Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Zosia Ciszewska
Zosia Ciszewska , 6 lat

5-letnia Zosia walczy z białaczką❗️Potrzebna pomoc, by ratować małe życie!

Zosia nazywa siebie Super Królikiem i chce uratować świat... Aby jednak tak się stało, to życie tej malutkiej dziewczynki musi zostać uratowane. Zosia walczy z ostrą białaczką limfoblastyczną... Choroba zaatakowała kilka tygodni temu, brutalnie i niespodziewanie. Zosia mówi, że kiedyś chciałaby zostać mamą i lekarzem... Aby któreś z tych marzeń mogło się spełnić, musi przejść bardzo długą drogę i pokonać chorobę. Prosimy Was o pomoc! Mama Zosi, Agata: Pięć tygodni temu dostałam telefon z przedszkola, że moja córeczka źle się czuje. Nie poszłam do pracy, pojechałam po Zosię. Miała stan podgorączkowy, była blada. Pomyślałam, że znowu jakiś wirus... Przez kolejnych kilka dni Zosia czuła się już lepiej, ale stan podgorączkowy się utrzymywał. Pediatra, badanie moczu, antybiotyk. Nic nie pomogło, po kilku dniach stan Zosi zaczął się pogarszać. Gorączka sięgnęła 40 stopni... Kolejna wizyta. Niepokój w oczach lekarza. Zadzwonił do szpitala, zapisał adres na kartce, kazał jechać tam natychmiast. W szpitalu kolejka dzieci mniej i bardziej chorych. Zosia słabła. Gorączka rosła. Kiedy zobaczył ją lekarz, jego mina zdradzała wszystko. Pobrano jej krew. Na wyniki czekałyśmy godzinę. Ta godzina trwała całe życie. Wiedziałam. Nie wierzyłam. Hemoglobina, płytki krwi, leukocyty prawie nie istniały w jej krwi... Stan córeczki pogarszał się z minuty na minutę. Antybiotyk, transfuzje... Cała noc walki. Następnego dnia przeniesiono nas na odział onkologiczny. Pobranie szpiku kostnego. Po kilku godzinach wynik. Diagnoza. Ostra białaczka limfoblastyczna...   Pierwsze dni były koszmarem. Zosia była w złym stanie, fizycznym i psychicznym. Obie byłyśmy przerażone. Mimo że szpital, lekarze pielęgniarki i nasz niebieski pokój na piątym piętrze dawali nam poczucie, że jesteśmy w najodpowiedniejszym miejscu, aby stoczyć tę walkę, strach był silniejszy.  Pobranie krwi, kroplówki, leki. Pomiary ciśnienia, ważenie, sprzątanie, zmiana pościeli, wizyta lekarza, psychologa, fizjoterapeuty. Sterydy. Chemia... Chemioterapia leczy i niszczy jednocześnie. Jak wyrok i ratunek.  Zosia wie, na czym polega jej choroba. W jej krwi walczą złe i dobre żołnierzyki... Codziennie rozrysowuje tę walkę w swoim szpitalnym łóżku. Uwielbia rysować, to dla niej jeden ze sposobów mówienia o tym, co czuje... Wie, że złe żołnierzyki zepsuły jej włoski i dlatego już ich nie ma. Gdy  dobre wygrają, to odrosną mocne i długie, jak u Roszpunki. Zosia jest świadoma swoich ograniczeń. Zauważa, że zmienił się jej wygląd. Mimo że tęskni za najbliższymi, których tu z nami nie ma, nie chce z nikim rozmawiać. Wszystko odkłada na dzień, w którym dobre żołnierzyki wygrają ze złymi. Zosia leczy się w szpitalu dziecięcym w Turynie. Ma tu zapewnioną cudowną opiekę i bardzo dobre warunki. Radzi sobie, radzi sobie świetnie, wiemy jednak, że to początek drogi... Proszę o pomoc, aby Zosia mogła pokonać chorobę.

28 467 zł
Sławoj Filipowicz
Sławoj Filipowicz , 28 lat

Straszliwa i nieuleczalna choroba odebrała mi sprawność... Proszę, pomóż mi ją odzyskać!

Cześć, mam na imię Sławoj. Mam dopiero 28 lat, ale moje życie już od długiego czasu nie wygląda tak, jak reszty rówieśników. Zamiast poznawać świat, cieszyć się życiem i snuć plany na przyszłość, moja codzienność to leki, cztery ściany mojego mieszkania i nadzieja, że uda się spowolnić postęp nieuleczalnej choroby… O chorobie dowiedziałem się przypadkowo – przez ból pleców. Chodziłem do lekarzy, którzy przepisywali kolejne leki przeciwbólowe i polecali rehabilitację. Niestety, żadne działania zalecane przez specjalistów nie przynosiły ulgi. Było to bardzo niepokojące, więc końcu zostałem przebadany tomografem. Pani neurolog po obejrzeniu wyników powiedziała wtedy, że "ten ból pleców to może być najmniejszy problem". Okres diagnozowania trwał dość długo, na początku jeden szpital, rezonans, pobranie płynu mózgowo-rdzeniowego... Drugi rezonans, posądzanie o uszkodzenia w układzie nerwowym boreliozy. W tamtym okresie próbowałem jeszcze żartować z choroby, mówiąc, że gdybym był geniuszem – byłbym jak Stephen Hawking. Później okazało się, że to nawet nie jest ta sama choroba. Kilka miesięcy później po raz drugi leżałem na oddziale neurologii. Tym razem lekarze przed wypisem powiedzieli mi, że jeszcze nie mogą mi wpisać oficjalnie choroby przez brak objawów klinicznych, ale nie powinienem mieć już złudzeń.  Nie sądziłem, że dostanie oficjalnej diagnozy, może dostarczyć tyle radości, ale kiedy na wypisie znalazło się "G-35 Stwardnienie Rozsiane" – mogłem zacząć leczenie. Jest to może jednak trochę mylące określenie – mojej choroby w końcu się nie da wyleczyć. Program lekowy miał jedynie zahamować jej rozwój. Ku mojej rozpaczy okazało się, że leki nie działają. Cały czas powtarzam sobie, że zadziałają, że bez nich byłoby jeszcze gorzej… Jednak pierwsze leki nie pomogły, drugie i trzecie też zostały odstawione ze względu na brak skuteczności. Niedługo będą już czwarte. A ja co roku w okresie wakacyjnym muszę przejść kolejną hospitalizację w szpitalu z nowym rzutem choroby. Dwa ostatnie rzuty były drastycznie mocne. W te kilka lat "przeszedłem" drogę od biegania dla sportu – do wielkiego wysiłku, żeby pójść pod prysznic. Nie sądziłem nigdy, że w tak młodym wieku jakakolwiek choroba mogłaby odebrać mi tak wiele. Całe dnie leżę w łóżku, jakakolwiek choćby drobna aktywność wymaga ode mnie nadludzkiego wręcz wysiłku. Wyjście o kulach do sklepu pod domem jest niczym zdobycie Mount Everestu. Przestałem już wierzyć, że cokolwiek jeszcze się zmieni. Myśląc o ukończeniu studiów, albo zrobieniu czegokolwiek miałem wrażenie, jakbym czytał książkę, albo oglądał film. Ta historia była dla mnie zupełnie obca Na całe szczęście znalazłem wybawienie, Kombinezon Mollii. Nie wierzyłem, że nagrania, które znalazłem w Internecie, są prawdziwe. "No jasne, babka ledwo chodzi, a później biega jakby nigdy nic". Pojechałem jednak na testy, bo co innego pozostało? Na miejscu w kombinezonie siedziałem 60 minut, odczuwając delikatne mrowienie w prawej ręce, dopiero po skończonej godzinie okazało się, że wstaje! Idę! Mogę iść bez niczyjej pomocy! Efekty były zdumiewające i niewiarygodne, taki efekt utrzymuje się do ok. 48 godzin, z resztą o samym działaniu nie będę zbyt dużo pisał, nagrania mówią same za siebie. Koszty zakupu takiego kombinezonu to jednak aż 26 tysięcy złotych! Niestety, tym momencie to niewyobrażalna dla mnie kwota... Potrzebuje Waszej pomocy, aby móc zakupić ten sprzęt i dalej żyć normalnie, bez zniewolenia przez chorobę. Proszę, wesprzyjcie mnie w walce o sprawność i dajcie nadzieję na powrót na studia, do pracy, do życia… Sławoj

28 436,00 zł ( 102,8% )
Alan Kopczyński
Pilne!
Alan Kopczyński , 5 lat

Nowotwór złośliwy u 4-latka! Alanek potrzebuje Twojej pomocy

Nasz cudowny synek w grudniu skończył 4 latka. Pełen energii, zwinny, w pełni sprawny chłopiec do tej pory rozwijał się książkowo. Nigdy nie zaznaliśmy problemów ani zdrowotnych, ani wychowawczych z jego strony. Aż tu nagle w pierwszym tygodniu lutego zauważyłam u niego białą źrenicę.  To był taki błysk, trwał sekundę. 2 dni później babcia Alanka też to spostrzegła. Pędem pojechaliśmy do okulisty, który nic nie zauważył, ale w związku z tym, że Alanek opisywał, że jakiś czas temu zobaczył w oczku "błyskawice", przez weekend zakrapialiśmy mu oczka przypisanym lekiem. W poniedziałek ponowna wizyta u pani okulisty, która po dłuższym badaniu zauważyła to, co my już widzieliśmy bez przerwy.  Dostaliśmy skierowanie do szpitala w Szczecinie. Jeszcze tego samego dnia tam się zjawiliśmy. We wtorek, w walentynki usłyszeliśmy najgorszą diagnozę w naszym życiu:  siatkówczak – nowotwór złośliwy siatkówki. Skierowano nas na potwierdzenie do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Tego samego dnia spakowałam nas i pojechaliśmy do stolicy.  W czwartek Alanek miał wykonany rezonans i badanie dna oka pod narkozą. Guz zajął 40% jego cudownego oczka. Zauważyłam go tylko dlatego, że pękł i się rozlał. Na szczęście jest tylko w tym jednym oczku, nie wydostał się poza gałkę. Zaczynamy chemioterapię podawaną dotętniczo. Jesteśmy zmuszeni utworzyć zbiórkę, bo to dopiero początek naszej drogi.  Nie wiem, czy jako matka nie będę zmuszona zostać w domu. Sama jestem osobą niepełnosprawną, po przecięciu całkowitym nerwu kulszowego i podjęłam zatrudnienie raptem miesiąc temu. Nie udźwigniemy tego sami, dlatego prosimy o wsparcie. Rodzice

28 400 zł
Stanisław Roczniak
Stanisław Roczniak , 70 lat

Podaj mi swoją pomocną dłoń...

Minął już prawie rok, a ja dalej nie mogę się przyzwyczaić. W głowie dalej jestem zdrowy i sprawny. Kładę się do łóżka i planuję kolejny dzień, a kiedy się budzę, przypominam sobie, że moje życie nie wygląda już tak, jak kiedyś. Że nie jestem już samodzielny... Wiosną 2020 roku straciłem dłoń. Maszyna, której używałem w pracy setki razy, wciągnęła moją rękę. Właściwie niewiele pamiętam. Przeszywający ból, a później pustka. Świadomość odzyskałem w szpitalu, gdzie dowiedziałem się, że moja dłoń została zniszczona i musiała być amputowana. Od tamtej pory moje życie jest jakby zawieszone. Nawet najprostsze codzienne czynności sprawiają mi ogromny trud. Stale jestem zdany na proszenie o pomoc i wiem, że jeśli dzisiaj Ciebie o tę pomoc nie poproszę, nic się nie zmieni. Jedynym ratunkiem jest dla mnie proteza dłoni. Specjalistyczna, niesamowicie droga proteza... Wierzę, że z Twoją pomocą będę mógł pozwolić sobie na jej zakup. Proszę, nie bądź obojętny! Od 5. lat przebywam na emeryturze i nie posiadam innych źródeł dochodu. Moje ręce były moimi narzędziami pracy. Teraz jestem jej pozbawiony. Bardzo proszę o pomoc! Stanisław

28 381,00 zł ( 11,93% )
Brakuje: 209 385,00 zł
Agnieszka Bzodek
Agnieszka Bzodek , 46 lat

Kolejna tragedia... Z dnia na dzień zaczęliśmy walkę o zdrowie Agnieszki! Pomożesz nam?

To nasza ukochana Agnieszka. Człowiek o cudownym sercu, sama posiadając niewiele, potrafiła dać innym wsparcie i otuchę. Zawrze pierwsza do pomocy, tzw. kobieta z sercem na dłoni. Aż nie wydarzyła się nasza tragedia...  W tym roku, w przeciągu zaledwie kilku miesięcy, Agnieszka straciła trzy bardzo bliskie osoby: ukochaną siostrę, tatę oraz teściową. Mimo trudnych chwil okazywała ogromne wsparcie i otaczała matczyną opieką najbliższych.  Wydarzenia te z pewnością przyczyniły się do sytuacji, w której teraz to ona sama potrzebuje wsparcia... Dnia 10 września tego roku Agnieszka nagle doznała rozległego udaru krwotocznego. Po kilku dobach, gdy tylko odzyskała przytomność, okazało się, że doznała porażenia prawostronnego i ma uszkodzony ośrodek mowy. Nie chodzi samodzielnie, nie może też swobodnie się porozumiewać werbalnie. Z dnia na dzień straciła panowanie nad własnym życiem...  Dodatkowo leczenia i powrotu do zdrowia nie ułatwia choroba serca (kardiomiopatia), na którą Aga choruje od lat. Obecnie, po dwutygodniowym pobycie w szpitalu żona trafiła do ośrodka rehabilitacyjnego NFZ. Już dzisiaj wiemy, że Agnieszka będzie potrzebować dalszej, intensywnej i specjalistycznej rehabilitacji (w szczególności neurologicznej i logopedycznej), finansowanej ze środków prywatnych. W związku z tym postanowiliśmy zwrócić się do Was o pomoc w zebraniu funduszy na ten cel. Będzie to długa droga, usypana wieloma trudnościami, poświęceniami i rachunkami sięgającymi ponad nasze możliwości....  Prosimy o udostępnienia zbiórki, wśród znajomych, rodziny, przyjaciół, tak by dotarła ona do jak największego grona odbiorców. Z góry serdecznie dziękujemy za wszelką pomoc. Wierzymy, że nasza codzienność się jeszcze odmieni... Z Twoją pomocą! Najbliżsi Agi 

28 381,00 zł ( 12,71% )
Brakuje: 194 816,00 zł
Agata Sałajczyk
Agata Sałajczyk , 44 lata

Ból przez lata próbuje mnie zabić. Tylko nadzieja daje siłę, by dalej żyć...

Z roku na rok choroba atakuje z jeszcze większą siłą. A kiedy wydaje mi się, że gorzej być nie może, ból staje się nie do wytrzymania. Lekarze bezradnie rozkładają ręce, a ja staram się nakładać na usta maskę uśmiechu. By swoim cierpieniem nie obarczać innych. Bo przecież nie potrzebuję litości, potrzebuję pomocy!  Ból odbiera mi wszystko, niszczy codzienność, zabiera radość życia… Leki przestały działać już dawno temu, a kolejne większe dawki są w stanie tylko delikatnie go złagodzić. Problemem staje się dla mnie codzienne funkcjonowanie, nawet noc nie przynosi ukojenia, bo dolegliwości nie pozwalają mi zasnąć… Najgorsza jest świadomość, że wykorzystałam już wszystkie dostępne możliwości pomocy. Teraz jedynym ratunkiem jest dla mnie nierefundowane leczenie, na które bez odpowiednich środków nie mam szans. To tak jakby życie we mnie gasło…  Endometrioza. Choroba przerażająca, niezwykle trudna i nieprzewidywalna. Przez wielu niedoceniana. Przeciwniczka, z którą staję do walki od wielu lat. Bezskuteczne próby walki zawsze kończą się w ten sam sposób: objawy się nasilają, ataki są jeszcze cięższe do przetrwania, kolejne organy zdają się być w coraz gorszej kondycji… Brutalna rzeczywistość choroby odbiera mi nadzieję za każdym razem.  Pierwszą operację przeszłam w 2005 roku, wtedy dolegliwości określono na 2 stopień zaawansowania. Niemalże 15 lat później, jestem po 8 operacjach. Żadna nie przyniosła ulgi, żadna nie dała mi codzienności bez bólu. Z ostatnich badań jasno wynika, że mój stan się pogarsza, a szanse na ratunek maleją. Wiem, że teraz muszę postawić wszystko na jedną kartę i powierzyć moje zmęczone chorobą i cieprieniem ciało najlepszym specjalistom. Ludziom, którzy są w stanie dać mi nadzieję… Po wielu latach znalazłam ośrodek specjalizujący się w podobnych przypadkach. Dostałam jasną informację, że mogę o siebie zawalczyć. Kolejna, 9 operacja, wiąże się z ogromnym ryzykiem, ale ja nie mam już nic do stracenia. Jeśli istnieje jakakolwiek nadzieja na pokonanie bólu, jestem w stanie spróbować. Niestety, tym razem moje szanse nie są zależne ode mnie, bo blokują mnie koszty. Kilkadziesiąt tysięcy - to kwota, którą za kilka miesięcy muszę wpłacić na konto kliniki, jeśli chcę mieć jeszcze szansę na przyszłość bez bólu. Cena za brak cierpienia, za możliwość życia bez kolejnych powikłań i nowych dolegliwości. Rachunek, którego pomimo wszystko nie pokryję samodzielnie. Potrzebuję pomocy! Twoja chociażby złotówka, to dla mnie nadzieja na nowy początek! Jedyna, jaką w tej chwili mogę mieć…  Wyobrażasz sobie tę chorobę? Otwierasz oczy o poranku. Udało się przespać 2 godziny bez potwornego bólu. To sukces. Ledwie wstajesz z łóżka, by opaść doświadczającej palącej fali rwania i ucisku. Brakuje ci tchu, brakuje ci sił. Kolejny dzień rozpoczynasz ze świadomością, że znów przegrałaś… To przytłaczające. Właśnie dlatego, dopóki jest nadzieja, nie zrezygnuję z walki. Błagam, wyrwij mnie z potwornej pułapki cierpienia! Choroba odebrała mi wiele cennych lat życia. Tego czasu nikt nigdy mi już nie zwróci… Zabrała mi możliwość spełnienia się jako matka. Zniszczyła poczucie bezpieczeństwa. Zburzyła świat, zniszczyła marzenia, na które pozwalałam sobie w chwilach nadziei. Nie mogę dopuścić, by dalej mnie wyniszczała, by odebrała wszystko, co mam. To ostatnia szansa na ratunek, pomóż mi proszę…

28 380,00 zł ( 36,24% )
Brakuje: 49 918,00 zł
Julka Wasiluk
10 dni do końca
Julka Wasiluk , 5 lat

O lepsze jutro trzeba walczyć już dziś! Pomocy!

Julcia urodziła się o czasie, dostała 10 punktów w skali Apgar. Od urodzenia występowało obniżone napięcie mięśniowe, ale nic nie zwiastowało innych problemów... Córeczka miała rok i tydzień, kiedy doszło u niej do infekcji, podczas której wystąpiły drgawki. Początkowo myślano, że to drgawki gorączkowe. Niestety po tygodniu problem powrócił. Wtedy wyszło na jaw, że Jula cierpi na padaczkę. Dochodziło do nagłych ,,szarpnięć " górnej części ciała oraz opadania głowy aż do 10-30 razy na dobę. Każdy atak cofał Julcie w rozwoju. Na dzień dzisiejszy Jula jest leczona w Gdańsku w UCK. U Julki po badaniach genetycznych wykryto mutacje w genie ALDH7A1, która jest związana z padaczką zależną od pirydoksyny,  rzadką chorobą neurometaboliczną, która objawia się napadami częściowymi, uogólnionymi, pojawiają się także mioklonie i skurcze, które można wspomóc lekami pp i pirydoksyną (Wit.B6), która odpowiada za mózg i mięśnie. Julcia potrzebuje stałej rehabilitacji, integracji sensorycznej, neurologopedy i oligofrenopedagoga. Ma opóźnienie psychoruchowe, niedoczynność tarczycy, ciągłe infekcje spowodowane jej chorobą, ataksję tułowia, afazję mowy (nie mówi), nie chodzi, siedzi niestabilnie, ma bardzo obniżone napięcie mięśniowe. Mimo wszystko nasza Julcia jest uśmiechniętym i pogodnym dzieckiem! Musimy zrobić wszystko, by jej pomóc, ale boimy się, że nasze wszystko to za mało... Ciągle trwa rehabilitacja, nadal jeździmy na konsultacje i zrobimy wszystko, co możemy, by jak najlepiej pomoc Julci i zapewnić  jak najlepszą opiekę. W niedalekiej przyszłości czekają nas kolejne, dodatkowe, niestety nierefundowane badania. Prosimy o pomoc, aby móc za to wszystko zapłacić. Pomożesz Nam? ___________ ➡️ Licytacje dla Julci

28 360,00 zł ( 28,33% )
Brakuje: 71 725,00 zł
Kajetan Bergmann
Kajetan Bergmann , 33 lata

Wypadek z dzieciństwa prześladuje mnie całe życie! Proszę, pomóż mi!

Witam serdecznie Mam na imię Kajetan, a oto moja bardzo smutna historia, która na zawsze zmieniła moje życie i pozbawiła mnie tego, co dla moich rówieśników jest zwykłe i normalne... Wszystko zaczęło się tego feralnego dnia, gdy jak co dzień wracałem z mamą do domu. Miałem wtedy zaledwie 4,5 roku i byłem ciekawym życia chłopcem. Nic nie wskazywało na to, że za chwilę moje życie zmieni się o 360 stopni i zamieni w koszmar, który pozostanie ze mną do końca życia. Był 27 marca 1996 roku. Mama była w ciąży. Niosła siatki z zakupami i trzymała mnie za rękę. Nie zdołała mnie jednak utrzymać i wbiegłem na drogę. Na niej nagle pojawił się samochód, którego kierowca jechał z bardzo dużą szybkością. Prędkość z jaką się poruszał nie była dostosowana do panujących warunków i ograniczeń. Z wielkim impetem wjechał we mnie i uderzył z prawej strony. Siła uderzenia była tak duża, że znalazłem się w rowie. Straciłem przytomność. Mogłem nie przeżyć. Trafiłem do szpitala w Wejherowie, a lekarze na początku nie dawali mi dużych szans na przeżycie. Niemniej jednak z wielkim poświęceniem walczyli o moje życie i robili wszystko, żebym z tego wyszedł. Na oddziale Intensywnej Terapii utrzymywano mnie w stanie śpiączki farmakologicznej. Następnie przeniesiono mnie na oddział Chirurgii Dziecięcej. Tam poddawany byłem dalszemu leczeniu. Wstępna diagnoza była jak wyrok, mogłem zostać roślinką i całe życie spędzić w łóżku, będąc całkowicie uzależniony od innych. Miałem przecież zmiażdżone płuca oraz otwarte złamanie kończyny dolnej prawej. Cały czas lekarze kontrolowali mój mózg. Mijały kolejne miesiące, a ja cały czas przebywałem w szpitalu. Ruszałem oczami, ale nikogo nie poznawałem. Lekarz prowadzący powiedział mojej mamie, żeby martwiła się o moją głowę i rękę, która w dalszym ciągu była sina. Miałem dwa krwiaki w głębokich strukturach mózgu z towarzyszącym zawałem w ich okolicy. Jeden z krwiaków był usytuowany w bardzo głębokich partiach mózgu i nie dało się go zoperować, więc lekarze czekali, żeby się wchłonął. Z tego powodu powstała u mnie spastyczność prawej części ciała, która towarzyszy mi do dnia dzisiejszego, znacznie utrudnia mi normalne funkcjonowanie i pozbawia wielu szans, które mają moi rówieśnicy. Po wyjściu ze szpitala musiałem wszystkiego uczyć się praktycznie od nowa. Potem miałem jeszcze 7 poważnych operacji: 4 na kończynę górną oraz 3 na dolną (skracanie kości, przenoszenie ścięgien i ich wydłużanie w obrębie prawej ręki, zespajanie kości kończyn za pomocą gwoździ). Zdiagnozowano u mnie niedowład połowiczny prawostronny. W 2017 roku dwukrotnie miałem wstrzykniętą botulinę w stopę oraz w nadgarstek. Cały czas od wypadku samochodowego się rehabilituję i toczę nierówną walkę z chorobą. Mimo tak trudnej sytuacji, nie poddałem się i udało mi się skończyć studia magisterskie. Niestety z powodu prawostronnej spastyczności (niedowład w kończynie górnej prawej , która nie jest sprawna, a palce cały czas są zaciśnięte oraz w prawej kończynie dolnej, w której palce również się zaciskają, co sprawia, że kuleję), nie mogę znaleźć pracy, mimo, że posiadam odpowiednie kwalifikacje, a mój umysł jest w pełni sprawny. Nie posiadam też środków finansowych, żeby opłacić serię kosztownych zabiegów, które zapewne umożliwiłyby mi powrót do normalnego życia (pochodzę z biednej wiejskiej rodziny, utrzymywaliśmy się tylko z pensji mamy, gdyż tata nas zostawił, gdy byłem 6-letnim dzieckiem i nie płacił alimentów). Podanie komórek macierzystych to dla mnie ostatnia deska ratunku, żebym w końcu mógł żyć normalnie, gdyż do tej pory, mimo że mam 30 lat nie było mi to dane i byłem tylko pośmiewiskiem dla innych oraz budziłem w nich litość - nic poza tym. Całe moje dotychczasowe życie to koszmar i brak jakichkolwiek perspektyw na normalność, której w moim życiu nie było mi dane doświadczyć. Łączny koszt leczenia za pomocą komórek macierzystych wynosi minimum 300 tysięcy złotych, a ja o takiej kwocie mogę tylko pomarzyć. Wiem, że jest wielu wspaniałych ludzi, dla których nie jest obojętny los ludzi takich jak ja, więc może ktoś zainteresuje się moją chorobą i wesprze mnie w powrocie do normalnego życia. Słyszałem, że pomogliście Państwo wielu osobom, dlatego pozwoliłem sobie poprosić Was o pomoc. Mam nadzieję, że się uda, w końcu nadzieją umiera ostatnia.

28 353,00 zł ( 14,29% )
Brakuje: 170 051,00 zł
Tomasz Dobrzeniecki
Tomasz Dobrzeniecki , 53 lata

Za Tomkiem batalia o zdrowie! Wyciągnij pomocną dłoń, by wyrwać go z tej walki na zawsze!

Nasz kolega Tomek od ponad dwudziestu lat pracuje na planie filmowym, gdzie zajmuje się realizacją dźwięku, jest też muzykiem. Cztery lata temu zdiagnozowano u Tomka wrodzone zmiany w nerce, które natychmiast musiały być leczone operacyjnie. W październiku 2019 roku wykonano zabieg przedoperacyjny – wytworzenie przetoki nerkowej, polegający na wbiciu rurki w plecy bezpośrednio do nerki. Główna operacja nerki miała odbyć się w styczniu 2020 roku. Do tego czasu Tomek musiał funkcjonować z rurką przyszytą do pleców, zakończoną workiem na mocz. W wyniku zakażenia spowodowanego przetoką nerkową Tomek stracił przytomność, a w szpitalu zdiagnozowano urosepsę. W związku z zakażeniem operacja musiała się przesunąć o kilka miesięcy, a Tomek do tego czasu nadal musiał funkcjonować z przetoką nerkową. W marcu 2020 wybuchła pandemia, szpital wycofał się z operacji, inne szpitale również odmawiały pomocy, ponieważ stan Tomka diagnozowano jako niezagrażający życiu. Nadzieja pojawiła się dopiero w listopadzie 2020 roku, gdy jeden ze szpitali zgodził się wykonać operację. Wówczas odbyło się bardzo inwazyjne badanie urologiczne, pod całkowitym znieczuleniem. Operacja miała odbyć po półtorej miesiąca, lecz po dwóch tygodniach szpital wycofał się z operacji, przesuwając ją o prawie rok. Badanie nie tylko zostawiło wystającą rurkę z pleców, ale zmusiły do borykania się z kolejnym dyskomfortem – pampersami. Kolejne szpitale odmawiały operacji. Stan nerki, ogólne zdrowie fizyczne i psychiczne pogarsza się z dnia na dzień. Kontrola lekarska w styczniu 2021 wykazała marskość nerki. W kwietniu i w maju odbyły się trzy operacje ratujące, lecz podczas drugiej zdiagnozowano u Tomka nowotwór złośliwy pęcherza moczowego. Guz został usunięty, lecz problemy się nie skończyły... Te trzy lata spowodowały poważne osłabienie organizmu. Co trzy miesiące, wykonywany był zabieg wyciągania rurki z nerki przez plecy i ponownego ich przebijania, by założyć nowy cewnik. Nieustanny stan zapalny, przyjmowanie silnych leków kompletnie wyautował Tomka z normalnego życia. Przez trzy lata musiał spać tylko i wyłącznie na lewym boku, co doprowadziło do zwyrodnienia stawu barkowego. Na domiar złego, po operacji nerki, znalazł się znowu w szpitalu z silnymi bólami podbrzusza – zdiagnozowano silne otłuszczenie wątroby i kamienie w woreczku żółciowym z koniecznością kolejną operacji: usunięcie woreczka żółciowego. Nieoperacyjny zabieg usunięcia kamieni jest bardzo drogi, nierefundowany, Kolejna operacja, będzie oznaczała dla Tomka brak możliwości powrotu do normalnego życia i wykonywania swojego zawodu. Tomek ma obecnie katastrofalną sytuację finansową, zdrowotną i psychiczną, wszystkie oszczędności zostały już wyczerpane. Brak środków do życia, funduszy na rehabilitację i leczenie doprowadziło go do granic wytrzymałości, rzucając go w depresję. Zwracamy się z ogromną prośbą o wsparcie, które da możliwość powrotu do normalnego życia. Tomek ma za sobą straszną tułaczkę zdrowotną, która wciąż się nie skończyła. Jeśli możemy coś zrobić to dać mu nadzieję i poczucie, że są ludzie, dla których jest ważny i którym jest potrzebny. przyjaciele Tomka

28 345 zł