Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Mikołaj Kaczyński
Mikołaj Kaczyński , 12 lat

Mikołaj - wyjątkowy chłopiec z bardzo rzadką chorobą

Mikołaj urodził się 03.06.2012 roku i cierpi na poważną chorobę genetyczną, jaką jest Zespół Kociego Krzyku. To niezwykle rzadka przypadłość – Mikołaj jest jednym z pięćdziesięciorga dzieci w Polsce, zmagających się z tym schorzeniem. Od samego początku wiadomo było, że coś jest nie tak, ponieważ płacz Mikołaja bardziej przypominał miauczenie kota niż łkanie noworodka. To pierwszy i najbardziej charakterystyczny z objawów. Stąd też nazwa choroby, która jest wynikiem delegacji krótkiego ramienia chromosomu 5. Mikołaj  w czerwcu skończy dziewięć lat, jednak nie chodzi i nie mówi. Ma stopy końsko-szpotawe, zaburzenia równowagi, wadę serca oraz brak spoiwa mózgu wielkiego (agenezję ciała modzelowatego), przez co komunikacja między prawą a lewą półkulą mózgu praktycznie nie istnieje. Ponadto Mikołaj ma silny astygmatyzm, nadwrażliwość oskrzelową, obniżone napięcie mięśniowe oraz liczne zaburzenia neurologiczne.  „Naszym największym problemem jest komunikacja z synem. Mikołaj jest już duży, ma coraz większą potrzebę wyrażania swoich potrzeb, ale ponieważ nie mówi, jego jedynym sposobem porozumiewania się, jest mowa ciała. Próbuje pokazać nam to, czego potrzebuje, niestety często nie jest w stanie tego dokładnie wyrazić, a my, pomimo ogromnych starań, nie zawsze jesteśmy w stanie odgadnąć, o co mu w danym momencie chodzi. W takich sytuacjach Miki zaczyna się denerwować, staje się agresywny. Najgorsze jest to, że potrafi sobie zrobić krzywdę – rzuca głową, szczypie się i drapie po całym ciele. To okaleczanie siebie, ale również nas, jest bardzo ciężkie, zwłaszcza na tle emocjonalnym, ale niestety właśnie tak wygląda nasza codzienność” – opowiadają rodzice Mikołaja. Ratunkiem, a zarazem jedyną możliwością wydobycia głosu oraz nauki mowy u Mikołaja jest terapia manualnego torowania głosu, a to są kolejne, bardzo wysokie koszty. Żeby terapia przyniosła efekt, musi być cyklicznie, wielokrotnie  powtarzana. Drugim bardzo dużym problemem naszego synka jest fakt, że nie chodzi. Widzę, jak bardzo przeżywa to, że nie może się samodzielnie poruszać. Jak płacze i rzuca głową, kiedy patrzy na inne dzieci biegające za piłką, a on, pomimo wielu prób i starań, nawet nie może się utrzymać na nóżkach”. – mówi pani Arleta, mama Mikołaja. W zawiązku z chorobą Mikołaja konieczna jest odpowiednia codzienna terapia logopedyczna, behawioralna, pedagogiczna oraz integracji sensorycznej. Intensywna terapia i rehabilitacja Mikołaja to fundament jego rozwoju, szansa na wyrównanie istniejących niedoborów i ograniczeń, to szansa na zdobywanie nowych doświadczeń. Dzięki rehabilitacji codziennie razem pokonujemy swoje słabości – razem na nowo odkrywamy świat, aby niemożliwe stało się możliwym! „Jako rodzice robimy wszystko, aby umożliwić dziecku normalne życie. W przypadku Mikołaja  jedyna nadzieja to intensywne turnusy rehabilitacyjne, co znacznie przekracza nasze możliwości finansowe. Dlatego prosimy Was o wsparcie finansowe i pomoc. Sami nie damy rady odmienić życia naszego syna”. 

9 104,00 zł ( 27,01% )
Brakuje: 24 590,00 zł
Marlena Duda
4 dni do końca
Marlena Duda , 5 lat

Trwa walka o życie Marlenki! Pomóż!

Walczymy o życie naszego maleńkiego dziecka, które zostało zaatakowane przez chorobę okrutną i bezlitosną - neuroblastomę. Nie wiemy, co będzie dalej. Nie wiemy, jakie będą podejmowane kolejne kroki. Wszystko okaże się po otrzymaniu wyników badań rezonansem magnetycznym, które odbędzie się po świętach Bożego Narodzenia. Wtedy właśnie dowiemy się, czy choroba się cofa, czy wręcz przeciwnie...  Nie życzę nikomu, żeby musiał przechodzić przez piekło walki z tak śmiertelnie niebezpieczną chorobą. Gdy to wszystko się zaczynało kilka miesięcy temu, bałam się, że podejrzenia się potwierdzą, a problemy z równowagą u Marlenki to coś naprawdę poważnego. Trafiliśmy do szpitala na pogłębioną diagnostykę, gdzie potwierdziły się najgorsze przypuszczenia. Córeczka nie miała jeszcze skończonych dwóch lat, kiedy rozpoczęła walkę, z najgorszym możliwym dziecięcym nowotworem - neuroblastomą. Strach o życie i zdrowie mojej córeczki nie pozwalał mi poukładać myśli. Nie wiedziałam, co nas czeka, nie mogłam przewidzieć, jak będzie wyglądać koniec naszej historii. Czy będziemy musiały się pożegnać na zawsze, czy nowotwór okaże się jedynie niechcianą przygodą, o której jak najszybciej będziemy chciały zapomnieć, by kontynuować szczęśliwe życie... Marlenka przeszła operację usunięcia guza, jest już po dwóch cyklach chemioterapii i czekamy na wyniki rezonansu, które wskażą nam dalszą drogę. Nigdy nie przypuszczałam, że będę tak bardzo martwić się o własne dziecko. Już teraz widzę, że leczenie mojej córeczki pochłonie ogromne pieniądze, których nie jesteśmy w stanie samodzielnie zebrać. Dlatego też uruchamiamy tę zbiórkę, opowiadamy Wam naszą trudną historię i z całego serca prosimy o pomoc i wsparcie. Paulina, mama

9 078 zł
Amelia Przybylska
1:36:39  do końca
Amelia Przybylska , 5 lat

Z porodówki prosto na OIOM ❗️ Amelia potrzebuje naszej pomocy!

Amelka urodziła się 18 lipca 2019 r. w 40 tygodniu ciąży, która przebiegała wzorowo. Niestety nie wszystko w życiu da się zaplanować i przewidzieć... Poród dzień, na który tak długo czekaliśmy z niecierpliwością, aby poznać naszą wymarzoną córeczkę, okazał się wielkim koszmarem. Pod koniec porodu tętno Amelki zaczęło zanikać, lekarze zaczęli walkę o jej życie. Córka przyszła na świat poprzez cesarskie cięcie w ciężkiej zamartwicy, dostając 0 pkt w sali Apgar i była 15 minut reanimowana, a następnie przewieziona do szpitala dziecięcego oddalonego o 30 km od nas, gdzie została podłączona do maszyny chłodzącej ,,cool cap,, na 72h, która miała pohamować zniszczenia w mózgu spowodowane niedotlenieniem. Nie słyszałam płaczu córeczki i nie wiedziałam, co się dzieje, czy w ogóle żyje. To nie miało tak być! Byłam przerażona i tak bardzo bezsilna, płakałam, błagając pielęgniarkę, aby powiedziała mi cokolwiek o stanie mojego dziecka. Tak niewiele brakowało, bym straciła ją, zanim zdążyłam poznać. W naszych głowach pojawiało się wiele pytań, co będzie dalej czy córka przeżyje w jakim będzie stanie już wtedy wiedzieliśmy, że nasze życie zmieni się o 180 stopni. Nie życzę żadnym rodzicom przechodzić przez takie piekło, kiedy jesteśmy bezsilni, widząc ból i przerażenie swojego dziecka, a nie możemy nic z tym zrobić. Po przewiezieniu Amelki na OIOM i podłączeniu wszystkich aparatur zaczęła się jej walka o życie. Po wejściu widok był przerażający i śni mi się do tej pory po nocach, kiedy wokół takiego maleństwa jest tyle różnorodnego sprzętu, rurek, kabelków i przede wszystkim śladów po wkłuciach igły, zaczynając od czubka główki, kończąc na piętkach. Żaden z lekarzy nie dawał Amelce szans na przeżycie, nie mówiąc o dalszym funkcjonowaniu. Nasz świat się zawalił. Serce pękało mi z rozpaczy, a łzy cisnęły się w oczy. Małą wojowniczką, bo tak możemy ją nazwać, mogliśmy odwiedzać dwa razy dziennie po godzinie i to był czas tylko dla nas, kiedy mogliśmy przywieść mleczko, rozmawiać i głaskać ją, aby czuła, że jesteśmy przy niej. Przyjeżdżając codziennie do szpitala, bardzo się denerwowałam, serce waliło jak oszalałe, a korytarz wydawał się kilometrową drogą podczas której w głowie pojawiała się prośba o dobre wiadomości o stanie zdrowia Amelci. Amelia w szpitalu walczyła o życie przez miesiąc i już wtedy zaczęła swoje pierwsze rehabilitacje, które były kontynuowane przeze mnie w domu 4 razy dziennie oraz dodatkowo 5 razy w tygodniu prywatnie. Nasz każdy dzień wyglądał tak samo rehabilitacja przeplatana spaniem i jedzeniem córeczki, która dodatkowo przy każdym karmieniu dławiła się, ponieważ nie miała odruchu ssania i połykania. ALE BYŁO WARTO!!! Amelcia jest bardzo pogodną i mądrą dziewczynką, która robi bardzo duże postępy dzięki rehabilitacją, takim jak NDT, Vojta , wymuszoną terapią ręki, medekiem, mikropolaryzacja mózgu, elektrostymulacją, neurologopedią i osteopatią . Obecnie nasza wojowniczka ma 3 latka i mózgowe porażenie dziecięce czterokończynowe, refluks żołądkowo przełykowy oraz wzmożone napięcie mięśniowe. Bardzo długo czekaliśmy z założeniem zbiórki, ponieważ nie czuliśmy się na tyle, aby kogokolwiek prosić o pomoc dla naszego dziecka. Jednak przyszedł taki czas kiedy nasze oszczędności się kończą i nie jesteśmy w stanie zapewnić takiej rehabilitacji jakiej wymaga, dlatego bardzo Was kochani prosimy o pomoc w walce o lepszą przyszłość Amelki.

9 065,00 zł ( 2,84% )
Brakuje: 310 084,00 zł
Miłosz Janoś
13 dni do końca
Miłosz Janoś , 23 miesiące

Bez leczenia nie ma szans, by dożyć dorosłości... Pomagamy Miłoszowi❗️

Mamy na imię Weronika i Patryk, od października jesteśmy dumnymi rodzicami naszego największego szczęścia, którym jest Miłosz. Gdy dowiedzieliśmy się o ciąży, byliśmy najszczęśliwsi na świecie. Odliczaliśmy dni oraz tygodnie, czekając na naszego synka. Czar prysł ledwie po miesiącu od przyjścia Miłoszka na świat...  Dostaliśmy wiadomość, że nasz skarb ma podejrzenie mukowiscydozy. Mukowiscydoza to choroba, która głównie atakuje układ oddechowy, zaburza pracę układu pokarmowego, wywołuje upośledzenie czynności wydzielniczych trzustki, objawia się także niedożywieniem oraz niską masą ciała.  Po zrobieniu szczegółowych badań spełnił się czarny scenariusz. Miłosz jest nieuleczalnie chorym dzieckiem i bez jakichkolwiek działań i pomocy nie ma szans, by dożyć dorosłości! Nasze życie odwróciło się do góry nogami. Ciągłe pobyty w szpitalu, bolesna rozłąka z rodziną, lekarstwa, fizjoterapia, nieustanna walka o zdrowie i życie Miłoszka są teraz naszą codziennością…  To jednak nie koniec trudności! Leczenie, sprzęt medyczny i fizjoterapia są bardzo kosztowne i nie jesteśmy w stanie sami sobie poradzić. Niestety, wszystkie z tych wydatków są konieczne do codziennego funkcjonowania — nie możemy z nich zrezygnować. Dla nas to nie tylko zbiórka, lecz także nadzieja na dłuższe  ukochanego synka. Nie poddajemy się, walczymy dla Miłoszka, by jego przyszłość malowała się w jasnych barwach.  Prosimy z całego serca – pomóżcie i dajcie szansę naszemu synkowi! Weronika i Patryk, rodzice ➡️ Licytacje na FB

9 052,00 zł ( 42,54% )
Brakuje: 12 225,00 zł
Monika Dubielak
Monika Dubielak , 40 lat

Tragiczny wypadek na oczach córki – Monika potrzebuje dalszej pomocy!

11 sierpnia 2020 roku – wakacje, odpoczynek, czas spędzany w gronie bliskich. Miało być pięknie, zakończyło się dramatem... Monika jechała skuterem wodnym, nad którym straciła panowanie. Z impetem odbiła się od brzegu i uderzyła w drzewo. A wszystko to na oczach bliskich – męża i córki… Za chwilę minie rok od tamtego wydarzenia. Stan Moniki wciąż jest ciężki i nadal trwa walka o to, by do nas wróciła. Niestety ta kosztuje ogromne pieniądze, a oszczędności topnieją w zastraszającym tempie. Prosimy o pomoc! Po wypadku Monikę od razu zabrano śmigłowcem do szpitala im. Jurasza w Bydgoszczy. Doznała rozległego urazu głowy, lewostronnego uszkodzenia pnia mózgu, licznych urazów wielonarządowych, złamania ręki, obojczyka, łopatki i miednicy.  Po konsultacjach z neurochirurgami dowiedzieliśmy się, że jedyną nadzieją na powrót "do świata żywych" jest neurorehabilitacja. Jedną z najlepszych klinik w Polsce, w której udało się wybudzić już wiele osób będących w podobnym lub nawet gorszym stanie wyjściowym niż Monika, jest Klinika w Kamieniu Małym koło Iławy. Niestety koszt pobytu w takim ośrodku to kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie.  Dzięki pomocy wspaniałych ludzi rozpoczęliśmy neurorehabilitację w tym ośrodku. Monika poczyniła pewne postępy – otwiera drugie oko, podciąga do siebie nogę, reaguje wyraźniej na słowa i dotyk. Bardzo byśmy chcieli, żeby już się wybudziła na dobre, powiedziała chociaż słowo. Wierzymy prof. Talarowi, że to wymaga czasu, że ten stan wymaga dużo cierpliwości, że nie można tracić nadziei! Niestety ta walka kosztuje bardzo dużo pieniędzy... Monika zawsze służyła wsparciem, uśmiechem i ramieniem. Jest żoną, przyjaciółką, siostrą, córką, a przede wszystkim matką. Teraz każdego dnia umieramy z tęsknoty za nią i zrobimy wszystko, aby ją odzyskać.  Prosimy, pomóż Monice wrócić do nas! Błagamy... Rodzina Moniki

9 051,00 zł ( 15,75% )
Brakuje: 48 396,00 zł
Lucyna Ilcewicz
4 dni do końca
Lucyna Ilcewicz , 62 lata

Lucyna padła ofiarą wypadku na rondzie w Szczecinie! Pomóż w walce o zdrowie!

1 marca 2024 r. moja kochana mama, czekając na tramwaj, stała się ofiarą wypadku komunikacyjnego na placu Rodła w Szczecinie. Zupełnie niespodziewanie stając na przystanku tramwajowym, została potrącona przez samochód! Nigdy nie sądziłem, że moja mama przeżyje tak potworny koszmar. W jednej chwili ta sprawna, zdrowa i pełna życia kobieta trafiła do szpitala z poważnymi urazami kończyn dolnych, złamanym nosem, pękniętym obojczykiem i rozbitym łukiem brwiowym. Niestety, obrażenia były na tyle poważne, że wymagała poddania się długiej i ciężkiej operacji ratującej kolano prawej nogi oraz staw skokowy lewej nogi.  Stan pooperacyjny wymusza pozostanie w pozycji leżącej przez około 2 miesiące oraz dostosowaną do stanu zdrowia rehabilitację, by po tym okresie rozpocząć intensywny powrót do zdrowia. Mama potrzebuje specjalistycznej opieki, rehabilitacji oraz sprzętu medycznego, aby mogła wrócić do w miarę normalnego życia. Niestety, rehabilitacja będzie długotrwałym i bardzo kosztownym procesem… Z całego serca proszę Was o pomoc dla mojej mamy. Gdybym tylko mógł cofnąć czas, zrobiłbym wszystko, by nigdy nie znalazła się wtedy na tym przystanku. Niestety, nie mam takiej mocy. Jedyne, co mogę zrobić to wspierać ją w powrocie do zdrowia i dodawać sił do dalszej walki. Każda wpłata to dla nas ogromna szansa i nadzieja na lepsze jutro! Syn Lucyny

9 049,00 zł ( 34,02% )
Brakuje: 17 547,00 zł
Kornelia Wójcik
Kornelia Wójcik , 3 latka

Nie dawali jej szans na przeżycie! Dziś walczymy o sprawność Kornelki!

Początki ciąży z Kornelką przebiegały naprawdę dobrze. Byłam pod stałą opieką lekarską, poddawałam się wszystkim badaniom. Nic nie wskazywało na to, że coś może pójść nie tak. Gdy byłam w 21. tygodniu ciąży, trafiłam do szpitala. Tam okazało się, że odeszły mi wody, a życie mojej córeczki jest zagrożone... Lekarze nie dawali Korneli szans na przeżycie. Przez kolejne tygodnie przebywałam w szpitalu. Aż w końcu w 27. tygodniu ciąży z wagą urodzeniową 900 gramów przyszła na świat moja kochana córeczka. Była taka malutka, bezbronna i zupełnie nieświadoma, z czym przyjdzie jej walczyć. Po porodzie zabrano ją do innego szpitala na OIOM, gdzie każdego dnia walczyła o życie. Kornelia do dzisiaj zmaga się z wieloma konsekwencjami wcześniactwa: wylewy krwi do mózgu 3/4 stopnia, jamy malacyjne w obu półkulach mózgu, mózgowe porażenie dziecięce, spastyczność czterokończynowa. W jednej chwili tak wiele na nią spadło… Obecnie córka jest dzieckiem leżącym – nie siedzi, nie raczkuje, nie trzyma stabilnie główki. Potrzebuje stałej opieki specjalistów m.in. neurologa, ortopedy ze względu na ułożenie stopy końsko-szpotawe, okulisty z powodu wady wzroku ze względu na wcześniactwo i pod kątem retinopatii wcześniaczej, gastroenterologa ze względu na kamienie w pęcherzyku żółciowym oraz audiologa z powodu kontroli słuchu.   Kornelia codziennie uczęszcza na rehabilitację metodą Bobath oraz Vojty. Dodatkowo uczęszczamy na rehabilitację wzroku do tyflopedagoga. Pozostajemy również pod kontrolą neurologopedy dwa razy w tygodniu.   Każdego dnia staram się ze wszystkich sił, jak tylko mogę, aby zapewnić córce jak najwięcej dobra. Jestem samotną matką. To jednak nigdy nie pozwoliło mi zwątpić, że może się nam nie udać.  Wieloletnie leczenie bardzo obciążyło mój budżet i czasem jest naprawdę ciężko. Dlatego pełna nadziei proszę Was o pomoc. Chciałabym móc dalej zapewnić Korneli odpowiednie leczenie, rehabilitację i potrzebny sprzęt medyczny. W tej sytuacji każda złotówka i słowo wsparcia znaczą dla mnie naprawdę wiele! Sylwia, mama Korneli Kornelia - licytacje

9 045,00 zł ( 16,04% )
Brakuje: 47 338,00 zł
Magdalena Wiśniewska
Magdalena Wiśniewska , 49 lat

Pozwól mojej żonie wrócić do domu, do naszych dzieci!

24 lipca zwykła lipcowa noc zamieniła się w koszmar… Nad ranem moja żona nagle, bezwładne, oparła się na mnie całym ciężarem ciała. Gdy próbowałem ją odsunąć, zorientowałem się, że straciła przytomność! Natychmiast wezwałem pogotowie… Byłem przekonany, że Magda ma udar. Z takim podejrzeniem została też zabrana do szpitala. Po przeprowadzeniu badań okazało się, że to opryszczkowe zapalenie mózgu! Przewieziono ją na oddział intensywnej terapii, gdzie przebywa do dzisiaj… Początkowo żona była w śpiączce farmakologicznej, leżała pod respiratorem. Na szczęście wybudziła się! Założono jej tracheotomię, mogła też rozpocząć rehabilitację, która trwa do dziś.  Obecnie żona oddycha sama, a rehabilitacja przynosi efekty. Wykonywana jest pięć razy w tygodniu po 30 minut. Już dziś wiemy, że zaraz po wyjściu ze szpitala, potrzebna będzie dalsza intensywna rehabilitacja na specjalistycznym oddziale. Szpitale na NFZ nie chcą przyjmować osób w takim stanie, w jakim znajduje się moja żona. Dlatego muszę szukać prywatnych ośrodków, żeby mogła wrócić do stanu sprzed choroby. Choć wiem, że nie będzie to łatwe, ponieważ żona od 2015 roku choruje na stwardnienie rozsiane… Nie stać mnie na opłacanie prywatnego szpitala. Pracuję za najniższą krajową, mamy dwójkę dzieci w wieku 10 i 11 lat teraz sam sprawuję nad nimi opiekę. Proszę o wsparcie! Rehabilitacja mojej żony musi być kontynuowana bez przerwy! Tylko dzięki Wam będzie to możliwe! Wierzę, że będziecie z Magdą! Paweł, mąż

9 026,00 zł ( 14,14% )
Brakuje: 54 804,00 zł
Kamila Wojdyła
14 dni do końca
Kamila Wojdyła , 39 lat

Pomóż mi uwolnić się od bólu! Potrzebuję operacji!

Z chorobą żyję od wielu lat. Pomimo bólu i cierpienia zawsze starałam się radzić sobie sama. Tym razem wiem jednak, że nie dam rady bez Waszego wsparcia. Każdego dnia ból odbiera mi wszystko… Moja jedyna nadzieja to operacja. Wszystko zaczęło się w 2010 roku. To wtedy otrzymałam diagnozę i dowiedziałam się, że choruję na endometriozę. Dzielnie znosiłam towarzyszące mi dolegliwości, zażywałam leki, które pozwalały mi funkcjonować. Jednak  pod koniec ubiegłego roku wszystko się zmieniło… Ból był tak ogromny, że zupełnie wyłączył mnie z codziennych zadań. Nie potrafię opisać słowami ogromu tego cierpienia. Stan mojego zdrowia odebrał mi możliwość aktywności zawodowej. Niezwłocznie udałam się do lekarza specjalisty. Wieści, które otrzymałam, zwaliły mnie z nóg… Okazało się, że choroba jest już tak rozległa, że zajęła lewy moczowód, co powoduje niewydolność nerki! Jedyną nadzieją na poprawę mojego stanu zdrowia jest nierefundowana operacja. Musi się ona odbyć pilnie, ze względu na wodonercze. Boję się, że jeśli nie uzbieram koniecznych środków na czas, stracę nerkę!  Moje życie jest uzależnione od leków i środków przeciwbólowych. Wszystkie plany muszę uzależniać od poziomu bólu… Nie wyobrażam sobie dłużej znosić tak ogromnego cierpienia. Termin operacji został wyznaczony na maj. Proszę, pomóżcie mi zebrać potrzebne środki! Dziękuję z całego serca wszystkim Dobrym Aniołom wspierającym moją zbiórkę! Kamila

9 019,00 zł ( 18,83% )
Brakuje: 38 854,00 zł