Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Katarzyna Lipińska
Katarzyna Lipińska , 39 lat

Mama trójki małych dzieci walczy z rakiem❗️RATUNKU❗️

Nazywam się Kasia i jestem mamą trójki małych dzieci. Przez wiele lat wiedliśmy wspólnie szczęśliwe, spokojne życie. Niestety, w październiku 2023 roku usłyszałam straszliwą diagnozę, która sprawiła, że każdy kolejny dzień stał się walką… Pierwsze niepokojące objawy pojawiły się ponad rok wcześniej. Ogromny ból brzucha, problemy z układem pokarmowym, trudności z wypróżnianiem… Lekarze mówili, że to stan zapalny jelit i przepisywali kolejne antybiotyki. Niestety, nie przynosiło to żadnych efektów, mój stan z dnia na dzień się pogarszał. Ból przybierał na sile i stawał się nie do zniesienia. Nie pomagały żadne, nawet najsilniejsze leki przeciwbólowe. W październiku 2023 roku trafiłam na SOR, a następnie na oddział szpitalny. Wykonano gastroskopię oraz kolonoskopię w poszukiwanie przyczyny mojego stanu.  W końcowym odcinku jelita znaleziono polipa i pobrano materiał do badania histopatologicznego. Wynik zwalił mnie z nóg. Rak neuroendokrynny dolnego odcinka jelita grubego. Miałam wrażenie, że świat wokół mnie się zatrzymał. Nie mogłam w to uwierzyć. Moje myśli zaczęły pędzić jak szalone. Jak to możliwie? Dlaczego ja? Co z moimi dziećmi? Sama wychowywałam się bez mamy, która zmarła na nowotwór, gdy miałam zaledwie 3 latka… W marcu ma zapaść decyzja o wdrożeniu leczenia onkologicznego. Nie wiadomo jeszcze czy będzie to chemioterapia, czy specjalistyczne zastrzyki. Na razie podawane są mi jedynie zachowawcze leki mające na celu zmniejszenie bólu.  Niestety, każdego dnia robię się coraz słabsza. Od momentu diagnozy, w ciągu zaledwie trzech miesięcy, schudłam ponad 22 kilogramy. Zrobienie obiadu, posprzątanie mieszkania czy zajęcie się dziećmi – w tym momencie nawet tak podstawowe rzeczy przekraczają moje możliwości. Z powodu choroby musiałam zrezygnować z pracy, co sprawiło, że zostałam bez środków do życia. Koszty wizyt, dojazdów do specjalistów oraz ceny leków dosłownie mnie przygniatają. Nie jestem w stanie sprostać im samodzielnie.  Z całego serca proszę Was o pomoc w walce z rakiem. Nie mogę znieść myśli, że mogłoby mnie zabraknąć, że moje dzieci musiałyby wychowywać się bez mamy. Wiem, że mam dla kogo żyć i będę walczyć, póki starczy mi sił.  Kasia

3 425,00 zł ( 64,37% )
Brakuje: 1 895,00 zł
Kornel Pielas
Kornel Pielas , 11 lat

Ile cierpienia może dotknąć jedno dziecko? Trwa walka o sprawność!

Kornel przeszedł już 3 operacje rekonstrukcji kończyn dolnych. Konieczna jest kolejna. Operacja musi się odbyć jak najszybciej, inaczej mój syn nigdy nie będzie chodził... Dla mnie jako mamy to ciężka decyzja. Kornel wycierpiał już zbyt dużo, ale wiem, że bez Waszego wsparcia i zabiegu nie będzie miał szans na normalne funkcjonowanie. Wiecie, co jest w tym wszystkim najgorsze? To, że cierpi dziecko, które kompletnie nie wie, dlaczego tak się dzieje. Podchodzę, ocieram łzy, całuję w czoło i pocieszam. Wiem, że na to nie zasłużył, że życie jest wobec niego niesprawiedliwe i okrutne, dlatego staram się go chronić, ale życie nie zawsze mi na to pozwoli. Nigdy nie pogodzę się z tym, że mój synek nie może samodzielnie przejść kilku metrów, że upada, a jego stawy wykrzywiają się w nienaturalny sposób. Kiedy przyszedł dzień porodu, czekałam na zdrowego synka, który wreszcie wypełni to miejsce, które na niego uszykowaliśmy. Wiedzieliśmy, że potrzebujemy tego dopełnienia, że będziemy w końcu szczęśliwi. Poród, który miał być czymś radosnym, przerodził się w koszmar. Na salę porodową wjeżdżałam pełna nadziei i radości. Wyjeżdżałam, płacząc. Leżąc na łóżku, miałam w głowie tylko jedną myśl – pokażcie mi wreszcie mojego synka… Wtedy właśnie padły słowa, które zmieniły wszystko, zabrały nadzieje i rozpoczęły cierpienie, które trwa do dzisiaj.  „Pani synek prawdopodobnie jest chory, podejrzewamy Zespół Downa" Po badaniach nie było już wątpliwości – Kornel urodził się z Zespołem Downa. Cieszyliśmy się, że w swoim tempie, ale wciąż idzie do przodu, że może przyjdzie dzień, kiedy razem pójdziemy na spacer. Wtedy Kornel zaczął upadać, wić się z bólu… Najpierw robił kilka kroków, po czym padał, jakby ktoś podciął mu nogi. Rzepki w kolanach uległy zupełnemu zwichnięciu i nie znajdują się nawet we właściwym miejscu. Cierpiałam razem z nim, kiedy widziałam, jak choroba niszczy jego życie. Kiedy straciłam już nadzieję, pojawiło się światełko w tunelu… Leczeniem najbardziej skomplikowanych przypadków, takich jak u Kornelka, zajmują się lekarze w Paley European Institute.  Dziś dzięki ogromnemu wsparciu Kornelek przeszedł już 3 operacje rekonstrukcji kończyn dolnych. Następna jest operacja stopy i derotacja kości udowej, ponieważ rotacja stopy uniemożliwia prawidłowe chodzenie. Przez to synek przewraca się i nie może utrzymać równowagi. W ciągu dwóch miesięcy Kornel był 4 razy w szpitalu, ponieważ przez obciążanie nogi robi się zapalenie i musiał mieć usuwany płyn z kolana, co było dla niego bardzo bolesne. Po kolejnym etapie operacji czeka nas także długotrwała rehabilitacja. Cena za zdrowie naszego synka jest ogromna. Kwoty nadal powalają. Dlatego proszę, pomóż nam! Jesteśmy już coraz bliżej, powtarzamy sobie, że jeszcze trochę i będzie po wszystkim. Ale bez Ciebie nie damy rady, bez Ciebie Kornel nigdy nie będzie chodził.  Rodzice Kornela ➡️ Pomoc dla Kornela

30 796,00 zł ( 64,32% )
Brakuje: 17 077,00 zł
Paulina Walaszek
Paulina Walaszek , 30 lat

Choroba zabrała mi nogę! Czy będę jeszcze żyła tak jak dawniej?

W zeszłym roku rozpoczęłam walkę z chorobą, która zdominowała moje życie. Nowotwór – ta diagnoza zniszczyła moje dotychczasowe życie. Nazywam się Paulina Walaszek, mam 28 lat. Mieszkam z mamą i babcią w bloku na pierwszym piętrze w Turku w województwie wielkopolskim. Zwracam się do państwa z ogromną prośbą.  Moja choroba zaczęła się w zeszłym roku. Zapoczątkował ją ból i rosnący guz w śródstopiu. Udałam się do lekarza ortopedy, który zlecił badanie rezonansu. Za wynikiem badania czekałam około miesiąca. Z wyniku badania wyszło, że jest to torbielowaty obszar dolno-przyśrodkowej części śródstopia o wyglądzie ganglionu. Wynik nie dawał mi spokoju, więc skonsultowałam się z innym lekarzem. Lekarz dla pewności zrobił badanie histopatologiczne, żeby upewnić się, z czym ma do czynienia. Niestety, okazało się, że jest to utkanie mięsaka wrzecionowatokomórkowego o stopniu złośliwym. Zostałam skierowana do poradni onkologicznej do Kliniki Nowotworów Tkanek Miękkich, Kości i Czarniaków w Warszawie. Po konsultacji z lekarzem podjęłam leczenie chemioterapii, żeby uratować nogę. Po 2 kursie chemioterapii zostałam skierowana na badanie rezonansu, żeby zobaczyć czy nowotwór się zmniejsza i czy leczenie daje rezultat. Niestety, chemioterapia mało zadziałała na nowotwór, który zdążył narobić dużo szkód w śródstopiu. Przeszłam amputację kończyny lewej na podudziu... Po amputacji dokończyłam chemioterapię. Mam 28 lat. Jestem młoda i na tę chwilę uzależniona od pomocy mamy i babci. Chciałabym żyć jak wcześniej: chodzić do pracy, biegać, morsować, spotykać się ze znajomymi. Niestety brak kończyny uniemożliwia mi to. Chcę uzbierać pieniądze na protezę, żeby stać się na powrót samodzielną i żyć jak wcześniej.  Paulina  *Szacunkowa kwota zbiórki

30 796,00 zł ( 64,32% )
Brakuje: 17 077,00 zł
Kubuś Szczepanik
Pilne!
Kubuś Szczepanik , 5 lat

Ten RAK to zabójca dzieci❗️Kubuś walczy o życie - błagamy, uratuj naszego synka...

Kubuś, nasz malutki synek, mierzy się z śmiertelną chorobą - neuroblastomą IV stopnia! To jeden z najgorszych i najbardziej agresywnych nowotworów dziecięcych, który atakuje tylko malutkie dzieci, jakby specjalnie wybierał sobie najbardziej bezbronnych... Przed nami koszmar leczenia i walki o życie, przeciwnik jest zacięty i bezlitosny. Potrzebujemy pomocy, by ratować naszego synka! Koszmar przyszedł niespodziewanie, skradał się po cichu, gdy zupełnie się tego nie spodziewaliśmy i nagle zaatakował w nasz najczulszy punkt, w nasze dziecko. Nigdy nie sądziłam, że znajdę się w tym miejscu, w którym teraz jesteśmy – na oddziale onkologii, gdzie Kubuś, podpięty do kroplówki z chemią, walczy o życie... Wszystko zaczęło się od niewinnego bólu brzucha. Jedna noc z bólem, potem druga… Po kolejnej takiej nocy zdecydowaliśmy się na prywatną wizytę u lekarza, który wykonał USG. Diagnoza była krótka i kończąca nasz cały dotychczasowy świat - “duża zmiana nowotworowa”. Informacja, która ścięła nas z nóg – guz w brzuchu naszego małego synka ma 128×118x104mm. Był wielkości dwóch dużych pomarańczy! Jeszcze tego samego dnia pojechaliśmy na oddział onkologii dziecięcej do szpitala w Warszawie, z nadzieją, że to jedna, wielka pomyłka... Tam wszystko działo się bardzo szybko. Kubuś miał wykonane kolejne badanie USG, tomografię komputerową, scyntografię, badanie szpiku i wiele innych. Diagnoza okazała się najgorszą z możliwych: Neuroblastoma IV stopnia z przerzutami do kości i szpiku. Jeden z najgroźniejszych nowotworów dziecięcych, bardzo agresywny, który charakteryzuje się wysoką śmiertelnością... Połowa cierpiących na niego dzieci umiera. Dodatkowo u Kubusia stwierdzono amplifikację genu n-MYC, co powoduje, że wróg, z którym się mierzymy, jest jeszcze groźniejszy... To, co się działo później, wie tylko rodzic, który przekroczył próg oddziału onkologicznego w walce o zdrowie i życie własnego dziecka. Był strach, płacz i rozpacz. Są z nami do dzisiaj. Na samą myśl o chorobie Kubusia, o tym, z czym on, taki malutki, musi się mierzyć, łzy same napływają do oczu. Jak to możliwe, że z niewinnego bólu brzucha dziecka, które dzień wcześniej śmiało się i cieszyło życiem, świętowało urodziny swojej młodszej siostrzyczki, nagle trafiamy na oddział onkologii i walczymy o życie... Nadal nie możemy uwierzyć, że nas to spotkało. Dlaczego niewinne dzieci muszą przechodzić przez takie piekło...? Choroba diametralnie zmieniła jego i naszą rzeczywistość, zmieniając śmiech w ból, dziecięcy pokój w szpitalne łóżko, podwórko w korytarz na oddziale onkologicznym. Jedna nocka w szpitalu zamieniła się w kolejne - tak od 2 marca wygląda naszą codzienność i tak to będzie wyglądać wiele miesięcy. Leczenie potrwa minimum 1,5 roku... Przez ten czas piekło przechodzimy nie tylko my, ale również Lenka – młodsza siostra Kubusia, która jeszcze nie rozumie, dlaczego w domu nagle nie ma jej ukochanego braciszka, dlaczego tak rzadko widzi mamusię, która do tej pory zawsze była obok. Guz w brzuchu Kubusia jest tak duży, że wypełnia przestrzenie między narządami, przesuwając je i uciskając... Stąd problemy z apetytem, które miał synek, a następnie bóle brzucha. Ze względu na fazę choroby oraz rozmiar zmian nasz syn musi przejść przez każdy etap leczenia – pierwszym z nich jest chemioterapia. Tylko zmniejszenie i osłabienie guza daje możliwość jego operacyjnego usunięcia i przejście na kolejne etapy – wycięcie guza, mega chemioterapię, radioterapię, autoprzeszczep szpiku, immunoterapię... Nowotwór, który zaatakował naszego Kubusia, charakteryzuje się wysokim prawdopodobieństwem nawrotu, a wtedy atakuje ze zdwojoną siłą. Przy wznowie szanse na życie maleją, dlatego nie możemy do niej dopuścić! Po zakończonym leczeniu w Polsce nadzieją na wygranie wojny i całkowity powrót do zdrowia jest nierefundowana szczepionka przeciwko neuroblastomie... Niestety podawana jest tylko w jednej klinice na świecie, w Nowym Jorku i nie jest refundowana. Zdrowie i życie naszego dziecka zostało wycenione na niewyobrażalną kwotę pieniędzy. Nigdy nie sądziliśmy, że jako rodzice będziemy musieli prosić o pieniądze, żeby ratować życie naszego synka. Teraz wiemy, że rodzic jest w stanie zrobić wszystko w obliczu śmiertelnego zagrożenia. Kwota ta jest dla nas nieosiągalna. Wierzymy jednak, że wspólnie z Waszą pomocą, pomocą dobrych ludzi, uzbieramy środki na ocalenie życia naszego synka. Kubuś dzielnie znosi terapię, chociaż zmaga się nie tylko z efektami ubocznymi leczenia, ale także z tęsknotą oraz rozłąką z najbliższymi. Codziennie pyta o młodszą siostrę i dziadków, o to kiedy będzie mógł kąpać się w basenie, kiedy będzie mógł bawić się ze swoimi kuzynami i temat najważniejszy – kogo zaprosi i gdzie będzie obchodził swoje 5 urodziny. Na żadne z tych pytań nie potrafimy mu odpowiedzieć. Mamy nadzieję, że cały ten koszmar to tylko etap przejściowy, po którym wrócimy do domu i wymażemy go z pamięci. Jednak, żeby tak się stało, potrzebujemy Waszego wsparcia, sami nie damy rady. Kochamy Cię, Kubusiu... Obiecujemy, że zrobimy dla Ciebie wszystko. Błagamy Was o pomoc w walce o życie naszego synka. Rodzice Kubusia ➡️ Śledź walkę Kubusia na Facebooku - Kubuś kontra neuroblastoma

1 162 087,00 zł ( 64,25% )
Brakuje: 646 424,00 zł
Filip Łukomski
14 dni do końca
Filip Łukomski , 33 lata

Dla żony i córeczki musi walczyć każdego dnia. Pomoc ponownie potrzebna!

Jestem Filip. Mam 30 lat. Mam żonę, malutką, niepełnosprawną córkę i kota. Pracuję jako analityk mediów. W wolnym czasie lubię grać w gry bitewne. Jestem fanem Gwiezdnych wojen i Władcy pierścieni. Wciąż mam w sobie coś z chłopca, bo bawi mnie lego. Okazało się, że uwielbiam być kocim tatą. Jestem też nieuleczalnie chory. Choruję na dystrofie twarzowo- łopatkowo- ramienną, w skrócie z angielskiego FSHD. W wyniku uszkodzenia jednego z genów w moim DNA mój własny organizm niszczy moje mięśnie. Mięśnie słabną i obumierają. Choroba postępuje powoli. Na tę chwilę objawia się tym, że nie mogę podnieść rąk nad głowę. Moje mięśnie międzyłopatkowe praktycznie nie istnieją. Mam problem z chodzeniem. Często się potykam przez to, że prawa noga nie jest sprawna. Mam coraz mniejszą kontrolę nad jej ruchami. Istnieje prawdopodobieństwo, że w przyszłości skończę na wózku inwalidzkimi. W najgorszym przypadku, jeśli choroba zaatakuje mięśnie międzyżebrowe - odpowiedzialne za oddychanie, serce, mogę umrzeć. Moja choroba jest nieuleczalna. Do tej pory nie wymyślono jeszcze leku, który hamowałby proces degradacji moich mięśni. Jednym sposobem, żeby zatrzymać sprawność, jest ciągła rehabilitacja. Obecnie muszę rehabilitować się prywatnie. Na rehabilitację w ramach NFZ czeka się od roku do 2 lat. Później przychodzi się na serię 10 zajęć i koło się powtarza. Prywatna rehabilitacja to koszt koło 1000 zł miesięcznie, a tak nie mam tylu spotkań w miesiącu, ile powinienem mieć, żeby uzyskać efekty. Tysiąc złotych miesięcznie bardzo obciąża nasz domowy budżet. Jednak mamy jeszcze drugie poważne obciążenie. Moja córka, Michalina, ma 1,5 roku i również choruje na nieuleczalną chorobę. Misia cierpi na wrodzony przerost nadnerczy, w skrócie WPN. Jej nadnercza nie produkują hormonów (kortyzol i aldosteron). Musi przyjmować je w formie tabletek. Każdego dnia co 6 godzin. Codziennie o 24., 6., 12. i 18. musi przyjąć leki, albo może dojść do przełomu nadnerczy, który może prowadzić do śmierci. Raz już byliśmy krok od najgorszego, a przyczyną była jelitówka u Misi. WPN to podstępna choroba, wymagająca ciągłej obserwacji i opieki nad dzieckiem. W razie konieczności należy zwiększyć dawkę kortyzolu. Dlatego moja żona zrezygnowała z kariery zawodowej, żeby zająć się Misią. Jeździ z nią po szpitalach w całym kraju i dba o jej stan zdrowia. Misia jest pod opieką Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Każdy wyjazd do Warszawy to koszt około 500 zł. Misia przeszła w CZD operację, która miała ratować jej nerkę, bo poza WPN ma jeszcze wadę wrodzona nerki - wodonercze. W zeszłym roku w Warszawie byliśmy 4 razy. W tym roku wiemy, że czekają nas 3 wyjazdy, z czego jeden będzie związany z kolejnym zabiegiem. Będzie on dłuższy i bardziej kosztowny niż zwykłe kontrole. Koszt lekarstwa dla Misi to miesięcznie od 150 do 250 zł, w jakie zależności lekarstwa się kończą. Misia jest obecnie pod stałą kontrolą w 13. specjalizacjach (urolog, nefrolog, endokrynolog, genetyk, kardiolog, okulista, audiolog, radiolog, neurologopeda, psycholog, fizjoterapeuta, pedagog specjalny, neonatolog). Większość wizyt jest na NFZ, ale zdarzają się też wizyty prywatne, których koszt waha się w zależności od specjalizacji od 100 do 250 zł. Nad Misią wisi jeszcze widmo FSHD, które może po mnie odziedziczyć. Misia ma 50% szans na FSHD. Obecnie jesteśmy w trakcie diagnostyki genetycznej w tym kierunku. Jesteśmy z żoną młodzi. Chcemy zwiedzać świat. Pokazać Misi, że pomimo choroby życie jest piękne. Jesteśmy bardzo obciążeni zarówno chorobowo/genetycznie, jak i finansowo. Dlatego jeśli ktoś chciałby pomóc mi i mojej rodzinie proszę przekaż darowiznę, 1% podatku na moją rehabilitację. Każda pomoc się liczy‼️   ❣Możesz przekazać mi swój 1% podatku ❣Możesz wpłacić darowiznę ❣Możesz polubić stronę na Facebooku Misię nie damy FSHD i WPN ❣Możesz udostępnić moją historię dalej, żeby ludzie dowiedzieli się o FSHD i WPN

10 660,00 zł ( 64,23% )
Brakuje: 5 936,00 zł
Marek Maździarz
Pilne!
Marek Maździarz , 49 lat

GLEJAK - 3. wznowa❗️Pilnie potrzebne leczenie🚨

Mój brat jest lekarzem. Całe życie pomagał innym, a dziś to on potrzebuje wsparcia! Bezlitosna choroba próbuje odebrać mu życie, a ja zrobię wszystko, by ją przechytrzyć. Pojawiło się światełko w tunelu – leczenie TTF. Jednak bez Waszego wsparcia, nie uzbieramy potrzebnej kwoty! W grudniu 2022 roku Marek dostał ataku padaczkowego i stracił przytomność. W szpitalu natychmiast wykonano rezonans. Pamiętam jak dziś – wokół panowała świąteczna atmosfera, nikt z nas nie przypuszczał, że za chwilę otrzymamy diagnozę, która w sekundę zmieni nasze życie nie do poznania. Na początku stycznia odbyła się operacja. Nie było już złudzeń – glejak o IV stopniu złośliwości. Drżeliśmy ze strachu, nie wiedząc, co nas czeka. Marek przeszedł wycieńczającą chemioterapię i radioterapię, a my błagaliśmy, by leczenie przyniosło skutki. Niestety, po pół roku przyszła wznowa i konieczna była ponowna operacja. Efekty uboczne zaczęły mocno dawać się we znaki. Pojawiła się zatorowość płucna, zakrzepica, cukrzyca posterydowa, osłabienie, problemy z równowagą… W najgorszych snach nie spodziewałam się, że za chwilę czekają nas kolejne tragiczne informacje. Badanie kontrole ujawniło trzecią wznowę… Nie mogliśmy w to uwierzyć!  Pod koniec maja 2024 roku Marek przeszedł trzecią operację. Nigdy nie zapomnę, jak bardzo się baliśmy… Brat był w bardzo ciężkim stanie. Kolejną dobę spędził w śpiączce farmakologicznej, a my drżeliśmy ze strachu, nie wiedząc, co nas czeka. Dziś już wiemy, że jedyną szansą, by guz przestał odrastać jest nierefundowane leczenie przeciwnowotworowe. Koszty zwalają jednak z nóg… Marek ma 12-letniego syna i żonę, w której jest bezgranicznie zakochany. Jest najlepszym bratem, jakiego mogłam sobie wymarzyć. Od dziecka zawsze staje w mojej obronie. Każdy w naszej rodzinie wie, że w kryzysowych sytuacjach może na niego liczyć. Brak mi słów, by opisać, jak oddaną jest osobą, jak cenioną przez pacjentki i innych lekarzy. I jak bardzo wyróżnia go poczucie humoru – zawsze potrafi nas rozbawić.  Nie wyobrażam sobie życia bez mojego brata. Pęka mi serce, gdy widzę, jak jego życie w jednej chwili się zmieniło. Zawsze korzystał z niego w pełni, cieszył się i doceniał ważne momenty. To nie może się tak zakończyć. To nie czas, by się żegnać. Z całego serca Was proszę – wesprzyjcie nas.  Iza, siostra Marka

136 640,00 zł ( 64,22% )
Brakuje: 76 126,00 zł
Szymon Podsiadły
Szymon Podsiadły , 17 lat

Wykrzywiony kręgosłup powoduje ogromny ból... Pomocy❗️

Nic nie wskazywało na to, że losy mojego ukochanego synka potoczą się w ten sposób. Ciąża przebiegała książkowo, ja również czułam się dobrze. Zaraz po narodzinach Szymek dostał 10 w skali Apgar, badania były w normie. Dopiero gdy skończył 3 miesiące, zaczęłam zauważać niepokojące objawy.  Jego oczka uciekały do góry, krótko po tym pojawiły się pierwsze ataki padaczki. Jak się później okazało, najgorsze było dopiero przed nami. Kilka miesięcy później przyszła diagnoza, która zmieniła w moim życiu wszystko. Wyniki rezonansu wykazały, że Szymek przyszedł na świat z bardzo poważną wadą mózgu – gładkomózgowiem. Byłam w szoku. Jednak bez względu na diagnozy i przeciwności walczyłam z całych sił. Byliśmy pod opieką specjalistów, stawialiśmy się na wszystkie kontrole, uczęszczaliśmy na rehabilitację. Pomimo że lekarze nie dawali mu szans na przeżycie, Szymek ma już dziś 15 lat.  Niestety od około 2 lat jego stan uległ znacznemu pogorszeniu. Obecnie największy problem sprawia skolioza, która powoduje nie tylko ból, ale skutecznie ogranicza jakąkolwiek mobilność Szymka. Synek od roku przebywa wyłącznie w pozycji leżącej. Jest karmiony, gdy leży, gdy uczęszcza na zajęcia szkolne, też musi leżeć. Szymon ma ogromny garb prawostronny i wystające żebro. W dodatku przez stałą pozycję bardzo szybko się krztusi i ciężko oddycha. Staram się robić, co w mojej mocy, by ulżyć mu w cierpieniu… Nadzieję daje specjalistyczny wózek z system SPES, dzięki któremu Szymek mógłby w końcu siedzieć bez bólu. Niestety koszty związane z zakupem są ogromne i choć częściowo uzyskaliśmy dofinansowanie, nadal brakuje nam kilkunastu tysięcy złotych do pokrycia całej kwoty. System SPES bardzo poprawi komfort jego życia. Oprócz tego ma on jeszcze jedną ogromną zaletę – można tym wózkiem podróżować w przystosowanym do tego samochodzie. To byłaby ogromna zmiana dla Szymona! Synek przyjmuje na stałe 4 leki, ma specjalną dietę, regularnie uczęszcza na rehabilitację i masaże. To wszystko składa się na podstawowe miesięczne wydatki, dzięki którym może w ogóle funkcjonować.  Życie z tak chorym dzieckiem jest bardzo trudne. Trudno patrzeć mi na jego ból i cierpienie. Wiem jednak, że zawsze przychodzi nowy dzień, dlatego walczymy i będziemy walczyć do końca. Niestety świadczenie pielęgnacyjne, które otrzymujemy, pozwala pokryć jedynie codzienne koszty leczenia Szymka. Nie jestem w stanie samodzielnie uzbierać brakującej kwoty. Moją ostatnią nadzieją jest ta zbiórka.  Potrzebujemy tylko odrobinę pomocy dobrych aniołów, a wierzymy, że są one wśród Was. Angelika, mama Szymka Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową

9 289,00 zł ( 64,19% )
Brakuje: 5 180,00 zł
Piotr Dźbik
Piotr Dźbik , 23 lata

Dwa przeszczepy, nowotwór i... znów przeszczep! Jego tragedia się nie kończy! POMOŻESZ?

Mam wrażenie, że Piotr przyszedł na świat, by walczyć. Od pierwszych chwil jego życia cierpienie, ból, strach, choroby — to wszystko idzie z nim krok w krok, nie dając chwili wytchnienia. Proszę, pomóż mu w końcu wygrać zdrowie!  Walka o życie Piotra rozpoczęła się tuż po jego narodzinach. Po porodzie miał odmę płucną, wykryto niewydolność nerek i wiotkość mięśni. Od samego początku wszczęto rehabilitację, przeszedł wiele zabiegów ratujących życie. Syn miał dwa tygodnie, gdy wszczepiono mu cewnik do dializy otrzewnowej, a po siedmiu miesiącach cewnik do hemodializy. W międzyczasie przeszedł wiele innych, równie poważnych zabiegów. Pierwszy rok życia Piotr spędził praktycznie w szpitalu, szpitala stał się dla niego drugim domem, do którego musiał i nadal musi nieustannie wracać. Kiedy miał 4 i pół roku przeszedł przeszczep nerki. To miało w pewnym sensie odmienić nasze życie. Miało odmienić je na lepsze. Cieszyliśmy się 5 lat... Po tym czasie od przeszczepu wykryto u syna nowotwór na nerce przeszczepionej... Dla nas był to koszmar. Rozpoczęła się kolejna walka o życie i zdrowie syna! Piotr rozpoczął kolejny raz hemodializy, przeszedł wiele badań. W roku 2012 miał drugi przeszczep... One potrafią wykończyć organizm.  Dzisiaj przychodzimy tutaj, bo obecnie stan zdrowia Piotra drastycznie się pogorszył. Aktualnie czekamy na zakwalifikowanie do KOLEJNEGO przeszczepu oraz trepanobiopsii szpiku. Piotr zmaga się jeszcze ze schyłkową niewydolnością nerek, uropatią wrodzoną, wtórną nadczynnością przytarczyc, opóźnieniem psychomotorycznym, nadciśnieniem tętniczym, zakrzepicą udową, niedosłuchem obustronnym... Tak, naprawdę mogłabym tak wymieniać w nieskończoność! Piotrek ma również celiakię i niedokrwistość, która obecnie doprowadza do zaniku siatkówki oczu. Syn wymaga stałego leczenia, rehabilitacji, częstych i systematycznych wizyt u specjalistów, codziennego przyjmowania leków... Tak właśnie wygląda nasz świat. Pomimo wielu chorób, z jakimi przyszło mu się zmierzyć, Piotr stara się pozytywnie podchodzić do życia i wytrwale walczyć z przeciwnościami. Jestem z niego dumna i za każdym razem go podziwiam. Bardzo proszę, w swoim i szczególnie w jego imieniu. Każde wsparcie dodaje nam motywacji i sił do dalszej walki o lepszą przyszłość Piotra. Pomimo trudności, wierzę, że taka przyszłość jeszcze nadejdzie!  Mama PomagaMY Piotrowi - licytacje na leczenie Licytacje dla Piotra- Artem i Aniołek Aruś pomagają❤️

170 740,00 zł ( 64,19% )
Brakuje: 95 218,00 zł
Vanessa Dawidowska
3 dni do końca
Vanessa Dawidowska , 16 lat

Potrzeba tak niewiele, aby zmienić życie Vanessy na lepsze! POMOŻ!

Nie ma bardziej frustrującego uczucia od bezsilności. Bezsilności, która pojawia się, gdy patrzysz na cierpienie swojego dziecka... Vanesska zmaga się z niepełnosprawnością od urodzenia. Wymaga opieki 24 godziny na dobę. Całe moje życie podporządkowane jest opiece nad córką. Ale, jak każda matka, zrobię wszystko dla swojego dziecka!  Padaczka zniszczyła życie mojej córeczki. Zamknęła ją w pułapce nawracającego bólu, rozpaczy, ciągłego lęku. Niestety postać padaczki, na którą choruje Vanessa, jest lekooporna. Każdy napad to ogromny wysiłek dla mózgu. Działa na niego jak gumka do mazania – gdy przechodzi, nie ma już nic. To przez padaczkę córka jest na poziomie umysłowym malutkiego dziecka... Niestety to nie wszystko. Kilka lat temu u Vanesski stwierdzono także skoliozę. Musieliśmy zmierzyć się z kolejnym trudnym przeciwnikiem... Córeczce zaczął rosnąć garb, konieczna była operacja. Znów przeżyłyśmy bardzo trudne chwile. Vanessa nie zasłużyła na to wszystko... Dziś po wielu dramatycznych chwilach i nieoczekiwanych zwrotach akcji znów muszę prosić o pomoc dla mojego dziecka! Mimo wszystkich swoich schorzeń Vanessa porusza się o własnych siłach, choć musi trzymać kogoś za rękę. Bardzo lubi jeździć na swoim specjalistycznym rowerze. Użytkuje go od wielu lat, dzień w dzień, niezależnie od pogody. Daje jej on poczucie normalności i radości, co niesamowicie mnie wzrusza. Niestety jej rower wymaga wymiany. Mimo wielu prób naprawienia go wiem, że kolejnego sezonu już nie wytrzyma. Jest to rower, na którym Vanesska siedzi i pedałuje, a ja pcham z tylu i kieruję, idąc cały czas za nią. Jest on nam bardzo potrzebny do codziennego funkcjonowania i stanowi dla córki odskocznię od wszystkiego, co złe… Z całego serca proszę o wsparcie!  Agnieszka, mama Vanessy

4 780,00 zł ( 64,18% )
Brakuje: 2 667,00 zł