Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Julian Trzciński
Julian Trzciński , 2 miesiące

Juluś od samego początku musi walczyć o swoje życie i zdrowie❗️POMÓŻ❗️

Cała ciąża z Julkiem przebiegła książkowo, bez żadnych komplikacji. Wiedzieliśmy, że nasze życie po narodzinach dziecka się zmieni, jednak nie byliśmy w stanie przewidzieć tego strasznego scenariusza, który napisał dla nas okrutny los. Nasz synek przyszedł na świat dokładnie 6 lipca 2024 roku.  Zaraz po urodzeniu jego krążenie zatrzymało się na 8 minut! Byliśmy przerażeni! Już w pierwszej dobie nasze maleństwo musiało zostać poddane bardzo ciężkiej operacji. Okazało się, że doszło do perforacji jelita cienkiego! Lekarze wycięli kawałek jelita oraz wyłonili dwie stomie. Toczyła się dramatyczna walka o życie Julusia, a my nie mogliśmy go nawet wziąć naszego szczęścia na ręce i powiedzieć jak bardzo go kochamy… Przez kolejne dni respirator kontrolował każdy oddech naszego synka. A kiedy myśleliśmy, że koszmar pomału dobiega końca, dokładnie 16 lipca usłyszeliśmy, że konieczna jest kolejna operacja! W wyniku dwóch zabiegów nasz synek stracił 3/4 jelita cienkiego. Juluś zaskoczył wszystkich i pokazał, jaki jest silny. Jednak najgorsze nadal było przed nami. MUKOWISCYDOZA – nieuleczalna choroba genetyczna, której nie widać, bo jest ukryta w środku i niszczy wiele organów. Synek spędził 45 dni na oddziale intensywnej terapii noworodka a my trwaliśmy przy jego malutkim łóżeczku. Gęsty śluz spowodował niewydolność trzustki. Do tego doszła cholestaza. Po ponad miesiącu walki, 20 sierpnia zostaliśmy przetransportowani do Centrum Zdrowia Dziecka. Nareszcie możemy być cały czas razem. Julian nadal musi być karmiony pozajelitowo. Czeka nas założenie cewnika, który prowadzi bezpośrednio do żyły głównej, co umożliwi karmienie pozajelitowe. Worek z mieszanką musi być podawany przez 24 godziny na dobę. Przeszkolenie do tego również stanowi wyzwanie... Mukowiscydoza wiąże się z codzienną, kilkugodzinną fizjoterapią oraz żmudnymi inhalacjami. Nagle musimy stać się specjalistami w opiece nad nieuleczalnie chorym dzieckiem. Nie wiemy co przyniesie jutro jednak, że dla naszego syna zrobimy wszystko.  Chcemy zapewnić Julkowi, choć namiastkę beztroskiego dzieciństwa. Dlatego już dziś zwracamy się do Was z prośbą. Zostańcie z nami i pomóżcie naszemu wojownikowi w walce z tą podstępną chorobą. Chcemy zebrać pieniądze potrzebne na zapewnienie naszemu dziecku potrzebnego wsparcia, sprzętu medycznego, dalszego leczenia i rehabilitacji. Za każdą wpłatę z całego serca dziękujemy!  Rodzice Julka

54 042 zł
Lucjan Sołtys
Pilne!
1 dzień do końca
Lucjan Sołtys , 3 latka

Koszmar onkologii powrócił❗️3-letni Lucuś PONOWNIE zaatakowany przez NOWOTWÓR❗️

DRAMAT! KRYTYCZNIE PILNA ZBIÓRKA! Nasz 3-letni synek Lucjan, który chwilę temu wygrał walkę z NEUROBLASTOMĄ, teraz musi stawić czoła OSTREJ BIAŁACZCE! Jak to możliwe? Myśleliśmy, że wykorzystaliśmy już wszystkie nieszczęścia na tym świecie… Niestety los po raz kolejny z nas zadrwił. Po raz kolejny chce odebrać życie naszemu dziecku! BŁAGAMY O POMOC! Lucjan miał nieco ponad roczek, gdy zdiagnozowano u niego jeden z najcięższych, najczęściej występujących u dzieci nowotworów – NEUROBLASTOMĘ w IV, najgorszym stadium. Świat runął w jednej chwili, przerzuty były praktycznie WSZĘDZIE! Całe drobne ciałko naszego dziecka było zajęte – wątroba, trzustka, nerki, szpik kostny. Wtedy po raz pierwszy usłyszeliśmy słowa, które chcielibyśmy wymazać z pamięci: "Nie wiem, czy Państwa synek przeżyje". My jednak ten paraliżujący strach przekuliśmy w działanie. Szukaliśmy ratunku na całym świecie. Na szczęście w końcu znaleźliśmy…   Skontaktowaliśmy się z kliniką w Barcelonie, gdzie lekarze uratowali życie Lucjana… Dzięki cudownym ludziom, których spotkaliśmy na swojej drodze, w ciągu pół roku udało się zebrać upragnioną, koszmarnie wysoką kwotę. Terapia celowana doprowadziła do remisji choroby! Nie sposób opisać, jak bardzo byliśmy wtedy szczęśliwi. Lekarze jednogłośnie stwierdzili, że genotyp guza nie wskazuje na wysoki poziom złośliwości i prawdopodobieństwo wznowy jest bardzo niskie. Co 3 miesiące lataliśmy do Barcelony na niezbędne kontrole. Podczas każdej z nich słyszeliśmy, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, że najgorsze już za nami! Niestety do czasu… Nie spodziewaliśmy się, że chwilę później znajdziemy się w jeszcze gorszym koszmarze i ponownie staniemy u bram onkologicznego piekła… W lutym 2024 roku Lucjan zaczął gorączkować, był bardzo osłabiony. Staraliśmy się być dobrej myśli, ale w głębi serca czuliśmy, że dzieje się coś strasznego… Zabieraliśmy synka na dziesiątki wizyt, pogłębialiśmy badania, szukaliśmy przyczyny. Początkowo lekarze twierdzili, że to infekcja wirusowa… Oddalibyśmy wszystko, by ta diagnoza była trafna… Wszystko zmieniło się pewnego dnia… Czuliśmy na sobie wzrok lekarzy, wzrok pełen współczucia, smutku. Nie wiedzieli, jak nam przekazać, że podejrzewają wznowę. A my nie mogliśmy w to uwierzyć... Szybko się okazało, że nasz onkologiczny koszmar powrócił. Było jeszcze gorzej, niż przypuszczali lekarze. To nie była wznowa neuroblastomy, tylko OSTRA BIAŁACZKA MONOBLASTYCZNA. Świat runął. Żalu, który czuliśmy do całego świata, nie da się opisać słowami. Lekarze od razu podjęli decyzję o podaniu silnej chemioterapii, ponieważ szpik był zajęty już w 100%. Obecnie jesteśmy w trakcie przygotowań do przeszczepu, który jest ostatnim etapem leczenia. Niestety lekarze już teraz przewidują, że prawdopodobieństwo wznowy jest bardzo wysokie, a białaczka niezwykle złośliwa. Nie potrafimy poradzić sobie z myślą, że możemy stracić naszego synka. Że jego życie znowu jest zagrożone… Że Lucuś znowu tak strasznie cierpi… Nie zamierzamy się poddać! Jesteśmy również w tracie poszukiwania terapii genowej w USA, która mogłaby pomóc, w przypadku ewentualnego nawrotu neuroblastomy. Niestety nawet jeżeli uda nam się znaleźć odpowiednie leczenie, koszty będą niewyobrażalne wysokie – liczone w milionach. Musimy zacząć zbierać pieniądze już teraz i być gotowi na każdy scenariusz.  Błagamy, nie skazujcie naszego dziecka na tak ogromne cierpienie. Nie skazujcie go na śmierć. Pomóżcie nam uratować Lucjana. Błagamy, po raz drugi otwórzcie dla nas swoje serca… Zrozpaczeni rodzice Licytacje dla Lucjanka 🩵

893 620,00 zł ( 84% )
Brakuje: 170 210,00 zł
Piotr Dźbik
Piotr Dźbik , 22 lata

Dwa przeszczepy, nowotwór i... znów przeszczep! Jego tragedia się nie kończy! POMOŻESZ?

Mam wrażenie, że Piotr przyszedł na świat, by walczyć. Od pierwszych chwil jego życia cierpienie, ból, strach, choroby — to wszystko idzie z nim krok w krok, nie dając chwili wytchnienia. Proszę, pomóż mu w końcu wygrać zdrowie!  Walka o życie Piotra rozpoczęła się tuż po jego narodzinach. Po porodzie miał odmę płucną, wykryto niewydolność nerek i wiotkość mięśni. Od samego początku wszczęto rehabilitację, przeszedł wiele zabiegów ratujących życie. Syn miał dwa tygodnie, gdy wszczepiono mu cewnik do dializy otrzewnowej, a po siedmiu miesiącach cewnik do hemodializy. W międzyczasie przeszedł wiele innych, równie poważnych zabiegów. Pierwszy rok życia Piotr spędził praktycznie w szpitalu, szpitala stał się dla niego drugim domem, do którego musiał i nadal musi nieustannie wracać. Kiedy miał 4 i pół roku przeszedł przeszczep nerki. To miało w pewnym sensie odmienić nasze życie. Miało odmienić je na lepsze. Cieszyliśmy się 5 lat... Po tym czasie od przeszczepu wykryto u syna nowotwór na nerce przeszczepionej... Dla nas był to koszmar. Rozpoczęła się kolejna walka o życie i zdrowie syna! Piotr rozpoczął kolejny raz hemodializy, przeszedł wiele badań. W roku 2012 miał drugi przeszczep... One potrafią wykończyć organizm.  Dzisiaj przychodzimy tutaj, bo obecnie stan zdrowia Piotra drastycznie się pogorszył. Aktualnie czekamy na zakwalifikowanie do KOLEJNEGO przeszczepu oraz trepanobiopsii szpiku. Piotr zmaga się jeszcze ze schyłkową niewydolnością nerek, uropatią wrodzoną, wtórną nadczynnością przytarczyc, opóźnieniem psychomotorycznym, nadciśnieniem tętniczym, zakrzepicą udową, niedosłuchem obustronnym... Tak, naprawdę mogłabym tak wymieniać w nieskończoność! Piotrek ma również celiakię i niedokrwistość, która obecnie doprowadza do zaniku siatkówki oczu. Syn wymaga stałego leczenia, rehabilitacji, częstych i systematycznych wizyt u specjalistów, codziennego przyjmowania leków... Tak właśnie wygląda nasz świat. Pomimo wielu chorób, z jakimi przyszło mu się zmierzyć, Piotr stara się pozytywnie podchodzić do życia i wytrwale walczyć z przeciwnościami. Jestem z niego dumna i za każdym razem go podziwiam. Bardzo proszę, w swoim i szczególnie w jego imieniu. Każde wsparcie dodaje nam motywacji i sił do dalszej walki o lepszą przyszłość Piotra. Pomimo trudności, wierzę, że taka przyszłość jeszcze nadejdzie!  Mama PomagaMY Piotrowi - licytacje na leczenie Licytacje dla Piotra- Artem i Aniołek Aruś pomagają❤️

153 020,00 zł ( 57,53% )
Brakuje: 112 938,00 zł
Rodzina Pfeifer
Rodzina Pfeifer , 8 lat

Rwący nurt rzeki zabrał nam poczucie bezpieczeństwa i pozostawił zniszczenia... Pomóż!

Nagle bez ostrzeżenia, woda wdarła się do domów, niszcząc dorobki życia mieszkańców okolicznych wsi. Rwącym nurtem zabrała poczucie bezpieczeństwa. To przerażające, że człowiek w jednej chwili może stracić wszystko, na co pracował całe życie: dach nad głową, środki do życia, a nawet nadzieję, że kiedyś to odbuduje. Powódź jest katastrofą, która nie tylko zostawia materialne zniszczenia, ale również głębokie rany w sercach tych, którzy muszą po niej zmierzyć się z powrotem do normalnego życia... Znaleźliśmy się w sytuacji, w której rzeczywistość w jednej chwili zamieniła się w walkę z żywiołem. Jesteśmy rodziną mieszkającą w Kałkowie. Zostaliśmy dotknięci tragedią powodzi. Woda przyszła nagle, nocą, niesiona przez rzekę Widę oddaloną o około 50 metrów od naszej posesji. Zabrała nasze podwórko, zniszczyła drogę dojazdową, zalała kotłownię oraz windę, ale oszczędziła sprzęt, bez którego nasze codzienne funkcjonowanie stałoby się koszmarem z najgorszych snów. Choć nasze lokum znajduje się na pierwszym piętrze i woda tam nie dotarła, to nasz świat dosłownie tonie. Kotłownia, serce naszego domu, jest teraz bezużyteczna. Woda zniszczyła piec, a podwórze wciąż pokryte jest błotem i resztkami powodzi. A to nie wszystko – rwący potok przerwał rurę za mostem, więc obecnie nie mamy dostępu do wody. Codzienne życie stało się teraz walką o przetrwanie. Mieszka z nami nasze ośmioletnie dziecko, które zmaga się z niepełnosprawnością. Wymaga całodobowej opieki, a teraz jest to utrudnione przez wodę, która stoi w najbliższej okolicy.  Potrzebujemy pomocy, aby stopniowo przywrócić stan sprzed powodzi oraz zapewnić naszemu dziecku normalne warunki życia. Córka wymaga regularnych dojazdów na specjalistyczne zastrzyki i rehabilitacji, w miejscu bardzo oddalonym od naszego domu. Jesteśmy przerażeni – co dalej, jeśli nie uda nam się odbudować domu? Zbliża się sezon grzewczy, a piec obecnie nie nadaje się do niczego. Nie tylko nasz dom ucierpiał... Nasza ciocia straciła dosłownie wszystko. Jej dom został zalany po kolana – meble, sprzęt gospodarstwa domowego, wszystko... Z każdą kolejną minutą woda wlewała się przez ściany do wnętrza domu ciotki. Pozostały zgliszcza. Teraz stajemy wobec dramatycznej rzeczywistości – musimy odbudować życie naszej rodziny sprzed tej tragedii, ale nie mamy na to środków. Bardzo prosimy o Wasze wsparcie, aby naprawić piec, wymienić drzwi oraz odbudować kotłownię w naszym domu. Bez tego nie jesteśmy w stanie przetrwać zimy, nie mówiąc już o zapewnieniu opieki naszemu dziecku. Nie prosimy o wiele. Każda złotówka jest obecnie dla nas ogromnym darem. Nie zostawiajcie nas samych w tym dramacie... Dziękujemy z całego serca za każdą, najmniejszą nawet pomoc. rodzina Pfeifer

827 zł
Szymon Mizerski
Szymon Mizerski , 7 lat

Walka o sprawność Szymka się nie kończy❗️ Potrzebne wsparcie❗️

Gdy tylko kończy się jedna bitwa, zaraz trzeba stanąć do następnej... Przed naszym synkiem skomplikowana operacja wydłużenia kości rąk! Dla małego chłopca każdy zabieg to ogromny ból oraz strach. Szymek jest jeszcze mały, ale niezwykle dzielny. Czy pomożecie nam ponownie zawalczyć o sprawność? Gdy nasz synek przyszedł na świat, jego rączki były zeformowane. Diagnoza nie pozostawiała złudzeń – brak kości promieniowych w obu rączkach, a w prawej ponadto brak najważniejszego palca – kciuka, który w 90% odpowiada za funkcję dłoni.  Szymek jest pod opieką kliniki doktora Paley'a, gdzie trafiliśmy po dwóch nieudanych operacjach. Pierwszym etapem leczenia wyznaczonym przez specjalistów była ulnaryzacja, czyli prostowanie nadgarstków, która dała znakomite efekty, zarówno wizualne, jak i funkcjonalne. Później niestety pojawiły się komplikacje... Jak się okazało, Szymek posiada bardzo rzadką i skomplikowaną wadę w prawej dłoni. Ze względu na wiek, trudność zabiegu oraz wcześniejsze ingerencje lekarskie, musieliśmy być przygotowani, że leczenie może się wydłużyć. Niestety, tak się stało! Dobra wiadomość jest jednak taka, że dzięki Waszej pomocy Szymek może niedługo przejść operację kciuków! A później czeka nas kolejny etap walki, czyli wydłużanie kości rąk. To będzie naprawdę trudna operacja... Zabieg wiąże się z ogromnym bólem, a rekonwalescencja trwa bardzo długo. Zanim rozpoczęliśmy leczenie w klinice doktora Paley'a, sądziliśmy, że nie zdecydujemy się na tę operację. Jednak to, co zaobserwowaliśmy zmieniło nasza decyzję! Szymek zaczął mieć problem z pleckami. Z powodu krótszych rąk synek musi cały czas używać mięśni pleców, przez co bardzo je nadwyręża. Czas nie działa tutaj na naszą korzyść. Im Szymek będzie starszy, tym trudniej będzie mu pomóc. Niestety, kwota operacji wydłużenia kości jest zawrotna... Nie możemy jednak teraz się poddać. Tak daleko udało się już zajść! Trzeba działać jak najszyciej! Z otwartym sercem stajemy przez Wami, prosząc kolejny raz o wsparcie! Wierzymy, że dzięki Waszej pomocy Szymek będzie mógł kiedyś być w pełni sprawny i szczęśliwy! Jako mama proszę Was wszystkich: POMÓŻCIE NAM, POMÓŻCIE MOJEMU DZIECKU!! Agata ➡️ Historię Szymka możesz śledzić na Facebooku: Szymek kontra codzienność oraz Instagramie: @szymek_kontra_codziennosc ➡️ Możesz również pomóc, biorąc udział w licytacjach: Licytacje na Szymka operacje

62 576,00 zł ( 16,13% )
Brakuje: 325 180,00 zł
Jan Hernik
Pilne!
Jan Hernik , 43 lata

Janek walczy o życie❗️Nie możemy stracić ukochanego męża i taty... Ratunku!

Janek walczy o życie - a my walczymy o Janka, walczymy z czasem, walczymy o kolejne chwile razem.  Glejak IV stopnia - złośliwy nowotwór mózgu to zabójczy przeciwnik, ale Janek się nie poddaje - walczy, bo ma dla kogo żyć! Ja - Ania, żona Janka i troje naszych dzieci - Nina, Lila i Iwo - zrobimy wszystko, by ratować życie naszego ukochanego męża i tatusia... Jeśli jest nadzieja, poruszymy niebo i ziemię, żeby Janek mógł z tego leczenia skorzystać. Prosimy o pomoc! 5 czerwca Janek przeszedł kolejną operację mózgu w prywatnej klinice... To już trzecia operacja, kolejna wznowa, trzecia walka o życie. Operujący Janka doktor Libionka uznał, że za 2-3 miesiące konieczna będzie kolejna operacja. Otwieramy kolejną zbiórkę, bo szukamy ratunku - kontaktujemy się z klinikami w Niemczech, staramy o dostanie do programu badań klinicznych w Szwajcarii... Jest nadzieja. Nadzieja na to, by złośliwy nowotwór mózgu na zawsze nie rozbił naszej rodziny, nie zabrał mi Janka, a naszym dzieciom ukochanego taty...  Być może znasz  już naszą historię... Jeśli nie - 17 miesięcy temu nasze życie rozpadło się niczym domek z kart. Diagnoza spadła na nas jak grom z jasnego nieba. To był zwykły dzień, 28 stycznia. Janek był w pracy, ja smażyłam z dziećmi naleśniki i snułam plany na zbliżające się ferie. Telefon z nieznanego numeru, w sekundę zburzył naszą beztroskę. Mężczyzna, który przedstawił się jako ratownik medyczny, zapytał, kim jest dla mnie Jan Hernik. W jednej sekundzie mnie zmroziło... Okazało się, że mój mąż stracił przytomność za kierownicą podczas jazdy samochodem... Dostał ataku padaczkowego i zjechał z drogi. Z samochodu wyciągnęli go inni kierowcy, wezwali pogotowie, które przetransportowało Janka do szpitala. Rozmawiałam z Jankiem przez telefon - mówił nieskładnie, nielogicznie, pytał, gdzie jestem. Wiedziałam, że stało się coś złego... Tomograf komputerowy pokazał zmianę w mózgu, której lekarze nie byli w stanie jednoznacznie zinterpretować. Po rezonansie i spektrografii lekarze nie pozostawili nam złudzeń. Glejak, rozlany, nie w pełni operacyjny, złośliwy,  IV stopień. Bardzo agresywny nowotwór mózgu, jeden z najgorszych, na jakie można zachorować. 90 procent pacjentów nie przeżywa nawet pięciu lat od diagnozy. W jednej sekundzie zaczęła się dramatyczna walka o życie... Choruje nie tylko Janek, choruje cała nasza rodzina. Mamy troje dzieci - Ninę, Lilę i Iwo. Bardzo kochają swojego tatę. Najtrudniej było wytłumaczyć dzieciom, że to nowotwór, na którego nie ma lekarstwa, że to choroba śmiertelna... Kiedy wpisałam do wyszukiwarki "glejak" i przeczytałam o rokowaniach, że Jankowi może zostać kilkanaście miesięcy życia, rozpadłam się na kawałki... Przez wiele tygodni płakałam kilka razy dziennie. Od diagnozy zaczęła się walka. Walczymy każdego dnia o to, by Janek został z nami... Niestety glejak to nowotwór, który odrasta i to w bardzo agresywny sposób... Mimo leczenia atakuje po raz kolejny. Jak tłumaczył to lekarz, to taki rodzaj nowotworu, który, jak wyjaśnił nam obrazowo lekarz, wygląda tak, jakby ktoś na mózg wylał sos do spaghetti. Atakuje struktury mózgu i jest mocno usieciowiony, nie da się go po prostu usunąć. Można wyciąć jakąś część, ale gdzie indziej może pojawić się znowu. Po ostatniej radioterapii u Janka pojawił się obrzęk mózgu oraz wodogłowie, a co za tym idzie problemy neurologiczne, potworny ból, wymioty... Konieczna była kolejna, trzecia już operacja mózgu. Dziękujemy Ci za dotychczasowe wsparcie - to dzięki niemu  Janek przeszedł trzy operacje w prywatnej klinice, gdzie dostał jeszcze szansę na życie. Musieliśmy za nie zapłacić, niestety w publicznej służbie zdrowia nie ma już możliwości pomocy neurochirurgicznej... Po ostatniej rozmowie z profesorem Libionką wstąpiła w nas nadzieja. Są badania kliniczne w Szwajcarii, leki sprowadzane z Niemiec, terapie Car-T Cell... Zrobimy wszystko i pójdziemy wszędzie, gdziekolwiek jest tylko cień szansy, cień nadziei na życie. Niestety, samo rozpoczęcie leczenia zagranicą to koszt kilkudziesięciu tysięcy euro... Janek był głównym żywicielem naszej 5-osobowej rodziny. Niestety powikłania po chorobie i leczeniu uniemożliwiają mu pracę... Stracił wzrok w prawym oku, ma lekką afazję, problemy z pamięcią krótkotrwałą. Potrzebujemy pomocy. Dzieci nadal nie dowierzają. Ja też nie. Nie wyobrażam sobie codzienności bez męża. To mój największy przyjaciel... Walczymy o każdy rok, miesiąc, tydzień, dzień razem. Bardzo prosimy o pomoc. Ania i dzieci Zdjęcie Anny Hernik, pokazujące Janka tuż po operacji z synkiem Iwo, zdobyło nagrodę internautów tegorocznego konkursu Grand Press Photo:

63 785,00 zł ( 11,99% )
Brakuje: 468 130,00 zł
Katarzyna Kaleńczuk
Pilne!
5 dni do końca
Katarzyna Kaleńczuk , 58 lat

PILNE❗️Kasia ma raka i dramatycznie mało czasu - trwa walka o życie!

Kasia walczy o życie - nowotwór nie odpuszcza i jest wyjątkowo zaciekłym, śmiertelnym przeciwnikiem... W Polsce ratunku już dla niej nie ma. Wszystkie metody leczenia wyczerpały się... Została tylko walka o każdy dzień i powolne odchodzenie. Ostatnia nadzieja jest w Niemczech. 6 lutego Kasia musi być w klinice, jest przerażona i zrozpaczona... Nie pozwól, by jej życie zgasło z powodu braku pieniędzy - prosimy o ratunek! Kasia: Nowotwór... Choroba, którą u mnie zdiagnozowano, zawsze będzie kojarzyć mi się z bólem fizycznym i psychicznym. Bólem, który przeszywa moją psychikę, rujnuje kości i ciało. Jest we mnie jednocześnie strach, desperacja i cel, jedyny, o którym marzę  - wyzdrowieć.  W 2003 roku w Andrzejki zdiagnozowano u mnie  nowotwór  krwi... Wtedy jeszcze łagodny. Żyłam w ciągłym strachu. W 2016 roku moje najgorsze koszmary stały się rzeczywistością... Nowotwór zezłośliwił się, zajmując szpik. Zaatakował praktycznie całe moje ciało. Tak zaczęło się piekło mojej walki... Choroba wyniszcza i pustoszy organizm, prowadząc do śmierci. Mój  szpik  włóknieje, przez co niemożliwe jest powstanie prawidłowych komórek krwi. Rolę krwiotwórczą przejmuje śledziona, wątroba i inne organy. Umieram. Jestem naprawdę słaba...  Od 2016 roku walczę o każdy kolejny miesiąc, rok... Jest przy mnie mój mąż Krzysiek, wspiera mnie, jest przy mnie w trudnych chwilach. Ostatnie miesiące były dla nas wyjątkowo dramatyczne... Zachorowałam na COVID-19, to, że przeżyłam, to cud... W brzuchu lekarze znaleźli guzy niewiadomego pochodzenia... Lekarze w Polsce nie chcą się podjąć operacji z powodu dysfunkcji tarczycy, wpadam z niedoczynności w nadczynność. Funkcja tarczycy rozstroiła się poprzez dotychczasowe leczenie. Tak powstało błędne koło, choroba postępuje, guzy rosną… A ja słabnę. W Polsce nie ma już dla mnie żadnej drogi leczenia. Wszystkie metody wyczerpały się i nie dały  efektów. Stanęłam przed murem, którego nie przeskoczę. Jestem zdesperowana i zmuszona szukać ratunku tam, gdzie tylko się da. Miałam ogromne szczęście trafić do kliniki w Niemczech - lekarz, który się mną zajmuje, współpracuje z najwybitniejszymi onkologami i lekarzami innych specjalizacji. Gdybym nie rozpoczęła leczenia tutaj, nie wiem, co by ze mną było... Lekarze szukają sposobu, jak mi pomóc, jak ratować moje życie. Nie skreślają mnie, za co jestem im wdzięczna. Póki jeszcze oddycham, póty jest nadzieja... Po konsultacjach lekarze ze szpitala w Ratyzbonie chcą podjąć się trudnej i ryzykownej operacji usunięcia guzów z jamy brzusznej. Musi być ona przeprowadzona pod ścisłym nadzorem endokrynologicznym. Diagnostyka  w Niemczech wykazała też, że  mam kolejny guz, tym razem w głowie. Jeśli się powiększy, konieczna będzie operacja. Muszę też kontynuować walkę z nowotworem, żeby powstrzymać jego kolejny atak! Im szybciej zacznę leczenie, tym lepiej -  nie mogę czekać, bo rak też nie czeka, by zabić! Nowotwór postępuje i w każdej chwili może przekształcić się w najostrzejszą postać białaczki szpikowej! Potrzebuję leczenia i zabiegów, które wspomogą mój organizm w walce. Tylko to da mi szansę, że zwycięsko wyjdę z walki o życie... A ja bardzo chcę żyć!  Uwierz mi, nie jest łatwo... Nowotwór to straszny przeciwnik, który wywraca życie do góry nogami. Pokazał mi jednak, co tak naprawdę w życiu jest ważne. Zwyczajne, prozaiczne rzeczy i zdarzenia nabierają  ogromnego znaczenia... Nagle zdajemy sobie sprawę, że każde z nich może być ostatnim w naszym życiu. Dlatego tym bardziej chcę zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby wygrać! Wbrew wszystkiemu wierzę głęboko, że wydarzy się cud, który mnie uratuje. Na drodze stoi jednak przeszkoda, którą są finanse… Leczenie jest bardzo kosztowne... Ani mnie, ani mojej rodziny nie stać na ratunek. Kosztorys wystawiony przez lekarza opiewa na kilkaset tysięcy  złotych -  na tyle  wyceniono moje życie… Bez pomocy ludzi dobrej woli nie mam szans... Po prostu umrę. Potrzebuję pomocy, Twojej pomocy... Walczyłam, walczę i będę walczyć, póki starczy mi sił, wierzę mocno, że pokonam raka, bo siła woli jest we mnie ogromna. Chcę żyć! Czas ucieka, dlatego proszę Cię – pomóż mi zdążyć!   Kasia Zbiórkę można wesprzeć poprzez licytacje na Facebooku - dołącz i uratuj życie!

513 327,00 zł ( 84,06% )
Brakuje: 97 313,00 zł
Krystian Demski
Krystian Demski , 27 lat

Młody tata potrzebuje pilnej operacji! Uratuj sprawność Krystiana!

Mam na imię Krystian, jestem szczęśliwym mężem i tatą. Za kilka dni mieliśmy świętować z żoną pierwszą rocznicę ślubu. Niestety, wszystkie piękne plany przesłoniła tragedia… Wystarczyła jedna krótka chwila, by moje życie legło w gruzach. Dosłownie chwilę mam również na uzbieranie kwoty potrzebnej na opłacenie operacji, która zaplanowana jest już na 26 września!  Poruszając się z niewielką prędkością, doznałem wypadku komunikacyjnego. W krytycznym stanie trafiłem do szpitala, gdzie rozpocząłem moją walkę. Długo byłem nieprzytomny, podczas gdy na moją rodzinę spadały okropne informacje… Lekarze mówili o pękniętej śledzionie i rozerwanej tętnicy podobojczykowej – krwotoku wewnętrznym, który stanowił bezpośrednie zagrożenie dla mojego życia! Kiedy tydzień po operacji wybudziłem się na oddziale intensywnej terapii, nie zdawałem sobie jeszcze sprawy, jak drastycznie zmieniła się moja rzeczywistość. Po przeniesieniu na oddział chirurgii dotarło do mnie, jak poważny jest mój stan. Złamałem wyrostki kolczyste w kręgosłupie, łopatkę z przemieszczeniem, bark, żebra, a także wiele kości w lewym ramieniu. Nie mogłem się poruszać, nie byłem w stanie zrobić nic samodzielnie.  Po dwóch miesiącach leczenia, najtrudniejszy do pokonania okazał się uraz lewej ręki. Liczne złamania wymagają operacji, ale największym problemem są wyrwane nerwy z rdzenia kręgowego. To oznacza, że moja ręka jest zupełnie bezwładna. Ból, który odczuwam od chwili wypadku, jest nie do zniesienia. W szpitalu nie mogli mi już pomóc, dlatego razem z żoną zaczęliśmy szukać pomocy na własną rękę. W końcu trafiliśmy na lekarza, który chce podjąć się operacji, dającej szansę na odzyskanie sprawności w ręce. To dla mnie jedyna nadzieja, bym mógł znów cieszyć się życiem z moją żoną i synkiem i wrócić do pracy! Bardzo potrzebuję Waszej pomocy, by zebrać środki na tę operację i późniejszą rehabilitację. Wiem, że życie już nigdy nie będzie takie samo, ale wierzę, że dzięki wsparciu będę mógł znów przytulić synka i wrócić do normalności, która teraz wydaje się być tak odległa. Krystian

25 959,00 zł ( 48,8% )
Brakuje: 27 233,00 zł
Nikodem Wziontek
Nikodem Wziontek , 3 latka

Przez chorobę Nikoś traci dzieciństwo. Proszę, pomóż naszemu synkowi!

Nikoś ma dopiero dwa latka, a doświadczył więcej niż niejeden dorosły. Choć to wesoły, cudowny i bardzo mądry chłopczyk, od początku nie rozwijał się jak jego rówieśnicy. Zdiagnozowano u niego autyzm, ale to zaledwie wierzchołek góry jego problemów ze zdrowiem. To przecież tylko malutkie dziecko... Matka zawsze wie, kiedy coś złego dzieje się z jej dzieckiem. U nas nie było inaczej. Czułam, że z moim synkiem było coś nie tak. Badania nie pozostawiły żadnych złudzeń. Dostaliśmy diagnozę, która złamała nam serca, nie byliśmy przygotowani na taki los. Nie tak wyobrażaliśmy sobie życie naszego małego chłopczyka. Autyzmu nie da się przecież wyleczyć, będzie z nami na zawsze. Codziennie widzimy, jak choroba zabiera mu dzieciństwo, jak traci nabyte wcześniej umiejętności i zamyka się w świecie, który tworzy w swojej głowie. Walczymy o każdy jego uśmiech, o każde spojrzenie. Naszym największym marzeniem jest to, by w końcu usłyszeć długo wyczekiwane słowa: mama i tata oraz żeby Nikodem mógł bawić się ze swoim rodzeństwem. I po prostu, żeby był zdrowy! Nikoś ma potwierdzony autyzm, afazję rozwojową wrodzoną, dyslalię rozwojową całkowitą, hipotonię mięśniową twarzy, niedokształcenie mowy, nadwrażliwość słuchową, zaburzenia przetwarzania sensorycznego i wybiórczość pokarmową. To lista, z którą zmagamy się codziennie. Nasz mały chłopiec nie mówi, nie reaguje na polecenia, a każda próba nawiązania z nim kontaktu kończy się niepowodzeniem. Rokowania też są niepewne, nie wiemy, czy kiedykolwiek zacznie mówić. Żeby mu pomóc, Nikodem chodzi na prywatne zajęcia do psychologa, neurologa, neurologopedy, zajęcia SI, rehabilitację. Konieczne jest jeszcze wykonanie EEG głowy, bo lekarze podejrzewają, że krótko po porodzie doszło do wylewu. To badanie pozwoli nam zorientować się, jakie uszkodzenia mogły zajść w mózgu. Planujemy także wykonanie badań genetycznych WES, które pokażą nam, czy mamy do czynienia z autyzmem okołoporodowym, czy też genetycznym. Nigdy nie myśleliśmy, że będziemy musieli prosić obcych ludzi o pomoc, ale jeśli zmieni to życie naszego synka to proszę, nie zostawiajcie nas. Rodzice ➡️ Pomagamy Nikosiowi - LICYTACJE ➡️ Waleczny Nikoś

64 429,00 zł ( 30,28% )
Brakuje: 148 337,00 zł