Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Artur Własow
Pilne!
Artur Własow , 7 lat

Pomoc potrzebna na wczoraj! Uratuj Artura!

„Mamo, boli!” – od tych słów zaczęła się walka, w której przegrywamy. Leczenie jedynie zwalnia chorobę, a powinno zwalczać! Arturek zostanie przyjęty do Turcji pod jednym warunkiem – musimy mieć środki, by pokryć leczenie. Tragedią jest finansowy mur w ratowaniu mojego pięcioletniego synka! Zaczęło się od bólu brzucha, potem nogi… Badanie USG wykazało powiększoną śledzionę, wątrobę i węzły chłonne. Następne badania krwi były tak słabe, że pogłębiono ich analizę na hematologii. Ostra białaczka limfoblastyczna – trzy słowa, które w tym zestawieniu brzmią jak wyrok cierpienia, bólu… również śmierci. Mojemu synkowi podawana jest chemioterapia. Każdy cykl wyniszcza jego maleńkie ciałko, a nowotwór wciąż grasuje. Zdjęcia nawet w połowie nie pokazują tego, jak źle się ma Arturek. Jest dzieckiem, małym dzieckiem, które próbuje dzielnie znosić każde wkłucie, każdą biegunkę, brak apetytu, bóle i mdłości. Te leki to trucizna, które pozostawiają nam złudną nadzieję, że synek zostanie nimi wyleczony.  Arturek mówi, że jak dorośnie też zostanie lekarzem i będzie ratował ludzi. Jest tak niewinny, tak dobry i szczery. Jest naszą małą radością i dumą, ale myśli o przyszłości są dla nas zbyt bolesne, gdy widzę, w jakim jest stanie dzisiaj...  Białaczka nie musi być wyrokiem! Zewsząd dochodzą nas informacje o sukcesach w leczeniu tego nowotworu za granicą, w Turcji. Nasze serca rozrywają się z bólu, gdy wiemy, że możemy go uratować, a ta pomoc jest zwyczajnie niedostępna… Prawie pół miliona złotych! Nie mamy takich pieniędzy! Wszelkie oszczędności wyczerpują się na bieżące wydatki związane z badaniami, dojazdami, zakupem leków.  Tylko zbiórka jest naszą nadzieją, na to, że tysiące dobrych i wrażliwych ludzi zechce podzielić się swoją złotówką i pomóc ratować nasze dziecko! Błagam, nie mamy innego wyboru! Mama Arturka

84 155,00 zł ( 17,16% )
Brakuje: 406 165,00 zł
Julek Andrys
Julek Andrys , 5 lat

Choroba wyniszcza nasze dziecko❗️Pomocy❗️

Pamiętam nasz lęk, kiedy to wszystko się zaczęło. Paraliżujący strach, że nie damy rady uratować swojego dziecka. Wiedzieliśmy, że poruszymy niebo i ziemię, ale nie mieliśmy pewności, czy to wystarczy… Autoimmunologiczne zapalenie mózgu to straszna i nieprzewidywalna choroba, która zniszczyła nam życie. Rok temu, kiedy rozpoczął się koszmar, nasz świat się zatrzymał – rozpoczęła się rozpaczliwa walka o zdrowie dziecka i poszukiwanie leczenia. Musieliśmy stawić czoła bezlitosnej chorobie.  Dzieciństwo Julka to ciągle leczenie, konsultacje medyczne, badania laboratoryjne, terapia. W czasie kiedy inni żyją normalnie, nasza codzienność pełna jest wyrzeczeń. Optymistycznie zakładaliśmy, że leczenie potrwa kilka miesięcy… Bardzo się myliliśmy… Dziękujemy. To słowo, które nigdy nie będzie w stanie wyrazić naszej wdzięczności za to, że dzięki Wam mogliśmy postawić pierwszy krok w drodze po zdrowie Julka. Niestety środki zebrane na poprzedniej zbiórce prawie się skończyły. Aktualne koszty leczenia wynoszą prawie 40 tysięcy miesięcznie. Przypadek Julka jest bardziej skomplikowany, ma wiele przewlekłych infekcji bakteryjnych, wirusowych i grzybiczych, które obniżają odporność i w konsekwencji zwiększają stan zapalny mózgu.  Dotychczasowe leczenie okazało się niewystarczające i konieczna będzie dodatkowa terapia. Julek pilnie potrzebuje leków, które nie są dostępne w Polsce i nie są refundowane przez NFZ.  W ciągu ostatnich miesięcy na szczęście ustąpiły dolegliwości bólowe, poprawił się sen, zniknęła autoagresja i w dużym stopniu agresja. Na twarzy Julka coraz częściej widać uśmiech, który daje nam siłę w momentach, kiedy brakuje już wiary. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby Julek wrócił do zdrowia, dlatego kolejny raz zwracamy się z prośbą o pomoc. Liczymy na Wasze wsparcie! Rodzice ➡️ Licytacje dla Julka💚 ➡️ Materiał o Julku dla Elbląskiej Gazety Internetowej ➡️ Apel o pomoc dla Julka

120 356,00 zł ( 32,32% )
Brakuje: 251 985,00 zł
Mateusz Paszko
Mateusz Paszko , 36 lat

Po okropnym wypadku nadeszła kolejna walka o sprawność Mateusza... Pomóżcie!

Był ciepły piękny dzień, który niczym nie różnił się od pozostałych. Mateusz, aby odreagować,  po pracy poszedł pograć w siatkówkę plażową. Przed wyjściem obiecał, że niedługo wróci. Nikt nie spodziewał się, że to wydarzenie będzie początkiem trudnych chwil, które na zawsze odmienią jego życie...  Mateusz to pełen energii mężczyzna, zawsze z optymizmem gotowy do działania. Siatkówka była jego wielką pasją, a także sposobem na życie i relaks. Szybko osiągał swoje cele, co widać było nie tylko na boisku, ale także w jego miłości do gór. Pragnął zdobyć Mont Blanc w 2021 roku, jednak wtedy doszło do tragedii – wylewu krwi do mózgu... Dramat rozpoczął się w lipcu 2021 roku, kiedy podczas gry w siatkówkę piłka uderzyła go w głowę. Uderzenie okazało się bardzo bolesne, ale Mateusz zignorował je, wierząc, że to nic poważnego. Kilka dni później pojawiły się objawy – drętwienie kończyn, co doprowadziło do wizyty w szpitalu. Przez tydzień lekarze nie potrafili postawić diagnozy, aż w końcu okazało się, że Mateusz cierpi na rozwarstwienie tętnicy szyjnej. Karetka zawiozła go do Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, gdzie przeprowadzono operację. Po zabiegu wydawało się, że wszystko się ułoży. Niestety, w nocy doszło do wylewu krwi do mózgu, a Mateusz zapadł w śpiączkę... Po dwóch operacjach i 1,5 miesiąca na intensywnej terapii Mateusz wciąż był w stanie krytycznym. Lekarze nie dawali mu nadziei, ale stopniowo jego funkcje życiowe się stabilizowały. W końcu zagrożenie życia minęło. Niestety Mateusz wciąż pozostawał w stanie wegetatywnym, z niedowładem czterokończynowym. Choć miał otwarte oczy, nie było z nim kontaktu... Od marca 2022 do kwietnia 2024 roku Mateusz przebywał w prywatnym ośrodku rehabilitacyjnym. Codzienna intensywna rehabilitacja, której koszt udało się pokryć dzięki poprzedniej zbiórce, pomogła mu w utrzymaniu mięśni i stawów w aktywności. Bardzo dziękujemy Wam za tamto wsparcie.  Niestety to nie koniec walki o powrót do zdrowia Mateusza. Ponownie prosimy o wsparcie, by móc kontynuować rehabilitację, która przynosi korzystne efekty dla jego zdrowia. Jednak koszty pobytu w ośrodku, przerosły możliwości całej rodziny. Dziś Mateusz jest w domu, w rodzinnej miejscowości, gdzie codziennie próbujemy przywrócić mu każdy ruch, uśmiech, a także pierwsze słowa. Choć wciąż nie mówi, nie je samodzielnie i nie porusza się, coraz częściej reaguje na żarty, uśmiecha się i śmieje. Niestety czasem się zdarza, że zamyka się w swoim cichym świecie... Opieka nad Mateuszem to praca wymagająca całodobowego zaangażowania. Potrzebne są fundusze na specjalistyczną opiekę medyczną, aby zapewnić mu jak najlepsze warunki do życia oraz szansę na większe postępy. Mateusz ma 36 lat i całe życie przed sobą. Miał wiele marzeń i planów, które teraz zostały zastąpione jednym – walką o powrót do sprawności. Serdecznie dziękujemy za pomoc okazaną Mateuszowi w poprzedniej zbiórce. Teraz przed nim kolejny bój. Prosimy Was o dalsze wsparcie. Bez tego nie jesteśmy w stanie udźwignąć kosztów związanych z jego dalszą rehabilitacją. Bliscy Mateusza

2 181 zł
Maja Matuszak
Pilne!
Maja Matuszak , 11 lat

Nowotwór odebrał już mojej córce nogę❗️Nie pozwól, by odebrał jej też życie❗️

Cały czas zadaję sobie pytanie – jak to możliwe, że niewinny wypadek podczas WF-u doprowadził do diagnozy nowotworu? Wszystko potoczyło się tak szybko… W zaledwie kilka miesięcy runął cały świat mojej córki! Chciałabym zapewnić ją, że wszystko będzie już dobrze, ale wiem, że to dopiero początek walki…  Moja córka ma 11 lat, a już musiała stoczyć trudniejszą bitwę niż niejeden dorosły! Na początku kwietnia tego roku Maja podczas lekcji WF-u niefortunnie została trafiona piłką w okolicy kolana prawej nogi. Po kilku dniach zaczęła się uskarżać na ból pod kolanem. Pojawiły się także problemy z chodzeniem… Ortopeda sądził, że to tylko zmiana przeciążeniowo-zwyrodnieniowa i zalecił leki przeciwbólowe oraz oszczędny tryb życia. Niestety, ból nie tylko nie ustawał, ale i był coraz większy. Maja okropnie cierpiała… Musiałam znaleźć sposób, żeby jej pomóc, więc rozpoczęliśmy poszerzoną diagnostykę. To po rentgenie kolana pierwszy raz usłyszeliśmy straszną nazwę – podejrzenie KOSTNIAKOMIĘSAKA. Zostaliśmy skierowani na rezonans z kontrastem, którego wyniki były bardzo niepokojące. W trybie pilnym zgłosiliśmy się do Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie na oddział onkologii dziecięcej... To właśnie tam, po wykonaniu biopsji guza, postawiono rozpoznanie NOWOTWÓR ZŁOŚLIWY – KOSTNIAKOMIĘSAK!  Guz rósł w przeraźliwym tempie! Z początku sądziliśmy, że wdrożona natychmiast chemioterapia pomoże odegnać widmo amputacji. Niestety, nowotwór był zbyt silny! Życie Mai było zagrożone i zadecydowano o AMPUTACJI prawej nogi na wysokości uda! Nie mogę uwierzyć, że od diagnozy minęło zaledwie kilka miesięcy. Patrzę na łysą głowę mojego dziecka i na pustkę na łóżku, gdzie jeszcze niedawno znajdowała się prawa noga Mai... Obecnie córka nadal przebywa w Instytucie Matki i Dziecka w celu kontynuacji leczenia zmodyfikowaną chemioterapią ze względu na stan nerek, który uniemożliwia wprowadzenie standardowego protokołu. Moja dziewczynka jest niesamowicie dzielna, ale sama sobie nie poradzi! Teraz potrzebuje rozpocząć aktywną rehabilitację i marzy o jak najszybszym zamontowaniu protezy nogi. Nowotwór zniszczył zdrowie mojej córki i codzienność naszej rodziny. Musiałam zrezygnować z pracy zawodowej, by zająć się pomocą Mai, a teraz niestety koszty leczenia i rehabilitacji przekraczają nasze możliwości finansowe. Z całego serca  błagam o pomoc dla mojej córeczki! To jej szeroki uśmiech daje mi nadzieję na pokonanie okrutnej choroby! Wierzę, że wspólnymi siłami wyjdziemy z pojedynku z kostniakomięsakiem zwycięsko!  Anna, mama

90 760 zł
Jonathan Lach
14 dni do końca
Jonathan Lach , 6 lat

Jeden z bliźniaków ZMARŁ, drugi wciąż walczy... Pomóż Jonathankowi❗️

Miało być ich dwóch, dwóch synków, którzy wypełniają nasz dom tupotem stóp i śmiechem. Stało się inaczej... Danielek nie żyje. Przeżyliśmy najgorszą tragedię, która może spotkać człowieka – śmierć dziecka. Został nam Jonathan. Każdy dzień jest walką, walką, w której doszliśmy do muru… Bo tylko intensywna rehabilitacja da naszemu dziecku szansę na sprawność! Proszę o pomoc! Kiedy otrzymaliśmy wiadomość, że urodzą nam się bliźniaki, byliśmy najszczęśliwsi na świecie. Rzeczywistość napisała jednak tragiczny scenariusz... W 17. tygodniu ciąży okazało się, że dzieci nie rozwijają się tak samo. Co tydzień jeździłam do szpitala na kontrolę, obawiając się najgorszego. Wierzyłam jednak, że wszystko zakończy się dobrze. Już wtedy wiedziałam, że chłopcy otrzymają biblijne imiona - Jonathan i Daniel.  W 26. tygodniu ciąży zaczęły się komplikacje. Kiedy byłam już na szpitalnym oddziale, tętno jednego z dzieci zaczęło spadać! Kilka godzin później dowiedziałam się, że Daniel nie żyje. Przeżyłam szok. W jednej chwili wszystko legło w gruzach... Nie było nawet czasu na żałobę po tak bolesnej stracie, rozpoczęła się walka o życie Jonathana. Pamiętam do dziś, jak panicznie dopytywałam o mojego drugiego synka… Bałam się, że stracę też jego. O mało co, a Jonathan także by umarł… Był maleńki, kruchy, ważył niecały kilogram. Na widok synka podłączonego do aparatury podtrzymującej go przy życiu, myślałam, że sama umrę. Byłam na półprzytomna... Wydawało mi się, że jestem w najgorszym koszmarze, z którego nie mogłam się obudzić... Nikt nas na taką tragedię nie przygotował, wszystko miało być dobrze, tymczasem stanęłam w obliczu śmierci jednego synka i tego, że drugi też może odejść! Już w pierwszej dobie życia synek był reanimowany i zaintubowany... Zdiagnozowano u niego niewydolność serca, martwicze zapalenie jelit, sepsę i anemię oraz wiele innych powikłań związanych z wcześniactwem i komplikacjami okołoporodowymi. Usłyszałam, że syn będzie sparaliżowany, nie będzie chodził, mówił i słyszał… Każde słowo było bolesnym ciosem w moje i tak zranione serce. Cała nasza rodzina pogrążyła się w żałobie. Od dnia narodzin walczymy o Jonathana… Na szczęście większość przewidywań nie sprawdziła się, poza jedną… Synek ma porażoną prawą stronę ciała. W jego prawej rączce i nóżce występuje nieprawidłowe napięcie mięśniowe i bardzo bolesne przykurcze. Dzięki Waszemu dotychczasowemu wsparciu i ogromnemu zaangażowaniu, udało się zakończyć pierwszy etap leczenia – Jonathan jest już po długiej i skomplikowanej operacji neurochirurgicznej selektywnej rizotomii grzbietowej w USA. Niestety, dziś już wiemy, że to nie wystarczy... Aby syn mógł całkowicie wrócić do sprawności potrzebna jest dalsza intensywna rehabilitacja, liczne terapie, badania, wizyty u specjalistów i odpowiedni sprzęt medyczny. Prawa rączka jest porażona do tego stopnia, że jego paluszki, nadgarstek wciąż nie potrafią poruszać się samodzielnie. Dodatkowo Jonathanek ma problemy z częstymi infekcjami górnych dróg oddechowych, astmą oskrzelową, dychawicą oskrzelową oraz alergią na pyłki traw. Wymaga przyjmowania leków i inhalacji na stałe... Synek ma również problemy z widzeniem przestrzennym i ma zeza prawostronnego, korygowanego przez okulary. Wymaga dalszych badań oraz terapii wzroku.  Niestety, to wszystko już teraz pochłania mnóstwo pieniędzy... Koszty stale rosną, a my wiemy, że sami nie jesteśmy w stanie zapewnić synowi wszystkiego, co potrzebne. Zbieramy więc fundusze na turnusy rehabilitacyjne i specjalistyczny sprzęt: ortezy, obuwie, wkładki. Potrzebujemy odpowiedniego sprzętu rehabilitacyjnego: platformy wibrującej, bieżni, rowerka oraz wielu pomocy terapeutycznych.... Dlatego zwracamy się do Państwa z prośbą o pomoc w gromadzeniu funduszy na dalsze leczenie. Za każdy gest wsparcia - kierujemy gorące wyrazy wdzięczności. I prosimy, nie zostawiajcie nas. Walczcie z nami do końca! Rodzice Jonathana  ➡️ Śledź postępy Jonathanka na Facebooku - zapraszamy na stronę Super drużyna dzielnego Jonathanka ➡️ Obejrzyj apel rodziców Jonathanka:

95 084,00 zł ( 33,96% )
Brakuje: 184 872,00 zł
Grzegorz Pędzich
Pilne!
Grzegorz Pędzich , 51 lat

Mój mąż walczy o życie ze złośliwym NOWOTWOREM❗️Ratunku❗️

Od 2021 roku trwa walka o życie i zdrowie mojego męża. Grzegorz już od pewnego czasu czuł się gorzej, ale lekarze nie byli w stanie jednoznacznie stwierdzić, co się z nim dzieje. Do końca życia nie zapomnę dnia, w którym dowiedziałam się, że mój mąż musi walczyć z NOWOTWOREM! W krytycznym momencie Grzegorz schudł 20 kilogramów w ciągu 2 miesięcy. Nie był już w stanie nawet wstać z łóżka… Gdy wreszcie przeszedł szczegółowe badania, okazało się, że wszystkiemu winny jest złośliwy nowotwór okrężnicy! Nasz świat w jednej chwili rozpadł się na milion kawałeczków! Do tej pory ciężko mi uwierzyć, że to spotkało mojego ukochanego męża… Trzeba było jednak działać szybko! Grzegorz niemal natychmiast rozpoczął leczenie onkologiczne, które z początku przynosiło poprawę. Niedługo później przeszedł też operację. Przez nią konieczne było zrobienie przerwy w leczeniu, która spowodowała kolejne problemy… Dalsze badania wykazały, że na wątrobie męża pojawiły się przerzuty! To był dla nas kolejny, bolesny cios. Lekarze starali się znaleźć odpowiednie leczenie, jednak stan Grzegorza się nie poprawiał. Ta bezsilność była przytłaczająca… Obecnie żadna refundowana forma leczenia nie jest skuteczna w walce o zdrowie męża. Pojawiła się jednak ogromna nadzieja! Szansą może być połączenie dwóch, specjalistycznych leków! Ta wiadomość była dla nas jak promyk nadziei, który niestety szybko przygasł. Potrzebny lek jest nierefundowany i bardzo drogi. Miesięczny koszt leczenia znacznie przewyższa nasze możliwości finansowe. Chcę jednak zrobić wszystko, by ratować męża, dlatego proszę Was o pomoc! Błagam, wesprzyjcie nas w tej trudnej walce o życie Grzegorza! Bogusława, żona

38 925,00 zł ( 73,17% )
Brakuje: 14 267,00 zł
Filip Maciejewicz
Filip Maciejewicz , 3 latka

Liczne GUZY w główce i nerkach 3-letniego Filipka❗️Ratuj! 🚨

Nasz jedyny synek każdego dnia cierpi! Choroba odbiera mu wszystko… Filipek nie rozwija się, jak inne dzieci. Guzy w jego maleńkiej główce powodują ciągłe ataki padaczkowe, a my nie możemy nic zrobić! Błagamy o ratunek! Musimy jak najszybciej mu pomóc! Nasze życie to od kilku lat nieustanna walka o zdrowie naszego dziecka. Tak bardzo cieszyliśmy się, że zostaniemy rodzicami… Ciąża przebiegała prawidłowo, jednak w 37 tygodniu wszystko się zmieniło… Podczas badania USG lekarz zauważył u synka wielotorbielowatość nerek! Byliśmy przerażeni. A najgorsze miało dopiero nadejść. Zaraz po narodzinach u Filipka znaleziono guz na serduszku. Trafiliśmy na oddział kardiologiczny. Ciężko opisać słowami, jak bardzo się baliśmy… Badania wykazały wiele zmian, które dały podejrzenia choroby, o której nigdy wcześniej nie słyszeliśmy – stwardnienie guzowate.  Trafiliśmy do specjalistycznego szpitala w Warszawie. Na miejscu wykonano rezonans. Gdy otrzymaliśmy wyniki, zrobiło nam się słabo… W głowie naszego synka wykryto mnogie guzy! Tym samym diagnoza stwardnienia guzowatego się potwierdziła…  Regularnie jeździmy do Warszawy monitorować nerki. Wielotorbielowatość jest przyczyną nadciśnienia tętniczego. Ale to nie koniec naszych zmartwień… Guzów w głowie Filipka jest tak wiele, że lekarze nie są w stanie ich zliczyć. Na każdej wizycie dowiadujemy się, że są coraz większe… Ich ilość i wielkość spowodowały padaczkę. Każdego dnia mierzymy się z wieloma atakami, które uniemożliwiają naszemu dziecku rozwój! Próbowaliśmy już wszystkiego… Od 2 lat stosujemy dietę ketogenną, leki, lecz ataki nie ustępują! Jesteśmy wykończeni i bezradni… Nasza codzienność, to nieustanna walka. Filipek nie mówi, nie komunikuje się z nami. Gdy stwierdzono u niego autyzm, nie mogliśmy w  to uwierzyć. Ciężko nam pogodzić się z tym, że to wszystko spotkało nasze dziecko. Najbardziej załamuje nas fakt, że stosowane leczenie nie działa. Polecono nam udać się do kliniki Niemiec. Wysłaliśmy dokumentację medyczną synka i otrzymaliśmy potwierdzenie – możemy przyjechać. Jednak kosztorys diagnostyki to ponad 50 tysięcy euro! Sami nie uzbieramy takiej kwoty… Synek ma już 3 latka, jednak opieka nad nim nie wiele różni się od opieki nad niemowlakiem. Co 3 godziny podajemy mu odważone posiłki, nie możemy się w żaden sposób z nim porozumieć... Wyjazd do Niemiec daje nam nadzieję. Wierzymy, że pogłębiona diagnostyka da odpowiedź, co jest przyczyną ataków Filipka. Musimy chwytać się wszelkich dostępnych metod. Błagamy, pomóżcie nam zawalczyć o naszego synka! Rodzice

31 539,00 zł ( 12,59% )
Brakuje: 218 838,00 zł
Szymon Pelc
Szymon Pelc , 26 lat

Ten chłopak rzucił wyzwanie chorobie, która zadaje ból i odbiera życie...

Błagam o pomoc! Jeśli uda nam się uzbierać pieniądze do 11 stycznia, w USA zoperują mi nie tylko kręgosłup, ale także nogę! W konsekwencji wrócę stamtąd całkowicie ZDROWY! Cześć, jestem Szymon Pelc, mam 24 lata i pochodzę z Wrocławia. Moja historia jest na tyle zawiła, że nie wiem, od czego zacząć jej przedstawienie. Może zacznę od tego, że część z Was może mnie kojarzyć. W 2017 r. powstała już zbiórka na mój cel – była to operacja kręgosłupa. Po pięciu latach żmudnego zbierania na nią funduszy stwierdziłem, że wezmę sprawy w swoje ręce. Podjąłem się niemożliwego wyzwania, którym była podróż na wózku inwalidzkim z Wrocławia do Trójmiasta, którą kojarzyć możecie pod hasłem: #DoTrójmiastaWózkiemZPowrotemNaNogach. Siłą własnych rąk pokonałem prawie 500 kilometrów po to, aby moja zbiórka zdobyła popularność. To, co wówczas się wydarzyło, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Dzięki Wam – wielkodusznym ludziom, moim bohaterom, udało się zdobyć ponad 900 000 złotych. Operacja kręgosłupa jest konieczna do tego, abym podniósł się z wózka i stanął na własnych nogach, lecz nie doprowadzi mnie ona do pełni zdrowia. Aby stawiać pewne kroki, wspinać się po górach, pewnie prowadzić samochód i pokonywać wszystkie życiowe przeszkody muszę poddać się również operacji nogi, która ponad dziesięć lat temu zesztywniała, wskutek czego nie mogę jej zginać. Po krótkim czasie od tego wydarzenia zarówno w nodze, jak i pośladku zaczęły zanikać mięśnie. Kiedy pierwsza zbiórka organizowana przez Siepomaga osiągnęła swój cel, od razu wyznaczyliśmy termin operacji kręgosłupa. Właśnie wtedy usłyszałem też o tym, że jeśli uda mi się uzbierać także na operację nogi, to podejmują się i jej, a z USA wrócę całkowicie zdrowy. 11 stycznia 2023 r. jest datą, na którą czekam z niecierpliwością. Datą, w której pokładam wielkie nadzieje. Datą, która może stać się końcem mojego życia w bólu, wstydzie i cierpieniu. Datą, która może stać się początkiem nowego życia. To nie jest tak, że się nie boję – boję się, lecz pragnienie rozpoczęcia mojego wymarzonego życia przezwycięża strach, nad skomplikowaną ponad 24-godzinną operacją. Niczego nie pragnę bardziej od bycia zdrowym, ponieważ jest to rzecz, której nie udało mi się jeszcze doświadczyć w życiu. Moja historia jest na tyle długa i zawiła, że naprawdę ciężko zmieścić ją w kilku akapitach. Niektóre sytuacje były dla mnie na tyle bolesne i traumatyczne, że moja głowa sama wypiera je z pamięci. Historię mojej choroby rozpocząć można od dnia narodzin, kiedy okazało się, że moja lewa noga jest dwa razy grubsza od prawej, a na moich plecach znajdują się trzy dużych rozmiarów guzy. Okazały się one unerwioną i ukrwioną częścią organizmu, a z biegiem czasu mutowały i atakowały inne części mojego ciała – pośladek i nogę. Każdego dnia towarzyszył mi ogromny ból, a uczucie frustracji, wynikającej z tego, że żaden lekarz nie jest w stanie mi pomóc, albo chociaż określić co mi jest, rosło w dynamicznym tempie. Ja – nazywany przez specjalistów „dzieckiem eksperymentu”, „dzieckiem skazanym na śmierć” razem z moją nieustępliwą mamą jeździliśmy od lekarza do lekarza, od kliniki do kliniki. Po kilkunastu latach życia przeszedłem kilka skomplikowanych operacji, kilka razy trafiłem na OIOM, a moją dokumentację medyczną znała każda klinika w Polsce… i nikt nie mógł mi pomóc. Aż do dnia, kiedy poznałem doktora Paley’a, który spojrzał mi w oczy i powiedział słowa, które po dziś dzień rozbrzmiewają w moich uszach - „Szymon, daj sobie pomóc, przyjedź, zoperujemy nogę, przywrócimy jej sprawność, a inni lekarze zajmą się twoim kręgosłupem. Wrócisz zdrowy.” Właśnie z tego powodu, w roku 2017 powstała zbiórka na moją operację w USA. Ktoś w końcu dał mi nadzieję, której tak desperacko przez lata szukałem, lecz jej koszt nie pozwalał mi się nią cieszyć w zupełności. Moja sytuacja zmieniła się diametralnie w 2021 roku. Przestawałem chodzić, ból towarzyszący mi każdego dnia był nie do zniesienia, nie pomagały mi żadne leki. Niestety moja zbiórka nadal była daleka od osiągnięcia celu. Wtedy pomocną dłoń wyciągnął do mnie lekarz, którego zdaniem już dawno powinienem być zdrowym, ponieważ Polscy lekarze mają takie samo doświadczenie i taką samą wiedzę jak dr Paley. Stwierdził, że jedynym ratunkiem przed wózkiem inwalidzkim i paraliżem jest operacja wykonana przez niego. 23 lutego 2021 r. w Wałbrzychu przechodzę tą operację. Operacja kończy się tym, przed czym chciałem się uchronić - wózkiem inwalidzkim i paraliżem. Napiszę jedynie, że myśląc o tych specjalistach czuję niepokój, strach, traumę i wielką niesprawiedliwość. Na sam koniec zostało mi tylko poprosić Was, ludzi o wielkich sercach o pomoc. Każda złotówka, każde udostępnienie, każdy mały gest zbliża mnie ku temu, aby w końcu zacząć życie, o którym zawsze marzyłem. Jeżdżąc na wózku inwalidzkim udowodniłem Wam, że potrafię przenosić góry. Pomóżcie mi uzbierać na ostatnią operację w moim życiu, a pokaże Wam, że potrafię znacznie więcej. Pozdrawiam i ściskam, Szymon 

1 269 291,00 zł ( 70,18% )
Brakuje: 539 219,00 zł
Oliwier Szymański
Oliwier Szymański , 17 lat

Mówili, że nie będzie chodził❗️Oliwier udowodnił, że jest inaczej❗️

Oliwier urodził się jako skrajny wcześniak w 26 tygodniu ciąży i ważył zaledwie 700 gramów. Przez 3 miesiące lekarze walczyli o jego życie, a po wyjściu ze szpitala rozpoczęła się walka o zdrowie. Gdy syn miał 2 lata, zdiagnozowano u niego diplegię, czyli obustronne porażenie kurczowe kończyn dolnych. Lekarze prognozowali, że nie będzie chodził. Ale na szczęście tak się nie stało i w wieku 6 lat Oliwier postawił pierwsze kroki! Przez cały ten czas nasz syn z uporem sportowca uczęszcza na rehabilitację, gdzie ćwiczy pod okiem wspaniałych rehabilitantów, bierze udział w turnusach rehabilitacyjnych, a w międzyczasie bolesne ostrzykiwanie nóg toksyną botulinową daje mi większy zakres ruchu i podtrzymuje sprawność. Obecnie Oliwier jest już nastolatkiem, uczniem liceum. Z powodu szybkiego wzrostu chód znacznie się pogorszył, czemu towarzyszy ogromny ból. W listopadzie i grudniu Oliwier przeszedł dwie skomplikowane operacje osteotomii derotacyjnej oraz przeszczep ścięgien. Operacje były konieczne nie tylko po to, by Oliwier mógł nadal chodzić, ale by jego chód nie był daleki od wzorca, by poruszał się niemalże jak zdrowy człowiek. Ale udane zabiegi to tylko 50% sukcesu. Syn już zaczął intensywną rehabilitację. Dzielnie wszystko znosi i daje z siebie więcej niż 100%! By nasz syn mógł sprawnie chodzić, potrzebna jest wielomiesięczna specjalistyczna, a zarazem bardzo kosztowna, rehabilitacja. Stąd nasza prośba o pomoc w zebraniu funduszy na dalszą rehabilitację syna. Proszę, pomóżcie nam spełnić marzenie Oliwiera o sprawności! Kinga i Dominik, rodzice

27 125,00 zł ( 28,33% )
Brakuje: 68 620,00 zł