Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Michał Łuczak
Pilne!
Michał Łuczak , 38 lat

Oko w oko ze śmiercią❗️Bez Was Michał nie ma żadnych szans!

Grudzień 2019, wszyscy szykują się do Świąt, a w rodzinie Michała kolejny dramat... Po śmierci Taty, Profesora Jacka Łuczaka, Michał sam był bliski śmierci. Zaatakowały go duszności, a saturacje gwałtownie spadły. Wciąż żyje, dzięki szybkiej reakcji pielęgniarki i lekarki z hospicjum...  Michałowi wykonano tracheotomię i podłączono respirator – to uratowało mu życie! Teraz najbardziej potrzebna jest pomoc, bo z dnia na dzień Michał jest słabszy... Powrót do domu i kolejny etap w życiu naznaczonym cierpieniem. Dzięki Wam ten dzielny chłopak wciąż z uporem walczy o życie! Teraz, żyć, by zostać ze swoją córeczką, Michał musi zacząć nową terapię - Bio-immunologiczną, terapię, która opiera się na badaniach naukowych, sprawdza się w przypadku chorób auto immunologicznych, i przyniosła poprawę u kilku innych pacjentów.  „Proszę Cię, żeby w opisie było: wiem, że choroba pojawiła się po to, żeby pokazać, że będę pierwszym człowiekiem na świecie, który zostanie wyleczony. I jak będę zdrowy mam założyć fundację, która będzie leczyć pozostałych pacjentów z tą chorobą. Wiem, że to jest mój cel. Potrzebuję tylko Waszej pomocy, aby go zrealizować. Dobro zawsze wraca z nawiązką. Obiecałem córce, że zabiorę ją na koncert Metallica. Basiu popraw tylko gramatykę. I jakbyś mogła, to daj to na początku, lub na końcu.” – poprawiłam. I daję na początku. Bo dopóki Michał może dzielić się swoimi myślami chcę, by apel zaczynał się nim, jego emocjami, marzeniem, celem.   Prof. Jacek Łuczak część życia poświęcił, by wraz z garstką cudownych ludzi stworzyć niesamowite miejsce - Hospicjum Palium, gdzie ból „złych rokowań” łagodzony jest przy pomocy troskliwej opieki i odpowiedniej wiedzy medycznej. Mówimy, że karma wraca. Dobre uczynki, jak tarcza ochronna osłaniają to, co najcenniejsze. Ale los nie bywa sprawiedliwy. Zdarza się, że doświadcza nagle, niespodziewanie, okrutnie. Michał Łuczak, syn profesora, niedługo skończy 30 lat. Dwa lata temu zdiagnozowano u niego stwardnienie zanikowe boczne. Choroba postępuje szybko. Michał jednak nie poddaje się, walczy. Postanowił zostać pierwszym człowiekiem, który wygra z tą okrutną chorobą. Michał został uwięziony we własnym ciele, które odmawia wszystkiego. A przecież kiedyś było zupełnie inaczej. Zawsze uśmiechnięty, otoczony przyjaciółmi współzałożyciel zespołu muzycznego. Po studiach na poznańskiej politechnice rozwijał firmę i jednocześnie sprawował rolę troskliwego ojca dla swojej ukochanej córeczki. W maju „coś” zaczęło się dziać. Lekki niedowład prawej nogi. Potem niemoc sięgnęła po rękę. Z jednej strony ciała osłabienie przeszło na drugą. Październik był miesiącem ostatecznej diagnozy. SLA – stwardnienie zanikowe boczne. Choroba postępuje nadzwyczaj szybko, ma postać bardzo agresywną.   Michał daje z siebie wszystko mimo, że cierpi z powodu skurczy wszystkich mięśni. Doprowadzając do porażenia nerwów odbiera władzę nad ciałem, ale nie hamuje bólu.  Niezdolny do samodzielnego funkcjonowania Michał walczy z całych sił.  Michał oddycha już przez rurę od respiratora – standardowy scenariusz dalszych wydarzeń zwaliłby z nóg każdego bohatera. Kiedy choroba obejmuje mięśnie międzyżebrowe i przeponę, doprowadza do niewydolności oddechowej, a w konsekwencji do śmierci przez uduszenie. Była już wielotygodniowa antybiotykoterapia w celu wykluczenia boreliozy. Była nadzieja włożona w zabieg komórkami macierzystymi. Pozostała ostatnia szansa. Bardzo gorąco prosimy Was o pomoc -zgodnie z wolą Ś.P. profesora Jacka Łuczaka, lekarza o wielkim sercu, założyciela Hospicjum Palium, ojca Michała, w imieniu jego córeczki, mamy, rodzeństwa Heleny i Bartosza, ukochanej Cristine i wszystkich oddanych bez reszty Michałowi. Nadzieja umiera ostatnia! Michał przed śmiercią taty napisał – Myślałem, że wyzdrowiejesz, życie jest okrutne. A ja, jego brat Bartek, odpowiedziałem mu – Życie potrafi być okrutne, ale miłość zawsze wygrywa... Taka była wola taty... Ta zbiórka to ostatnie, co może zrobić dla swojego syna... ––––––––––– *Szacunkowa kwota zbiórki  

10 768,00 zł ( 8,43% )
Brakuje: 116 892,00 zł
Marcel Dymek
1 dzień do końca
Marcel Dymek , 5 lat

Mały wojownik z onkologii potrzebuje pomocy❗️Uratuj Marcelka!

Jak każda mama wymarzyłam dla swojego synka piękne życie. Kiedy się urodził, chciałam dla niego tylko jednego - żeby był zdrowy i szczęśliwy. Nie sądziłam, że moje życzenie się nie spełni, bo w wieku zaledwie 2 lat Marcel zachoruje na neuroblastomę - jeden z najbardziej śmiertelnych i groźnych nowotworów dziecięcych... Że odtąd zacznie się dramatyczna walka o jego życie i zdrowie. 2020 - rok, o którym świat chciałby zapomnieć, dla nas okazał się początkiem koszmaru. Marcel miał powiększony brzuszek. Lekarze na początku myśleli, że to po prostu przepuklina... Prawda okazała się jednak inna. Ten dzień, ten moment, w którym dowiedziałam się, co jest Marcelowi, do dziś śni mi się w koszmarach. Moje dziecko umierało... Gdybyśmy nie trafili do szpitala, synka już by prawdopodobnie dzisiaj nie było. Guz miał aż 18 cm i wchodził w rdzeń kręgowy. Lekarze byli w szoku, że Marcelek był jeszcze w stanie chodzić. Kolejne badania wykryły przerzuty do śródpiersia tylnego i kości. Szpik był zajęty aż w 64%! Trafiliśmy na oddział onkologii, gdzie zaczęło się nowe, zupełnie inne życie. Pełne przeszywającego strachu, bólu i wylewanych łez. Po zrobieniu wszystkich szczegółowych badań wyszło na jaw, że Marcelek choruje na nowotwór złośliwy – Neuroblastomę IV stopnia! Rozpoczęliśmy chemioterapię. Synek wylądował na OIOM-ie, 3 miesiące przebywał w śpiączce farmakologicznej ze względu na niewydolność nerkową i oddechową. W międzyczasie przeszedł też COVID... Niewiele pamiętam z tego okresu. Na onkologii widziałam umierające dzieci. Mój syn był jednym z nich. Dni zlewały się w jedno... Zaczynane i kończone tylko jednym - modlitwą, by Marcel żył. Stan Marcelka był tak ciężki, że lekarze kazali nam się przygotować na najgorsze, nie dawali żadnych szans... Synek miał jednak wolę życia, walczył z chorobą. Niestety, ta zaatakowała ponownie. Mimo leczenia doszło do wznowy... Wtedy zdecydowaliśmy się kontynuować leczenie w szpitalu w Barcelonie, gdzie ratuje się dzieci z najcięższymi przypadkami neuroblastomy. Opowiedzieliśmy o historii Marcelka całemu światu, poprosiliśmy o pomoc... Dzięki Waszym dobrym sercom Marcel rozpoczął leczenie. Po miesiącach ciężkiego leczenia Marcel dziś jest z nami, żyje, jesteśmy w upragnionej remisji. Obecnie synek jest w trakcie podawania kolejnych dawek szczepionki przeciwko wznowie neuroblastomy. To leczenie dostępne tylko do USA, dlatego regularnie tam latamy. Niestety, chemia i inne metody bardzo ciężkiego leczenia onkologicznego, śpiączka, operacje zostawiły na Marcelku ogromne piętno. Synek ma tylko jedną nerkę. Ma nadciśnienie i musi brać regularnie leki, aby je obniżyć. Chciałby żyć jak zdrowe dziecko, chodzić do przedszkola... Niestety, ze względu na praktycznie zerową odporność jest tam tylko gościem, bo szybko łapie infekcje. Kiedy Marcel był w śpiączce, doszło do zaniku mięśni w nóżkach. Są też skrzywione do środka, bez leczenia i kolejnej walki synek nie będzie normalnie chodził. Każdy pobyt w szpitalu jest dla Marcelka traumą... Bardzo się wtedy denerwuje, ciśnienie skacze go góry i musimy zostawać w szpitalu na obserwację. W styczniu tego roku, gdy polecieliśmy tylko na badania kontrolne, skończyło się pobytem na OIOM-ie... Marcelek musiał być intubowany z powodu wysokiego ciśnienia, to były dla nas dramatyczne chwile. Nasz rachunek za leczenie wzrósł drastycznie... W dodatku po każdej narkozie nerka Marcela nie pracuje tak, jak powinna. Jesteśmy pod ciągłą kontrolą specjalistów... Bardzo się martwimy, synek ma tylko jedną nerkę, która nie może przestać działać! Niestety, od 2024 ceny leków, wizyt u specjalistów i rehabilitantów poszły do góry, zarówno w Polsce, jak i w Hiszpanii i USA... Nie mieliśmy też w planach tego, że po raz kolejny Marcel odwiedzi szpitalne mury. Środki na naszym subkoncie topnieją, a przed nami jeszcze 3 dawki szczepionki w NY i lata badań kontrolnych w Barcelonie... Jeśli znów dojdzie do powikłań, nie będziemy mieli jak pomóc synkowi. Ciągle żyjemy też w strachu przed kolejnym atakiem nowotworu... Kochani, proszę, pomóżcie nam zebrać środki na dalsze leczenie Marcelka. Muszę prosić kolejny raz wszystkich dobrych ludzi o wsparcie finansowe. Na ogół Marcel jest pełen energii chłopcem. Zawsze uśmiechniętym, mimo traumy, cierpienia i choroby, jaka go spotkała. Tak bardzo chciałabym, żeby wygrał tę walkę, żebyśmy raz na zawsze mogli zapomnieć o raku... Za każde wsparcie będę bardzo wdzięczna.

115 002,00 zł ( 43,24% )
Brakuje: 150 956,00 zł
Wioletta Gil
Pilne!
Wioletta Gil , 19 lat

Onkologia zamiast matury – 19-letnia Wiola walczy z glejakiem❗️Pomocy!

Witam wszystkich ludzi dobrej woli i wielkiego serca. Mam na imię Wiolka i wraz z całą moją rodziną zwracam się do Was z ogromną prośbą o wsparcie finansowe. Przyszło mi zmagać się z prawdziwym potworem - glejakiem mózgu. Walczę z nim i bardzo potrzebuję Waszej pomocy... Mam dopiero 18 lat, uczę się w IV klasie I Liceum Ogólnokształcącego im. Tadeusza Kościuszki w Myślenicach. Myślałam, że jedynym moim przeciwnikiem, z którym będę musiała się zmierzyć w tym roku, będzie egzamin maturalny, lecz los chciał inaczej... Do września żyłam jak wszyscy rówieśnicy w moim wieku... Tak było aż do pewnej niedzieli. Podczas powrotu ze spotkania ze znajomymi doznałam napadu padaczkowego. Szybko trafiłam do szpitala, gdzie po badaniach usłyszałam paraliżującą mnie diagnozę: GUZ MÓZGU! I tak rozpoczęła się moja jakże trudna walka z niewidzialnym wrogiem... Na co dzień wychowuję się z czworgiem mojego rodzeństwa, z którym jestem bardzo zżyta. Do momentu, kiedy choroba odebrała mi energię i część sprawności (cierpię na niedowład lewostronny, będący skutkiem guza) działałam aktywnie w Scholi „Jedność”, śpiewając i grając na instrumentach: gitarze, wiolonczeli oraz akordeonie. W wolnym czasie chętnie pomagałam młodszym koleżankom, rozbudzając w nich pasję gry na gitarze. Nie wyobrażałam sobie też mojej podróży przez życie bez czynnego brania udziału w wolontariacie. Działałam jako wolontariuszka, odwiedzając szpitale i dzieci na onkologii, pomagając im znieść trud pobytu w szpitalu... Trud, którego doświadczam teraz osobiście jako osoba, która sama zmaga się z chorobą nowotworową. Moje życie było w ostatnim czasie piękne, bardzo aktywne i beztroskie, pełne nowych „zajawek”, pasji, w otoczeniu kochającej rodziny, przyjaciół i znajomych... I to wszystko próbuje mi odebrać glejak, który podstępnie i nieoczekiwanie wdarł się do mojej głowy! Glejak to jeden z najbardziej agresywnych i niebezpiecznych nowotworów mózgu... Ponieważ nie widzę innego wyjścia, jak podjęcie WALKI z tym trudnym przeciwnikiem i WYGRANIE JEJ, muszę prosić Was, kochani, o pomoc! Środki ze zbiórki, którą organizuję wraz z moimi najbliższymi, zostaną w całości przeznaczone na moje leczenie i wszystkie potrzeby z tym związane - terapię, leki, wizyty lekarskie, rehabilitację itp. Niestety, to wszystko generuje ogromne koszty... PROSZĘ, POMÓŻCIE MI od nowa rozpalić w sobie chęć i nadzieję na lepsze jutro, w gronie rodziny, przyjaciół i całego otaczającego mnie świata! Pomóżcie mi wyzdrowieć i żyć! Wierzę, że dobro ma ogromną moc i wraca ze zdwojoną siłą! Dziękuję za każde wsparcie i za każdą Waszą pomoc. Wasza Wiolka

648 153 zł
Oliwia Stanka
Oliwia Stanka , 17 lat

By ból odszedł na zawsze... Czy pomożesz Oliwce?

Walka Oliwki trwa od urodzenia. Jej historia to tragedie pomieszane z nadzieją. Tych pierwszych było niestety więcej... Wiele nieudanych operacji, tygodnie bólu i łez, a w końcu znalezienie właściwej drogi! Niestety, kwota operacji, które są jedyną szansą dla mojej córeczki, jest gigantyczna... Po 5 latach od rozpoczęcia pierwszej zbiórki udało się zazielenić pasek! Gdy traciłyśmy z córeczką nadzieję, pojawiliście się Wy i pozwoliliście na nowo uwierzyć! Oliwka przejdzie kolejne ważne operacje, jednak to nie koniec. Przed nią jeszcze trochę walki, jeszcze ważna rehabilitacja i kolejna operacja – jej kosztorys dopiero poznamy. Dlatego właśnie uruchamiamy kolejną zbiórkę i prosimy o wsparcie dla Oliwki. Za wszystko z całego serca dziękujemy! Oto nasza historia: Ile razy można odebrać dziecku nadzieję? Ile razy można je kroić na stole operacyjnym i obiecywać zdrowie, a potem, bo godzinach bólu, brutalnie sprowadzać na ziemię? “Niestety, operacja się nie udała” - słyszałam już to tak wiele razy, a za każdym kolejnym cierpienie było jeszcze większe. Moja córeczka stała się królikiem doświadczalnym dla lekarzy, którzy tylko obiecywali... Tak było do czasu trafienia do kliniki dra Paley. Gdy ją urodziłam, była idealna. Podali mi ją szczelnie zawiniętą, widziałam tylko słodką buźkę. Mogłam ją tulić tylko kilka chwil, bo lekarze zabrali ja na badania - standardowe, jak wtedy myślałam. Wieczorem przyszli do mnie w komplecie: ginekolog, pediatra i psycholog. Powiedzieli, że moje dziecko jest chore. Wtedy nie wiedziałam, co to artrogrypoza, skupiłam się na tym, by oddychać, by nie rozpaść się na kawałki. Moje dziecko było bardzo chore, niepełnosprawne… Nie mogłam w to uwierzyć! Dzisiaj moja córka nadal jest dla mnie idealna. Nie mogę pogodzić się tylko z tym, że tak bardzo cierpi... Dzień po porodzie po raz pierwszy zobaczyłam jej powykręcane rączki i nóżki, wygięte w nienaturalnej pozycji. Płakałam z żalu.  Rok po urodzeniu Oliwki zostałam sama. Mąż odszedł i od tego czasu nie kontaktuje się z córką, podobnie jak cała jego rodzica. Ta sytuacja ich przerosła, ale ja się nie poddałam - to było moje dziecko i byłam gotowa nawet zejść do piekła, byle tylko ją uratować. Oliwia miała zaledwie dwa lata, gdy trafiła pod skalpel chirurga. Gdybym wtedy wiedziała, że to jej tak bardzo zaszkodzi… Ani jedna, ani druga operacja się nie powiodły. Mało tego! Moja córka została jeszcze bardziej okaleczona… Dlaczego nam nie powiedzieli, że nie są pewni tej operacji? Że ryzyko jest zbyt wielkie, a moja córka może jeszcze bardziej cierpieć? Była dla nich tylko królikiem doświadczalnym, a że operacja się nie udała - trudno, zdarza się. Tylko oni potem umyli ręce, wrócili do domu i położyli się spokojnie spać. Ja nie mogłam zmrużyć oka przez kolejne miesiące, a moje dziecko zostało skazane na niepełnosprawność. Starałam się oswoić z myślą, że moje dziecko już do końca życia będzie skazane na niepełnosprawność, jednak nie mogłam powiedzieć tego Oliwce. Gdy już prawie straciłam nadzieję, spotkałam lekarkę, która także ma chore dziecko. Powiedziała, że do Polski przyjeżdża prof. Paley, lekarz z USA, operujący najtrudniejsze przypadki i mający na swoim koncie prawdziwe cuda. Pojechałyśmy tam i… to było najlepsze, co nas do tej pory spotkało! Profesor przeanalizował całą dokumentację medyczną. Powiedział, że to wszystko da się naprawić! Moja córka może chodzić, bo dr Paley przeprowadzi operacje, które wrócą sprawność zarówno rączce, jak i nóżkom! To najlepsza wiadomość w moim życiu. Profesor powiedział, że moje dziecko zostało skrzywdzone poprzednimi operacjami, że tak operowało się lata temu… To bolało, ale ból zagłuszyła nadzieja. Wtedy zaczęła się zbiórka, bo okazało się, że szansa dla mojej córeczki kosztuje gigantyczne pieniądze... Dla mnie, samotnej matki niepełnosprawnego dziecka, zgromadzenie kilku tysięcy jest misją na kilka lat. A co dopiero kilkuset, ponad miliona?! Zaczęliśmy misję niemożliwą i aż trudno uwierzyć, że się udało! Pierwsza zbiórka zapewniła Oliwce niezbędne operacje, jednak przed nią jeszcze przynajmniej jedna. Jej koszt i koszt długiej rehabilitacji dopiero poznamy, ale wiemy już, że to będą duże środki... Dlatego, jeśli chcecie wesprzeć walkę Oliwki, bardzo prosimy o każdą wpłatę, udostępnienie zbiórki. Obiecałam kiedyś córeczce, że zrobię wszystko, by była zdrowa. I nie zawiodę jej... Monika, mama Oliwki _________________________ ➡️ Weź udział w licytacjach i pomóż: Licytacje dla Oliwki  

820 982,00 zł ( 77,17% )
Brakuje: 242 848,00 zł
Wojtek Zommer
5 dni do końca
Wojtek Zommer , 4 latka

Pragniemy, aby Wojtuś usłyszał: "Synku, kochamy Cię!" – jedyną nadzieją operacja!

Nadszedł ten wyczekiwany przez nas dzień. Dzień narodzin naszego synka. Pamiętamy wszystkie uczucia, które wtedy nam towarzyszyły: podekscytowanie, radość, motyle w brzuchu i szczęście. Tak, Wojtuś jest naszym szczęściem. Byliśmy wzruszeni, że w końcu na świat przyszedł ten mały promyk słońca rozświetlający nasze życie. Kiedy wzięliśmy Wojtka na ręce, żeby go utulić, uświadomiliśmy sobie, że niestety nasze dziecko nie urodziło się w pełni zdrowe…  Wojtek, nasz 4-letni syn, to prawdziwy wulkan energii. Jest wesoły i roześmiany. Niestety urodził się z zarośniętym przewodem słuchowym oraz niewykształconą całkowicie małżowiną uszną. Ciężko mu zrozumieć innych. Piękny świat otaczających go dźwięków dociera do niego tylko z jednej strony.  Przez pewien czas sprawne było tylko prawe ucho. Mieliśmy nadzieję, że na tym się zakończy. Niestety, myliliśmy się...  Powstające w prawym uszku przewlekłe zapalenie oraz przerost migdałka sprawiają, że Wojtek przestaje słyszeć również na prawe ucho...  Serce nam pęka na milion kawałków kiedy widzimy, jak nasze dziecko męczy się, by dotknąć tym zmysłem rzeczywistości. Mamy takie malutkie marzenie, w którym Wojtuś usłyszy nasze: „Kochamy Cię”. Jedynym ratunkiem  jest operacja w USA... Dla nas choroba Wojtusia była przykrym zaskoczeniem, ponieważ z czasem zrozumieliśmy, z jakim cierpieniem nasze maleństwo będzie się zmagać. Wojtek przyszedł na świat w lutym 2020 roku. Cała ciąża przebiegała prawidłowo i nic nie wskazywało na to, by miało być inaczej.   Od 9. miesiąca życia nosi specjalny aparat słuchowy na przewodnictwo kostne. Regularnie bierze  udział w specjalistycznych terapiach mowy i rozwoju. Nam, jako rodzicom, bardzo zależało na rozwoju synka, więc pracujemy z nim codziennie. Nigdy się nie poddamy! W Polsce nie możemy liczyć na pomoc w zoperowaniu wady, jaką ma Wojtek. Jednak, jak się dowiedzieliśmy, skutecznie operuje się ją w USA. Dzięki operacji za oceanem Wojtek stanie się zupełnie zdrowym chłopcem, będzie mógł słyszeć oraz rozwijać się jak każde dziecko. Nadzieja nie gaśnie, kiedy mamy świadomość, że istnieje opcja ratunku dla naszego Wojtusia. Niestety tylko w Stanach… Przed nami długa droga, ale z pięknym oraz realnym celem. Nie możemy liczyć na żadną refundację. Nie spoczniemy jednak i będziemy walczyć do końca o zdrowie oraz przyszłość synka. Chcemy, żeby Wojtek mógł żyć, słyszeć i mówić jak inne zdrowe dzieci. Bardzo prosimy o pomoc. Będziemy wdzięczni za każde, nawet najmniejsze wsparcie. “Jeśli chcesz zmienić świat, zacznij od wsparcia dla innych” Mahatma Gandhi Dagmara i Szymon, rodzice ➡️ Licytacje: Uszko Wojtusia - spełnijmy marzenie! ➡️ Śledź relację ze zbiórki - Uszko Wojtusia

134 400,00 zł ( 50,53% )
Brakuje: 131 558,00 zł
Artur Własow
Pilne!
Artur Własow , 7 lat

Pomoc potrzebna na wczoraj! Uratuj Artura!

„Mamo, boli!” – od tych słów zaczęła się walka, w której przegrywamy. Leczenie jedynie zwalnia chorobę, a powinno zwalczać! Arturek zostanie przyjęty do Turcji pod jednym warunkiem – musimy mieć środki, by pokryć leczenie. Tragedią jest finansowy mur w ratowaniu mojego pięcioletniego synka! Zaczęło się od bólu brzucha, potem nogi… Badanie USG wykazało powiększoną śledzionę, wątrobę i węzły chłonne. Następne badania krwi były tak słabe, że pogłębiono ich analizę na hematologii. Ostra białaczka limfoblastyczna – trzy słowa, które w tym zestawieniu brzmią jak wyrok cierpienia, bólu… również śmierci. Mojemu synkowi podawana jest chemioterapia. Każdy cykl wyniszcza jego maleńkie ciałko, a nowotwór wciąż grasuje. Zdjęcia nawet w połowie nie pokazują tego, jak źle się ma Arturek. Jest dzieckiem, małym dzieckiem, które próbuje dzielnie znosić każde wkłucie, każdą biegunkę, brak apetytu, bóle i mdłości. Te leki to trucizna, które pozostawiają nam złudną nadzieję, że synek zostanie nimi wyleczony.  Arturek mówi, że jak dorośnie też zostanie lekarzem i będzie ratował ludzi. Jest tak niewinny, tak dobry i szczery. Jest naszą małą radością i dumą, ale myśli o przyszłości są dla nas zbyt bolesne, gdy widzę, w jakim jest stanie dzisiaj...  Białaczka nie musi być wyrokiem! Zewsząd dochodzą nas informacje o sukcesach w leczeniu tego nowotworu za granicą, w Turcji. Nasze serca rozrywają się z bólu, gdy wiemy, że możemy go uratować, a ta pomoc jest zwyczajnie niedostępna… Prawie pół miliona złotych! Nie mamy takich pieniędzy! Wszelkie oszczędności wyczerpują się na bieżące wydatki związane z badaniami, dojazdami, zakupem leków.  Tylko zbiórka jest naszą nadzieją, na to, że tysiące dobrych i wrażliwych ludzi zechce podzielić się swoją złotówką i pomóc ratować nasze dziecko! Błagam, nie mamy innego wyboru! Mama Arturka

84 165,00 zł ( 17,16% )
Brakuje: 406 155,00 zł
Antoni Lenkiewicz
14:59:00  do końca
Antoni Lenkiewicz , 5 lat

WZNOWA❗️Maleńki Antoś walczy ze złośliwym nowotworem mózgu – RATUJ❗️

Gdy jest się rodzicem, najważniejsze jest, aby własne dziecko było zdrowe. Wszystko wali się w chwili, gdy dowiadujesz się o śmiertelnej chorobie, zagrażającej jego życiu… Pod koniec lutego nasz syn trafił do szpitala z podejrzeniem guza mózgu w części potylicznej. Mimo że wtedy było to jeszcze podejrzenie, byliśmy przerażeni! Każdy dzień, gdy czekaliśmy na ostateczną diagnozę, wydłużał się w nieskończoność…  Niestety przypuszczania lekarzy zostały potwierdzone. U Antosia zdiagnozowano  złośliwy nowotwór mózgu IV stopnia, a dokładnie Medulloblastomę – rdzeniaka zarodkowego!  Pustka. Po prostu jedna wielka pustka pojawiła się wówczas w naszych głowach. Po chwili tę ciszę przerwały najtragiczniejsze słowa, jakie kiedykolwiek usłyszeliśmy – życie naszego maleńkiego synka liczone jest w  godzinach i jak najszybciej trzeba wyciąć nowotwór!  1 marca pełni strachu, którego nie opiszą żadne słowa, czekaliśmy na szpitalnym korytarzu. Antoś przeszedł wtedy operację usunięcia guza, która na szczęście się powiodła!  Po kilku dniach rozpoczął się kolejny etap bitwy z chorobą, do której wykorzystano chemioterapię. Antoś musi przyjmować ją co 2-3 tygodnie. Potem czeka go radioterapia. Cały czas będzie musiał być po ścisłą kontrolą lekarza i przechodzić wiele badań. Całe leczenie może potrwać do 1,5 roku… Przed nami bardzo trudne miesiące i lata, ponieważ oprócz leczenia, trzeba będzie zapewnić Antkowi rehabilitację. Tylko ona pomoże mu  wrócić do swojego dawnego życia i sprawności.  Jesteśmy pełni nadziei. Ostatnie badanie rezonansem magnetycznym dało pozytywny obraz! Tak bardzo pragniemy, aby ten koszmar był już za nami! Teraz musimy skupić się na leczeniu i rehabilitacji naszego synka. Nie możemy pozwolić, aby doszło do wznowy! Nie możemy czekać, dzisiaj musimy zadbać o zdrowie i życie Antosia!  Dziękujemy za każdą, nawet najmniejszą wpłatę. To dla nas bardzo ważne! Prosimy, wspomóżcie Antka w procesie leczenia. To bystry, uśmiechnięty i waleczny chłopiec, który powinien mieć przed sobą całe życie! Rodzice Antosia ➡️ Licytacje dla Antosia

220 230 zł
Beata Olewska
Pilne!
Beata Olewska , 52 lata

Światełko nadziei w walce ze złośliwym nowotworem mózgu – Pomagamy Beacie❗️

Piszę do Was z sercem pełnym wdzięczności, ale także z prośbą o wsparcie w tej trudnej dla mnie chwili. Niespodziewanie stanęłam w obliczu ogromnego wyzwania zdrowotnego. Niespodziewanie, ponieważ szanse, że to spotka właśnie mnie, były ślepym trafem. Bardzo pechowym. Pewnego dnia, po powrocie z wycieczki, na zwykłym spacerze z psami nagle straciłam władzę w mięśniach. Udało mi się zachować przytomność, ale nie byłam w stanie mówić. Jakoś udało mi się zadzwonić do męża i pojedynczymi słowami powiedzieć gdzie jestem. Jak się potem okazało, nieświadomie podałam złą lokalizację. Po raz kolejny „jakoś” dotarłam do domu. Wcześniej mąż wezwał karetkę, więc po krótkim czasie przewieziono mnie na oddział. Początkowe badania nie wykazały nic poważnego, ale nie daliśmy za wygraną, w końcu takie sytuacje nie są normalne. Pogłębiona diagnostyka i naprawdę cudowna opieka lekarzy zaprowadziła nas w końcu do diagnozy. A ta zwaliła z nóg – nowotwór złośliwy mózgu. Szanse były dosłownie losowe. Nikt z mojej rodziny nie chorował, więc po prostu miałam okrutnego pecha. Początki były trudne. Ciężko było poradzić sobie z tą informacją, ale starałam się nie tracić wiary ani determinacji do walki. Niedługo po diagnozie przeszłam kilkugodzinną operację usunięcia guza. Okazało się jednak, że pozostały korzenie, a one mogą doprowadzić do nawrotu. Dzisiaj wciąż męczą mnie silne bóle głowy, osłabienia i nawracające w kierunku choroby myśli. Ale nie poddaję się. Nie zamierzałam nawet na chwilę i całą rodziną szukaliśmy kolejnych kroków w walce o uratowane życie. I tu pojawiło się światełko nadziei. Dowiedzieliśmy się o kompleksowym leczeniu w klinice w Niemczech. Podawany ten lek jest w stanie sprawić, by mózg „uczył się” rozpoznawać guza. Odważyliśmy się podjąć leczenia i teraz czekają nas jego koszty. Dlatego zwracam się z prośbą o pomoc. Szereg dobrych serc, jakie się teraz wokół mnie pojawiły, sprawił, że na nowo wierzę w dobroć ludzi. Wiem, że nawet w obliczu takiej tragedii ważna jest wola walki, a tej mi nie brakuje. Tak jak optymizmu, że ta pechowa walka zakończy się największym happy endem. Ale do tego potrzeba mi jeszcze trochę wsparcia. Beata Apel Beaty: Apel córki Beaty:

132 929,00 zł ( 35,7% )
Brakuje: 239 412,00 zł
Anielka Ojczyk
Anielka Ojczyk , 2 miesiące

Mózg rośnie, a czaszka nie! Pomóż malutkiej Anielce!

Z początku ciąża z Anielką przebiegała bardzo dobrze, badania połówkowe wyszły prawidłowo. Niestety pod koniec ciąży wyszły nieprawidłowości i okazało się, że główka córeczki jest zbyt mała… Anielka urodziła się z małogłowiem spowodowanym kraniosynostozą, czyli przedwczesnym zrośnięciem szwów czaszkowych. Dla nas, rodziców, córeczka była idealna, wyglądała jak mały aniołek! Wiedzieliśmy jednak, że jej zdrowie jest zagrożone… Mózg córeczki rozwija się i rośnie, a jej czaszka już niedługo może go nie pomieścić! Lekarze zadecydowali, że jak najszybciej trzeba przeprowadzić operację otwarcia szwów czaszki, aby zrobić miejsce dla rosnącego mózgu. Zabieg jest refundowany i został zaplanowany na październik, jednak pojawiła się ogromna przeszkoda… Zaraz po operacji Anielka będzie wymagać kaskoterapii – dla córeczki zostanie zaprojektowany specjalny kask, który zapobiegnie zrostowi szwów i sprawi, że kości czaszki będą rosły w dobrym kierunku. Niestety, Anielka będzie zbyt mała, by zakwalifikować się do częściowej refundacji opłaty za kask z funduszu i musimy opłacić to samodzielnie... Dla naszej sześcioosobowej rodziny to za mało czasu, abyśmy sami uzbierali potrzebną kwotę, dlatego prosimy Was o pomoc! Operacja musi odbyć się jak najszybciej, aby mózg mógł rozwijać się i rosnąć prawidłowo. Liczy się każdy dzień – musimy zawalczyć o zdrowie Anielki! Prosimy, pomóżcie! Rodzice

17 783,00 zł ( 83,57% )
Brakuje: 3 494,00 zł