansa na poprawę jakości mojego życia. W 2002 roku doznałem poważnego wypadku, podczas którego moja prawa ręka została wciągnięta w wałki maszyny. W szpitalu znalazłem się już po niecałej godzinie. Ból był ogromny. Nie wiedziałem, co się ze mną stanie. Zostałem zabrany na blok operacyjny, gdzie rozpoczęła się walka o moją rękę. Lekarze podjęli próbę zespolenia złamanych i zwichniętych kości, licząc na znaczną poprawę stanu kończyny. Niestety, po dwóch tygodniach podjęli decyzję o amputacji. Ręki nie udało się uratować. Od tamtego czasu staram się żyć tak jak dawniej. Niezbędna do tego jest specjalna proteza. Aktualną mam już około dziesięć lat. Specjaliści zalecają jej wymianę, szczególnie, że na rynku pojawiły się już znacznie lepsze, bardziej funkcjonalne modele. Udało mi się uzyskać część dofinansowania. Niestety, jeszcze wiele brakuje, a czas nie jest moim sprzymierzeńcem. Na uzbieranie pozostałej kwoty mam czas do końca roku! Nowa proteza ułatwi mi funkcjonowanie zarówno w domu jak i w pracy. Jeśli zechcesz mi pomóc, będę niezwykle wdzięczny. Teraz liczy się każdy gest. Z góry bardzo dziękuję za wsparcie! Stanisław

5 073,00 zł ( 10,42% )
Brakuje: 43 600,00 zł
Ezoza Ruzinazarowa
Pilne!
Ezoza Ruzinazarowa , 6 lat

Na tę chorobę umarł już jej braciszek... Nie pozwól, by ją spotkało to samo❗️

15 sierpnia 2008 roku urodził się nasz długo wyczekiwany, pierworodny syn, o którym marzyliśmy przez całe życie! Wszystko było dobrze, aż nagle po chwili zaczął znikać w naszych oczach… Trafiliśmy do szpitala, próbowaliśmy go ratować, ale niestety się nie udało… Wracamy teraz do tych dramatycznych chwil, bo najprawdopodobniej nasza córeczka mierzy się z tą samą chorobą, na którą wówczas cierpiał nasz synek! Błagamy o ratunek, nie możemy stracić drugiego dziecka… Nasza córeczka Ezoza urodziła się 20 stycznia 2018 roku. Byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. W naszych sercach wciąż była pustka po utracie ukochanego synka, ale staraliśmy się cieszyć się z narodzin Ezozy i wierzyć, że nasz dzielny chłopiec jest teraz w lepszym miejscu… Nasza radość trwała jednak tylko przez rok. W maju 2019 roku na ciele Ezozy pojawiły się czerwone plamy, a my przerażeni natychmiast zabraliśmy ją do szpitala. Badania wykazały, że nasza córeczka cierpi na chorobę krwi! Niezwłocznie rozpoczęto leczenie, które trwało do grudnia i niestety nie przyniosło zamierzonych rezultatów… Przez rok lekarze nie postawili konkretnej diagnozy – stało się to dopiero w 2020 roku. Usłyszeliśmy, że nasza córeczka choruje na niedokrwistość aplastyczną! Świat runął… Rozpoczęliśmy leczenie i mieliśmy nadzieję, że teraz, znając diagnozę, uda nam się wyrwać córkę z objęć śmierci. Ezoza co 15-20 dni miała przeprowadzaną transfuzję krwi, osocza i płytek krwi – bez tego nie mogłaby żyć… Przeszliśmy długą drogę od 2019 do 2024 roku. Nie było nam łatwo, ale dzielnie walczyliśmy o każdy wspólny dzień. Niedawno wykonaliśmy kontrolne badania, licząc, że wydarzy się cud. Niestety… Okazało się, że wyniki są jeszcze gorsze, choroba postępuje i jest tylko jedna, jedyna szansa, by uratować nasze dziecko – przeszczep szpiku! Nie mamy takich pieniędzy, które pozwoliłyby na pokrycie operacji. Jesteśmy zdruzgotani! Śmierć ponownie zagościła w naszym domu i chce odebrać nam drugie dziecko! Cały czas się modlimy, by to był tylko koszmarny sen…  Od pięciu lat leczymy nasze dziecko i przez ten czas wydaliśmy wszystkie pieniądze, jakie mieliśmy! Sprzedaliśmy już wszystko, co się dało! Kochani, sami nie damy rady, dlatego musimy błagać o pomoc! Jesteśmy już w Turcji, gdzie nasza córeczka mogłaby przejść operację przeszczepu szpiku. Musimy zdobyć te ogromne pieniądze w ciągu miesiąca! Nie wiemy, co robić, więc pukamy do wszystkich drzwi, mając nadzieję, że któreś z nich się otworzą... Dobrzy ludzie, krzyczymy, błagamy o pomoc w ratowaniu naszej córki! Jesteśmy rodzicami, którzy już raz przeżyli żałobę po stracie dziecka – połowa naszych serc jest rozdarta na kawałki. Błagamy, nie pozwólcie nam przeżyć tego ponownie… Bez Waszej pomocy naszą córeczkę czeka śmierć! Zdruzgotani rodzice

18 869,00 zł ( 6,55% )
Brakuje: 268 791,00 zł
Hanna Wojtyczka
Pilne!
Hanna Wojtyczka , 55 lat

Stanęłam do walki twarzą w twarz z nowotworem... Pomożesz mi ją wygrać?

Życie potrafi w jednej chwili wywrócić wszystko do góry nogami. 1 września usłyszałam słowa, których nikt nie chce nigdy usłyszeć – nowotwór prawej nerki. Diagnoza była jak cios, który odebrał mi oddech. W jednej chwili czas się zatrzymał, a wszystkie plany, marzenia i spokój rozpadły się w pył... Zawsze byłam aktywną osobą. Dużo jeździłam rowerem. Niestety tego lata zaczęłam czuć się dużo słabiej niż zawsze. Pomyślałam, że to po letnich upałach. Pojawił się ból, który sugerował problemy z kręgosłupem, niestety prawda okazała się inna – USG pokazało guza na nerce... Walczę, chociaż każdy dzień to ogromny wysiłek. Nie jestem w stanie dźwignąć tego sama. Od początku choroby wydałam już wszystkie moje oszczędności. Pochłonęło to witaminy, wlewy, dojazdy i  niekończące się wizyty lekarskie. Jestem dopiero na początku tej bolesnej drogi, a przede mną jeszcze kolejne badania oraz niekończąca się lista wizyt u specjalistów. Niestety, koszty leczenia onkologicznego są ogromne, a moje możliwości finansowe zostały wyczerpane. Diagnoza z września 2024 roku  całkowicie rozbiła mój świat w drobny pył – patologiczny naciek na nerkę prawą z przerzutami na węzły chłonne. Przerzuty – to słowo wywołuje lęk, który trudno opisać. Każda chwila jest przepełniona niepewnością oraz potwornym strachem o to, co przyniesie jutro. Czy będę w stanie walczyć dalej, jeśli zabraknie mi środków? Nigdy nie myślałam, że znajdę się w takiej sytuacji, w której będę musiała prosić o pomoc. Mieszkam sama, muszę walczyć o siebie i o swoją przyszłość. Proszę, pomóż mi kontynuować tę walkę. Koszty są niewyobrażalne, a ja potrzebuję wsparcia, by móc dalej się leczyć, by móc dalej walczyć o życie. Każda złotówka, każde wsparcie jest dla mnie nadzieją na kolejne jutro. Hania

6 950 zł
Marcel Lutrzykowski
Marcel Lutrzykowski , 11 lat

Nie pozwól, aby Marcel znowu cierpiał! Pomocy!

OGROMNY BÓL na dobre rozgościł się w życiu naszego syna i nie chce odejść! Mimo że Marcel dzielnie walczy, choroba stawia mu na drodze kolejne bariery… Jako rodzice pragniemy go wspierać w ich przełamywaniu, jednak bez Twojej pomocy może się to nie udać! Syn od urodzenia choruje na mózgowe dziecięce porażenie czterokończynowe, przez co mierzy się z wieloma problemami zdrowotnymi. Mimo że jest już nastolatkiem, to wciąż nie siada i nie chodzi! Oznacza to, że nadal potrzebuje naszej stałej opieki. Niestety to, że jest osobą leżącą, rodzi duże niebezpieczeństwo dla całego układu ruchowego!  Choroba doprowadziła również do spastyczności, czyli mimowolnego napinania mięśni.  Przez to istnieje zagrożenie występowania i pogłębiania zwyrodnień kręgosłupa, podwijania kończyn i innych nieodwracalnych deformacji. Do tego dochodzi przerażający ból! To takie straszne dla rodzica patrzeć jak własne dziecko cierpi! To właśnie przez skutki choroby konieczne było przeprowadzenie operacji rekonstrukcji biodra. Robiliśmy wszystko, aby odbyła się ona w klinice w Aschau, ze względu na stosowaną tam metodę. Udało się! Wasze wsparcie pozwoliło Marcelowi uniknąć dodatkowego bólu i jeszcze większej traumy! Jesteśmy Wam dozgonnie wdzięczni!  Jednak walka o zdrowie naszego syna wciąż trwa! Próbujemy za wszelką cenę uniknąć deformacji, które mogą się pojawić przez chorobę, a wraz z nimi kolejnego cierpienia! Syn obecnie ciężko pracuje nad pionizacją. Niestety bez specjalistycznego sprzętu, leczenia i rehabilitacji, jego starania pójdą na marne! Na to nie możemy pozwolić! Chcemy, aby mimo trudnej choroby, syn mógł spełniać marzenia. Razem spacerujemy, biegamy czy nawet zdobywamy szczyty górskie! Uśmiech na twarzy Marcela nam o tym nieustannie przypomina! Pragniemy to kontynuować, wynagrodzić to co odebrała mu choroba! Niestety zmagania z nią są bardzo kosztowne i sami sobie z nimi nie poradzimy! Marcel cały czas rośnie, dlatego pilnie potrzebujemy nowego wózka dostosowanego do jego potrzeb. Będzie on ogromnym wsparciem w niwelowaniu skutków spastyczności. Również inne sprzęty rehabilitacyjne wsparłyby nasze codzienne zmagania z chorobą. Jednym z nich jest specjalny podnośnik umożliwiający unoszenie syna bez jego dźwigania. To szczególnie wsparłoby mnie – jego mamę, ponieważ niedawno przeszłam operację przeszczepu nerki.  Dlatego ponownie zwracamy się do Was z WIELKĄ PROŚBĄ! Mimo wielu starań, niestety sami nie poradzimy sobie z tak dużymi kosztami! Boimy się, że cierpienie, któremu nieustannie próbujemy zapobiec, może zagrozić szczęściu naszego dziecka! Błagamy, nie zostawiajcie nas!  Rodzice Marcela

15 805,00 zł ( 37,14% )
Brakuje: 26 749,00 zł