Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Kacper Dworniak
Kacper Dworniak , 3 latka

Niezwykle rzadka choroba próbuje mu odebrać sprawność… Pomóż ją zatrzymać❗️

Gdy nasz synek przyszedł na świat, był zdrowym dzieckiem z pełną pulą w skali Apgar. Niestety szczęście nie trwało długo… Kacperek zaniepokoił nas brakiem typowych czynności i funkcji u niemowlaka. Minął rok, a nasz synek nadal nie zachowuje kontaktu wzrokowego, nie wstaje i nie siedzi samodzielnie. Ma też spore problemy z wiotkością mięśni. Od momentu jego urodzenia nasze życie przypomina walkę z wiatrakami. Byłoby nam zdecydowanie łatwiej stawiać czoła codzienności, gdyby ktokolwiek powiedział, jakie jest źródło tych objawów… Przeszliśmy z Kacperkiem szereg badań, kontroli i testów, niestety cały czas brakuje diagnozy. Nikt nie wie, na co choruje nasz synek… Póki co możemy działać jedynie prewencyjnie… Staramy się zapewnić Kacperkowi rehabilitację, aby ochronić go przed dalszym pogorszeniem się jego stanu zdrowia. Każdy dzień to dla nas walka i strach przed tym, co jeszcze nas czeka.  Jednym z niezbędnych Kacperkowi sprzętów jest pionizator, który poprawi siłę mięśni i ruchomość stawów. Nasz mały wojownik będzie musiał codziennie z niego korzystać, aż do 8. roku życia. Chcemy dzięki temu uniknąć bardzo bolesnego zwichnięcia bioder i postarać się o ich dobre ukształtowanie. Aby powstrzymać rozwijającą się skoliozę, potrzebny jest też drogi sprzęt rehabilitacyjny, taki jak siedzisko i wózek. Nasza codzienność to wizyty u lekarzy i ciągła rehabilitacja. Robimy co w naszej mocy, żeby zapewnić synkowi wszystko, co potrzebne. Nie chcemy dopuścić do sytuacji, w której zabraknie nam na niezbędne leki czy ćwiczenia lub sprzęt. To wszystko jest jednak niesamowicie kosztowne i zabiera nam właściwie wszystkie środki… Pokładamy wielkie nadzieje w dobrych sercach ludzi. Wierzymy, że czekają nas jeszcze piękne chwile i że nasze starania dadzą rezultaty.  Jedyne, o czym marzymy to dobre życie dla naszego małego wojownika!  Prosimy, pomóż nam zapewnić mu lepszą przyszłość…   Rodzice

27 326,00 zł ( 75,46% )
Brakuje: 8 882,00 zł
Leszek Dębski
Leszek Dębski , 69 lat

By nieszczęśliwy upadek nie okazał się dożywotnim wyrokiem!

Jesteśmy małżeństwem od ponad 45 lat. Bez względu na to, co spotkaliśmy do tej pory na swojej drodze, zawsze wiedzieliśmy, że możemy na sobie polegać, że gdy przyjdzie trudny moment razem uda nam się go przezwyciężyć. Tak jest również teraz. Wskutek nieszczęśliwego wypadku Leszek stracił sprawność, ale robimy wszystko, co w naszej mocy, aby mógł odzyskać zdrowie i jak najszybciej wrócić do domu, do normalności… 2 kwietnia 2022 roku - tej daty wraz z mężem nie zapomnimy do końca życia. To wtedy Leszek upadł i uszkodził rdzeń kręgowy. Uraz okazał się bardzo rozległy. Mąż przeszedł operację, jednak okazało się, że to nie wystarczy, aby wrócił do sprawności. Tuż po zabiegu Leszek trafił na oddział neurochirurgii w Szczecinie. Dopiero po czasie możliwe stało się stopniowe przywracanie jego ciału mobilności. Mąż przebywa teraz na szpitalnym oddziale rehabilitacji neurologicznej, gdzie lekarze i rehabilitanci próbują postawić go na nogi.  Mąż jeszcze przed wypadkiem chorował na przepuklinę kręgosłupa w odcinku lędźwiowym, w wyniku której kilkukrotnie tracił czucie w lewej nodze. Leszek przepracował również kilkadziesiąt lat w szkodliwych warunkach, przez co jego kręgosłup był bardzo podanty na urazy. Z moim zdrowiem też nie jest najlepiej. W 2012 roku wskutek wykrytych u mnie zmian, musiałam przejść skomplikowaną operację, a w 2018 roku zdiagnozowano u mnie złośliwy nowotwór nerki z przerzutami na pęcherz moczowy. Nerkę trzeba było usunąć. Obecnie jestem w trakcie kontynuacji leczenia, co uniemożliwia mi podjęcie opieki nad mężem. Wraz z połową września, gdy Leszek opuści już szpital, chciałabym, aby miał możliwość dalszej rehabilitacji, dostęp do niezbędnego sprzętu rehabilitacyjnego i ćwiczeń, które pomogą mu w dalszym ciągu usprawniać ciało. Szansę na to daje pobyt w specjalistycznym ośrodku rehabilitacyjnym, ale niestety, koszty z tym związane, są dla nas niewyobrażalnie duże.  Nie mogę patrzeć, jak Leszek cierpi. Codziennie w jego oczach widzę ból, zarówno ten fizyczny, jak i psychiczny. Mąż tak bardzo chce znów stanąć na nogi... Tak wiele już razem przeszliśmy, pragnę stać u jego boku jeszcze wiele kolejnych lat. Nie jestem w stanie pogodzić się z tym, że nie mogę mu sama pomóc, ale liczę na Wasze wielkie serca i wsparcie. Proszę, pomóżcie mi zawalczyć o przyszłość Leszka, podarować mu największy prezent - nadzieję na powrót do sprawności. Jolanta, żona

27 318,00 zł ( 17,75% )
Brakuje: 126 512,00 zł
Leon i Filip Całka
Leon i Filip Całka , 11 lat

By nastało lepsze jutro, pomoc musi przyjść już teraz!

Leoś i Filip to bracia, bliźniacy. Obecnie mają 9 lat. Od kilku lat jesteśmy dla chłopców rodziną zastępczą. Niestety ich dzieciństwo od początku nie było beztroskie. Zanim chłopcy trafili do nas, spędzili rok w pogotowiu opiekuńczym. Dopiero tam otrzymali wsparcie od opiekunów i po raz pierwszy zostali poddani odpowiedniej terapii.  Chłopcy nie umieli mówić, nie byliśmy w stanie nawiązać z nimi kontaktu, nie wykonywali prostych poleceń, nie potrafili siedzieć przy stole i nie zgłaszali nam swoich potrzeb. Stwierdzono u nich niepełnosprawność umysłową w stopniu znacznym oraz zaburzenia ze spektrum autyzmu.  Leon i Filip mieli problemy z uspołecznieniem. Każde wspólne wyjście wiązało się z jakimiś komplikacjami. Chłopcy nie chcieli dać chwycić się za dłonie, nie chcieli jeść konkretnych produktów. Leoś był dzieckiem bardzo zamkniętym w sobie. Często chował się w swoim kąciku, bawiąc się w samotności. Filip miał momenty, w których zupełnie traciliśmy z nim kontakt, patrzył w przestrzeń. Innym razem pojawiały się u niego stany lękowe. Bał się wszystkiego, a ze względu na zębościsk miał również problemy z mówieniem. Małymi krokami, dzięki terapii i zajęciom, staramy się walczyć o jak największe postępy u chłopców. Obecnie da się już zauważyć pozytywne efekty pracy pod okiem specjalistów. Leon i Filip są bardziej samodzielni, kontaktowi, współpracują z terapeutami, wiele rozumieją i wykonują słowne prośby i polecenia. Staramy się też wdrażać w codzienne funkcjonowanie jak najwięcej aktywności fizycznej. Chłopcy jeżdżą na rowerach, łyżwach, są też bardziej otwarci na taki sposób spędzania czasu. Zaczynają lepiej rozumieć zasady społeczne i swoje uczucia. Powoli udaje się przełamywać ich lęki przed wieloma rzeczami, zauważamy coraz większe postępy w budowaniu z chłopcami więzi emocjonalnych. Można z nimi pójść bez większych problemów na basen, do sklepu, do kościoła, czy do dentysty.  Chłopcy są pod stałą opieką okulisty, neurologa, psychiatry i stomatologa. Opieka terapeutyczna obejmuje spotkania z psychologiem, fizjoterapeutą i logopedą. Leon i Filip biorą udział w zajęciach na basenie i terapii sensorycznej. Od dwóch lat mamy też w domu raz w tygodniu dodatkowe, specjalistyczne zajęcia. Zdajemy sobie sprawę, że to dopiero początek naszej drogi, ale wierzymy, że każdego dnia chłopcy będą nas zaskakiwać postępami i kolejnymi osiągnięciami.  Niestety ze względu na spore odległości i konieczność dojazdów rehabilitacja zeszła na drugi plan. Musimy jednak zrobić co w naszej mocy, aby mogła odbywać się dalej. Jest ona bardzo potrzebna, aby stymulować to, co jest na ten moment zaniedbane. Pojawiła się szansa odbycia przez chłopców turnusów rehabilitacyjnych blisko miejsca zamieszkania, ale ich koszt przerasta nasze możliwości, dlatego bardzo potrzebujemy Waszego wsparcia!  Wioletta i Adam rodzice zastępczy

27 316,00 zł ( 59,99% )
Brakuje: 18 216,00 zł
Konrad Sepiół
1 dzień do końca
Konrad Sepiół , 18 lat

On umiera każdego dnia❗️Pomocy - Konradowi kończy się czas!

Żadne słowa nie opiszą tego, co czuje rodzic, gdy lekarz mówi „Dziecko jest śmiertelnie chore, przeżyje maksymalnie 10 lat”... Do dzisiaj, gdy się budzę, mam nadzieję, że to zły sen. Że pójdę do pokoju obok, a Konrad wyskoczy z łóżeczka, wstanie, uśmiechnie się, zagada. Niestety, tak się nie stanie… Chciałabym wytłumaczyć Konradowi, dlaczego tak się dzieje. Ale nie wiem, mimo że codziennie mam ochotę krzyczeć, wykrzykiwać z całych sił: dlaczego? Dlaczego on? Dlaczego my?! Co takiego zrobiło moje dziecko, że jest śmiertelnie chore?! Jak przez mgłę wspominam czasy, kiedy jeszcze nie wiedzieliśmy, co nas czeka, kiedy byliśmy z mężem szczęśliwi. Miłość, ślub, dziecko. Mały człowiek, dopełnienie naszej miłości. Nasz synek. Patrzyłam na to, jak rośnie, wyobrażając sobie, jaki będzie, gdy będzie duży. Gdy pójdzie do szkoły, na studia, gdy kiedyś ożeni się i sam będzie miał dzieci... To była bajka… Teraz już wiem, że bajki nie istnieją. Brutalna rzeczywistość jest taka, że Konrada codziennie zabiera śmierć! Mój synek nigdy nie pójdzie do liceum. Nigdy nie zda matury. Nie poprowadzi samochodu. Nie pójdzie do pracy, nigdy nie będzie mieć żony, dzieci. Według lekarzy, Konradowi zostało parę lat życia, w trakcie których powoli i nieubłaganie będzie tracić kontrolę nad własnym ciałem… Gdy Konrad miał 9 lat, zaczął zachowywać się dziwnie. Jego rączka cały czas podnosiła się do góry. Opuszczałam ją na swoje miejsce, ale cały czas wracała do uniesionej pozycji. Mimo rehabilitacji, położenie rączki nadal się nie zmieniało. Konrad zaczął dziwnie chodzić, jakby na palcach. Jego ciało żyło własnym życiem… Trafiliśmy znowu do szpitala, gdzie zrobiono synkowi rezonans głowy. Wtedy usłyszałam wyrok… Wyrok śmierci. NBIA-PKAN 2. Neurodegeneration with brain iron accumulation. To niezwykle rzadka, genetyczna choroba, w której dochodzi do neurodegeneracji - zwyrodnienia układu nerwowego. Żelazo odkłada się w częściach mózgu, odpowiedzialnych za ruch i napięcie mięśniowe. W ten sposób prowadzi do śmierci komórek. Dziecko zaczyna się wykręcać, przybierać nienaturalną postawę, pojawiają się zaburzenia chodu, mowy, wzroku…To choroba nieuleczalna. W końcu prowadzi do śmierci. Przytrafia się jednemu dziecku na milion. Konrad jest właśnie tym jedynym, milionowym dzieckiem. Synek zaczął mieć wkrótce problemy z chodzeniem. Przestał wstawać z łóżka, przewracał się, zaczął kuśtykać. Płakałam, kiedy musieliśmy kupić wózek inwalidzki. Wykręciły mu się rączki... Inne dzieci uczyły się nowych rzeczy, biegały, mówiły pełnymi zdaniami. Moje cofało się w rozwoju… Zaczęło mieć problemy z chodzeniem, mówieniem. Moje dziecko umierało każdego dnia, a ja razem z nim .Nie umiałam się pogodzić, nie wierzyłam, nie chciałam wierzyć. Wylałam nie morze, ale ocean łez… Dopiero potem zrozumiałam, że muszę walczyć. Jeśli tego nie zrobię – Konrad umrze. Z rodzicami z całego świata szukamy ratunku dla naszych dzieci. Szukamy sposobu, by pokonać tę straszną chorobę... Jednak co jakiś czas opuszcza nas kolejne dziecko... Za szybko, za wcześnie... Wciąż trwają badania kliniczne nad wynalezieniem leku. Jest wiele ośrodków klinicznych w Ameryce, Hiszpanii, Niemczech, które prowadzą szereg badań, aby znaleźć ratunek dla chorych. MUSIMY BYĆ GOTOWI! Gotowi fizycznie, ale niestety także finansowo… By tak się stało, musimy walczyć, a to jest możliwe tylko dzięki codziennej rehabilitacji i lekom… Łagodzą objawy, ale nie leczą źródła choroby. Są jednak niezbędne. Nie wiem, ile zostało nam czasu, dlatego błagam o pomoc, bo potrzebna jest teraz! Patrzę na Konrada i nie wyobrażam sobie, że miałoby go nie być! On tak bardzo chce żyć... Z całego serca proszę o ratunek!

27 315,00 zł ( 41,01% )
Brakuje: 39 281,00 zł
Łukasz Sawicz
Łukasz Sawicz , 16 lat

Łukasz miał marzenia i ambicje. W jednej chwili choroba wszystko mu odebrała… Pomóż!

Wyobraź sobie nastolatka, który pełen nadziei, predyspozycji i zapału marzy o karierze sportowca. Ten chłopak każdego dnia ciężko pracuje, by zostać doskonałym w swojej dziedzinie. Jest wszechstronny, poświęca więc każdą chwilę na treningi capoeiry, koszykówki i wielu innych sportów. Zmotywowany sukcesywnie dąży do realizacji tego, co w życiu młodego człowieka wydaje się najpiękniejsze – do spełnienia marzeń. Ze wzruszeniem i nadzieją przyglądasz się ukradkiem, jak szybko czyni postępy. Jego marzenia się spełniają. Do czasu…  Wyobrażasz sobie właśnie moje jedyne szczęście, 16-letniego syna Łukasza, przed którym świat sportowy miał stanąć otworem. Mój syn ma talent, marzenia, ambicje… Los jednak okazał się brutalny – wszystko legło w gruzach. Serce kochającej matki pękło na milion kawałków, a  świat Łukasza posypał się jak domek z kart.  Syn od trzech lat cierpi na bardzo poważne problemy z kolanami. Regularnie, co kilka miesięcy ulega kontuzjom, przez które odczuwa koszmarny ból. Łukasz ma za sobą mnóstwo długich i kosztownych rehabilitacji, jednak nie rozwiązały one problemu. Okazało się, że ma anatomiczne predyspozycje do niestabilności rzepki w obu kolanach. Musiał zrezygnować ze sportu oraz wielu naturalnych w jego wieku aktywności życiowych. Bardzo przeżywa to emocjonalnie… Nie mogę patrzeć, jak moje dziecko cierpi. Przecież to taki młody chłopak…  Obecnie syn jest po kolejnym zwichnięciu rzepki lewej oraz uszkodzeniu więzadeł rzepkowo – udowych. Pilnie potrzebuje dwóch operacji oraz rehabilitacji, które pozwolą mu przywrócić możliwość poruszania się i dostosowania do nowego stylu życia. Na przeprowadzenie operacji  w ramach NFZ Łukasz musiałby czekać kilka miesięcy. W szpitalu prywatnym syn ma możliwość zoperować wszystko podczas jednej wizyty. Oszczędzi to Łukaszowi bólu i cierpienia, w tym także emocjonalnego, który towarzyszy mu od trzech lat. Kwota potrzebna do przeprowadzenia operacji, a także opłacenia dalszego leczenia oraz rehabilitacji przerasta moje możliwości. Dlatego jako matka proszę o jakiekolwiek wsparcie syna. To zdolny chłopak, któremu choroba odebrała marzenia i radość z okresu wchodzenia w dorosłość. Głęboko wierzę w to, że Łukasz wróci do swoich zainteresowań oraz przede wszystkim wszelkich aktywności życiowych, odebranych mu przez okrutny los. Z całego serca dziękuję za każdą formę pomocy. Mama Łukasza

27 309,00 zł ( 29,38% )
Brakuje: 65 623,00 zł
Adrian Kornienko
Adrian Kornienko , 33 lata

Tragiczny wypadek pozbawił Adriana nóg, ale nie zabrał wiary i nadziei. Na pomoc!

Adrian od zawsze ma niesamowitą zdolność zjednywania sobie ludzi. Po prostu nie da się go nie lubić. Kiedy spotkasz go na swojej drodze, z pewnością obdarzysz go sympatią i na pewno zapamiętasz. A gdy porozmawiasz z nim, chociaż krótką chwilę, będziesz mieć wrażenie, że znacie się od lat. Taki właśnie jest Adrian… Dlatego wciąż nie możemy uwierzyć, że takie ogromne nieszczęście spotkało tak wspaniałą osobę. I dlatego właśnie chcemy zrobić wszystko, by mu pomóc… Wiemy, że gdyby spotkało to kogoś z jego przyjaciół czy znajomych, stanąłby na głowie, by dać wsparcie. 26 września 2020 roku los sprawił, że świat Adriana zatrzymał się. Jadąc na zakupy uległ wypadkowi, w wyniku którego stracił obie nogi. Miał połamane kości uda, połamaną miednicę, uraz płata czołowego - jego życie wisiało na włosku. Lekarze przez kilka dobrych godzin o nie walczyli.  Sekunda wywróciła cały świat do góry nogami. Tragedia, która dotknęła Adriana i jego bliskich jest nie do opisania. Na szczęście Adriana udało się uratować. Niestety, jego nóg nie…  Adrian leżał 2 tygodnie pod respiratorem, sztuczną nerką oraz przeszedł transfuzję krwi. Nie poddał się, mimo tego, że każdy dzień mógł przynieść najgorsze. Na to przygotowywali wszystkich lekarze… Jednak po skomplikowanej operacji, amputacji nóg na poziomie ud Adrian wybudził się ze śpiączki!  Po 10 dniach na OIOMie został przeniesiony na oddział chirurgii i zaczął się powoli poruszać. Postanowił, że najszybciej jak to jest możliwe, dojdzie do sprawności, by móc samodzielnie chodzić i nadal być wsparciem dla najbliższych. Jego dusza wojownika i wrodzony optymizm, nawet w najczarniejszych chwilach życia, nie pozwoliły mu się poddać. Powrót do sprawności po wypadku nie będzie jednak możliwy bez wsparcia finansowego. Potrzebne są ogromne środki na zakup protez obu nóg i długą kosztowną rehabilitację. Środki finansowe, które są potrzebne, przewyższają możliwości, szczególnie że Adrian nie jest w stanie tej chwili pracować. Dlatego on i jego bliscy potrzebują naszej pomocy, która da wiarę w to, że jeszcze będzie dobrze.  Adrian potrafi poprawić humor nawet w najgorszy dzień. Ma też niebywałą siłę charakteru oraz wrodzony upór i dążenie do celu. Jest dobrym i lojalnym przyjacielem, mężem, ojcem, na którego zawsze można liczyć. Nie zostawiajmy go teraz samego… Przyjaciele   * Decyzją Pawła, środki z jego zbiórki zasiliły subkonto Adriana! Dziękujemy! Dzięki temu możemy zmniejszyć kwotę do zebrania o 33 000 złotych. 

27 305,00 zł ( 9,32% )
Brakuje: 265 503,00 zł
Mikołaj Kuśmirek
Mikołaj Kuśmirek , 7 lat

Wyrok na całe życie... Wesprzyj walkę Mikołaja!

Chociaż tak bardzo byśmy chcieli, wiemy, że choroby Mikołaja nie da się wyleczyć. Choćbyśmy zrobili wszystko, co w naszej mocy, to nadal będzie za mało. Nasz synek ma zaledwie 5 lat i choruje na rzadką chorobę genetyczną – zespół Angelmana. Mikołaj nie mówi, nie chodzi samodzielnie, ma całościowe zaburzenie rozwojowe. Każdy dzień to dla niego nieustanna walka i cierpienie…   Mikuś przyszedł na świat, jako zdrowy chłopiec – dostał 10 punktów w skali Apgar. Byliśmy przeszczęśliwi, gdy w końcu mogliśmy powitać go na świecie. Niestety, z godziny na godzinę nasza radość malała. Mikołaj prawie w ogóle nie płakał, był niezwykle spokojny, jak na niemowlaka. Najczęściej leżał w bezruchu i patrzył w przestrzeń. Bardzo nas to zaniepokoiło. Będąc jeszcze w szpitalu, synek był badany, jednak wyniki nic nie wskazywały. Lekarze cały czas uspokajali nas, mówiąc, że trafił nam się wyjątkowo spokojny chłopiec i jest to powód do radości, a nie zmartwień.  Tak też zrobiliśmy… Staraliśmy się cieszyć każdym dniem. Pełni dobrych nadziei wróciliśmy z synkiem do domu.  Niestety kolejne miesiące tylko utwierdziły nas w tym, że Mikołaj nie rozwija się prawidłowo. Synek nie przekręcał się z boku na bok, nie trzymał główki, w ogóle się nie poruszał. Bardzo baliśmy się o jego zdrowie. Lekarze dalej uważali, że wszystko jest w porządku, jednak my czuliśmy, że to nie może być prawda.  Gdy Mikuś ukończył roczek, skierowano nas na badania genetyczne. Tam wykluczono rdzeniowy zanik mięśni. Cieszyliśmy się z tej diagnozy, jednak dalej martwiło nas to, że nie wiemy, co dolega naszemu synkowi. Postanowiliśmy zmienić poradnię genetyczną i szukać odpowiedzi gdzie indziej.  To była dobra decyzja.  Kolejne badania nie pozostawiały już żadnych wątpliwości. Mikołaj choruje na bardzo ciężką i nieuleczalną chorobę genetyczną – zespół Angelmana. Objawia się ona głównie poprzez niepełnosprawność intelektualną, ataksję oraz padaczkę. Obecnie synek ma 5 lat i wciąż nie jest samodzielny. Nie mówi, ale staramy się porozumiewać z nim np. poprzez gesty, spojrzenia czy dotyk. Rozwój ruchowy jest znacznie opóźniony. Synek porusza się głównie na kolanach, choć dzięki rehabilitacji jest duża szansa, że w przyszłości będzie chodził!  Pomimo wszystkich przeciwności losu Mikuś jest niezwykle pogodnym i wesołym dzieckiem. Tak naprawdę uśmiech nie schodzi mu z twarzy. Uwielbia też chodzić do przedszkola i bawić się z innymi dziećmi. Razem z mężem staramy się z całych sił, by miał szczęśliwe dzieciństwo. Wiemy, że przez całe życie będzie musiał mierzyć się z konsekwencjami tej nieuleczalnej choroby. Jedyne co możemy dla niego zrobić, to zapewnić mu odpowiednie leczenie. Mikołaj jest rehabilitowany 3 razy w tygodniu w przedszkolu oraz codziennie w domu przez nas samych. Dodatkowo zabieramy go na turnusy rehabilitacyjne, które już przynoszą pierwsze efekty. Od ostatniego wyjazdu synek nauczył się łączyć rączki i klaskać.  Tylko dzięki regularnym ćwiczeniom, możemy zapewnić mu w miarę normalną przyszłość. To nasze największe marzenie. Niestety, koszty leczenia są zatrważająco duże. Jeden wyjazd na turnus rehabilitacyjny wynosi około 8 500 złotych! To znacznie przekracza nasze możliwości finansowe.  Dlatego prosimy Was o pomoc! Nie tracimy nadziei, że dzięki ludziom o wielkim sercu, nasz Mikuś będzie miał szansę na dalszy rozwój.  Dziękujemy za każde wsparcie! Izabela i Krzysztof, rodzice Mikołaja

27 240,00 zł ( 50,2% )
Brakuje: 27 016,00 zł
Mariola Kucab
Mariola Kucab , 60 lat

Kiedyś pielęgniarka, dziś pacjentka... Pomóż Marioli w walce z SM!

Nigdy nie sądziłam, że moje życie może zmienić się tak szybko. Prawie 30 lat przepracowałam jako pielęgniarka, będąc świadkiem wielu życiowych tragedii. Nie myślałam jednak, że jedna z nich niebawem spotka i mnie. Przecież to ja byłam od pomagania! Niestety los się odwrócił i teraz sama potrzebuję pomocy... Przez lata żyłam zupełnie nieświadoma, że w moim organizmie panoszy się okrutny przeciwnik, który po cichu zabierał mi zdrowie. Dopiero 5 lat temu zdiagnozowano u mnie stwardnienie rozsiane, które od tamtej pory postępuje błyskawicznie. Teraz nie jestem w stanie chodzić o własnych siłach. Usiadłam na wózku inwalidzkim, a moja samodzielność przestała istnieć… Kolejne leki, innowacyjne metody terapii - wszystko zawiodło. SM zdaje się być niewzruszone. Ostatnie leczenie zostało przerwane z powodu pandemii... Minął już rok, odkąd znikąd nie mam pomocy. Co gorsze, obecnie w Polsce nie ma żadnego programu lekowego dla postaci wtórnie postępującej stwardnienia rozsianego.  Do tej pory korzystałam z rehabilitacji szpitalnej, wcześniej ambulatoryjnej, a obecnie ze środowiskowej w domu. Chciałabym spróbować pobytu w ośrodku wysokospecjalistycznym, który posiada m.in. lokomat do nauki chodzenia, czy urządzenie do pionizacji. Niestety koszt pobytu w takim ośrodku jest poza moim zasięgiem. Dlatego zdecydowałam się poprosić o pomoc. Patrzę w lustro i wiem, że nie przypominam już siebie sprzed choroby. Stwardnienie rozsiane zabiera mi codziennie więcej i więcej... Boję się myśleć, co jeszcze stracę. Chcę walczyć! Sama jednak nie dam rady... Potrzebuję rehabilitacji, systematycznej, intensywnej i niesamowicie drogiej rehabilitacji. Pomożesz mi? Mariola

27 235,00 zł ( 44,92% )
Brakuje: 33 383,00 zł
Michał Stępniak
Michał Stępniak , 12 lat

Wolą walki mógłby inspirować miliony❗️Nie pozwól jego światłu gasnąć❗️

Nic nie dzieje się bez przyczyny. Marzenie o drugim dziecku spełniło się nieoczekiwanie, dlatego wierzę, że Michałek pojawił się w naszym życiu nie bez powodu. Poznaliśmy go w przedszkolu, gdzie chodził z naszym synem do jednej grupy. W 2018 roku, kiedy na raka zmarła jego mama, podjęliśmy decyzję i staliśmy się dla niego rodziną zastępczą.  Anię, mamę Michałka znaliśmy już wcześniej. Wiedzieliśmy, że jest w ciężkiej sytuacji, dlatego pomagaliśmy jej kiedy tylko była sposobność. Gdy mama była w szpitalu, Michaś przebywał u nas. Mieliśmy wiele okazji, by dobrze go poznać i już wtedy bardzo się z nim zżyliśmy... W grudniu tuż przed świętami dowiedzieliśmy się o śmierci Ani. Na pogrzebie okazało się, że najbliższa rodzina Michałka sama boryka się z problemami zdrowotnymi i nikt nie będzie w stanie się nim zająć…  Michałek urodził się z chorobą Fibular Hemimelią. Nie ma kości strzałkowych w obu nóżkach, prawa stopa jest krótsza i niewykształcona. Do tego cierpi na ektrodaktylię obu rączek – ma tylko po 3 palce. Na co dzień porusza się na specjalnych ortezach i mimo młodego wieku przeszedł już 10 operacji. Pojawiły się u niego również zaburzenia sensoryczne, problem z czytaniem, zapamiętywaniem długotrwałym i poważna wada wzroku – tak zwane gałki skokowe. Przez brak opieki groził mu pobyt w ośrodku opiekuńczym… Nie chcieliśmy do tego dopuścić. Zgłosiliśmy chęć pomocy, wystosowaliśmy potrzebne wnioski i już w styczniu 2019 roku mogliśmy nazwać go naszym drugim synkiem. Nie trwało długo, zanim Michaś podarował nam największy prezent i zaczął mówić na nas „mamo i tato”. Wciąż jednak borykamy się z problemami zdrowotnymi. Przez jakiś czas Michałowi ciężko było pogodzić się z niepełnosprawnością, ale staraliśmy się wychowywać go w poczuciu, że może robić wszystko tak, jak zdrowe dzieci. Po prostu będzie to robił po swojemu i nie ma w tym nic złego. Michałek wziął to sobie do serca. Obecnie pływa, gra w piłkę nożną w drużynie Amp Futboll i WKS Śląsk Wrocław, jeździ na rowerze, chodzi z nami po górach, trenuje Teakwondo, gdzie wolą walki wprawia w zdumienie nawet swojego trenera!  Jest prawdziwym wulkanem energii i „zadziorą”. Ma milion pomysłów na minutę, wszystkiego chce spróbować, nawet kiedy aktywność kosztuje go dużo siły, a nawet krwi i bólu. Wciąż brnie do przodu, powtarzając to jedno zdanie, że może robić to samo co zdrowe dzieci, po prostu na swój sposób.  Mam ochotę płakać ze szczęścia kiedy widzę, jak z uśmiechem kroczy dumnie przed siebie. Niestety, na naszej drodze pojawiają się coraz większe trudności w postaci środków na dalszą rehabilitację i ortezy, które musimy wymieniać 2 razy do roku. Rocznie to koszt prawie 60 tysięcy złotych! Wciąż nieustannie szukamy sposobu, by mu pomóc, ale wszelkie terapie odbywane są prywatnie, a co za tym idzie – są niesamowicie kosztowne.  Dlatego zwracamy się do Państwa o pomoc! Koszty rosną, ale tak samo nasza wola walki! Każde, nawet najmniejsze wsparcie pomoże nam w zapewnieniu naszemu synkowi szczęśliwej i sprawnej przyszłości. Michałek przeszedł w życiu wiele, ale nie utracił miłości i chęci do życia. Chcemy dalej walczyć o jego uśmiech! Anna, mama Michałka ➡️ Strona na Facebooku'u ➡️ Profil na Instagramie

27 201,00 zł ( 45,65% )
Brakuje: 32 374,00 zł