Po porodzie ważyła mniej niż 500 gramów! Pomóż Hani!
Hania urodziła się przez cesarskie cięcie z wagą 480 gramów! W zastraszającym tempie spadła do 430 g. Hanię zobaczyłam dopiero na 4. dobę, ponieważ sama byłam w złym stanie. Moja córeczka miała wszystkie możliwe powikłania wcześniacze: problemy z płucami, serduszkiem, układem krzepnięcia, układem trawienia i wiele innych.... I teraz napiszę coś, co zbulwersuje wiele osób, ale myślę, że mamy, które to przeżyły, zrozumieją – przez te cztery doby kiedy nie widziałam Hani, a tylko dostawałam znikome wiadomości (i to niekoniecznie te najlepsze) myślałam sobie: ''Boże, zabierz do siebie to maleństwo, żeby nie musiało sie męczyć". Jednak kiedy tylko mąż mnie zawiózł do córeczki i ją zobaczyłam – taką malutką, bezradną i podłączoną do tych wszystkich sprzętów, a jednak dzielną i walczącą o każdy oddech, moje myśli były już inne: ''Boże, jaka by nie była, pozwól jej żyć...". I Bóg wysłuchał nas. Hania przeżyła. Obeszło się bez operacji serduszka, które w cudowny sposób samo się naprawiło. Hania dała radę też bez operacji jelitek, wszystko zaczęło pracować. Jakoś każde wydarzenie z życia naszej Hani wiąże się z jakąś data – urodziła się w Dzień Nauczyciela, z jednego szpitala do drugiego przewieźli ją 1 listopada. Potem z oddziału intensywnej terapii na oddział patologi noworodka przenieśli nas w Trzech Króli, a do domku Hanka wyszła w Walentynki. Obecnie Hania ma 11 lat. Walczy z padaczką i porażeniem mózgowym. Dzięki pomocy wspaniałych Darczyńców jesteśmy po podaniu drugiego przeszczepu komórek macierzystych, po których my i lekarze widzimy ogromne postępy. Teraz nasza córeczka wymaga stałej rehabilitacji, która również jest kosztowna. Jako rodzice staramy się regularnie zapewnić jej niezbędny sprzęt oraz rehabilitację, jednak koszty te przekraczają nasze codzienne możliwości. Hania mimo licznych przeciwności losu i niemocy jej ciała jest bardzo wesołą i pogodną dziewczynką. Niestety cała nasza rodzina jest chora. U mojego męża lekarze wykryli nowotwór. U siostry Hani, która świeżo poszła na studia, rozpoznano stwardnienie rozsiane. Ja podczas ciąży z Hanią zachorowałam na tocznia. Po 8. latach leczenia musiałam przejść na dializy. Jeździłam na nie 5 lat, aż znalazł się dla mnie dawca! Niestety. Po przeszczepie dostałam sepsy i nową, zainfekowaną nerkę lekarze musieli usunąć. Aktualnie 3 razy w tygodniu jeżdżę do szpitala na dializy. Na leczenie, dojazdy do specjalistów, sprzęty rehabilitacyjne idą olbrzymie sumy. Chcielibyśmy Hani kupić Mówik, by łatwiej jej było się z nami porozumiewać. Zależy nam też na zajęciach z logopedą i rehabilitacji. Niestety sami nie jesteśmy w stanie tego opłacić. Bardzo prosimy Cię o pomoc! Sylwia, mama Hani ➡️ Obserwuj Hanię na Facebook'u