Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Filip Sasin
Pilne!
2 dni do końca
Filip Sasin , 19 miesięcy

Nowotwór nikogo nie pomija❗️NIEMOWLAK WALCZY O ŻYCIE❗️

Nasz synek jest wcześniakiem, który MA TYLKO 4 MIESIĄCE. Dopiero, co przyszedł na świat, a już musi walczyć z całych sił, aby go nie opuścić! To wszystko jest takie niezrozumiałe, niepewne i okrutne. Błagamy, pomóżcie nam uratować nasze dziecko! Nic, dosłownie nic nie wzbudzało podejrzeń ani naszych, ani lekarzy. Od samego początku byliśmy pod opieką wielu specjalistów, aby potwierdzić, że wcześniactwo nie odegrało żadnego negatywnego wpływu. Wyniki były prawidłowe… Wszystko zmieniło się w JEDNĄ NOC. Obudził nas płacz Filipa, poszliśmy sprawdzić co się dzieje. W pieluszce znajdowały się skrzepy krwi! Znaleźliśmy się na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. Wykonano usg i natychmiast przekierowano nas do innego szpitala. Wtedy jeszcze nie rozumieliśmy. Dopiero podczas podróży karetką dotarło do nas, że nasze dziecko jedzie do szpitala onkologicznego! Wszystko zdarzyło się w niedzielę. Lekarz przekazał, że na nerce naszego dziecka znajduje się guz mierzący 10 cm! Następnego dnia jego rozmiar powiększył się o kolejne 4 cm! Nie było na co czekać! Od razu zapadła decyzja o podaniu chemioterapii! Nadal nie możemy uwierzyć, że ZŁOŚLIWY NOWOTWÓR NERKI pojawił się w naszym życiu nagle, praktycznie z dnia na dzień! Nie byliśmy na to gotowi i pewnie żaden rodzic by nie był… Filipek jest już po operacji wycięcia nerki. Nadal nie możemy odetchnąć z ulgą, ponieważ czekamy na wyniki badań histopatologicznych. Przed każdą rozmową z lekarzem drżymy ze strachu. Świadomość, że może być jeszcze gorzej nie pozwala nam się uspokoić… Synek nadal przebywa w szpitalu. Cały czas musi przyjmować chemioterapię. Nawet lekarze nie wiedzą jak długo to potrwa! Filipek jest osłabiony i boli go całe ciało. Każdy dotyk sprawia mu ból, więc nie możemy nawet wziąć go na ręce, przytulić i wyszeptać „Wszystko będzie dobrze…”. No właśnie, sami nawet nie wiemy jak to będzie dalej. Dlatego błagamy Was o pomoc. Jesteśmy zrozpaczeni, ale nie możemy tego pokazywać. Mamy jeszcze jednego synka, który ma dopiero 3 lata! Jak wytłumaczyć tak małemu dziecku, że mamusia albo tatuś nie mogą teraz się z nim bawić, ponieważ jadą do szpitala, gdzie jego młodszy braciszek WALCZY O ŻYCIE?! Zbyt często brakuje już słów, aby opisać naszą rozpacz. Znaleźliśmy się w sytuacji, z której sami możemy się nie wydostać... Błagamy, pomóżcie ocalić nasze dziecko. Filipek jest jeszcze niemowlakiem! Załamani rodzice

19 506 zł
Bogdan Data
Bogdan Data , 60 lat

Stan Bogdana był krytyczny! Pomóż – liczy się czas!

Bogdan jest w bardzo ciężkim stanie! Przebywa w szpitalu, gdzie z całych sił walczy! Potrzebuje naszej pomocy, bo inaczej nic się nie zmieni! Brat trafił do szpitala z ogromnym bólem głowy. Było tak źle, że słaniał się na nogach! Trafił na oddział neurologii i być może to właśnie uratowało mu życie! Kilka godzin po przyjęciu do szpitala, doznał krwotoku do prawej półkuli móżdżku! Lekarze natychmiast przeprowadzili operację, a potem w stanie krytycznym trafił na OIOM. Przez 5 tygodni Bogdan przebywał w śpiączce farmakologicznej, a cała nasza rodzina drżała z przerażenia!  Brat jest już przytomny, jednak potrafi tylko otworzyć oczy. Bogdan nie mówi, nie rusza rękoma i nogami oraz cały czas podłączony jest pod respirator. Nie potrafi nic nam przekazać, ale utrzymuje z nami kontakt wzrokowy, co daje wielką nadzieję! Mięśnie Bogdana są osłabione i potrzebna jest bardzo intensywna rehabilitacja! Bez niej stan mojego brata nie ulegnie poprawie, a odzyskanie sprawności może stać się wręcz niemożliwe! Czas gra tu wielką rolę. Dlatego zwracamy się do Was o wsparcie dla Bogdana i z całego serca prosimy o pomoc. Z góry dziękujemy za Waszą hojność i wielkie serce.  Rodzina i bliscy Bogdana

19 505 zł
Kamil Rajczyk
Kamil Rajczyk , 18 lat

Kamil jest uwięziony w czterech ścianach... Pomóż w zakupie wózka!

Jesteśmy rodziną zastępczą dla Kamila. Gdy dołączył do naszej rodziny był dzieckiem leżącym ze zdiagnozowanym mózgowym porażeniem dziecięcym. Przeszedł również skomplikowaną operację i zabieg przezskórnego wydłużenia ścięgien Achillesa. Niestety, ze względu na brak odpowiedniej rehabilitacji i opieki, po zabiegach nie były widoczne oczekiwane efekty.  Po przejęciu opieki nad Kamilem, wdrożeniu szeregu konsultacji u specjalistów i intensywnej rehabilitacji, udało nam się zawalczyć o to, by Kamil stanął na własnych nogach. W 2014 roku Kamil był w stanie poruszać się przy pomocy balkonika. Jego mowa, choć niewyraźna, była zrozumiała. Chłopiec był w stanie samodzielnie ubierać się i jeść. Uczęszczał do szkoły podstawowej, w tym klasy integracyjnej, gdzie mógł się dalej rozwijać, pisać i czytać.  Kiedy wydawało się, że wszystko zmienia się na lepsze, stan Kamila niespodziewanie zaczął się pogarszać. W ciągu ostatnich lat stracił wszystkie zdolności, które udało mu się wcześniej wypracować. Na ten moment jest całkowicie niepełnosprawny i we wszystkich sytuacjach zależny od innych osób. Porozumiewa się z nami za pomocą specjalnego oprogramowania typu „mówik”. Od tego roku szkolnego ma też orzeczony indywidualny tok nauczania w domu, ze względu na stan zdrowia. Lekarz neurolog i genetyk, pod opieką których jest Kamil, podejrzewają, że choruje on na jeszcze inne schorzenie, niż mózgowe porażenie dziecięce, ale na ten moment nikt nie jest w stanie postawić dokładnej diagnozy. Obecnie Kamil jest pod opieką hospicjum domowego. Ze względu na postępujące deformacje Kamil nie jest w stanie się poruszać. Wymaga naszej stałej opieki. Potrzebuje jednak nowego wózka – ten który ma obecnie, nie jest już dla niego odpowiedni. Wózek i oprzyrządowanie do niego to jedyna szansa na to, by móc pojechać z synkiem do lekarza, na spacer. To jedyna szansa na to, by Kamil nie pozostał na zawsze  więźniem swojego pokoju. Oprócz Kamila mamy pod opieką również jego biologiczną siostrę. Dzieci przebywają u nas bezterminowo, zwłaszcza Kamil, który będzie potrzebował opieki do końca życia. Koszty rehabilitacji, terapii, dalszych konsultacji medycznych są ogromne. Bardzo prosimy Was o wsparcie! Już raz pokazaliście nam, jak wielkie macie serca. I tym razem wierzymy, że razem uda nam się spełnić marzenia Kamila. Rodzice 

19 501,00 zł ( 36,66% )
Brakuje: 33 691,00 zł
Kubuś Rydzio
Kubuś Rydzio , 5 lat

Choroba skazuje Kubusia na cierpienie❗️Pomóż, nim szansa na ratunek przepadnie!

Ponoć każda przygoda zaczyna się od pierwszego kroku... My od kilku lat walczymy, by Kubuś, nasz synek, zrobił ten krok na zdrowych, sprawnych nóżkach. Niestety, uniemożliwia mu to niedorozwój kości! Za nami trudna walka, przed nami niestety kolejna... Chora nóżka Kubusia bardzo wolno rośnie, różnica między nią a zdrową pogłębia się! Pomoże tylko operacja... Bardzo prosimy o pomoc! Za nami dramatyczne chwile... Tyle stresu, strachu, czekania pod drzwiami operacyjnej sali, widoku jego łez, od których pękają serce, bólu, cierpienia... Kiedy Kubuś przyszedł na świat, tylko przez 4 dni cieszyliśmy się zdrowym maleństwem. Nie wiedzieliśmy, jak trudny los go czeka.... Pamiętamy chwile po porodzie, kiedy patrzyliśmy na naszego Kubusia, zachwycając się tym, jak wielkim jest cudem. W 4. dobie życia lekarz stwierdził u Kubusia złamanie trzonu kości udowej! Byliśmy przerażeni... Synek całe cztery tygodnie był w gipsie, taka kruszynka... Już wtedy tak bardzo się o niego martwiliśmy. Po tym czasie poszliśmy do innego lekarza. Stwierdził dysplazję stawu biodrowego, niestety próba nastawienia nie powiodła się. Tylko inny rodzic jest w stanie zrozumieć, co wtedy przeżywaliśmy, jak wiele już wtedy pojawiało się łez w naszych oczach... Wtedy trafiliśmy do naszego obecnego lekarza prowadzącego. Potwierdził wcześniejsze diagnozy i dodał chyba tą najgorszą - wrodzony niedorozwój kości udowej... Chora nóżka Kubusia rośnie dużo wolniej niż zdrowa. Bez leczenia różnica wyniesie aż 21 centymetrów! To nie tylko umożliwia Kubusiowi normalne chodzenie - spowoduje również deformację ciała, sylwetki, wady postawy, problemy z poruszaniem i ogromny ból... Ratunkiem dla Kubusia są operacje, które mogą sprawić, że będzie sprawnym chłopcem! Tak trafiliśmy do doktora Paleya, światowej sławy ortopedy, który jest specjalistą od leczenia ciężko chorych rączek i nóżek. Doktor Paley daje nam 99% szans na całkowitą sprawność Kubusia - tej szansy nie możemy zmarnować! Synek jest już po kilku operacjach... Ma za sobą już jedno wydłużanie nóżki, dzięki czemu dzisiaj skrót wynosi tylko 2,8 centymetra. Kubuś jednak rośnie, więc w przyszłym roku ta różnica wzrośnie do 5 centymetrów... Niestety trzeba działać, konieczna jest kolejna operacja! Ta walka jest bardzo trudna. Momentami ból był dosłownie nie do zniesienia, a przerażenie nie pozwalało mu spać, nie pomagały nawet leki. Gipsy, specjalistyczny sprzęt zabezpieczający kolano i udo, metal przebijający skórę, mięśnie i kości... Świadomość, że to jedyny ratunek dla naszego synka dała nam energię, by przetrwać to, co najtrudniejsze.  Leczenie refundowane w tym momencie nie jest możliwe - otrzymaliśmy informację, że zabieg mógłby zostać przeprowadzony za kilka lat, a wtedy różnica w długości nóżek Kubusia może wynosić nawet 15 centymetrów! To ogromne niebezpieczeństwo dla kręgosłupa, bioder i ryzyko kolejnych operacji, których bardzo chcemy uniknąć.  Cena kolejnej operacji jest niestety bardzo wysoka... Wydłużanie kości to trudny zabieg, ale konieczny. Nie uda nam się pomóc Kubusiowi bez Was i Waszego wsparcia. Kubuś jest dzielny i walczy z ogromną determinacją. Ma szansę chodzić, skakać i biegać za innymi, zdrowymi dziećmi... Wierzymy, że uda mu się spełnić swojego marzenia. Nie chcemy, by czuł się gorszy i słabszy... Już i tak ciężko nam z myślą, że musi przechodzić przez ten koszmar. Już raz dostaliśmy od was płomień nadziei, już raz podarowaliście Kubusiowi szansę. Znów musimy prosić o pomoc!  Twój niewielki gest może zmienić życie. Nie czekaj na lepszą okazję. Prosimy... Rodzice

19 462,00 zł ( 9,16% )
Brakuje: 192 836,00 zł
Kaspian Frąckowiak
Kaspian Frąckowiak , 20 miesięcy

Mały Kaspian walczy ze skutkami urazu główki! Pomóż odzyskać zdrowie!

Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. W Wielki Piątek 2024 roku nasze życie się zatrzymało. Synek nagle stracił panowanie nad ciałem i runął z krzesełka do tyłu. Nawet nie próbował chronić się rączkami przed upadkiem. W pierwszej sekundzie zaczął ogromnie płakać. Niestety, już chwilę później stracił przytomność! Widziałam maleńkie ciało synka – nieruchome, bez życia. Natychmiast wezwałam karetkę i reanimowałam synka, rozpaczliwie modląc się, by pomoc nie przyszła za późno… Stał się cud – Kaspian odzyskał przytomność! Niestety, jego stan nadal był krytyczny i od razu zaczął wymiotować. Po przetransportowaniu go do szpitala okazało się, że u synka doszło do krwotoku podtwardówkowego. Kaspian zapadł w śpiączkę, a my ocieraliśmy łzy rozpaczy nad jego łóżeczkiem na OIOMie. Podłączony pod aparaturę wydawał się mniejszy, delikatniejszy i bardziej kruchy niż kiedykolwiek. Patrzyliśmy, jak jego mały brzuszek unosi się w rytm kolejnych wdechów i tak potwornie się baliśmy,  że któryś z nich może być tym ostatnim... Po tygodniu wydarzył się kolejny cud, Kaspianek obudził się ze śpiączki. Gdy zobaczyliśmy, jak synek otwiera oczy – z naszych popłynęły łzy radości i ogromnej ulgi. Niestety, niedługo później okazało się, że ze skutkami urazu główki będziemy zmagać się jeszcze długi czas. Kaspian nie mógł ruszać lewą rączką ani nóżką, dodatkowo nie widział na lewe oczko. Lekarze orzekli niedowład połowiczny. U naszego synka stwierdzono także padaczkę – zapewne to ona doprowadziła do upadku Kaspianka i dlatego synek runął z krzesełka, nie próbując bronić się przed obrażeniami.  Obecnie synek jest w trakcie turnusu rehabilitacyjnego i już widać pierwsze efekty terapii – zaczyna pomału poruszać lewą rączką i nogą. Niestety, przed nami jeszcze bardzo długa droga do odzyskania zdrowia i sprawności. Aby synek miał szansę normalnie funkcjonować, potrzebuje kosztownego leczenia oraz intensywnej rehabilitacji. Wiąże się to jednak z bardzo wysokimi kosztami finansowymi, które ciężko jest nam udźwignąć samodzielnie.  Codziennie patrzymy w ufne oczy synka i wiemy, że musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, by miał szansę na zdrowe i szczęśliwe dzieciństwo. Prosimy, nie pozwólcie, by jeden nieszczęśliwy wypadek przekreślił szansę na lepsze jutro Kaspianka. Każda wpłata jest tu na wagę złota i stanowi krok w stronę sprawności naszego maleńkiego synka! Rodzice Kaspiana

19 418 zł
Hanna Sarnecka
Hanna Sarnecka , 12 miesięcy

Goni nas czas❗️Ratując słuch Hani, ratujemy jej przyszłość❗️

Nasza córka Hania w 2024 roku skończyła 5 miesięcy. Podczas badań przesiewowych uszu zaraz po porodzie rozpoznano zaburzenie w jej lewym uchu. Po kilku miesiącach udało nam się powtórzyć badanie, które potwierdziło, że lewe ucho wymaga kontroli.  Pełni obaw o przyszłość kontynuowaliśmy diagnostykę. W końcu Hani wykonano badanie ABR w Centrum Zdrowia Dziecka, które wykazało niedosłuch w lewym uchu na poziomie 90 decybeli! Czas nas goni ze względu na wiek naszej córeczki. Im szybciej otrzyma aparat oraz potrzebną jej rehabilitację, tym większe szanse, że nie dojdzie do zaburzeń rozwoju mowy. Rehabilitacja obejmuje zajęcia sensoryczne, ruchowe, logopedyczne, neurologopedyczne, wizyty u specjalistów… Potrzebne jest również wykonanie badań genetycznych, które wykluczą choroby współistniejące, a także potwierdzą czy drugie, zdrowe ucho, jest zagrożone. Czas oczekiwania na takie badanie w ramach refundacji to 2 lata! A my nie możemy czekać. Nie jesteśmy pokryć tych kosztów, dlatego prosimy Was o pomoc!  Rodzice

19 408,00 zł ( 36,48% )
Brakuje: 33 784,00 zł
Zosia Szak
Zosia Szak , 5 lat

Zosia ma realną szansę na życie bez ograniczeń... Pomóż jej to osiągnąć ❗️

Zosia była malutka, kiedy rozpoczęły się jej dolegliwości. Nie umiała jeszcze komunikować tego, co się z nią dzieje, więc na własny sposób szukała pomocy. Kładła się na podłodze, tak aby pod brzuszkiem był misiu. To prawdopodobnie działało jak termofor i uśmierzało ból. W nocy bardzo płakała, ale nie znaliśmy przyczyny tego stanu…  Niespełna dwuletnie dziecko nie umie powiedzieć, że boli je brzuch. Zwłaszcza takie jak Zosia, która w zakresie mowy ma pewne opóźnienia. Jeszcze jednym niepokojącym objawem była krew w toalecie, gdy załatwiała swoje potrzeby. Wtedy zapaliła nam się czerwona lampka i natychmiast udaliśmy się do lekarza. Pierwsza diagnoza – alergia pokarmowa. Kilku pediatrów tak stwierdziło, więc nie mieliśmy podstaw, by im nie wierzyć. Zlecono testy alergiczne i… nic nie wykazały! To wszystko trwało, a dolegliwości Zosi cały czas się nasilały. Skoro podejrzenia lekarzy na NFZ się nie potwierdziły, udaliśmy się na prywatną wizytę. W gabinecie zrobiono Zosi USG brzucha i stwierdzono nieprawidłowości w okolicach jelit. W badaniu był widoczny płyn w jamie brzusznej. Zlecono badanie kału, aby stwierdzić czy jest stan zapalny. Niestety podejrzenia się potwierdziły… W lipcu 2021 roku trafiliśmy do szpitala na oddział gastroenterologiczny. Okazało się, że płyn w brzuchu to krew! Po wnikliwych badaniach w końcu wiemy, kim jest nasz przeciwnik – wrzodziejące zapalenia jelita grubego! Nogi się pod nami ugięły. Niestety choroba ta jest nieuleczalna. Można tylko ją uśpić… Zaczęła się kwestia leczenia. Zaczęto podawać Zosi sterydy, które pomogły, ale tylko przez pierwszy miesiąc. Ostatecznie okazało się, że jest sterydoodporna. Mimo że brała je stosunkowo krótko, to wywołały u niej ogromne skutki uboczne! Przestała rosnąć i zaczęła stawiać stopy do środka, wykrzywiły się jej kolana. To kolejna rzecz, z którą musimy teraz walczyć z pomocą rehabilitantów! Tylko regularne ćwiczenia spowodują, że będzie mogła chodzić prosto. Dla nas rodziców to są trudne dni, tygodnie i miesiące. Każdego dnia budząc się, mamy nadzieję, że gorzej nie będzie. Mamy świadomość tego, że być może czeka ją stomia, która wywróci jej całe życie do góry nogami…  Na razie jej jelita chronią się przed lekiem. Jest jednak szansa, że leczenie zadziała. Po sterydach zaoferowano nam leczenie biologiczne. Oznacza ono jednak częste wizyty w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie, do którego mamy blisko 300 km w jedną stronę…  Dojazdy, leki, rehabilitanci, specjaliści to ogromne koszta, które musi ponosić. Robimy to, bo Zosia jest naszym oczkiem w głowie i zrobimy dla niej wszystko! Niemniej nasze zasoby finansowe są już na wyczerpaniu…  Prosimy, pomóż nam. Bez wsparcia Zosia będzie skazana na niepełnosprawność! Ze wsparciem medycznym jedyne co ją będzie ograniczało w życiu to taki drobiazg jak pamiętanie o tym, by zażyć leki… Rodzice Zosi ➡️ FB: poMocne licytacje dla Zosi Szak

19 358 zł
Patrycja Radzik
Pilne!
Patrycja Radzik , 43 lata

"Ból nie pozwala mi żyć..." – operacja Patrycji już w styczniu!

Muszę wierzyć, że się uda, nie tracić nadziei na to, że w moim życiu nie będzie już miejsca na ból. Muszę być silna, by doczekać dnia, w którym raz na zawsze rozprawię się z endometriozą – chorobą, która nie pozwala normalnie żyć... Dziś aż trudno zliczyć mi lata, od kiedy zmagam się z chorobą. Tak naprawdę trudno przypomnieć sobie chwile, kiedy wszystko było dobrze, a każdy dzień nie był przepełniony bólem, z którym nie radzą sobie lekarze, u których do tej pory się leczyłam. Ból wielokrotnie sprawiał, że nie byłam w stanie wstać z łóżka, zająć się dziećmi, które tak bardzo mnie potrzebują. Mój stan jednak przez ostatnie lata znacznie się pogorszył. W zasadzie może tydzień w miesiącu mogę funkcjonować w miarę normalnie. Poza tym odczuwałam ciągłe zmęczenie, bóle, dolegliwości ze strony układu pokarmowego. Mimo regularnych wizyt kontrolnych u ginekologów, gastrologa i endokrynologa, nikt niczego niepokojącego się nie dopatrzył. Byłam leczona na refluks żołądkowy, zespół jelita drażliwego, a że choruję również na niedoczynność tarczycy Hashimoto, wszystkie te dolegliwości były przypisywane tym schorzeniom.  W trakcie miesiączek nie mogłam już jeść. Łykałam tylko środki przeciwbólowe. Wypróżnienia w tym czasie były bolesne jak poród. Trafiłam na SOR, pojawiały się epizody ahalazji zwieracza przełyku, zaczęła drętwieć mi noga, ból zaczął promieniować do biodra, pachwiny i pośladka. Zaczęłam łapać infekcje, alergie...  Zrobiony rezonans magnetyczny oraz inne badania, jak gastroskopia i kolonoskopia nic do diagnozy nie wniosły. Zapadła decyzja o laparoskopii zwiadowczej.  Postanowiłam skonsultować się jeszcze z lekarzami z Medicus Clinic, którzy specjalizują się w leczeniu endometriozy.  I tam dostałam diagnozę. Lekarz już przy badaniu wykrył guza zaszyjkowo-odbytniczego, USG pokazało, że guz nacieka na jelito. Jest to już czwarty stopień endometriozy – endometrioza głębokonaciekająca DIE.  Specjalistyczny rezonans pod kątem endometriozy potwierdził tę diagnozę. Zostały uwidocznione też zrosty, m.in. z dźwigaczem odbytu i pęczkiem nerwowym, zniszczone chorobowo poprzemieszczane narządy rodne. Endometrioza jest rozsiana po całej jamie brzusznej. W moim przypadku jedynie operacyjne wycięcie zmian endometriozy może pomóc. Muszą być usunięte narządy zmienione chorobowo, bo jest ryzyko nowotworzenia; guz zaszyjkowy, uwolnione zrosty oraz zresekowane jelito, na które guz nacieka. Operacja jest bardzo skomplikowana i długa, dlatego musi być przeprowadzona w ośrodku referencyjnym z udziałem chirurga i specjalizujących się w operacjach endometriozy ginekologów. To moja jedyna szansa na życie bez bólu i na to, żeby choroba nie postępowała. Znalazłam specjalistów, którzy poprawnie mnie zdiagnozowali i podejmą się mojego leczenia. Znaleźli guza, przez którego grozi mi niezwykle niebezpieczna niedrożność jelit, która może zagrażać życiu.  Lekarze wyznaczyli termin operacji już na styczeń 2021 roku. Jestem mamą, mam plany, marzenia i jeszcze mnóstwo lat przed sobą. Chciałabym je przeżyć bez bólu, który utrudnia każdy dzień. Chcę móc pomagać innym – szerzenie informacji na temat endometriozy jest dla mnie bardzo ważne. Gdy choć jedna kobieta, która zmaga się z dolegliwościami takie jak ja, po przeczytaniu opisu mojej zbiórki, chodząc od lekarza do lekarza z różnymi objawami, stwierdzi, że może mieć endometriozę i znajdzie pomoc, to dla mnie będzie to już sukces. Zawsze starałam się na swojej drodze pomagać innym. Teraz sama muszę liczyć na pomoc innych, aby nie musieć już zaciskać zębów z bólu... By żyć – tak po prostu... Patrycja

19 325,00 zł ( 51,9% )
Brakuje: 17 910,00 zł
Mariola Kafel
Mariola Kafel , 54 lata

Od lat pomagam pacjentom, a teraz sama potrzebuję pomocy❗️Walczę z NOWOTWOREM ZŁOŚLIWYM❗️

Będę walczyć do końca! Obiecałam to sobie i rodzinie... Mam na imię Mariola i mam 54 lata. Potrzebuję waszej pomocy w starciu z bardzo trudnym przeciwnikiem – nowotworem złośliwym. Od wielu lat jestem pielęgniarką oddziałową w WSS w Jastrzębiu-Zdroju. Pomagałam tysiącom pacjentów i chcę moją misję spełniać dalej. Nie będzie to jednak możliwe, jeśli teraz tej pomocy nie otrzymam sama... Do tej pory w życiu wyznaczałam sobie przeróżne cele, jednak dziś najważniejszy jest tylko jeden – pokonać raka, wyzdrowieć i przeżyć… Dla mojej rodziny, dla moich kochanych dzieci, dla siebie. O chorobie dowiedziałam się wiosną zeszłego roku. Przez dłuższy czas doskwierał mi ucisk w okolicach wątroby. Przeszłam podstawowe badania, również ginekologiczne, ale wszystko było w normie. Nie dawało mi to jednak spokoju… Na własną rękę umówiłam się na wizytę do hepatologa. Niestety, moje przeczucia zostały potwierdzone…  Markery nowotworowe, których norma plasuje się w granicy 35 jednostek, u mnie wynosiły aż 300! Były znacząco podwyższone... To oznaczało jedno – coś bardzo niedobrego dzieje się w moim organizmie. Podczas badania laparoskopowego lekarze pobrali wycinek z mojego jajnika do badania histopatologicznego. Po miesiącu przeszłam operację usunięcia jajników i macicy. Krótko po przyszły wyniki – nowotwór złośliwy jajnika… To był dla mnie ogromny szok. Zawsze badałam się regularnie, podczas badań USG nie uwidoczniły się żadne zmiany… Gdyby nie moja czujność, mogłabym się dowiedzieć o nim dużo później. Od tamtego momentu przeszłam w sumie 6 cykli chemioterapii. Bywało różnie… Chemia, którą przyjmowałam była bardzo silna. Zmagam się z powikłaniami, ale dzięki leczeniu wspomagającemu, które podjęłam równocześnie, mam dziś siłę, by walczyć dalej. Obecnie wyniki kontrolnego tomografu są w porządku. Niestety poziom markerów nowotworowych wzrasta, co oznacza, że w moim organizmie wciąż namnażają się nowe komórki nowotworowe…  Wiedząc o tym, nie mogę czekać z założonymi rękoma, aż “coś” pojawi się na badaniach kontrolnych. Wierzę, że im szybciej będziemy działać, tym mam większą szansę, by całkowicie wyzdrowieć. W tej sytuacji planuję rozpocząć specjalną terapię SOT.  “Jest to leczenie wspomagające tworzone na podstawie kodu genetycznego uzyskiwanego z komórek nowotworowych. Fragmenty najbardziej aktywnych genów komórki nowotworowej wpuszczane z powrotem do organizmu, kierują się bezpośrednio do upośledzonej komórki, przyklejając się do jej bratnich fragmentów. Poprzez to zdublowanie – odczyt zapisu genu zostaje zaburzony. Rozwój wrogich komórek zostaje więc przyblokowany”. Niestety, przez rok walki z nowotworem wydałam wszystkie oszczędności. Leczenie jest nierefundowane, dlatego muszę zapłacić za nie z własnej kieszeni. Jedno podanie leku kosztuje około 15 tys. złotych... Moje życie cenię ponad wszystko. Moim jedynym marzeniem jest być zdrową i żyć dla mojej rodziny, dla naszych dzieci i wnuków. Proszę, pomóżcie mi spełnić to pragnienie! Każda wpłata i udostępnienie przybliży mnie do tego pięknego marzenia.  Mariola

19 294 zł