Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Mikołaj Harwoziński
5 dni do końca
Mikołaj Harwoziński , 16 miesięcy

Mikołajek walczy o sprawność ❗️ Pomożesz mu?

Wszystko było już gotowe na przyjście Mikołaja na świat. Przytulne łóżeczko, starannie wyprasowane ubranka i mnóstwo miłości w naszych sercach. Wyobrażaliśmy sobie jego malutkie rączki zaciśnięte na naszych palcach. Pierwsze wspólne chwile… Niestety, rzeczywistość przyniosła koszmary, o których nigdy nawet nie śniliśmy! Jedna chwila zmieniła radosne oczekiwanie w ból i strach o życie naszego ukochanego synka! Mikołaj urodził się przez nagłe cesarskie cięcie z powodu odklejenia łożyska. Dostał tylko 1, a później 2 punkty w skali Apgar… Jego stan był bardzo ciężki, ale nasza drobna kruszyna dzielnie walczyła o życie. Udało mu się! Niestety, te wydarzenia mają tragiczne konsekwencje… U Mikołajka zdiagnozowano mózgowe porażenie dziecięce. Synek ma już 13 miesięcy, a nie siedzi, nie obraca się, nie leży w podporze… Nadal odżywia się tylko specjalistycznym mlekiem, jego jelita nie strawią normalnego jedzenia. Boimy się, że już nigdy nie dogoni swoich rówieśników! Łzy same napływają nam do oczu gdy widzimy, że nie może chwycić swojej ulubionej zabawki – jest tak słaby! Jego rączki i nóżki są niesprawne. Regularnie chodzimy na rehabilitację metodą Vojty i Bobath, ale to nadal za mało! Mikołaj strasznie płacze podczas ćwiczeń, a my razem z nim! Wiemy jednak, że to dla niego jedyna szansa ratunku! Lekarze mówią nam, że do drugiego roku życia mózg dziecka jest najbardziej plastyczny. Powinniśmy zrobić wszystko, by jak najlepiej wykorzystać najbliższy rok! Chcielibyśmy zapewnić Mikołajowi jeszcze więcej rehabilitacji i innych specjalistycznych zajęć, które zwiększą jego szanse na prawidłowy rozwój! Jednak wiąże się to z olbrzymimi kosztami! Z całego serca prosimy, pomóżcie nam walczyć o to, co najważniejsze – zdrowie i sprawność naszego dziecka! Dziękujemy za Wasze wsparcie! Rodzice Mikusia

14 751 zł
Filip Lenart
Filip Lenart , 7 lat

Filip wciąż walczy z chorobą – Prosimy o wsparcie❗️

Filip miał 7 miesięcy, kiedy nagle nasz świat legł w gruzach… Już wcześniej widzieliśmy, że z synkiem dzieje się coś złego, że rozwija się inaczej niż niewiele starsza siostra. Często przez jego ciało przechodził dziwny i nagły skurcz — wyglądał tak, jakby się czegoś wystraszył. Lekarze jednak odprawiali nas, mówiąc, że jest tylko troszkę wiotki i rehabilitacja pomoże. Nie pomogła. Zabraliśmy synka na prywatną wizytę do neurologa, a potem trafiliśmy do Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie. Przyjęli nas jako przypadek nagły.  Dwa tygodnie spędziliśmy na podłodze przy łóżku synka, bojąc się jak nigdy wcześniej. Napady przychodziły coraz częściej, szarpiąc nim, jakby ten był bezwolną kukiełką. Podstawowe badanie genetycznie nie dało odpowiedzi skąd ta padaczka, ale już kolejne badanie WES pokazało, z czym mamy do czynienia – Rzadka, przypadkowa mutacja w genie powoduje ciężką padaczkę i zatrzymuje rozwój. Lekarze dopiero dowiadują się o podobnych chorobach i to znaczy, że nie ma lekarstwa...  Obecnie Filip ma już 7 lat i jesteśmy po ponad 30 pobytach na oddziale neurologii, przeszliśmy już praktycznie wszystkie możliwe terapie lekowe łącznie z podaniem komórek macierzystych i sterydoterapii, która niestety nie przyniosła żadnych rezultatów.   Syn w 2023 roku miał założonego PEG-a. Kiedy Fifi się odwadnia, zwyczajnie nie je i nie pije. Wcześniej mieliśmy z tym duży kłopot, bo napady wykańczały go fizycznie i nie przyjmował pokarmów ani wody z butelki.   Z powodu obniżonego napięcia mięśniowego Fifi ma też problemy z odkrztuszaniem i odkasływaniem wydzieliny gromadzącej się w gardle. Oczywiście staramy się go jak najwięcej pionizować i sadzać, ale to z kolei powoduje zwiększenie częstotliwości napadów uogólnionych mocnych szarpnięć całego ciała.  Każdy napad coraz mocniej degeneruje mózg. Filip traci powoli wszystko to, co z mozołem i trudem wywalcza na rehabilitacji. Dlatego rehabilitacja jest tak istotna. Fifi uczęszcza systematycznie na rehabilitację ruchową z fizjoterapeutą, terapię ręki, integrację sensoryczną oraz specjalistyczne zajęcia z neurologopedą i psychologiem. Nasz maluch ćwiczy dzielnie, mimo że często jest słabiutki i niektóre ćwiczenia sprawiają mu także ból czysto fizyczny. Niestety jest to konieczność. Synek nie chodzi, nie siedzi, nie wie, do czego służą jego rączki, nie trzyma samodzielnie głowy, ma obniżone napięcie mięśniowe, nie mówi. Aby najlepiej zobrazować sobie jego sytuację, proszę sobie wyobrazić marionetkę, której odetnie się sznurki – jak upadnie, tak zostanie.  Filip potrzebuje asystora kaszlu oraz ssaka medycznego, aby pomóc mu w pozbyciu się wydzieliny. Do tego dochodzą chociażby dojazdy na zajęcia czy badania. Wymaga także ciągłej i różnorodnej rehabilitacji, której koszty pochłaniają lwią część budżetu domowego. Rocznie to grubo ponad 60.000 zł. Jedna godzina terapii kosztuje 230 zł! Stąd nasza gorąca prośba o pomoc dla tego Małego Wojownika, który mimo ciągle nawarstwiających się przeciwności losu walczy i nie poddaje się. Z góry dziękujemy za wszelkie udzielone nam i Filipowi wsparcie Alicja i Arek – rodzice małego Wojownika

14 708,00 zł ( 9,21% )
Brakuje: 144 867,00 zł
Beata Romaniuk
Beata Romaniuk , 45 lat

Chciałabym jeszcze kiedyś stanąć o „własnych" nogach – Pomocy❗️

Jestem Beata a właściwie Becia, bo tak na mnie mówią. Jestem – byłam osobą bardzo energiczną, wesołą i zawsze chętną do pomocy drugiej osobie. Choć życie mnie nie oszczędzało, zawsze starałam się dobrze sobie radzić. Opiekowałam się swoją babcią, staruszką, która u progu swoich dni była już bardzo niedołężna i od kilku lat leżąca w łóżku. Prócz babci pod moją opieką jest jeszcze mama, która po wypadku ma trwale uszkodzone biodro i umysł nie ten.  Mimo tego wszystkiego zawsze byłam aktywna zawodowo i godziłam opiekę nad bliskimi z pracą w handlu, którą szczerze uwielbiam. Całe te moje zwariowane  życie w jakiś sposób poukładane legło w gruzach 12 września 2023 roku. Nad ranem dostałam silnego skurczu prawej nogi. Jak się potem okazało, to nie był skurcz, lecz zator i zakrzep tętnicy piszczelowej. Trafiłam do szpitala, gdzie próbowano ją udrożnić. Niestety, zabieg ten nie powiódł się i straciłam czucie w stopie.  Po kilkunastu godzinach podjęto tragiczną w skutki decyzję odjęcia nogi, gdyż nieczynna kończyna zaczęła obumierać i groziła mi sepsa, która mogła doprowadzić do śmierci. Operację tą nazwano ratującą życie. Dla mnie życie tego dnia stanęło w miejscu. Ja, osoba mobilna, zawsze w biegu i jeżdżąca na rowerze miałam być tak okaleczona i ograniczona. Po kilku dniach dzięki pomocy bliskich mi ludzi przynajmniej poukładałam to sobie w głowie. W końcu miałam udo, kolano… Brakowało tylko części nogi. Miałam się z czego cieszyć.  Zaczęłam ćwiczyć ten mój kikut, dowiadywać się o protezie, widziałam światełko w tunelu. Jednak moja radość nie trwała długo. 20 września wdała się gangrena i postanowiono dokonać kolejnej amputacji na poziomie podudzia. Zabrano mi kolano i resztki nadziei na lepsze jutro. Jakby tego było mało, gdy ja walczyłam o życie, zmarła moja babcia. Mówią, że odeszła, abym ja mogła żyć. Jestem już w stanie stabilnym, choć niezbyt zadowalającym. Każdego dnia walczę  o życie, o lepszą przyszłość dla siebie i schorowanej mamy. Bardzo bym chciała jeszcze kiedyś pojechać na rowerze i wrócić do pracy w sklepiku osiedlowym. Do tego jednak potrzebuję profesjonalnej protezy, drogiej rehabilitacji, leków oraz waszego wsparcia. Mam nadzieję, że dzięki Wam będę mogła spełnić swoje marzenie i znowu stanąć na „własne" nogi. Beata

14 702 zł
Alex Gronowalski
Alex Gronowalski , 6 lat

By nie poddać się w tej wymagającej walce... Wspieramy Alexa!

Jestem mamą bliźniaków - wcześniaków z 24. tygodnia ciąży. Samodzielnie wychowuję córkę oraz synka i utrzymuję naszą rodzinę. Mój mąż i ojciec naszych dzieci zmarł ponad rok temu…  Tuż po narodzinach Alex został obciążony dużymi powikłaniami wcześniactwa. Już w drugiej dobie życia synka lekarz poinformował mnie o zdiagnozowanych wylewach trzeciego i czwartego stopnia, a miesiąc później dowiedziałam się, że aby synek przeżył, musi mieć wszczepioną zastawkę komorowo-otrzewnową. To był potworny cios - świadomość, że życie mojego maleństwa stanęło pod znakiem zapytania… Alex miał jednak w sobie ogrom siły, aby pokonać stojące na jego drodze trudności. Każdego dnia walczy o lepsze jutro i udowadnia, jak wytrwałym jest wojownikiem. Synek przeszedł już 38 operacji i aż kilkadziesiąt narkoz! Tak liczne zabiegi były konieczne w związku z wymianą wspomnianej zastawki. Jak mówią lekarze, to tylko sprzęt, który w każdym momencie może ulec jakimś usterkom.  Już trzy razy kazano mi się pożegnać z synkiem, bo jego stan był ciężki. Saturacja spadała wtedy do krytycznych wartości, a ja modliłam się, żeby Alex wyszedł z tego cało, żeby przeżył! Podziwiałam synka za to, jak wiele miał w sobie siły. W każdym przypadku udało mu się wygrać tę walkę. Dziś Alex jest ze mną, jeszcze silniejszy i każdego dnia widzę, jak dzielnie stawia czoło dalszym przeciwnościom. Alex wykonuje ogromną pracę pod okiem rehabilitantów, która przynosi coraz większe postępy. Synek ma dwa razy w tygodniu rehabilitację metodą Vojty, raz na 3-4 miesiące wyjeżdża na obozy rehabilitacyjne. Uczęszcza na zajęcia logopedyczne również dwa razy w tygodniu. Do tego dochodzą jeszcze stałe wizyty kontrolne u neurologa, okulisty, rehabilitantów, do których jeździmy po całej Polsce. Robię co mogę, bo widzę u Alexia ogromną chęć dalszej pracy, a efekty, które dzięki temu zauważamy każdego dnia to nasza największa radość!  Alexio nosi specjalne ortezy, aby poprawnie układał stopki oraz prawidłowo ćwiczył chodzenie. Koszt takich ortez to aż 17 tys. złotych, a muszą być one regularnie wymieniane! W połączeniu z wszystkimi zajęciami i rehabilitacją to wszystko pochłania ogromną ilość pieniędzy i znacznie przekracza moje możliwości finansowe. Nie mogę jednak zrezygnować z walki mojego synka o lepsze jutro, dlatego zwracam się do Was z ogromną prośbą o wsparcie! Sara, mama Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową. 

14 670,00 zł ( 21,14% )
Brakuje: 54 692,00 zł
Emil Derlich
Emil Derlich , 33 lata

Muszę być samodzielny! Proszę, pomóż!

Mógłbym być osobą zdrową, gdyby nie ciężki poród, niedotlenienie… Mógłbym chodzić, studiować, pracować. Jednak rzeczywistość jest inna i muszę jej sprostać. Nie poddaję się. Każdego dnia budzę się z uśmiechem na ustach. To moje życie, które chcę przeżyć jak najlepiej. Mózgowe porażenie dziecięce tego nie ułatwia. Ciężko zaprzeczyć. Poruszam się na wózku inwalidzkim, opiekuje się mną mama. Gdy byłem mały, jeździłem często do sanatoriów, na turnusy rehabilitacyjne. Obecnie jest coraz trudniej. Cena rehabilitacji stale rośnie. Ani mnie, ani moich bliskich niestety nie stać na taki wydatek. A uwierz, tak bardzo zależy mi na polepszeniu mojej funkcjonalności i sprawności. Moja mama traci siły, jest coraz starsza. W końcu będę musiał sobie poradzić sam. Nie osiągnę tego bez intensywnej rehabilitacji.  Nogami jest dla mnie wózek inwalidzki. Z moim schorzeniem najlepszy byłby wózek elektryczny. To spory wydatek, odkładany niemalże w nieskończoność. Przez obecny wózek jestem skazany na niesamodzielność, siedzenie w domu i wyczekiwanie osoby, która pomoże mi z niego wyjść. Tak bardzo chciałbym to zmienić. Proszę Cię o pomoc, ponieważ wiem, że na świecie jest wiele dobrych dusz, które pragną pomagać. Każda złotówka się liczy, dlatego dziękuję za wszystkie wpłaty, również te najdrobniejsze. Wiedz, że Twoje wsparcie daje mi nadzieję na lepszą przyszłość. Emil

14 649 zł
Anna Samorok
Anna Samorok , 73 lata

Bez Twojej pomocy nie damy już rady...

Dla naszej rodziny był to wyjątkowo trudny rok. W ciągu ostatnich miesięcy nasze życie zmieniło się nie do poznania. Wciąż z tatą próbujemy poskładać nasze popękane serca... Niestety trudna codzienność wciąż kładzie nam kolejne kłody pod nogi. Moja mama jest w stanie wegetatywnym. To okrutne patrzeć na najbliższą osobę, gdy ta nie jest w stanie samodzielnie ruszyć kończynami, wstać z łóżka... Doszło u niej do zatrzymania akcji serca, co doprowadziło do poważnych konsekwencji. Tata opiekuje się mamą właściwie 24 godziny na dobę. Podaje leki, walczy z odleżynami, zmienia opatrunki. Dodatkowo mama cierpi na szereg chorób współistniejących, które także wymagają stałej kontroli i leczenia. Tata ledwo daje radę wiązać koniec z końcem... Dlatego bardzo chcę mu pomóc. Cierpienie najbliższych to najgorszy widok, który może spotkać człowieka. Dlatego błagam o Twoje wsparcie. Syn Anny

14 647 zł
Małgorzata Szymankiewicz
Małgorzata Szymankiewicz , 61 lat

Nadzieja umiera ostatnia – Pomóż mi wygrać z nowotworem❗️

Gdzieś, kiedyś, ktoś, coś mówił o nowotworze. Jednak jeżeli to ciebie nie dotyczy, nie zdajesz sobie sprawy, jak straszna jest to choroba. Jak bardzo trzeba być silnym psychicznie i nie pozwolić złym myślom zawładnąć całym twym ciałem i umysłem. Mam na imię Małgorzata. W 2021 zachorowałam na raka piersi. Diagnoza – „HER-2 ujemny luminalny i zapalny”.  Słysząc coś takiego, tracisz sens życia, redukujesz marzenia, a życie cię spowalnia i nie pozwala na wiele. Nie każdego dnia mam siłę udawać, że jest wszystko dobrze. Dlatego łzy odłożyłam na półkę, smutek na biurko, ból zamknęłam w szafie, gniew i bezsilność zatrzasnęłam w szufladzie, ale nadzieję jeszcze mam i cały czas ją podsycam. Przeszłam 16 wlewów chemii, obustronną całkowitą mastektomię i wycięcie 11 węzłów chłonnych. Już myślałam, że uda się żyć z chorobą, jednak ona nie pozwalała o sobie zapomnieć. W grudniu 2022 otrzymałam lek. Jednak nie zadziałał i po miesiącu rak dał przerzut do drugiej piersi i rozsiał się na skórze. Onkolog odstawił lek i weszłam w trzecią linię leczenia. Tabletki zatrzymały raka na 6 miesięcy i chciałam już „odtrąbić sukces”, ale na tomografii okazało się, że pojawiły się przerzuty do śródpiersia. Obecnie jestem w czwartej linii leczenia i przyjmuję „czerwoną chemię" we wlewach. To jest ostatnia metoda leczenia refundowana przez NFZ. Ale nadzieja umiera ostatnia.  Dlatego proszę o pomoc w sfinansowaniu zabiegu krioablacji – wymrażaniu guza, który mogę wykonać w klinice we Wrocławiu. Niestety, nie jest on objęty refundacją NFZ, a koszty przekraczają moją niewielką emeryturę, ponieważ przyjmuję jeszcze kurację suplementami, która kosztuje miesięcznie ponad 3 000 złotych! Ze względu na przedłużenie obecnego etapu lecenia, zabieg krioablacji został zaplanowany na  rok 2024 - styczeń /luty. Wciąż chcę walczyć, bo wiem, że mam o co. Jeśli zechcesz otworzyć serce i mi pomóc to wiedz, że to realna pomoc. Twoja wpłata pomoże mi przejść zabieg, a ten zabieg może ocalić mi życie. Małgorzata

14 643,00 zł ( 27,52% )
Brakuje: 38 549,00 zł
Oliwia Sbeczka
Oliwia Sbeczka , 6 lat

Tragiczny wypadek zabrał jej sprawność❗️Pomóż nam walczyć o przyszłość Oliwki...

Oliwka ma 4 lata. Rok temu walczyła o życie… Od niedawna na nowo uczy się chodzić i żyć ze wspomnieniem tragicznego wypadku. Jej życie już nigdy nie będzie takie samo, a sprawność wymaga jeszcze wielu miesięcy leczenia, ćwiczeń i rehabilitacji. Zrobię wszystko, by moja córeczka nie czuła się gorsza! Oliwka to mała dziewczyna, która powinna beztrosko śmiać się, bawić i cieszyć dzieciństwem… Tymczasem przez poważny wypadek samochodowy, musi walczyć o swoją sprawność. W nasze auto, którym jechała jeszcze 5-miesięczna siostra Oliwki i mój narzeczony uderzyło auto. My wylądowaliśmy na drzewie…  Stan Oliwki był niezwykle poważny. Okazało się, że ma pękniętą czaszkę, rozlany uraz aksonalny, złamanie piramidy kości skroniowej… Do tego w jej małym ciele doszło do złamania żeber i stłuczenia płuc. To, dla tak małego dziecka, ogromne spustoszenie. Oliwcia walczyła przez trzy tygodnie o to, by zostać na tym świecie. Odchodziłam od zmysłów jednocześnie będąc również pokrzywdzoną w wypadku. Kilka sekund prawie zabrało moje dziecko z tego świata!  W jednej chwili z wesołej, aktywnej dziewczynki kochającej wozy strażackie, układanie puzzli, stała się dzieckiem, które musi cierpieć. Oliwka nie chodzi sama, udaje jej się to tylko trzymającej kogoś za ręce albo trzymając się specjalnych podpórek. Przez swój brak sprawności, szczególnie po lewej stronie ciała, nie może jeszcze wrócić do innych dzieci, do przedszkola. Nie jest na tyle samodzielna… Izolacja i brak powrotu do swoich koleżanek i kolegów to wielki cios dla tak małego dziecka. Niesprawiedliwy i niezrozumiały…  Oliwka musi być poddawana rehabilitacji praktycznie codziennie. Tylko to daje jej szanse na samodzielność i normalne życie. Na lepszą przyszłość! Chciałabym wiedzieć, że sobie w niej poradzi i że zrobiłam wszystko, co mogłam…  Jeśli masz taką możliwość… Proszę, pomóż nam walczyć o lepsze jutro! Julia, mama Oliwii

14 628,00 zł ( 15,98% )
Brakuje: 76 862,00 zł
Ludmiła Szumowska
Pilne!
Ludmiła Szumowska , 39 lat

Nie mogę się poddać. Muszę walczyć dla mojego synka, ale RAK NIE ODPUSZCZA ❗️

Znów zwracam się do Was, ludzi o wielkim sercu. Tylko dzięki Waszemu wsparciu i pomocy wykwalifikowanych lekarzy, byłam w stanie przejść przez tak trudne leczenie chemioterapią. Walczę dalej, proszę, nie opuszczajcie mnie! Wasze wsparcie jest dla mnie na wagę złota! Oto moja historia: Wojna i walka z rakiem to bardzo podobne dramaty. W każdej z nich przeciwnik jest bezwzględny – odbiera życie niewinnych ludzi i niszczy szczęśliwą codzienność. Dotychczas wiodłam spokojnie życie. Miałam satysfakcjonującą pracę i spełniałam się jako mama wspaniałego chłopca. Niestety, wszystko zmieniło się w marcu 2019 roku. Wtedy po raz pierwszy usłyszałam diagnozę, która brzmiała jak wyrok – rak piersi III stopnia.  Obecnie mierzę się z dwiema wojnami naraz – jedna to ta o swoje życie, a drugą o Ukrainę i wszystkich bliskich.... Tak strasznie się boję. Codziennie modlę się o ratunek i proszę Boga, aby to cierpienie w końcu się skończyło. Zniosłam już bardzo wiele: utratę nadziei, nawroty choroby, słowa lekarzy, którzy nie pozostawiali złudzeń i próbowali mnie przygotować na bardzo wymagającą, trudną, długą walkę. Zdarzały się momenty, kiedy opadały mi ręce i wydawało się, że za chwilę powiem: "STOP. Już naprawdę nie mogę więcej..." Moje życie zmieniło się w koszmar: operację, kroplówki, zastrzyki, garście tabletek. Nie miałam ani jednego dnia bez bólu. Ciało po prostu przestało być moim. Ale budzę się rano, patrzę w uśmiechnięte oczy syna, słyszę: "Dzień dobry Mamusiu..." i już wydaje się, że nie jest tak źle. Nie mam prawa się poddać, dać chorobie zwyciężyć. Idę do przodu, próbując zostawić wszystkie złe rzeczy za sobą. Po chemioterapii podjęłam się leczenia przy pomocy bardzo drogich leków. Dzięki nim zaczęłam żyć, znów miałam siłę i energię, doceniałam każdy dzień spędzony z synem. Ale choroba jest podła. Wyniki rezonansu magnetycznego znów wywołały we mnie rozpacz. Choroba postępuje. Mam przerzuty na wątrobę i kości.  Jeden z najlepszych hepatologów powiedział: "Zaleciłbym transplantację wątroby – ale przeszkodą są przerzuty na inne organy..." . Dlatego jedyna opcja, która mi pozostaje, to powstrzymywanie choroby jak najdłużej za pomocą chemioterapii i terapii celowanej. Ta walka staje się coraz cięższa, leczenie jest niezwykle kosztowne. Ale to nie może mnie złamać, jestem gotowa walczyć dalej. Wierzę, że wystarczy mi siły, by to wszystko znieść i móc spędzić z synem jak najwięcej czasu. On jest moim życiem, największą siłą i słabością. Wiem, że muszę dla niego walczyć. Potrzebuję pomocy! Już znam Wasze ogromne serca, wiem, że są w stanie zdziałać cuda. Proszę, nie zamykajcie ich. Jesteście moją nadzieją… Ludmiła

14 599,00 zł ( 11,66% )
Brakuje: 110 508,00 zł