Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Rozalia Brotz
Rozalia Brotz , 9 lat

Osiem lat codziennej walki! Ratujmy Rozalkę!

Rozalka ma tylko 8 lat, a od urodzenia codziennie walczy o życie. Nasza córeczka choruje na nieuleczalną chorobę – mukowiscydozę. Każdego dnia wyniszcza ona jej malutki organizm… Kaszel nie pozwala jej w nocy spać, ciągle ma duszności. Codziennie robi kilkanaście inhalacji, drenaży, ćwiczy na specjalnym sprzęcie, wszystko po to by mogła jakoś funkcjonować... Pomimo tego jej stan mocno się pogarsza. Po ostatnim pobycie na oddziale dostaliśmy informacje, że stan córeczki jest bardzo poważny i nie można pozwolić na dłuższą przerwę od pobytu w szpitalu niż 3 miesiące. Rozalia po wakacjach idzie do pierwszej klasy. Tak jak w zerówce, będzie musiała wstawać o 4.30, żeby zrobić inhalację, drenaż, poćwiczyć, przyjąć jedzenie za pomocą PEGa… Później zje normalne śniadanie, przyjmie mnóstwo lekarstw. Po tych wszystkich obowiązkach, które ratują jej życie, będzie mogła umyć zęby, ubrać się i pójść do szkoły. Ale to nie koniec. W ciągu dnia Rozalia też musi przyjąć leki i zrobić inhalację. Po szkole czeka ją to samo… Dopiero po południu ma chwilę dla siebie. Wieczorem robi jeszcze inhalację, a i tak często w nocy męczy ją kaszel, który nie pozwala jej spać. A następnego dnia znów trzeba wcześnie wstać. Kto z nas, dorosłych byłby w stanie znosić coś takiego?! A ona jest taka malutka… Rozalka marzy, aby beztrosko bawić się ze swoimi rówieśnikami. Niestety całe życie zdominowane jest przez mukowiscydozę. Jakby tego było mało, córeczka nie chce jeść. Zwyczajnie nie czuje potrzeby jedzenia. Niestety ma przez to niską wagą i często łapie infekcje, wykazuje cechy anoreksji. Dlatego bardzo potrzebuje terapii karmienia. Chcemy, żeby zaczęła ją od września. Jako rodzice prosimy Państwa o pomoc! Koszty lekarstw, sprzętu, rehabilitacji, wizyt są bardzo wysokie. Niestety, Rozalia ma mutacje, które nie kwalifikują jej do stosowania leków przyczynowych. Nie jest nam łatwo. Wychowujemy też syna, który choruje na Dziecięce Porażenie Mózgowe i wymaga ciągłej rehabilitacji. To wszystko powoduje, że wydatki na leczenie dzieci są bardzo duże. Bardzo prosimy o pomoc dla Rozalii! Razem walczmy o jej życie! Rodzice Rozalki Szacunkowa kwota zbiórki

4 893,00 zł ( 45,99% )
Brakuje: 5 746,00 zł
Karolina Bulińska
Karolina Bulińska , 26 lat

„Mamo, ja nic nie widzę!” – Karolina walczy ze stwardnieniem rozsianym❗️

Z początku objawy przypominały przeziębienie. Później doszły wymioty i zawroty głowy. Niestety, zwykłe leki nie pomagały, a stan córki dramatycznie się pogarszał. W najgorszych koszmarach nie podejrzewałam, jaką usłyszymy diagnozę! Karolina jest bardzo obowiązkowa i zaangażowana w pracę. Gdy pojawiły się pierwsze objawy choroby sądziła, że to tylko chwilowe osłabienie. Jednak córka czuła się coraz gorzej – pojawiły się drżenia rąk, zawroty i bóle głowy, bezsenność. Pewnego dnia Karolina obudziła się i krzyczała: „Mamo, ja nic nie widzę!”. Natychmiast pojechałyśmy do szpitala, gdzie wykonano tomograf, rezonans magnetyczny i pobrano płyn mózgowo-rdzeniowy do badań. Wyniki były jednoznaczne – Karolina choruje na stwardnienie rozsiane. Nie mogłam w to uwierzyć… To najstraszniejszy wyrok, który może usłyszeć matka! Trudno mi zrozumieć, że choroba nigdy nas nie opuści. Nie istnieje lek, który mógłby uwolnić moją córkę z sideł stwardnienia rozsianego!  Od połowy kwietnia Karolina przebywa na oddziale rehabilitacji neurologicznej, gdzie walczy, by stanąć na nogi. Niestety, na razie jej organizm jest wycieńczony – pojawił się paraliż lewej strony ciała. Każda chwila spędzona w szpitalnych murach okupiona jest bólem. Lekarze zaznaczają, że już niedługo Karolina zostanie wypisana ze szpitala. To wtedy zacznie się dla nas prawdziwa walka o sprawność. Niestety nasze mieszkanie nie jest na to przygotowane – żyjemy w bloku z wczesnych lat 60-tych. Przejścia między pokojami są zbyt wąskie, by córka mogła przejechać na wózku. Aby Karolina mogła korzystać z łazienki, musimy ją całkowicie zmodernizować i przystosować do rzeczywistości życia z chorobą. Trzeba także zlikwidować wannę i przerobić całą starą instalację wodno-kanalizacyjną. Stwardnienie rozsiane wkroczyło w nasze życie znienacka i dramatycznie je zmieniło. Dotychczas żyłyśmy bardzo skromnie i perspektywa opłat związanych z leczeniem i przystosowaniem mieszkania nas przeraża.  Nie możemy się jednak poddać! Karolina jest dla mnie najważniejsza i zrobię wszystko, żeby ułatwić jej funkcjonowanie i walkę z chorobą. Jako mama, z całego serca proszę Was – pomóżcie mojej córce!  Marzena, mama

24 457,00 zł ( 45,97% )
Brakuje: 28 735,00 zł
Małgorzata Koralewska
Małgorzata Koralewska , 68 lat

Nowotwór nie oszczędza Małgosi! Pomocy!

Jako pielęgniarka z wieloletnim stażem myślałam, że oswoiłam się już z cierpieniem. Wiele razy towarzyszyłam pacjentom podczas ostatnich chwil ich życia. Dzisiaj to ja jestem po tej drugiej stronie i żeby wygrać tę nierówną walkę z nowotworem, potrzebuję drogie i nierefundowanego leku. Pomożesz mi go kupić? Moje życie zmieniło się w 2016 roku, kiedy trafiłam do szpitala z objawami ciągłego osłabienia i złego samopoczucia. Wtedy przez myśl nie przeszło mi nawet, że moje całe życie ma się właśnie zmienić, a moim nieodłącznym towarzyszem zostanie ból. Po szeregu wykonanych specjalistycznych badań  diagnoza była już pewna. Nowotwór złośliwy jelita grubego z licznymi przerzutami. Jako człowiek służby zdrowia doskonale wiedziałam, co mnie czeka w dalszych krokach. Nie było już czasu do stracenia. Szybka operacja, później chemioterapia. Znałam wszystkie procedury na pamięć, jednak to nie sprawiło, że byłam mniej przerażona, albo zagubiona. Niedawno przeszłam kolejną operację, która pomogła poradzić sobie ze spustoszeniem, jakie rozsiała w moim organizmie chemioterapia.  Obecnie przyjmuję chemię i na tym możliwości refundowanego leczenia w moim przypadku się skończyły. 4 sierpnia mam mieć wykonane badanie KT i prawdopodobnie pod koniec sierpnia otrzymam ostatnią szansę, jaką jest teraz terapia z użyciem bardzo drogiego leku. Trzymiesięczne kuracja to wydatek rzędu 30 tys. zł. Sama niestety nie dam sobie z tym rady...  Twoja pomoc jest dla mnie jedyną szansą na życie! Proszę, okaż mi swoje dobro! Małgosia

14 040,00 zł ( 45,97% )
Brakuje: 16 500,00 zł
Bartosz B.
Bartosz B. , 29 lat

Bartosz cudem przeżył wypadek❗️Potrzebna PILNA pomoc❗️

Mój syn jeszcze dwa miesiące temu był pełnym pasji mężczyzną, dumnym ze swojej pracy. 1 kwietnia jego życie prawie się skończyło… Cudem przeżył wypadek komunikacyjny. Dziś przychodzę prosić Was o wsparcie. Trwa walka o powrót Bartka do normalnego życia, do sprawności! Pomocy! (Z racji na rodzaj wykonywanej pracy, syn nie może pokazywać swojego wizerunku) Była piękna i słoneczna pogoda, wielkanocny poniedziałek. Zjedliśmy śniadanie, po którym Bartek wyjechał z domu, chciał odwiedzić kilka miejsc w rodzinnych stronach. Kwadrans przed południem doszło do wypadku, który zmienił wszystko… Dowiedziałam się o nim z Facebooka, strona ratownictwa powiatowego wskazała miejsce, w którym doszło do tragedii. Wtedy poczułam okropne ukłucie, wiedziałam, że Bartek miał tamtędy przejeżdżać. Modliłam się, żeby to nie był on… Gdy przyjechaliśmy z mężem na miejsce, nieprzytomnego Bartka zabierał już śmigłowiec! Pogotowie wezwała przypadkowa osoba. Do dzisiaj nie wiemy, co się stało, jaka była przyczyna wypadku… W tamtym momencie liczyło się jednak tylko, co będzie z Bartkiem, czy uda mu się to przetrwać. Byłam przerażona… Mój syn spędził aż trzy tygodnie na oddziale intensywnej terapii, był w śpiączce... Cały czas jego stan był określany jako bardzo ciężki, można powiedzieć, że Bartek przetrwał to wszystko wbrew medycynie! Wiem, że to dzięki jego silnej woli! Dziś jest już przytomny. Wróciła mu świadomość. Za nim skomplikowana operacja kręgosłupa, dwóch nóg i ręki, przeszedł zabieg tracheotomii, obecnie może już mówić (ma założoną rurkę foniczną). Do momentu zakończenia leczenia, będzie przebywał na oddziale ortopedii. Nie wiem, co będzie dalej, na razie trudno wyrokować. Ucisk na rdzeń był bardzo silny, dlatego istnieje niebezpieczeństwo, że Bartek nie będzie mógł chodzić… My z mężem wierzymy jednak, że uda mu się przezwyciężyć wszystkie przeciwności. Syn rusza palcami, więc nie wszystko jest stracone!  Potrzebna jest Wasza pomoc, żeby Bartosz mógł znowu stanąć na nogi! Ośrodek rehabilitacyjny, do którego syn będzie mógł trafić po wyjściu ze szpitala, to dla niego jedyna szansa na powrót do normalnego życia. Koszty są jednak ogromne… 2 tygodnie pobytu to aż 10 tysięcy złotych! A tych tygodni będzie z pewnością sporo… Jestem dumna z mojego syna. Jest bardzo zaangażowany w swoją pracę, a ona wymaga od niego nieustającego doskonalenia swoich umiejętności i utrzymywania dobrej formy fizycznej. W wolnym czasie ćwiczy i uczęszcza na zajęcia Krav Magi. By lepiej rozumieć swoją pracę, podjął studia na kierunku Bezpieczeństwo Wewnętrzne. Zjeździł Polskę wzdłuż i wszerz, ponieważ kocha odkrywać piękno swojego kraju. Przez tyle lat, nigdy nie przydarzył mu się wypadek, aż do teraz, aż do tej okropnej tragedii… Zbiórka ma celu zebranie funduszy na niezbędną rehabilitację, która pomoże Bartkowi odzyskać część utraconej sprawności i jakość życia. Wierzę, że z Waszą pomocą jesteśmy w stanie przywrócić Bartkowi jego zdrowie i pomóc w realizacji marzeń. Proszę, pomóżcie nam, jak możecie. Liczy się każda wpłata, każde udostępnienie! Mama Jolanta

97 760,00 zł ( 45,94% )
Brakuje: 115 006,00 zł
Wiktoria Konopka
8 dni do końca
Wiktoria Konopka , 23 lata

Nie chcę dłużej żyć w ciągłym bólu❗️Błagam o pomoc❗️

Moje nogi bardzo długo nie dawały żadnych oznak kontuzji. Jednak sytuacja zmieniła się w lipcu 2022 roku, kiedy przez sen zablokowało mi się kolano, tak jakby było przywiązane do klatki piersiowej. Wiązało się to z ogromnym bólem i opuchlizną. Ortopeda, do którego się udałam zlecił RTG i wykonanie rezonansu magnetycznego. Po obejrzeniu wyników stwierdził u mnie ból psychosomatyczny spowodowany przez stres w życiu. Ja jednak czułam, że to coś więcej – niestety, miałam rację.  Chodziłam na masaże i ćwiczenia do osteopaty.  Ból i opuchlizna minęły, pomyślałam wtedy, że to już koniec mojej kontuzji, ale to był tylko wierzchołek góry lodowej. Pod koniec grudnia 2023 roku idąc do pracy poślizgnęłam się na lodzie, poczułam i usłyszałam chrupnięcie w kolanie… Ból był tak ogromny, że pojawiły mi się mroczki przed oczami. Udałam się do ortopedy, który zlecił RTG obu kolan w różnym ustawieniu oraz tomografię komputerową kończyn dolnych z oceną rotacji. Dzięki tym badaniom udało się postawić diagnozę  – konflikt rzepkowo-udowy, inna postać niestabilności stawu kolanowego… Mój świat się załamał! W końcu nie każdy w wieku 22 lat dowiaduje się o chorobie genetycznej, przez którą musi przejść dwie operacje obu nóg. Podjęłam konieczne kroki, najpierw ćwiczenia manualne i ogólne, krioterapia oraz ultradźwięki. W międzyczasie stosowałam kinesiotaping na obie nogi. Niestety moje lewe kolano jest już w bardzo złym stanie… W publicznym szpitalu dostałam termin operacji na 21 grudnia 2026 roku, gdzie każdy dzień, tydzień, miesiąc nieuchronnie przybliża mnie do zwyrodnienia, które skutkuje endoprotezą w tak młodym wieku!!! Ból jest nieodłącznym elementem mojego codziennego życia, nie mam już siły, by dalej tak było. Wyczynem dla mnie jest zejście i wejście po schodach przy okazji wizyty w sklepie na osiedlu. Śpię po 3-4 godziny dziennie, bo nie mogę się ułożyć do snu przez ból kolana, który promieniuje już na całą nogę… Nie mogę dalej czekać! Zdecydowałam się na założenie zbiórki, ponieważ nie jestem w stanie zebrać potrzebnej kwoty na operację, która odbędzie się prywatnie. Pojawiła się szansa na zabieg pod koniec września/początek października 2024 roku! Nie mam czasu do stracenia, dlatego błagam o pomoc! Jesteście moją jedyną i ostatnią szansą na powrót do uśmiechu, radości, do ukochanej pracy ze zwierzętami, którym tak bardzo pragnę pomagać! Wierzę w słowa piosenki Czesława Niemena - "... ludzi dobrej woli jest więcej", będę przeogromnie wdzięczna za każdą złotówkę wpłaconą na moją operację. To cegiełki, które pozwolą mi znów żyć normalnie! Wiktoria

9 757,00 zł ( 45,85% )
Brakuje: 11 520,00 zł
Szymon Bigda
Szymon Bigda , 4 latka

Zawalcz z nami o przyszłość Szymka! Potrzeba tak niewiele, aby zmienić jego świat!

Gdy zaadoptowaliśmy Szymka poczuliśmy, że spełniło się nasze wielkie marzenie. Daliśmy dziecku dom i chcieliśmy, aby od tego czasu jego życie było piękne. Marzyliśmy, by zrekompensować synkowi wszystkie trudy, z którymi musiał się mierzyć. Niestety,  wszystkiego co złe, nie jesteśmy w stanie sami naprawić… Szymuś od początku musiał walczyć o życie. Mierzył się z zespołem zaburzeń oddychania, niewydolnością oddechową, dysplazją oskrzelowo – płucną, niedokrwistością, żółtaczką i wieloma innymi problemami. Kilka godzin po narodzinach doznał wylewu 4. stopnia po prawej stronie. Na oddziale Intensywnej Terapii przebywał prawie 3 miesiące, gdzie z całych sił walczył o przeżycie, a później o zdrowie… Po trzech miesiącach Szymek trafił do Ośrodka Preadopcyjnego, a tam nikt się nim nie interesował, nie tulił, nie dbał o jego rehabilitację. A na pewno nie z taką czułością, jakby to zrobili rodzice… Kiedy zadzwonił telefon z ośrodka bardzo się ucieszyliśmy. Nie mogliśmy się doczekać, kiedy zobaczymy tego malutkiego chłopca, którego już za chwilę będziemy nazywać swoim synem. Dopiero gdy dotarliśmy na miejsce, poznaliśmy historię Szymka. Oczywiście na początku mieliśmy mieszane uczucia. Bardzo baliśmy się czy podołamy roli rodziców chorego dziecka. Dodatkowo powiedziano nam, że Szymek może mieć też MPD… Mimo to bardzo chcieliśmy go poznać.  Szymek miał wtedy 9 miesięcy. Kiedy go zobaczyliśmy od razu wiedzieliśmy, że to nasz syn! Na tamten moment oprócz wzmożonego napięcia mięśniowego i wcześniactwa mówiono nam, że ma jeszcze czas i dorówna rówieśnikom. Nic nie wskazywało, że coś jest nie tak.  Wiedzieliśmy, że teraz najważniejszy jest czas, dlatego niezwłocznie zaczęliśmy intensywnie rehabilitować synka. Niestety nie obserwowaliśmy u Szymka postępów, dlatego postanowiliśmy zasięgnąć opinii neurologa. Po wykonaniu badań stwierdzono, że ma mózgowe porażenie dziecięce czterokończynowe spastyczne i małogłowie. Szymek miał wtedy tylko 15 miesięcy… Nasz synek nie rozwija się jak jego rówieśnicy. Do dziś nie potrafi samodzielnie siedzieć, ma problem z raczkowaniem, mówi wyłącznie pojedyncze słowa. Codziennie jest rehabilitowany, co generuje olbrzymie koszty. Miesięcznie na terapię potrafimy wydać nawet 4000 zł! Do tego dochodzą koszty badań, wizyt lekarskich, sprzętu ortopedycznego… Szymek uczęszcza do przedszkola integracyjnego dla dzieci z niepełnosprawnościami, gdzie codziennie ma różne zajęcia oraz rehabilitację. Współpracujemy też z wieloma specjalistami, m.in. neurologiem, ortopedą, laryngologiem, audiologiem, alergologiem, gastrologiem, okulistą. Zdrowie Szymka jest dla nas najważniejsze. Dlatego jesteśmy tu i zwracamy się do Was z prośbą o pomoc. Wasze dobre serca nie raz pokazały nam, że dzieją się cuda! Przed nami długa droga do pełnej sprawności naszego dziecka. Za każdy gest wsparcia i pomocną dłoń bardzo dziękujemy. Anna i Jarosław, rodzice Szymka

14 575,00 zł ( 45,82% )
Brakuje: 17 234,00 zł
Muhammad Azizov
Muhammad Azizov , 15 miesięcy

Chłopiec, który przeżył. Wesprzyj walkę maluszka, urodzonego 4000 km od domu!

Młoda dziewczyna przyjechała do Polski z mężem odwiedzić pracujących tu przyjaciół... Jej synek podjął decyzję, że urodzi się tutaj. To był dopiero 24. tydzień ciąży... Nikt nie był na to gotowy. Malutki Muhammad wybrał Polskę, jakby czując, że tylko tutaj dostanie szansę na życie. Przeczytaj tę niezwykłą historię i pomóż dopisać do niej szczęśliwe zakończenie! "Mam na imię Kibire. Pochodzę z Tadżykistanu. To kraj w środkowej Azji, piękny, ale niestety bardzo biedny. Mój mąż jeździł co jakiś czas do Europy, by tam zarabiać. Był taksówkarzem w Warszawie. Bardzo lubił tę pracę. W 2022 roku, cierpiąc z powodu rozłąki z mężem, postanowiłam pojechać do niego. Myślałam o tym, żeby podjąć pracę w Polsce, ale nie udało się. Zrezygnowana, wróciłam więc do domu. Uznałam, że będziemy po prostu żyć na dwa kraje i jakoś to będzie. Wkrótce potem okazało się, że jestem w ciąży i najważniejszy był dla mnie już mój malutki synek. Marzyliśmy, żeby zostać rodzicami. Nie było to łatwe. Dwie kreski na teście ciążowym były spełnieniem moich snów! Mąż wrócił wkrótce do domu, by być przy mnie, byłam już wtedy na półmetku ciąży. Urządzaliśmy sobie życie w Tadżykistanie. Nie miałam wtedy pojęcia, że los ma dla nas zupełnie inne plany... To miał być nasz ostatni wyjazd we dwójkę... Byłam w 6. miesiącu ciąży. Pojechaliśmy do Polski na wakacje, mieliśmy załatwić parę spraw, chcieliśmy też odwiedzić pracujących w Warszawie przyjaciół... Wiedzieliśmy, że kiedy urodzi się maluszek, na pewno długo już ich nie zobaczymy. Planowaliśmy zostać w Warszawie maksymalnie do 27. tygodnia ciąży, a potem wrócić do Tadżykistanu, by przygotować wszystko na narodziny synka. Nie miałam pojęcia, że decyzja o wyjeździe uratuje mojemu maleństwu życie...  Środek Warszawy. To był letni, upalny dzień. W jednym momencie rozmawiałam z mężem, że jest gorąco, w drugiej nagle okazało się, że jestem cała mokra... To nie był jednak pot, po prostu odeszły mi wody! Przeraziłam się. Był 7 sierpnia 2023 roku. Tak znalazłam się w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Tam właśnie, w 24. tygodniu ciąży, urodził się Muhammad. Gdyby stało się to w Tadżykistanie, myślę, że synek by umarł... W moim kraju medycyna jest na bardzo niskim poziomie. Dziecko urodzone tak wcześnie nie miałoby żadnych szans. Synek walczył o życie od pierwszej chwili, jego stan był bardzo ciężki. Modliłam się żarliwie cały czas, by Bóg nie zabrał go do siebie! Wiedziałam, że może być różnie. Synek spędził w szpitalach 120 dni. Miał trzy operacje... Zmagał się z martwiczym zapaleniem jelit, założono mu stomię. Był skrajnym wcześniakiem. Każda operacja była obarczona ogromnym ryzykiem, każdy dzień mógł przynieść dramatyczne wiadomości... Oczywiście miałam wykupione ubezpieczenie - kupiłam je przed wyjazdem z prywatnego towarzystwa ubezpieczeniowego, na wypadek, gdyby coś się stało. Obejmowało jednak tylko mnie, a nie synka... Nie było go przecież na świecie i nie miał się pojawić na nim aż do końca grudnia. Gdy Muhammad się urodził i stało się jasne, że będzie potrzebować intensywnej opieki medycznej, zwróciliśmy się z prośbą o ubezpieczenie go w NFZ. Udało nam się i od 10. dnia życia synek jest ubezpieczony. Przez pierwsze 9 dni walki o życie był prywatnym pacjentem, więc zrobił nam się dług w szpitalu, który musimy zapłacić... Przedwczesne narodziny Muhammeda wywróciły wszystkie nasze plany do góry nogami. Synek do końca roku był w szpitalu, musieliśmy na szybko urządzać tu życie. Zostajemy w Polsce. Muhammed jako skrajny wcześniak potrzebuje opieki ze strony lekarzy różnych specjalizacji, a medycyna w Tadżykistanie jest na kiepskim poziomie. Tam nie dostanie szansy na dobry rozwój. W marcu odbędą się badania, jeśli wszystko będzie dobrze z jelitami, to stomię zlikwidują - jeśli nie, zostanie, w najgorszym wypadku może zostać na zawsze. Co dwa tygodnie musimy odwiedzać także okulistę. Wiele wcześniaków cierpi na retinopatię, lekarze mówili, że nasz synek również może być niewidomy. Na razie jest dobrze, ale wciąż jest duże ryzyko i możliwe, że konieczna będzie operacja. Kontrolujemy też słuch, z którym również mogą być problemy. Co kilka tygodni robimy EEG, synek jest pod opieką neurologa. Póki co mózg rozwija się prawidłowo. Syn świetnie sobie radzi. Nie jestem na razie w stanie podjąć pracy, bo muszę zajmować się chorym maleństwem. Nie jesteśmy w stanie zapłacić długu w szpitalu, a Muhammad wymaga też leków i rehabilitacji. Wiem, że być może proszę o wiele... Kiedy powiedziano mi, że istnieje taki portal, na którym dobrzy ludzie pomagają chorym dzieciom, byłam w szoku. Jeśli ktoś z Państwa uzna, że mój synek też zasługuje na pomoc, będziemy bardzo wdzięczni. Muhammed urodził się w Polsce, będzie mówił po polsku i wiedział, że to dzięki Polakom dostał szansę, by żyć".

25 500,00 zł ( 45,74% )
Brakuje: 30 238,00 zł
Daria Regulska
Daria Regulska , 4 latka

Daria nie mówi! Pomóż dziewczynce w rozwoju!

Nie ma dnia, w którym nie martwimy się o przyszłość naszej córeczki. Chcemy, by była zdrowa i samodzielna. Niestety, okrutne przeciwności losu odebrały jej możliwość prawidłowego rozwoju. Teraz trwa walka o sprawność naszego dziecka! Potrzebujemy pomocy! Mimo książkowego przebiegu ciąży Daria urodziła się z Zespołem Downa. Początki nie były łatwe. Córeczka miała olbrzymie trudności z oddychaniem, przez co spędziła pod tlenem całe dwa tygodnie. Kiedy jej małe płuca zaczęły działać poprawnie, nie czekaliśmy ani chwili dłużej. Rozpoczęliśmy zalecaną przez lekarzy rehabilitację. Szybka reakcja zdziałała cuda. Dzięki codziennym, specjalistycznym ćwiczeniom oraz turnusom Daria zaczęła chodzić. Niestety, nadal bardzo się męczy. Jej mięśnie często są wiotkie. Ma problemy z utrzymywaniem równowagi oraz z chodzeniem po schodach… O dłuższych spacerach o własnych siłach nie może być mowy. Dodatkowo, córeczka zmaga się z autyzmem. Spektrum zamyka ją we własnym świecie, do którego nikogo nie dopuszcza. Daria nie powiedziała jeszcze ani słowa, więc komunikacja z naszym dzieckiem przebiega intuicyjnie. Musimy dbać o stały porządek dnia, bo każde odstępstwo od rutyny bardzo ją stresuje. Emocje, jakie temu towarzyszą, bardzo ją pobudzają. Nie potrafi sobie z nimi poradzić… Bardzo chcielibyśmy jej to ułatwić… Brak umiejętności komunikacji jest niezwykle kłopotliwy. Córeczka nie jest w stanie powiedzieć nam, co ją boli, czy martwi. Próbujemy alternatywnych metod kontaktu, jakimi są między innymi metody przekazywania myśli poprzez wskazywanie obrazków, jednak przed nami jeszcze długa droga… Daria uczęszcza na specjalistyczne zajęcia terapeutyczne, ale to turnusy rehabilitacyjne są dla nas największą nadzieją na poprawę. Widzimy, w jak wspaniały sposób wpływają na nasze dziecko. Dzięki nim córeczka staje się bardziej otwarta, a my spokojniejsi o jej przyszłość. Niestety, koszt takich turnusów jest ogromny. Jeśli zechcecie wesprzeć nas w tej trudnej walce, będziemy niesamowicie wdzięczni. Chcielibyśmy kiedyś porozmawiać z Darią. Usłyszeć, jak minął jej dzień. Bardzo prosimy Was o pomoc. Będziemy wdzięczni za każdą, nawet najmniejszą wpłatę. Rodzice

2 918,00 zł ( 45,71% )
Brakuje: 3 465,00 zł
Miłosz Garsztkowiak
9 dni do końca
Miłosz Garsztkowiak , 11 lat

Bezsilność odbiera nadzieję... Samotna mama walczy o chorego synka! Pomocy!

Za nami lata ciężkiej codziennej walki. Setki godzin na sali rehabilitacyjnej i tyle samo spędzonych w lekarskich gabinetach... Szpitale Miłoszek zna lepiej niż własny pokój, a lekarzy bardziej niż rodzinę. Synek jest skrajnym wcześniakiem, ma Mózgowe Porażenie Dziecięce, padaczkę… Nie widzi świata i mojej twarzy. Dostrzega tylko światło. Wychowuję go sama i każdego dnia walczę, by jego życie było choć trochę lepsze. Chwilami jest bardzo ciężko… Nie ma czasu jednak się załamywać, muszę wstać, zająć się synkiem. I walczyć bez wytchnienia o to, by było mu lepiej, bo nikt inny tego za mnie nie zrobi...  Miłosz pomylił pory roku. Miał urodzić się latem, ale postanowił poznać mnie jeszcze wiosną. 26 tygodni - tyle czasu rozwijał się w moim brzuchu. Zdecydowanie zbyt krótko. Wszystko wydarzyło się niespodziewanie. Nagle poczułam skurcze, odeszły mi wody i odwrotu już nie było. Moje maleńkie 820 gramów szczęścia… i strachu.  Są dwa typy wcześniaków. Siła niektórych maluszków wprawia w osłupienie. Mimo zbyt wczesnej daty urodzin i niskiej wagi wychodzą bez szwanku. Druga grupa to dzieci, które nie miały tyle szczęścia. Ich dzieciństwo to historia walki o zdrowie, o namiastkę normalności, walka z konsekwencjami przedwczesnego przyjścia na świat. Niestety - Miłosz jest w grupie "pechowców". U skrajnych wcześniaków wiele narządów nie jest wykształconych prawidłowo… A to powoduje problemy do końca życia. Miłosz miał problem z serduszkiem, przeszedł operację czyszczenia jelitek z martwicy, laserowe zabiegi oczu, zabieg zamknięcia przepukliny mosznowej... To tylko część ciężkich chwil, jakie spotkały moje maleństwo. Walczył o życie. Mimo starań lekarzy oraz moich żarliwych modlitw, nie udało się uchronić go przed niepełnosprawnością. Wylewy IV stopnia pozostawiły ślady w jego małej główce. Miłosz cierpi na wodogłowie, ma uszkodzony nerw wzrokowy, problemy z płucami oraz wzmożone napięcie. Synek niedowidzi, jego oczka reagują tylko na światło. Mimo że nie widzi światła, poznaje go słuchem, węchem, dotykiem. Pomimo swoich ograniczeń, każdy dzień wita z ogromnym uśmiechem, jakby chciał powiedzieć: „Nie martw się, mamusiu, wszystko będzie dobrze”. Jego uśmiech to lekarstwo na całe zło. Cieszę się, że choć tego nie zabrała mu choroba…  Rehabilitacja to jedyny sposób na poprawę stanu zdrowia Miłoszka. Bez ćwiczeń i ciężkiej pracy synek nie ma szansy na bycie sprawnym. Miłoszek z pomocą fizjoterapeuty obraca się, podpiera na łokciach, siedzi, stoi… Niestety ciągle nie chodzi. To moje największe marzenie, by zobaczyć, jak stawia samodzielnie pierwsze kroki.  Mój synek nie powie mi, czego chce i nie pokaże, czego potrzebuje. Robię, co mogę, by jego życie, choć trudne, mogło być piękne, ale ostatnio brakuje mi już sił, a czasem i wiary w to, że jeszcze będzie dobrze... Czasem zupełnie bezsilna patrzę na cierpienie mojego dziecka i nie mogę mu pomóc, nie jestem w stanie zdjąć z jego barków choroby, która będzie z nim już na zawsze. Nie uleczę go miłością, chociaż tak bardzo bym chciała.  W kwietniu synka czeka kolejna operacja - wyciągniecia blaszek po poprzedniej. Miłosz musi też kontynuować rehabilitację. Wszystko to jednak bardzo dużo kosztuje. Choć przychyliłabym synkowi nieba, nie stać mnie na to… Jestem samotną matką. Jest ciężko. Jednego tylko mojemu synkowi nie zabraknie nigdy. Miłości… Żałuję, że nie mogę dać mu jeszcze czegoś – zdrowia… Przed nami bardzo długa droga, ale wierzę, że się uda. Bez Ciebie nigdy jednak nie będzie to możliwe… Dla synka zrobię wszystko, dlatego proszę o pomoc, choć jest to trudne…  Miłosz powinien regularnie wyjeżdżać na turnusy rehabilitacyjne,  to jedyny lek, który może mu pomóc w walce o lepsze życie. Proszę o pomoc, o wsparcie, dzięki któremu codzienność, choć trudna, będzie piękniejsza! Jeśli po raz kolejny pochylisz się nad losem mojego dziecka, jeśli zdecydujesz się dać mu szansę… Moja wdzięczność nie będzie mieć granic. Paulina, mama Miłosza

42 162,00 zł ( 45,71% )
Brakuje: 50 073,00 zł