Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Magdalena Stachowicz-Hładyszewska
Magdalena Stachowicz-Hładyszewska , 34 lata

Mama dwójki dzieci walczy o powrót do sprawności! Pomóż!

Tego dnia nie zapomnę nigdy. 27 stycznia 2024 roku o godzinie 12:00 odebrałem telefon od mamy, która poinformowała mnie, że moja siostra Magda jest w szpitalu i czeka na operację. Byłem przerażony! Nogi ugięły mi się w kolanach, myślałem, że śnie najgorszy koszmar... Na miejscu okazało się, że Magda w nocy dostała rozległego udaru i jest na stole operacyjnym w szpitalu w Rzeszowie. Moja siostra tego dnia dostała dwóch ataków padaczkowych, naprzemiennie z dwoma bardzo ciężkimi i rozległymi udarami, które następowały jeden po drugim.  Lekarze podjęli szybką decyzję o zabiegu hemikraniektomii odbarczającej. Po operacji Madzia leżała na OIOMie w śpiączce farmakologicznej i walczyła o życie. Lekarze mówili, aby przygotować się na najgorsze... Po 4 dniach zdecydowano o wprowadzeniu jej w śpiączkę fizjologiczną. Całej rodzinie i przyjaciołom mojej siostry, dni ciągnęły się w nieskończoność… Wszyscy czekaliśmy na cud. 7 dni od operacji, zdarzył się wyczekiwany cud! Magdalena otworzyła oczy, a my wszyscy odczuliśmy ulgę, że do nas wróciła i jest nadzieja, że jeszcze będzie dobrze. Moja siostra pokazała nam wszystkim swoją siłę. Przez kolejne dni sytuacja rozwijała się bardzo dynamicznie, a Magda dzielnie robiła postępy. Madzia jest mamą dwóch cudownych chłopców. Przed tym nieszczęśliwym zajściem, wiodła radosne życie. Zawsze była jak słońce – wnosiła ciepło, dodawała otuchy, siły. A teraz sama potrzebuje pomocy. Ja, jej rodzina i przyjaciele pragniemy spełnić jej marzenie o powrocie do pełnej sprawności. Magda za sprawą ducha walki poczyniła olbrzymie postępy. Rokowania mówiły, że jeśli siostra przeżyje, będzie osoba w stanie wegetatywnym. A Madzia w tej chwili oddycha samodzielnie, rozmawia, sama je i pije, siedzi także stabilnie na wózku inwalidzkim. Pomimo porażenia lewostronnego, zaczęła delikatnie poruszać lewą nogą. Ma ogromną motywację, aby stanąć na nogi. Ogromną siłę Magda odnajduję w oczach swoich dzieci, które bardzo kocha. Pragnie znowu być dla nich wsparciem, być w pełni sprawną, aby towarzyszyć swoim synkom w ich podróży do dorosłości.  Madzia regularnie się rehabilituje, lecz to za mało. W tej chwili siostra korzysta z własnych oszczędności, które powoli się wyczerpują. Lekarze Magdy mówią, że najbliższe pół roku będzie decydujące. Czas odgrywa bardzo ważną rolę i bez środków na opłacenie dalszej rehabilitacji, szanse na powrót do pełnej sprawności są małe... Wraz z całą rodziną i przyjaciółmi bardzo prosimy ludzi dobrej woli o wsparcie dla Madzi. Pragnę, aby marzenie mojej siostry się spełniło – żeby mogła wrócić do normalnego funkcjonowania. Wierzę, że Magda będzie sprawna. Dziękuję za każdą złotówkę i dobre słowo. Dawid, brat Madzi

47 567 zł
Piotr Pakuła
Piotr Pakuła , 4 latka

Trudna walka o rozwój i sprawność - Piotruś potrzebuje Twojej pomocy!

Nasz synek 2-leti Piotruś, każdego dnia walczy o lepsze jutro. Codzienna rehabilitacja, wyjazdy do specjalistów, niezbędny sprzęt, turnusy... To wszystko kosztuje ogromne pieniądze. Nasz codzienny budżet nie wystarcza na pokrycie kosztów wszystkich niezbędnych terapii synka. Dlatego znów musimy poprosić o Twoją pomoc... Czterokończynowe, spastyczne porażenie mózgowe nigdy nie pozwoli mu na prawidłowy, normalny rozwój. Oprócz tego, u synka zdiagnozowano wadę genetyczną Zespół Klinefeltera, którego specyfika dodatkowo obciąża rozwój synka. Naszym marzeniem jest usłyszeć z ust synka słowa "mama" i "tata"... Zobaczyć jak stawia swoje pierwsze kroczki. Uparcie do tego dążymy i wierzymy, że dzięki rehabilitacji niebawem to nastąpi. Niestety w dalszym ciągu mimo dwóch latek Piotruś samodzielnie nie siedzi, nie chodzi i nie wymawia nawet pojedynczych słów. Koszty nas przerastają i martwimy się, że nadejdzie taki czas, że nie będzie nas stać na dalszą terapię. Bez niej nasz ukochany synek nigdy nie stanie na nogi i straci szansę na normalne funkcjonowanie. Bardzo prosimy o pomoc. Z całego serca dziękujemy za okazane nam wsparcie! Rodzice Piotrusia   *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

44 256,00 zł ( 83,2% )
Brakuje: 8 936,00 zł
Bartosz Kapral
Pilne!
Bartosz Kapral , 37 lat

Ojciec dwójki dzieci walczy o życie! Potrzebne pilne wsparcie!

Jestem Bartek, mam 37 lat i wspaniałą rodzinę, żonę Anię i dwoje cudownych dzieci – 12-letniego Huberta i 7-miesięczną Maję. Ostatnie wyniki badań przyniosły przerażające wieści… Mam nowotwór złośliwy rdzenia kręgowego! I choć rokowania przy glejaku są złe, ja nie zamierzam się poddawać! Potrzebuje jednak pomocy w dalszej walce z okrutną chorobą. Pomocy – nie mogę zostawić mojej wspaniałej rodziny! Półtora roku temu w czasie ćwiczeń wojskowych skręciłem kostkę w stawie skokowym. Po tym zdarzeniu pojawiły się u mnie kurcze i bóle nogi oraz bóle okolicy lędźwiowej kręgosłupa. Zacząłem uczęszczać prywatnie na zajęcia fizjoterapeutyczne. Zostałem też skierowany na MRI kręgosłupa. Okazało się, że mam przepuklinę krążka międzykręgowego. Dostałem leki i zostałem zakwalifikowany do nadtwardówkowego ostrzykiwania korzeni nerwowych.  Mimo że po zabiegu dotychczasowe dolegliwości troszkę zelżały, nadal nie czułem się dobrze. Choroba postępowała, z dnia na dzień pojawiały się kolejne niedowłady… Nie przerywałem rehabilitacji, licząc, że wszystko w końcu ustąpi. Pewnego dnia żona powiedziała mi, że spodziewa się drugiego dziecka! Byliśmy przeszczęśliwi, po latach starań w końcu się udało. Razem z synem dbaliśmy o Anię, tak aby niczego jej nie brakowało. Ciąża przebiegała prawidłowo, termin porodu został wyznaczony na koniec listopada 2023. Planowałem wziąć urlop, aby pomóc małżonce dojść do siebie po porodzie. Niestety... Gdy zbliżał się termin, ja zacząłem mieć kolejne dolegliwości. Początkowo było to drętwienie jednego palca dłoni, później całej dłoni oraz osłabienie mięśni. Z tygodnia na tydzień miałem coraz większe zaburzenia czucia w rękach oraz nogach. Położono mnie w szpitalu, żeby wykonać niezbędne badania. Dostałem leki i zalecenia rehabilitacje. Zamiast cieszyć się narodzinami córeczki, być z rodziną, jeździłem od lekarza do lekarza, z rehabilitacji na fizjoterapię. Objawy nie ustępowały… Minęło ponad pięć miesięcy, w końcu trafiłem na wspaniałego fizjoterapeutę, który zasugerował wykonanie rezonansu magnetycznego kręgosłupa szyjnego. Wynik okazał się przerażający… Okazało się, że mam GUZA NA RDZENIU KRĘGOWYM!!! Świat runął w jednej chwili, nie mogłem poskładać myśli… Przecież mam żonę, dwoje cudownych dzieci, plany, marzenia i całe życie przed sobą… 26 czerwca trafiłem na stół operacyjny. Podczas zabiegu lekarze stwierdzili, że guz jest nieoperacyjny! Wykonano laminektomię, dekompresję kanału kręgowego, plastykę opony z wszyciem łaty oraz pobrano fragment zmiany. 8 lipca dostałem wynik biopsji: nowotwór złośliwy, glejak… Najgorszy z nowotworów… Zostałem zakwalifikowany na radioterapię oraz chemioterapię. Rokowania tej choroby są bardzo złe, ale ja się nie poddaję, walczę każdego dnia i będę walczył, bo nie akceptuję tych okrutnych statystyk. Wierzę w to, że mogę pokonać chorobę i znam historię osób, które z nią wygrały. Potrzebuję jednak pomocy, ponieważ sam nie dam rady uzbierać kwoty potrzebnej na to, aby skorzystać z wszystkich dostępnych możliwości leczenia. Jak do tej pory wszystkie wydatki związane z leczeniem, dojazdami, wizytami u specjalistów, rehabilitacją oraz suplementacji pokrywałem sam. Niestety jestem świadomy tego, że to dopiero początek mojej walki, dlatego dłużej nie poradzę sobie bez wsparcia. Niestety choroba coraz mocniej daje mi się we znaki. Mam problemy z podstawowym funkcjonowaniem, pisaniem, chodzeniem, tracę czucie w kończynach, potrzebuję stałego wsparcia, opieki żony oraz bliskich. Te objawy bardzo ograniczają mnie w codziennych czynnościach, mimo to staram się funkcjonować normalnie. Wierzę, że z pomocą rodziny, przyjaciół oraz dobrych osób uda mi się wygrać z tą chorobą. MAM DLA KOGO ŻYĆ! Z całego serca proszę o pomoc! Bartosz

31 575 zł
Borys Kamiński
Borys Kamiński , 7 lat

To za dużo cierpienia dla jednego dziecka! Borys potrzebuje armii dobrych serc!

Dziękuję! Moja wdzięczność względem Waszej pomocy zawsze będzie ogromna! Moje dziecko do końca życia będzie jednak potrzebowało specjalistycznych terapii… Nasza historia:  Borys urodził się 3 miesiące za wcześnie. Ważył tyle, co paczka cukru… Od pierwszego oddechu walczył o życie. Zbyt wczesny poród rozwiązał worek chorób, z którymi zmagamy się do dziś… Gdy synek przyszedł na świat, nie było łez szczęścia. Były też łzy rozpaczy, czy moje maleństwo przeżyje. Nie mogłam go dotknąć, przytulić, pocałować tak jak robi to każda matka, która wita swój cud na świecie. Przez pierwszy miesiąc był pod respiratorem. Byłam u niego każdego dnia. Codziennie przekraczając próg szpitala, umierałam ze strachu, czy jeszcze zobaczę synka żywego. To był bardzo trudny czas. Nie tak wyobrażałam sobie pierwsze dni życia mojego synka... Po dwóch miesiącach opuściliśmy szpital w nadziei, że wszystko od tej pory będzie już dobrze. Niestety, tak się nie stało. Z dnia na dzień synek był coraz bardziej marudny, potrafił płakać przez wiele godzin. Czułam, że dzieje się coś złego. Kolejni lekarze odsyłali mnie z kwitkiem. Borys zaczął siadać, mając dopiero 1,5 roku. Jego rówieśnicy już jeździli na rowerkach. Wtedy dostał jedną z pierwszych wielu diagnoz: mózgowe porażenie dziecięce. Potem synek zaczął dziwnie się zachowywać. Jego ciało zginało się w nienaturalny sposób, jakby robił skłon do przodu. Atak powtórzył się w szpitalu. Kolejna diagnoza – zespół Westa. Dziś wiadomo, że Borys ma też wadę układu nerwowego – szerokozakrętowość, polegającą na zaburzeniu rozwoju kory mózgowej. W sierpniu 2023 otrzymaliśmy kolejne potwierdzenie – niepełnosprawność intelektualną w stopniu lekkim. Jest to już kolejna diagnoza! Borys wciąż nie gryzie pokarmów i nadal je tylko trzy rzeczy: mleko modyfikowane, serek truskawkowy i obiadek ze słoiczka w tym samym smaku. Innych pokarmów nie chce przyjmować. Terapia, którą prowadzimy, działa na każdej płaszczyźnie, jedynie nie w tym aspekcie... Nie poddaję się jednak i zapewniam mu masaże na zewnątrz twarzy i wewnątrz.  Stworzyłam mu także pokój sensoryczny, dzięki któremu ma możliwość na bieżąco rozładowywać swoje emocje i stymulować własne ciało. Dzięki zebranym środkom byliśmy na wielu turnusach rehabilitacyjnych, prowadzimy stałą terapię sensoryczną, rehabilitacyjną, logopedyczną i pedagogiczną. Borys w tym roku powinien rozpocząć pierwszą klas, ale został odroczony. Synek jest niesamodzielny – nie ubierze sie sam, nie założy butów.  Dlatego konieczna jest wzmożona terapia. Pragnę, aby syn co miesiąc brał udział w turnusach w Warszawie. Wiąże się to z bardzo częstymi wyjazdami lub nawet zamieszkaniem w stolicy...  Potrzebujemy Was! Potrzebujemy armii dobrych serc, które wstawią się za moim synkiem i podarują mu nadzieję na lepszą przyszłość! Marta, mama Boryska ➡️ Reportaż w FAKCIE

24 522,00 zł ( 9,22% )
Brakuje: 241 436,00 zł
Gosia Banaszak
Pilne!
Gosia Banaszak , 45 lat

Walka z nowotworem trwa❗️ Małgorzata pilnie potrzebuje wsparcia❗️

Nowotwór to trudny przeciwnik! Rozszerzone badania krwi wykonane w Niemczech dały niestety wyniki, które zmuszają do dalszej walki... Potrzebna będzie specjalistyczna terapia!  Nowotwór piersi z przerzutami do węzłów chłonnych zdiagnozowano u mnie we wrześniu 2023 roku. Mam za sobą skomplikowane leczenie – przeszłam chemioterapię, operację oraz radioterapię. Niestety, żeby pokonać chorobę na dobre potrzebuję specjalistycznej kuracji przeciwnowotworowej. Dzięki Waszej pomocy udało się opłacić kosztowne badania w Niemczech, za co z całego serca dziękuję! Teraz przyszedł czas na rozpoczęcie terapii antynowotworowej, która niestety nie jest refundowana. Lekarz prowadzący zalecił leczenie dwutorowe przy pomocy wlewów dożylnych, które muszę otrzymywać co 3 tygodnie. Cena potrzebnych leków przekracza jednak moje możliwości finansowe... Nigdy nie myślałam, że będę prosić o pomoc. Choć nie jest to łatwe, tylko z pomocą dobrych ludzi mam szansę zawalczyć o życie i zdrowie. Za każdą okazaną pomoc bardzo dziękuję.  Małgorzata

24 250,00 zł ( 45,58% )
Brakuje: 28 942,00 zł
Michał Dąbrowski
Michał Dąbrowski , 32 lata

Na tę chorobę nie ma lekarstwa... Twoja pomoc może być RATUNKIEM!

Gdy urodził się mój brat, lekarze zdiagnozowali u niego bardzo rzadką chorobę genetyczną. Choroba jest dziedziczna, dlatego prawie nikt nie miał wątpliwości, że dotknie też mnie. Pierwszym objawem był bardzo niski poziom cukru zaraz po urodzeniu. Badania były tylko formalnością, od razu potwierdziły u mnie to samo schorzenie.   Choruję na glikogenozę 1b z neutropenią. Nie da się jej wyleczyć, można jedynie próbować łagodzić jej postęp i występowanie skutków ubocznych. Niestety u mnie poważnym powikłaniem choroby jest reumatoidalne zapalenie stawów, które z każdym dniem coraz bardziej odbiera mi sprawność.   Pomimo swoich codziennych trudności jestem pogodnym i aktywnym człowiekiem. Mam wiele marzeń i planów, do których staram się każdego dnia dążyć. Prawdą jest, że moja choroba stwarza wiele ograniczeń, jednak dla mnie nie są to przeszkody nie do pokonania, chce żyć i uczestniczyć w życiu społecznym z pełną mocą, ile tylko będę miał sił.   Aktualnie poruszam się wyłącznie na wózku, co w codziennym funkcjonowaniu sprawia mi wiele trudności. Nie poddaje się i rozwijam się dalej, ukończyłem studia magisterskie i aktualnie szukam pracy. W przyszłym roku chce spełnić swoje marzenie i zdać egzamin na prawo jazdy.   Przeszedłem w swoim życiu kilka operacji, ciągłą rehabilitację i próby, na które wystawiał mnie los. Chcę być niezależny i samodzielnie funkcjonować w codziennym życiu. W ostatnich latach problemem stało się jednak przemieszczanie się nawet na krótkie odległości. Koszmarem są dalekie wyjazdy na wizyty w poradniach i kilkutygodniowe pobyty w szpitalach.   Rehabilitacja i leczenie są niezwykle ważne, bez nich choroba będzie stale postępować. Już wyrządziła wiele szkód w moim organizmie. Atakuje wszystkie organy – nerki, serce, wątrobę, jelita… Wszystkie stawy w moim ciele są zniszczone przez chorobę. Jednak przez bardzo niską odporność, nie ma możliwości zastosowania endoprotez. Jestem skazany na wózek inwalidzki.   Na co dzień pomaga mi mama i brat. Dużym ułatwieniem dla nas byłby zakup specjalnie przystosowanego samochodu, który pomógłby nam przemieszczać się i dojeżdżać na rehabilitacje i terapie.   Niestety nie stać nas na taki samochód, a mi, jako osobie niepełnosprawnej bardzo ciężko znaleźć pracę. Nie zamierzam się poddać, przeszedłem już bardzo wiele, ale nadszedł moment, w którym muszę poprosić o pomoc. Wierzę, że otworzycie dla mnie swoje ogromne serca. Wasza pomoc jest na wagę złota!   Michał

7 565,00 zł ( 4,44% )
Brakuje: 162 648,00 zł
Oliwier Woźniak
Oliwier Woźniak , 7 lat

Pomóż spełnić największe marzenie Oliwiera – zrobić pierwszy krok!

Dzień narodzin Oliwiera był jednocześnie najpiękniejszym i najstraszniejszym dniem w moim życiu. Najpiękniejszym – bo po raz pierwszy mogłam zobaczyć i przytulić mojego synka, najstraszniejszy – ponieważ od pierwszych chwil rozpoczęła się walka o jego życie.  Oliwier urodził się z przepukliną oponowo-rdzeniową na kręgosłupie i nóżkami końsko szpotawymi. Choć synek ma zaledwie 5 lat, w swoim krótkim życiu przeszedł już trzy skomplikowane operacje. Dziś walczymy o jego zdrowie i pierwszy samodzielny krok. Aby spełnić nasze największe marzenie, potrzebujemy wielu godzin rehabilitacji, nowych ortez do poruszania i wózka.  Jestem przekonana, że choćbym miała poruszyć niebo i ziemię, zrobię wszystko, by Oliwier w przyszłości mógł być samodzielny i sprawny. Moim największym marzeniem jest zobaczyć jego pierwsze kroki. Jednak bez Waszej pomocy, to może nie być możliwe. Dlatego tak ważne jest, by każdy, kto mógłby podarować nam, chociażby złotówkę, nie wahał się to zrobić. Już teraz z całego serca dziękuję za każdy rodzaj wsparcia! Agnieszka, mama Oliwiera Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową

7 201,00 zł ( 56,4% )
Brakuje: 5 565,00 zł
Agnieszka Piec
Agnieszka Piec , 39 lat

Walka o marzenia – ostatnia szansa!

Dziękuję wszystkim dotychczasowym darczyńcom i bardzo proszę, nie zostawiajcie mnie jeszcze! Operacja się odbyła, ale zakres okazał się znacznie większy niż sądzono początkowo. Konieczne było wezwanie urologa i założenie szyny. Nerka wykazywała już cechy zastoinowości, co bez operacji skutkowałoby zupełnym zamknięciem odpływu moczu i jej utratą. Czas trwania zabiegu był pierwotnie przewidywany na 1 godzinę, a na stole spędziłam 3... Z operacji ratującej płodność i niwelującej ból, stała się ratującą zdrowie. Za 2 miesiące muszę wrócić do szpitala w Niemczech, by usunąć szynę, a później kontrolować stan nerki co kilka tygodni, by mieć pewność, że moczowód jest drożny. Na ten moment nie mam pojęcia ile wyniesie całe leczenie! Na pewno znacznie przekroczy zakładane 30 tysięcy... Proszę o dalsze wsparcie, nie mam już odwrotu! Moja historia: Od liceum marzyłam, by zostać mamą, od zawsze wiedziałam, że to jest to. Pracuję w szkole, z maluchami, wielokrotnie wymykało im się "mamo", albo słyszałam "chcę, żeby Pani była moją szkolną mamą"... Nie potrafię opisać, co wtedy czułam. Od zawsze miałam też bolesne miesiączki, włącznie z mdłościami i omdleniami oraz zjadaniem tabletek przeciwbólowych jak cukierki, do czasu aż po kilku miesiącach przestawały działać i trzeba było brać silniejsze.  Ostatnimi były już leki na receptę przepisywane chorym na raka, z pochodną morfiny... Od zawsze słyszałam też, że okres musi boleć i przejdzie, gdy urodzę… Na pomysł, by starać się o dziecko wpadłam wcześnie, miałam zaledwie 23 lata. Niestety nie udawało się przez 2 lata, choć wszystkie badania były dobre.  Znalazłam Panią doktor, która po kilku miesiącach skierowała mnie do szpitala na laparoskopię, bo podejrzewała endometriozę. Ona pierwsza powiedziała, że ból nie jest normalny... O operacji na NFZ mogę powiedzieć niewiele. Zostałam rozcięta i zszyta. Tyle! Bez wycinków do badań histopatologicznych, bo "na oko było wszystko dobrze". Stwierdzono endometriozę w zatoce Douglasa, nie określono nawet stopnia. Dostałam zalecenie dalszych starań, ból nie minął, a ciąży nie było. Zaczęłam szukać dalej, zmieniłam dietę, wdrożyłam fizjoterapię, akupunkturę, suplementację i terapię, comiesięcznie pochłania to krocie… Niestety, bez efektu w postaci ciąży.  W międzyczasie podeszliśmy do 3 procedur in vitro, wszystkie z własnej kieszeni, ostatnia kosztowała nas 30 tysięcy, zaliczyłam też niestety farmakologiczną menopauzę… Przypłaciłam te działania stanami depresyjnymi, insulinoopornością, niedoczynnością tarczycy i rozregulowanymi jelitami… Na rękach mam zrosty od pobierania krwi, czasem raz w miesiącu, a czasem co 2 dni. Nie wiem już ile osób widziało mnie nago… Moje ciało jest przedmiotem badań, przypadkiem medycznym. Przed 4 i ostatnią procedurą in vitro, przez przypadek spotkałam cudownego doktora, który jest najlepszy w operowaniu endometriozy i dał mi nadzieję na usunięcie zmian. Jednak cena za tę nadzieję jest wysoka, bo zaczyna się od 3600 euro… Endometrioza to wielki ból i cierpienie, mój, ale te mojego partnera… Ta choroba to też gigantyczne koszty to praca na 1,5 etatu, by opłacić leczenie i leki. Miesięcznie wydaję ok. 1,5 tys., zamiast odkładać na przyszłość… Na dotychczasowe leczenie wydaliśmy ponad 100 tys. zł, bez rodziny i przyjaciół  nie dalibyśmy rady… Ze względu na mój wiek muszę do operacji podejść jak najszybciej, by móc wrócić do starań o ciążę... Dziękuję! Licytacje Facebook @czekajac_na_cud_n97  

6 325,00 zł ( 29,72% )
Brakuje: 14 952,00 zł
Michał Łuczak
Michał Łuczak , 33 lata

Byłam w kolejnej ciąży, gdy Michał zapadł w śpiączkę❗️Pomóż odzyskać kochającego męża i tatę❗️

Jeszcze niedawno byliśmy tacy szczęśliwi... Ja, mój mąż i dwie córeczki – jedna w naszych bezpiecznych ramionach, a druga dopiero rosnąca pod moim sercem. We wrześniu 2023 roku doszło jednak do ogromnej tragedii, która zamieniła nasze życie w piekło... To miał być dzień jak każdy inny – mój mąż tak jak zwykle pojechał do pracy. Nie wiedziałam wtedy jednak, jak ogromna tragedia się wydarzy. Nie wiedziałam, że tego dnia rozpocznie się nasz koszmar. Nie wiedziałam, że nasza poranna rozmowa może być ostatnim momentem, gdy słyszę głos Michała... 10 minut przed rozpoczęciem pracy mój mąż dostał zawału serca. Rozpoczął się wyścig z czasem. Natychmiast została wezwana karetka, a lekarze rozpaczliwie walczyli o życie Michała. Serce męża zatrzymywało się co chwilę. Przeżył jedynie cudem. Niestety, po zawale zapadł w śpiączkę i do tej pory się z niej nie wybudził. Miesiąc temu na świat przyszła nasza młodsza córeczka, lecz nie mógł jej zobaczyć ani wziąć w ramiona. Leży bezwładny na łóżku z podpiętą rurką tracheotomijną, a ja opowiadam mu, że został tatą po raz drugi i jak bardzo za nim tęsknimy. Nie wiem jednak, czy mnie słyszy... Jedyną szansą na to bym odzyskała męża, a moje dzieci kochającego tatę jest dalszy pobyt Michała w ośrodku wybudzeń oraz intensywna rehabilitacja. Niestety, wiąże się to z ogromnymi kosztami, których nie jestem w stanie udźwignąć samodzielnie. W jednej krótkiej chwili moje życie się załamało, lecz staram się nie poddawać. Muszę być silna dla moich dwóch córeczek/ Wierzę, że mąż jeszcze do nas wróci. W momencie zawału i zapadnięcia w śpiączkę Michał miał zaledwie 33 lata. Całe życie jest jeszcze przed nim. Proszę, pomóżcie mi o niego walczyć. Pomóżcie mu zobaczyć, jak dorastają jego dzieci... Każda wpłata to dla Michała szansa na wybudzenie się ze śpiączki i powrót do domu do kochającej żony. To szansa na wzięcie dzieci w ramiona i poznanie jego najmłodszej córeczki. Wiem, że on tak bardzo chce do nas wrócić – potrzebuje do tego tylko pomocy... Żona Michała

5 614 zł