Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Irena Toroń
Pilne!
Irena Toroń , 77 lat

Nowotwór zaatakował moje ciało i chce odebrać mi wszystko, co mam! Pomóż❗️

Zachłanny nowotwór jajnika wkradł się w moje życie, nie pytając o zgodę. Jak złodziej, który bezlitośnie burzy spokój, odebrał mi marzenia i wszelką nadzieję. Bezczelnie rozgościł się w moim ciele, pożerając resztki sił. Wszystko się zmieniło po wyniku ginekologicznego badania... Moja trudna historia zaczęła się od niepokojących sygnałów wysyłanych przez organizm. Od jakiegoś czasu zauważyłam, że zaczynam niekontrolowanie krwawić. Im częściej to się powtarzało, tym bardziej się zastanawiałam, co się ze mną dzieje. Oprócz tego co jakiś czas odczuwałam dość silny ból po prawej stronie, w okolicach jajnika. Ból był intensywny, ale nieregularny – pojawiał się i znikał. Wtedy myślałam, że to nic poważnego, więc za każdym razem czekałam, aż minie. W końcu zdecydowałam się na wizytę u ginekologa. Po rutynowym badaniu okazało się, że w moim organizmie pojawiła się duża endometria, co wymagało natychmiastowej interwencji w szpitalu. Zdecydowano o jej usunięciu, a po operacji nadszedł czas na wyniki. To, co usłyszałam, zmroziło krew w moich żyłach. W połowie czerwca, podczas konsultacji z lekarzem, usłyszałam druzgocącą diagnozę - NOWOTWÓR JAJNIKA. Teraz czeka mnie długotrwała walka – chemioterapia, którą zaplanowano na październik. Aby do niej przystąpić, muszę przejść kolejne etapy leczenia, które będą kluczowe dla mojej przyszłości. Zawsze miałam siłę i niosłam uśmiech, tam, gdzie go brakowało. Teraz zmagam się z największym wrogiem swojego życia. Nowotwór atakuje z bezwzględną siłą, jakby chciał zabrać wszystko, co cenne. Pożera w ciszy. Przede mną czas usłany niepewnością. Ale ja się nie poddaję. Niestety, czeka mnie jeszcze wiele etapów trudnej podróży – kolejne badania, terapie i rehabilitacja. Codziennie walczę o to, by być tu, gdzie jestem, czyli z bliskimi. Niestety koszty leczenia, rehabilitacji i specjalistycznej opieki przerastają moje możliwości. Zmaganie się z tą okropną chorobą to nie tylko fizyczne cierpienie, ale i finansowe wyzwanie. Dlatego zwracam się do Was, prosząc o pomoc. Każdy gest wsparcia to dla mnie wielka nadzieja na lepsze jutro. Możecie się przyłączyć, dodając mi siły, by stawić czoła bezwzględnej chorobie. Pomóżcie mi wygrać tę batalię, abym mogła spokojnie żyć – co próbuje mi odebrać nowotwór. Dziękuję za wszystko!  Irena

8 829 zł
Beata Kędziora i Jakub Jeziorowski
Pilne!
Beata Kędziora i Jakub Jeziorowski , 13 lat

Złośliwy NOWOTWÓR i zaburzenia odbierają im WSZYSTKO❗️

Było nam wystarczająco ciężko, a w styczniu 2023 roku zawalił się mój świat. Usłyszałam najgorszą z możliwych diagnoz – nowotwór złośliwy żołądka. Jednak usłyszałam też, że jest nadzieja. Wtedy pomyślałam: „Nie, nie poddam się. Będę walczyć, dopóki jest szansa.” Leczenie rozpoczęło się od chemioterapii w Zgorzelcu, miejscowości oddalonej o 80 km od miejsca mojego zamieszkania. Nie jestem zamożna, moja rodzina również, ale pomimo trudności robiłam wszystko, żeby co dwa tygodnie być w klinice. Następny etap to usunięcie żołądka, części trzustki i 30 węzłów chłonnych. Ciężka i skomplikowana operacja sprawiła, że zapadłam w śpiączkę.  Co musiały wtedy czuć moje dzieci? Jak bardzo się bały? Mogę jedynie zgadywać. Po półtoramiesięcznym pobycie w szpitalu wróciłam do domu. Pomyślałam wtedy, że już będzie dobrze. W końcu tyle przeszłam. Niestety, pojawiły się komplikacje pooperacyjne – przetoki na jelitach, ropnie, zrosty i sepsa. Lekarze cudem wyciągnęli mnie z zimnych objęć śmierci. Spędziłam kolejne 2 miesiące w szpitalu. Przeszłam 3 operacje, ale rany się nie goiły, a ja słabłam i traciłam na wadze. W stanie ciężkim trafiłam do hospicjum. Miałam wtedy wrażenie, że lekarze nie wierzą, bym kiedykolwiek znów stanęła na nogi. A przecież musiałam. W domu czekały na mnie dzieci: córka i syn z zaburzeniami rozwoju, którym obiecałam, że wrócę. Dlatego codziennie stawiałam czoła trudnościom i były efekty! Wbrew ciążącemu nade mną fatum ja „wróciłam do życia”. Znów byłam szczęśliwa i znów boleśnie sprowadzono mnie na ziemię. Wyniki kontrolne w styczniu tego roku załamały mnie. Wykazały przerzut na wątrobę. By dojechać na leczenie i badania, zaczęłam się zapożyczać, bo nie miałam już sumienia w dzisiejszych, trudnych czasach wciąż prosić o pomoc brata i przyjaciół. Po badaniach, wyjazdach i konsyliach okazało się, że jest nadzieja. Czeka mnie operacja usunięcia kawałka wątroby. Jestem pełna wiary, że tym razem się uda. Ale muszę zwrócić się z prośbą o wsparcie do ludzi o wielkich sercach. Brakuje mi środków finansowych na leki, opatrunki, witaminy i dalsze wyjazdy na badania. Także specjalistycznej diety, ćwiczeń i terapii wymaga mój syn. Dlatego, póki jest nadzieja, póki jest szansa, że razem z Kubą otrzymamy pomoc, chcę z niej skorzystać. Beata

8 825 zł
Judyta Omieljańczyk
Judyta Omieljańczyk , 18 lat

17 lat walki o szczęście – Pomagamy Judycie❗️

Kochani, kolejny raz prosimy Was o pomoc dla Judytki.  Dzięki dotychczasowej pomocy zakupiliśmy fotelik, wózek i sfinansować kosztowną rehabilitację w postaci turnusów rehabilitacyjnych. Nasza historia: Liczne wady, z którymi przyszła na świat Judytka, sprawiły, że każdego dnia muszę walczyć o to, by w jej życiu było jak najmniej cierpienia. Jej choroba jest nieuleczalna, ale są sposoby, by jej pomóc. Dzięki systematyczniej rehabilitacji Judytka robi postępy, a jej organizm lepiej sobie radzi z licznymi schorzeniami.  Niestety z roku na rok rehabilitacja jest droższa. Robię, co mogę, by pomóc córce – wystawiam licytacje, pisze apele. Dla Judytki to jedyna szansa, by utrzymać to, co do tej pory zostało wypracowane... O tym, że Judytka będzie bardzo chora, dowiedziałam się w 30 tygodniu ciąży. Nie miałam siły wstać z łóżka, gdy jak grom z jasnego nieba lekarz poinformował o szeregu wad. Pytania – co dalej? Już wtedy wiedziałam, że kocham ją nad życie i zrobię wszystko, co mogę, żeby była ze mną. Urodziła się malutka, sina, nie płakała. Zaczęła się walka o to, by moje dziecko rozwijało się prawidłowo. W pierwszych miesiącach życia Judytka w domu była gościem. Pierwsze cztery lata to ciągłe zapalenie płuc, oskrzeli, niewydolność oddechowa. Byłam wykończona, ale wiedziałam, że muszę być twarda. Wada ośrodka układu nerwowego, małogłowie, agenezja ciała modzelowatego, epilepsja. Lista jest  długa... Każdy dzień przebiega w cieniu rehabilitacji. Na szczęście jest coś jeszcze – praca przynosi rezultaty! Pamiętam pierwsze słowo Judytki, wypowiedziane, gdy miała niecałe 3 latka: "mama". Siedziałam i płakałam z radości, bo czego chcieć więcej… Judytka nauczyła się też samodzielnie siedzieć. To wlewa nadzieję w serca, bo kiedy pojawiają się efekty, to znaczy, że nie wolno się poddawać, bo może ich być jeszcze więcej... Nie dawano jej szans, a jednak walczy już 17 lat. Niedawno przeszła ciężką operację lewej nerki. Cały czas potrzebujemy wsparcia, aby utrzymać to, co zostało wypracowane. Prosimy, potrzebujemy Was! Mama Judytki ➡️ Facebook – Judyta Omieljańczyk

8 822,00 zł ( 29,09% )
Brakuje: 21 498,00 zł
Filip Jasiulewicz-Tomaszewski
Filip Jasiulewicz-Tomaszewski , 2 latka

Uratuj przyszłość Filipka! Pomóż zrozumieć mu świat!

Wierzę, że mój ukochany synek w przyszłości będzie samodzielny. Jest przecież taki malutki… Tak bardzo chciałabym podarować mu piękne życie, pełne spełniających się marzeń. Tylko szybkie działanie przyniesie upragniony efekt, jednak sama sobie nie poradzę. Potrzebne mi wsparcie! Problemy Filipa rozpoczęły się już na początku jego życia. Urodził się jako wcześniak, spędzając swoje pierwsze dni na noworodkowym oddziale intensywnej terapii. Przez problemy z napięciem mięśniowym synek od razu wymagał rehabilitacji. To dzięki niej zaczął siadać i raczkować. Niestety, problemy nas nie opuszczały. Filipek ma trudności z rozumieniem komunikatów i koncentracją uwagi. Występują u niego także zaburzone reakcje na ból. Panie ze żłobka sygnalizowały, że zachowuje się tak, jakby zupełnie ich nie słyszał. Te wszystkie obserwacje skłoniły mnie do kolejnej wizyty u lekarza. Po szeregu badań wszystkie wątpliwości zostały rozwiane. Mój synek zmaga się z autyzmem. Od diagnozy robię co mogę, by mój mały chłopczyk miał szansę rozwijać się prawidłowo. Nadzieję widzę w turnusie rehabilitacyjnym, podczas którego dostanę cenne wskazówki, jak pracować z moim dzieckiem w domu. To bardzo ważne, szczególnie teraz, kiedy Filip jest jeszcze tak intensywnie się rozwija. Widzę, jaki progres przynosi codzienna rehabilitacja. To jednak wciąż za mało, by synek w pełni zrozumiał otaczający go świat. Jak każda matka, pragnę dla mojego dziecka jak najlepiej… Kiedyś mnie zabraknie. Chcę, by do tego czasu Filip nauczył się prawidłowego, samodzielnego funkcjonowania. Pełen wskazówek turnus jest w tym celu kluczowy! Problemem jest jego wysoka kwota. To coś, przez co mam związane ręce. Chcę pracować z moim dzieckiem, a zgromadzeni tam specjaliści z pewnością mi w tym pomogą. Wasze wsparcie będzie kluczowe. Będę niezwykle wdzięczna za każde okazane przez Was dobro! Mama Filipka

8 800,00 zł ( 63,62% )
Brakuje: 5 030,00 zł
Jakub Iwanowicz
Jakub Iwanowicz , 2 latka

Nasz Kubuś codziennie walczy! Zawalczmy wspólnie o jego lepsze życie!

Gdy usłyszeliśmy pierwszą diagnozę, Kubuś był jeszcze w brzuszku. Przyszedł na świat jako brat bliźniak małej Nadziejki w czerwcu 2022 roku. Już od pierwszych dni rozpoczął swoją ciężką walkę o życie... Nasz mały wojownik, bo tak nazywamy naszego synka, urodził ze skrajnym wodogłowiem i z wadą mózgu holoprosencefalia semilobaris. W 7 dobie u Kubusia został wykonany zabieg implantacji zastawki komorowo-otrzewnej z powodu wodogłowia. Szybko jednak okazało się, że to nie jedyny przeciwnik, z którym będzie musiał stoczyć walkę... Pierwsza diagnoza została postawiona w 13. tygodniu ciąży podczas badań ginekologicznych — synek urodzi się z wodogłowiem. Kolejne tygodnie nie były dla nas łaskawe. Od tej pory musieliśmy być gotowi na wszystko... Lekarze nie dawali Kubusiowi szans na przeżycie. Pierwsze godziny po porodzie były tragiczne. Usłyszałam, że mam półtorej godziny, by pożegnać się z naszym Kubusiem. Przez cały ten czas tuliłam go i nie mogłam uwierzyć, w to co się właśnie dzieje... Później Kubusia zabrano na osobny oddział i pobrano płyn mózgowo-rdzeniowy. Słyszałam jego krzyk i płacz. Tak bardzo wtedy cierpiał, a ja nie mogłam nic zrobić…  Przez pierwsze tygodnie Kubuś leżał w szpitalu dziecięcym. Miał problemy z oddychaniem, dlatego został podłączony do respiratora. Karmiliśmy go przez sondę. Przeszedł zabieg implantacji zastawki komorowo-otrzewnej z powodu wodogłowia. Niestety po powrocie do domu zauważyliśmy, że główka Kubusia stale się powiększa! Okazało się, że wprowadzona zastawka nie działa prawidłowo i potrzebna będzie kolejna operacja! Kolejne dni nie przyniosły jednak dobrych wieści... W dodatku dowiedzieliśmy się, że u Kubusia wykryto zanik nerwów wzrokowych, torbiel pajęczynówki i wzmożone napięcie mięśniowe. Boimy się, że kolejna wizyta u specjalisty będzie oznaczała nowe diagnozy... Jedyne czego w tej chwili pragniemy, to zdrowie i szczęście dla naszego synka!  Razem z Kubusiem na świat przyszła Nadziejka. Córeczka jest zdrowa, choć lekarze zaobserwowali u niej asymetrię i wzmożone napięcie mięśniowe. Nadziejka także potrzebuje kosztownej rehabilitacji, a nam zaczyna brakować środków... Kubuś i Nadziejka mają starszego brata Kacperka. Ma zaledwie 3-latka, ale jest niesamowicie troskliwy i opiekuńczy dla swojego braciszka i siostrzyczki. Bardzo pomaga mi przy małych. Przynosi pampersy, podaję butelkę, gdy chcę nakarmić Kubusia. Jest jednak zbyt mały, by rozumieć, co teraz dzieje się z jego młodszym rodzeństwem. Kacperek urodził się jako zdrowy chłopiec. Rozwija się bardzo dobrze, jak jego rówieśnicy. Nikt z nas nie spodziewał się więc, że przy kolejnej ciąży pójdzie coś nie tak... Leczenie Kubusia polega na leczeniu paliatywnym. Wiemy, że nasz synek nigdy nie będzie zdrowym dzieckiem. Zdajemy sobie sprawę, że nie będzie rozwijał się tak jak inne dzieci. Chcemy jednak zapewnić mu jak najlepsze warunki i sprawić, by każdy dzień nie był dla niego cierpieniem... Zmiany w mózgu wpływają na jego koordynację ruchową i chodzenie. Tylko dzięki rehabilitacji i leczeniu dajemy mu szansę, by w przyszłości mógł się poruszać. Koszty leczenia są jednak tak duże, że bez Twojej pomocy nie damy sobie rady. Potrzebujemy środków na dojazdy, wizyty kontrolne u lekarzy i rehabilitację. Otrzymujemy pomoc z hospicjum. Do Kubusia przyjeżdżają dwie panie fizjoterapeutki dwa razy w tygodniu, ale niestety to za mało. Naszym największym marzeniem jest, by pewnego dnia Kubuś usiadł z nami do stołu, na własnych nogach chodził z nami na spacery, trzymał nas za rękę, mimo że nigdy prawdopodobnie nas nie zobaczy. Koszty leczenia i rehabilitacji są zbyt duże, by pokryć je z własnych środków. Tylko dzięki Twojej pomocy Kubuś może liczyć na lepsze jutro! Proszę, pomóż nam, by nasz synek już dłużej nie cierpiał... Żaneta, mama Kubusia

8 786 zł
Marysia Zaremba
Marysia Zaremba , 4 latka

Każdego dnia mała Marysia walczy o swoją sprawność. Pomóż!

Nasza córeczka, Marysia zmaga się z dziecięcym porażeniem mózgowym w postaci hemiplegii, co oznacza niedowład prawej strony ciała. Na pierwszy rzut oka córeczka wydaje się być zdrowym dzieckiem, ale przy bliższym kontakcie łatwo zauważyć, jak trudną walkę toczy każdego dnia. Marysia przez pierwsze pół roku życia miała problemy z jedzeniem oraz piciem, przechodziła też liczne badania. Lekarze zasugerowali nam wtedy, abyśmy postarali się dla małej o orzeczenie, które umożliwiłoby jej udział w specjalistycznych zajęciach. Córeczka porusza się samodzielnie, jednak jest to możliwe tylko dzięki ortezom. Niestety przez niedowład jej prawa noga jest dużo słabsza. Powoduje to wolniejszy jej wzrost oraz przyczynia się do nieprawidłowego wzorca chodu, a także powstawania wady kręgosłupa.  Marysia ma także problemy z przyjmowaniem posiłków oraz samodzielnym ubieraniem się po załatwieniu potrzeb fizjologicznych. Często się krztusi i wymiotuje z powodu niedowładu prawej strony ciała. Córka używa prawej ręki jako ręki pomocniczej i ma problemy z podniesieniem cięższych przedmiotów. Nasza córeczka jest wesołym, uśmiechniętym i błyskotliwym dzieckiem z poczuciem humoru. Uwielbia oglądać Psi Patrol. Intelektualnie nie odstaje od swoich rówieśników. Maria ma brata, z którym lubi spędzać czas. Często pyta nas, dlaczego braciszek nie musi nosić ortez, a nam jest coraz trudniej odpowiadać na te pytania. Marysia wymaga specjalistycznego wsparcia. Córka uczęszcza na intensywną rehabilitację 4-5 razy w tygodniu oraz regularnie bierze udział w turnusach rehabilitacyjnych. Efekty tej ciężkiej pracy są widoczne, jednak abyśmy mogli je utrzymać, musimy zapewnić naszemu dziecku stałą pomoc. Wiąże się to jednak z ogromnymi kosztami... Prosimy Was zatem o wsparcie. Każda złotówka, którą przeznaczycie na rehabilitację Marysi, jest dla nas bezcenna. Dzięki Waszej pomocy córeczka ma szansę na funkcjonowanie jak zdrowe dziecko. Walka, którą Maria toczy każdego dnia, wymaga ogromnego wysiłku – zarówno od niej, jak i od nas. Z całego serca dziękujemy za wszelką pomoc. Wierzymy, że dzięki Waszej dobroci Marysia będzie mogła prawidłowo się rozwijać. Rodzice Marysi

8 778,00 zł ( 51,56% )
Brakuje: 8 244,00 zł
Andrzej Tyc
Andrzej Tyc , 35 lat

Nic nie zwiastowało tych dramatycznych wydarzeń... Teraz Andrzej walczy o powrót do sprawności!

2 sierpnia 2023 roku życie mojego męża, moje i naszych dzieci zmieniło się całkowicie. Tego dnia rano Andrzej trafił do szpitala z zapaleniem nogi. Po południu usłyszałam, że jego stan jest krytyczny i zostaje przewieziony na Oddział Intensywnej Terapii! Zaczęła się walka o życie… To był dla nas wszystkich prawdziwy szok. Myślałam, że mąż zaraził się ode mnie grypą. W nocy się źle czuł. Rano noga zaczęła robić się czerwona, zaczął mieć problemy z oddychaniem i omdlewać! Okazało się, że doszło do wstrząsu septycznego… A po nim wystąpił jeszcze zawał serca! Organizm nie wytrzymał… Po tygodniu walki o życie doszła jeszcze walka o uratowanie nogi! Ze względu na martwicze zapalenie powięzi, konieczny był przeszczep skóry! W końcu, po dwóch miesiącach pobytu w szpitalu, mąż wrócił do domu. Noga się goi, lecz koszty opatrunków, leków, rehabilitacji są ogromne i przewyższają nasz domowy budżet. Gdy Andrzej wyleczy jedną nogę, będzie trzeba zająć się drugą. Potrzebny jest zabieg artroskopii kolana, ponieważ w międzyczasie uszkodzona została łękotka. Mąż nie jest obecnie w stanie poruszać się samodzielnie. To dla niego trudne, zawsze był aktywnym człowiekiem. Lubił pracę przy domu, czy granie w piłkę. Psychicznie czuje się lepiej, ponieważ w końcu jest z nami w domu, ale przed nim jeszcze długa droga powrotu do sprawności. Każda najmniejsza pomoc będzie dla nas na wagę złota. Bardzo proszę, wspomóżcie Andrzeja! Wiem, że może wrócić do zdrowia. Potrzebuje tylko Waszego wsparcia! Dorota, żona

8 770 zł
Tosia Malchenko
Tosia Malchenko , 13 lat

Razem możemy zatrzymać cierpienie Tosi! Pomocy!

Tosieńka urodziła się 4 kwietnia 2011 roku w Mikołajowie na Ukrainie. Jest drugim dzieckiem w rodzinie, ma starszego brata. Ciąża przebiegała bez powikłań, moje dziecko urodziło się w 39. tygodniu ciąży, urodziłam sama, córeczka była zdrowa: dostała 8-8b punktów w skali Apgar. Kilka miesięcy później zaczął się jednak prawdziwy koszmar...  W wieku 4 miesięcy Tosia straciła przytomność i przestała oddychać! Została przyjęta na oddział intensywnej terapii w stanie ostrej śpiączki, do szpitala przywieźliśmy bezwładne niebieskie  ciało dziecka! Byliśmy przerażeni! Córkę udało się uratować, ale lekarze nie mogli znaleźć przyczyny dolegliwości. Po tej tragedii dziecko było już inne: nie podnosiło zabawek, nie zwracało uwagi na bliskich, nie przewracało się na bok, nie trzymało głowy. Powiedziano nam, że Tosia jest po mikro udarze.  Tosia nie stawała na nóżkach aż do roku, rozwój psychomotoryczny był powolny, wszyscy mówili, że to są konsekwencje ostrej śpiączki w wieku 4 miesięcy. Dziecko nie przybierało cały czas na wadze, refluks nie ustępował – był on towarzyszem jej życia, a lekarze nie mogli znaleźć przyczyny. Dzięki uporowi rehabilitantów i fizjoterapeutów udało nam się postawić córkę na nogi w wieku 2 lat. Niestety nie przebierała na wadze. W wieku pięciu lat ważyła 9 kg.  Nasze dziecko nie mówiło, ale porozumiewało się oczami, ale chodziło samodzielnie. W wieku pięciu lat badania po raz pierwszy wykazały, że córka ma wrodzoną dziedziczną ostrą nietolerancję laktozy. Gdy miała 6 lat, w Berlinie przeprowadzono pełne badanie córki, podczas którego wykryto i potwierdzono zespół Retta, heterozygotyczną mutację. Oznacza to, że mutacja nie jest dziedziczna, to pierwszy przypadek w naszej rodzinie. Zaburzenia metaboliczne często wskazują na tendencję do osteoporozy kości.  Kiedy Tosieńka miała 7 lat, pojechaliśmy całą rodziną do Polski. Zrobiliśmy to dla niej. Córka mogła uczęszczać do prywatnego specjalistycznego przedszkola rehabilitacyjnego. Ja i mój mąż pracowaliśmy. Ale wtedy Tosia po raz pierwszy złamała nóżkę. Sugerowałam lekarzom, że może być to wina osteoporozy. Nie słuchali.  Moja córeczka po złamaniu przestała chodzić, a ja musiałam rzucić pracę. Kontynuowałem wizyty u różnych ortopedów i chirurgów w Warszawie, sugerowałam, że to wina osteoporozy, ale lekarze nie zgadzali się ze mną. Po 7 miesiącach postawiłam córkę na nogi. Cały czas z nią pracowałem. Tosia ukończyła nawet pierwszą klasę szkoły specjalnej w Pruszkowie.  Po ponad trzech latach legalnego pobytu w Polsce wróciliśmy do domu na Ukrainie, do Mikołajowa. Tam kontynuowaliśmy pracę z dzieckiem w prywatnym ośrodku rehabilitacyjnym. Ale los zadecydował o wszystkim za nas. Po 9 miesiącach  w domu, z powodu wojny zmuszeni byliśmy uciekać. Przez pierwsze tygodnie wojny ukrywaliśmy się z dziećmi w piwnicy naszego bloku. I dopiero 9 marca 2022 roku wolontariuszom udało się wywieźć nas z miasta, a 13 marca przekroczyliśmy granicę. Mieszkamy w Zielonej Górze.  W listopadzie 2022 Tosia złamała kość ramienną. Od wtedy zaczął się prawdziwy koszmar. W grudniu córka złamała lewą rękę, później prawą nogę w okolicy kolana, z przemieszczeniem. Zaczęliśmy jeździć do wielu lekarzy, ale żaden nie potrafił nam pomóc…  Nogi córki przestały prostować się w kolanach, zawsze miała je ugięte. W maju 2023 doszło do złamania lewej nogi w okolicy kolana, a w czerwcu do złamania kości biodrowej. Moja dziewczynka strasznie cierpiała, a nikt jej nie pomagał! W końcu udało mi się znaleźć pomoc w szpitalu w Poznaniu. Tam okazało się, że stan zdrowia Tosi zagraża jej życiu! Następnego dnia zoperowano nogę wraz z obydwoma kolanami i przetoczono krew. Nogę i córkę udało się uratować! Następnie skierowano nas do Łodzi na badanie w kierunku osteoporozy. Okazało się, że to najbardziej zaawansowany etap choroby! Natychmiast zaproponowano leczenie, na które się zgodziliśmy. Będzie ono trwało od roku do 5 lat. Co 3-4 miesiące, przez 3 dni, Tosia będzie przyjmować lek. Moja kochana dziewczynka jest już po 2 cyklach leczenia.  Córka była w gipsie przez 6 miesięcy! Dlatego teraz potrzebuje rehabilitacji. Przez półtora miesiąca była rehabilitowana w Poznaniu. Dalej występuje u niej problem z udem, od czerwca 2023 cały czas jest tam 8 śrubek i metalowa blaszka. Miały zostać usunięte w sierpniu, podczas drugiej operacji kolana, jednak zabieg został odwołany…  Okoliczności zmusiły mnie do zgłoszenia się do prywatnej kliniki w Warszawie, do Instytutu Paley. Noga, w której znajdują się te metalowe przedmioty, przestała rosnąć. Udało mi się załatwić wizytę w lutym. Koszt konsultacji wyniesie 850 zł. Zostaniemy na niej poinformowani o kosztach operacji i zaleceniach dotyczących rehabilitacji na miejscu. Cena operacji z pewnością będzie ogromna, dlatego jesteśmy zmuszeni prosić o pomoc. Całość oszczędności została przeznaczona na stały wynajem transportu medycznego dla leżącego dziecka. Leczenie osteoporozy trwa, na szczęście stan dziecka jest już mniej więcej stabilny. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to latem będziemy mogli ponownie spróbować stanąć na nogi. Jeśli chodzi o zespół Retta, dalej wpływa on na Antosię. Córeczka rozumie nas, ale nie potrafi odpowiadać. Komunikuje się wzrokiem, czasami zdarzy się jej coś powiedzieć. Wiem, że istnieje nowy sposób leczenia choroby w USA. Gdy tylko uporamy się z walką o sprawność córeczki, będziemy szukać sposobu, żeby ją leczyć. Sami nie damy rady jednak rady, dlatego z całego serca proszę o pomoc. Razem z mężem dziękujemy za okazane wsparcie! Alona, mama ➡️ Facebook ➡️ Instagram ➡️ TikTok

8 751,00 zł ( 8,4% )
Brakuje: 95 398,00 zł
Marcelina Dera
Marcelina Dera , 4 latka

Pomóż zakończyć cierpienie. Wspieramy Marcelinkę!

Nie jestem w stanie wyobrazić sobie cierpienia, przez które przechodzi moje dziecko. Nie mogę pogodzić się z tym, że ta paskudna choroba dopadła właśnie ją! Marcelinka choruje na atopowe zapalenie skóry, niestety jej przebieg jest bardzo ciężki. Skóra mojej córeczki jest bardzo sucha, w licznych miejscach na jej maleńkim ciałku widać zmiany, ogniska zapalne czy przeczosy. Prócz środków pielęgnacyjnych, maści i leków Marcelinka potrzebuje także specjalistycznej, kosztownej diety. Wciąż żyję nadzieją, że córeczka wyrośnie z tego, da radę pokonać chorobę, która teraz tak bardzo uprzykrza życie jej i nasze.  Ze względu na chorobę córki, nie mogę podjąć pracy. Jedynym żywicielem rodziny jest mąż, którego zarobki nie pozwalają nam na zaspokojenie wszystkich potrzeb chorego dziecka. Marcelina zakwalifikowała się do leczenia biologicznego ze względu na ostry przebieg choroby. Leczenie to wiąże się comiesięcznymi wizytami w szpitalu w Łodzi a w razie zaostrzenia choroby częściej niż raz w miesiącu. To dlatego proszę o wsparcie. Dla nas każda złotówka będzie wielką pomocą, pomocą, dzięki której Marcelinka będzie mniej cierpieć... Monika, mama Marceliny 

8 749 zł