Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Kuba Skrobacz
Kuba Skrobacz , 16 lat

Trud codziennej walki odbiera resztki sił... Pomagamy Kubie!

Blisko 13 lat walczę o moje dziecko. Wciąż jeszcze potrafię wyobrażać sobie, jak mogłoby wyglądać nasze życie, gdyby Kuba był zdrowy. Dziś pewnie przechodziłby kolejny bunt nastolatka, być może po raz pierwszy by się zakochał, miał marzenia, które jak najszybciej chciałby zrealizować... Niestety, Kuba urodził się z wadami OUN: wodogłowiem i przepukliną rdzeniowo-oponową. Z czasem dochodziły kolejne diagnozy m.in. wady mózgu, pęcherz neurogenny, zez czy padaczka lekooporna. Co gorsza, to nie koniec kłopotów, z jakimi przyszło mu się zmierzyć... Rok 2020 był dla nas wyjątkowo trudny. Kilka pobytów w szpitalu, zapalenie płuc, COVID i zatrzymanie krążenia... Tak bardzo się bałam, że go stracę. Całe szczęście natychmiastowa reanimacja uratowała mu życie, ale i tak ponad tydzień przebywał pod respiratorem.  Po ciężkich 6 tygodniach Kuba wyszedł ze szpitala z rurką tracheostomijną, dodatkowo karmiony jest przez PEG-a. Skolioza coraz częściej daje o sobie znać, dlatego konieczny jest zakup specjalistycznego, drogiego sprzętu, który tak bardzo może ułatwić nam codzienność. Proszę, pomóż, wierzę, że nasze życie, choć trudne, może być odrobinę łatwiejsze...  Agnieszka - mama Kuby

19 146,00 zł ( 65,05% )
Brakuje: 10 285,00 zł
Kinga Grześkowiak
Kinga Grześkowiak , 17 lat

Ostatnia prosta❗️Razem możemy uwolnić Kingę od potwornego bólu - RATUNKU!

Wydawało się, że to już koniec naszego koszmaru - koszmaru cierpienia naszej córeczki, na który bezsilnie patrzymy od 15 lat... Kinga zmaga się z chorobą, która powoduje ogromny ból! Ma już za sobą 14 operacji... Ta z zeszłego roku miała być już ostatnią. Niestety - choroba znów zaatakowała... Trzeba wyprostować stopy - Kinga ma je odwrócone w prawo i lewo - piszczele oraz biodra! Wykrzywia się kręgosłup, trzeba operować jak najszybciej! Po raz kolejny musimy prosić o pomoc. Kinga chce tylko jednego - móc poruszać się bez przeraźliwego bólu... Pomocy! Każdy rodzic chciałby oszczędzić dziecku bólu i traumy szpitalnej rzeczywistości… U nas ból jest nieodłącznym towarzyszem dnia, a szpital to praktycznie drugi dom. Kinga w swoim krótkim życiu przebyła już 14 poważnych operacji, między innymi stóp, kolan, bioder, kości udowych, piszczeli... Do tego wiele tygodni w gipsie. Jej dzieciństwo nie mijało na placu zabaw, ale na rehabilitacyjnej sali, na kolejnych ćwiczeniach i łzach. Kinga od urodzenia cierpi na artrogrypozę, bardzo ciężką, rzadką chorobę, zwaną wrodzoną sztywnością stawów… Choroba odbiera jej możliwość poruszania się, powoduje przykurcze, deformację sylwetki i, co najgorsze, ogromny ból… Nogi Kingi są sztywne, wyprostowane – do zeszłej operacji nie zginała w ogóle kolan. Stawy są powykrzywiane, co uniemożliwia chodzenie. Czytałam o przypadkach innych chorych osób, które często lekarzy błagały o amputację, żeby w ogóle jakoś żyć. Niestety, artrogrypoza pociąga za sobą kolejne choroby… Powoduje wykrzywienie sylwetki – Kinga ma zaawansowaną skoliozę i lordozę. Krzywy kręgosłup potęguje ból, uciska inne narządy, odbiera oddech… Sprawia, że Kinga znajduje się w ogromnym niebezpieczeństwie! W pewnym momencie myśleliśmy już, że Kinga będzie skazana do końca życia na poruszanie się na wózku inwalidzkim. Jednak dzięki dobrym ludziom nadzieja do nas wróciła. Kinga trafiła na konsultację do doktora Davida Feldmana z USA, który wraz z innym słynnym ortopedą – doktorem Paleyem – operuje dzieci z bardzo ciężkimi wadami kręgosłupa, rączek i nóżek. Okazało się, że nasza córeczka ma dużą szansę, by samodzielnie chodzić! Największe marzenie Kingi, by w końcu wstać z wózka, może się spełnić!  Tysiące ludzi o dobrych sercach otworzyło je na los naszej córeczki. W marcu w 2021 roku odbyła się operacja, dzięki której lekarzom udało się uzyskać w kolanach kąt zgięcia 90 stopni. To ogromne osiągnięcie - Kinga nigdy wcześniej nie zginała kolan. Zaczęła stawiać pierwsze kroki przy chodziku... Szczęściu nie było końca. Wydawało się, że to koniec naszego koszmaru. Czternasta operacja miała być ostatnią. Niestety, choroba znów pokazała swoje koszmarne oblicze... Kilka tygodni temu Kinga była na konsultacji u doktora Feldmana... Okazało się, że ma koślawe piszczele, a stopy uciekają jej w bok - ma je odwrócone w lewo i w prawo... Dodatkowo przy chodzeniu za pomocą chodzika nogi coraz bardziej się wykrzywiają. Przykurcze w biodrach pogłębiają wady kręgosłupa i powodują i przeraźliwy ból! Podjęto decyzję o kolejnej operacji - wyprostowania stóp, piszczeli i bioder... Mamy nadzieję, że będzie już ostatnią w życiu Kingi, ale musi odbyć się jak najszybciej! Znów mamy do zebrania ogromną kwotę pieniędzy... Od niej zależy pełna sprawność, zdrowie i normalne życie naszej córeczki. Jesteśmy niezamożną, ale kochającą się rodziną, utrzymujemy się z małego gospodarstwa rolnego. Leczenie Kingi pochłania każdy grosz. Sami nigdy nie zdobędziemy pieniędzy na operację… Błagamy o pomoc! Będziemy wdzięczni za każde, nawet najmniejsze wsparcie dla naszej Kingi. Tak bardzo chcemy, by w końcu przestała cierpieć...

72 695,00 zł ( 65,05% )
Brakuje: 39 057,00 zł
Agnieszka Michalczyk
Agnieszka Michalczyk , 35 lat

Mama trójki dzieci potrącona przez motocyklistę❗️Pomóż!

Nigdy nie myślałam, że taka tragedia spotka właśnie mnie, że moje życie znajdzie się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. To miał być zwykły spacer z moim półtorarocznym synkiem, a zamienił się w koszmar, który prześladuje mnie do dziś... Czy idąc na spacer z dzieckiem ktokolwiek myśli, że to może być ten ostatni w życiu? Że może w jednej chwili skończyć się wszystko…? Potrącił nas motocyklista. To było rok temu, jednak do dzisiaj nie odzyskałam pełnej sprawności. Bardzo proszę - pomóż mi wyzdrowieć, bym mogła znów być aktywną mamą dla moich dzieci! Teraz nie mam na to sił... Pandemia w pierwszej połowie tego roku mocno ograniczyła mi możliwość leczenia. Miałam zaplanowany zabieg operacyjny zespolonej nogi, który do tej pory nie został wykonany… Czas nie gra na moją niekorzyść. Dlatego muszę walczyć sama, by jak najszybciej wrócić do zdrowia! A mam dla kogo walczyć... Chciałabym rozpocząć rehabilitację neurologiczną, która pozwoli mi wrócić do zdrowia, jednak jej koszty przekraczają moje możliwości finansowe. Prywatnie jestem żoną i mamą trójki dzieci – 2,5-letniego dziś Kuby, 6-letniego Marcela i 10-letniej Natalii. Przed wypadkiem zajmowałam się wychowywaniem dzieci oraz domem. W chwili obecnej przychodzi mi to z wielkim trudem...  Dzieci są wymagające, a mój stan zdrowia nie pozwala na poświęcenie im całej siły. Dlatego korzystam ze wsparcia opiekunki z pomocy społecznej. Bez jej pomocy byłoby znacznie trudniej...  Mój mąż od rana do wieczora pracuje, żeby zapewnić nam stały dochód. Wcześniej byliśmy zwyczajną, kochającą się rodziną, z prostymi marzeniami - mieć szczęśliwy dom, zdrowie. Jednak chwila zmieniła wszystko… Wypadek mógł doprowadzić do tragedii, mógł zabrać dzieciom matkę. Zabrał mi zdrowie i sprawność. Będę wdzięczna za każdą pomoc, która pomoże mi wrócić do pełni sił i zdrowia. Agnieszka  

38 308,00 zł ( 64,83% )
Brakuje: 20 778,00 zł
Maciej Ćwikliński
13 dni do końca
Maciej Ćwikliński , 14 lat

Choroba zabrała wszystko, co kochał nasz syn... Prosimy, pomóż to odzyskać!

Mniej więcej 5 lat temu Maciek przeszedł ciężką anginę, temperatura przekraczała 40 stopni. W 4 dniu choroby syn dostał silnego wyrzutu tików nerwowych. Lekarz zlecił kontrole przeciwciał przeciw paciorkowcowi. Norma wynosi 200, Maćka wynik to 4200 jednostek. Od tego czasu Maciek przeszedł miesięczne leczenie antybiotykiem w warunkach szpitalnych, operację wycięcia migdałków, które mogły być siedliskiem paciorkowca i podrażniać układ immunologiczny oraz kilka kilkumiesięcznych serii antybiotykiem w warunkach domowych. Oprócz zespołu PANDAS Maciek cierpi na zespół Arnolda-Chiariego, insulinooporność i niedoczynność tarczycy.  Maciek jest bystrym i ciekawym świata 12-letnim chłopcem. Kocha zwierzęta, interesuje się historią i muzyką. Pięknie śpiewa i gra na instrumentach muzycznych. Niestety, nie może rozwijać swoich pasji przez zespół PANDAS. Wszystko, co sprawiało mu radość, odebrała choroba. Jego własny układ immunologiczny atakuje układ nerwowy, wywołując zapalenie mózgu. Codziennie towarzyszą mu silne bóle i zawroty głowy oraz nudności. Ma niekontrolowane wyrzuty tików nerwowych. Dolegliwości utrudniają mu naukę, codzienne funkcjonowanie, rozwijanie pasji oraz odbierają radość życia.                  Zespół PANDAS jest bardzo ciężki w zdiagnozowaniu. Wiele miesięcy szukaliśmy właściwej diagnozy, przez co stan naszego syna się pogarszał.  Jedynym leczeniem, które może przynieść trwałe efekty, są immunoglobuliny. A takie leczenie nie jest refundowane... Koszt kuracji zależy od masy ciała dziecka, a Maciek jest dużym chłopcem. Przy jego dzisiejszej wadze minimalna dawka, która ma szansę przynieść efekty, kosztuje 250.000 zł. Dotychczas koszty leczenia i diagnostyki pokrywaliśmy sami, ale zakup preparatów immunoglobulin przekracza nasze możliwości. Bez Waszej pomocy Maciek nigdy nie będzie zdrowy. Choroba nasila się po każdej infekcji, dlatego sezon jesienno-zimowy dla całej rodziny oznacza walkę o zdrowie Maćka, każdy kolejny rzut choroby może skutkować zmianami w mózgu i doprowadzić do padaczki. Dziś tę walkę przegrywamy. Już drugi rok z rzędu Maciek przyjmuje antybiotyki. Taka kuracja trwa kilka miesięcy, mocno obciąża osłabione już zdrowie syna, a przynosi efekt jedynie tymczasowy. Prosimy, pomóżcie nam zawalczyć o jego zdrowie i sprawność. Każda złotówka ma ogromne znaczenie! Kamila i Bartłomiej, rodzice

167 264,00 zł ( 64,8% )
Brakuje: 90 822,00 zł
Dominik Kowalczyk
Dominik Kowalczyk , 6 lat

Droga operacja szansą na sprawność – Pomagamy Dominikowi❗️

Dominik to radosny, beztroski chłopiec, któremu buzia nie zamyka się od rana do wieczora. Zadaje miliony pytań, lecz ciekawość świata to coś, co łączy każdego 5-latka. Jest jednak rzecz, która wyróżnia Dominika. O tym, że prawa nóżka jest wyraźnie krótsza i zdeformowana, a stopa ma 4 paluszki, dowiedzieliśmy się na chwilę po jego przyjściu na świat.  Potem upłynęły 3 długie miesiące pełne pytań: Czy noga będzie normalnie rosła? Czy Dominik będzie chodził? Potem usłyszeliśmy diagnozę – hemimelia strzałkowa. Jest to wada kończyny dolnej, która występuje raz na 50 000-135 000 urodzeń. Przyczyna jej powstawania nie jest jak dotąd znana.  Aby Dominik mógł chodzić, w wieku 10 miesięcy przeszedł korekcję ustawienia stopy, gdzie lekarze musieli m.in. zbudować mu kostkę. Potem przez 12 tygodni miał założony gips. Tak świętowaliśmy jego 1. urodziny. Nasz syn cały proces przeszedł bardzo dzielnie – to z gipsem na nóżce nauczył się chodzić! Obecnie prawa noga Dominika jest krótsza od lewej o 5.2 cm. Stopa też jest mniejsza o 2 rozmiary. Finalnie różnica w długościach kończyn ma wynieść blisko 10 cm! W tym momencie Dominik radzi sobie dobrze, biega i skacze, najchętniej boso, co jest niestety coraz trudniejsze i szkodzi jego stawom i plecom. Ale jak polubić ciężki, sztywny but, którego podeszwa ma aktualnie 4 cm grubości, a z roku na rok jest coraz grubsza?  Przez but syn nie jeździ na rowerze ani na hulajnodze, bo jest mu niewygodnie. Nie gra w piłkę, nie wie co to łyżwy i narty. Z wielu rzeczy zrezygnowaliśmy całą rodziną, by nie robić mu przykrości. A ja, mama, marzę o tym, by zabrać go na lodowisko... Dominik będzie miał szansę to wszystko nadrobić. Wcześniej jednak czeka go długie, wieloetapowe leczenie. Pierwszy etap to będzie wydłużenie nogi o około 5 cm z zastosowaniem innowacyjnej, nowoczesnej metody aparatu wewnętrznego za pomocą gwoździa śródszpikowego. Alternatywa to leczenie aparatem Ilizarowa, lecz jest to bardzo inwazyjne i bolesne – po zabiegu mogą zostać rozległe blizny. U Dominika cały aparat znajdować się ma wewnątrz kości i ma być napędzany polem magnetycznym. Cały proces jest na tyle zaawansowany technologicznie, że dokładne zrozumienie go jest poza naszym zasięgiem, tak samo jak poza zasięgiem jest kwota, na którą zostało wycenione leczenie. Niestety, na wydłużanie gwoździem Precice u małych dzieci nie ma jeszcze w Polsce refundacji. Dlatego zwracamy się do Was z prośbą o pomoc. Każda, nawet najmniejsza wpłata przybliża nas do celu, a naszym celem jest, by dać Dominikowi szansę na normalne życie. Bo każde dziecko na taką szansę zasługuje.   Rodzice Grupa Licytacyjna 💚

143 065,00 zł ( 64,79% )
Brakuje: 77 722,00 zł
Sebastian Jurkiewicz
Sebastian Jurkiewicz , 9 lat

Nowy wózek to szansa na samodzielność. Pomagamy Sebastianowi.

Sebastian był długo wyczekiwanym dzieckiem. Cała ciąża przebiegała prawidłowo, synek urodził się jednak jako wcześniak w 7 miesiącu. Na początku nic nie wskazywało na to, że coś jest nie tak. Po dwóch miesiącach od porodu syn przeszedł wiele badań, na podstawie których lekarze stwierdzili mózgowe porażenie dziecięce pod postacią niedowładu spastycznego czterokończynowego.  Pomimo choroby Sebastian jest bardzo pogodnym i mądrym chłopcem. Nie poddaje się, codziennie stara się dorównać swoim rówieśnikom. Do tej pory radziliśmy sobie sami. Tata Sebastiana pracuje na dwa etapy, ja zajmuje się synem, codziennie jeżdzę z nim na rehabilitację, zajęcia integracyjne, które pomagają mu w osiągnięciu sprawności. Sebastian ciągle rośnie, wymaga również coraz większej pomocy. Aktualnie najbardziej potrzebuje zmiany wózka. Koszt zakupu nowego sprzętu jest jednak poza naszym zasięgiem finansowym.  Będziemy wdzięczni za każdą pomoc i wsparcie. Z całego serca dziękujemy za każdą wpłatę. Rodzice

7 926,00 zł ( 64,78% )
Brakuje: 4 309,00 zł
Andrzej Garncarek
Andrzej Garncarek , 70 lat

Miłość wszystko znosi, wszystko przetrzyma. Hania walczy o to, by jej mąż się obudził!

Historia Hani i Andrzeja to nie tylko opowieść o dramatycznej walce o życie. To też jedna z najpiękniejszych historii miłosnych na naszym portalu. To opowieść o miłości, która została poddana ogromnej próbie… Od 9 lat Andrzej jest w śpiączce. Hania, jego żona, opiekuje się nim każdego dnia. Myje, zmienia pampersy, wymienia sondę, odsysa wydzielinę. I opowiada, co się dzieje w domu, za oknem, na świecie. Andrzej reaguje na głos, na ból. Otwiera oczy. Czasem płacze. Hania wierzy, że słucha… I prosi o pomoc, bo nie traci nadziei, że stan jej męża się poprawi. W końcu są trzy: wiara, nadzieja, miłość, a z nich zaś największa jest miłość. Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Jeśli nie wierzysz w słowa – przeczytaj, a zmienisz zdanie. Rok 2010. Andrzej i Hanna oglądają w telewizji materiał o Szwedce, która zapadła w śpiączkę w wyniku powikłań pooperacyjnych. Ma utrudniony kontakt z otoczeniem, patrzy szeroko otwartymi oczami w jeden punkt. Myślisz, że ona coś rozumie? – pyta męża Hanna. Jestem przekonany – odpowiada Andrzej. Wszystko słyszy i wszystko rozumie. Tylko nie może nic powiedzieć... Hanna myśli często o jego słowach, gdy siada przy łóżku męża. Ten wodzi za nią wzrokiem. Gładzi go po twarzy, całuje w policzek, przytula. Opowiada mu, jak minął dzień. Opowiada o pacjentach, o ich cierpieniu. Pracuje jako pielęgniarka, tak jak kiedyś Andrzej. Opowiada o tym, co się dzieje na świecie i w ich kochanym Gdańsku. Zupełnie jak kiedyś. Z tą różnicą, że Andrzej tylko patrzy i słucha, nie może odpowiedzieć, skomentować. Od 9 lat jest w śpiączce, tak jak tamta Szwedka. 30 lat wcześniej. Hanna chodzi korytarzami budynku studium pielęgniarskiego. Uczy się w nim też Andrzej. Wpada jej w oko - wysoki, przystojny, z którego emanuje siła i spokój. Życzliwy, dobry, zawsze pomaga innym. Zostają parą. Hanna zaczyna pracować w zawodzie, Andrzej kontynuuje tradycję rodzinną – pływa na statku. Mają dwóch synów. Kiedy zamykają Odrę dla żeglugi, Andrzej postanawia odnowić dyplom pielęgniarski. Wraca do potrzebujących, do pracy wśród szpitalnych ścian. Jest lubiany przez pacjentów, żyje tą pracą. Kończy też teologię, robi doktorat, nałogowo czyta książki. Synowie dorastają, a Hanna i Andrzej snują plany, co będą robić, gdy rodzinne gniazdo opustoszeje. Chcą podróżować, mają listę miejsc, które zobaczą na emeryturze. Czeka ich spokojna, szczęśliwa starość, spędzona razem. Tak wtedy myślą. Andrzej postanawia zrobić kurs ratownictwa medycznego, chce ratować ludziom życie. Kiedy jedzie na zajęcia, sam niemal je traci. 18 grudnia 2010 roku, syn wiezie go na lekcję do Sopotu. Nigdy nie udaje im się tam dotrzeć. Andrzej prosi syna, żeby zatrzymał się w Parku Oliwskim. Wychodzi, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza. Ból w klatce piersiowej. Nie chce jechać do szpitala, chce do domu, do Hani – ona go uratuje. Hanna jest akurat na zakupach, gdy dzwoni przerażony syn. Są już w domu, Andrzej leży na kanapie, siny, nie dając znaku życia. W Hani odzywa się pielęgniarski instynkt. Przez telefon instruuje syna, co ma robić. Jak we śnie biegnie do domu. Nie ma czasu na rozpacz, na załamywanie rąk, robi to, co dziesiątki razy wcześniej w pracy, ratuje życie, tylko że tym razem osobą, która reanimuje, jest jej mąż. Przyjeżdżają ratownicy medyczni, nie mają nawet defibrylatora. Patrzą z otwartymi ustami na Hannę. „Jeśli coś by się stało, to nie martw się, nie umrzesz, ja cię uratuję“ – Hanna przypomina sobie, jak w żartach obiecywali to sobie z Andrzejem. Tyko tym razem to dzieje się naprawdę. Andrzej przeżywa tylko dzięki pomocy żony. Rozległy zawał serca, zatrzymanie akcji krążenia i oddechu, którego konsekwencją jest uszkodzenie mózgu – czyta Hanna w karcie pacjenta. Litery ciemnieją jej przed oczami. Wie, co to znaczy. To, jak bardzo uszkodzony został mózg Andrzeja, jest zagadką. Potrzeba będzie czasu, by się tego dowiedzieć. Hanna wśród szpitalnych ścian obraca się całe życie, pierwszy raz jednak ma okazję być wśród nich nie jako pielęgniarka, lecz jako żona pacjenta. Ona i jej mąż w swojej pracy wyznawali najwyższe standardy, tego samego wymaga od innych. Szybko staje się niewygodna. Zaczyna walkę, długą, samotną walkę o zdrowie i życie męża. Wypisuje go do domu, który zamienia w szpitalną salę. Jest teraz pielęgniarką w pracy i po pracy - praktycznie cały czas. Walka o Andrzeja trwa już 9 lat. Hanna mogłaby o niej napisać książkę. Andrzej na początku nie reaguje na wołania, na dotyk, ból. Odżywia się  przy pomocy sondy zakładanej bezpośrednio do żołądka, wymienianej co 3 miesiące, nie kontroluje potrzeb fizjologicznych, samodzielnie nie zmienia pozycji ciała. Można go szczypać, nie protestuje. Dziś jest inaczej, wszystko dzięki bodźcowaniu i długiej rehabilitacji. Reaguje na dotyk. Gdy go coś boli, płacze. Potrafi szarpnąć ręką i nogą. I słucha. Hanna zna męża na wylot, wie, że gdy mu czyta lub coś opowiada, on rozumie. Otwiera usta, przechyla głowę na bok, odwraca głowę w jej kierunku. Serce jej się kraja, że nie może jej odpowiedzieć. Jakby był obok, ale uwięziony za grubą szybą, której ona nie może rozbić. Przy Andrzeju ktoś musi być non stop - oddycha przy pomocy rurki tracheostomijnej, trzeba pilnować, by się nie udusił. Hanna nie wie, co by zrobiła, gdyby nie pomoc sąsiadów i synów. Nie ma już środków do życia, tylko pożyczki do spłacenia. Sprzedała już wszystko, laptopa, nawet ukochane książki męża. Żeby zarobić na rehabilitację i leczenie męża, pracuje na 2 etatach. Dwukrotnie miała wypadek samochodowy, przemęczona skasowała samochód. Wyszła z tego cudem. Ma ustaloną grupę inwalidzką, problemy z kręgosłupem, czeka na operację. Miała złamany kręgosłup, uszkodzoną wątrobę. Zaśmiała się, kiedy usłyszała, że ma zakaz dźwigania, jeśli chce pozostać sprawna. Jak to wykonać? Andrzejowi trzeba kilka razy dziennie zmieniać pozycję, żeby zapobiec odleżynom. Hanna nie marzy już o dalekich podróżach. Jej największym marzeniem jest to, by Andrzej się obudził. Do tego potrzebna jest dalsza rehabilitacja, możliwa tylko dzięki naszej pomocy. Hania nie chce słuchać sugestii, że powinna Andrzeja gdzieś oddać. Trzy tygodnie był w ośrodku medycyny paliatywnej. Pojechał tam kwitnący, wrócił w stanie agonalnym, z odleżynami, z krwotokiem ze wszystkich otworów ciała. Poza tym kocha Andrzeja. Po prostu. Wie, że on jest obok, że słucha, a ona zrobi wszystko, by go obudzić. Wie, że jej się uda. A nawet jeśli nie – ona będzie obok. Choć czasem ma ochotę krzyczeć i wyć, z rozpaczy. Ale będzie z nim, tak jak przysięgała. W bogactwie i w biedzie, w zdrowiu i w chorobie. Podczas rozmowy z nami Hanna nasłuchuje oddechu Andrzeja. Muszę kończyć, zobaczyć, co u mojego chłopaka, czy mi czasami nie uciekł, bo teraz tak ciężko o męża – żartuje. Nie oczekuje poklasku, nie uważa się za bohaterkę. Tak zachowuje się ktoś, kto kocha. Ona sobie poradzi. Prosi o pomoc, żeby to jemu było lepiej.

18 607,00 zł ( 64,78% )
Brakuje: 10 116,00 zł
Małgosia Tomczak
13 dni do końca
Małgosia Tomczak , 18 lat

Małgosię czeka kolejna operacja❗️Potrzebna pilna pomoc...

Walka z przeciwnościami, które narzuca nam życie jest wycieńczająca, niesprawiedliwa i bolesna… To cud, gdy w tym wszystkim potrafimy jeszcze odnaleźć w sobie odwagę, by się nie poddać i wychodzić naprzeciw wszystkim przeszkodom. Jestem dumna z mojej córki, że odnajduje w sobie taką siłę. Czasem brakuje jej nawet mi, mamie, gdy muszę patrzeć na cierpienie własnego dziecka, ale Małgosia… jest z nas wszystkich najsilniejsza. To każdego dnia mnie wzrusza…  Małgosia ma siedemnaście lat. Od urodzenia, czyli tak naprawdę całe swoje dotychczasowe życie, zmaga się ze schorzeniem, które naznaczyło jej codzienność. Jest to PFFD - Proximal Femoral Focal Deficiency, bardzo rzadka, niedziedziczna wada układu kostnego, uwidaczniająca się deformacjami w obrębie miednicy i wrodzonym skróceniem kości udowej. Prawa noga Małgosi jest w tej chwili o 11 cm krótsza od lewej. Nadal nie rozwija się prawidłowo i nie rośnie tak, jak powinna. Różnica ta wciąż się zwiększa wraz ze wzrostem Małgosi. Wszystko to powoduje pogłębianie się wady. W ostatnim czasie pojawiła się jeszcze skolioza, która utrudnia córce funkcjonowanie. Wiele lat temu, szukając pomocy z maleńką Małgosią na ręku, odwiedzając polskich specjalistów, słyszeliśmy, że nie warto męczyć dziecka operacjami, bo i tak całe nasze starania skończą się na amputacji i Małgosia będzie jeździć na wózku. Takie opinie tylko zmobilizowały nas do dalszego szukania właściwego i doświadczonego lekarza, bo amputacja w naszym odczuciu pozostawała jedynie ostatecznością... Na szczęście wszystkie starania w końcu przyniosły dobre wiadomości i wlały w nasze serca nadzieję. W 2011 roku Małgosia przeszła pierwszą operację w USA, polegającą na rekonstrukcji stawu biodrowego i kości udowej oraz na jej zespoleniu i naprawie stawu kolanowego. Od tamtego czasu córka przeszła aż kilkanaście skomplikowanych zabiegów! Codziennością Małgosi stał się ból i rozłąka z rodziną oraz przyjaciółmi. Mimo to, wierzyliśmy, że już wkrótce córka przejdzie ostatni etap leczenia, po którym najgorsze będzie za nami…  W grudniu 2022 roku odbyliśmy konsultację w Warszawie z doktorem Paley’em w sprawie zaplanowanego wydłużenia kości udowej u córki - jednego z ostatnich. Nasz entuzjazm szybko zastąpiły kolejne bolesne wieści. Okazało się, że w związku z narastającymi dolegliwościami bólowymi stopy i stawu kolanowego, musimy zmienić wcześniejszy plan leczenia. Małgosia musi pilnie przejść rekonstrukcję prawej stopy z korekcją jej ustawienia i rekonstrukcję tkankową wewnątrz prawego stawu kolanowego wraz z przeszczepem chrząstki. Jest to dodatkowa operacja, na którą nie byliśmy przygotowani! Małgosia musi jak najszybciej przejść kolejny etap leczenia, wstępnie zaplanowany na sierpień 2023 roku. Prawdopodobnie będziemy musieli spędzić w klinice dra Paley'a w USA 3-4 miesiące. Czas pobytu jest uzależniony od efektów operacji, ogólnego stanu stopy i kolana oraz pracy wykonanej podczas rehabilitacji.  Małgosia jest niezwykle ambitna. Uczy się w klasie licealnej i oprócz ogromu nauki, mierzy się jeszcze z przeszkodami, które narzuca jej codzienna walka o sprawność. Córka dzielnie dźwiga wszystko na swoich barkach, ale marzę o tym, by zdjąć z niej ten ciężar, by w końcu mogła normalnie żyć. Już nieraz przekonaliśmy się, że nie ma rzeczy niemożliwych. Prosimy, przyłącz się do naszej zbiórki. Liczy się każda złotówka, a mamy tak mało czasu! Jolanta, mama

446 813,00 zł ( 64,76% )
Brakuje: 243 083,00 zł
Eryk Boguszewski
Eryk Boguszewski , 12 lat

Miłość i opieka – to najważniejsze, co daję synkowi! Twoje wsparcie pozwoli na więcej!

Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie moje macierzyństwo i przyszłość mojego dziecka. Każdy dzień to całodobowa opieka, jeżdżenie od jednych lekarzy do innych, szukanie wsparcia i rozwiązań na bieżące trudności, których nie zliczę. Rozwojowe wady układu nerwowego mojego synka zdeterminowały całe nasze życie. Po narodzinach Eryka nic nie wskazywało na to, że będzie chorym dzieckiem. Gdy miał cztery miesiące trafiliśmy do szpitala z powodu zapalenia płuc. W ciągu kilku dni usłyszałam diagnozę, która zrujnowała nasz cały dotychczasowy świat. Te słowa: szerokozakrętowość, szczelina mózgu, padaczka lekooporna, małogłowie, spastyka czterkończynowa – nie były dla mnie jasne, nie wiedziałam co oznaczają dla nas i dla Eryka. Nie było końca przepłakanym nocom i miesięcy nim uporałam się z dramatyczną rzeczywistością.  Dzisiaj synek to moja iskierka i miłość. Jest radosnym chłopcem, często się uśmiecha, a to daje mi pewność, że pomimo codziennego cierpienia wie o tym, że jest kochany i szczęśliwy. Eryczek rośnie, lecz jego rozwój nie postępuje. Nie podnosi głowy, nie jest w stanie się podnieść, nie mówi, nie mam też pewności czy widzi. Wysokie napięcie powoduje bolesne przykurcze w stawach, zwichnięte biodra oraz pogłębia skoliozę kręgosłupa. Synek jest dzieckiem leżącym, ma trudności z odkrztuszaniem, a każdy, nawet najmniejszy dowolny ruch jest bardzo utrudniony. Chcąc powstrzymać nieubłagane skutki niepełnosprawności mojego dziecka muszę go regularnie rehabilitować i zaopatrywać w specjalistyczne sprzęty, których wymiana jest konieczna. Wraz ze zmieniającymi się potrzebami generowane są dodatkowe koszta, z którymi trudno sobie radzić przy stałych, codziennych wydatkach. Finansowa pomoc umożliwiłaby mi wsparcie dla mojego dziecka i spokojny sen, że na wszystko starczy pieniędzy… Uśmiech mojego dziecka jest bezcenny. Lecz pojawia się on, gdy Eryk czuje komfort, nic mu nie dolega… Aby utrzymać ten stan, potrzebne jest wsparcie, a każde wsparcie ma swoją cenę. Beata, mama Eryka

33 414,00 zł ( 64,73% )
Brakuje: 18 204,00 zł