Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Marcelinka Ciecierska
Marcelinka Ciecierska , 18 miesięcy

Dużo problemów malutkiej Marcelinki! Proszę, pomóż mojej córeczce!

Jak każdy rodzic, z cierpliwością czekałam na narodziny mojej córeczki z nadzieją, że będzie zdrowa. Niestety, trzy miesiące przed porodem zdiagnozowano u niej niedowład kończyn dolnych oraz deformację kręgosłupa w odcinku lędźwiowym… Był już za późno na operację. Od tego czasu bałam się, co będzie dalej. Marcelinka urodziła się 27 marca 2023 z przepukliną oponowo-rdzeniową, wodogłowiem i klinicznymi cechami porażenia zwieracza odbytu. Musiała być operowana już w pierwszej dobie życia! Niestety podczas tego zabiegu nie udało się zamknąć przepukliny… Przez pierwsze dwa miesiące życia córeczka leżała w szpitalu. Miała kolejne zabiegi, zamknięto przepuklinę, a także wstawiono zastawki do główki ze względu na wodogłowie. Marcelinka ma też pęcherz neurogenny i wymaga cewnikowania co trzy godziny! Taka mała dziewczynka musi znosić tak dużo! Moja kochana córeczka jest niepełnosprawna. Jednak wieloletnia, żmudna rehabilitacja dają jej szansę na lepszą przyszłość. Konieczne będzie też odpowiednie zaopatrzenie ortopedyczne. Wszystko to jednak kosztuje tak dużo! Marcelinka znosi ćwiczenia coraz lepiej. Jest wesołą, ciągle uśmiechniętą dziewczynką. Rehabilitacja daje jej bardzo dużo, jednak nie stać mnie na zapewnienie córce tylu spotkań ilu potrzebuje. Bardzo proszę o pomoc! Marzę o tym, żeby kiedyś postawiła samodzielne kroczki! Martyna, mama

8 914,00 zł ( 35,5% )
Brakuje: 16 193,00 zł
Krzysztof Kulej
6 dni do końca
Krzysztof Kulej , 65 lat

Powikłania po COVID odebrały mi sprawność Pomóż mi zawalczyć o przyszłość

Z daleka od najbliższych w najpiękniejsze Święta Bożego Narodzenia toczyłem walkę na śmierć i życie. Wygrałem, ale straciłem coś, co zmieniło moją rzeczywistość na zawsze. Tragiczne skutki koronawirusa mogę jeszcze pokonać, ale tylko z Twoją pomocą! Rodzina, pasje, szczęście - tak w kilku słowach oceniłbym moje życie. W czasie emerytury poświęcałem wiele czasu swoim pasjom - podróżom i majsterkowaniu. To pozwalało mi przenieść się do innego świata, do emocji dostępnych tylko dla tych, którzy mają w swoim życiu prawdziwe hobby. W codzienności towarzyszyli mi najbliżsi - dzięki nim czułem, że wszystko jest na swoim miejscu. Z wiekiem człowiek uczy się cieszyć najmniejszymi rzeczami, drobnymi gestami, które mają ogromne znaczenie. Pewnie to byłaby historia jakich wiele, ale niestety moja została brutalnie przerwana pod koniec ubiegłego roku. W grudniu moje samopoczucie zaczęło się pogarszać. Miałem nadzieję, że to chwilowe, ale duszności i gorączka były bardzo niepokojące z uwagi na rozprzestrzeniający się wirus. Chwilę później sprawy przybrały najgorszy możliwy przebieg. W Święta Bożego Narodzenia trafiłem do szpitala - tam usłyszałem potwierdzenie, stwierdzono zakażenie COVID-19. Pozostawało wierzyć, że mój organizm się nie podda, że znajdzie siłę, by pokonać chorobę bez większych konsekwencji. Niestety - wszystkie założenia związane z chorobą były błędne. Koronawirus spowodował ogromne spustoszenie w osłabionym organizmie, na walkę właściwie nie było szans. W środku pandemii z dala od najbliższych toczyłem jedną z najtrudniejszych batalii w swoim życiu. Bałem się tego, że już nigdy nie zobaczę żadnej z życzliwych mi twarzy.  Chwilę później usłyszałem, że doszło do zakrzepicy. Sytuacja była na tyle poważna, że lekarze nie mieli wyboru - podjęli ostateczną decyzję o amputacji obu nóg na wysokości ud. Do szpitala trafiłem jako sprawny człowiek, a wychodziłem, a właściwie wyjeżdżałem jako osoba pozbawiona możliwości wykonywania najprostszych czynności.  Nie mogłem się pogodzić z myślą, że tak będzie wyglądało moje życie już zawsze. Podjąłem decyzję, że stanę do walki i spróbuję odzyskać to, co odebrała mi choroba. Wiem, że nie będzie łatwo. Wiem, że na swojej drodze spotkam jeszcze mnóstwo barier - dosłownie i w przenośni, a jednak wierzę w lepsze jutro. Niestety, moja nadzieja została wyceniona na ogromną cenę - regularna rehabilitacja i zakup protez są w tym momencie poza zasięgiem moim i mojej rodziny. By zdobyć tę szansę potrzebuję pomocy. Twoje wsparcie, to moja nadzieja na lepsze jutro!  Walczę dla siebie, dla mojej Rodziny, dla której nie chcę i nie mogę być ciężarem. Chciałbym zabrać moje wnuki na spacer, pokazać im świat. Nauczyć, że choćby los wystawiał nas na ciężką próbę, nie warto się poddawać. Pomożesz mi? Krzysztof

8 908,00 zł ( 11,46% )
Brakuje: 68 784,00 zł
Łukasz Kujawiak
11 dni do końca
Łukasz Kujawiak , 34 lata

Dwa razy otarł się o śmierć, więzi go własne ciało... Pomóż wrócić Łukaszowi!

Łukasz musi się wybudzić, inaczej nigdy się nie dowiem, co się wydarzyło. Musimy uwolnić go z więzienia, jakim stało się dla niego własne ciało! Czekamy na Łukasza całą rodziną. Tęsknimy… Prosimy, pomóż nam odzyskać ukochanego tatusia i męża. Mój mąż w ciągu dwóch lat dwa razy oszukał śmierć. Niestety, drugim razem ta pozostawiła bolesne piętno... To historia, w którą trudno uwierzyć, jednak wydarzyła się naprawdę. Wydarzyła się nam… Pierwszy wypadek był trzy lata temu. Mąż miał wypadek. Doznał ciężkiego urazu mózgowo-czaszkowego, nie dawali mu szans. Wierzyliśmy jednak w cud, a ten się wydarzył! Łukasz odzyskał 99% sprawności, nikt by nie zauważył, że zaledwie kilka miesięcy wcześniej walczył o życie i zdaniem lekarzy - miał przegrać. A potem był drugi wypadek… Mija dokładnie rok od wypadku. Mąż poszedł na spotkanie ze znajomymi - świętowali narodziny dziecka jednego z nich. Gdy ponownie próbowałam się skontaktować z Łukaszem, odebrał ktoś inny, mówiąc, że mój mąż spadł ze schodów. Od razu zapytałam, czy wezwali karetkę. Potwierdzili. Wsiadłam w samochód i pognałam co sił na miejsce wypadku… Gdy dojechałam, karetki jeszcze nie było. Myślałam, że przyjechałam po prostu pierwsza, ale okazało się, że nikt nie zadzwonił na pogotowie. Okłamali mnie… Sama wykręciłam numer i po chwili pędziliśmy już do szpitala. Lekarz uspokajał mnie, że to nic takiego, mąż tylko nabił sobie guza, żebym wracała do domu i potem przyjechała tylko odebrać Łukasza.  Gdy wróciłam do szpitala, mąż był właśnie operowany. Kolana się pode mną ugięły… Jak to operowany?! Przecież nic mu miało nie być, mieliśmy wrócić do domu, do dzieci! Na początku nie docierały do mnie słowa lekarza. Jaki obrzęk mózgu, jaki krwotok? Małe szanse przeżycia, właściwie ich nie ma. Zdołali odbarczyć mózg, a mi kazali czekać na cud. Poza mną nikt nie wierzył, że Łukasz przeżyje… Opisując uszkodzenia mózgu lekarze stosują swoistą skalę. 3 punkty w tej skali oznaczają śmierć. Łukasz miał 4 punkty i nadal oddychał. Niestety, uszkodzenia były olbrzymie… Ja jednak nie traciłam wiary. Miałam deja vu - zaledwie dwa lata wcześniej byłam w tym samym szpitalu, mój mąż też walczył o życie i też mi mówili, że nie ma szans. On jednak z tego wyszedł, dlaczego teraz ma być inaczej?! - myślałam. Gdy Łukasz został wypisany ze szpitala do ośrodka rehabilitacyjnego, był cieniem człowieka. Ważył 45 kilogramów, tylko leżał, jak roślinka. Dopiero moje starania i codzienna pielęgnacja sprawiły, że powoli wracał do odpowiedniej wagi. Niestety uszkodzenia mózgu były na tyle duże, że Łukasz nie ma władzy nad ciałem. Jednak wszystko rozumie! Codziennie go odwiedzam. Zadajemy Łukaszowi pytania i na kartkach piszemy odpowiedzi. Ręką, którą jest w stanie poruszać, zawsze wskazuje te prawidłowe! Na początku trudno mi było powiedzieć dzieciom, co stało się tacie. Nasz synek Marcelek ma dopiero 6 lat, bardzo tęskni za tym, co było kiedyś. Wożę go do męża bardzo często. Marcel przytula się, pomaga w goleniu, pokazuje tacie nowe autka. Łukasz nie jest w stanie zrobić nic. Widzę tylko jego wzruszenie, gdy łza za łzą spadają na poduszkę. Zupełnie bezgłośnie… Jedyną drogą, by mąż do nas wrócił, jest intensywna rehabilitacja. Zebraliśmy wszystkie nasze oszczędności z mamą Łukasza i pojechaliśmy na intensywny, 3-tygodniowy turnus. Rehabilitacja bardzo pomogła! Niestety, jest bardzo droga i nie stać nas na nią. To, co oferuje NFZ, jest zaledwie kroplą w morzu.  Nie da się wytłumaczyć tego, co czujemy, co czuje Łukasz. Zamknięty we własnym ciele, ale świadomy. Tak bardzo chciałabym mu pomóc… Będziemy walczyć, póki starczy nam sił, by cud życia Łukasza mógł trwać. Niestety, nie mamy środków, by opłacać bardzo drogą rehabilitację. Bardzo proszę, pomóż mi odzyskać męża… Angelika, żona

8 876,00 zł ( 8,17% )
Brakuje: 99 635,00 zł
Maksymilian Chrapkowicz
Maksymilian Chrapkowicz , 27 lat

Borelioza zabrała sprawność, ale nie marzenia... Wspomóż walkę Maksa!

Mam na imię Maks i mam 25 lat. Moje problemy zdrowotne zaczęły się 4 lata temu, gdy mój stan zdrowia zaczął się znacznie pogarszać. W wakacje 2019 roku objawy postępowały do tego stopnia, że zostałem zmuszony do korzystania z wózka inwalidzkiego. Nie miałem sił, by poruszać się o własnych nogach…  Początkowa diagnoza była bardzo trudna dla mnie – stwardnienie rozsiane. Podjąłem leczenie, które niestety nie pomagało. W międzyczasie drążyłem tę kwestię i szukałem innej możliwości mojej niedyspozycji i tym sposobem od lipca 2020 roku leczę się na boreliozę. Diagnoza została postawiona przez lekarza chorób zakaźnych. Od tamtego momentu stale uczęszczam na rehabilitację. Choroba w moim przypadku za główny cel obrała sobie nogi. Zanik mięśni i początkowa diagnoza, a co za tym idzie leczenie, spowodowały, że szybka utrata mięśni nijak ma się do czasu ich odbudowy. Jest to zdecydowanie długi, wymagający i pracochłonny czas, ale się nie poddam i osiągnę zamierzony cel! Rehabilituję się od 2019 roku, czyli od momentu, w którym zostałem zmuszony korzystać z wózka inwalidzkiego. Początkowo były to turnusy rehabilitacyjne nieodpłatne z NFZ oraz ćwiczenia w domu we własnym zakresie. Jednak, aby zwiększyć postępy, trzeba było zintensyfikować rehabilitacje i podjąć je prywatnie. Od tego momentu wraz z kolejnymi dniami rehabilitacji zaczęły pojawiać się kolejne mniejsze sukcesy, które wspólnie tworzą coraz większe sukcesy. Do momentu, w którym choroba przejęła stery nade mną, prowadziłem normalne życie jak moi rówieśnicy. Czerpałem z życia pełnymi garściami, realizowałem plany, marzenia, pasje i snułem oraz odkrywałem nowe. Moją największą pasją jest motoryzacja oraz muzyka, która towarzyszy mi każdego dnia. Różnica w moim życiu względem zaostrzenia choroby a dzisiaj, jest znacząca i zauważalna, gdyż coraz więcej a przede wszystkim pewniej poruszam się o chodziku. Jestem też bardziej samodzielny. To jednak jeszcze nie koniec mojej rehabilitacji, lecz aby to było możliwe, potrzebne są duże nakłady finansowe, których coraz częściej mi brakuje. Zwracam się do Ciebie z prośbą o pomoc i wsparciu w powrocie do pełnej sprawności. Każda złotówka to kolejny krok, który sprawia, że jestem coraz bliżej celu.  Dziękuję każdemu, kto udostępni tę zbiórkę czy zechce ją wspomóc. Maks

8 872,00 zł ( 18,79% )
Brakuje: 38 320,00 zł
Łukasz Curyło
Łukasz Curyło , 43 lata

Jeden fałszywy ruch zmienił dosłownie wszystko❗️Łukasz nadal nas potrzebuje❗️

Dzieją się cuda i to właśnie dzięki wszystkim, którzy wsparli poprzednią zbiórkę.  Nasz brat będzie walczył dalej o swoje zdrowie. Niestety, w międzyczasie otrzymaliśmy informację o dostępności rehabilitacji na NFZ. Najbliższe terminy — po nowym roku... Proszę, nie pozwól nam czekać. Jeśli możesz, zostań z nami i wesprzyj dalszą walkę o nowe życie dla Łukasza.  Nasza historia:  Nieszczęśliwy wypadek, a właściwie ‚‚upadek" trwający kilka sekund odebrał mojemu bratu panowanie nad własnym życiem. Łukasz od tego momentu jest uzależniony od pomocy innych, a my walczymy o każdy, nawet najmniejszy cień nadziei!  Nigdy nie byliśmy w takiej sytuacji — szóstka rodzeństwa, tylu nas było w domu. Dzisiaj rozrzuceni po całej Polsce... Jedynie Łukasz został w domu, ze schorowaną mamą. Rolę w kilka sekund się odwróciły, dziś On potrzebuje pomocy. Brat podczas pracy, nieszczęśliwie zsunął się z balkonu o wysokości około 4 metrów. W wyniku wypadku złamał kręgosłup, a żebro przebiło mu płuco! Dzięki Bogu żyje! Lekarze są zgodni — trzeba liczyć na cud. Skala zniszczenia rdzenia jest ogromna. Oczywiście nigdy nie przestaniemy wierzyć, że organizm Łukasza wywalczy regenerację i jeszcze kiedyś stanie o własnych nogach!  Do tego jednak potrzeba środków, rehabilitacji i regularnego leczenia! Niestety, brat nie ma nikogo bliskiego, żony, dzieci. Mieszka na wsi, na której nie ma nawet sklepu. Ośrodki są oddalona o wiele kilometrów.  Brat został zatrudniony 18.05, a 22.05 zdarzył się wypadek! Nie możemy liczyć na żadne środki, które zapewnią mu powrót do zdrowia. Niestety, z każdym dniem trudne informacje spadają na nas, a szczególnie na Łukasza jak lawina... Nie sposób stracić nadzieję, siły i chęci.  Zrobimy jednak wszystko, by mu pomóc — by nigdy nie zwątpił i by nigdy nie przestał walczyć!  Brat jest budowlańcem, ale przecież nie miał potrzeby przystosowywania swojego domu np. do poruszania się na wózku. Ma duży taras, ogród, jednak zwykłym wózkiem nie będzie w stanie wyjechać ‚‚do ludzi". Obecny stan zmusza go do długiego leżenia, dlatego musimy prewencyjnie zapobiec odleżynom. Potrzebne będą środki, leki, wizyty u specjalistów i pobyty na oddziałach rehabilitacyjnych.  Choć rodzeństwa jest dużo, sami nie poradzimy sobie z wydatkami...  Prosimy Państwa o każdą pomoc, nawet najmniejszą. Bo nawet ta, przywróci nam nadzieję!  Edyta, siostra   

8 869,00 zł ( 41,68% )
Brakuje: 12 408,00 zł
Maja Hajdziona
Maja Hajdziona , 23 miesiące

Pomóż Mai stanąć na nóżki❗️

Nie tak miały wyglądać nasze pierwsze chwile z Mają. Szok, strach, bezsilność. Rozdzierający serce płacz noworodka... Zamiast beztroski i przyglądania się jak Majusia zdobywa kolejne umiejętności – pełna mobilizacja i troska o to, czy kiedykolwiek stanie na własnych nóżkach. Córeczka urodziła się z rozszczepem kręgosłupa, wodogłowiem i stopami końsko-szpotawymi. Wciąż jest pod stałą, intensywną opieką wielu specjalistów. Szpital to niemal jej drugi dom, a lekarzy widuje częściej niż nas, jej rodziców. Niestety, jeszcze długo się to nie zmieni.  Sytuacja Majusi jest bardzo poważna. Czeka ją wiele lat trudnego leczenia i wymagającej rehabilitacji. Pani doktor powiedziała, że przez jakiś czas Majusia na pewno będzie jeździć na wózku! Dlatego bardzo prosimy o wsparcie trudnego startu naszej kruszyny. Szanse na dobre dzieciństwo i życie nie muszą być przekreślone, ale wizyty, dojazdy, rehabilitacja i niezbędne sprzęty w dużej części nie są refundowane. Przy chorobach Mai regularność opieki jest kluczowa. Prosimy, pomóż!

8 865 zł
Tymoteusz Łuc
2 dni do końca
Tymoteusz Łuc , 4 latka

Pomóżmy Tymkowi w walce o sprawniejszą przyszłość!

Nasz synek Tymek ma ponad 3 latka. Od urodzenia walczymy o jego lepszą przyszłość. Mimo częstych chwil zwątpienia nie poddajemy się, gdyż wierzymy i widzimy, iż zajęcia i rehabilitacje przynoszą rezultaty. Tymuś zmaga się z licznymi chorobami: opóźnienie psychomotoryczne, podejrzenie zaburzenia ze spektrum autyzmu, podejrzenie małogłowia, torbiel nerki, zaburzenia przewodnictwa nerwów wzrokowych, oczopląs, wada wzroku, niedosłuch – to wszystko, z czym na co dzień toczy walkę nasz mały bohater. Mimo tak trudnego początku zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby zapewnić mu, jak najlepsze dzieciństwo. Tymek potrzebuje wsparcia wielu specjalistów i rehabilitacji, które w miarę możliwości realizujemy. Jest pod stałą opieką poradni audiologicznej, laryngologicznej, okulistycznej, neurologicznej i nefrologicznej. Uczęszcza na zajęcia wczesnego wspomagania rozwoju, integracji sensorycznej, komunikacji alternatywnej AAC, hipoterapii, a także na zajęcia z logopedą, tyflopedagogiem, psychologiem i fizjoterapeutą. Dziś już wiem, że liczne terapie mogą być drogą do jego dziecięcego sukcesu. Będziemy wdzięczni za każdą okazaną pomoc, ponieważ wydatki związane z leczeniem i rehabilitacją wciąż będą rosnąć, a wszystkie zebrane fundusze przeznaczamy na dalsze rehabilitacje. Dobro zawsze wraca ze zdwojoną siłą! Rodzice Tymka

8 859 zł
Teresa Budlewska
Teresa Budlewska , 70 lat

Nie mogę pokonać choroby, ale mogę ją zatrzymać. Pomożesz mi?

Nigdy nie przypuszczałam, że choroba dotknie właśnie mnie, tym bardziej, że na pomoc najbliższych liczyć nie mogę, ponieważ ich nie mam. Nie dane mi było poznać mężczyzny swojego życia, nie posiadam też dzieci... Choroba postępuje, tak naprawdę muszę prosić o pomoc osoby trzecie, by móc w miarę normalnie funkcjonować. Stwardnienie rozsiane już teraz przykuło mnie do wózka, a ja tak bardzo chcę chorobę zatrzymać. Szansą na to jest intensywna rehabilitacja, a także sprzęt, który ułatwi mi codzienne funkcjonowanie. Moi kochani Przyjaciele i Darczyńcy. Zwracam się z prośbą o wsparcie finansowe. Moje priorytety nieco się zmieniły. Stosownie do obecnego stanu mam potrzebny mi sprzęt,  w który udało mi się zaopatrzyć dzięki dofinansowaniu z PEFRONU i wsparciu przyjaciół. Natomiast, jak co roku, potrzebuję wsparcia finansowego na pokrycie kosztów zajęć rehabilitanta w domu i czterotygodniowego pobytu w Centrum Rehabilitacji SM w Bornym Sulinowie.  Ze względu na małe dochody nie jestem w stanie sprostać tym wydatkom. A jest to dla mnie niezbędne do podtrzymania kondycji i sprawności fizycznej, która, w porównaniu do kondycji sprzed roku, poprawiła się.  Widzę, jak rehabilitacja jest mi niezbędna i jest dla mnie jedynym lekarstwem. Minęło już 18 lat odkąd zachorowałam, jednak nie jestem nieszczęśliwa z tego powodu. A wprost przeciwnie. Jestem szczęśliwym człowiekiem, a pogoda ducha i pozytywne myślenie pomaga mi pokonywać codzienne trudności. Dużym wsparciem jest dla mnie nadal grupa przyjaciół i wiara, że jest ktoś wyżej, Który wspiera i wszystkim kieruje.    Pozwólcie drodzy darczyńcy, że co roku będę zwracać się do Was o pomoc. Myślę o Was codziennie i bardzo dziękuję za wszystko. Z wdzięcznością i modlitwą Teresa Budlewska 

8 842,00 zł ( 56,78% )
Brakuje: 6 730,00 zł
Marcin Chrześcijański
Marcin Chrześcijański , 19 lat

Pomóż Marcinowi odzyskać upragnioną sprawność!

Marcin to młody mężczyzna. Pełen energii, zawsze lubiany za swoją otwartość i poczucie humoru. Uwielbiał spędzać czas na świeżym powietrzu, łowić ryby i spotykać się ze znajomymi. Tak jak rówieśnicy miał plany i marzenia… Niestety wszystko zmienił nieszczęśliwy upadek! Nie wiem ile cierpienia jest w stanie udźwignąć jeden człowiek. Ale okrutny los z pewnością chce sprawdzić moje możliwości. Po śmierci męża wszystko musiałam wziąć na swoje barki. Jednak dzieci dawały mi ogromną siłę. Pogodziłam się z losem i z pokorą przyjęłam to, co mi pisane. Niestety nawet najwytrwalszym w boju, świat potrafi zawalić się na głowę… Nigdy nie zapomnę dnia, gdy nagle otrzymałam druzgoczącą informację o tym, że mój młodszy syn Marcin spadł z wysokości! Tak bardzo bałam się, że stracę kolejną najważniejszą osobę w moim życiu! Gdy dotarłam do szpitala usłyszałam od lekarzy, że syn jest w ogólnym stanie dobrym. Kamień spadł mi z serca i odczułam chwilową ulgę. Tymczasową, bo były też złe wieści. Marcin doznał złamania wybuchowego trzonu L1! Konieczna była pilna operacja, jednak nie rozwiązała ona wszystkich problemów. Syn do dziś zmaga się z niedowładem kończyn dolnych… Marcin ma szansę na powrót do sprawności, jednak wymaga to intensywnej rehabilitacji i wsparcia wielu specjalistów. A to niestety kosztuje majątek! Sama nie dam rady. Dlatego błagam Was o wsparcie! Syn nigdy nikomu nie odmawiał pomocy, a teraz pomocy potrzebuje on sam! Podarujcie mu szansę na lepszą przyszłość i odzyskanie upragnionej sprawności! Mama Marcina

8 838 zł