Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Barbara Marut
Barbara Marut , 64 lata

Mamę ma się tylko jedną... Proszę, pomóż uratować moją!

Ta historia zaczęła się jak wiele innych... Mama badała się regularnie, wyniki za każdym razem były prawidłowe, więc cieszyła się życiem – jeździła na swoim różowym rowerze, patrzyła na samoloty odlatujące w nieznane, dokarmiała ptaki za oknem i kochała ponad życie swoje adoptowane koty. Rok temu zaniepokoił ją ból w podbrzuszu, jednak lekarz nie widział niczego niepokojącego… “Taka pani uroda”. Na szczęście mama nie dawała za wygraną i w końcu dostała skierowanie na poszerzone badania, których wyniki przyniosły przerażającą diagnozę… Ta diagnoza zawaliła cały nasz świat – nowotwór złośliwy trzonu macicy, rak gruczołowy endometrialny G-2. W listopadzie przeprowadzono operację usunięcia macicy wraz z jajnikami i węzłami chłonnymi, następnie skierowano na radioterapię i brachyterapię.  Myślałyśmy, że nasz koszmar się skończył. Lekarze bagatelizowali problem, nie chcieli zlecić kolejnych badań, odsyłali do domu, zapewniając, że wszystko jest w porządku. Nie było.  Dzięki uporowi i ogromnej woli życia mamy 13 września 2023 został wykonany rezonans magnetyczny z kontrastem, a następnie badanie PET. Diagnoza: rak gruczołowy endometrialny G2 trzonu macicy FIGO IV we wznowie do wątroby, węzłów oraz otrzewnej. Pojawiły się też guzki w płucach i w stawie biodrowym.  Mama dostała skierowanie na chemioterapię. Po pierwszym wlewie czuła się fatalnie. Ogromne osłabienie, wymioty, zaniki pamięci, drętwienia nóg, brak apetytu. Przestała jeść, czuła ogromny ból brzucha. Po kilku dniach pobytu w szpitalu padła kolejna diagnoza – niedrożność jelit spowodowana zrostami po radioterapii. Konieczne było wyłonienie stomii z jelita cienkiego.  Ku naszej rozpaczy, po kolejnej chemioterapii czuła się jeszcze gorzej. Niestety taki stan nie kwalifikowałby jej do kolejnego wlewu, który ratuje życie. Przez cały ten czas szukałam sposobu, aby jej pomóc. Konsultowałyśmy się z lekarzami z całej Polski. W końcu mama została zakwalifikowana do zabiegów wspomagających leczenie jej typu nowotworu tak, aby dalsza chemioterapia była możliwa. Zabiegi hipertermii onkologicznej, tlenoterapia w komorze hiperbarycznej oraz wzmacniające wlewy dają szansę na kontynuowanie walki! W końcu w nasze życie powróciła nadzieja, że choroba nie jest wyrokiem, że to tylko jakiś etap, który trzeba godnie przejść. W tym momencie mama jest po trzeciej chemii, przed nią jeszcze trzy zabiegi. Dzięki leczeniu wspomagającemu mama będzie mogła je w ogóle dostać, ma siły do walki!  Niestety, leczenie nie jest refundowane przez NFZ… Jest natomiast bardzo kosztowne. Jedna seria zabiegów to koszt 1200 zł, a takich serii musi odbyć w miesiącu 8, co daje około 9600 zł na miesiąc. Dodatkowo co chwile musimy kupować leki, które również nie są refundowane oraz środki do stomii – refundowane tylko częściowo. Wspieram mamę, jak tylko potrafię, ale moim marzeniem również jest zapewnienie jej profesjonalnej opieki psychoonkologicznej. To kolejne koszty, ale wiadomo przecież, że psychika to połowa sukcesu w zdrowieniu!  Moja mama jest dla mnie najważniejsza na świecie, łączy nas wyjątkowa więź. Nie spotkałam nigdy cieplejszej, wrażliwszej czy bardziej empatycznej osoby. Chcę móc być z nią jak najdłużej, nie wyobrażam sobie, że mogłoby jej zabraknąć w moim życiu. Chcę widzieć, jak wraca do zdrowia i cieszy się każdym dniem, pielęgnując swoje ukochane, przygarnięte koty… Niestety, same nie dajemy już rady. Wiem, że nie znajdę odpowiedzi na pytanie dlaczego najlepszą osobę, jaką znam, czyli moją mamę, spotkało tyle cierpienia. Wierzę jednak, że dzięki Waszej pomocy możemy  zminimalizować cierpienie i pokonać chorobę oraz że najpiękniejsza podróż cały czas przed nami! Z całego serca proszę Was o pomoc.  Córka Basi, Justyna ➡️ Licytacje dla Basi

127 420,00 zł ( 63,3% )
Brakuje: 73 852,00 zł
Wiktor Ciureja
5 dni do końca
Wiktor Ciureja , 23 lata

W potrzasku własnego ciała. RATUNKU!

Wiktor od początku swojego 22-letniego życia zmaga się z wieloma trudnościami zdrowotnymi. Od urodzenia cierpi na dziecięce porażenie mózgowe i porażenie czterokończynowe. Jego codzienność jest niezwykle trudna, choć rodzina robi wszystko, by zapewnić mu jak najlepszy rozwój. Nie jest łatwo... Pomimo ciągłej opieki lekarskiej, szpitali, operacji, pomimo ogromnych starań całej jego rodziny, stan jego zdrowia nie uległ poprawie. Wręcz przeciwnie, stale się pogarsza. Wiktor jest uwięziony w potrzasku własnego ciała. Ma ogromną skoliozę sięgającą już ponad 180 stopni! Jako jeden z pierwszych pacjentów w Polsce, miał wszczepioną pompę, która wprowadzała automatycznie do jego organizmu dawkę leku rozluźniającego mięśnie, które były i nadal są atakowane bezustannymi, bolesnymi skurczami spastycznymi. Pompę miał przez ponad 10 lat. Na jedno pomagała, na drugie jednak szkodziła. Skurcze mięśni, które mimo wszystko się pojawiały, ciągnęły ciało Wiktora w prawo. Próbowaliśmy zapobiec postępowi choroby, jednak nikt w Polsce nie podjął się operacji! Pojechaliśmy więc do Niemiec do świetnej kliniki, gdzie dano nam nadzieję… Lekarz obiecał Wiktorowi, że będzie siedział z nami przy stole. On wszystko rozumiał, jest bardzo kontaktowym chłopakiem. Przyjechaliśmy na operację, jednak nie podjęto się takiego ryzyka. Wyjechaliśmy zrozpaczeni w ciszy, zderzając się ze ścianą, nie potrafiąc zrobić nic więcej, nie mając żadnej nadziei... Wiktor na skutek swojego zniekształcenia ma rozwór przełyku żołądka co oznacza, że jego wnętrzności przedostały się do klatki piersiowej. Ma też bardzo zgniecione płuca i serce, które również nie znajdują się w naturalnej pozycji. Konieczne było również obcięcie najbardziej bolesnego fragmentu nogi – główki kości udowej. Ból ustał, ale jedna noga jest krótsza... Wiktor może jedynie leżeć. Pierwszym powodem są jego niesprawne biodra, drugim ucisk, jaki w pozycji siedzącej jest wywierany na zniekształcony korpus ciała. Wiktor czuje wtedy ogromny ból i nie może oddychać. Musimy uzbierać środki na opłacenie przystosowania wózka inwalidzkiego oraz na dalsze leczenie i rehabilitację.  Za każdym razem, gdy Wiktor wyjeżdża lub wraca ze szpitala, przed jego domem czeka radośnie wiwatująca rodzina. Wszyscy bardzo go kochamy i pragniemy dla niego wszystkiego, co najlepsze. Wiemy jednak, że nasza miłość go nie uzdrowi... Bardzo prosimy o pochylenie się nad losem tego świetnego chłopaka. Razem możemy więcej! Dajmy Wiktorowi szansę na lepsze życie, komfort i szczęśliwą przyszłość. Choć nigdy nie okazał zawodu, niezadowolenia, smutku, wiemy, że bardzo cierpi. Dajmy mu szansę, on naprawdę pragnie szczęśliwie żyć! Mama i bliscy Wiktora

28 065,00 zł ( 101,46% )
Emilia Klikowska
Pilne!
Emilia Klikowska , 38 lat

Rak powrócił, jeszcze bardziej nieprzewidywalny i silniejszy! Ratuj Emilkę❗️

RAK PIERSI wkradł się w życie Emilii, nie pytając nikogo o zgodę. Wszystko zmieniło się po wyniku pojedynczego badania. To zapoczątkowało wiele wizyt u specjalistów. Obawa o lepsze jutro zaczęła się urzeczywistniać. Emilia usłyszała przerażającą diagnozę, która wywróciła jej świat do góry nogami. Niezwykła kobieta, matka, przyjaciółka i wojowniczka zmaga się z najsilniejszym przeciwnikiem w swoim życiu – rakiem piersi z przerzutami do okolic szyi. Emilia toczy już drugą bitwę z nowotworem. Pierwsza była wyczerpująca. Już wtedy lekarze mówili o nietypowym przypadku, nazywając chorobę "buldożerem wśród nowotworów", odbierając jej nadzieję na dalsze życie. Jednak Emilia się nie poddała. Z determinacją oraz wielką wiarą przeszła przez długotrwałe leczenie związane z chorobą. Ma za sobą operację usunięcia piersi, setki godzin pod kroplówkami i tysiące pokonanych kilometrów w drodze na kolejne terapie. Wydawało się, że nieustępliwość oraz ogromna chęć życia Emilii pozwolą jej pokonać nowotwór, a ona sama będzie mogła wrócić do ukochanych córek. Wszystko wskazywało na to, że wygrała bitwę z chorobą. Nie poddawała się nawet w najtrudniejszych chwilach. Podnosiło to na duchu inne kobiety z podobnymi doświadczeniami. Emilia wygrała tamtą potyczkę, ale niestety wojna z chorobą trwa nadal. Dwa lata temu nowotwór powrócił. Ta diagnoza jest jeszcze trudniejsza do zaakceptowania. Rak znów zaatakował, jeszcze silniejszy, jeszcze bardziej nieprzewidywalny. Tym razem doprowadził do martwicy ręki. Emilia przeszła już konwencjonalne i eksperymentalne terapie, ale lekarze bezradnie rozkładają ręce. W sierpniu zakończono leczenie onkologiczne, ale martwica oraz dalsza walka z nowotworem pozostają nierozwiązanymi problemami. Ta wspaniała kobieta zawsze starała się być dla innych. Swoją pozytywną energią podnosiła na duchu wszystkich wokół. Dziś ona potrzebuje wsparcia. Koszty leczenia, rehabilitacji, suplementacji i codziennego życia przerastają możliwości jej rodziny. Emilia, matka dwóch córek, przez swój stan zdrowia nie jest już w stanie pracować. Opiekuje się nią mama, ale to nie wystarcza... Dlatego z głębi serca prosimy Was o pomoc finansową. Wiemy, że jest to trudny czas, ale wspólnie możemy sprawić, że Emilia będzie miała szansę na zwyciężenie kolejnej bitwy w wojnie z podstępnym rakiem. Prosimy Was także o dobre słowo i wsparcie mentalne – to wszystko dodaje siły do dalszej walki. Z całego serca dziękujemy za każdy okazany gest! Rodzina i Przyjaciele

18 146,00 zł ( 11,37% )
Brakuje: 141 429,00 zł
Jaś Górniak
Jaś Górniak , 21 miesięcy

Straciliśmy już jednego synka, teraz toczymy walkę o zdrowie i sprawność Jasia❗️

Oczekiwanie na naszych wspaniałych synków, było najpiękniejszym i zarazem najtrudniejszym okresem w naszym życiu. Z niecierpliwością odliczaliśmy dni, by móc w końcu zobaczyć i przytulić naszych chłopców. Niestety musieliśmy zmierzyć się z ogromną tragedią… W 30. tygodniu ciąży z groźbą martwicy przez nagłe cesarskie cięcie przyszli na świat Jaś i Julek. Przez ich stan i wady wrodzone, od razu przewieziono nas na oddział neonatologii i intensywnej terapii. Tam bliźniacy zostali rozdzieleni. Po kilku godzinach stan Julka się pogorszył. Reanimowano go przez 60 minut i w stanie ciężkim trafił znów na oddział. Nad inkubatorami wylaliśmy morze łez, by następnego dnia dowiedzieć się o odejściu Julka.  Nasze serca rozpadły się na milion kawałków. Po tej tragedii Jaś spędził w szpitalu 58 długich, okrutnych dni. Zdiagnozowano u niego wodonercze nerki prawej, która sprawna jest tylko w 1% i brak kości przedramienia prawego.  Niestety… konieczna jest operacja usunięcia chorej nerki, ponieważ bardzo obciąża tą, która pracuje prawidłowo… Pod koniec kwietnia Jasiu ma już zaplanowany zabieg. Liczymy, że wszystko pójdzie dobrze… Na szczęście pojawiła się też nadzieja na poprawę funkcjonowania rączki synka. W klinice Paley’a zaproponowano nam 3-etapowe leczenie, z czego na pierwszy etap już udało nam się uzbierać środki! To wszystko dzięki Wam, bardzo dziękujemy! Teraz musimy zebrać kolejną, kolosalną kwotę na drugi etap, podczas którego lekarze zajmą się rekonstrukcją kciuka po prawej stronie. Zabieg ten polegać będzie na wytworzeniu przeciwstawnego do pozostałych palca o funkcji kciuka poprzez poszerzenie II przestrzeni międzypalcowej, transferu mięśni oraz ścięgien. Operacja ta może być wykonana po 3. miesiącach od pierwszego etapu. Jaś ciągle chodzi na kontrole do różnych specjalistów. Dalej jesteśmy pod opieką wielu poradni specjalistycznych między innymi kardiologicznej, nefrologicznej, urologicznej, neurologicznej, okulistycznej, audiologicznej i pulmonologicznej.  Za nami pierwszy poważny zabieg operacyjny. W grudniu 2023. roku Jaś miał usuwany nowotwór niezłośliwy za lewym oczodołem, którego na szczęście udało się pokonać. Operacja przebiegła bez powikłań. Nie zwalniamy tempa i kontynuujemy intensywną rehabilitację. Jaś bardzo nie lubi ćwiczyć, ale dzięki temu, w końcu zaczął stawiać swoje pierwsze kroki! Za każdym razem podczas rehabilitacji staramy się jak najbardziej usprawnić jego prawą rączkę, aby w codziennych czynnościach było mu łatwiej. Mimo wszystkich przeciwności losu nasz syn na co dzień to bardzo radosny i uśmiechnięty chłopczyk. Jest bardzo dzielny i każdego dnia zaraża nas swoich szczerym uśmiechem. Jesteśmy pewni, że jego braciszek patrzy na nas z góry i wspiera w tej trudnej walce. Bardzo Was prosimy o dalsze wsparcie. Wasza pomoc jest naszą nadzieją! Rodzice Jasia

277 970,00 zł ( 70,61% )
Brakuje: 115 648,00 zł
Adrian Kita
4 dni do końca
Adrian Kita , 25 lat

Wypadek odebrał ratownikowi medycznemu czucie w nogach❗️ Potrzebna Twoja pomoc!

Jedna chwila zadecydowała o tym, że przyszłość Adriana stała się bardzo niepewna. Człowiek, który do tej pory ratował życie innych, dziś sam potrzebuje wsparcia. Mój chłopak jest ratownikiem medycznym oraz strażakiem OSP – zawsze był więc gotowy pomagać innym w najtrudniejszych momentach, niejednokrotnie z zagrożeniem własnego życia. Dla wielu stał się bohaterem. Los jednak sprawił, że to Adrian potrzebuje teraz Twojej pomocy. 12 maja 2024 roku Adrian uległ poważanemu wypadkowi, spadając z wysokości około 3 metrów. W wyniku upadku doszło do złamania kręgosłupa w odcinku piersiowym, co spowodowało objawy pełnego uszkodzenia rdzenia kręgowego. W konsekwencji Adrian stracił czucie w kończynach dolnych.   Dla czynnego ratownika medycznego i strażaka był to ogromny cios. Chciałabym, aby mój chłopak odzyskał sprawność, która została mu odebrana. Tak bardzo chciałabym, aby mógł biegać, chodzić po górach, uprawiać sport, czyli to, co Adrian lubił najbardziej. Obecnie Adrian przebywa w ośrodku rehabilitacyjnym, gdzie codziennie, mimo przeciwności losu, nie poddaje się i z determinacją walczy o powrót do sprawności. Niestety, pobyt w ośrodku zakończy się już pod koniec sierpnia. Aby miał szansę na pełny powrót do zdrowia, potrzebuje dalszej, intensywnej rehabilitacji, a także specjalistycznego sprzętu medycznego i wsparcia specjalistów. Niestety, wszelkie koszty związane z dalszym leczeniem i rehabilitacją przekraczają możliwości finansowe Adriana oraz jego najbliższych. Dlatego zwracam się do Was – ludzi o wielkich sercach o pomoc. Każda wpłata, bez względu na jej wysokość, przybliża Adriana do odzyskania zdrowia i powrotu do pełni życia. Mój chłopak chciałby powrócić do tego, co kochał, a zwłaszcza do kontynuacji misji, którą jest ratowanie życia innych. Bez Twojego wsparcia, nie będzie to jednak możliwe...  Klaudia, dziewczyna Adriana 

159 075,00 zł ( 29,9% )
Brakuje: 372 840,00 zł
Monica Lewin
Pilne!
Monica Lewin , 38 lat

Trwa dramatyczna walka o życie młodej mamy❗️Potrzebna PILNA pomoc❗️

Mam na imię Monika, mam 37 lat, wspaniałego męża i ukochanego 2-letniego synka. Miałam w planach stworzyć wspaniałą rodzinę w miłości i szczęściu. Dziś jednak staję do walki na śmierć i życie i to mój najważniejszy cel – przeżyć. Dla nich, dla siebie... Wiosna 2003 roku, po dwóch latach badań i konsultacji lekarskich, w wieku siedemnastu lat i w stanie skrajnego wyczerpania, zdiagnozowano u mnie chorobę Wilsona. Choroba Wilsona powoduje w organizmie chorych zaburzenia metaboliczne, w wyniku których wątroba przestaje przetwarzać miedź, kumulując ją w tym właśnie organie oraz w innych tkankach.  Moje życie nie należało do łatwych, więc myślałam, że nie może mnie spotkać już nic gorszego. Niestety rok 2017 przyniósł nową, jeszcze gorszą i bardziej okrutną diagnozę agresywnego nowotworu dróg żółciowych. Los zadał kolejny cios... Po diagnozie przeszłam operację resekcji wątroby oraz długie i szalenie agresywne, a więc bolesne radio- i chemioterapie. Po długim cierpieniu nastąpił jednak okres poprawy i nadziei. Wtedy właśnie spełniło się moje największe marzenie – dziecko, ukochany synek, który urodził się wbrew wszystkiemu w grudniu 2021 roku. Miałam nadzieję, że wszystko zaczęło się już układać… Niestety, stan euforii i ogromnej radości macierzyńskiej nie trwał długo. Przeprowadzone badania wykazały bowiem, że nowotwór okazał się silniejszy, rozprzestrzeniając się z wątroby do płuc i węzłów chłonnych. W dalszym ciągu, mimo szalenie bolesnych działań ubocznych, poddaję się konwencjonalnej chemio- i radioterapii. Dotychczasowa kuracja nie daje mi jednak szansy pokonania tej śmiertelnej choroby. Obecnie przyjmuję immunoterapię i przechodzę badania w Izraelu, które będą potrzebne do rozpoczęcia terapii w Niemczech. Zdaniem lekarzy to leczenie ostatniej szansy. Łącząc wszystkie szacunkowe koszty leczenia i badań moje życie wyceniono na MILION złotych. Jestem w stanie zrobić wszystko, by wygrać, dla mojego ukochanego synka, wspaniałego męża, cudownej rodziny i bliskich. Choć dotychczas radziliśmy sobie sami, dziś wiemy już, że nigdy nie zdobędziemy tak ogromnej sumy. Nasze możliwości finansowe to tylko tzw. kropla w morzu. Żyję, choć według statystyk nie powinnam już żyć. Walczę, choć coraz częściej brakuje mi sił. Ale muszę wygrać… Mimo przeciwności będę walczyć dalej. Chcę być przy synku, gdy dorasta, chcę być dla niego najwspanialszą mamą, przyjaciółką, której nie może zabraknąć... Proszę, pomóż mi napisać dobre zakończenie tej historii. Pomóż mi stoczyć ostatnią walkę o życie.  Proszę o każdą złotówkę… Monika

118 142,00 zł ( 11,1% )
Brakuje: 945 688,00 zł
Julian Trzciński
Julian Trzciński , 2 miesiące

Juluś od samego początku musi walczyć o swoje życie i zdrowie❗️POMÓŻ❗️

Cała ciąża z Julkiem przebiegła książkowo, bez żadnych komplikacji. Wiedzieliśmy, że nasze życie po narodzinach dziecka się zmieni, jednak nie byliśmy w stanie przewidzieć tego strasznego scenariusza, który napisał dla nas okrutny los. Nasz synek przyszedł na świat dokładnie 6 lipca 2024 roku.  Zaraz po urodzeniu jego krążenie zatrzymało się na 8 minut! Byliśmy przerażeni! Już w pierwszej dobie nasze maleństwo musiało zostać poddane bardzo ciężkiej operacji. Okazało się, że doszło do perforacji jelita cienkiego! Lekarze wycięli kawałek jelita oraz wyłonili dwie stomie. Toczyła się dramatyczna walka o życie Julusia, a my nie mogliśmy go nawet wziąć naszego szczęścia na ręce i powiedzieć jak bardzo go kochamy… Przez kolejne dni respirator kontrolował każdy oddech naszego synka. A kiedy myśleliśmy, że koszmar pomału dobiega końca, dokładnie 16 lipca usłyszeliśmy, że konieczna jest kolejna operacja! W wyniku dwóch zabiegów nasz synek stracił 3/4 jelita cienkiego. Juluś zaskoczył wszystkich i pokazał, jaki jest silny. Jednak najgorsze nadal było przed nami. MUKOWISCYDOZA – nieuleczalna choroba genetyczna, której nie widać, bo jest ukryta w środku i niszczy wiele organów. Synek spędził 45 dni na oddziale intensywnej terapii noworodka a my trwaliśmy przy jego malutkim łóżeczku. Gęsty śluz spowodował niewydolność trzustki. Do tego doszła cholestaza. Po ponad miesiącu walki, 20 sierpnia zostaliśmy przetransportowani do Centrum Zdrowia Dziecka. Nareszcie możemy być cały czas razem. Julian nadal musi być karmiony pozajelitowo. Czeka nas założenie cewnika, który prowadzi bezpośrednio do żyły głównej, co umożliwi karmienie pozajelitowe. Worek z mieszanką musi być podawany przez 24 godziny na dobę. Przeszkolenie do tego również stanowi wyzwanie... Mukowiscydoza wiąże się z codzienną, kilkugodzinną fizjoterapią oraz żmudnymi inhalacjami. Nagle musimy stać się specjalistami w opiece nad nieuleczalnie chorym dzieckiem. Nie wiemy co przyniesie jutro jednak, że dla naszego syna zrobimy wszystko.  Chcemy zapewnić Julkowi, choć namiastkę beztroskiego dzieciństwa. Dlatego już dziś zwracamy się do Was z prośbą. Zostańcie z nami i pomóżcie naszemu wojownikowi w walce z tą podstępną chorobą. Chcemy zebrać pieniądze potrzebne na zapewnienie naszemu dziecku potrzebnego wsparcia, sprzętu medycznego, dalszego leczenia i rehabilitacji. Za każdą wpłatę z całego serca dziękujemy!  Rodzice Julka

54 042 zł
Agata Mincha
Agata Mincha , 47 lat

Rak piersi chce zabrać matkę 5 dzieci... Pomóż ją uratować!

Moją życiową rolą jest bycie mamą dla mojej piątki dzieci. Są dla mnie całym światem. Niestety już niedługo ich świat może się zawalić. 8 lat temu wykryto u mnie złośliwy nowotwór piersi i od tej pory każdego dnia drżę o własne życie. Szpitale, chemie, kroplówki, utrata włosów. Tak wygląda rzeczywistość osoby z chorobą nowotworową. Tak wyglądała moja codzienność. Walka z tak niebezpiecznym przeciwnikiem bardzo wycieńcza organizm, który w pewnym momencie wywiesza po prostu białą flagę. Nie mogę do tego dopuścić, dlatego tak ważne jest dla mnie, żeby się wzmacniać na wszystkie możliwe sposoby. Niestety, niesie to za sobą ogromne koszty finansowe... Pierwszą batalię z nowotworem udało mi się wygrać, jednak przed dwoma laty powrócił, by na nowo zasiać strach w życiu moim i mojej rodziny. Ogarnęła mnie prawdziwa ciemność, depresja, beznadzieja... Nie wyobrażam sobie co stanie się z moimi synkami, gdy mnie zabraknie. To ze względu na nich muszę podjąć walkę, aby jak najdłużej przy nich być. Móc ich tulić do snu, codziennie powtarzać, jak bardzo ich kocham. Każdy, kto kiedykolwiek walczył z rakiem najbardziej boi się słowa "wznowa", bo to oznacza, że trzeba wszystko zaczynać od nowa, a nikły płomień nadziei ponownie zalewa fala cierpienia. Na chorobie tracą wszyscy - brakuje sił, energii, a często nawet zwykłego czasu, żeby go ofiarować najbliższym.  Decyzje, wyrzeczenia, stres i cierpienie fizyczne są niczym wobec chwil, kiedy myśląc o moich dzieciach, dosłownie rozdziera się moje serce! Chłopcy są jeszcze za mali, żeby zrozumieć, co dzieje się z mamą. Nie pozwalam, żeby widzieli moje łzy i strach. Boję się nie tyle o siebie, ile o los moich dzieci, gdy mnie zabraknie.  Pokrycie horrendalnych kosztów leczenia m.in. w Niemczech to jedyna szansa, abym mogła być z nimi jak najdłużej! Błagam, pomóżcie mi żyć dla moich dzieci! Agata

418 355,00 zł ( 53,77% )
Brakuje: 359 572,00 zł
Piotr Kozioł
Piotr Kozioł , 46 lat

Wypadek sprzed lat nie daje o sobie zapomnieć. Pomóż!

Piotr miał jedynie 10 lat, kiedy uległ wypadkowi, w którego skutek stracił nogę. Po wypadku został zaopatrzony w protezę z koszem. Proteza ta była ciężka i niewygodna, zamiast ułatwiać poruszanie, utrudniała. Piotr nauczył się poruszać przy pomocy kul ortopedycznych i korzysta z nich do dziś. Wraz z upływem czasu i postępem medycyny dla Piotra pojawiła się nowa szansa.  To zabieg osseointegracji. Pozwoli on poprawić jakość życia, a polega na śródkostnym wszczepieniu implantu (endoprotezy), który następnie mocuje się  bezpośrednio do zewnętrznych elementów protezy. Na co dzień Piotr jest zdany na siebie, pomimo swoich ograniczeń pracuje i sam zajmuje się domem. Niestety zebranie ogromnej kwoty pieniędzy, która sięgnie nawet 150 tysięcy złotych, jest poza jego zasięgiem, dlatego w jego imieniu bardzo prosimy o pomoc! ➡️ Licytuj i pomóż Piotrowi! ➡️ FB: Proteza dla Piotra -Licytacje ➡️ FB: Osseointegracja (proteza) dla Piotra  

135 770,00 zł ( 76,03% )
Brakuje: 42 784,00 zł