Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Jakub Laska
Jakub Laska , 4 latka

Nie mogę dłużej patrzeć na jego cierpienie. Błagam, pomóż Kubusiowi!

Marzę o jego bezpiecznej przyszłości. Chcę, by był szczęśliwy i czerpał z życia wszystko, co najlepsze. Jednak najbardziej zależy mi na tym, by był zdrowy… By jego życiu nie zagrażało żadne niebezpieczeństwo. Funkcjonowanie naszego syna stoi pod ogromnym znakiem zapytania. Prosimy o pomoc w znalezieniu bezpiecznej drogi do szczęścia!  Blisko dwa lata byłam niemal pewna, że mój synek jest zdrowym, dobrze rozwijającym się chłopcem. Każdy dzień razem przepełniony był radością, a przede wszystkim dziecięcym śmiechem. Niestety, wszystko się zmieniło, gdy dowiedziałam się, że mój Kubuś cierpi z powodu genetycznej wady ośrodkowego układu nerwowego.  Hemimegalencefalia, czyli zwiększenie wymiarów jednej półkuli mózgowej. U Kubusia jedna półkula mózgu rośnie znacznie szybciej niż druga, przez co jest uciskana, a to z kolei prowadzi do padaczki lekoopornej. Prócz tego każdego dnia walczymy z wieloma innymi schorzeniami, jak asymetrią ciała, obniżonym napięciem mięśniowym, astmą, problemami  krzepnięciem krwi, autyzmem… To tylko kilka schorzeń z bardzo długiej listy, która z miesiąca na miesiąc staje się dłuższa.  Wszystkie choroby, z którymi do tej pory mierzył się synek były wywołane właśnie tą wadą. Do tej pory zaproponowano nam leczenie, które wiąże się z wycięciem uszkodzonych kawałków mózgu. Chcemy skonsultować się z innymi lekarzami, znaleźć możliwie alternatywną metodę leczenia, która nie będzie ingerować w tak poważny sposób w jego życie. Szpital wysyła nas do neurochirurga… To ostateczność. Nie chcę decydować o tym tak szybko.  Boimy się o naszego synka. Gdy w nocy jest za cicho, budzę się i sprawdzam, czy wszystko jest w porządku. Wraz z mężem chcemy dla niego jak najlepszej przyszłości i życia, które nie będzie się kręcić jedynie wokół szpitali, leków i badań. Proszę, pomóż nam o niego zawalczyć! Angelika, mama ➤ Licytacje dla Kubusia

18 800 zł
Marcel Orman
Marcel Orman , 15 lat

Udar u 14-latka! Dzięki rehabilitacji Marcel zaczął chodzić i mówić

Mimo wrodzonej wady serca Marcel był aktywnym chłopcem. Jego życie nie składało się tylko i wyłącznie z wizyt w szpitalu. Co roku jeździł na konsultacje, a na co dzień chodził do szkoły, miał przyjaciół, jeździł na rowerze. Spokojna, młodzieńcza rzeczywistość, którą zburzyła jednak operacja. Gdy Marcel wszedł w wiek nastoletni, zaczęły się problemy z nadciśnieniem i zawrotami głowy. Wcześniej nie odzywały się żadne takie dolegliwości. Lekarz zdecydował się na koarktację aorty z wszczepieniem stentu, czyli specjalnej rurki udrażniającej naczynia krwionośne. Operacja się udała, byliśmy spokojni. Szykowaliśmy się na powrót do normalności. Jednak ona nie była nam pisana. Mój syn obudził się sparaliżowany, nie mógł mówić, ani się ruszać… Ciężko sobie wyobrazić, co czuł on sam, gdy nas zalewała fala zimnego z przerażenia potu. To on był uwięziony w ciele, to on przeżywał największy koszmar. Po rezonansie i tomografie komputerowym dostałam potwierdzenie, że doszło do udaru. Lekarze nie dawali żadnych szans na pełną sprawność. Ten brak nadziei pogrążał jeszcze bardziej. Wiedziałam, że muszę być przy synu, muszę go wspierać, mobilizować, dodawać otuchy. Tylko w ten sposób możemy cokolwiek zdziałać. Przez 6 tygodni Marcel był intensywnie rehabilitowany, zaczął chodzić, mówić. Wróciliśmy do domu. Rehabilitacja musi trwać jeszcze dobre dwa lata i aby przyniosła efekty, zajęcia powinny odbywać się codziennie. Obecnie mogę synowi zapewnić rehabilitację 3 razy w tygodniu, niestety to o wiele za mało… Wiem, jak ważna jest sprawność w tak młodym wieku. Najbliższe miesiące rzutują na całą przyszłość Marcela. Bardzo proszę o pomoc. Do założenia zbiórki zmobilizowali mnie nauczyciele ze szkoły Marcela. Wspólnie wierzymy, że na ziemi są dobrzy ludzie, którzy nas wspomogą. Bądź naszym aniołem!  Agnieszka, mama

18 783 zł
Rafał i Jacek Kawałowscy
9 dni do końca
Rafał i Jacek Kawałowscy , 22 lata

W pułapce choroby... Trwa walka o zdrowie Rafała i jego taty – POMOCY❗️

Sytuacja jest alarmująca. Rafał, kiedy uczestniczy w turnusach, zdaje się być w doskonałej formie, jednak po powrocie okazuje się, że przed nami jeszcze mnóstwo pracy. Potrzeby Rafała wciąż rosną, a ja wiem, że muszę znaleźć ratunek... Mimo codziennego zaangażowania rezultaty pojawiają się bardzo powoli. I choć robimy wszystko, co w naszej mocy to autyzm jest nieprzewidywalny, a jego stan zależy od wielu czynników, między innymi współpracy ze specjalistami. Poznajcie całą historię choroby Rafała, jego cierpienia spowodowanego zamknięciem we własnym świecie. Dla niego to rzeczywistość bez wyjścia...  I choć czasem udaje nam się znaleźć niewielką furtkę, która daje nadzieję na poprawę, to zawsze coś staje nam na drodze i portal się zamyka, a my znów walimy głową w mur. Tak się cieszyłam, że Kuba będzie mieć rodzeństwo. Dwóch synków - jeden będzie wspierać drugiego, zawsze będą trzymać się razem - w szkole, na podwórku, grając w piłkę… Gdy Rafałek skończył rok, zobaczyłam, że nie rozwija się tak, jak brat. Nie wiedziałam wtedy jeszcze, że patrząc na Rafałka, widzę pierwsze symptomy choroby i nic nie będzie tak, jak sobie wymarzyłam. Z dnia na dzień patrząc na moich małych synków, widziałam coraz większe różnice w ich zachowaniu. Kuba był pierwszy na placu zabaw, zawsze z kimś na podwórku, głośny i radosny. Rafał był zupełnym jego przeciwieństwem. Cichy, spokojny, często bawił się sam. Początkowo myślałam: „Będą różni. Nie każdy musi być przebojowy i podbijać świat”. Ale z tyłu głowy świeciła się lampka, że nie jest w porządku. Kiedy Rafał przestał reagować na swoje imię i zamykać się w swoim świecie, już wiedziałam, że to ja muszę stawić czoła rzeczywistości. Lekarze potwierdzili moje obawy, że Rafał ma autyzm. Nie umiałam sobie odpowiedzieć na pytanie: "Dlaczego mój syn?" Nigdy nie poznam odpowiedzi… Przez lata jeździłam z Rafałem do różnych specjalistów, aby pomóc mu radzić sobie z otaczającą go rzeczywistością. Aby odgłos ulicy nie wywoływał w nim ataków paniki, a kontakt z ludźmi ataku histerii. Nauczyłam się radzić sobie ze spojrzeniami ludzi, choć większość traktowała mnie, jak matkę z niewychowanym dzieckiem. Dzięki systematycznej pracy z terapeutami Rafał radził sobie doskonale. Chodził do szkoły integracyjnej, miał kolegów, sam odrabiał w domu lekcje. Zaangażował się w wolontariat, wspierał zawodników podczas triathlonów. Największą radość sprawiają mu bajki Disney’a. Króla Lwa i Kubusia Puchatka zna na pamięć. Szczególną wrażliwość Rafała widać najbardziej, kiedy troszczy się o zwierzęta. Nawet muchy nie da skrzywdzić. Nigdy nie wyraził tak swoich uczuć wobec mnie czy swojego taty, jak dzieli się nimi ze zwierzętami. Choć wiem, że Rafał tego nie rozumie, to tak bardzo boli… Wszystko się zmieniło o 180 stopni, kiedy Rafał zaczął dojrzewać. Burza hormonów wywołała w nim ataki agresji. Na tyle silne, że nie mógł już być wolontariuszem, a wszystko to, co do tej pory osiągnęliśmy, zaczęliśmy stopniowo tracić. Wybuchy Rafała były na tyle silne, że musiał zacząć brać leki uspokajające. Do niedawna było nas jeszcze stać na opłacanie terapii, która go wyciszała, a Rafał w miarę funkcjonował. Teraz, kiedy mąż musiał zrezygnować z pracy nie stać nas na uczestnictwo Rafała w dodatkowych zajęciach. Mimo upływu lat wciąż nie mogę się z tym pogodzić, płaczę po nocach i zastanawiam się, co jeszcze mogę zrobić, by pomóc mojemu dziecku. Wiem, że muszę działać, to nie jest czas na to, by odpuścić.  Niestety, los okazał się niezwykle okrutny dla naszej rodziny. O zdrowie i lepszą przyszłość musi walczyć nie tylko Rafał, ale także jego tata – mój mąż, Jacek. Od wielu lat zmaga się ze schyłkową niewydolnością nerek i nadczynnością przytarczycy. Stan jest na tyle poważny, że Jackowi grozi amputacja obu nóg! Pomoc terapeutów, leczenie, specjalistyczna dieta, turnusy rehabilitacyjne to ogromne koszty. To cena za uwolnienie mojego syna zza muru, stworzonego przez chorobę oraz ratowanie zdrowia i sprawności mojego męża.  Proszę, jesteście jedyną nadzieją na pomoc dla naszej rodziny. Mama Rafała 

18 756,00 zł ( 27,08% )
Brakuje: 50 500,00 zł
Czesław Piecyk
Czesław Piecyk , 51 lat

Jeden upadek nie może zadecydować o przyszłości mojego taty! Pomóż!

Nigdy nie pomyślałabym, że w jednej chwili można stracić tak wiele. Nigdy nie przypuszczałam, że można odczuwać tak wielki strach. To był moment, gdy mój ukochany tata stracił równowagę i spadł ze schodów. Niestety, ta jedna sekunda wystarczyła, by nasze życie zmieniło się o 180 stopni. Po upadku tata nie mógł się ruszać. Czuł, że jego ciało jest sparaliżowane. To był koszmar! Natychmiast zabrano go do szpitala. Niestety tam potwierdziło się najgorsze. Liczne badania i konsultacje dały jednoznaczną odpowiedź – za paraliż całego ciała odpowiada porażenie czterokończynowe! Konieczna jest pilna operacja! Przez kolejne godziny mój tata był operowany – lekarze postanowili usunąć trzon kręgowy i zastąpić go implantem. Pamiętam, że siedziałam wtedy na korytarzu i zastanawiałam się, jak nasze życie będzie wyglądało dalej. Tak bardzo się o niego bałam. Wiadomość, że najbliższa osoba właśnie walczy o życie, przeraża, jak żadna inna... Na szczęście zabieg przebiegł pomyślnie. Mój tata wrócił na salę, a ja mogłam go w końcu zobaczyć.  Od tamtego momentu tata wciąż przebywa w szpitalu – obecnie w zakładzie opiekuńczo-leczniczym w Obornikach Śląskich. Jesteśmy niezwykle wdzięczni za to, że dzięki szybkiej interwencji lekarzy, udało się uratować jego życie. Niestety, ten niefortunny upadek sprawił, że do dziś zmaga się z jego konsekwencjami. Ma dopiero 49 lat i jak mówi, całe życie jeszcze przed nim, dlatego nie zamierza się poddać. Wiem, że tata będzie walczył do końca. I to właśnie za tę determinację i siłę bardzo go kocham! Jesteśmy świadomi, że to dopiero początek naszej drogi po zdrowie. Zdajemy sobie też sprawę, że nie będzie ona łatwa i prosta. Zrobimy jednak wszystko, by jak najszybciej znaleźć się na samym jej końcu, by tata mógł wrócić do dawnego życia. Aby tak się stało, potrzebuje odpowiedniego leczenia, profesjonalnej opieki i rehabilitacji.  Niestety nie mamy na to wystarczających środków, dlatego postanowiłam poprosić Was o pomoc. To Wy jesteście dla nas ostatnią nadzieją. Każde wsparcie będzie dla nas na wagę złota, za co już teraz bardzo dziękuję. Izabela, córka

18 628 zł
Bartosz Życiński
Bartosz Życiński , 30 lat

Kilka koszmarnych sekund nie może przekreślić sprawności Bartka! Pomóżmy!

Bartek od zawsze interesował się motoryzacją. Nie sądziliśmy jednak, że jego pasja szybko zmieni się w walkę o życie… 11 maja 2023 roku mój partner wracał do domu po nocnej zmianie w pracy. Na drodze doszło do fatalnego w skutkach wypadku. Bartek doznał licznych urazów, w tym: złamania prawej kości udowej i kości bliższego podudzia prawego, złamania guzka mniejszego prawej kości ramiennej, złamań twarzoczaszki i uszkodzenia aksonalnego mózgu. Przeszedł kilka zabiegów ortopedyczno-chirurgicznych, jednak, by wrócić do zdrowia i (mamy nadzieję) pełnej sprawności, potrzebuje długiej, specjalistycznej i bardzo kosztownej rehabilitacji.  Wspólnie z Bartkiem wychowujemy nasze wspaniałe dzieci: 4-letnią Blankę i 7-letniego Kacpra. Oddalibyśmy wszystko, by Bartek znów był z nami, by znów było jak dawniej. Te kilka bolesnych sekund odbiło piętno na naszym życiu, ale nie poddamy się. Będziemy walczyć do skutku.  Niestety całkowite koszty rehabilitacji przekraczają możliwości finansowe naszej rodziny. Bartek jest osobą bardzo pracowitą. Rzadko odmawia pomocy. Teraz my robimy wszystko, by go wesprzeć. Wiemy, że mamy obok wspaniałych rodziców. Wspólnie działamy, aby jak najszybciej postawić Bartka na nogi.  Na dzień dzisiejszy nie jesteśmy w stanie dokładnie przewidzieć, ile potrwa rehabilitacja Bartka i jakie będą jej koszty, ale za każdą złotówkę będziemy niezmiernie wdzięczni. Malwina, partnerka Bartka

18 625,00 zł ( 29,17% )
Brakuje: 45 205,00 zł
Marysia Falenta, Magdalena i Aleksander Karolkiewicz
Marysia Falenta, Magdalena i Aleksander Karolkiewicz , 44 lata

Mama trójki chorych dzieci kontra nowotwór! POMÓŻ MAGDZIE!

Jestem samotnie wychowującą mamą. Każde z trójki moich dzieci zmaga się z trudnościami i chorobami. Ja sama walczę z nowotworem. Codzienność nie jest dla nas najłatwiejsza, ale przecież musimy walczyć! Dlatego tu jesteśmy... Jakby w naszej codzienności było mało trudności, spadła na mnie kolejna, przerażająca diagnoza. Nowotwór okrężnicy. Staram się mimo wszystko funkcjonować tak, aby dzieciom niczego nie zabrakło.  Borykam się ze skutkami po resekcji raka trzonu macicy, dyskopatią szyjną, uszkodzeniami barku i zwyrodnieniami wielostawowymi. Bywają dni, w których trudno mi nawet wstać, a obowiązki nie wykonują się same...  Najstarsza córka ma trudności zdrowotne, z którymi poradziliśmy sobie poprzez leki i odpowiednią organizację codzienności. Ona radzi sobie z nas wszystkich najlepiej. Natomiast druga córka Marysia: walczy z chorobami układu moczowego, bardzo uciążliwym zespołem Aspergera. Zaburzeniami adaptacyjnymi, strachem i lękiem przed tym co nowe. Maria uczy się w domu, a dopiero niedawno zaczęła znów wychodzić do ludzi... Przed nią jeszcze wiele pracy!  To dopiero początek pokonywania tego, co dla niej najtrudniejsze.  Najmłodszy z dzieci, Olek ma stwierdzony autyzm. Kolejne zaburzenie, na które nie ma rozwiązania, leków, czy zabiegu, który nas uwolni. Aleksander potrzebuje stałej terapii, rehabilitacji i zajęć ze specjalistami, aby uczyć się każdego dnia funkcjonowania wśród rówieśników, samodzielności i radzenia w trudnych dla niego sytuacjach. A takimi bywa nawet zabawa z innymi, czy wykonanie polecenia.  Żyjemy bardzo skromnie, bo po odliczeniu wszelkich opłat za mieszkanie, leczenie i leki zostaje nam 400 zł na życie. To nie są pieniądze, za które kupię dla nas jedzenie, zadbam o dzieci i sprawię, że będą bezpieczne...  Koszty przedszkola terapeutycznego rosną, Marysi wizyty u specjalistów dochodzą nawet do 800 zł jednorazowo, a do tego mam w domu nastolatkę, która musi żyć i się rozwijać, która nie może brać na siebie ciężaru tej sytuacji...  Proszę Was o wsparcie! Chcę po prostu zapewnić dzieciom lepsze życie. Środki na terapie, leki i bezpieczne życie... Chciałabym zadbać też o swoje zdrowie tak, by zbyt wcześnie ich nie zostawić. Mamy tylko siebie...  Mama

18 610 zł
Ewa Szymańska
Ewa Szymańska , 54 lata

Nowotwór zaatakował nagle... Pomóż Ewie odzyskać zdrowie❗️

Do pewnego momentu prowadziłam normalne, spokojne i poukładane życie. Niestety nagle wszystko legło w gruzach… moje plany, marzenia, nadzieje. Rozpoczęła się wymagająca walka o życie z bezlitosnym przeciwnikiem… Problemy zaczęły się od zwykłej kolki. Podejrzewałam, że powodem mogą być kamienie na woreczku żółciowym, dlatego po wielu namowach – udałam się do lekarza. Tam faktycznie, stwierdzono kamienie, ale lekarza bardzo zaniepokoiły objawy, które mu wymieniałam. Był pewny, że poza kamieniami, dzieje się coś jeszcze. Niedługo później padła diagnoza, przerażająca, straszna diagnoza, która odmieniła moje życie. Od 2022 roku choruję na NOWOTWÓR ZŁOŚLIWY JELITA GRUBEGO! Jestem po 24. wlewach chemioterapii, którą kontynuuję do dziś, równolegle z immunoterapią. Walka z nowotworem nie jest łatwa, ale nie poddaję się! Jestem córką, żoną i mamą. Mam dla kogo żyć!   Wcześniej, przed tą straszną informacją, zajmowałam się moją mamą, która również chorowała onkologicznie. Gdy jej stan zdrowia się poprawiał, obie byłyśmy pewne, że nowy rok przyniesie lepszy czas. Niestety, wtedy choroba dopadła mnie. Pomimo dobrego samopoczucia, koszty, które muszę pokryć, są ogromne. Muszę opłacić leczenie onkologiczne, badania, wizyty kontrolne, dojazdy, suplementy, rehabilitację, dietę. Choroba spadła na mnie nagle, nie byłam przygotowana na tak ogromne wydatki. Jestem zmuszona poprosić o pomoc. Przechodzę bardzo trudny czas, ale to, że mam przy sobie najbliższych – dodaje mi skrzydeł! Czy Wy również dołączycie? Wasz mały gest może odmienić moje życie… Za każde dobre słowo i pomoc serdecznie dziękuję! Ewa

18 593,00 zł ( 58,25% )
Brakuje: 13 322,00 zł
Karol Stróżyk
5 dni do końca
Karol Stróżyk , 54 lata

Życie, które zmieniło się w koszmar... Pomóż uratować przyszłość Karola!

Ten moment, w którym Twoje życie zmienia się w piekło - tego nie da się wyrzucić z głowy ani zapomnieć. Strach od tamtej pory towarzyszy Ci już zawsze. Strach o coś najcenniejszego, o coś czego nie da się w żaden sposób zastąpić - o zdrowie.  Pod koniec kwietnia tego roku doznałem udaru mózgu, a po dwóch dniach pobytu w klinice stwierdzono u mnie również wylew krwi do mózgu. Musiałem stoczyć walkę o swoje życie, a na tym wciąż nie kończy się moja dramatyczna historia. W czerwcu zdiagnozowano u mnie kolejny wylew przez co musiałem wrócić z ośrodka rehabilitacyjnego z powrotem do kliniki, na oddział neurologiczny.  Po drugim wylewie niczego nie byłem już pewien. Bałem się, że, gdy będę próbował stanąć na nogi, znów przydarzy się coś strasznego. Nie zliczę ile razy zadawałem sobie to pytanie - dlaczego spotkało mnie coś tak potwornego? Na takie pytania nie ma jednak odpowiedzi. Zostajemy sami z koszmarem, który nam się przydarzył i próbujemy odnaleźć w sobie siły, by mimo wszystko się nie poddać, by stawić czoła przeciwnościom, które narzuciło nam życie. Wiemy bowiem, że tylko tak możemy sobie otworzyć drzwi do lepszego jutra.  Komplikacje zdrowotne zostawiły po sobie ślad w postaci lewostronnego niedowładu. Walczę każdego dnia o odzyskanie jak największej sprawności. Obecnie znajduję się w Domu Seniora, w Niemczech - gdzie wcześniej pracowałem. Po tym jak moje zdrowie nagle odmówiło posłuszeństwa zostałem bez niczego - bez możliwości zarobku, bez ubezpieczenia. Moja sytuacja finansowa jest naprawdę kiepska, ale nie zamierzam się poddawać, zwłaszcza teraz, gdy lekarze powiedzieli, że jest duża szansa na poprawę i powrót do normalności. Z całego serca proszę Was o wsparcie, które mi to umożliwi!  Karol

18 536,00 zł ( 14,15% )
Brakuje: 112 443,00 zł
Katarzyna Jackowska-Potok
Katarzyna Jackowska-Potok , 56 lat

Życie warte miliony! Ratuj!

W lutym 2018 zauważyłam powiększony węzeł chłonny. Diagnoza - chłoniak, zapadła dość szybko. Niestety, mimo że jak później się okazało, jest to typ chłoniaka indolentnego (zazwyczaj rozwijającego się pomału), w moim przypadku okazał się bardzo szybko postępujący... Rosnące i rozprzestrzeniające się guzy i nacieki zaczęły naciskać na nerwy, żyły i tętnicę w pachwinie, powodując duże puchnięcie i ból nogi. Pojawiły się straszne bóle kręgosłupa, krzyża i brzucha. Po trzech tygodniach trudno mi było stać i chodzić, bóle w nocy i pozycje, jakie mogłam przyjmować, aby ból był jak najmniejszy, uniemożliwiały mi spanie. Po pobraniu węzła do badania pojawiła się zatorowość płucna…  Ponieważ rozwój nowotworu zagrażał mojemu życiu, w końcu marca rozpoczęto przyśpieszoną kurację chemioterapii, zakończonej sukcesem - reemisja. Wielka radość! Okazało się jednak, że jest to typ chłoniaka, z bardzo dużym prawdopodobieństwem nawrotów. Przez 2 lata otrzymywałam podtrzymująca immunoterapię. Ze względu na obniżoną odporność spowodowaną chemioterapią, musiałam radzić sobie z odosobnieniem szczególnie w czasie wzmożonej aktywności COVIDu.  Starałam się nie myśleć o możliwej "wznowie" i podchodzić do tego optymistycznie. Niestety na początku września 2022 okazało się, że chłoniak powrócił. Dowiedziałam się, że ten typ chłoniaka może przekształcać się w inne postacie. Po przebytej zatorowości płucnej i neuropatii, która wystąpiła u mnie w wyniku przyjmowania chemioterapii, mogę mieć ograniczone możliwości leczenia. Leczenie podstawowe w ramach NFZ polega na przyjmowaniu wyniszczającej chemioterapii. Zaczęliśmy dowiadywać się, jakie terapie stosowane są w UE i Stanach Zjednoczonych i co możliwe jest w Polsce. Po wielu konsultacjach dowiedzieliśmy się, że najlepsze efekty z szansą na wyleczenie daje w moim przypadku metoda CAR-T. Niestety w Polsce nie jest refundowana w tym typie chłoniaka. Pobrane ode mnie limfocyty do CAR-T zostały zamrożone, ponieważ kolejne metody terapii mogą uniemożliwić pobranie takiego materiału w przyszłości. Jeden z hematologów poradził, aby otworzyć zbiórkę i zacząć zbierać środki na CAR-T, ponieważ uzbieranie takiej kwoty w krótkim czasie, który jest bardzo ważny (metoda daje najlepsze efekty, kiedy zaawansowanie choroby jest jak najmniejsze), może być niemożliwe. Ta kwota to w tym momencie ok. 2 mln zł. W tej chwili biorę udział w próbie klinicznej w moim szpitalu. Tego typu terapie poza próbami klinicznymi dostępne są w ośrodkach prywatnych i trzeba za nie płacić. Zakwalifikowałam się do grupy ze starszą metodą leczenia, ale o mniejszej od chemioterapii toksyczności. Jednak długotrwałe przyjmowanie tych leków jest również obarczone wielkim ryzykiem i jeszcze nie wiem, jak zadziałają w moim przypadku. Podchodzę do tego optymistycznie i mam nadzieję, że tak jak poprzednio uzyskam pełną reemisję.  Mój kochany mąż postanowił rozpocząć zbiórkę na CAR-T w fundacji. Ponieważ nie byłam pewna czy 54-letniej kobiecie się to należy, powiedział mi, że każdy ma prawo walczyć o swoje życie i prosić o pomoc…  Rok po moim pierwszym leczeniu zakończonym sukcesem, sam przeszedł, a właściwie przeszliśmy razem jego chorobę - raka nerki, byłam przy nim, walczyłam razem z nim i wszystko zakończyło się sukcesem. Jesteśmy zespołem, który nigdy się nie poddaje. Wspieramy się, bo wiemy jakie to ważne.  Mam wspaniałą córkę, która również bardzo się o mnie martwi i mnie wspiera. Chcę uczestniczyć w jej życiu, być jej podporą i patrzeć jak niedługo będzie sobie radzić w dorosłym życiu.  Mam dla kogo żyć! Chciałabym wyjść z domu i w zdrowiu uczestniczyć w normalnym życiu, pracować, spotykać się z przyjaciółmi…  Jeśli jakimś cudem okaże się, że metoda CAR-T zostanie wpisana na listę refundowanych terapii przez NFZ, przekażemy całość uzbierane kwoty innym potrzebującym.  Z całego serca proszę o pomoc i wierzę, że będę zdrowa, a dzięki Twojej dobroci uda nam się uzbierać tę kwotę! Katarzyna

18 528 zł