Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Marcin Bednarz
Marcin Bednarz , 40 lat

ALERT❗️Tragiczny wypadek prawie odebrał Marcinowi ŻYCIE❗️POMÓŻ❗️

To był zwykły dzień, niczym nieróżniący się od poprzednich. Nagle w domu rozbrzmiał dźwięk telefonu. Zadzwonili z pracy Marcina. Dostaliśmy informację, że zdarzył się straszny wypadek! Policja poinformowała nas, że Marcin został przetransportowany w stanie ciężkim do szpitala! Nasz świat się załamał! Dokładnie 15 lutego 2024 roku, Marcin uległ nieszczęśliwemu wypadkowi w pracy. Podczas prac wykonywanych jako magazynier, z wysokości około 3,5 metra, spadła na niego paleta z towarem o wadze około 800 kg! Śmierć zajrzała mu prosto w oczy!  Na szczęście na miejsce szybko dotarł zespół medyczny, który wprowadził Marcina w stan śpiączki farmakologicznej i przetransportował do szpitala. Trwał wyścig z czasem o jego życie – nie było chwili do stracenia!  Marcin podczas wypadku doznał licznych obrażeń, takich jak: złamanie miednicy, kości krzyżowej, obu kończyn dolnych, żeber, nosa i kości zatokowych. Gdy dotarliśmy do szpitala, lekarze poinformowali nas, że kluczowe są kolejne dwie doby. Byliśmy zdruzgotani, nie mogliśmy uwierzyć w to, co się dzieje! Z trudem dopuszczaliśmy do siebie myśl, że Marcin może nie przeżyć! Te 48 godzin dłużyło nam się w nieskończoność. Na szczęście stan Marcina się ustabilizował i wtedy lekarze zdecydowali o wybudzaniu go ze śpiączki farmakologicznej. Byliśmy pełni nadziei, że wszystko przebiegnie pomyślnie, jednak wtedy Marcin dostał silnych drgawek. Lekarze musieli zrezygnować z podjętych czynności i ponownie podać leki.  Konieczne było wykonanie dodatkowych badań, które wykazały, że Marcin ma również poważny rozlany uraz aksonalny mózgu! Druga próba wybudzania powiodła się. Niestety, przez uraz Marcin nie odzyskał świadomości. Dzisiaj Marcin potrzebuje jak najlepszej i najszybszej rehabilitacji, która pomoże mu odzyskać świadomość i sprawność! Specjaliści dają szansę na powrót do stanu sprzed wypadku, jednak liczy się czas.  Marcin obecnie przebywa w ośrodku, w którym już odnosi maleńkie sukcesy. Zaczął reagować na polecenia rehabilitantów, wodzić wzrokiem i podnosić niesparaliżowane przez wypadek części ciała. Niestety rehabilitacja i  pobyt w ośrodku nie są refundowany i kosztują majątek. Nie jesteśmy w stanie sami pokryć tych kosztów! Dlatego z całego serca prosimy o pomoc! Marcin mógł nie przeżyć, jednak los podarował mu szansę, której nie możemy zmarnować! Bez Waszego wsparcia nie damy rady, dlatego błagamy wszystkich ludzi dobrych serc – zjednoczcie się z nami w walce o powrót do zdrowia Marcina! Rodzina  ➡️ Licytacje dla Marcina

123 747,00 zł ( 77,54% )
Brakuje: 35 828,00 zł
Kasia Małek
Pilne!
Kasia Małek , 58 lat

Ukochana mama i babcia walczy z GUZEM MÓZGU❗️Tylko operacja uratuje jej życie – POMÓŻ❗️

Mam na imię Kasia, mam 57 lat, jestem córką, mamą, babcią i błagam Was o pomoc. Teraz gdy moje życie wisi na włosku, nic innego nie ma znaczenia... Muszę pokonać chorobę dla moich bliskich, dla siebie... Zaledwie kilka lat temu w czasie pandemii zmarł mój mąż. Nie wyobrażam sobie, bym to teraz ja musiała opuścić moją rodzinę...  Mój koszmar zaczął się kilka tygodni temu. 9 lutego, gdy wracałam do domu od sąsiadów. Nagle poczułam paraliż i jednocześnie okropny ból prawej części ciała. Moja prawa ręka sama zaczęła się wyginać, noga sztywniała. Sąsiedzi natychmiast zadzwonili po pogotowie, które przetransportowało mnie do szpitala z podejrzeniem udaru. Niestety po wstępnej diagnozie okazało się, że to nie był udar, a atak padaczki wtórnej spowodowanej guzem w głowie! Trafiłam do Narodowego Instytutu Onkologicznego w Warszawie. Na miejscu przeprowadzono zabieg kraniotomii w celu pobrania wycinków do badania histopatologicznego. Wyniki biopsji nie pozostawiły żadnych złudzeń – w mojej głowie tkwi glejak wielopostaciowy. Najbardziej agresywny i niebezpieczny nowotwór mózgu. Zdaniem lekarzy z powodu umiejscowienia 3 ognisk guzów na pograniczu płatów czołowego i ciemieniowego – nieoperacyjny. Dzięki determinacji moich najbliższych udało się znaleźć doktora Libionkę, który operuje prywatnie w szpitalu w Kluczborku. Doktor jako jedyny zdecydował się podjąć operacji, ocalić moje życie... Operacja jest moją jedyną nadzieją! Niestety trzeba działać szybko, ponieważ guz rośnie każdego dnia, uciska mózg i powoduje ataki padaczki. Zabieg jest bardzo kosztowny, ale bez niego nie mam żadnych szans... Niestety nie mam takich pieniędzy, by opłacić zabieg. Dodatkowo będę potrzebowała środków na dalsze leczenie onkologiczne, leki, badania, suplementację, rehabilitacje. Guz znajduje się w ośrodku odpowiedzialnym za ruch. Mam kłopoty z poruszaniem prawą ręką i nogą. Po operacji ruchomość może czasowo być jeszcze słabsza. Każdy, kto mnie poznał, wie, jak bardzo kocham życie. Zamierzam walczyć o każdy dzień dla siebie, mojej mamy, jedynej córki, która kilka lat temu straciła tatę i wnuczki, która ma dopiero 5 lat. Wszystkie mnie bardzo potrzebują... Bardzo proszę o wsparcie naszej rodziny w tym trudnym momencie naszego życia. Za każdą dobrą myśl, słowo i pomoc już teraz serdecznie dziękujemy! Kasia ➡️ Wspieraj Kasię poprzez licytacje na Facebooku – Kiermasz dla Kasi Małek

99 595,00 zł ( 46,8% )
Brakuje: 113 171,00 zł
Kyrylo Kulakov
Pilne!
Kyrylo Kulakov , 1 miesiąc

Słabszy bliźniak nie przeżył... Drugi przyszedł na świat jako wcześniak❗️BŁAGAM o pomoc❗️

Podczas ciąży wykryto zespół przetoczenia między bliźniętami. Jedno z bliźniąt zabierało drugiemu całą dopływającą krew i wody płodowe. Mimo operacji, jednego bliźniaka nie udało się uratować. Teraz w moim brzuchu jest jedno martwe dziecko, a drugie żywe. Jak mam żyć z taką tragedią? Muszę donosić bliźniaczą ciążę, żeby uratować synka, który żyje. Kiedy nasz kraj pochłonęła wojna, myślałam, że już nigdy nie spotka nas nic dobrego. Mimo to zdecydowaliśmy się na wyprowadzkę z Mariupola i staraliśmy się ułożyć życie na nowo. Gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, byliśmy z mężem przeszczęśliwi! Szczęście było podwójne, bo miałam urodzić bliźniaki.  Ciąże bliźniacze nigdy nie są proste, jednak do niedawna wszystko przebiegało pomyślnie.  Miałam poczucie, że jestem pod wykwalifikowaną opieką – o wszystko dbali lekarze bardzo dobrego kijowskiego szpitala. Szykowaliśmy dla maluszków wyprawkę – dwa śpioszki, dwie malutkie czapeczki, takie same misie i grzechotki. Teraz już wiemy, że jedna część nigdy nie zostanie użyta.  W zeszły poniedziałek okazało się, że ciąży towarzyszy TTTS — zespół przetoczenia między bliźniętami. Lekarze wyjaśnili, że jeden bliźniak podbiera wszystko, co potrzebne do rozwoju drugiemu bliźniakowi. Życie naszych dzieci było w ogromnym niebezpieczeństwie. Do słabszego maluszka prawie nie dopływała już krew i brakowało wód płodowych. Drugi bliźniak miał z kolei za dużo krwi i za dużo wód. Ta informacja po prostu nas zdruzgotała, ale okazało się, że to nie wszystko. Pępowiny dzieci były ułożone zbyt blisko – dzielił je zaledwie 1 cm, co bardzo komplikowało przyszłą operację. Razem z mężem pokładaliśmy nadzieję w lekarzach. Modliliśmy się o CUD.  Nasze nadzieje legły w gruzach – specjaliści w Ukrainie i w Polsce powiedzieli, że NIE PODEJMĄ SIĘ OPERACJI. Ryzyko jest zbyt duże! Natychmiast zaczęliśmy szukać pomocy za granicą – tylko jeden szpital w Barcelonie zgodził się mnie przyjąć! Specjaliści z kliniki ocenili, że stan ciąży jest na tyle krytyczny, że muszę lecieć na operację od razu,  inaczej będzie za późno! Szpital zgodził się przyjąć mnie bez żadnej zaliczki, pozwolili nam zapłacić później, gdy uzbieramy pieniądze. Liczyło się tylko dobro dzieci!  Uprzedzono nas, że jest tylko 2% szans, że słabsze dziecko przeżyje. Trzymaliśmy się tej nadziei z całych sił. Operacja odbyła się w piątek 19 kwietnia. Cieniutką igłą lekarze pozamykali naczynia krwionośne, którymi jeden bliźniak przekazywał drugiemu krew. Po operacji rokowania były dobre, wyniki badań też. Ale podczas badania USG nasz świat się zawalił – słabszy synek niestety nie przeżył. Zmarły bliźniak jest oddzielony od żywego, ale mimo to lekarze nie są w stanie go wyjąć. Muszę nosić moje martwe dziecko w brzuchu do samego końca ciąży, by uratować drugiego synka! Nie mogę uwierzyć, że taka tragedia może spotkać rodziców, którzy pragnęli jedynie dobra swoich dzieci. Dopiero rozpoczął się 19. tydzień… Przy zdrowych zmysłach trzyma mnie tylko nadzieja, że drugi chłopczyk przeżył i że uda się sprowadzić go na świat. Lekarze zabraniają mi niemal wszystkiego, nawet chodzenia po schodach i stania dłużej niż parę minut. Mogę jedynie leżeć. Straciłam już jedno dziecko. Nie chcę stracić drugiego. A tu przychodzą środki finansowe Może to nieduża kwota, ale dla ludzi, którzy 2 lata temu stracili wszystko i musieli zaczynać od nowa, to kwota nie do zdobycia. Nie było nawet czasu się przygotować… A musimy działać. Teraz. Już. Błagam o pomoc, o każdą wpłatę! Liliia Informacje z dnia 13.08.2024 r.:  5 sierpnia na świat przyszedł mój ukochany syn. Jestem Wam bardzo wdzięczna za wszelką pomoc! Wygraliśmy walkę o życie, lecz przed nami ta o zdrowie, dlatego nadal potrzebujemy Waszego wsparcia. O naszej dalszej sytuacji będę informować Was w aktualizacjach. ➡️ Licytacje dla Lilii - pomóżmy dziecku przyjść na Świat!

79 375,00 zł ( 15,14% )
Brakuje: 444 576,00 zł
Aleksandra Pyrdoł
9 dni do końca
Aleksandra Pyrdoł , 3 latka

Jedno dziecko, wiele chorób. Walczymy o przyszłość małej Oli!

Nie byliśmy na to gotowi. Oleńka miała urodzić się zdrowa. Myśleliśmy, że czwarta ciąża nie będzie nas w stanie niczym zaskoczyć. Stało się niestety inaczej, a dziś wiemy, że bardzo się myliliśmy. Nasza córka być może już zawsze będzie musiała walczyć o sprawne życie. Musimy jej w tym pomóc, jednak sami nie damy rady.  Nie tego się spodziewaliśmy. Chcieliśmy tulić ją w swoich ramionach tak szybko jak to będzie możliwe. Los chciał inaczej. Zaraz po urodzeniu u Oli zdiagnozowali zespół mnogich wad rozwojowych. Córeczka ma wrodzoną sztywność wielostawową, stopę piętowo-szpotawą, inne zaburzenia napięcia mięśniowego.  Ola nie rusza rączkami i nogami. Przez problemy z napięciem mięśniowym ma wiotką krtań, dlatego jej jedynym posiłkiem jest mleko. Jednak największym problemem jest nietrzymanie główki. Boimy się, że jej rozwój będzie zwalniał coraz bardziej… W chwili obecnej jest prowadzona przez wiele poradni i wymaga ciągłej rehabilitacji. Niestety tylko część z tych zajęć podlega refundacji, a jedna godzina w ciągu tygodnia to zdecydowanie za mało. By zawalczyć o przyszłość Oli, potrzebujemy ich zdecydowanie więcej. Ola ma trzy starsze siostry: 15-letnią Natalię, 13-letnią Kingę i 3-letnią Marię. Dziewczynki bardzo kochają siostrę. Są ogromnym wsparciem, pomocą i motywacją. Chciałyby ja tulić, karmić… Planują wspólne zabawy, wyjazdy, święta. Nie możemy im zagwarantować czy te wszystkie marzenia się spełnią. Choć z całego serca byśmy chcieli. Zdamy sobie też sprawę, że wszystkie córki tak samo potrzebują rodziców.  Do tej pory staraliśmy się sami opłacać rehabilitację córki, jednak z każdym miesiącem jest coraz trudniej.  Jako mama podjęłam się pełnej opieki nad córką, jednak moje wsparcie nie wystarcza.  Ola wymaga znacznie więcej opieki niż zdrowe dziecko. Rehabilitacja jest jedyną szansą, aby Ola mogła  w przyszłości chodzić i prowadzić normalne życie. Dlatego piszemy ten apel i prosimy – pomóż nam zawalczyć o samodzielną przyszłość Oli!  Rodzice Aleksandry

66 779 zł
Olga Sobutka
Olga Sobutka , 21 miesięcy

Wcześniactwo, dodatkowy chromosom i wada serduszka – pomóż Olgusi!

Już kilka miesięcy przed porodem wiedzieliśmy, że córka urodzi się z Zespołem Downa. Nasza córeczka jest obdarzona dodatkowym chromosomem. Jednak to nie koniec długiej listy obciążeń, z którymi musi się zmierzyć. Olga urodziła się o ponad dwa miesiące za wcześnie! Był to bardzo trudny poród, a nasza kruszynka przyszła na świat w ciężkim stanie. Ważyła zaledwie 1300 gramów.   Lekarze zaraz po porodzie zauważyli u Olgi zniekształcenia twarzy typowe dla zespołu Downa. Przypuszczenia zostały potwierdzone przez badania. Nasza córeczka jest obdarzona dodatkowym chromosomem. Jednak to nie koniec długiej listy obciążeń, z którymi musimy się zmierzyć. Maleńka ma wadę serduszka, zespół zaburzeń oddychania, który może być związany z zamartwicą urodzeniową, w której przyszła Olga na świat. Brakowało jej tlenu i od razu musiała być intubowana. W pierwszych dniach życia była również karmiona pozajelitowo. Naszej uwagi wymagają też oczka. W szpitalu spędziliśmy bardzo dużo czasu. Nie zostałyśmy wypuszczone do domu jak inne mamy z noworodkami po zaledwie kilku dniach. Dopiero po 2,5 miesiąca opuściłyśmy oddział neonatologii. Chcemy, aby córeczka rozwijała się jak najlepiej, dlatego musi być pod stałą opieką neonatologa, rehabilitantów, neurologopedy, logopedy, kardiologa, kulisty, neurologa. Przed Olgusią wiele pracy, wysiłku i ćwiczeń.   Częściowo będziemy mogli korzystać z poradni w ramach NFZ, ale wiemy, że oferowane wsparcie będzie za małe, aby córka mogła rozwijać się jak najlepiej. Każda wpłata zwiększa szanse Olgi na samodzielność i życie w zdrowiu. Z góry dziękujemy za wszystko! Rodzice

45 199 zł
Karina Konka
Pilne!
Karina Konka , 14 lat

Dramatyczna sytuacja❗️Wzrosły koszty leczenia Karinki! Pomóż...

Ile jeszcze cierpień przed Karinką? Jak długa jeszcze będzie jej droga do sprawności i zdrowia? Jak wiele razy jej mama będzie musiała prosić o pomoc dla córeczki, bez której wszystko przepadnie…? Karinka niczym sobie na to wszystko nie zasłużyła. Operacja za operacją, kolejne tygodnie w gipsach i ortezach. Nie miała i nie ma normalnego dzieciństwa. Jednak ma szansę! Pomóż, ten jeszcze jeden raz. Przegońmy razem ból i cierpienie, dajmy Karince i jej mamie nadzieję na przyszłość!  Katarzyna, mama Kariny: Moja córka ma już za sobą 5 zabiegów, a z każdym z nich coraz mniej wiary w pozytywne zakończenie… Przed nią miały być jeszcze tylko dwa zabiegi w Niemczech, gdzie dzięki pomocy Darczyńców Karinka może być leczona. Niestety, okazało się, że jej stan jest znacznie poważniejszy, a na domiar złego dostaliśmy wyższe, zaktualizowane kosztorysy operacji – ma być ich jeszcze 4… Dla 11-letniej dziewczynki to niesamowity stres… W Niemczech dostaliśmy zalecenia pracy nad miednicą, kręgosłupem, bo niestety deformacja nóg pociąga za sobą określoną postawę ciała. A o następnej operacji na kręgosłupie nie chcę nawet myśleć… Kolejny zabieg planowany jest na 24 maja (przyjęcie 23 maja), wtedy będzie pobierany odlew na ortezy. Cykl zabiegów miał się skończyć do sierpnia, ale może przeciągnąć się do końca września. Nie wiem, czy to w ogóle realne, by zebrać tyle pieniędzy do tego czasu…  Poprzednia zbiórka trwała dwa lata, fundusze na rehabilitację, bez której operacje nie mają sensu, wykorzystywaliśmy na bieżąco. Nie spodziewałam się aż takich podwyżek… Nie będę ukrywać – jestem załamana. Co mam jednak powiedzieć córce? Że niestety, w trakcie leczenia, po którym tak wiele się spodziewamy, zabrakło nam środków i musimy wracać do domu? Że tyle wycierpiała na marne? Że nie będzie żadnej poprawy, mało tego – będzie coraz gorzej? Proszę, poznaj naszą historię i jeśli tylko los mojej córeczki nie jest Ci obojętny, wesprzyj ją choć przysłowiową złotówką… Grudzień 2009 roku — to wtedy na świecie pojawiła się moja ukochana córeczka. Nasze szczęście nie trwało jednak długo… W drugim miesiącu życia lekarze stwierdzili opóźnienie psychoruchowe. Zaczęła się rehabilitacja. Wierzyłam, że Karinka z tego wyjdzie i dzięki ciężkiej pracy szybko nadgoni rówieśników. Niestety, najgorsze dopiero miało nadejść… Ostateczna, prawidłowa diagnoza zapadła o wiele za późno. Oznaczało to stracone najważniejsze miesiące, podczas których mogłybyśmy tak dużo osiągnąć… Nie wiedziałam, że moja córka ma porażenie mózgowe. Lekarze stwierdzili to dopiero w 20 miesiącu jej życia. Niedowład czterokończynowy z przewagą kończyn dolnych i lewej kończyny górnej — tak brzmiał nasz wyrok. Wtedy też przyszło orzeczenie o niepełnosprawności. Moja córka jest niepełnosprawna — ta myśl tłukła się po mojej głowie, raniła serce. Dlaczego właśnie my, dlaczego Karinkę to spotkało? Nie było jednak czasu, żeby się użalać. I tak za dużo go straciliśmy. Wiedziałam, że zrobię wszystko, by moja córka była szczęśliwa, mimo swojej choroby. Dzisiaj Karinka jest pod opieką sztabu specjalistów: neurologa, neurochirurga, ortopedy, lekarza rehabilitanta oraz przychodni rehabilitacyjnej. Z powodu licznych chorób towarzyszących znajduje się także pod opieką: poradni onkologiczno-hematologicznej w Szczecinie (w związku z zaburzeniami krzepnięcia – choroba von Willebranda); kardiologa (niewielka wada serca); urologa (pęcherz neurogenny); alergologa (uczulenie pokarmowe i wziewne). Dużo jak na tak małą dziewczynkę… Na chorobę Karinki nie ma leku, ona nigdy nie wyzdrowieje. Jedynym ratunkiem jest rehabilitacja — systematyczna, nieprzerwana, uciążliwa, ale niosąca nadzieję na poprawę. I operacje…  Karinka ma tylko jedno marzenie – znów chodzić. Walczymy o to, ale los nam rzuca kolejne kłody pod nogi… Ciągle złe wiadomości, ciągle ból i strach. To trudne, jednak  nie mam innego wyjścia - znów proszę o pomoc dla mojej córeczki. Obiecałam jej, że zrobię wszystko, ale moje wszystko to za mało…  

44 387,00 zł ( 10,94% )
Brakuje: 361 240,00 zł
Janusz Sobala
7 dni do końca
Janusz Sobala , 47 lat

Choroba odbiera mu niezależność... Nie pozwól, by pozostał sam w swojej walce!

Kiedy zakładasz rodzinę, nie myślisz, że twoje życie będzie naznaczone cierpieniem i niepewnością o przyszłość. A tak stało się w naszym przypadku. Byliśmy rodziną, jak każda inna. Nasza codzienność była zwykła. Praca, synek w przedszkolu, córka w szkole. Nasze życie zniszczyła diagnoza. Ta, która doświadczyła nas mocno i sprawiła, że nasze dotychczasowe życie zmieniło się o 180 stopni. A nasza rodzina sprzed choroby miała wiele planów. Wzięliśmy kredyt na mieszkanie, oboje pracowaliśmy, więc przez myśl nam nie przeszło, że kiedykolwiek będziemy mieć problemy w spłacie. Jednak w 2019 roku pojawiły się symptomy, które były pierwszym zwiastunem, że nasze życie już nigdy nie będzie takie, jak wcześniej. Tuż za rogiem czyhała choroba, która każdego dnia odbiera mojemu mężowi sprawność. Choroba Huntingtona to podstępne i straszne schorzenie, które dopadło mojego męża. To choroba śmiertelna, nieuleczalna. Diagnoza, od której nie ma odwrotu. Jest chorobą układu nerwowego o podłożu genetycznym, w której głównymi objawami są tak zwane ruchy pląsawicę, otępienie i zaburzenia osobowości. Mówiąc prościej – niszczy mózg. W Europie choroba dotyka sześć osób na sto tysięcy mieszkańców. Wśród nich znalazł się niestety mój mąż. Rozpoczęła się nasza dramatyczna walka o każdy skrawek normalności. Mój mąż Janusz z każdym dniem słabnie. Niestety nie mógł już dalej pracować, bo stało się to zbyt niebezpieczne. I dla niego, i dla pracodawcy. Zaczęły się tiki nerwowe, które uniemożliwiają mu normalne funkcjonowanie. Ja sama musiałam również zrezygnować z aktywności zawodowej, obecnie zajmuję się mężem. Wychowujemy dwójkę dzieci – 5-letniego Michała i 12-letnią Maję. Wszyscy bardzo chcielibyśmy, by mógł jak najdłużej być sprawny. By mógł chodzić z naszym najmłodszym synem Michałem na spacery. Wiemy, że jednak ta sprawność już nie wróci. A ta, która pozostała wymaga olbrzymiego wysiłku. Dziś mój mąż potrzebuje również niewyobrażalnie kosztownej pomocy. Korzystamy z porad neurologopedy, neurologa, psychiatry i neuropsychologa. Przed nami jednak wizja intensywnej rehabilitacji, która kosztuje ogrom pieniędzy. Tych, których nie mamy. Po stracie pracy przez nas oboje brakuje pieniędzy na codzienne funkcjonowanie, nawet na najniższym poziomie. Wizja dodatkowych wydatków nas przeraża. Już dziś zrezygnowaliśmy niemal ze wszystkiego. Obyśmy tylko mieli co jeść i za co zapłacić za leczenie, będziemy spokojniejsi. Teraz każdy dzień przynosi nową trudność. Taką, z którą sami sobie nie poradzimy. Wierzę, że mój mąż ma szansę na to, by jego życie było łatwiejsze. By mógł jak najdłużej być samodzielny, bo zawsze taki był. Zawsze staraliśmy się być samodzielni. Dziś widzimy, że życie nas przerosło. Nie damy rady sami, tym bardziej że przed nami perspektywa długotrwałej, żmudnej rehabilitacji. Bez Was nie damy rady. Bardzo Was potrzebujemy! Każda wpłata ma dla nas ogromne znaczenie. Lidia, żona

42 856 zł
Monika Halamus
Pilne!
Monika Halamus , 42 lata

❗️Samotna matka w starciu z nowotworem - ratujmy życie Moniki!

Mam na imię Monika. Jestem mamą, samotnie wychowującą 3,5-letniego syna Wojtusia. Bałam się bólu, choroby, ale teraz wiem, że to nie one są najgorsze... Najgorszy jest właśnie strach. Co się stanie, jeśli przegram z nowotworem? Jeśli mnie zabraknie? Kto wtedy zajmie się moim synkiem...? Czy Wojtusia czeka życie bez mamy? Rok 2017 okazał się przełomowy w moim życiu... Z jednej strony był najpiękniejszy - zostałam mamą! Urodziłam synka, który nadał życiu wyższy cel, większy sens... Moje życie stało się wspaniałe, pełniejsze. A potem dowiedziałam się, że mogę je stracić... Że jestem chora, śmiertelnie. Pojawienie się Wojtusia i szczęście, jakie czułam, okrutny los postanowił zrównoważyć chorobą nowotworową i rozpaczą... Beztroską radość z macierzyństwa zabrał mi paraliżujący strach. Chłoniak Hodgina... Rzadki nowotwór krwi, atakujący głównie osoby młode, w trzeciej dekadzie życia... Osoby takie jak ja. Najpierw atakuje węzły chłonne, a potem często daje przerzuty. Choroba nie mogła wybrać gorszego momentu... Właśnie zostałam mamą, byłam potrzebna Wojtusiowi! Często wyobrażałam sobie początek moje macierzyństwa, ale w najgorszych koszmarach nie sądziłam, że jego scenerią będzie oddział onkologii... Że w ramionach, zamiast ukochanego dziecka, będę mieć rurki, prowadzące do kroplówki z sączącą się chemią... Okrutna diagnoza przewróciła moje życie do góry nogami. Lustrzanym odbiciem choroby jest samotność i tęsknota... Nie ból, ale rozłąka z synkiem jest w chorowaniu najgorsza. I strach, bo nowotwór nie odpuszcza... Chemioterapia nie przyniosła oczekiwanego rezultatu, autoprzeszczep szpiku też zawiódł. Zamiast nadziei przyszedł strach, jeszcze gorszy niż przedtem... Od narodzin Wojtusia trwa moja walka z chorobą, walka na śmierć i życie. Po nieudanym przeszczepie czekało mnie znów kolejne pół roku leczenia i chemia, przygotowująca do kolejnego przeszczepu. Szczęście w nieszczęściu, że znalazł się dawca... 8 czerwca 2020 przeszłam kolejny przeszczep. Po miesiącu w izolacji wreszcie wróciłam do domu, do synka. Jednak na tym moja walka o życie się nie kończy... Przyjmuję leki, które mają zapobiec odrzuceniu przeszczepu. Cały czas jeżdżę na konsultacje i badania, co generuje ogromne koszty. Koszty, których sama nie jestem już w stanie ponosić, utrzymuję się jedynie z renty chorobowej w wysokości 1247 zł miesięcznie, a mam jeszcze malutkie dziecko... Proszę Cię, pomóż mi! Tak bardzo potrzebuję wsparcia, by raz na zawsze pozbyć się nowotworu... Mam synka, jestem mamą, chcę żyć. Błagam - uratuj mnie. Monika

30 981 zł
Karol Kawala
Karol Kawala , 6 lat

Nie pozwól, aby Karol stracił szansę na prawidłowy rozwój!

Zbyt dużo trudności spadło na mojego syna. Karol ma tylko 6 lat, jednak gabinety lekarskie zna chyba już lepiej niż place zabaw… Syn cierpi na afazję, czyli opóźniony rozwój mowy. Robię co mogę: uczęszczam z nim do logopedy, zapewniłam zajęcia ze wczesnego wspomagania rozwoju, korzystamy z programu Tomatis. Udało się także zakupić specjalistyczny program do nauki w domu.  Wszystko to daje poprawę, ale wiąże się ze zbyt dużymi kosztami. Przed Karolem jeszcze ogrom pracy, a przede mną wielkie wydatki. Boję się, że nagle nadejdzie chwila, gdy nie będę już mogła opłacić kolejnego rachunku. Nie mogę dopuścić do sytuacji, gdy będę musiała wybierać, z której formy pomocy zrezygnować! Trwa także diagnostyka w kierunku nerwiakowłókniakowatości. Jeżeli się potwierdzi, syn będzie musiał być pod stałą opieką kardiologa, neurologa i innych specjalistów. To także bardzo mnie martwi...  Karol przeszedł już badania genetyczne, które pochłonęły dużą część domowego budżetu. Stało się więc to, czego tak bardzo już wcześniej się bałam – zabrakło mi środków, aby wyjechać na turnus rehabilitacyjny!  Po każdym turnusie mój syn robi znaczące postępy pod względem logopedycznym, fizycznym, a także emocjonalnym. Nie mogę więc odebrać mu tej największej szansy na najlepszy rozwój! Karolek jest bardzo kochanym dzieckiem, lubi pomagać innym i czuć się potrzebnym. Tym bardziej boli mnie serce, że w pewnym momencie zabraknie środków, aby mu pomóc. Proszę, nie pozwólcie na to! Proszę o wsparcie! Mama Karolka

16 193,00 zł ( 50,73% )
Brakuje: 15 722,00 zł