Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Nadia Sałata
Nadia Sałata , 10 lat

O krok od cudu...

Nadia skończyła już 8 lat. Jej dzieciństwo toczy się w cieniu cierpienia, smutku i ograniczeń. Wierzę, że przed nią jeszcze wszystko, co dobre. Pierwszy samodzielny krok wciąż zdaje się być odległym marzeniem, ale nie poddam się, dopóki jest nadzieja!  Kiedy Nadia przyszła na świat o tej chorobie nie wiedziałam właściwie nic. Wiedza o leczeniu podobnych przypadków nie pozostawiała wątpliwości, że przed nami długa, trudna, a przede wszystkim bolesna droga. Pogodzenie się z diagnozą zajęło mi sporo czasu, ale nie jestem osobą, która łatwo się poddaje. Wciąż szukałam pomocy i wyjścia z sytuacji, która dla wielu była zwyczajnie przegrana.  Choroba sprawiła, że Nadia jest niezwykle dokładna i cierpliwa. Czasem się boi, czasem, kiedy dąży do celu jest w stanie wykonać 100 powtórzeń. Nawet jeśli po policzkach płyną łzy i trzeba zacisnąć zęby. Czasem, kiedy ja stoję obok i płaczę razem z nią…  Mieliśmy już kilka wyznaczonych terminów operacji - na drodze wciąż stawała nam ta sama przeszkoda - brak środków. Ogromna kwota, od której zależy sprawność i przyszłość mojej córeczki.  Mamy kwalifikację, aktualne wyniki, wsparcie specjalistów, wszystko jest gotowe, ale koszt zabiegu jest poza naszym zasięgiem. Powiedzieliśmy sobie: „do trzech razy sztuka” i dlatego teraz o pomoc i nadzieję dla Nadii proszę wszystkich. Wiem, że moja córeczka zrobi wszystko, by wykorzystać otrzymaną szansę.  Nadia chodzi już do szkoły. Codzienne spotkania z dziećmi, a niekiedy komentarze na temat jej choroby bywają bardzo bolesne. Robimy wszystko, co w naszej mocy, ale nie jesteśmy w stanie uchornić jej przed wszystkim. Nie takiego dzieciństwa i przyszłości chcę dla mojego dziecka. Myśl o tym, jakie problemy i przeszkody spotkają moją córeczkę jest dla mnie przerażająca…  Tak bardzo chcę zakończyć ten etap pełen cierpienia i bólu. Dać jej nowy początek. Dzięki Wam możemy zdobyć najwyższy szczyt.  Moja córka zaskakuje dojrzałością, odpowiedzialnością, umiejętnością pokonywania własnych słabości. Potrafi pięknie rysować, pomaga w domowych obowiązkach, wspiera młodszą siostrę pokazując jej świat. Nauczyła się żyć z niepełnosprawnością, ale ta niebawem może sprawić, że ból będzie zbyt silny, by samodzielnie wstać. Wady się pogłębiają i prowadzą do kolejnych komplikacji. Nie chcę nawet myśleć o takim scenariuszu - z całych sił wierzę, że dzięki Waszemu wsparciu się uda, a życie mojego dziecka będzie najpiękniejszą laurką, którą wspólnie stworzymy w podziękowaniu za Wasze wsparcie.  Dla Ciebie to może być niewielki gest, dla Nadii to szansa na nowy początek. Czasem wystarczy podać pomocną dłoń, by życie zaczęło się na nowo. Zbiórkę Nadii można wspierać biorąc udział w licytacjach prowadzonych w grupie: Nadia może chodzić! Zbieramy na operację. O walce Nadii mówią media:  Pomóżmy Nadii stanąć na własnych nóżkach O krok od cudu. Pochodząca z Kraszkowic 7-letnia Nadia potrzebuje naszej pomocy Nadia walczy, by pójść o własnych nogach. Zbiórkę wsparły gospodynie z Dąbrowy i twórca #GaszynChallenge  Trwa zbiórka środków na operację dla pochodzącej z Kraszkowic Nadii Sałaty

131 716,00 zł ( 35,46% )
Brakuje: 239 692,00 zł
Marysia Wilkus
11 dni do końca
Marysia Wilkus , 2 latka

Nasz maluszek potrzebuje poważnej operacji! Pomóż Marysi - ona cierpi!

Nadszedł ten najpiękniejszy dzień w życiu każdego rodzica. Dzień, w którym świeżo upieczeni mama i tata biorą swoje największe szczęście w ramiona, tulą je i płaczą ze wzruszenia. Trzymają cały swój świat zamknięty w kruszynce. Niestety, dla nas ten dzień był początkiem długotrwałej i trudnej potyczki o normalne życie dla naszego rocznego Aniołka. Wyścig z chorobą właśnie się rozpoczął… Od chwili narodzin Marysia zaczęła trudną walkę o życie, która trwa już ponad rok. Przez 3 długie miesiące leża na oddziale intensywnej terapii, a my modliliśmy się o cud. Nasze prośby zostały wysłuchane, córeczka  została wypisana do domu, ale pod jednym warunkiem – musiała pozostać pod opieką domowego hospicjum dla dzieci.  Lista dolegliwości, z którymi zmaga się nasze dziecko wydaje się nie mieć końca. Córeczka urodziła się z zespołem wad wrodzonych pod postacią skomplikowanych wad genetycznych. Niesie to za sobą poważne konsekwencje, a my, zamiast cieszyć się czasem spędzonym z naszym Aniołkiem, drżymy o jej przyszłość. Marysia jest dzieckiem z silnie opóźnionym rozwojem zarówno intelektualnym, jak i ruchowym. Lekarze zdiagnozowali u niej agenezję ciała modzelowatego, rozszczep podniebienia, dysplazję stawów biodrowych oraz skoliozę. Każdy dzień, w którym powinna się prawidłowo rozwijać, jest dla niej wymagającym wyzwaniem. Szereg problemów zdrowotnych naszej córeczki można wymieniać dalej… Nie mówi, nie potrafi samodzielnie siedzieć. Nie potrafi sama przyjmować posiłków przez co, ponad rok życia była karmiona przez sondę. Wymiotuje kilka razy dziennie. Nie możemy się z tym pogodzić, że nasza Kruszynka tak cierpi! Niebawem nasze dziecko czeka poważna operacja, podaczas której lekarze zoperują zwichnięte biodro i zabezpieczą drugie. To dla nas nadzieja, że ulży małej w jakimkolwiek stopniu. Niestety NFZ nie refunduje podwójnego zabiegu, co jest konieczne w przypadku naszej córeczki. Operację bioder wyceniono na ogromną kwotę, ale wiemy, że to wielka szansa dla Marysi, której nie pozwolimy przepuścić. Nie poddamy się i zrobimy wszystko, by dostała szansę na normalne życie. Niestety, oprócz ogromnych kosztów operacji dochodzą też codzienne wydatki na rehabilitacje oraz zakup sprzętu medycznego. W imieniu swoim i Marysi bardzo dziękujemy za dotychczas okazaną pomoc oraz prosimy o dalsze wsparcie w drodze, gdzie zaczyna brakować sił, a zostaje tylko nadzieja. Wyścig z chorobą trwa, ale wierzymy, że to nasza córka go wygra!  Rodzice Marysi

52 448,00 zł ( 32,86% )
Brakuje: 107 127,00 zł
Isabella Abril Cesari Licalzi
Pilne!
Isabella Abril Cesari Licalzi , 8 lat

Nasza córeczka walczy ze złośliwym nowotworem mózgu❗️POMOCY🚨

Nie tak wygląda szczęśliwe dzieciństwo… Nie tak wygląda życie, jakie wymarzyliśmy sobie dla naszej córeczki. Ósme urodziny Isabella spędziła w szpitalu, podłączona do palącej żyły chemioterapii. Obiecaliśmy, że za rok będzie tort, koleżanki, prezenty… Jak mamy jej powiedzieć, że jeśli nie zdążymy zebrać środków na leczenie, czeka ją śmierć? Jesteśmy załamani. Przy córce staramy się udawać, że wszystko jest w porządku. Rzeczywistość jest jednak zupełnie inna. Wciąż wracamy wspomnieniami do chwil sprzed roku, gdy nasza córeczka była wolna od choroby, szczęśliwa… Nic nie zwiastowało takiej tragedii… Gdy usłyszeliśmy, że u Isabelli zdiagnozowano rzadki i agresywny nowotwór – medulloblastomę, nasz świat całkowicie się zawalił. W głowie naszej córeczki był guz! Isabella przeszła ciężką operację, podczas której usunięto sporą część guza. Niestety, nie udało się go pozbyć w całości… Badania wykazały, że komórki nowotworowe wciąż są aktywne. Rozpoczęto leczenie. Córka jest w trakcie chemioterapii, a później czeka ją radioterapia. Pękają nam serca, gdy widzimy, jak traci swoje piękne włoski. Jak na jej skórze pojawiają się kolejne krosty...   Ratunkiem dla naszego dziecka jest specjalistyczne leczenie onkologiczne w szpitalu w Barcelonie. To nie tylko szpital, ale i miejsce ogromnej nadziei, dla rodzin takich, jak nasza. Zespół specjalistów onkologii dziecięcej oferuje tam najnowocześniejsze i spersonalizowane terapie dla skomplikowanych przypadków. Jednak nie jest to terapia refundowana… Nie jesteśmy w stanie sami zebrać tak ogromnej kwoty. Leczenie naszego dziecka wyceniono na ponad milion złotych! Patrzymy na Isabellę i każdego dnia drżymy ze strachu, że nie zdążymy jej uratować. Jak będziemy mogli dalej żyć ze świadomością, że nie zrobiliśmy wszystkiego… Błagamy, nie zostawiajcie nas. W naszym życiu zapanowała ciemność. Każda wpłata to światełko nadziei… Dziękujemy wszystkim, którzy stają się częścią naszej historii i uwierzyli, że razem możemy uratować życie małej dziewczynki.  Rodzice

144 937,00 zł ( 11,51% )
Brakuje: 1 113 744,00 zł
Sylwia Bulaszewska
Sylwia Bulaszewska , 29 lat

Wypadek mógł zabić mamę małych chłopców❗️Pomóż❗️

Gdybym tylko mogła wyjechać do pracy wcześniej lub później, wybrać alternatywną drogę, wziąć wtedy dzień wolny… Zrobiłabym to bez wahania. Tak bardzo chciałabym wymazać ten jeden moment z mojego życia. Niestety, czasu nie da się cofnąć… To był zwyczajny poranek. Jak zawsze, przed wyjazdem do pracy, pożegnałam moich synków, życząc im dobrego dnia. Droga do pracy nie była skomplikowana, ale od jakiegoś czasu remontowali istotny kawałek drogi. Jechałam tędy nie pierwszy raz, jednak to, co stało się później, zmieniło moje życie bezpowrotnie… Jadący na sąsiednim pasie TIR wjechał na mój pas! Zamarłam. Wydawało mi się, że jedzie wprost na mnie! Pamiętam, że odbiłam wtedy w lewo i wpadłam w poślizg. Samochód dachował, obrócił się na koła i wpadł w betonowe barierki. Byłam przerażona. Nie wiedziałam co się dzieje! Ludzie przybiegli mi na pomoc. Ktoś zadzwonił po służby. Strażak, który wyciągał mnie z samochodu, powiedział, żebym nie patrzyła na swoją rękę… Nie wiedziałam, co się dzieje. To był istny chaos.  Ktoś podał mi telefon, żebym zadzwoniła do męża. Nie odebrał. Znalazł mnie później w szpitalu, gdzie trwała operacja. Walka o moją rękę trwała kilka dni. Sytuacja zmieniała się dynamicznie. Spędziłam tydzień na oddziale intensywnej terapii. Kiedy zakażenie zaczęło atakować cały organizm, balansowałam na granicy życia i śmierci. Martwica nie odpuszczała, dając lekarzom jasny sygnał, co do mojej przyszłości. Ostateczna decyzja była brutalna, ale nie podlegała dyskusji. Musieli amputować moją rękę! Byłam wykończona. Chciałam być sprawna, ale myśl o tym, że mogę nigdy więcej nie zobaczyć moich dzieci, nie dawała mi spokoju. Musiałam słuchać zaleceń specjalistów. Po operacji nadeszły złe dni, w których nie mogłam pogodzić się ze wszystkim, co się stało. Wciąż jest mi trudno… Ukojenie przynosiła myśl o powrocie do domu, gdzie czeka na mnie kochający mąż i cudowni synowie. Nie chcę już przegapić żadnego dnia, w którym mogę spędzać czas z moimi maluchami. Są moją największą motywacją w powrocie do zdrowia. Chciałabym zastąpić moją rękę protezą, która pomogłaby mi w codziennych czynnościach. Marzę o byciu sprawną dla moich dzieci. Chcę być jak najlepszą mamą... Niestety, leczenie, rehabilitacja i zakup protezy to wydatki, które znacznie przekraczają nasz domowy budżet. Chciałabym jak najszybciej wrócić do pracy i zająć się domem, żeby odciążyć mojego męża. Tylko Wy możecie dać mi wsparcie… Pomóżcie, proszę! Sylwia 

139 805 zł
Kuba Stęsik
5 dni do końca
Kuba Stęsik , 3 latka

Kuba zamknięty w świecie autyzmu❗️Potrzebne wsparcie❗️

Kubuś urodził się jako zdrowy, silny chłopiec. Rozwijał się prawidłowo i nic nie wskazywało, że niebawem dowiemy się o diagnozie, która odmieni nasze życie… Nasz synek jest dopiero małym chłopcem, lecz każdego dnia musi mierzyć się z wieloma problemami w funkcjonowaniu. Rzeczy, które dla jego rówieśników są proste i naturalne – dla Kubusia bywają nie lada wyzwaniem. Zdiagnozowano u niego autyzm dziecięcy. Kubuś  nie reaguje na imię, ma zaburzenia mowy, nie rozumie prostych poleceń, są problemy z agresją i autoagresją, nadal jest słaby kontakt wzrokowy, wyrywa się, ucieka prosto pod koła samochodów. A to tylko niektóre problemy, które powodują zaburzenia. Kubuś potrzebuje jeszcze więcej terapii i rehabilitacji, niż zakładaliśmy na początku, dodatkowo doszły jeszcze bardzo kosztowne badania między innymi WES TRIO. Niestety, koszty każdego dnia rosną, a my nie jesteśmy w stanie za nimi nadążyć… Dlatego mimo ogromnej pomocy, którą otrzymaliśmy w poprzedniej zbiórce, jesteśmy zmuszeni znów prosić o wsparcie. Zebrana kwota na pasku pozwoli zabezpieczyć Kubusia na 3 lata terapii i badań. Fizjoterapia, zajęcia z SI, pomoc osteopaty, neurologopedy, neurologa, pedagoga, zajęcia TUS, psychologa, badania pogłębiające diagnostykę... Wszystko to Jest konieczne, żeby Kubuś mógł w przyszłości lepiej funkcjonować. Dopóki ma kilka lat, możemy jeszcze dużo zrobić. Synkowi pomóc mu zrozumieć świat, a nam lepiej odnaleźć się w jego. Dlatego zwracamy się o pomoc! Każda wpłata jest na wagę złota! Rodzice Kubusia

37 840,00 zł ( 44,46% )
Brakuje: 47 267,00 zł
Erwina Ziomkowska
Pilne!
Erwina Ziomkowska , 40 lat

Krytyczny UDAR mózgu złamał młode ŻYCIE❗️Erwina walczy o każdy dzień - POMOCY!

W środę o godzinie 22 wstawiła jeszcze pranie. Właśnie wróciła z wyjazdu z koleżanką. Uporządkowała sobie jeszcze listę rzeczy, które miała zrobić następnego dnia w pracy. Włączyła pralkę, a chwilę później straciła przytomność. Kolejnym dźwiękiem, jaki nastąpił, było wyważenie drzwi przez strażaków. Było to po 19 godzinach. Tyle trwał krytyczny udar mózgu, który u Erwiny Ziomkowskiej - poznańskiej artystki sztuk wizualnych, absolwentki malarstwa i rysunku ASP w Katowicach - pojawił się zupełnie bez przyczyny. Miał 90% ryzyka śmiertelności. Lekarze uprzedzili rodzinę, że trzeba się pożegnać... Erwina przeżyła - to cud, młody organizm walczy o każdy dzień. Obrażenia są jednak ogromne... Erwina i jej rodzina potrzebują natychmiastowej pomocy! Będą wdzięczni za każdy gest wsparcia - każda pomoc jest nie tylko na wagę złota, lecz życia! Siostra Erwiny, Aneta, tak prosi o ratunek: "Nazywam się Aneta Zych. Erwina to moja młodsza siostra. 18 kwietnia znalazłam ją nieprzytomną, okazało się, że przeszła ciężki udar niedokrwienny mózgu. Lekarze nie dawali jej żadnych szans na przeżycie, ale ona przetrwała, jednak stan jest nadal bardzo ciężki... Erwina całe życie bardzo o siebie dbała. Bardzo ważna była dla niej dieta, gdyż choruje na poważną autoimmunologiczną chorobę jelit. Z tego względu nie piła też alkoholu ani nie paliła papierosów. Dużo jej prac artystycznych opowiadało o doświadczaniu przewlekłego bólu. Bardzo dużo pracowała, a każde zarobione pieniądze poświęcała na podróże i książki. W czwartek napisała do mnie koleżanka Erwiny z pracy. Martwili się, bo siostra nie pojawiła się i nie dała znać, że nie przyjdzie, co było zupełnie niepodobne do niej... Nie odbierała też telefonu. Erwina nigdy nie brała zwolnień, zawsze sumiennie wykonywała swoje obowiązki, zawsze była na czas. Czuli, że coś się stało. Zaczęli szukać kontaktu do rodziny i tak znaleźli mnie. W ten sposób uratowali jej życie... Mam klucze do jej mieszkania, więc obiecałam, że do niej zajrzę. Drzwi były zamknięte od środka, nikt nie odpowiadał... Pełna złych przeczuć, zadzwoniłam po 112. Przyjechali strażacy, którzy wyważyli drzwi. O 17.30 znalazłam siostrę splątaną i sparaliżowaną na podłodze. W jednym momencie świat przestał istnieć... Po przewiezieniu do szpitala okazało się, że Erwina przeszła udar niedokrwienny tętnicy środkowej. To był dla nas wszystkich ogromny szok. Moja młodsza, zawsze dbająca o siebie siostra i udar?! W dodatku okazało się, że udar jest rozległy i niestety już "stary", nic się nie da zrobić, szkody w postaci uszkodzeń mózgu zostały wyrządzone... Erwina mieszka sama, od momentu utraty przytomności do tego, jak ją znalazłam, minęło 19 godzin. Zaczęła się walka o życie... Nikt nie dawał szans... Takie udary charakteryzują się 90% śmiertelnością. Codziennie bałam się, że to ostatni raz, kiedy widzę siostrę... Mimo małych szans Erwina przeżyła, ale obrażenia są ogromne. Jestem wdzięczna, że żyje, jestem wdzięczna lekarzom, za walkę o nią. Już wiem, że będzie potrzebowała wielomiesięcznej, jak nie wieloletniej rehabilitacji, a co za tym idzie ogromnych pieniędzy. Koszt rehabilitacji dla osób z takimi uszkodzeniami neurologicznymi to nawet 30 tysięcy złotych miesięcznie! Na tę chwilę Erwina - ze zdrowej, aktywnej, podróżującej po świecie młodej osoby - stała się jest pacjentką leżącą, wymagającą stałej opieki. Nadal jest w ostrej fazie udaru, wiele ośrodków w mózgu zostało poważnie uszkodzonych. Na ten moment największym problemem jest uszkodzenie wzgórza, a co za tym idzie przewlekły, neuropatyczny ból, na którego nie działa nawet morfina. Erwina krzyczy z bólu... Lekarze robią wszystko, żeby jej pomóc, ale nie wiemy, jak będzie. Erwina wie, jak się nazywa, mówi, udaje mi się z nią porozumieć... Na początku nawet nie trzymała głowy, teraz już zaczyna ją trzymać. Dostaje leki, ale nadal bardzo cierpi... Niestety częściowo straciła wzrok i jest sparaliżowana. Oprócz rehabilitacji musimy też wyremontować dom pod kątem życia w nim osoby ze znaczną niepełnosprawnością. Zrobić łazienkę, w której zmieści się wózek, zlikwidować stopnie i bariery komunikacyjne... Poszukać dla siostry specjalistów, konieczne są sprzęty medyczne, potrzeb jest ogrom... Życie mojej młodszej siostry zmieniło się w jednej chwili. Moje życie zmieniło się w jednej chwili. Życie mojej rodziny i moich dzieci zmieniło się również i to bezpowrotnie... Nigdy nie prosiłyśmy o pomoc, zawsze starałyśmy się być samodzielne i dzielne, ale życie w jednej chwili powiedziało "sprawdzam". Tym razem nic nie da zagryzanie zębów, wzięcie się w garść, potrzebna jest pomoc społeczności, bo żadna osoba ani rodzina nie jest w stanie tego udźwignąć samodzielnie. W imieniu mojej siostry, ale też swoim, naszej mamy i całej rodziny bardzo proszę o pomoc".

178 782,00 zł ( 33,61% )
Brakuje: 353 133,00 zł
Bruno Abramek
Bruno Abramek , 3 latka

Nie pozwól, by autyzm odebrał dzieciństwo synkowi! Pomóż!

Narodziny dziecka to najpiękniejszy moment w życiu każdego rodzica. Kiedy Bruno przyszedł na świat, byliśmy pełni radości i nadziei. Jego rozwój przebiegał prawidłowo, a każdy dzień był źródłem nieopisanej miłości. Jednak z czasem jego zachowanie zaczęło się zmieniać... Bruno przestał reagować na swoje imię, nie mówił oraz nie nawiązywał kontaktu wzrokowego. Pojawiły się niepokojące trudności w komunikacji, wyrażaniu emocji i nawiązywaniu relacji z innymi. Syn boryka się też z wybiórczością pokarmową. Każda z tych zmian była jak kolejny cios dla mojego serca. Po wielu konsultacjach i badaniach lekarze zdiagnozowali u Brunia autyzm dziecięcy. Było to w momencie, gdy skończył 2 latka. To była diagnoza, która zmieniła życie naszej rodziny na zawsze, ale mimo trudności, nie tracę nadziei. Bruno ma w sobie ogromny potencjał, a ja, jako jego matka zrobię wszystko, by pomóc mu go wydobyć. Niestety, niezbędne dla jego rozwoju terapie i rehabilitacje są bardzo kosztowne. Bruno uczęszcza do przedszkola terapeutycznego, na zajęcia z integracji sensorycznej (SI) oraz na terapię z logopedą. Każda z nich to kolejny krok w stronę samodzielności, ale jednocześnie ogromne obciążenie finansowe dla naszej rodziny. Obecnie znajduję się w trudnej sytuacji finansowej, a wydatki związane z rehabilitacją Brunia przekraczają moje możliwości finansowe. Dlatego z całego serca proszę o pomoc w poprawie jego przyszłości. Wierzę, że dzięki wsparciu dobrych ludzi Bruno będzie miał szansę na samodzielne życie. Środki zebrane dzięki tej zbiórce zostaną przeznaczone na kontynuowanie terapii, które są dla syna kluczowe: terapii behawioralnej i psychologicznej. Każda z tych form pomocy to kolejny krok w kierunku integracji społecznej i normalnego funkcjonowania. Każda cegiełka, dołożona do tej zbiórki, to dla mnie nadzieja na to, że Bruno kiedyś będzie mógł prowadzić pełne i szczęśliwe życie. Proszę, pomóżcie synkowi w tej walce o jego przyszłość. Dziękuję za każdą formę Waszego wsparcia! Mama Brunia

170 zł
Tymek Kotow
Pilne!
8 dni do końca
Tymek Kotow , 4 latka

Mój synek umiera na raka❗️Bez Was stracimy ostatnią szansę!

Na USG lekarka długo milczała. Nagle po jej policzku poleciała łza. Dowiedzieliśmy się, że nasze dziecko ma guza w brzuchu, około 10 cm. Nasz świat natychmiast się zawalił! Cała rodzina pojechała z Tymkiem do szpitala. Zaczęły się badania, a po biopsji zapadła diagnoza – neuroblastoma przestrzeni zaotrzewnowej lewej z przerzutami do węzłów chłonnych. Czekaliśmy na nowy 2023 rok. Nasza czteroosobowa rodzina szykowała się do sylwestra. W noc z 31 grudnia na 1 stycznia, kiedy wszystko zapowiadało radosne świętowanie, nasz synek Tymek zaczął gorączkować. Następnego dnia lekarz stwierdził COVID. Ledwo wrócił do zdrowia, dopadł go rotawirus. Miesiąć później, bawiąc się ze swoją siostrą Marysią, Tymek upadł na brzuch. Dziecko zabrała karetka. Nic strasznego nie wykryto, ale brzuch nadal bolał, więc zabrałam syna na USG. W tym momencie zaczyna się nasza dramatyczna historia. Diagnoza była straszna – ogromny guz w brzuszku – rak! płakaliśmy wszyscy, łącznie z panią doktor... Od 1 marca 2023 do 20 kwietnia 2023 synek miał dwie chemioterapie. Chemioterapia przechodziła ciężko. Przez cały ten czas nie jadł i w ogóle nie chodził. Mogliśmy się tylko modlić, żeby guz się zmniejszył. I on się zmniejszył! O 30%. 25 kwietnia 2023 odbyła się operacja – usunęli mu guza razem z nadnerczem. Ta historia miała się skończyć szczęśliwie – słowem "remisja". Tak uważali wszyscy nasi lekarze w dwóch szpitalach, gdzie mieliśmy okazję się leczyć. Ale w czerwcu 2023, podczas badań, poinformowano nas, że dziecko się "świeci" i za parę miesięcy na miejscu usuniętego nadnercza wyrośnie coś nowego. To jest koszmar. To jest po prostu jakiś koszmar! Wszystko zaczęło się od nowa. Pięć cykli chemioterapii, przez które dziecko nie mogło samodzielnie jeść i nie chciało wstawać, wymioty, rozwolnienia, podwyższona temperatura. Wszystko szło zgodnie z nowym planem do piątego cyklu – wtedy tomografia komputerowa wykazała, że guz znów rośnie. Od 14 do 29 grudnia 2023 znów badania. Zapadła decyzja o trzech cyklach chemii. Przeszła trochę łatwiej, ale nie pomogła. W ogóle... 11 marca 2024 chirurdzy podjęli decyzję o usunięciu 70% guza. Operacja przeszła dobrze. Potem jeden cykl chemioterapii i planowano przeszczep szpiku. Ale... Nieszczęście. Łzy. Guz znów rośnie. Który to już nawrót? Przestaliśmy liczyć. Postanowiono powtórzyć chemioterapię, która kiedyś pomogła. Nie mieliśmy wyboru. Już po pierwszym dniu spuchł i zaczął boleć szew na brzuchu. Czyżby to był znak? Dziecko czuło się coraz gorzej. Brzuch bolał niesamowicie, a guz tylko się rozrastał. Ile takie dziecko może wytrzymać operacji? Chemioterapii, które nie pomagają? Po rozmowie z ordynatorem szpitala zrozumiałam, że za bardzo nie wiedzą, co nam zaproponować i w każdej chwili mogą nas wysłać do domu, byśmy czekali na śmierć. Zaczęłam rozsyłać maile po całym świecie. Podjęliśmy decyzję – jedziemy do Izraela. Bardzo wierzymy, że usłyszymy pewnego dnia: "Remisja nastąpiła! Tymeczek jest zdrowy!". Ale leczenie kosztuje niesamowicie dużo. Nasza rodzina należy do biednych. Mamy dwójkę dzieci – bliźniaków. Jak sprzedamy wszystko, co mamy, nie wystarczy nam nawet na depozyt. Robimy to, co potrafimy i bardzo liczymy na pomoc.

118 947,00 zł ( 5,98% )
Brakuje: 1 867 575,00 zł
Bartosz Czesnowicz
Bartosz Czesnowicz , 44 lata

Tylko kosztowna operacja daje mi szansę na złagodzenie skutków choroby! POMOCY!

Dokładnie 1 stycznia 2023 roku poczułem niepokojący, silny ból głowy.  Przez kolejne dni ból narastał, z czasem stał się nie do wytrzymania. Po tygodniu nieustępliwego cierpienia trafiłem do szpitala, gdzie szybko otrzymałem okrutną diagnozę… Niezwłocznie przewieziono mnie na oddział neurologiczny, gdzie specjaliści zlecali kolejne badania. Poza uporczywym bólem głowy nie miałem innych objawów, co dodatkowo dziwiło lekarzy. Gdy przyszły wyniki odwiedził mnie ordynator. Już po jego minie mogłem stwierdzić, że nie otrzymam dobrych wieści. Powiedział, że to STWARDNIENIE ROZSIANE. Byłem załamany! Kiedy wracałem ze szpitala do domu, wiedziałem, że moje życie się zmieni, ale nie sądziłem, że choroba zacznie się rozwijać tak szybko. Po pół roku od otrzymania diagnozy zacząłem odczuwać drżenie kończyn i głowy. Dziś jest ono nie do wytrzymania i uniemożliwia mi samodzielne funkcjonowanie. Każdy kolejny dzień to dla mnie wyzwanie. Wstaję tylko w ostateczności, staram się poruszać o chodziku, kulach, za pomocą elektrycznego wózka inwalidzkiego…  Dotychczas lekarze rozkładali ręce z niemocy, nie znaleźli odpowiedzi, dlaczego choroba postępuje u mnie tak szybko. Pojawiło się jednak światełko w tunelu. Mam szansę na przejście operacji wszczepienia do mózgu elektrody oraz czipu, który łagodziłby moje objawy nawet do 90%! Niestety taki zabieg jest niesamowicie drogi, a do tego nie mam zbyt wiele czasu, aby zdobyć środki.  Nie jest prosto prosić o pomoc, szczególnie kiedy jeszcze niedawno to ja starałem się pomagać innym. Niestety choroba postępuje w zawrotnym tempie i nie mam czasu do stracenia. Dlatego z całego serca proszę o wsparcie! Wierzę, że są na tym świecie są ludzie, dla których mój los nie będzie obojętny. Każda złotówka jest ważna i daje mi szansę na lepsze życie! Bartek 

111 513,00 zł ( 74,87% )
Brakuje: 37 424,00 zł