Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Jakub Skoczylas
Jakub Skoczylas , 40 lat

O dorosłe dziecko martwisz się tak samo... Pomóż mi uratować syna!

W lipcu zeszłego roku wcześnie rano zadzwonił do mnie starszy syn, ledwo wykrztuszając zdanie: „Mamo, Kuba umiera…”  Mój świat się zatrzymał. Czułam, że się zapadam. Dalej dochodziły do mnie głuche słowa, że to był wypadek. Kuba jechał rowerem. Został potrącony przez samochód. Karetka zabrała go w krytycznym stanie do szpitala. Krwotoki, złamania kości czaszki, ostra niewydolność płucna... Moje serce rozpadło się na kawałki. Paraliżujący ból na wskroś przeszywał moje ciało. Najpierw tętniak odebrał mi męża, a teraz miałam stracić syna?  Myślałam, że tego nie zniosę. Od lipca do września nie mogliśmy otrzymać konkretnych informacji o jego stanie zdrowia. Obostrzenia związane z pandemią uniemożliwiły jakiekolwiek spotkania i wizyty. Czas się dłużył, a każdy dzień był wypełniony strachem, czy Kuba jeszcze żyje.  Po trzech miesiącach wybudził się ze śpiączki i w listopadzie został wypisany do domu. Niestety, jego stan z dnia na dzień zaczął się pogarszać. Kuba zachorował na zapalenie opon mózgowych, a jego życiu ponownie zagrażało niebezpieczeństwo. Syn natychmiast musiał wrócić do szpitala, a  koszmar z lipca uderzył ponownie. Ogromny lęk, nieprzespane noce, dziesiątki zdrowasiek i oczy opuchnięte od łez… Nie ma słów, by oddać to, co przeżywałam. Przełom stycznia i lutego był kolejną walką o życie Kuby, z której po wielu dniach wyszedł zwycięsko.  Od dwóch miesięcy przebywa w prywatnym szpitalu rehabilitacyjnym Vratislavia Medica. Miesiąc pobytu w ośrodku to koszt ok. 25 tysięcy złotych. Kwoty są ogromne, ale życie mojego dziecka jest najważniejsze. Dzięki specjalistom tam pracującym widzę jak Kuba stopniowo odzyskuje siły. W końcu samodzielnie oddycha, zaczyna mówić i pisać. Choć kosztuje go to mnóstwo pracy i nerwów, jest zmobilizowany do dalszej pracy. Każdy mały krok ku samodzielności jest ogromną motywacją i nadzieją. Codziennie Kuba do mnie pisze SMSy, albo rozmawiamy przez telefon i mówi o swoich postępach. Mimo tych małych cudów boję się co będzie dalej. To dopiero początek rehabilitacji, a  oszczędności topnieją w zastraszającym tempie. Nie mam już funduszy, by opłacić kolejne miesiące terapii Kuby. Powrót syna do zdrowia jest warty każdej złotówki, zaś praca lekarzy, fizjoterapeutów, logopedów i psychologów jest nieoceniona! To dzięki nim odzyskuję wiarę, że mój syn odzyska sprawność. Zwracam się do Państwa z ogromną prośbą o wsparcie finansowe. Zrobiłam co w mojej mocy, by go ratować. Teraz widzę, że moje możliwości są na wyczerpaniu, a problemy spędzają mi sen z powiek. Drżę o niego i jego zdrowie - nie mogę pozwolić, by jego stan znów się pogorszył. Błagam o wsparcie! Kwota jest ogromna – bez pomocy nie jestem w stanie pomóc mojemu synowi! Renata - mama Kuby

94 196,00 zł ( 64,55% )
Brakuje: 51 719,00 zł
Kasia Dolusova
Kasia Dolusova , 14 lat

Krzyk Kasi rozdziera nam serca! Szukamy ukojenia dla córeczki!

Mam wrażenie, że zawsze tak było... Zawsze umiałem po wykrzykiwanym dźwięku rozpoznać, co jest mojej córce. Czy coś ją boli, czy potrzebuje pomocy, czy próbuje nam coś powiedzieć... Niby zawsze budziłem się po nocach przez to, że płacze, krzyczy i gryzie sobie ręce... Pewnie część z tych doświadczeń przeżywa każdy rodzic, ale moja historia trwa już prawie przez 13 lat... Moja córeczka Kasia jest niepełnosprawna od  samego urodzenia. Żona miała trudny przedwczesny poród, co było dla nas niespodzianką, bo przez całą ciążę nic nie wskazywało na takie rozwiązanie. Płuca córeczki nie otworzyły się po porodzie, przez co doświadczyła niedotlenienia i doszło do uszkodzenia mózgu. Nie będę męczył Was opowiadaniem o tym, co poczuliśmy w tym momencie... Lęk, rozpacz i szczęście od pojawienia się na świecie naszego pierwszego dziecka zmieszały się w jedno, blokujące oddech uczucie. Jednak nadzieja, że uda się córce pomóc, nigdy nie pozostawiała nas. 12 lat minęło jak 1 dzień. Córka odwiedzała centrum rehabilitacyjny Janusza Korczaka w Odessie. Hipoterapia, masaże, gimnastyka lecznicza, zajęcia z fachowcami i gabinety lekarskie stały się naszą codziennością. Z czasem urodziła nam się druga córeczka: na szczęście, całkiem zdrowa. Życie toczyło się dalej, jednak 24 lutego rozpoczęła się wojna. Sytuacja w mieście, gdzie mieszkaliśmy, nie zachęcała do pozostania tam z dwójką dzieci. Ja, jako opiekun osoby niepełnosprawnej, mogłem wyjechać za granicę, dlatego uciekliśmy całą rodziną do naszych przyjaciół do Polski, którzy niezmiernie nam pomogli i otoczyli nas troską i ciepłem.  Nasza młodsza córka może chodzić do zerówki, uczyć się polskiego, zdobywać nowych przyjaciół, a starsza jest przekuta do łóżka i absolutnie uzależniona od naszej pomocy. Jedną z niewielu radości w życiu Kasi jest muzyka. Żywo reaguje na niektóre utwory, prosi, by puszczać je w kółko. Wtedy jest spokojniejsza i wiem, że się cieszy.  Kasia nie chodzi, nie mówi, samodzielnie nie wykonuje podstawowych codziennych czynności, potrzebuje pomocy nawet przy siedzeniu, dlatego bardzo by potrzebowała specjalnego fotela rehabilitacyjnego, dzięki któremu będzie mogła siedzieć, jeść, bawić się, znajdować się w odpowiedniej pozycji przez dłuższy czas, nie odczuwając bólu. Fotel jest drogi, a nasza rodzina na razie jest w trudnej sytuacji życiowej, dlatego chcielibyśmy poprosić Was o pomoc. Z całego serca dziękujemy każdemu, za wpłatę i za zapoznanie się z naszą historią.  Mykola, tata Kasi  

6 866,00 zł ( 64,53% )
Brakuje: 3 773,00 zł
Michał Kaleja
Pilne!
Michał Kaleja , 43 lata

Nowotwór zaatakował Michała❗️Potrzebne PILNE leczenie – POMOCY❗️

Nasz świat zawalił się praktycznie z dnia na dzień. Mój ukochany mąż, ojciec dwójki naszych dzieci, ma raka, a dostępne w ramach NFZ leczenie jest niewystarczające… Potrzebujemy ogromnych pieniędzy, żeby uratować Michała! Z całego serca proszę o pomoc! Jest marzec 2024 roku. Michałowi dokucza ból brzucha, wyczuwa zgrubienie pod żebrami, idzie na badania, pierwsze USG i świat się zatrzymuje… Guz na wątrobie! Kolejne badania pokazują, że nowotwór jest złośliwy… Diagnoza: rak dróg żółciowych… Ziemia osuwa się nam spod nóg… Dowiadujemy się, że to niezwykle podstępna choroba, w przypadku której badania przesiewowe po prostu nie istnieją! Choroba wykrywana jest przypadkowo, a najczęściej bywa tak, że chory zgłasza się, kiedy jest już ona w bardzo zaawansowanym stadium. Niestety tak też było w przypadku Michała… Rozmiar guza (około 10 cm!) i stopień zaawansowania choroby dyskwalifikują go z leczenia chirurgicznego, a tym samym do przeszczepu wątroby… To kolejny cios, który otrzymujemy. Następny, to odmowa wdrożenia innego leczenia, czyli radioembolizacji… Jedyną szansą na uratowanie życia mojego męża jest obecnie zastosowanie dwóch nierefundowanych leków, które uzupełnią chemioterapię. Koszt pierwszego z nich to 32 tysiące złotych za jedną dawkę! A Michał musi mieć go podanego przy każdym cyklu chemii. Dodatkowo konieczna jest diagnostyka genetyczna metodą NGS, która wykonywana jest w Stanach Zjednoczonych. Jest ona niezbędna do rozpoczęcia terapii celowanej i podania kolejnego bardzo kosztownego i nierefundowanego leku. 14 tabletek to koszt ponad 60 tysięcy złotych! Podjęte leczenie ma pozwolić na wdrożenie radioembolizacji, co ostatecznie da możliwość wykonania przeszczepu wątroby.  Wstępnie szacowany koszt leczenia przygotowującego Michała do przeszczepu znacznie przekroczy sumę 500 tysięcy złotych! To ogromne pieniądze, których nie mamy… Dlatego przychodzę tu błagać o wsparcie dla mojego męża. Sytuacja stale się pogarsza, a guz powiększył się ostatnio do 16 centymetrów! Pomimo miażdżącej diagnozy Michał się nie poddaje. Ma przecież dla kogo żyć! Jako rodzina jesteśmy cały czas przy nim, tak bardzo go kochamy… Do tej pory to Michał był wsparciem, pocieszycielem, dobrą duszą, tatą od zadań specjalnych, mężem na dobre i złe, przyjacielem, którego poznaje się w biedzie. Osobą, którą nigdy nikomu nie odmówiła pomocy! Człowiekiem, który swoją obecnością, niepoprawnym optymizmem i wyjątkowym poczuciem humoru wywołuje uśmiech i radość. Mogę powiedzieć, że Michał to osoba, która pomaganie ma wpisane w DNA. Okrutna choroba postawiła go w sytuacji, w której to on musi zwrócić się o pomoc. W imieniu swoim i męża proszę, pomóżcie nam! Michał ma dopiero 42 lata i ogromną wolę życia, mnóstwo celów. Najważniejszym z nich jest stanie razem ze mną u boku naszych dzieci: 7-letniej Nadii i 23-letniego Dawida. Tak bardzo chciałby też znów wrócić do tego, w czym czuje się najlepiej: do pomagania innym. Wierzę, że dobro wraca i wspólnymi siłami uda nam się uzbierać tę ogromną kwotą. Musimy to zrobić, boję się nawet myśleć, co stanie się, jeśli nam się nie uda… Pomocy! Olga, żona ➡️ Licytacje na Facebooku

343 200,00 zł ( 64,52% )
Brakuje: 188 715,00 zł
Grzegorz Cieślak
Grzegorz Cieślak , 46 lat

Tata czterech małych chłopców prawie umarł na ich oczach❗️Pomóżmy Grzesiowi wrócić do domu...

Grzegorz to mój mąż i najcudowniejszy tata, jakiego można sobie wyobrazić. Mamy czterech synów i od wielu lat tworzymy naprawdę szczęśliwą rodzinę. Niestety, nasze szczęście rozsypało się w jednej chwili niczym domek z kart - przyćmiła je tragedia... Grzesiu prawie umarł na oczach naszych dzieci! Do niedawna prowadziliśmy normalne, szczęśliwe życie. Mąż jest bardzo rodzinnym człowiekiem, uwielbia spędzać czas z naszymi synami... Mikołaj ma 9 lat, Marcelek 5, Błażej 3 i jest jeszcze nasz najmłodszy synek, 4-miesięczny Wojtuś... Tata był dla nich bohaterem, idolem, autorytetem. Bawił się z nimi w różne zabawy i był wzorem do naśladowania... Był też dla mnie ogromnym wsparciem i przyjacielem. Wspólnie chodziliśmy na spacery, wspólnie przygotowywaliśmy posiłki. Grześ bardzo lubił naprawiać samochody, rozwiązywać krzyżówki. Pewnego czerwcowego dnia wszystko się jednak zmieniło. Zawaliło się życie całej rodziny. Grzegorz jak zwykle bawił się z chłopcami, kiedy nagle źle się poczuł... Zasłabł. W jednej chwili śmiał się, rozmawiał z dziećmi, w drugiej jakby go nie było... Zatrzymała się praca serca. Grzegorz umierał na oczach naszych przerażonych synków. Zaczęła się dramatyczna walka o życie... To były straszne, rozpaczliwe chwile, których samo wspomnienie budzi lęk, wywołuje łzy... W tamtych chwilach bałam się, że stracę Grzegorza na zawsze. Wszystko działo się jakby obok... Ratownicy z pierwszej karetki pomimo wadliwego sprzętu reanimacyjnego przeprowadzili masaż serca. Wiedziałam, że liczy się każda sekunda. Wezwano drugą karetkę, kardiologiczną... Ratownicy natychmiast zabrali go na SOR do szpitala w Siedlcach. Okazało się, że doszło do głębokiego i rozległego niedotlenienia mózgu, któremu towarzyszyły trzy ataki padaczki.  Stan był krytyczny... Lekarze od razu wprowadzili Grzesia w śpiączkę farmakologiczną... Przez długie 3 tygodnie bałam się najgorszego. Mąż był nieprzytomny, a dzieci przerażone - nie wiedziały, co się stało i kiedy tata wróci... Po wybudzeniu mąż nadal przebywał na oddziale intensywnej terapii. Do tej pory Grzesiek nie odzyskał świadomości, ma porażenie wszystkich czterech kończyn, nie oddycha samodzielnie, tylko za pomocą rurki tracheotomijnej. Nie wiemy jeszcze, jakie spustoszenie nastąpiło w mózgu. Obecnie Grzegorz przebywa na rehabilitacji w ośrodku w Sawicach. Niestety, może być tam tylko rok. Na ten moment szukamy najlepszego specjalistycznego ośrodka, który zajmie się dalszą rehabilitacją i opieką nad Grzesiem. Nikt z nas nie był przygotowany na tę tragedię, a koszty będą ogromne. Wiem, że to potrwa, nikt nie wybudza się ze śpiączki w dzień, tydzień czy miesiąc. Chcę działać i zapewnić Grzesiowi jak najlepszą specjalistyczną rehabilitację i opiekę, ponieważ pierwsze tygodnie i kolejne miesiące mają kluczowe znaczenie. Grzegorz ma silny organizm,  wszystkie organy działają bez zarzutów, dlatego lekarze dają szanse na powrót do zdrowia.  Wciąż trudno mi uwierzyć w to, co nas spotkało. Nie ma dnia, żebym nie tęskniła za mężem... Zostałam sama z czwórką malutkich dzieci. Wojtuś ma dopiero kilka miesięcy... Czy będzie w ogóle pamiętał swojego tatę? Nie pracuję, zajmuję się dziećmi, pomaga mi mama. Muszę utrzymać siebie i dzieci, skąd wziąć pieniądze na rehabilitację, na ratunek dla Grzesia? Jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji. Jeszcze bardziej tęsknią chłopcy. Nie rozumieją, dlaczego taty nie ma, nagle zniknął i już się z nimi nie bawi... Proszę, tak bardzo chcemy odzyskać ukochanego męża i tatusia. Liczy się każda dobra myśl, modlitwa, słowo otuchy i każda złotówka. Z góry dziękuję za pomoc, każdy gest tak wiele dla nas znaczy! Ania, żona Grzegorza

58 344,00 zł ( 64,52% )
Brakuje: 32 082,00 zł
Filip Cudnoch
1 dzień do końca
Filip Cudnoch , 29 lat

Brutalna choroba zabiera wszystko... Na pomoc Filipowi❗️

Do 2021 roku Filip był samodzielny. Studiował na Politechnice Gdańskiej, na wydziale chemicznym o specjalności biotechnologia leków. Stwardnienie rozsiane zabrało mu wszystko!  Filip to młody mężczyzna. Od lat choruje na stwardnienie rozsiane, jednak przez długi czas świetnie funkcjonował. Był w pełni samodzielny, rozwijał się, miał plany i marzenia. W 2022 roku choroba gwałtownie się odezwała. Filip wylądował w szpitalu. Podczas długiego pobytu zachorował na covid.  Obecnie mój syn nie chodzi, ma czterokończynowy niedowład, nie jest w stanie nic sam przy sobie zrobić. Do tego wszystkiego doszły silne, samoistne trzęsienia rąk i głowy. Być może jest to powikłanie po przebytym covidzie… Dokładnie nie wiemy i raczej już się nie dowiemy. Za to musimy nauczyć się żyć w nowej, wymagającej rzeczywistości.  Na pytanie "Filip, jak się masz, jak się czujesz?" – zawsze odpowiada, nawet teraz w sytuacji w jakiej jest, że jest okej. Niestety, teraz przechodzimy przez ogromny kryzys. Silne drżenia powodują to, że Filip przygryza sobie język i usta. Panicznie boi się jeść i pić. Każdy posiłek, każda próba napicia się czegokolwiek związana jest z bólem, krzykiem, panicznym przerażeniem. Bardzo boimy się o stan psychiczny Filipa, by nie doszedł nam kolejny problem. Wprawdzie jest pod opieką psychiatry i psychologa, ale czy to wystarczy? Dlatego tak bardzo potrzebujemy pomocy, tak bardzo potrzebuje jej Filip. Oprócz samochodu przystosowanego do przewozu osób niepełnosprawnych doszedł nam kolejny bardzo istotny wydatek – pokrycie kosztów zabiegu stymulacji mózgu DBS. Zabieg ten jest teraz dla nas kwestią najważniejszą. Ruchy mimowolne, ataksja powodują, że Filip nie jest w stanie nic sam przy sobie zrobić. Jest nadzieja, że głęboka stymulacja mózgu wyciszy te ruchy i poprawi jakość życia. Prosimy o pomoc i wsparcie. To dla nas bardzo ważne! Chodzi o przyszłość naszego dziecka... Codzienna rehabilitacja, spotkania z logopedą i psychologiem nie są refundowane i pochłaniają ogromne środki. Do tego chcielibyśmy zakupić samochód przystosowany do przewozu osób niepełnosprawnych, który umożliwiłby Filipowi, choć w części, dostęp do normalnego życia. Twoja pomoc będzie dla nas ogromnym wsparciem w tej ciężkiej sytuacji. Sławek, tata ➡️ Licytuj i pomóż Filipowi! ➡️ gazetaolsztynska.pl - Był za młody dla NFZ. Teraz Filip jest przykuty do łóżka

148 291,00 zł ( 64,47% )
Brakuje: 81 709,00 zł
Vanessa Majer
Vanessa Majer , 9 lat

Życie z cukrzycą to walka o przetrwanie! Pomóż Vanessie!

Jeden wieczór. Jeden objaw. To wystarczyło. Beztroska radość z wychowania córki zamieniła się w nieustanną walkę o normalność dla małego człowieka... Vanessa skakała, tańczyła, była pełna sił. Rano nie potrafiła utrzymać główki w pionie. Przestraszyłam się. Szybko pojechałam z córeczką najpierw do lekarza, a później do szpitala. Tam dowiedziałam się, że Vanessa ma cukrzycę. Kwasica ketonowa, bezpośrednie zagrożenie życia. To cukrzyca typu pierwszego. Najbardziej niebezpieczna z dwóch odmian choroby. Wszystko brzmiało przerażająco, ale nie wiedziałam jeszcze, co oznacza to dla mojego dziecka i dla mnie. Podczas ponad dwutygodniowego pobytu w szpitalu zasięgnęłam wszystkich informacji, jakie powinnam posiadać o opiece nad chorym na cukrzycę dzieckiem. Jednak teoria a praktyka to dwie kompletnie różne sprawy... Od tego momentu życie i zdrowie Vanessy zależy wyłącznie ode mnie. Ciągła kontrola cukru, wyliczanie wartości posiłków i godzin ich podania. O chorobie nie możemy zapomnieć nawet na chwilę. Najgorsze są nieprzespane noce. Małe dziecko nie informuje o niskim lub wysokim poziomie cukru. Zagrożenie śpiączką może pojawić się nawet 20 minut od ostatniego pomiaru. Od prawie roku żyję w obawie o życie córeczki. Wahania poziomu cukru są częste, a hiperglikemia wyrządza nieodwracalne szkody w organizmie. Co to oznacza? Chwila mojej słabości może być tragiczna w skutkach. Do powikłań cukrzycowych należą kłopoty z nerkami, zaburzenia wzroku, choroby serca i wiele innych... Nigdy bym sobie nie darowała, gdyby przez choćby najmniejsze zaniedbanie, mojemu dziecku stała się krzywda. Wszelkie powikłania mogą doprowadzić nawet do śmierci. Nie chcę o tym nawet myśleć, ale myślę. Codziennie. Vanessa ma dopiero sześć lat i nie jest w stanie określić tego co faktycznie ją spotkało. Ale wystarczy jej płacz podczas zmian sensora. Wystarczy nagła zmiana nastroju, dogłębny smutek przy wahaniach poziomu cukru. Od razu wiem, że coś jest nie tak i że odczuwa ból w tych momentach. Potem jest długie milczenie. Nie ma siły nawet zapłakać. Przecież ona jeszcze nie jest w stanie tego do końca zrozumieć. Córeczka na stałe przyjmuje leki. Nasz kalendarz jest pełny od zaplanowanych wizyt w szpitalu oraz gabinetach różnych specjalizacji medycznych. Leczenie cukrzycy i powikłań po takim silnym ataku, jaki miała Vanesska to duży koszt. Proszę w imieniu swoim, ale przede wszystkim w imieniu Vanessy o wsparcie. Wierzę, że za jakiś czas Vanessa podziękuje za okazaną pomoc i wsparcie. Kocham ją całym sercem – jest moją radością i szczęściem. Pomimo zmęczenia, jestem w stanie zrobić dla niej wszystko, byle by mogła zacząć żyć i funkcjonować w miarę normalnie jak dzieci w jej wieku. Wiem, czym jest cierpienie i walka o to, by móc rano otworzyć oczy – sama toczę tę walkę codziennie od kilku lat, jako pacjentka onkologiczna. Pomimo tego bólu, zmęczenia i cierpienia – właśnie dzięki mojej córeczce jestem w stanie walczyć o to, by jej życie i dzieciństwo było po prostu szczęśliwe. Entuzjazm i radość w jej oczach jest lekiem i motorem do walki z chorobą. Z Waszą pomocą będzie nam zdecydowanie lżej! Ewelina – mama Vanessy Licytacje dla Vanessy

22 284,00 zł ( 64,44% )
Brakuje: 12 295,00 zł
Dominika Wojciechowska
Dominika Wojciechowska , 19 lat

Nieszczęśliwy wypadek pozbawił Dominikę zdrowia❗️Pomóżmy jej odzyskać sprawność❗️

Niesamowicie ciężko uwierzyć w to, co się stało. Ciężko oswoić się z myślą, że życie mojej córki już nigdy nie będzie takie samo. Wypadek odebrał jej dosłownie wszystko – zdrowie, sprawność, szczęście... Nasza codzienność została rozdarta w ułamku sekundy... Był czerwiec 2022 roku. Nic nie zapowiadało, że ten dzień zakończy się tak wielką tragedią... Dominika była zawodniczką UKS TFP Mróz Jedynka Kórnik i przygotowywała się do Mistrzostw Kolarskich. Rower był jej największą pasją, przygodą, miłością. Córka jak zawsze uszykowała się i wyruszyła na trening kolarski. Niestety, tym razem z niego nie wróciła...  Dominika uległa ciężkiemu wypadkowi. Zderzenie z ciągnikiem było tak silne, że jej stan został określony jako ciężki... Z miejsca wypadku natychmiast została przetransportowana helikopterem do szpitala. Do dziś pamiętam moment, kiedy dowiedziałam się o jej wypadku - moje serce zamarło... Nie byłam w stanie nic powiedzieć i złapać tchu. Jednak liczyło się tylko jedno, to, że Dominika żyje! Niestety, w wyniku wypadku doszło do poważnych obrażeń... W kolejnych dniach konieczne było przeprowadzenie skomplikowanej operacji, podczas której wstawiono w odcinku piersiowym stabilizację w postaci 2 śrub, 2 haków i 2 prętów... Dzięki temu dziś Dominika jest w stanie wstać i powoli się poruszać. Obecnie Dominika jest w domu. Niestety, dziś już wiemy, że zanim córka wsiądzie na ukochany rower i odzyska pełną sprawność będzie musiała przejść długi i kosztowny proces leczenia. Przed nią poważna operacja ściągnięcia stabilizacji z kręgosłupa, a zaraz po niej Dominika powinna rozpocząć specjalistyczną rehabilitację...  Niestety, koszt 3-miesięcznego turnusu znacznie przekracza nasz domowy budżet.... Nie pozostaje nam więc nic innego, jak prosić ludzi dobrego serca o pomoc. Dominika jest bardzo nastawiona na powrót do zdrowia. My też. Dlatego zrobimy wszystko, aby jej pomóc!  Liczy się każda pomoc, każda złotówka...  Mama Magdalena z rodziną

46 510,00 zł ( 64,42% )
Brakuje: 25 682,00 zł
Maciej Pochroń
Maciej Pochroń , 25 lat

Marzę o odzyskaniu niezależności! Czy to nieosiągalne❓Pomóż, proszę!

Mam na imię Maciej i całe życie zmagam się z dystrofią mięśniową Duchenne’a. Choroba stopniowo odbiera mi siłę mięśniową, przez co od 12 roku życia poruszam się na wózku. Każdy dzień to nowe wyzwanie – zarówno dla mnie, jak i dla osób, które mnie wspierają w tej trudnej rzeczywistości. Moim największym marzeniem jest odrobina samodzielności i namiastka zwykłego życia… Mój obecny wózek jest już mocno wysłużony, a postępująca choroba sprawia, że coraz trudniej mi go obsługiwać. Akumulatory szybko się wyczerpują, a moje dłonie są coraz mniej sprawne, co zmusza mnie do robienia przerw w trakcie jazdy i proszenia innych o pomoc. Wózek, którego używam, jest w pełni terenowy, przez co poruszanie się nim w domu jest uciążliwe... Chciałbym być bardziej aktywny społecznie, móc wyjść do ludzi, nie prosząc o wsparcie w każdej najmniejszej potrzebie. Marzę o nowym wózku, w pełni dostosowanym do moich potrzeb, który da mi swobodę poruszania się – zarówno w domu, jak i na zewnątrz! Koszt nowego wózka wynosi ponad 90 000 złotych. Mimo częściowego dofinansowania z PFRON i NFZ wciąż brakuje mi ponad 60 000 złotych, by móc go kupić. To ogromna suma, której moja rodzina nie jest w stanie zebrać samodzielnie. Dlatego zwracam się do Was – ludzi o wielkich sercach – z prośbą o wsparcie. Każda złotówka przybliża mnie do szansy na większą samodzielność i możliwość cieszenia się życiem. Proszę, pomóżcie mi odzyskać choć odrobinę wolności. Nawet najmniejsza wpłata może odmienić moje życie. Jeśli nie możesz pomóc finansowo, będę wdzięczny za udostępnienie tej zbiórki. Każde wsparcie ma dla mnie ogromne znaczenie! Dzięki Wam będę mógł spełnić marzenie o niezależności! Maciej ➡️ Licytacje dla Macieja Pochronia

41 101,00 zł ( 64,39% )
Brakuje: 22 729,00 zł
Anna Sitek
Anna Sitek , 51 lat

By dzieci nie znały mamy tylko ze zdjęć... Pomóż Ani wrócić do rodziny!

Kilka sekund zburzyło poczucie bezpieczeństwa, rozdzieliło kochającą się rodzinę. Zmieniło życie w ciągłą walkę… Niepewność, strach, oczekiwanie i nadzieja, która będzie trwała do samego końca.  Ten wypadek mógł zdarzyć się każdemu. Ta świadomość nie sprawia, że obrażenia bolą mniej, a bezsilność jest mniej uciążliwa. Kilka sekund zmieniło bieg historii nie tylko Anny, ale całej naszej rodziny, która w tej walce nie zamierza się poddać.  Tego dnia w jednym aucie jechały moje dwie siostry. Ania na miejscu pasażera. To na nią spadła siła uderzenia. Długo nie wiedzieliśmy, co będzie dalej. Gorączkowo zadawane pytania, buzujące emocje… to wszystko musieliśmy odłożyć na bok po słowach lekarza informujących o tym, że musimy czekać. To zdawało się trwać w nieskończoność... Nasza cierpliwość została wynagrodzona - Ania została wybudzona! Żyje! Wtedy to była najważniejsza wiadomość, wyczekana przez wszystkich.  Po wybudzeniu udało nam się zdobyć miejsce w jednej z najlepszych krakowskich klinik zajmujących się osobami po wypadkach. To tam, Ania otrzymała opiekę, wsparcie specjalistów oraz pobudzanie ośrodków. Krok po kroku chcemy dążyć do odzyskania tego, co zostało utracone w wyniku wypadku. Niestety, rehabilitacja po takim zdarzeniu jest bardzo wymagająca, a efekty trudne do przewidzenia. Tymczasem koszty rosną nieprzerwanie, każdy miesiąc pobytu w ośrodku to duże kwoty… A my jesteśmy właściwie dopiero na początku naszej drogi. Ania się obudziła, ale przed nią masa wyzwań. Wciąż nie może się do nas odezwać, bo rurka tracheotomijna odbiera jej głos. Nie może ruszyć, chociażby ręką czy samodzielnie utrzymać głowy. Nie jest w stanie samodzielnie wstać. Nie może zająć się własnymi dziećmi, a przez problemy z mową, nawet przez telefon nie może przekazać im jak bardzo je kocha…  Praca, którą będzie musiała wykonać pod okiem specjalistów będzie wymagała poświęcenia, wysiłku i ogromnego zaangażowania. Nie tylko Ania potrzebuje wsparcia. My, jej rodzina, by zapewnić jej wszystko, co niezbędne do powrotu. Niestety, nasze możliwości są ograniczone, a koszty stale rosną. Na tym etapie wiemy, że potrzebujemy kilkudziesięciu tysięcy złotych… Kwota ogromna, zupełnie poza naszym zasięgiem. A te środki to gwarancja, że o Anię będziemy mogli zawalczyć, że będzie miała okazję korzystać ze wsparcia najlepszych specjalistów. Pomóż, proszę! Daj nam szansę na nowe życie, zdrowie. I wreszcie na to, by dzieci nie widywały mamy tylko na zdjęciach…  Wypadek zatrzymał nasze życie i całkowicie zmienił jego bieg. Nikt nie jest w stanie się na coś takiego przygotować. Niepewność jutra powoduje, że jesteśmy całkowicie sparaliżowani… Ania jest wojowniczką i już daje nam pierwsze znaki. To mobilizuje do walki i dodaje nam sił. Jeśli zechcesz się przyłączyć… Kto wie, być może niedługo zostaniesz bohaterem, który zmieni nasze życie!

52 807,00 zł ( 64,38% )
Brakuje: 29 215,00 zł