Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Wiktoria Stróżna
Wiktoria Stróżna , 28 lat

❗️Dramatyczny wypadek - Wiktorię potrącił tramwaj, straciła nogę. Pomóż jej wrócić na dawny szlak!

Mam na imię Wiktoria, w grudniu skończę 25 lat. Jeszcze kilka miesięcy temu moje życie wyglądało doskonale. Właśnie kończyłam studia z biologii, przygotowywałam się do obrony pracy dyplomowej, której temat pokrywał się z moją pasją, pracowałam jako baristka w małej, klimatycznej kawiarni, gdzie uczyłam się sztuki parzenia kawy. Każdą wolną chwilę spędzałam w moich ukochanych górach. Z wysokości świat wygląda tak pięknie! Niestety, ze szczytów brutalnie spadłam na sam dół…  8 lipca – ten zwykły, letni dzień skończył się dla mnie tragicznie… Uległam strasznemu wypadkowi. Zostałam potrącona przez nadjeżdżający tramwaj. Dnia wypadku nie pamiętam do dziś… Obudziłam się w szpitalu, a przez pierwsze tygodnie towarzyszyło mi poczucie dezorientacji. Szczegóły znam z opowieści lekarzy. Wprowadzono mnie w śpiączkę farmakologiczną. Doznałam licznych obrażeń, jednak największy dramat przerósł moje siły… Tramwaj zmiażdżył mi stopę i część podudzia. Konieczna była amputacja. O tym, że nie mam prawej nogi, powiedziano mi kilka dni później po wybudzeniu. Nie mogłam uwierzyć ani w wypadek, ani w fakt, że straciłam nogę. Poinformowano mnie także o pozostałych obrażeniach: miałam pęknięty kręgosłup szyjny, skręcony i naderwany staw krzyżowo-biodrowego oraz otwarte złamanie kości piszczelowej lewej nogi. Powiedziano także o operacji twarzoczaszki, która odbyła się, gdy byłam jeszcze w śpiączce. Wiadomość o amputacji była dla mnie szokiem! Wędrowanie było moją pasją, życiem, marzeniem! Gdy tylko mogłam, pakowałam plecak… Swoją pasję wykorzystywałam w zdobyciu wyższego wykształcenia, w zeszłym roku byłam na pracach terenowych w Karkonoszach, badając wysokogórską roślinność. Miałam w planach tyle szlaków, tyle dróg! Byłam kompletnie zdruzgotana, nie mogłam w to uwierzyć, że dotąd pełna sił, energii i charyzmy, z głową pełną marzeń, teraz będę zdana na łaskę innych... W pierwszych dniach przepełniała mnie ogromna frustracja. Byłam aktywna, samodzielna, przez najbliższych postrzegana jako charyzmatyczna, pogodna osóbka o wielkim sercu… Nagle stałam się osobą leżącą, zwijającą się z bólu, niemogącą funkcjonować bez leków, niebędącą w stanie wykonać jakiejkolwiek czynności... Po dwóch tygodniach spędzonych na oddziale anestezjologii i intensywnej terapii, gdzie trwała walka o moje życie, trafiłam na oddział ortopedii i traumatologii narządu ruchu. Tam czekały mnie kolejne operacje. Strachu i bólu po nie da się oddać w tym opisie... W tym czasie, trudnym dla mnie i moich najbliższych, okazało się, że na kikucie utworzyły się zmiany martwicze. Wystraszyłam się i błagałam lekarzy o deklarację, że obędzie się bez powtórnego odjęcia jakiegokolwiek fragmentu nogi. Udało się przy odpowiedniej formie leczenia pozbyć się martwych tkanek. Na początku września czekał na mnie kolejny zabieg - plastyka kikuta. Wracając z bloku operacyjnego po policzkach płynęły mi łzy. Po raz pierwszy były to jednak nie łzy smutku, a nadziei, że będzie już tylko dobrze.  Jestem przykuta do łóżka, a moja lewa stopa od dwunastu tygodni nie czuła gruntu pod sobą. Czekam na ten moment, pełna obaw, ale i nadziei... Nigdy nie sądziłam, że można tak bardzo docenić możliwość poruszenia się o własnych siłach. Dlatego zwracam się z ogromną prośbą o pomoc w zbiórce na upragnioną protezę i rehabilitację. Tylko dzięki nim będę mogła znów chodzić i zdobywać szczyty... Wierzę, że odzyskam upragnioną sprawność i z podwójną determinacją będę realizować swoje plany i marzenia. Wiktoria Licytując, sprzedając i kupując, pomagasz Wiktorii! ➡️ Licytacje Pełne Mocy  PoMOC dla Wiktorii Stróżnej

66 255,00 zł ( 65,77% )
Brakuje: 34 480,00 zł
Szczepan Skibniewski
Szczepan Skibniewski , 45 lat

Maszyna wciągnęła i zmiażdżyła mu rękę – potrzebna proteza!

Życie mojego taty dotychczas kręciło się wokół innych. Był zawsze gotowy pomóc, podnieść bliskich na duchu, wesprzeć swoją wiedzą i siłą. Niestety okrutna tragedia przecięła jego życie na pół… Maszyna w pracy wciągnęła i zmiażdżyła jego prawą rękę!  Mój tata, Szczepan, odkąd pamiętam był osobą, której uśmiech rzadko kiedy schodził z twarzy. Nawet w najtrudniejszych chwilach był w stanie znaleźć pozytywy, tak aby podtrzymać nas, swoich bliskich, na duchu. Jedną z jego naczelnych wartości była pomoc innym. Ciężko mi nawet zliczyć, jak wiele dobra dla innych uczynił przez 45 lat swojego życia: co roku uczestniczy jako wolontariusz w Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy, regularnie wspiera różne akcje charytatywne, a szczególnie bliskie jego sercu jest dobro zwierząt.  Niestety, 3 lutego wydarzyła się tragedia, która zmusiła tatę do zatrzymania się… Tamtego dnia tata miał mieć wolne, planowaliśmy spędzić ten dzień rodzinnie, w domu. Jednak pech sprawił, że musiał jeszcze na chwilę pójść do pracy, dokończyć coś, czego nie zdążył zrobić w tygodniu. Kilka sekund zadecydowało, że życie mojego taty zmieniło się na zawsze! Wskutek nieszczęśliwego splotu wydarzeń podczas prac konserwacyjnych, fragment kurtki taty został wciągnięty do maszyny. Tata walczył z całych sił i próbował się wyswobodzić! Wszystko trwało dosłownie sekundy – MASZYNA WCIĄGNĘŁA CAŁĄ JEGO PRAWĄ RĘKĘ! Niestety, pomimo wielkiego wysiłku lekarzy, ręki mojego taty nie udało się uratować. Zniszczenia były zbyt obszerne, by cokolwiek dało się zrobić… Jedynym wyjściem była amputacja. Z dnia na dzień z osoby bardzo aktywnej, pełnosprawnej, stracił swoją dominującą, prawą rękę. Dla nas wszystkich jest to ogromny szok, ale tata postrzega to jako osobisty KONIEC ŚWIATA! Tata jest pod najlepszą możliwą opieką lekarzy i dzięki ich wysiłkom, będzie mógł częściowo powrócić do poprzedniego życia. Lekarze ocenili, że możliwe stanie się założenie protezy ręki, dzięki której będzie mógł wykonywać wiele czynności „po staremu”. Koszt protezy ręki jest dla naszej rodziny niewyobrażalny – to ponad 700 000 zł!  Takich oszczędności nie zebralibyśmy nawet pracując przez całe życie. Bardzo głęboko wierzymy, że mój tata wyjdzie z całej sytuacji silniejszy i w swoim życiu uczyni jeszcze wiele dobrego dla innych. Osoba, która całe swoje życie pomagała innym, teraz sama potrzebuje naszej pomocy. W imieniu mojego taty i całej naszej rodziny prosimy o pomoc i  dziękujemy Wam za każdą wpłaconą sumę i chęć pomocy! Ufamy, że jeszcze będzie przepięknie! Syn Dawid z rodziną

188 745,00 zł ( 65,71% )
Brakuje: 98 490,00 zł
Konstanty Suszkewicz
Konstanty Suszkewicz , 18 lat

Kostuś prawie utonął! Reanimacja przywróciła mu życie, ale straty są ogromne

Kostuś urodził się zdrowy. Dzień w którym przyszedł na świat był moim najpiękniejszym dniem w życiu. Miałam w ramionach moje całe szczęście, wreszcie wiedziałam, że miłość ma wagę i konkretny kształt! Patrzyłam jak mój synek rósł, śledziłam za jego poczynaniami w przedszkolu muzycznym, jak maluśkie rączki przebierały grając na pianinie, patrzyłam na jego uśmiechniętą buzię kiedy mu wszystko wychodziło i łzy i smutek kiedy coś było nie tak.  Kostuś to synek o którym można tylko marzyć, grzeczny, miły, uprzejmy, cały czas powtarzał że jak dorośnie to będzie taki jak Rubik - dyrygentem. Oczko w głowie rodziców, dziadków, całej rodziny, 6 lat szczęśliwego dzieciństwa. Wyjazd do dziadków na tydzień latem 2012 r., słońce, zabawy nad wodą. To miała być świetna przygoda, odpoczynek i mnóstwo radości. Nie było – idyllę przerwał dramat! Kostuś zaczął się topić – ludzie ratowali jego życie! Reanimacja trwała przez dwanaście minut. Szkoła, plany na przyszłość, uzdolnienia muzyczne, wszystko przepadło w jednej chwili.  Rok walki ze śmiercią, chorobą, znieczulicą systemu i lekarzy doprowadziło nas do diagnozy. Medycznie nasza choroba nazywa się encefalopatia niedokrwieniowo-niedotleniowa, spastyczne porażenie czterokończynowe, padaczka lekooporna, skolioza, osteoporoza. Kostek nie potrafi samodzielnie siedzieć ani chodzić. Z całych sił walczę, aby stał się samodzielny, by odzyskał w swoim życiu władzę nad czymkolwiek!  Codzienna rehabilitacja, masaże, zabiegi, stymulacja wzrokowa i słuchowa bez reszty pochłania czas i środki finansowe. Systematyczna praca przynosi efekty - Kostek zaczyna utrzymywać głowę podczas siedzenia, ma ruchy obronne rąk i głowy, potrafi pokazać niezadowolenie, odróżnia smaki i zapachy. Komunikuje się za pomocą oczu, mrugając dwa razy na tak lub prowadzi oczy na odpowiedni obrazek oraz wydaje dźwięki i krzyczy, kiedy czegoś nie chce zrobić lub czegoś potrzebuje, np. zmiany pozycji.  Opiekuje się Kostkiem sama i utrzymuję się z alimentów oraz zasiłku opiekuńczego. Koszt rehabilitacji, leków, suplementów oraz innych potrzeb dziecka jest ogromny, a do tego ze względu na ciągły wzrost dziecka dochodzą wymiany sprzętu - wózek, pionizator, gdzie refundacja przez NFZ to zaledwie jedna trzecia tego ile tak naprawdę kosztuje taki sprzęt. Wierzę w ludzką dobroć. Wierzę w to, że dobro powraca do każdego podwójnie. Wiem, że w tej walce sama nie dam radę ale z wami - wierzę że ją wygram. Pomóżcie mi zrobić wszystko aby jutro dla mojego synka było lepsze.  Mama Kostusia

14 748,00 zł ( 65,7% )
Brakuje: 7 699,00 zł
Franio, Józio i Katarzyna Bik
8 dni do końca
Franio, Józio i Katarzyna Bik , 11 lat

Mama wraz z synkami - ramię w ramię w walce o zdrowie!

Trudno jest pokazywać swoje słabości, trudno też przyznać się do tego, że czasem czuję się całkowicie bezradna. Tyle lat próbowałam oszukiwać samą siebie, że to normalne, że każdy ma swoje problemy - mniejsze czy większe. Dziś jednak wiem, że sama sobie z tym wszystkim nie poradzę, że walczę nie tylko dla siebie, lecz o coś znacznie ważniejszego - o szansę na lepszą przyszłość moich synków!  Od wielu lat jestem spełnioną żoną i mamą dwóch wspaniałych chłopców, którzy są dla mnie największym skarbem pod słońcem. Niestety nasza rzeczywistość nie jest tak kolorowa, jak mogłoby się wydawać. Oprócz padaczki zdiagnozowano u mnie jeszcze szereg innych schorzeń, które uniemożliwiają mi życie, o jakim zawsze marzyłam, a teraz dodatkowo utrudniają opiekę nad dziećmi. Co więcej, pojawiło się u mnie również podejrzenie złośliwego nowotworu i teraz codziennie się boję, co przyniesie jutro!  Jeden z naszych synków - Franio - przyszedł na świat jako wcześniak w 37. tygodniu ciąży. Poród musiał odbyć się przez cesarskie cięcie, ponieważ wystąpił u mnie atak epilepsji. Franek urodził się w zamartwicy, ze zdiagnozowaną hipotrofią. Dziś robimy wszystko, by jego codzienność mogła wyglądać tak, jak u innych dzieci, by miał szansę na szczęśliwą i jak najbardziej sprawną przyszłość, ale to często droga przez ciernie.  Franek ma spore problemy z mową i koordynacją ruchową, co uniemożliwia mu normalne funkcjonowanie i komunikację. U synka zdiagnozowano niepełnosprawność umysłową w stopniu umiarkowanym, a także padaczkę. Franek musi być regularnie poddawany rehabilitacji i specjalistycznej opiece. Co więcej, u Józia - drugiego synka ostatnio zdiagnozowano całościowe zaburzenie rozwoju: autyzm dziecięcy. Moi synowie uczęszczają na zajęcia z zakresu integracji sensorycznej. Specjalista tłumaczy nam, że aby terapia była skuteczna, dzieci muszą wykonywać ćwiczenia w domu. Do tego potrzebne są jednak sprzęty: maty dotykowe, materace, platformy sensoryczne, piłki rehabilitacyjne, równoważnia, trampolina i wiele innych.  Z całego serca prosimy Was o pomoc w zebraniu kwoty potrzebnej na opłacenie niezbędnego sprzętu rehabilitacyjnego, leczenia, kolejnych wizyt lekarskich i konsultacji. Obecnie mąż jest jedyną osobą utrzymującą naszą rodzinę, a ja ze względu na opiekę nad dziećmi i swoje problemy zdrowotne, nie mogę podjąć pracy. Boję się, że sami sobie nie poradzimy, dlatego każdy gest wsparcia z Waszej strony jest dla nas na wagę złota! Wesprzyj Kasię i Frania za pomocą licytacji

14 416,00 zł ( 65,68% )
Brakuje: 7 531,00 zł
Weronika Kostrzębska
Weronika Kostrzębska , 23 lata

Cudem przeżyła wypadek❗️Jej bliscy nie mieli tyle szczęścia...

W drodze z pracy do domu doszło do tragicznego wypadku. Weronika i jeszcze jedna osoba walczyli w szpitalu o życie. Chłopak Weroniki był niestety jedną z ofiar... Ten koszmar sprawił, że córka już nigdy nie będzie taka jak dawniej. Cicha, nieśmiała, ale bardzo samodzielna i ambitna. Taka jest Weronika. Od prawie dwóch lat pracowała w Niemczech po ukończeniu szkoły gastronomicznej, miała plany i marzenia... Zamiast samodzielnego życia los podarował jej tragiczny wypadek i cierpienie. Weronika bardzo długo walczyła o swoje życie na OIOMie. Zdiagnozowano liczne złamania kości: złamanie kości nosowej, złamanie szczęki, ale także odmę opłucnową, rozdarcie śledziony, stłuczenie wątroby… A to tylko nieliczne z przykrych konsekwencji wypadku. Nieobecna, bezbronna, skazana na łaskę losu i aparatury podtrzymującej życie... Teraz Weronika na szczęście funkcjonuje bez pomocy tych urządzeń, kontaktuje się niewerbalnie, ale w dalszym ciągu potrzebuje, aby ktoś ją asekurował. Weronika jest jeszcze taka młoda, a musi zmagać się z lewostronnym porażeniem, utrudnionym połykaniem jedzenia czy bólem wywołanym gojeniem i leczeniem obrażeń. Moje serce krwawi, gdy choć o tym pomyślę... Chciałabym umożliwić jej powrót do beztroskiego życia, które przepełniała pasja do fotografii oraz radosny pies Kajtek, którego zaadoptowała dwa lata temu. Przed nią jeszcze duża część życia, dlatego chcę walczyć o sprawność razem z nią. Bardzo chciałabym, aby moja córka mogła funkcjonować samodzielnie. By znów mogła się uśmiechnąć, pojechać gdzieś, porozmawiać z nami o tym co przydarzyło jej się w pracy... Jednak wiem, że od tego momentu jeszcze sporo nas dzieli. Będę ją wspierać, aż znów sama chwyci za aparat, by pokazywać piękno świata. Proszę, pomóż jej w powrocie do normalności. Mama, Bernarda

116 558,00 zł ( 65,68% )
Brakuje: 60 889,00 zł
Julia Wieczorek
Julia Wieczorek , 13 lat

Pragniemy ułatwić Julce codzienność z chorobą, której niestety nigdy nie zdołamy wyleczyć…

Na pierwszy rzut oka Julia jest zwyczajną 12-latką. Lubi rysować i spędzać czas z przyjaciółmi. Jednak ciągły katar i kaszel nigdy jej nie opuszczają, a mocne bicie serca czuje niestandardowo po prawej stronie… Niedługo po urodzeniu u córeczki zdiagnozowano nieuleczalną chorobę: zespół pierwotnej dyskinezy rzęsek (PCD). Jest to rzadka choroba genetyczna, która dotyka wielu układów w organizmie i prowadzi do przewlekłych zakażeń płuc, nosa, zatok i uszu.  Jej przyczyna tkwi w nieprawidłowej budowie i pracy rzęsek, które wyściełają dolne i górne drogi oddechowe. Zaburzona funkcja ich pracy prowadzi do zalegania śluzu w drogach oddechowych, a to z kolei jest przyczyną częstych i nawracających infekcji. Julka, jak około połowa populacji chorych na PCD, ma odwrócenie trzewi. Córka wymaga przewlekłego, codziennego leczenia wziewnego i doustnego oraz stałej fizjoterapii i drenażu drzewa oskrzelowego. Niestety dotychczas stosowane przez nas metody nie przyniosły oczekiwanych efektów, ponieważ pogłębiają się powstałe już trwałe zmiany w płucach!  Ponadto pojawiło się zakażenie dwiema nowymi bakteriami, co wymusiło zwiększenie ilości przyjmowanych leków i zintensyfikowanie fizjoterapii...   Cały czas staramy się znaleźć sposób, aby pomóc naszemu dziecku. Ostatnio lekarz przedstawił nam pewne rozwiązanie – rehabilitacja za pomocą specjalistycznego urządzenia do drenażu drzewa oskrzelowego. Julka miała już okazję korzystać z tego sprzętu podczas pobytu w szpitalu, a efekty, które się pojawiły, zaskoczyły nas wszystkich! Dziś wiemy, że bez tego urządzenia naszej córeczce będzie niezwykle ciężko. Pragniemy ułatwić jej codzienność z chorobą, której niestety nigdy nie zdołamy wyleczyć… Nieustannie rosnące koszty zakupu leków, inhalatorów, nebulizatorów, sprzętów do indywidualnej fizjoterapii, konsultacji lekarskich i fizjoterapeutycznych sprawiają, że nie jesteśmy w stanie podołać nowemu wyzwaniu finansowemu. Tym razem potrzebujemy wsparcia… Z całego serca prosimy o pomoc i dziękujemy każdemu z Was już dziś! Rodzice Julki

19 069,00 zł ( 65,59% )
Brakuje: 10 000,00 zł
Paulina Rakowiecka
Paulina Rakowiecka , 29 lat

Wypadek omal nie zabrał życia Pauliny❗️ Walczymy, aby mogła wrócić do domu❗️

Zupełnie niedawno Paulina siadała wieczorami na brzegu łóżeczek naszych dzieci i czytała im bajki na dobranoc. Nierzadko towarzyszył jej przy tym piesek Max, do którego też odnosiła się z niezwykłą czułością. A dziś… Dziś Paulina sama bardzo potrzebuje szczęśliwego zakończenia tej złej bajki, w jakiej znalazła się 30 sierpnia tego roku. Samochód, którym podróżowała wpadł w poślizg na zakręcie i całą swoją siłą uderzył w nadjeżdżającą ciężarówkę. Pomoc nadeszła w samą porę. Paulina w ciężkim stanie została zabrana do szpitala, gdzie lekarze walczyli o jej życie... Okazało się, że doznała rozległych złamań: ręki nogi, żeber, miednicy, uszkodzone zostały również jej narządy wewnętrzne. Żona przeszła kilka poważnych operacji i przez kolejne 3 tygodnie przebywała w stanie śpiączki farmakologicznej. Przed wypadkiem całą rodziną mieliśmy wiele planów, marzeń, które kiedyś chcieliśmy zrealizować. Teraz okazuje się, że kiedyś może nie nadejść…  Dziś z lękiem i rozdartymi sercami patrzymy w przyszłość. Na tym etapie nie wiemy, jak dalekie zmiany zaszły w jej organizmie. Jednak lekarze sugerują, aby przygotować się na bardzo długą i bardzo kosztowną rehabilitację, aby Paulina w jakimkolwiek stopniu wróciła do sprawności i samodzielności.  Wiemy, że ona zasługuje na tę szansę z całą pewnością. Bo Paulina to nie tylko wspaniała żona i mama - Hani i Antosia, to przede wszystkim człowiek o wielkim sercu. Zawsze gotowa do działania, gotowa by nieść pomoc innym. Teraz jak nigdy sama potrzebuje wielkiego wsparcia...  Dlatego błagamy, pomóżcie mi ratować moją żonę! Każda nawet najmniejsza wpłata zwiększy jej szansę na powrót do domu, do dzieci, do mnie... Pomóżcie nam dopisać dobre zakończenie do tej złej bajki, w której znalazła się cała nasza rodzina... Tomek, mąż Pauliny ➡️ Licytacje dla Pauliny na walkę o powrót do sprawności ➡️ gs24.pl: Mikołajkowy Bieg Charytatywny dla Pauliny. Można pomóc!

86 712,00 zł ( 65,52% )
Brakuje: 45 629,00 zł
Ania Bober
11 dni do końca
Ania Bober , 45 lat

Dziecięce porażenie mózgowe nie odpuszcza! Zbieramy na leki dla Ani!

Wasza pomoc już tyle zmieniła w moim życiu! Dzięki zakupionemu chodzikowi mogę poruszać się po mieście. Dzięki reszcie wpłat było mnie stać na wizyty lekarskie, dojazdy do poradni i po prostu… na leki! Z całego serca dziękuję! Tym razem też muszę poprosić o pomoc. Znacznie pogorszył mi się wzrok, dlatego potrzebuję nowych okularów, na które niestety mnie nie stać. Wizyty u lekarzy, leki i dojazdy to stałe wydatki. Bez Was nie jestem w stanie im sprostać. Już teraz dziękuję za Twoje wielkie serce! Poznaj moją historię: Od urodzenia jestem osobą niepełnosprawną. Choruję na dziecięce porażenie mózgowe. Dodatkowo w pierwszej klasie liceum doszło do wypadku, w którym brałam udział. Życie mnie nie oszczędza, ale ja nadal chcę być na tym świecie! Wskutek wydarzenia została całkowicie zniszczona moja lewa panewka biodrowa i od tego czasu jestem na lekach przeciwbólowych. Zarówno MPD, jak i wypadek spowodowały, że mam problem z samodzielnym poruszaniem się. Każdy dzień to ciężka walka, która dzięki Tobie może być łatwiejsza. To jednak nie koniec moich problemów ze zdrowiem. Od pięciu lat choruję na ciężką nerwicę lękową i depresję. Przez rok nie wychodziłam z domu, tak wielki odczuwałam strach. W zeszłym roku we wrześniu dorwała mnie silna rwa kulszowa, która dodatkowo utrudniła mi życie i poruszanie. Dopiero silne leki przeciwbólowe i cztery dawki blokady dały mi ulgę na dwa miesiące. Lekarz ortopeda zaproponował mi droższą blokadę. Niestety nie stać mnie na takie wydatki. Z renty, którą dostaję, po opłaceniu rachunków zostaje mi około 500 zł. Sam wykup leków na leczenie nerwicy i leki przeciwbólowe to w miesiącu ponad 300 zł. Koszty rosną, a pieniędzy coraz bardziej zaczyna mi brakować.  Każda podarowana złotówka przyniesie mi ogromną ulgę. Da szansę na życie bez ciągłego bólu i cierpienia. Zdrowia nie odzyskam, ale mam nadal szansę na dobre życie. Dzięki Tobie może ono być możliwe! Chcę w to wierzyć...  Ania

6 969,00 zł ( 65,5% )
Brakuje: 3 670,00 zł
Mieszko i Tadeusz Raubo
Mieszko i Tadeusz Raubo , 4 latka

Braciszkowie walczą o zdrowie! Tylko specjalistyczne leczenie może im pomóc!

Mieszko - nasz wymarzony i długo wyczekiwany synek. Urodził się zupełnie zdrowy. Szybko obdarzał nas uśmiechami, rozwijał się prawidłowo, był bardzo wesołym chłopcem. Uwielbiał spędzać czas z dziadkami, przeglądać z nimi książeczki, naśladować zwierzęta… Aż do dnia, gdy zmieniło się wszystko... Mieszko kilka dni po przejściu błahej infekcji obudził się zupełnie innym dzieckiem. Przestał mówić, uśmiechać się, już się nie bawił. Zamiast tego całe dnie płakał, uderzał się pięściami w główkę.  Nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Byliśmy u wielu lekarzy, jednak wciąż słyszeliśmy, że to pewnie bunt dwulatka (w wieku roku), że to pewnie skok rozwojowy, że dzieci tak mają, że to może autyzm, ale w sumie chyba nie, bo do tej pory rozwijał się prawidłowo, więc może zespół Aspergera?  Odbijaliśmy się od drzwi do drzwi, a stan naszego synka z dnia na dzień był coraz gorszy! Płakał całymi dniami, leżał na ziemi, był bardzo agresywny. Widać było, że coś go boli, a że nagle przestał mówić, nie potrafił powiedzieć ani nawet pokazać co mu dolega. Jego umiejętności poznawcze cofnęły się do poziomu niemowlęcia. Zaczęliśmy jeździć po Polsce w poszukiwaniu ratunku. W Gdańsku i Warszawie znaleźliśmy lekarzy, którzy przyjrzeli się Mieszkowi, nie zamykając nam drzwi przed nosem. Po wykonaniu ogromnej ilości badań na własną rękę i kontakcie z Centrum Zdrowia Dziecka zostaliśmy przyjęci od razu.  Diagnoza – autoimmunologiczne zapalenie mózgu. Choroba, która z dnia na dzień odbiera nam dziecko! Autyzm został wykluczony. Mieszko przestał jeść, od roku nie przybrał na wadze. Wybiórczość pokarmowa od momentu zachorowania pojawiła się nagle i jest ogromna. Syn ma problem ze zjedzeniem czegokolwiek.  Na rozwój autoimmunologicznego zapalenia mózgu mają wpływ infekcje – nawet błahy katar zwala nasze dziecko z nóg. Wtedy przestaje mówić, rozumieć, kontaktować… Mieszko miał rozpocząć przedszkole od września, bardzo na to czekał. Uwielbia dzieci. Niestety nie może mieć żadnych kontaktów z rówieśnikami, bo nawet katar może sprawić, że przestanie chodzić, widzieć, porozumiewać się… Jego układ odpornościowy zwraca się przeciwko niemu, powodując liczne stany zapalne! Mózg naszego ukochanego synka jest już uszkodzony w ponad 26%, stąd szereg postępujących objawów neurologicznych. Choć uszkodzenie mózgu jest ogromne, nasz zuch dzielnie daje sobie radę w trudnej dla siebie rzeczywistości przepełnionej ciągłym bólem. Poza ogromnym cierpieniem Miesia związanym ze stanem zapalnym mózgu, doszły też stany zapalne stawów, co jest częste przy chorobach autoimmunologicznych – zapalenia w dłoniach, kręgosłupie, kolankach, kostkach. Przez to zdarzają się dni, że Mieszko nie jest w stanie nawet ustać… W CZD włączono antybiotyki działające przeciwzapalnie i poprawa była natychmiastowa. Niestety ta podstępna choroba nie daje za wygraną – po odstawieniu antybiotyków ból wraca, a z najpiękniejszych oczek świata całe dnie płyną łzy… Na antybiotyku jest lepiej, ale brzuszek Mieszka tego nie wytrzymuje – w końcu ma tylko dwa latka. Okropnie cierpi z powodu takiej ilości antybiotyków przyjmowanych na stałe, jednak nic innego nie pomaga zatrzymać stanów zapalnych! Jedynym skutecznym leczeniem są dożylne wlewy z immunoglobuliny ludzkiej podawane przez pompę infuzyjną. Wlewy z powodu aktualnej sytuacji pandemicznej zostały ograniczone i podanie ich Mieszkowi na NFZ jest niemożliwe. Jeszcze rok temu nie było z tym żadnego problemu... Jest w Polsce jedyne prywatne Centrum Medyczne w Gdańsku, które zgodziło się podjąć walkę o zdrowie i życie naszego synka. Koszty wlewów z immunoglobuliny ludzkiej są ogromne, wycena leczenia na najbliższe miesiące to blisko 50 tysięcy złotych.  Żyjemy nadzieją, że wlewy z immunoglobuliny szybko pozwolą Mieszkowi cieszyć się dzieciństwem bez codziennego bólu. Jeśli jego organizm nie zareaguje odpowiednio na pierwsze trzy wlewy z immunoglobuliny, leczenie może trwać latami, ale nie chcemy myśleć o takim scenariuszu.  Dochodzą do tego koszty badań, leków, suplementów i zajęć terapeutycznych, które liczone są w tysiącach złotych miesięcznie. NFZ nie refunduje niczego związanego z tą chorobą, poza zniżką na antybiotyk... Gdybyśmy wiedzieli o chorobie wcześniej, nie doszłoby do stanu, w którym dziecko ma tak ogromne uszkodzenie mózgu. Gdyby wcześniej udało się otrzymać odpowiednią diagnozę... Niestety Mieszko choruje już długo, a postępu choroby nie potrafimy zatrzymać.  Bez leczenia stany zapalne mogą doprowadzić do obrzęku mózgu! Wierzymy, że leczenie immunoglobulinami przyniesie efekty, a Mieszko dostanie szanse na życie w radości, bez bólu i cierpienia. Dlatego bardzo prosimy o pomoc… Dziękujemy Wam za wszystko Paula i Przemek - rodzice Miesia

174 255,00 zł ( 65,44% )
Brakuje: 92 023,00 zł