Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Adam Banaszek
Adam Banaszek , 5 lat

Tylko kosztowna terapia może dać Adasiowi szansę na lepsze życie! POMÓŻ!

Na początku nikt nie dawał gwarancji, że Adaś kiedykolwiek usiądzie czy wstanie z łóżka. Zdawaliśmy sobie sprawę z problemów i wyzwań, jakie nas czekają. Jednak nie poddaliśmy się  i każdego dnia walczyliśmy z całych sił o sprawność naszego synka. Chcielibyśmy podziękować Wam za okazane wsparcie i podzielić się z tym, co działo się u nas przez ostatni czas. Niestety działo się naprawdę dużo... Oto nasza historia: Adaś urodził się jako wcześniak w 33. tygodniu ciąży. Pierwszy miesiąc życia spędził na oddziale intensywnej terapii i neonatologii. Zaledwie kilka dni po urodzeniu, u synka zdiagnozowano wrodzoną wadę serca, a kiedy skończył 6 miesięcy, stwierdzono u niego oczopląs. Lekarze zalecili wykonanie rezonansu magnetycznego, który przyniósł kolejne złe wieści – encefalopatię, uszkodzenie mózgu.  Rozpoczęliśmy dalszą diagnostykę genetyczną w celu dokładniejszego rozpoznania schorzeń oraz ich przyczyn. W międzyczasie Adaś rozpoczął intensywną i regularną rehabilitację, która umożliwiła walkę o sprawność. Wyniki badań wykazały u synka nieprawidłowości w dwóch genach, co objawia się m.in. opóźnionym rozwojem psychomotorycznym, zaburzeniami mowy i zachowania, obniżonym napięciem mięśniowym oraz wadą wzroku. To był ogromny cios, ale wiedzieliśmy, że nie możemy się poddać! Długie godziny spędzone na ćwiczeniach fizycznych, rehabilitacji neurorozwojowej i szeregu specjalistycznych zabiegów przyniosły wspaniały rezultat! Adaś sam usiadł, a tuż przed czwartymi urodzinami postawił samodzielnie pierwsze kroki! Nasza radość była nie do opisania. Nawet dla naszego synka był to ogromny szok – krok milowy w jego rozwoju. Niestety na tym optymistyczne wiadomości się kończą.... Opóźnienie intelektualne i umysłowe pozostawia Adasia daleko w tyle. Wszystkie środki finansowe i cała nasza uwaga skupia się teraz na terapii, która mogłaby pomóc w rozwoju intelektualnym i nauczeniu naszego szkraba porozumiewania się z otoczeniem. Synek nie mówi, swoje emocje i potrzeby komunikuje złością, płaczem oraz krzykiem. Nie rozumie też mowy, nie reaguje na swoje imię ani na słowa skierowane do niego.  Zdecydowaliśmy się na wprowadzenie komunikacji alternatywnej, aby spróbować porozumieć się z naszym synem. Widzimy drobną poprawę, ale to nadal za mało.  Przez długi czas zastanawialiśmy się, co jeszcze możemy zrobić, aby dać mu szansę na lepsze jutro.... Taką szansę Adaś może otrzymać w Bangkoku! W tamtejszej klinice istnieje jedna z najlepszych terapii komórkami macierzystymi. Polega ona na podaniu do płynu mózgowo-rdzeniowego około 400 milionow komórek po to, aby mogły naprawić uszkodzony system nerwowy. Dzięki temu pacjent otrzymuje szansę na przywrócenie części utraconej sprawności umysłowej. Ogromnym atutem tej terapii jest również zapewniona rehabilitacja ruchowa, terapia ręki, akupunktura czy elektrostymulacja mózgu, która pobudza zaaplikowane komórki do działania. Dla Adasia to ogromna szansa. Mimo że jego mózg jest uszkodzony – jest także nadal zdolny do przyswajania i odbierania bodźców. Dla naszego synka jesteśmy w stanie zrobić wszystko. Niestety, koszt terapii i przelotu jest po prostu dla nas nieosiągalny. Dlatego też zwracamy się z prośbą wsparcie. Dzięki niemu Adam będzie miał możliwość korzystania z terapii, która jest jego jedyną szansą na samodzielność w przyszłości. Będziemy z całego serca wdzięczni za każdą złotówkę podarowaną naszemu małemu wojownikowi. Rodzice Adasia

43 342,00 zł ( 21,4% )
Brakuje: 159 181,00 zł
Maja i Alicja Lewandowskie
Maja i Alicja Lewandowskie , 11 lat

Pomóż zatrzymać choroby i uchronić mamę i córkę przed wózkiem inwalidzkim!

Odkąd dowiedziałam się o chorobie mojej córeczki wiedziałam, że muszę zrobić wszystko, by zapewnić jej lepszą przyszłość. Podczas wieloletniej walki o zdrowie mojego dziecka nie zauważyłam, jak bardzo pogorszył się mój własny stan. Teraz, gdy choroba w zastraszającym tempie odbiera nam zdrowie, musimy walczyć ze zdwojoną siłą! Grozi nam całkowita utrata sprawności! Maja od dziecka chciała ćwiczyć gimnastykę akrobatyczną, bieganie, jazdę na rolkach, czy łyżwach. Jednym zdaniem – żyć tak, jak żyją jej rówieśnicy – bez ograniczeń. Wraz z mężem dążyliśmy do tego celu. Niestety, nasza córeczka choruje na postępujący zanik mięśni. Ma problem z utrzymywaniem równowagi i swobodnym staniem w miejscu. Gdyby nie ortezy, sprawy miałyby się jeszcze gorzej. Podczas walki o Maję przesunęłam marzenia o podróżach na dalszy plan. To zdrowie mojego dziecka było dla mnie najważniejsze. Leczenia i rehabilitacja córki pochłonęły mnie do tego stopnia, że zapomniałam zadbać w tym wszystkim o siebie. Postępująca polineuropatia zmusiła mnie do rezygnacji z pracy. Dziś przejście w ortezach kilkudziesięciu metrów stanowi dla mnie wyzwanie. Bez specjalistycznego sprzętu nie dałabym rady zrobić ani kroku. Rzeczywistość, którą obie znamy, nie jest spełnieniem naszych marzeń. Nasze stopy bezwładnie opadają, słabną ręce i nogi, zanikają mięśnie, nerwy oraz czucie, szybko tracimy siły. Bez codziennej rehabilitacji nie będziemy w stanie zrobić kompletnie nic – nawet podnieść szklanki z wodą, żeby się napić… Nie mam siły odkręcić butelki, przenieść zakupów ze sklepu do samochodu, nawet lekkie przedmioty wypadają mi z rąk. Jak w tym stanie pomóc własnemu dziecku? Rozpacz, jakiej codziennie doświadczam, jest dla mnie nie do wytrzymania… Uczucie bezradności powoli mnie pokonuje. Naszych chorób nie da się zatrzymać, można tylko spowolnić ich postęp. Moim największym marzeniem jest wywalczenie dla Majki samodzielności. Muszę być sprawna, żeby jak najdłużej pomagać córce i nie zostawiać naszych problemów na barkach męża… Zawsze byliśmy w tym razem. Teraz to on sam musi się nami zająć. Leczenie generuje ogromne koszty. Choroba postępuje błyskawicznie i niezbędna jest profesjonalna, stała rehabilitacja oraz kosztowny sprzęt medyczny. Potrzeba nam również specjalistycznej diagnostyki dla córki, żeby móc określić, w którym kierunku pójdzie choroba… Wszelka pomoc będzie na wagę złota! Ciągle wzrastające koszty leczenia i rehabilitacji przerastają nasze możliwości finansowe. Każda wpłata pomaga chronić nas przed widmem wózka inwalidzkiego. Pomóżcie, proszę! Alicja mama Mai

8 776 zł
Alex i Róża Nowaczyk
7 dni do końca
Alex i Róża Nowaczyk , 11 lat

Choroba dwójki osób w rodzinie to podwójna tragedia❗️Trwa walka mamy z synkiem 🚨

25 lat temu przeżyłam koszmar, którego nie życzę nikomu. Nie wyśniłam sobie tego nawet w najczarniejszych snach… Po latach ten koszmar zbiera swoje żniwo. Parę miesięcy po pierwszym porodzie dostałam ostrych bóli brzucha – całe ciało odmawiało posłuszeństwa. Ból był tak silny, że powodował utraty przytomności. Kilkukrotne hospitalizacje, łącznie z operacją zwiadowczą brzucha nie dały diagnozy. Otarłam się o śmierć i dopiero wtedy jeden z lekarzy rozpoznał chorobę. Niestety było już za późno, by uniknąć skutków, które będą się ciągnęły za mną już do końca życia. Porfiria ostra przerywana zabrała mi najlepsze lata mojego życia i sprawność. W wyniku powikłań, po wielokrotnych atakach porfirycznych, mój układ nerwowy został uszkodzony. Polineuropatia najpierw zaatakowała nogi, teraz ręce. Ból neuropatyczny, niepoddający się żadnym lekom, nie pozwala normalnie funkcjonować. Neurolog nie pozostawił mi żadnych złudzeń. Stan będzie się pogarszał. Duża część nerwów czuciowych została już nieodwracalnie uszkodzona. Walczę o jak najdłuższe zachowanie sprawności fizycznej. Tylko to mi zostało — walka o spowolnienie degeneracji kolejnych nerwów i próby uśmierzenia potwornego bólu. Muszę walczyć dla rodziny, a przede wszystkim dla Alexa. Mój synek połowę swojego życia spędził w gabinetach lekarskich i szpitalach. Do tej pory nikomu nie udało się znaleźć odpowiedzi, skąd wzięły się zmiany w mózgu, tachykardia, przykurcze i wiele innych dolegliwości. Synek ma też płasko-koślawe stopy i miopatię wrodzoną. Wieloletnia rehabilitacja, na którą Alex dzielnie uczęszcza, tylko hamuje rozwój choroby, ale poprawy nie daje. Leczenie farmakologiczne objawowe też nie przynosi pożądanych efektów. Obecnie oczekujemy na wyniki badań WES. Jest to ostatnia szansa na postawienie prawidłowej diagnozy u syna. Dwie osoby chore w rodzinie to dramat dla budżetu domowego. Praktycznie wszystko, co związane z diagnostyką i leczeniem robimy prywatnie. Tylko dzięki Waszemu wsparciu udało nam się dojść do miejsca, w którym jesteśmy. Teraz potrzebujemy Was jeszcze bardziej. Nie mogę usiąść na wózek inwalidzki, a Alex nie może pozostać bez diagnozy. Nie da się całe życie leczyć tylko objawów, a ja nie chcę być uzależniona od innych. Błagamy Was o dalsze wsparcie. Już nie raz mogliśmy liczyć na dobroć Waszych ogromnych serc. Wierzymy, że zostaniecie z nami. Potrzebujemy środków na opłacenie dalszej diagnostyki, leczenia, rehabilitacji i sprzętu medycznego. Trwajcie przy nas! Róża

6 625 zł
Antoni Bardoński
Antoni Bardoński , 5 lat

Urodziłem się z krótszą nóżką❗️Potrzebuję wielu operacji, aby chodzić... Pomóż❗️

Nasz Antoś urodził się ze zdeformowaną i krótszą o 4,5 cm nóżką! Pomimo wielu trudności, każdego dnia dzielnie walczy o lepsze życie. Naszym największym marzeniem jest sprawić, by nigdy nie musiał bać się jutra, by nie był wytykany przez inne dzieci… Choćbyśmy mieli poruszyć niebo i ziemię, zrobimy wszystko, by nasz synek w przyszłości był zdrowy i szczęśliwy! Lista wad, z którymi urodził się Antoś jest bardzo długa. Synek ma dysplazję stawu biodrowego, zniekształcony trzon kości piszczelowej i strzałkowej, zdeformowaną stopę bez paluszków, w której nie ma czucia. W ciągu jednego dnia na naszego maluszka spadło tak wiele nieszczęść… Bardzo baliśmy się o to, jaka czeka go przyszłość. Codziennie zadawaliśmy sobie to samo pytanie: czy Antoś kiedyś będzie chodził? Wiedzieliśmy jednak, że w tym momencie najlepsze co możemy dla niego zrobić - to zapewnić mu odpowiednie leczenie. Dlatego, gdy synek miał zaledwie 6 miesięcy, przeszedł już swoją pierwszą operację. Podczas zabiegu wykonana została przezskórna tenotomia ścięgna Achillesa. Półtora roku później konieczne było także usunięcie wystającej szczątkowej kości śródstopia lewego. Wszystkie operacje, choć niezwykle trudne - przebiegły pomyślnie. Byliśmy szczęśliwi! Po wielu badaniach i tygodniach spędzonych w szpitalu, w końcu wróciliśmy do domu. Przez kolejny rok staraliśmy się cieszyć ze wspólnych chwil, czekając na informację o dalszych krokach leczenia. Niestety na naszej drodze pojawiły się kolejne przeciwności. Pod koniec października zauważyłam, że nóżka Antosia jest bardzo mocno opuchnięta. W dodatku synek zaczął gorączkować. Bardzo nas to zmartwiło.  Jednak dopiero to, co stało się następnego dnia, totalnie nas zszokowało! Z nóżki Antosia wystawał kawałek kości! Byliśmy przerażeni! Natychmiast próbowałam skontaktować się z lekarzem, który operował synka. Niestety okazało się, że najbliższa wizyta będzie możliwa dopiero w marcu 2023 roku! Czułam się, jakby los ze mnie zadrwił… Przecież nie mogliśmy tyle czekać!  Nie wahając się ani chwili, zadzwoniłam do polecanej kliniki Paley European Instytute. Opowiedziałam naszą historię i zaledwie dwa dni później byliśmy już w drodze na konsultację lekarską. Po wielu badaniach okazało się, że synek ma głęboką przetokę do kości. W dodatku wymaz z rany wykazał, że nogę atakuje gronkowiec złocisty oraz bakterie beztlenowe. Na szczęście dzięki szybkiej i odpowiedniej opiece lekarzy, uniknęliśmy zakażenia kości, które mogłoby doprowadzić do groźnej sepsy...  Obecnie jesteśmy na etapie leczenia i zamknięcia rany. Wiemy jednak, że to nie koniec naszych wyzwań. Naszego synka czeka jeszcze wiele operacji, bez których wada może powiększyć się nawet o 10 cm! Aby tak się nie stało, w pierwszej kolejności konieczna będzie operacja biodra i wydłużania kości o 5 cm za pomocą aparatu zewnętrznego oraz ustawienia koślawego kolana, stawu skokowego oraz usunięcia odstającej kości śródstopia. Następnie Antosia czeka drugi zabieg usunięcia założonego wcześniej aparatu zewnętrznego. Brak odpowiedniego leczenia może doprowadzić do problemów z chodzeniem i kręgosłupem, dlatego tak ważne jest, by synek przeszedł wszystkie zabiegi jak najszybciej!  Mamy szansę na to, że Antoś będzie sprawny, zanim pójdzie do przedszkola. Jednak brak tak bardzo dziś potrzebnych zabiegów, spowoduje niepełnosprawność do końca życia oraz amputacje stopy. Niestety, koszty leczenia są niewyobrażalnie duże. Jedna z operacji to koszt ponad 420 tys. zł, druga blisko 80 tys. zł! Po rekonstrukcji nóżki konieczna będzie także regularna i intensywna rehabilitacja, by synek mógł jak najszybciej wrócić do sprawności.  Sami nie jesteśmy w stanie uzbierać tak wielkiej kwoty, dlatego prosimy Was o pomoc! Wasze wsparcie jest dla nas jedyną szansą na to, że Antoś w przyszłości będzie mógł funkcjonować, jak inne dzieci. Julita i Marcin, rodzice Antosia

124 299,00 zł ( 23,24% )
Brakuje: 410 521,00 zł
Franciszek Winiarczyk
Pilne!
Franciszek Winiarczyk , 4 latka

🚨Wielki guz w głowie małego Frania! Potrzebna pomoc, by ratować chłopca!

Złośliwy rozległy nowotwór mózgu – wraz z tymi słowami rozpoczął się dramat! Nasz mały synek Franek ma tylko 2 latka, a toczy walkę o swoje życie! Dzięki Wam wysłaliśmy już próbki guza do badań do kliniki w Heidelbergu i teraz czekamy na wyniki! Już dziś wiemy jednak, że jedyną możliwą ścieżką będzie prawdopodobnie leczenie poza granicami Polski. Ile będzie kosztować? Wstępne szacunki mówią nawet o milionie złotych, dlatego już teraz ruszamy ze zbiórką na ten cel! Prosimy, poznaj naszą historię i pomóż nam ratować Frania! Pod koniec grudnia zeszłego roku zabraliśmy Franka do neurologa. Zaniepokoił nas fakt, że synek przechyla główkę w prawą stronę i nie trzyma równowagi. Jego nóżki odmawiały mu posłuszeństwa, przewracał się. Wcześniej pełen energii i roześmiany, teraz marudny i nieobecny – jak nie on… Pani neurolog w trybie pilnym skierowała nas na rezonans. Po wykonaniu tomografu w szpitalu nasz świat się rozpadł. Lekarze wykryli w główce Frania rozległego guza, który otacza pień mózgu i rdzeń kręgowy. Nikt nie jest gotowy na takie słowa. Nogi mieliśmy jak z waty, musieliśmy natychmiast usiąść. Nie mogliśmy uwierzyć, jakim cudem tak pogodne i pełne energii dziecko może mieć taką straszną diagnozę!  Kolejnego dnia Franek miał operację, której nawet nie byliśmy sobie w stanie wyobrazić — odbarczenie, polegające na chirurgicznym zdjęciu fragmentu pokrywy czaszki. Na szczęście operacja przebiegła bez większych komplikacji. Mimo bólu pooperacyjnego Franuś dzielił się z nami uśmiechem. To silny chłopak, jesteśmy z niego bardzo dumni! Po kilku dniach od operacji synek stanął na nóżki sam, jednak nie daje rady poruszać się bez czyjejś pomocy.  Podczas operacji lekarze wykonali biopsję. Jej wynik nie pozostawił już żadnych złudzeń… Okazało się, że jest to złośliwy rozległy nowotwór astroglejowy. Niestety nie nadaje się do usunięcia chirurgicznego ze względu na rozmiar i lokalizację. Ponownie świat nam się zawalił. Dlaczego to spotkało nasze ukochane dziecko!? W rezonansie wyszło, że guz powoduje ucisk na przestrzenie płytowe, przez co ryzyko wodogłowia jest bardzo wysokie. Ponadto nowotwór sięga już do 5 kręgu szyjnego! Trafiliśmy na onkologię. Franek aktualnie przyjmuje chemioterapię. Przez obustronne porażenie fałdów głosowych, lekarze musieli założyć mu rurkę tracheotomijną. Pierwsze co przyszło nam na myśl, to to, że od naszego synka przez bardzo długi czas nie usłyszymy ani jednego słowa. Po wybudzeniu Frania serce mi pękło. Płacz, przerażenie, nie mogłam znieść faktu, że Franio próbuje coś powiedzieć, a nie może. Z bólem patrzyłam, jak maluch męczy się, nie rozumie, co się dzieje.  Zaczęliśmy szukać jak najlepszej pomocy w walce z tak koszmarnie trudnym przeciwnikiem! Postanowiliśmy zlecić badania molekularne guza w Heidelbergu. Stało się to możliwe dzięki Wam – ludziom o wielkich sercach, którzy postanowili nam pomóc. Badania pozwolą poznać lepiej nowotwór i znaleźć ścieżkę leczenia.  Przerażeni, ale i pełni nadziei czekamy na wyniki badań guza i kosztorys dalszego leczenie Frania. Jako rodzice zrobimy wszystko, aby ratować życie naszego synka, dlatego prosimy Was o pomoc w tej niezwykle trudnej walce! Bądź z nami, by ocalić Frania! Rodzice Franka ➡️ Facebook: Wielki guz w głowie małego Franka. Błagamy o pomoc ➡️ Licytacje dla Franka Winiarczyka

846 337 zł
Hubert Szymański
Hubert Szymański , 17 lat

Tragiczny wypadek skutkował śpiączką 17-letniego Huberta❗️Pomocy❗️

Ktoś miał rację, mówiąc, że gdy choruje dziecko, choruje z nim cała rodzina. Nasz świat wywrócił się do góry nogami 11 lutego 2024 roku. Tego dnia nasz syn Hubert i jego dziewczyna, przechodząc przez pasy, zostali potrąceni przez rozpędzony samochód. Po przewiezieniu do szpitala i operacji usunięcia krwiaka mózgu Hubert został wprowadzony w stan śpiączki. Niestety po odstawieniu farmakologii Hubert nie wybudził się i obecnie w stanie śpiączki pourazowej nadal przebywa w szpitalu. Syn ma dopiero 17 lat i całe życie przed sobą… Jest artystyczną duszą, od dziecka zakochaną w sztuce – od rysunków przez pisanie wierszy i tworzenie muzyki. Ale to nie tylko on cierpi. Jego dziewczyna na szczęśnie odniosła mniejsze obrażenia, ale i tak musi stawić czoła długiemu leczeniu i rehabilitacji. W tym czasie my walczymy o powrót Huberta. O dzień, w którym znowu zobaczymy jego uśmiech. Ból i nadzieja splatają nam się w jedno. Z jednej strony to niewyobrażalny strach, kiedy oglądasz własne dziecko podpięte do aparatury. Z drugiej w naszych sercach płonie ogień determinacji, by walczyć o każdy rodzaj wsparcia. Przychodzimy do Was z prośbą o pomoc. Zebrane środki chcemy przeznaczyć na wsparcie Huberta w procesie wybudzenia, dostania się do kliniki Budzik oraz na długą i skomplikowaną rehabilitację. Wierzymy, że za sprawą Waszej dobroci i wsparcia syn ma szansę na powrót do nas i kontynuowanie swojej pasji. Rodzice

177 564 zł
Pola Bogacz
Pola Bogacz , 10 lat

Nowotwór odebrał Poli dwa lata dzieciństwa. Pomóż, by odzyskała siły na powrót do szkoły!

Po trzech tygodniach nieustannych wizyt na oddziale ratunkowym skończyły się paraliżującą diagnozą. Pamiętam tylko słowa: "mamy diagnozę, guz mózgu, przepraszam, że tak bezpośrednio, ale nie mamy czasu...". Nie wiedziałam co myśleć. Życie mojej sześcioletniej wówczas córeczki wisiało na włosku. Na oddziale neurochirurgii spędziliśmy prawie dwa miesiące. Długa i skomplikowana operacja zakończyła się sukcesem – guz został usunięty w całości. Niestety, pojawiły się komplikacje, które wymusiły wstawienie zastawki. Następne miesiące, aż do września Polcia przechodziła chemioterapię – cykl podstawowy i podtrzymujący, z towarzyszącą radioterapią. Leczenie wyniszczyło organizm córeczki. Pojawiły się trudności ze wzrokiem i słuchem, problemy z oddychaniem, niedowłady i osłabione napięcie mięśniowe. Była wycieńczona, lecz w tym całym procesie potrafiła się uśmiechać i dzielnie znosiła wszystkie udręki. Dzisiaj stan córeczki jest stabilny. Wszelkie decyzje konsultujemy ze specjalistami, tak by Pola jak najszybciej odzyskała siły. Wiążą się z tym istotne suplementy, dieta i przede wszystkim rehabilitacja. Jesteśmy po pierwszym turnusie rehabilitacyjnym w specjalistycznym ośrodku. Koszt takiej pomocy sięga prawie ośmiu tysięcy złotych i więcej. Nasze możliwości finansowe i potrzeby Poli – pokonują nas. Pola jest bardzo zmotywowana i zdeterminowana. Jej największym marzeniem jest powrót do szkoły, do koleżanek i kolegów. Dużym ułatwieniem dla codziennego funkcjonowania o realizacji celów będzie zakup sprzętu rehabilitacyjnego do domu. Musimy zrobić wszystko, by jej życie i przyszłość były wolne od skutków tych dramatycznych dwóch lat. “Chciałabym, żeby mogła zaprosić koleżanki na nockę do domu. Żeby mogła powiedzieć, że pokłóciła się z koleżanką, albo udało jej się dobrze napisać kartkówkę. Żeby nie wstydziła się, gdy upadnie, bo nie ma siły wstać. Tęsknię za taką zwykłą, prostą normalnością, w której nie będzie izolacji, strachu o najmniejszą infekcję…” Bardzo wierzymy, że jesteśmy na dobrej drodze we wspieraniu naszej córki. Przeszła prawdziwe piekło i tylko Polcia tak naprawdę wie, co czuła i ile wycierpiała. Nie zwrócimy jej tych dwóch lat, ale możemy podarować jej piękną i dobrą przyszłość. rodzice Polci

171 282,00 zł ( 93,26% )
Brakuje: 12 378,00 zł
Joanna Piworowicz
Pilne!
Joanna Piworowicz , 45 lat

Walczę z rakiem❗️Potrzebuję Twojej pomocy❗️

Diagnoza przyszła nagle i była dla mnie szokiem. Nie myślałam nigdy, że tak wcześnie będę walczyć o życie. W 2020 roku usłyszałam – nowotwór złośliwy piersi prawej. Nie miałam innego wyjścia niż walka. Mogłam się poddać, ale byłoby to równoznaczne z wygraną choroby. Szybko zaczęłam intensywne leczenie. Przeszłam chemioterapię, operację mastektomii, radioterapię, a potem chemię uzupełniającą. Po dokładnych badaniach dowiedziałam się, że jestem nosicielką mutacji w genie BRCA2. Gdy usłyszałam, że muszę poddać się profilaktycznej operacji usunięcia jajników, czułam, jakby mnie zamurowało. To stan, w którym część ciebie zostaje ci zabrana... Ciężko było się z tym pogodzić. Ostatecznie chirurg usunął mi jajniki wraz z jajowodami. Wykonał także mastektomię piersi lewej, która polega na usunięciu gruczołu piersiowego. Ku mojemu zdziwieniu to nie był koniec. W 2022 roku we wrześniu wykryto u mnie przerzuty do kości, a dokładnie do kręgosłupa na wysokości Th6. W związku z tym przeszłam radioterapię stereotaktyczną. Dalsze leczenie jest nierefundowane przez NFZ. Z powodu niskiej odporności powinnam brać dużo witamin i suplementów wspomagających mój układ odpornościowy, aby móc walczyć z rakiem. Zbieram pieniądze na dalsze leczenie oraz rehabilitację. Bez Twojej pomocy moja droga tu się skończy. Jednaka ja chcę walczyć i żyć. Właśnie dlatego proszę Cię o pomoc!  Joanna

81 392 zł
Julian Drzymała
Julian Drzymała , 2 latka

Wesprzyj Julianka w drodze po sprawność...

Ciąża przebiegała bez żadnych zarzutów. Nasz synek Julek urodził się zdrowy, dostał 10 punktów w skali Apgar. Pierwsze trzy miesiące jego życia przebiegały bezproblemowo. Niestety później pojawiły się problemy. Synek zaczął słabnąć, bardzo często chorował. Zaniepokoiło nas, że znikomo porusza nóżkami i rączkami, nie bawi się nimi. Nie był w stanie podnieść i chociaż przed chwilę utrzymać główki. Stopniowo coraz gorzej skupiał uwagę na mojej twarzy. Razem z mężem zmartwieni udaliśmy się z synkiem do fizjoterapeuty. Lekarz powiedział, że rozwój psychoruchowy Julianka jest znacząco opóźniony. Kolejne badania wykazały również zaburzenia układu nerwowego. U synka objawia się to w ten sposób, że jest bardzo słaby, nie może utrzymać samodzielnie główki. Kontakt z nim jest znikomy. Niestety, aby uzyskać sprawność, Julianek musi być intensywnie rehabilitowany. Cały czas trwają badania, chłopiec jest w trakcie diagnozy. Próbujemy znaleźć źródło tych nieprawidłowości, jak najszybciej je eliminować i zapobiegać dalszemu rozwojowi zaburzeń. Obecnie Julian dojeżdża na ćwiczenia dwa razy w tygodniu, ale lekarze zalecają codzienną rehabilitację. Niestety jest ona bardzo wymagająca i kosztowna. Ze względu na niską odporność i częste przeziębienia naszego synka, co jakiś czas musimy odwołać zajęcia i skupić się na wyleczeniu infekcji. Ale nie poddajemy się, robimy wszystko, aby pomóc naszemu Juliankowi! Rehabilitacja na szczęście przynosi efekty. Zauważamy, że nasz synek pomału zaczyna ruszać kończynami i chwytać przedmioty.  Jesteśmy z niego dumni i wierzymy, że częstsza rehabilitacja jest w stanie zdziałać cuda. Niestety poza ćwiczeniami, które mamy możliwość przeprowadzać w rodzinnej miejscowości, musimy również dojeżdżać do szpitala. Julek musi być pod stałą opieką neurologa, a dojazd 170 kilometrów do stolicy przysparza nam niemałych wydatków. Julianek ma starsze rodzeństwo, które z przyjemnością pomaga nam w opiece nad nim. Jego starsza siostra nie może się doczekać, aż synek zacznie stawiać swoje pierwsze kroki. Wiemy, że ciężka praca Juliana popłaci i już niedługo zobaczymy efekty. Aby do tego doszło, potrzebne jest Wasze wsparcie… Prosimy o pomoc! Rodzice

4 270 zł