Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Basia Komorowska
Basia Komorowska , 49 lat

Stwardnienie rozsiane odbiera mi sprawność! Nadzieją jest tylko rehabilitacja...

Pierwszy niepokój poczułam w 2000 r., kiedy wystąpiło zapalenie nerwu wzrokowego w jednym oku. Nikt jednak jeszcze nie wiedział, co jest prawdziwą przyczyną tego problemu. Rok później ponownie doszło do zapalenia, tym razem drugiego oka. To wtedy postawiono diagnozę, która na zawsze wszystko zmieniła… Stwardnienie rozsiane. Te słowa towarzyszą mi do dzisiaj. Jednak zdecydowanie gorsze są konsekwencje tej choroby, która kawałek po kawałku zabiera moją sprawność.  Przez lata robiłam wszystko, co można, aby powstrzymać rozwój choroby. Wiem, że stwardnienia rozsianego nie da się wyleczyć, ale można je spowolnić. To był mój cel, który realizowałam przez ponad 20 lat.  Niemal każdego roku pojawiał się kolejny tzw. rzut choroby. Lekarze wtedy przepisywali mi sterydy, a ja powoli odzyskiwałam siły. Tak było zawsze, aż nagle doszło do drastycznego pogorszenia mojego stanu!  W zeszłym roku poczułam się źle. Wiedziałam, że to kolejny rzut stwardnienia, ale pojawiła się także infekcja. Moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa, a ja przestałam chodzić i mówić!  Dziś nie jestem już w stanie przejść sama nawet kilku kroków. Zawsze potrzebuję asekuracji drugiej osoby. Na szczęście jest przy mnie mój ukochany mąż, na którego zawsze mogę liczyć. Jestem wdzięczna, że pojawił się w moim życiu i mnie wspiera.  Choroba sprawiła, że mam poważne problemy ze wzrokiem, które trwają już 23 lata! Kiedy biorę do ręki książkę, pozostaje mi już tylko dotknięcie faktury kartek. Litery niestety zbyt bardzo się rozmywają… Każdy kolejny rzut choroby osłabia cały mój układ nerwowy i mięśnie, które coraz bardziej odmawiają mi posłuszeństwa. Boję się, że nadejdzie taki dzień, gdy będzie jeszcze gorzej! REHABILITACJA jest moją nadzieją, moją szansą na spowolnienie choroby. Pragnę poddać się intensywnym ćwiczeniom pod okiem wykwalifikowanych specjalistów, którzy pomogą wzmocnić moje słabe ciało. Dziś proszę Was o pomoc. Każdego dnia staram się zachować spokój i pogodę ducha. Choć nie zawsze jest łatwo, chcę wierzyć, że może być lepiej. Mam silną wolę życia i walki, ale nie przeskoczę bariery finansowej, która pojawiła się przede mną i nie pozwala iść naprzód. Będę wdzięczna, jeżeli dodasz mi wsparcia.  Barbara

11 861 zł
Michalinka Piechocka
Michalinka Piechocka , 4 latka

Walczymy o sprawność i przyszłość Misi - POTRZEBNA TWOJA POMOC❗️

Nasza córeczka Michasia ma 3-latka. Urodziła się zdrowa, pomimo zielonych wód przy porodzie. Drugiego dnia życia wszystko się zmieniło. Podejrzenia, poszukiwanie, objawy, aż w końcu diagnoza, której nikt się nie spodziewał...   Misia trafiła w drugim dniu życia do innego szpitala, gdzie okazało się, że ma wodogłowie, wadę tarczy nerwu wzrokowego i spectrum wad Dandy Walkera. Nie spodziewaliśmy się takich informacji. Cała ta sytuacja była dla nas jednocześnie niezrozumiała i przerażająca...  Na początku Michalinka była za mała na ostateczne diagnozowanie. Dopiero w wieku 7 miesięcy wykonano kontrolny, rezonans magnetyczny, który potwierdził wodogłowie, a wykluczył spectrum wad.  Wodogłowie okazało się być w takim stadium, że nie była potrzebna zastawka. Dlatego do czasu obecności ciemiączka córka miała robione co miesiąc kontrolne USG główki, poza tym co pół roku jeździliśmy na wizyty do neurologa. Michasia była również pod opieką rehabilitantów. Kilka miesięcy po pierwszych urodzinach córka zaczęła nosić okularki, gdyż wada w oczkach się pogłębiła. W wieku 2,5 lat Michasia miała zrobiony kolejny rezonans magnetyczny, podczas którego stwierdzono u niej mózgowe porażenie dziecięce... Wtedy wszystko jednocześnie — stało się jasne, ale też bardzo nas zasmuciło. To choroba nieuleczalna.  Dziś ma 3-latka. Nie chodzi i nie mówi... Porusza się na czworakach. Z naszą pomocą próbuje wstawać przy meblach i chodzić, ale sama nie potrafi. W związku, z czym wciąż musi być rehabilitowana. Rzeczywistość naszej córki to intensywna terapia metodą NDT-Bobath pod okiem specjalistów, a także w zaciszu domowym, regularne zajęcia z neurologopedą, terapeutą SI oraz psychologiem.  Zdecydowaliśmy się utworzyć zbiórkę, by uzyskać środki na rehabilitację Misi, bo tylko dzięki Waszemu wparciu będziemy w stanie pokryć koszty turnusów rehabilitacyjnych i potrzebnych sprzętów. W tej chwili każda złotówka to krok w stronę sprawności naszej małej dziewczynki. Michalinka rośnie, a wraz z nią potrzeby. One z kolei zaczynają przewyższać znacznie nasze możliwości finansowe. Zwracamy się do Was z prośbą o wsparcie, bo sami nie damy rady... Rodzice Michasi

11 840,00 zł ( 55,64% )
Brakuje: 9 437,00 zł
Piotr Kożuchowski
Piotr Kożuchowski , 45 lat

🚨Po udarze był w stanie KRYTYCZNYM! Mąż, tata i strażak walczy o powrót do sprawności!🚨

Nigdy nie sądziłam, że dotknie nas tak ogromna tragedia.... W ciągu zaledwie jednego dnia runął cały nasz świat. Piotr – ukochany mąż, troskliwy tata i odważny strażak nagle musiał walczyć o życie! Mój mąż trafił do szpitala z ostrym bólem głowy. Miał zadzwonić do mnie następnego dnia rano. Mijały godziny, a mój telefon milczał… Pamiętam doskonale tę przerażającą ciszę. W końcu, po kilku godzinach oczekiwania zadzwonił lekarz – Piotr w stanie KRYTYCZNYM był przewożony do szpitala w Warszawie! Okazało się, że miał UDAR! Wiedliśmy spokojne i szczęśliwe życie. Mamy czterech wspaniałych synów, chłopcy są bardzo zżyci ze swoim tatą. Piotr jest strażakiem, a służba zawsze sprawiała mu wielką satysfakcję. Był zdrowym, pełnym życia i energii mężczyzną! Dzień, w którym miał udar, pamiętam doskonale, jakby to było wczoraj… Świat na chwilę się zatrzymał, a chwilę później zawalił! To był styczniowy poranek, jak każdy inny. Piotr wstał rano i zaczął szykować się do wyjścia. Po chwili zawołał mnie i powiedział, że bardzo boli go głowa. Potem wszystko działo się już tak szybko…  Piotr zaczął tracić czucie w prawej ręce, następnie w prawej nodze. Wiedziałam, że muszę działać i natychmiast wezwałam pogotowie. Aż boję się pomyśleć, co by się stało, gdybym w tamtym momencie nie była z nim w domu! Gdy przyjechała karetka, Piotr dostał leki, po których poczuł się lepiej. Myślałam wtedy, że ten koszmar się skończył, a stan męża jest już stabilny. Ratownicy medyczni postanowili jednak zabrać Piotra do szpitala na dodatkowe badania. Jeszcze tego samego dnia rozmawialiśmy przez telefon, mówił, że znów boli go głowa. Miał wziąć leki i odezwać się następnego dnia. Nie przypuszczałam, że będzie to moja ostatnia, zwyczajna rozmowa z mężem… Piotr nie był w stanie do mnie zadzwonić. W rozmowie z lekarzem dowiedziałam się, że doznał udaru, a jego stan jest krytyczny! Nie mogłam uwierzyć w nieszczęście, jakie na nas spadło! Nasze dzieci potrzebują obojga rodziców, tymczasem ich ojciec walczył o życie! Z drżącym sercem czekałam na poprawę stanu zdrowia Piotra. Modliłam się, by wszystko było dobrze. Ten niepewny czas był tak bardzo przytłaczający... Jednak determinacja, jaką mąż na co dzień wykazywał się w pracy, objawiła się też w tej nierównej walce o życie! Piotr wygrał! Jego stan w końcu zaczął się poprawiać, ale sytuacja nadal jest trudna. Lekarze z początku nie dawali mu właściwie żadnych szans – mówili, że Piotr do końca życia będzie przykuty do łóżka. Na szczęście się mylili! Mój mąż każdego dnia walczy o powrót do sprawności. Ogromna poprawa jego stanu zdrowia nastąpiła po rozpoczęciu rehabilitacji. Dzięki niej, Piotr jest już w stanie siedzieć przy asekuracji. Mąż nie mówi, ale rusza oczami i stara się poruszać rękoma. Kręci głową, ruchem warg próbuje też przekazywać krótsze słowa. Żyje i jest świadomy – a to najważniejsze.  Nie ma słów, które wyrażą to, jak bardzo chciałabym, by Piotr odzyskał sprawność. Niestety wiem, że wymaga to intensywnej rehabilitacji i ciężkiej pracy. Pęka mi serce, gdy codziennie patrzę jak mój mąż, niegdyś pełen energii i radości, teraz nie jest w stanie sam utrzymać własnej głowy. Sama mogę jedynie dbać o niego najlepiej jak potrafię i wspierać przy ćwiczeniach w domu. Chłopcy też tak bardzo tęsknią za tatą, z którym mogli pograć w piłkę czy po prostu porozmawiać! Dzięki Waszej dotychczasowej pomocy udało się opłacić turnus rehabilitacyjny. Jestem Wam za ro niezwykle wdzięczna! Udało się nam wypracować już pierwsze małe sukcesy. Piotr coraz lepiej porusza lewą ręką i nogą oraz pomału zaczyna podnosić głowę. Są to drobne postępy, jednak dla nas to prawdziwe kamienie milowe! Dodatkowo mąż coraz częściej się z nami komunikuje – najczęściej poruszając głową – kiwając nią lub kręcąc. Czasami nawet odpowiada nam szeptem. Za każdym razem nie mogę powstrzymać wzruszenia, tak bardzo się bałam, że już nigdy nie usłyszę głosu Piotra... Niestety, nasza walka wciąż tra i nadal potrzebujemy waszego wsparcia. Po powrocie z turnusu rehabilitacyjnego niezbędne jest kontynuowanie terapii w domu. Koszty zaadoptowania garażu na pokój rehabilitacyjny oraz zakup niezbędnego specjalistycznego sprzętu są jednak ogromne i bardzo ciężko jest udźwignąć je samodzielnie. Piotr każdego dnia pokazuje nam ogromną siłę i determinację do odzyskania sprawności. Wierzę, że uda mu się wywalczyć zdrowie – nie da rady zrobić tego jednak sam. Mój mąż całe życie pomagał innym, lecz teraz to on potrzebuje wsparcia... Z całego serca proszę Was o pomoc!  Ewa, żona

11 834,00 zł ( 16,34% )
Brakuje: 60 561,00 zł
Edyta Brygier
Edyta Brygier , 54 lata

Wizyta w szpitalu skończyła się tragicznie! Walczę z konsekwencjami sepsy!

Do  szpitala pojechałam ze skierowaniem na usunięcie pęcherzyka żółciowego. Skończyło się tragicznie… Do dziś walczę z konsekwencjami sepsy i niewydolności wielonarządowej. Proszę, pomóż mi odzyskać zdrowie. Lekarze dwukrotnie brali mnie na salę operacyjną, by usunąć woreczek żółciowy. Za drugim razem zaraziłam się bakterią Klebsiella pneumoniae. Od listopada 2022 roku do niemalże końca grudnia pod respiratorem, podtrzymywana w stanie śpiączki farmakologicznej walczyłam o kolejny dzień na oddziale intensywnej terapii. Wspaniałym lekarzom i personelowi szpitala w Kołobrzegu zawdzięczam życie. Urosepsa i sepsa grzybicza pozostawiły po sobie polineuropatię. Jestem w trakcie diagnozowania stopnia uszkodzenia nerwów w nogach. Muszę również zrobić badania rąk i tułowia pod tym samym kątem. Sepsa pogłębiła również zwyrodnienia wielostawowe, doprowadziła do depresji pourazowej oraz pozostawiła olbrzymi, aż 13-centymetrowy ubytek w powłokach jamy brzusznej. We wrota przepukliny wpuklają się jelita, żołądek i lewy płat wątroby.  Od samego początku jestem intensywnie rehabilitowana, ale potrzeby w tym zakresie są olbrzymie. Gdy trafiłam na oddział rehabilitacyjny, nie mogłam chodzić, byłam świeżo po zdjęciu cewnika i pampersów. Po 2. miesiącach fizjoterapii wyszłam ze szpitala o własnych siłach. Wszystkie rodzinne oszczędności poszły na prywatną rehabilitację. Nie mam już teraz na nią środków, mimo że jest tak niezbędna. Leki, wydatki na dojazdy na badania, czy na wizyty u specjalistów dodatkowo mocno obciążają domowy budżet.  Mimo złego stanu zdrowia i bólu wróciłam do pracy. Podczas leczenia oraz zwolnienia lekarskiego utrzymywałam się ze świadczenia pielęgnacyjnego, jednak to za małe kwoty, by opłacić leczenie i jeszcze się utrzymać. Każdy dzień to dla mnie walka z bólem, pokonywanie skutków przebytej choroby. Mimo 3. operacji zamknięcia jamy brzusznej czeka mnie jeszcze jedna. Rekonwalescencja potrwa rok. Tak bardzo chcę wrócić do normalności… Po nocach śnią mi się koszmary, umysł odtwarza strach, lęk z czasu śpiączki farmakologicznej. Jestem pod stałą opieką psychiatry i psychologa. Bardzo proszę Cię o pomoc! Wsparcia potrzebuje wymęczone, niesprawne do końca ciało, ale też umysł. Edyta

11 811 zł
Kacper Wykręt
Pilne!
Kacper Wykręt , 20 lat

19 lat to nie pora na śmierć! Kacper potrzebuje pilnego wsparcia na zakup leków!

PILNE! Kacper, nasz syn, ma dopiero 17 lat. Jest chory na śmiertelną, nieuleczalną chorobę, wyrok śmierci odroczony w czasie... Walczy o oddech i każdy kolejny dzień! Żyjemy z myślą, że nasz syn może umrzeć przedwcześnie i robimy wszystko, żeby uratować jego życie…  Ostatnie badania wykazały, że stan Kacpra jest dramatyczny... Pojemność płuc wynosi zaledwie 37%! Nasz syn gaśnie... Konieczna jest NATYCHMIASTOWA pomoc! Nic nie zapowiadało tragedii, nie sygnalizowało, że wraz z naszym synkiem przyjdzie na świat śmiertelna, bezlitosna choroba, dusicielka, która będzie próbować podstępnie zakończyć jego życie... Dziś są badania przesiewowe noworodków, 17 lat temu jeszcze ich nie było. Ciąża przebiegała prawidłowo, poród również. Trzymaliśmy synka w ramionach i byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że urodził się z genetycznym przekleństwem - mukowiscydozą. Przyjechaliśmy z synkiem do domu i cieszyliśmy się z tego, że jest z nami... A potem Kacper zaczął umierać. Po 3 tygodniach synek zachorował na zapalenie płuc i znowu wrócił do szpitala. Na oddziale spędził tydzień… Jego stan się pogarszał. Później, podłączony pod tlen, został przetransportowany karetką do Zielonej Góry. Tam spędził 3 tygodnie na oddziale intensywnej terapii, był w stanie bardzo ciężkim. Właśnie wtedy dowiedzieliśmy się, że Kacper jest chory na mukowiscydozę. Lekarze nie dawali mu szans na życie. Wszystko, co było do tej pory, przestało mieć znaczenie… Liczyło się tylko to, że nasze dziecko jest śmiertelnie chore, że w każdej chwili może umrzeć… Synek przeżył wtedy, ale choroba nie zniknęła. Strach, że stracimy Kacpra, że zwykła infekcja go zabije, nie opuszcza nas każdego dnia… Mukowiscydoza to bardzo ciężka choroba genetyczna. Atakuje cały organizm, niszczy wszystkie jego układy, w tym najbardziej pokarmowy i oddechowy… Zalewa płuca gęstym śluzem, powodując, że chory po prostu się dusi. Bezlitośnie prowadzi do ich włóknienia, w pewnym momencie pozostaje jedynie przeszczep… Choroba dzień po dniu bezlitośnie zabiera oddech i siły… Średnia długość życia chorych na mukowiscydozę to w Polsce zaledwie 25 lat! Choroba zabrała życie już tylu dzieci, które mieliśmy okazję poznać... Boimy się, że Kacper również będzie wśród nich. Od momentu diagnozy zaczęła się nasza walka o oddech. Każdy dzień wygląda tak samo: pobudka wczesnym rankiem, inhalacja, oklepywanie klatki piersiowej, drenaż, leki. I tak kilka razy w ciągu dnia... Bezsenne noce, bo uporczywy kaszel i ból całego ciała od kaszlenia nie pozwala zasnąć... Opadanie z sił. Antybiotyki. Infekcje. Szpital... Przez te wszystkie lata uczyliśmy się tej choroby, a Kacper nie zna innego życia - bez szpitala, rehabilitacji, drenażu, inhalacji i przyjmowania leków. Wie, że nigdy nie będzie mógł jak jego koledzy do utraty tchu biegać za piłką po boisku czy jeździć na rowerze…  Kacper rośnie, a choroba niestety razem z nim. Im jest starszy, tym jest stan staje się coraz poważniejszy... Mukowiscydoza postępuje i nie jest już tak łatwo z nią walczyć. Najgorzej jest właśnie teraz, jesienią. Czas niepogody, przeziębień. Każda infekcja kończy się zapaleniem płuc, szpitalem, rozpaczliwą walką o oddech, cierpieniem. Staramy się kupić Kacperkowi czas, widzimy jednak, że powstrzymujemy nieuniknione... Musimy ratować nasze dziecko!  We wrześniu Kacper rozpocznie przyjmowanie leku przyczynowego, najnowocześniejszego leczenia przeciwko mukowiscydozie. Wiążemy z tym ogromne nadzieje... Cieszymy się, że synowi udało się i dostanie lek refundowany. Wciąż jednak potrzebujemy wsparcia w zakupie leków - ostatnio w aptece zostawiliśmy tysiąc złotych - i sprzętu medycznego, by ratować jego życie. Możemy albo się poddać, albo zbierać pieniądze, walczyć i prosić o pomoc. Każdy rodzic na naszym miejscu zrobiłby chyba to samo... Kacper codziennie walczy o życie, o oddech, o każdy następny dzień… Nie poddaje się, chce żyć. Niestety choroba z każdym dniem atakuje coraz zajadlej...  Błagamy o pomoc. Życie Kacpra jest dla nas najważniejsze. Prosimy z całej mocy naszych serc, pomóż nam, uratuj nasze dziecko! Rodzice Kacpra * Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

11 807,00 zł ( 55,49% )
Brakuje: 9 470,00 zł
Oliwia Dubaniewicz
Oliwia Dubaniewicz , 8 lat

Wesprzyj Oliwkę w jej walce o sprawność i lepszą przyszłość❗️

Nasza córeczka przyszła na świat zdecydowanie zbyt wcześnie – dwa miesiące przed planowanym terminem. Wierzyliśmy, że nasza miłość zdoła ją uchronić przed cierpieniem, niestety nie udało się… Oliwia cierpi na mózgowe porażenie dziecięce – ma niedowład spastyczny czterokończynowy, zez zbieżny, astygmatyzm i zaburzenia przełykania. Nie jest w stanie sama jeść, poruszać się, bawić, myć – wymaga całodobowej opieki i wsparcia. Niestety w sierpniu 2022 roku dostała również swojego pierwszego ataku epilepsji. Została zabrana do szpitala w bardzo ciężkim stanie. Ataki nocne zawsze kończą się pobytem w szpitalu. Oliwka na stałe musi przyjmować leki, wymaga ciągłej rehabilitacji, opieki logopedy, psychologa, terapii zajęciowej i specjalistycznego sprzętu medycznego, który ułatwi codzienne funkcjonowanie. Obecnie największym wyzwaniem i trudnością jest transport na rehabilitację, do szkoły, do lekarzy – ja sama jestem po operacji kręgosłupa, mam trudności w podnoszeniu córeczki i dźwiganiu jej ciężkiego wózka… Musimy zwrócić się z prośbą o pomoc. Potrzebujemy zakupić specjalistyczny samochód, który będzie umożliwiał przewóz osób niepełnosprawnych. Niestety jest on bardzo drogi, a większość naszych środków i oszczędności pochłania rehabilitacja, leki, kosztowne wizyty… Otworzycie swoje wielkie serce dla Oliwki? Mama Oliwki

11 800,00 zł ( 18,48% )
Brakuje: 52 030,00 zł
Józef Kobierski
12:35:35  do końca
Józef Kobierski , 66 lat

Udar odebrał sprawność, ale nie zniszczył nadziei! Pomagamy Józefowi!

Po dramatycznych chwilach, jakie nas spotkały, po raz pierwszy zobaczyłam, jak mój ukochany mąż zapłakał z bezsilności, potwornego strachu i tego, że nigdy już nie będzie jak dawniej... Józef przeszedł udar pnia mózgu. Przestał mówić, jeść, nie był w stanie chodzić... Cała nasza rodzina przez kilka miesięcy żyła w wielkiej niepewności i strachu, zadając sobie nieustannie pytanie, co będzie dalej. Jednocześnie nie traciłam nadziei. Głęboko w środku wierzyłam, że mąż wyjdzie z tego stanu, znów stanie na nogi i zacznie się uśmiechać.  Rehabilitacja zaczęła przynosić oczekiwane efekty. Mięśnie zaczęły się odbudowywać. Niestety koszty związane z powrotem męża do dawnej sprawności, pochłaniają ogromne sumy pieniędzy... Każde wsparcie będzie dla nas niezwykle ważne! Z całego serca już teraz dziękuję. Elżbieta, żona Józefa ➡️ Zobacz poruszający filmik z Józefem

11 799 zł
Nadia Strzała
Nadia Strzała , 8 lat

Nadia wycierpiała już tak wiele. Potrzebna pomoc, by nadeszło lepsze jutro!

Dziękujemy za niesamowicie wsparcie, które okazaliście nam przy poprzednich zbiórkach. To dzięki Wam Nadia mogła przejść leczenie komórkami macierzystymi. Tym razem prosimy Was o pomoc w opłaceniu rehabilitacji i zakupie potrzebnego sprzętu! Nasza historia Nadia urodziła się w 24. tygodniu ciąży. Niemal 4 miesiące przed planowanym porodem… Ważyła 710 gramów, czyli mniej niż paczka cukru. Miesiąc po narodzinach, Nadusię za cel obrała sobie bakteria, która spustoszyła jej niewykształcony do końca organizm i przerodziła się w sepsę, która zaatakowała mózg... Córeczka przeszła udar. Lekarze nie dawali jej szans na przeżycie. Powiedziano nam, że mamy być przygotowani na najgorsze, bo zostały jej co najwyżej 3 dni życia... Czekaliśmy na najgorsze, po cichu błagając o cud. Nadia żyła i walczyła! W jej mózgu z dnia na dzień pojawiały się nowe zmiany, przez które córeczka nigdy nie będzie już zdrowym dzieckiem. Miała mnóstwo przetoczeń krwi. Niestety na tym się nie skończyło…  Problemy wydawały się mnożyć. Konieczne było wyłonienie stomii. Następnie wkłucie centralne, przez które Nadia miała podawane leki, zmieniło swoje położenie… Wszystkie płyny zaczęły zalewać płuca. Nadia była cała opuchnięta i sina… Po kilku godzinach, które trwały jak wieczność, sytuacja się ustabilizowała i znów mogliśmy ją zobaczyć. Gdy sytuacja w tym zakresie ustabilizowała się, pojawił się problem z oczkami z powodu długiego przebywania pod sztuczną wentylacją. Nadia przeszła kolejne dwa zabiegi pod pełną narkozą. Każde wybudzenie wiązało się u nas z potężnym stresem, czy jej organizm sobie poradzi.  Po tych kilku miesiącach w szpitalu żyliśmy tylko marzeniem o powrocie do domu. Wtedy informacja o kolejnej sepsie całkowicie zwaliła nas z nóg. Żyły córeczki były w katastrofalnym stanie, wszystkie pękały, lekarze nie potrafili zrobić nowych wkłuć centralnych. Płakaliśmy i modliliśmy się każdego dnia o cud… Do dziś na ciele Nadii widać wszystkie blizny po wkłuciach. Jej ciało jest bardzo wrażliwe na dotyk. Została zdiagnozowana jako dziecko z mózgowym porażeniem dziecięcym czterokończynowym.  Dzięki środkom zebranym w trakcie poprzednich zbiórek udało się nam wdrożyć leczenie komórkami macierzystymi. Przeszczepy przyniosły drobne zmiany. Córka jest spokojniejsza, może wytrzymać w większym gronie osób. Niestety, nie mogliśmy w pełni wykorzystać potencjału leczenia komórkami, ponieważ trzeba po nich wdrożyć intensywną rehabilitację. Nadia bardzo dużo chorowała i było to niemożliwe.  Niedawno konieczne było założenie PEGa. Teraz córka dochodzi już do siebie i będziemy mogli wrócić do regularnej rehabilitacji. Nadia ma zmienne napięcie mięśniowe, co bardzo utrudnia powrót do sprawności. Córeczka nie trzyma stabilnie głowy, nie siedzi, nie mówi, nie rusza rękoma i nogami. Jest dzieckiem leżącym, za to słuch ma idealny. Uwielbia muzykę, opowiadania na uszko, kocha się śmiać. Obecnie zamierzamy zintensyfikować rehabilitację w zakresie mowy, kupiliśmy już sprzęt do komunikacji alternatywnej. Medycznie Nadia jest dzieckiem leżącym, ale najwięcej czasu spędza w pozycji siedzącej. Na kolanach u mamy i taty. Chociaż waży 15 kilogramów, to codziennie jest przez nas noszona po domu. Mnożąc to przez ilość dni w miesiącu, a następnie 7 lat, które już minęły od jej narodzin, to nasze kręgosłupy domagają się już choć częściowego wsparcia.  Od zeszłego roku naszym marzeniem jest zakup siedziska rehabilitacyjnego stabilizującego głowę i tułów. Próbowaliśmy kupić używany sprzęt, jednak niestety trafialiśmy na oszustów żerujących na chorobach dzieci. Brak możliwości zakupu z drugiej ręki spowodował, że postanowiliśmy otworzyć zbiórkę na ten cel.  Chcielibyśmy, by Nadia mogła spędzać więcej czasu w swojej ulubionej pozycji, w ramach relaksu i odpoczynku. Komfort i bezpieczeństwo córki to dla nas priorytet. Nasza kochana dziewczynka dalej odczuwa skutki zabiegu założenia PEGa. Ma też zwichnięte oba biodra, które kwalifikują się do operacji.  Zwracamy się z prośbą o pomoc do wszystkich ludzi dobrej woli, o ogromnym pokładzie ciepła i miłości. Będziemy wdzięczni za każdą złotówkę, bo każda przybliży nas do celu, jakim jest zdrowie i jak największy komfort życia Nadii. Dziękujemy Wam i za Was. Wierzymy, że dobro wraca! Rodzice ➡️ Weź udział w licytacjach dla Nadusi i pomóż w walce o zdrowie! - LICYTACJE DLA NADUSI ➡️ Śledź na bieżąco, co u Nadii i kibicuj jej w walce! - Nadia Strzała - Wojownicza Księżniczka

11 798,00 zł ( 34,46% )
Brakuje: 22 437,00 zł
Maja Brzozowska
Maja Brzozowska , 5 lat

Zdiagnozujmy Majkę! Nadal nie mówi, tylko dlaczego?

Gdy Majka miała 2 latka i nadal nie chodziła, byłam już pewna, że słowa, które usłyszałam przy porodzie „urodziła pani zdrową dziewczynkę” mijają się z rzeczywistością. Najpierw na świat przyszła Malwinka – zdrowa, silna dziewczynka. Nasza córeczka rosła, a my marząc o większej rodzinie, nie mogliśmy się doczekać drugiego dziecka. W końcu po 5. latach pojawiła się Majka. Nic nie wskazywało na problemy zdrowotne oprócz niskiej wagi ciała. Nasze maleństwo ważyło zaledwie 2100 g.  Maja długo nie raczkowała, potem nie chodziła. Nadal nie mówi, jest pampersowana. Ma też problemy z emocjami – potrafi być agresywna do innych dzieci. Przez przykurcze w udach i bieganie na paluszkach musi być intensywnie rehabilitowana.  To, co na ten moment zdiagnozowali lekarze to wzmożone napięcie mięśniowe,  opóźniony rozwój psychoruchowy i dysmorfię twarzy, jednak dotychczasowe badania nie wskazały na żadną konkretną chorobę, mimo że wszystko na to wskazuje. Zbieramy pieniądze na genetyczne badanie WES, rehabilitację, wizyty u psychologa, psychiatry, logopedy. Niestety do wszystkich tych specjalistów musimy chodzić prywatnie, ponieważ na NFZ czekalibyśmy aż pół roku. Dodatkowo martwi mnie stan zębów Majki, które dosłownie gniją. By je wyrywać i leczyć, lekarze muszą córeczkę uśpić, a to kolejne koszty. Mamy też problem z wybiórczością pokarmową… Już nie wiem, co mam robić. Musimy Majkę zdiagnozować, w przeciwnym wypadku będzie tylko gorzej. Proszę, pomóż! Basia, mama Majki

11 793,00 zł ( 55,42% )
Brakuje: 9 484,00 zł