Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Paulinka Zamielska
Paulinka Zamielska , 2 latka

Ile razy można wymknąć się śmierci? Pomóż Paulince ❗️

Byliśmy ogromnie szczęśliwi, gdy dowiedzieliśmy się, że do dwójki naszych synów wreszcie dołączy wyczekana córeczka. Już podczas ciąży szczęście zaczęło powoli zmieniać się w niepokój. Po przyjściu Paulinki na świat poczuliśmy się, jakby spadły na nas wszystkie kataklizmy świata.  U córki zdiagnozowano zespół Costello, czyli niezwykle rzadki i niebezpieczny zespół wad wrodzonych o podłożu genetycznym. Co to znaczy dla Paulinki i naszej rodziny? Bardzo długo nie potrafiliśmy wypowiedzieć tych słów na głos…  Chore serduszko, dysmorfie twarzy, niepełnosprawność intelektualna, niskorosłość, opóźnienie rozwoju psychoruchowego, problemy z odżywianiem i refluks. Duże ryzyko pojawienia się złośliwych NOWOTWORÓW! Odebrano jej wszelkie szanse na normalne życie…  Paulinka urodziła się z powikłanej ciąży. Od razu po porodzie musiała zostać zaintubowana. To były dla nas chwile prawdziwej grozy, choć dziś myślimy, że wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, czym jest strach… W szpitalu lekarze wykryli przerost prawej komory serca, hepatomegalię, czyli powiększoną wątrobę i rozszczep podniebienia miękkiego. Po 3 tygodniach rozpoczęliśmy proces diagnostyczny. Odpowiedź, która zaprowadziła nas do samej otchłani rozpaczy, usłyszeliśmy w 5. miesiącu życia córeczki. Piekło rozpętało się jednak jeszcze przed otrzymaniem wyników… Paulince od początku towarzyszyła niewydolność oddechowa, która w pewnym momencie przerodziła się w ZAGROŻENIE ŻYCIA! W maju 2022 roku trafiliśmy na OIOM. Połykaliśmy własne łzy, siedząc na szpitalnym korytarzu, podczas gdy zespół lekarzy ratował nasze dziecko. Niemal straciliśmy Paulinkę… By ratować jej życie, lekarze w ostrym trybie przeprowadzili zabieg TRACHEOTOMII.  Nasza mała córeczka na stole operacyjnym. Duszny, letni dzień, choć i bez tego trudno było nam oddychać. Nagle alarm: pojawiły się powikłania i KREW zalała płuca Paulinki. PRZEŻYŁA.  Rurka tracheotomijna tkwi w jej krtani do dziś… Zespół Costello zdiagnozowano dotychczas w naszym kraju jedynie u kilku osób. Jednak przebieg choroby zawsze wygląda tak samo. Pewne jest, że los nie oszczędzi Pauliny i wszystkie objawy, prędzej czy później, nadejdą. Jednym z nich jest kardiomiopatia przerostowa – najczęstsza przyczyna nagłych zgonów kardiologicznych, którą Paulinka dostała w prezencie na swoje pierwsze urodzinki. By zmniejszyć tętno i ulżyć serduszku, córka na stałe przyjmuje lekarstwa. Teraz wystarczą te tanie, ale ostatnia deska ratunku będzie poza naszym zasięgiem finansowym… Silny refluks i trudności w przyjmowaniu pokarmów to przyczyny, dla których Paulina jest odżywiana dojelitowo. Próbujemy podawać jej specjalne pokarmy, ale najczęściej kończy się to wymiotami. To, co dla innych dzieci nie jest wyzwaniem, dla naszej córki wydaje się być niemożliwe do osiągnięcia...  To nie jest rodzicielstwo, które znaliśmy, ani na które czekaliśmy… Jedno z nas musiało zrezygnować z pracy, bo Paulinka wymaga całodobowej opieki. Naszą codzienność wypełniają: intensywna rehabilitacja, obsługa PEG i tracheostomii, dbanie o każdy szczegół, regularne badania i rezonanse, by na czas wykryć nowotwór, narkozy, pobyty w szpitalu, których córeczka panicznie się boi. Nie narzekamy. Śmierć czyha na naszą córkę z każdej strony! Musimy być silni! By dalej walczyć o rozwój naszej dziewczynki i trzymać ją przy życiu, potrzebujemy Waszego wsparcia. Paulina potrzebuje interdyscyplinarnej opieki, wysokospecjalistycznej diety i sprzętów rehabilitacyjnych, dzięki którym będziemy mogli kontynuować pracę nad jej postępami w domu. Nigdy nie byliśmy jeszcze na turnusie rehabilitacyjnym... Boleśnie przekonaliśmy się, jak ciężko jest być rodzicami chorego dziecka… Chcemy zrobić wszystko, by Paulince żyło się jak najlepiej. Dlatego porzucamy wstyd, obawy i zwracamy się do Was z prośbą o pomoc. Wiemy, że los znowu może wystawić życie córki na próbę i musimy być gotowi na każdą ewentualność. Jesteście naszą nadzieją! Rodzice ➡️ FB Paulinki

18 520,00 zł ( 17,4% )
Brakuje: 87 863,00 zł
Jakub Ćwiękała
Pilne!
Jakub Ćwiękała , 6 lat

Mamy czas do 10 czerwca❗️ Kubuś może wyglądać normalnie!

Historia Kubusia wzruszała do łez: Był maleńki, bezbronny i bardzo skrzywdzony, przez nieznaną siłę, która odebrała mu normalny wygląd. Połowa twarzy Kubusia była zdeformowana, bez oka, bez uszka, z dziwnym otworem w miejscu, gdzie powinny być ustka… Od 12 tygodnia kazali nam się do tego przygotowywać, ale chyba nie odrobiliśmy lekcji. Nasz pierwszy synek, szczęście, które przychodzi na świat, by być kochane przez najbliższych, nie wiedząc, że różni się czymś od innych dzieci. Pokochaliśmy go takiego, jakiego dostaliśmy na ręce, zupełnie bezbronnego, delikatnego. Gdy szok minął, pojawiła się wielka miłość. Ta miłość trwa do dzisiaj i nie jest jej potrzebne żadne oczko ani uszko, ale wiemy, że musimy myśleć o nim. Nasz Kubuś, poza tym, co widać na zdjęciu, jest zdrowym, pragnącym się rozwijać dzieckiem, które dzisiaj nie jest świadome swojego piętna, ale wkrótce jego wygląd stanie się jego przekleństwem. Mało tego – pusty oczodół bez gałki ocznej stanowi ogromne zagrożenie dla zdrowia, a nawet dla życia Kubusia. Kiedy u dziecka brakuje gałki ocznej, a czaszka rośnie i się rozwija, istnieje niebezpieczeństwo, że rozwijające się w niewłaściwy sposób kości czaszki uszkodzą mózg i doprowadzi nawet do śmierci. Ucho, a właściwie małżowina uszna to już tylko problem estetyczny, którym lekarze chcą się zająć w momencie, kiedy Kubuś skończy 14 lat. Z oczkiem nie możemy tyle czekać – pierwszy ekspander już jest w oczodole, a na następne nas nie stać. Po urodzeniu zawalił nam się świat – teraz chcemy zbudować go na nowo. Kiedy po 3 tygodniach wypuszczano nas do domu, Kubuś nie był zdolny, by przystawić go do piersi, a nawet do butelki. Rozszczep wargi i podniebienia był tak duży, że jedynym wyjściem była sonda. I tak wróciliśmy do domu z rurką, którą przez pół roku podawaliśmy naszemu synkowi pokarm. Kiedy przyszedł dzień operacji wargi i podniebienia, bardzo się baliśmy. Z jednej strony wiedzieliśmy, że zabieg zmieni jego życie na lepsze, ale z drugiej strony przerażała nas myśl, że będą operowali nasze bezbronne maleństwo... To, czego dokonali lekarze, jest nie od opisania słowami. Nie dość, że oddali nam synka, który wyglądem coraz bardziej przypominał inne dzieci, to jeszcze mógł samodzielnie pić z butelki… Z oczkiem nie będzie już tak łatwo. Oczodół trzeba protezować. Kubuś rośnie, więc protezy trzeba będzie systematycznie wymieniać. Teraz już znamy koszty całego przedsięwzięcia. Kwota jest ogromna i nie mamy innego wyjścia. Musimy zrobić wszystko, by wyeliminować wszystkie złe skutki kalectwa. Najpiękniejsze są chwile, kiedy mamy go w domu, kiedy możemy na niego patrzeć, cieszy się, jak samodzielnie zamyka buzie. W tej chwili, kiedy buzia jest już wygojona, Kubuś nie czuje bólu i cieszy się każdym dniem. Rozwija się, rośnie, uczy się nowych rzeczy, nie wie, że różni się od zdrowych dzieci. My wiemy, jak może się skończyć każde zaniedbanie. Jeśli główka się deformuje i zacznie uciskać mózg, nie będzie już odwrotu, dlatego prosimy Was o pomoc. Kubuś to nasze pierwsze i jedyne dziecko, nie wyobrażamy sobie tego, że moglibyśmy go stracić. Potrzebujemy Waszej pomocy, by w dalszym ciągu protezować oczko Kubusia i uratować jego życie. Im nasz synek jest starszy, tym zabiegi muszą odbywać się częściej, a każdy z nich to ogromna kwota pieniędzy... Za każdą pomoc będziemy wdzięczni, bo każda najmniejsza wpłata, to cegiełka dołożona do normalnej przyszłości chłopca, którego kochamy. Rodzice

18 500,00 zł ( 35,85% )
Brakuje: 33 096,00 zł
Jadwiga Baran
Jadwiga Baran , 94 lata

By jeszcze zdążyć poczuć, co to życie bez bólu...

Mam na imię Jadwiga. Dla przyjaciół i rodziny Wisia. Mam 92 lata i jestem emerytowaną nauczycielką języka francuskiego i rosyjskiego, byłą wychowawczynią i szkolnym pedagogiem w podstawówce, która całe życie pomagała innym ludziom. Prowadziłam w ramach wolontariatu zajęcia teatralne dla najmłodszych, zawsze wspomagałam najuboższych. Zwracam się po raz pierwszy w życiu o pomoc do ludzi obcych, poza własną rodziną, gdyż nie jestem w stanie samodzielnie funkcjonować...  Mój organizm nie jest już sprawny ruchowo. Aktualnie korzystam z wózka inwalidzkiego, doraźnie z kul i balkoniku rehabilitacyjnego. Nie mogę samodzielnie pójść do sklepu, aby zrobić zakupy, nie mogę udać się na własnych siłach do kościoła, czy odwiedzić rodziny. Mam również problem z przygotowaniem posiłków oraz praniem... Niezbędna jest mi również pomoc w myciu się, dbaniu o higienę osobistą, ubieraniu oraz dawkowaniu leków. Czyli właściwie we wszystkim… Jedyne, co obecnie robię, to leżę i siedzę, co jest bardzo bolesne, gdyż do tej pory starałam się być niezależna, mimo wieku… Wszelkie dolegliwości z prawej strony organizmu przeszły na lewą i dochodzi do dalszych uszkodzeń barku, biodra jak i kolana również po lewej stronie ciała. W ciągu ostatnich miesięcy pomimo stałej opieki lekarskiej mój stan zdrowia uległ pogorszeniu.  Operacja w moim przypadku jest zbyt ryzykowna ze względu na stan moich żył, choroby serca oraz stan kręgosłupa. Codziennie mimo usilnych starań wstaję cała obolała. Ból nie pozwala mi racjonalnie myśleć, funkcjonować. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że jest możliwe życie w takim cierpieniu… Nie mogę się pogodzić, że nie jestem w stanie podnieść kubka z piciem, czy założyć samodzielnie swetra. Decyzją z dnia 10 maja 2004 r. uzyskałam orzeczenie o umiarkowanym stopniu niepełnosprawności, a 02.03.2023 r. o znacznym. Nie starałam się wcześniej o zmianę orzecznictwa, gdyż żyłam nadzieją, że„dam radę” i „mi przejdzie”, co trwało 19 lat.  Niestety choroba pomimo prób leczenia pogłębiła się… Dolega mi między innymi: pierwotna, obustronna gonartoza, koksartroza, pierwotna choroba zwyrodnieniowa innych stawów, osteoporoza ze złamaniem patologiczny, zmiany zwyrodnieniowe kręgosłupa, zaawansowana artroza biodra prawego i obu stawów kolanowych, zwyrodnienia wielostawowe, choroby krążków międzykręgowych lędźwiowych i innych z uszkodzeniem korzeni nerwów rdzeniowych, hyperlidemia mieszana, następstwa załamania kręgosłupa trzonu L5, złamanie żebra IV po lewej stronie, obrzęki łydek po staniu, spłycenie lordozy lędźwiowej, zwyrodnienie kręgosłupa z uciskiem na nerwy rdzeniowe, dwufotonowa absorpcjometria, ossica z brakiem poprawy.  Od każdego lekarza, u którego byłam uzyskałam informację, że ze względu na niemożliwość przeprowadzenia operacji nikt jest w stanie mi pomóc. Diagnozy były straszne, skazywały mnie na życie w ciągłym cierpieniu, każdego dnia… Godzina po godzinie, minuta po minucie aż do momentu gdy stanę się przysłowiową roślinką, która nie będzie w stanie nic robić.  Zawsze starałam się uśmiechać i przezwyciężać przeciwnościom losu, dlatego nie chcę się z tym pogodzić. Modliłam się jak i modlę wciąż do Boga o wyratowanie. Gdy prawie odebrano mi nadzieję, pojawił się w moim życiu dr n. med. Adam R. Kwieciński z OXETIC Medical System, który jest twórcą Zintegrowanego Systemu Diagnostyki i Terapii Biologicznych, kierownikiem Beskidzkiego Centrum Diagnostyki Obrazowej, przewodniczącym Światowego Zjednoczenia Lekarzy Polskich oraz prekursorem termografii medycznej, który przywrócił mi chęć życia i jako pierwszy dał szansę na polepszenie losu oraz zminimalizowanie dolegliwości. Jako pierwszy na świecie opracował innowacyjny skład preparatu kolagenowego o podwyższonej wchłanialności. Drugim na świecie miejscem oraz ośrodkiem medycznym leczącym podobne choroby jest Austria, a dokładnie klinika prof. Josefa Schmida. Koszty są tam jednak nieporównywalne wyższe od polskich. Mam szansę zmniejszyć ból i odzyskać większą sprawność ruchową. Leczenie musi być wspomagane również między innymi przez pomoc rehabilitacyjną i specjalistyczną opiekę pielęgniarską przez okres leczenia. Nigdy nie korzystałam z czyjejkolwiek pomocy oprócz rodziny.  Niestety, abym mogła żyć i spędzić resztę czasu, jaki mi pozostał w sposób godny, w mniejszym bólu, bez codziennego myślenia o cierpieniu, niezbędne jest leczenie. Terapia jest jednak bardzo droga i nawet przy wspierających mnie najbliższych nie jestem w stanie jej opłacić. Marzę, aby budzić się każdego ranka i nie myśleć o chronicznych dolegliwościach. Chciałabym mieć choć jeden dzień bez męki. Wcześniej przez długie lata to ja udzielałam ratunku, teraz jednak zwracam się o wsparcie. Proszę o pomoc i szansę na życie! Wisia

18 494,00 zł ( 8,69% )
Brakuje: 194 272,00 zł
Brodowska
Brodowska , 39 lat

Mój zegar tyka... Pomóż mi zatrzymać chorobę❗️

Zaczęło się od drgania ciała. Z czasem było coraz gorzej, aż w końcu dwa lata temu zdiagnozowano u mnie pląsawicę Huntingtona. Definicja mówi, że to neurodegradacyjne schorzenie objawiające się niekontrolowanymi ruchami ciała oraz stopniowym pogarszaniem się moich możliwości umysłowych. Wygląda to tak, że mam problemy z równowagą, często potykam się i przewracam. Już nawet nie mogę jeździć nigdzie autobusem, ponieważ nagle mogę się przewrócić. Czasem zaczynam mimowolnie machać rękami, mam problemy z pamięcią, skupieniem… Gdyby nie wsparcie chłopaka, nie poradziłabym sobie. Na szczęście mam też w pracy asystentkę, która również okazuje mi ogromne wsparcie i często towarzyszy mi w licznych wyjazdach na kontrole i badania lekarskie. Choroba sprawia, że potrzebuję coraz więcej sprzętów rehabilitacyjnych, a także sprzętów w domu, choćby poręcze łazienkowe. Do tego wizyty u lekarza, rehabilitacja powstrzymująca rozwój choroby oraz potencjalna operacja wszczepienia neurostymulatora.  Wciąż czekam na konsultacje w tej sprawie, ale już teraz widzę, że koszty będą tylko rosły. Dlatego bardzo proszę o choć najmniejsze wsparcie, które pomoże mi przygotować się na to co nadejdzie. Każda wpłata ma znaczenie i jest dla mnie realną pomocą w radzeniu sobie z chorobą. Już teraz z całego serca dziękuję. Żaneta

18 400 zł
Aleksander Ludwiczak
Aleksander Ludwiczak , 3 latka

Mukowiscydoza - choroba, która pochłania nasze dziecko❗️Oluś walczy o życie - ratunku!

Oluś ma zaledwie kilkanaście miesięcy, a już poznał, czym jest dramatyczna walka o życie! Z naszym synkiem przyszła na świat śmiertelna choroba genetyczna... Choroba, która kradnie oddech, zabija dorosłych i dzieci. Czeka nasz nierówny pojedynek, w którym stawka jest najważniejsza - jest nią życie Olusia... Prosimy o ratunek! Oluś cierpi na mukowiscydozę... Chorobę, która uszkadza cały organizm, zalewając niektóre z narządów gęstym, lepkim śluzem... Atakuje głównie płuca i trzustkę - chorzy walczą o oddech i o każdy kilogram ciała. Od roku wiemy, że na naszym synku ciąży wyrok i robimy, co możemy, aby ochronić jego małe życie... Kilka miesięcy - tyle trwało nasze niczym niezmącone szczęście, odkąd dowiedzieliśmy się, że spodziewamy się dziecka. Niestety mukowiscydoza zaatakowała jeszcze przed narodzinami Olusia, w 34. tygodniu ciąży. Jelita Olusia zostały wypełnione płynem, doszło do ich niedrożności. Wtedy jednak lekarze nie przypuszczali jeszcze, że diagnoza będzie tak poważna. Podejrzewali biegunkę chlorową. Po dwóch tygodniach pojechałam do Warszawy ze spakowaną walizką do porodu, na umówioną wizytę USG. Wtedy zaczęło się nasze piekło. Na USG okazało się, że doszło do perforacji jelit... Jelita Olka popękały w kilku miejscach. Ginekolog był przerażony, ja również. Rozpłakana, zostałam w trybie natychmiastowym przewieziona do szpitala. Trafiłam prosto na stół  operacyjny, na cięcie cesarskie, by ratować życie dziecka. Oluś urodził się 7 lipca. Natychmiast musiał być operowany. Lekarz uprzedził mnie, że synek może nie przeżyć... Musiałam podpisać zgody, stojąc w obliczu myśli, że być może przyjdzie mi pożegnać dziecko, które dopiero powitałam na świecie... Operacja trwała kilka godzin. Była długa, trudna, skomplikowana. Synek dzielnie ją zniósł. Przeżył. Chirurdzy wyłonili Olusiowi stomię. Stracił dosyć sporo krwi, musieli mu ją przytaczać. Do dziś ma niedobory żelaza... Synek walczył bohatersko o życie na oddziale intensywnej terapii. Niestety po kilku dniach dowiedzieliśmy się, że Olka czeka druga operacja. Kolejny cios... Oluś pierwsze 2 miesiące swego życia spędził w szpitalu. Był karmiony pozajelitowo, miał wkłucia centralne... Doszło do zakrzepicy żył, musiał mieć podawane zastrzyki, rozrzedzające krew. To wtedy okazało się, że wszystko, co dotychczas przeszliśmy, jest jedynie skutkiem potwornej diagnozy. Poinformowano nas, że synek ma mukowiscydozę, chorobę nieuleczalną, a nawet śmiertelną. Nie mogliśmy w to uwierzyć... Chirurg powiedział, że to choroba wymagająca specjalistycznej opieki każdego dnia. Załamaliśmy się totalnie.  Potworna diagnoza złamała nasze serca, jednak musieliśmy pozbierać się i walczyć... Tony lekarstw, nieustanne wizyty u lekarzy, częste infekcje. Tak wygląda teraz nasza codzienność. Olek rano i wieczorem ma wykonywaną inhalację... Do tego obowiązkowo drenaż, ćwiczenia oddechowe, dzięki którym pozbywamy się z płuc syna lepkiego śluzu. Jeśli ma kaszel lub jest przeziębiony, musi być inhalowany nawet 4 dziennie. Oluś ma też niewydolną trzustkę, dlatego musi przyjmować specjalne enzymy.  Potrzebujemy wsparcia, aby kupować leki, sole do inhalacji, do tego dochodzą dojazdy do szpitala... Co chwilę dochodzą nowe problemy. Synek ma kamienie na nerkach... Niestety zaraził się też bakterią pseudomonas. W ciągu 7 miesięcy brał 7 antybiotyków...  Bardzo boimy się tego, co przyniesie przyszłość. Jedyne czego jesteśmy pewni to fakt, że Oluś do końca swojego życia będzie musiał walczyć z nieustępliwą chorobą. Tylko dzięki Twojej pomocy, będziemy w stanie go w tym wesprzeć... Rodzice Olusia

18 398 zł
Agnieszka Złoch
Agnieszka Złoch , 43 lata

UDAR zmienił wszystko❗️ – Agnieszka walczy dla syna!

W sierpniu 2022 roku w piękny, słoneczny dzień choroba zamieniła życie Agnieszki w koszmar. Udar mózgu w jednej chwili wyrządził ogromne spustoszenie w jej organizmie – straciła kontakt ze światem, przestała chodzić, mówić, straciła możliwość samodzielnego funkcjonowania i zajmowania się 12-letnim synem, którego sama wychowywała przed chorobą. Od tego czasu podejmuję heroiczną walkę o powrót mojej córki do zdrowia. Przeorganizowałam całe życie, żeby zająć się Agnieszką i jej dzieckiem, żeby zorganizować im życie w nowej, tragicznej rzeczywistości, której scenariusz pisze choroba i jej konsekwencje.  Jedyną drogą powrotu Agnieszki do zdrowia i szansą na przywrócenie jej możliwości samodzielnego funkcjonowania, powrotu do pracy i wychowywania syna jest rehabilitacja. Minął rok od powrotu córki do domu po 4-miesięcznym pobycie w szpitalu na leczeniu i rehabilitacji. Nadal ma problem z poruszaniem się, nie ma wystarczającej kontroli nad swoim ciałem. Nadal utrzymuje się niedowład prawej ręki i nogi. Nie mówi, ma problemy z komunikacją, wymaga stałej opieki, kompleksowej i bardzo kosztownej terapii oraz rehabilitacji. Wykorzystujemy rehabilitację przysługującą z Narodowego Funduszu Zdrowia. Niestety, mimo orzeczonego znacznego stopnia niepełnosprawności i niezdolności do samodzielnej egzystencji, dostępność do rehabilitacji jest ograniczona. Odwlekanie w czasie i ograniczanie ilości rehabilitacji zmniejsza szansę na wyzdrowienie – dlatego od momentu zachorowania organizuję córce niezbędną prywatną rehabilitację: szpitalną, domową, wożę ją na zajęcia, pracujemy w domu. Jest to dla mnie ogromny wysiłek finansowy i organizacyjny. Muszę godzić codzienną opiekę nad Agnieszką i Kubą wożeniem na zajęcia, rehabilitację i częste wizyty do lekarzy z pracą zawodową. Organizacyjnie muszę radzić sobie sama. Czasem pomagają mi dobrzy ludzie za co bardzo dziękuję – każde okazane wsparcie daje nam siłę do walki o zdrowie i powrót do normalnego życia. Rehabilitacja powoli, ale daje rezultaty. Agnieszka maleńkimi kroczkami wraca do zdrowia: zaczęła chodzić, czytać, powtarzać i przepisywać pojedyncze słowa. Wierzymy, że wkrótce wróci sprawność ruchowa, Agnieszka zacznie mówić, sama napisze i powie, jak bardzo dziękuje za pomoc w finansowaniu rehabilitacji umożliwiającej powrót do normalnego życia, za którym tak bardzo tęsknimy. To marzenie nie spełni się bez pomocy w finansowaniu leczenia i rehabilitacji. Obecny dochód córki nawet nie pokrywa w całości miesięcznego kosztu niezbędnej rehabilitacji. Robię wszystko, żeby nie przerywać leczenia. Przejęłam jej zobowiązania finansowe i wszystkie niezbędne koszty codziennego życia, realizacji potrzeb Agnieszki i jej dorastającego syna. Bardzo proszę o pomoc. Każda złotówka to niezbędne minuty rehabilitacji, skracające czas powrotu Agnieszki do samodzielności. Mirosława, mama Agnieszki

18 361 zł
Agus Listianingsih
Agus Listianingsih , 50 lat

Tragedia rozgrywająca się tysiące kilometrów od domu❗️Agus musi wrócić do rodziny❗️

Mam na imię Octa i jestem córką Agus. Jesteśmy rodziną z Indonezji. Nasza tragedia nie miała prawa się wydarzyć, a jednak do niej doszło tu, w Polsce. Moją mamę skierowano na prosty – jak wszyscy mówili – zabieg usunięcia migdałków. I już nie wróciła.  Lekarze nie dają jej żadnych szans. Od prawie trzech miesięcy leży w śpiączce na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej. Nie mogę jej tam zostawić! Jestem pielęgniarką. Kto lepiej zajmie się chorą, jak nie jej własna córka?  Będę mamę rehabilitować i leczyć. Głęboko wierzę, że można jej pomóc. Niczego bardziej nie pragnę i o nic innego się nie modlę. Dlatego też muszę sprowadzić mamę transportem medycznym do Indonezji, ale koszty dla mnie i całej rodziny są nie do udźwignięcia… Polskę od Indonezji dzieli ponad 11 tysięcy kilometrów. Moja mama zdecydowała się jednak na podróż, bo znalazła w tym odległym kraju pracę. Nie powodziło się nam najlepiej, więc praca zarobkowa, nawet tak daleko, wydawała się szczęściem i wybawieniem.  Przez rok pracowała jako masażystka, jednak dość często zapadała na zapalenie migdałków, co zdarzało się już wcześniej. W Polsce zdecydowała się więc na wizytę u laryngologa. Było to jesienią 2022 roku.  Lekarz zasugerował usunięcie migdałków. Zabieg wyznaczono na 1 lutego 2023 roku. Uspakajano mamę, że to rutynowy zabieg, prosty, nieobarczony ryzykiem. Następnego dnia, po jego przeprowadzeniu, miała wrócić do domu.  Nie mogliśmy więc uwierzyć, gdy stała się tragedia! Początkowo lekarz i pielęgniarka twierdzili, że wszystko poszło zgodnie z planem. Potem okazało się, że natychmiast była potrzebna druga operacja! Z nieznanych nam przyczyn skrzep w przełyku spowodował brak dopływu tlenu i zatrzymanie akcji serca. Mamę reanimowano, a potem w stanie krytycznym przewieziono na Odział Intensywnej Opieki Medycznej. Na szczęście udało się ją uratować i zachować przy życiu. Lekarze ustabilizowali jej stan, jednakże doznała rozległego uszkodzenia mózgu i jest w śpiączce. Tyle wiemy...  Prognozy lekarzy wskazują jednoznacznie — mama już nigdy się nie wybudzi! Uszkodzenie jest tak duże, że musiałby stać się cud ! Ale ja w ten cud wierzę, tak jak wierzę w dobro ludzi.  Jestem w Indonezji, zrozpaczona i bezsilna. Cała nasza rodzina, sprzedając wszystko, co posiada, nie jest w stanie zebrać nawet części potrzebnych pieniędzy, by leczyć, rehabilitować, ale najpierw sprowadzić mamę do domu. Nasza nadzieja tylko w dobrych ludziach. To ich błagam o pomoc! Nagle, z dnia na dzień nasz świat się zawalił, nasze nadzieje i plany przepadły. To nic. Póki serce mamy bije, my nie przestaniemy o nią walczyć – wbrew opiniom i wyrokom wydanym przez lekarzy. Błagam Państwa o wsparcie naszych wysiłków w ratowaniu mojej mamy.  Octa, córka *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową. 

18 356,00 zł ( 11,89% )
Brakuje: 135 900,00 zł
Antosia Gaura
Antosia Gaura , 8 lat

By choroba nie zabiła dziecięcego uśmiechu – Pomagamy Antosi❗️

Antosia urodziła się w 2015 roku. W badaniu połówkowym wykryto u niej wielotorbielowatość nerek. Pod koniec ciąży doszło do zatrzymania wzrostu płodu i Antosia urodziła się w 41 tygodniu ciąży. Potem potwierdzono u niej torbielowatość.  Potem było badanie scyntygraficzne, które wykazało brak funkcji nerki lewej. Skierowano nas do genetyka, a postawienie diagnozy trwało 7 lat. W końcu jednak uzyskaliśmy odpowiedź – mutacje genu SON, co odpowiada za bardzo rzadki zespół genetyczny ZTTK. Dzięki stałej rehabilitacji Antosia chodzi, ale od zawsze ma opóźniony rozwój psychoruchowy. Aktualnie stwierdzono u niej też niepełnosprawność intelektualną w stopniu lekkim, a rezonans wykazał torbiel szyszynki. Gdyby tego było mało, do listy dochodzi wrodzona niska odporność.  Życie Antosi to ciągłe wizyty u lekarzy, specjalistów, rehabilitantów i logopedów. Mimo to jest pełną empatii, cudowną, uśmiechniętą dziewczynką, która dzielnie kroczy przez życie mimo przeszkód. Na końcu tej drogi może czekać zdrowie, ale bez Waszej pomocy nie damy sobie rady. Każda złotówka ma znaczenie. Katarzyna, mama Antosi ➡️ Facebook – Słoneczne Dziecko   

18 349 zł
Jeremi Górzyński
Pilne!
21:37:57  do końca
Jeremi Górzyński , 57 lat

Wesprzyj walkę Jeremiego z nowotworem!

Gdy ktoś ci daje nadzieję na życie, a potem ją brutalnie odbiera, to tak, jakby się wyrok usłyszało ponownie… Mój mąż Jeremi – dla większości znajomych i przyjaciół Jarek – zachorował na nowotwór! Walka jest ciężka, a lek, który dotychczas trzymał raka w uśpieniu, przestał być refundowany! Dlatego – choć to nieopisanie trudne – bardzo prosimy o pomoc. Niestety znaleźliśmy się pod ścianą, nie mamy innej możliwości… Mam na imię Renata i szukam wsparcia dla mojego kochanego męża. Nasze spokojne życie runęło w jednej chwili. W 2018 roku, tuż przed zaplanowanym urlopem, mój mąż Jeremi zasłabł i trafił do szpitala. Tam stwierdzono złamanie kręgosłupa! Poszerzono diagnostykę. Wyniki badań zwaliły nas z nóg… Jarek ma guza z komórkami rakowymi w lewej nerce z przerzutami do kości! Są one w tak złym stanie, że mogą samoistnie się łamać! Po chwilowym załamaniu zaczęliśmy walkę. W ciągu 2 lat mój mąż przeszedł 3 poważne operacje, w tym usunięcie guza z nerki, który okazał się nowotworem złośliwym. Niestety, nie ma na niego żadnej skutecznej i dostępnej chemioterapii. Jarek przeszedł cykl radioterapii i dostał nadzieję – objął go program dalszego leczenia lekiem, który okazał się skuteczny! Zatrzymał rozwój choroby, lekarze mówią, że “zasuszył” raka! Ostatnie 2 lata Jarek mógł normalnie pracować i funkcjonować, przyjmując lek i przechodząc wiele badań potwierdzających jego skuteczność. Mąż ma świadomość, że wciąż choruje na nowotwór, ale stał się on chorobą przewlekłą, a nie wyrokiem! Znów cieszyliśmy się życiem, rodziną, zwykłą codziennością. Do czasu… W tym roku zapadła decyzja i wyłączeniu tego leku z refundacji! Dla nas to jak wyrok… Musimy przez aptekę sami sprowadzić lek, który jest jedyną nadzieją mojego męża! Musimy sami za niego zapłacić! Cena – w zależności od tego, przez którą aptekę uda nam się lek kupić – waha się od ok. 4 do 8 tysięcy. Miesięcznie… To więcej, niż zarabiamy…  Wraz z rodziną niestety nie jesteśmy w stanie sfinansować dalszego leczenia, które jest jedyną nadzieją na dalsze życie mojego męża… Oboje pracujemy całe nasze życie zawodowe w ochronie zdrowia, w dużym instytucie, starając się pomagać i ratować życie innym, ale teraz bez waszego wsparcia stracimy jedyną szansę, aby uratować życie Jeremiego. BŁAGAMY, POMÓŻCIE!

18 345 zł