Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Mikołaj Sławik
Mikołaj Sławik , 19 lat

Kiedy młode życie zatrzymuje choroba... Ratuj Mikołaja!

Kiedy dostał się do szkoły sportowej, niemal unosił się nad ziemią. Spełniały się jego marzenia. Miał przeświadczenie, że świat leży u jego stóp. Byliśmy z niego tacy dumni! Nasza radość nie trwała jednak długo... Mikołaj zupełnie bez powodu zaczął odczuwać drętwienie dłoni. Zaniepokojeni udaliśmy się do lekarza, który uspokoił nas i zalecił przyjmowanie witamin. Objawy na chwilę się wycofały, jednak po kilku dniach wróciły wraz ze słabnącą nogą. To był początek najgorszej w życiu przygody. Długo trwało szukanie pomocy, wieczorem zostaliśmy przyjęci na SOR, rano syn przeszedł już pierwsze badanie rezonansem magnetycznym. Stres sięgał zenitu. Gdy objawy zaczęły się cofać, w celach dalszej diagnostyki zlecono wykonanie punkcji lędźwiowej. I tego dnia nasz świat zmienił się bezpowrotnie... Mikołaj dzielnie leżał 24 godziny, by uniknąć bólu głowy. Zostaliśmy poinformowani, że to może potrwać kilka dni. Ostatecznie po kilku dniach syn opuścił szpital z diagnozą stwardnienia rozsianego i z uporczywym bólem głowy. W pierwszych dniach Mikołaj czuł się bardzo źle, że nawet lekarz przyjechał do domu. I choć wracał do siebie, powoli, to jednak ból głowy nie ustępował. Wtedy czekaliśmy cierpliwie, że minie po kilku dniach. Później, że może po trzech miesiącach. Ale nie mijał. I nie minął aż do teraz. To już ponad osiem miesięcy przyjmowania dużej ilości leków przeciwbólowych. W tak trudnej sytuacji szukaliśmy różnych rozwiązań. Syn skorzystał z zabiegów akupunktury, które miały szybko przynieść ulgę. Nawet po wielu spotkaniach nie było poprawy. Syn zaczął stosować osteopatię. Kilka długich i obiecujących zabiegów, również nie przyniosło poprawy. Terapię czaszkowo – krzyżową, klawiterapię, terapię pijawkami, bioenergoterapię. Zasięgaliśmy porad wielu neurologów i Mikołaj przyjmował coraz to różniejsze lekarstwa, ale nadal bez skutku. My przecież nie możemy się poddać! Udało nam skontaktować się z niemiecką kliniką, która daje nadzieję pacjentom takim, jak Mikołaj. Proszę, pomóż nam zapłacić za leczenie i zawalczyć o lepsze jutro! 25 kwietnia musimy stawić się w klinice!

53 295,00 zł ( 57,14% )
Brakuje: 39 960,00 zł
Wiktor Stańczak
Wiktor Stańczak , 5 lat

Jeden krok w przód, dwa wstecz... Pomóżmy Wiktorowi biec już tylko przed siebie!

Dziękujemy za Wasze wsparcie, które pozwoliło nam zamknąć poprzednią zbiórkę dla Wiktorka w zaledwie 2 tygodnie! Wystarczyło Wam kilkanaście dni, aby zebrać potrzebną kwotę, która zagwarantowała Wiktorkowi uczestnictwo w - niezwykle cennym na drodze po lepsze jutro - turnusie rehabilitacyjnym. Jesteście wielcy i całym sercem dziękujemy! Niestety, to nie koniec walki Wiktora i jesteśmy zmuszeni ponownie prosić Was o wsparcie…  Autyzm nie jest chorobą, którą można wyleczyć. To zaburzenie, z którym Wiktor będzie zmagał się zawsze. Nadal zadajemy sobie pytania, dlaczego właśnie na naszego synka musiała spaść taka diagnoza? Jak sobie poradzimy? Jak nasz synek będzie funkcjonował w przyszłości? Zaburzenie ze spektrum autyzmu, afazja, czy niedosłuch, z którymi musimy się mierzyć każdego dnia to ogromne wyzwanie, przed którym postawiło nas życie.  Świat osób z autyzmem dla nas - osób neurotypowych - jest jak gigantyczna układanka bez podpowiedzi. Każdego dnia Wiktor wkłada ogromny wysiłek w to, aby dopasować się do otaczającego społeczeństwa. Pomimo braku zrozumienia przez otoczenie, zawsze idzie uśmiechnięty do przedszkola i na terapię. Wiktorek nie potrafi się komunikować, ma trudności z wyrażaniem emocji, nie jest świadomy niebezpieczeństw i trzeba go ciągle pilnować, często nie reaguje, gdy się do niego mówi, nie wykonuje podstawowych poleceń…  Mimo to jest niezwykle kochany, uwielbia przytulać kilka osób naraz, jakby chciał powiedzieć przez to, że tylko miłość i szacunek liczą się na tym świecie… Są to wspaniałe momenty, bardzo pouczające i jednocześnie zaskakujące. Zebrane dzięki Państwa dobroci środki, przeznaczymy na różne badania (w tym genetyczne), konsultacje u lekarzy, terapeutów i innych specjalistów oraz materiały dydaktyczne i sensoryczne. Z góry dziękujemy za każdą pomoc!  Rodzice Wiktorka

53 181 zł
Karolek Łukasik
Karolek Łukasik , 10 lat

Nawet 100 napadów padaczki w ciągu 1 dnia, a leczenie nie działa! Pomóżmy Karolkowi!

Karol przez pierwsze dwa miesiące życia rozwijał się jak każde inne dziecko… Codziennie zachwycaliśmy się jego obecnością w naszym życiu i wydawało się, że nic nie może zburzyć szczęścia naszej rodziny. Niestety, w drugim roku życia Karolka wystąpił pierwszy napad, który zmienił nasze życie raz na zawsze… W drugim miesiącu życia synka zaczęliśmy dostrzegać pierwsze niepokojące objawy, takie jak niekontrolowane podnoszenie oczu do góry. Zdecydowaliśmy się udać do specjalisty, natomiast po przebadaniu naszego synka usłyszeliśmy, że nie dzieje się nic niepokojącego i rozwija się prawidłowo. Gdy uspokojeni, mieliśmy już opuścić gabinet, wydarzyła się rzecz, której nigdy nie zapomnę – pierwszy atak padaczki mojego synka. Do tej pory pamiętamy rozdzierające nasze  serca przerażenie, gdy widzieliśmy jego małe ciało trzęsące się bez kontaktu ze światem… Wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze, że to początek niezliczonej ilości napadów padaczki naszego syna. Najczęściej występują w czasie snu lub niedługo po przebudzeniu. Aktualnie Karolek przeżywa nawet do stu napadów dziennie! Każdy z nich trwa około 3-5 minut. Pomimo tak wielu przeprowadzonych badań, nie udało się znaleźć przyczyny występowania napadów padaczkowych u naszego syna. Także każde wdrożone leczenie okazuje się niestety nieskuteczne – włącznie z wszczepionym stymulatorem nerwu błędnego, który nie przynosi żadnych rezultatów. Próbowaliśmy wszystkich leków, o których wspomniał którykolwiek z lekarzy, a także najróżniejszych rodzajów olejków i diet. Wykonywaliśmy badania chorób metabolicznych i genetycznych, a także rezonans mózgu w poszukiwaniu przyczyny padaczki i jej lekooporności. Poruszaliśmy dla synka niebo i ziemię – niestety, bez rezultatów. U Karola zdiagnozowano także niepełnosprawność ruchową oraz intelektualną. Zdaniem specjalistów wynikają one z codziennych, silnych i niezwykle częstych napadów padaczki. Nasz syn nie mówi, nie rozumie poleceń, nie posiada umiejętności samoobsługowych ani nie sygnalizuje potrzeb fizjologicznych. Patrząc na syna, musimy domyślać się jego każdej potrzeby, nawet najbardziej podstawowej. Nie ma możliwości wprowadzenia alternatywnych metod komunikacji ze względu na poziom funkcjonowania Karolka. Przy wsparciu drugiej osoby, trzymającej go za rękę, jest jednak w stanie chodzić i stawiać małe kroki. Mimo tak dużych obciążeń i trudności Karol jest pogodnym dzieckiem. Okazuje najbliższym swoje uczucia, przytula się. W tym roku poszedł po raz pierwszy do szkoły i bardzo lubi swoich rówieśników, zawsze cieszy się, gdy ich widzi.  Jako rodzice dużo pracujemy, starając się zapewnić naszemu synowi wszystko, co najlepsze. Organizujemy swoje grafiki w pracy tak, żeby nasz syn nigdy nie był sam, ale też, aby nie opuścił żadnej wizyty u specjalisty. Mimo wszelkich starań nasze środki są jednak ograniczone – a koszty leczenia bardzo wysokie. Karol uczęszcza na rehabilitację, zajęcia integracji sensorycznej oraz muzykoterapię. Wymaga także opieki wielu specjalistów, między innymi logopedy czy fizjoterapeuty. Widzimy, jak dzięki temu się rozwija i oswaja ze światem wokół niego.  Nasza walka o zdrowie synka trwa już tak długo… Mamy nadzieję, że kiedyś wraz z rozwojem medycyny uda się znaleźć przyczynę napadów padaczki Karola, a co za tym idzie, zmniejszyć ich częstotliwość. Niestety, w tym momencie lekarze pozostają bezradni, a jedyne co my możemy zrobić, to zadbać o jego rozwój. Prosimy Was o pomoc i wsparcie w walce o sprawność i lepszą przyszłość dla naszego dziecka. Rodzice Karola

52 863 zł
Jan Jagodzinski
Jan Jagodzinski , 5 lat

Jaś mierzy się z tak wieloma problemami i potrzebuje Waszej pomocy!

Dziękuję za dotychczasowe wsparcie. Dzięki Waszej pomocy mogłam zapewnić Jasiowi potrzebną rehabilitację! Jestem niezwykle wdzięczna i jeszcze raz proszę o wpłaty! Koszty są naprawdę ogromne… Nasza historia: Pierwsze 3 miesiące życia mojego synka to tygodnie wypełnione strachem, niepewnością i wielką nadzieją. Jaś przyszedł na świat jako skrajny wcześniak. Zamiast w moich objęciach, pierwsze miesiące spędził w inkubatorze na intensywnej terapii… Niewydolność oddechowa, dysplazja oskrzelowo-płucna, wylew, retinopatia to zaledwie ułamek wszystkich jego dolegliwości. Dziś synek ma już cztery latka. Jest dzieckiem niepełnosprawnym. Musiałam zrezygnować z pracy, by móc odpowiednio się nim zaopiekować. Jaś wymaga regularnej rehabilitacji. Cierpi na głuchotę nerwowo-czuciową, ma wszczepione implanty ślimakowe. Ostatnio potwierdziła się też diagnoza mózgowego porażenia dziecięcego.  Synek miał też ogromne kłopoty z chodzeniem ze względu na wzmożone napięcie mięśniowe oraz skrócone ścięgno Achillesa. Na szczęście dzięki stałej rehabilitacji bardzo dobrze się rozwija i świetnie rokuje. Chodzi już samodzielnie, rozumie mowę, wypowiada pierwsze słowa. Zaczął chodzić do przedszkola terapeutyczno-integracyjnego. Koszty walki o rozwój i zdrowie syna nadal są ogromne. Terapia integracji sensorycznej, fizjoterapia, zakup ortez oraz dojazdy to naprawdę wielkie wydatki. A dochodzą do tego jeszcze akcesoria do procesora mowy. Staram się, jak mogę, żeby zapewnić synowi pomoc. Część wizyt udaje się realizować na NFZ, ale większość kosztów muszę ponosić sama. Bardzo proszę o wsparcie! Hanna, mama ➡️ Facebook - Licytacje Szacunkowa kwota zbiórki

52 799,00 zł ( 82,71% )
Brakuje: 11 031,00 zł
Katarzyna Błońska
Katarzyna Błońska , 42 lata

Walczyła o pacjentów – teraz walczy o swoją sprawność... Pomóż Katarzynie!

Nazywam się Katarzyna, mam 39 lat, jestem lekarką. Mam wspaniałą i kochającą rodzinę – 3 córeczki, dla których zrobiłabym wszystko. W październiku 2021 roku usłyszałam, że przyszło mi się zmierzyć ze stwardnieniem rozsianym. Wiedziałam, co to znaczy. Wiedziałam aż zbyt dobrze... Choroba pojawiła się niespodziewanie, w najgorszym z możliwych momentów mojego życia.  Jako lekarz anestezjolog mierzyłam się z wieloma trudnymi przypadkami chorób. Oddział kardiochirurgi, czy oddział covidowy to moja codzienność. Nie sądziłam, że w tak młodym wieku stanę po drugiej stronie barykady, zmagając się z postępującą chorobą. Być może gdyby nie wiedza medyczna, byłoby mi łatwiej… Nie byłabym świadoma tych wszystkich ograniczeń, które mogą się pojawić. Ale przecież nie mogę się poddać – mam dla kogo walczyć! Moja historia z chorobą rozpoczęła się 2 tygodnie po narodzinach najmłodszej córki. Cieszyłam się z jej przyjścia na świat, chciałam otoczyć jak najlepszą opieką. Tak bardzo czekałam na ten moment… Niestety, ten czas został mi brutalnie zabrany, przez objawy choroby zmieniające codzienność. Problemy ze wzrokiem, osłabiona lewa strona ciała… Być może już wcześniej organizm dawał sygnały, nie mam pewności. Wiem jednak, że jako młoda mama z dnia na dzień traciłam siły, które były mi wtedy niezwykle potrzebne.  Stwardnienie rozsiane w zatrważającym tempie odbiera mi codzienność, którą znałam. Odbiera samodzielność i siły, ale ja zrobię wszystko, by chorobę powstrzymać. Muszę walczyć… Na szali leży przyszłość moja i moich najbliższych.  Marzę, by być sprawną mamą. Dawać z siebie wszystko, aktywnie uczestniczyć w życiu dziewczynek. Chodzić na spacery, zwiedzać wspólnie świat. Chciałabym rozwijać się zawodowo. Wybrałam zawód lekarza – zawód z misją. Chcę ratować ludzkie życia… Nie wycofywać się z zawodu na samym początku mojej kariery! Przede mną godziny spędzone na wizytach lekarskich i jeszcze więcej na sali rehabilitacyjnej. Zakwalifikowałam się do innowacyjnego programu lekowego, ale czuję, że to nie wszystko, co mogę zrobić. Pracuje na kontrakcie, jak większość lekarzy mojej profesji. Z tego tytułu mam ograniczone wsparcie socjalne. Dlatego dziś, mimo że jest mi strasznie trudno, opowiadam swoją historię i proszę – pomóż mi! Katarzyna  

52 725 zł
Lilianna Kałkus
Pilne!
Lilianna Kałkus , 9 lat

8-latka walczy z nowotworem❗️Ratuj życie małej Lili ❗️

Złośliwy nowotwór wyrwał Lilkę z bezpiecznego domu. Wypełnił nasze życie strachem, którego do tej pory nie znaliśmy. Zamienił je w KOSZMAR! Błagamy, pomóżcie nam się z niego obudzić! Mięsak kostnopochodny – te dwa słowa, które jeszcze kilka tygodni temu były nam obce, dziś rozszarpują nasze serca na kawałki. Mamy wrażenie, że wszystko wydarzyło się w ułamku sekundy. Podczas wieczornej kąpieli zauważyliśmy zgrubienie pod pachą córeczki. Nazajutrz trzymaliśmy w dłoni skierowanie do onkologa. Wykonaliśmy podstawowe badania w szpitalu rejonowym i po trzech dniach Lilka została W PILNYM TRYBIE przyjęta do szpitala w Warszawie, aby jak najszybciej rozpocząć chemioterapię i powstrzymać tę okrutną chorobę. Nadal ciężko nam uwierzyć, że Lilka toczy właśnie swoją walkę NA ŚMIERĆ I ŻYCIE. Przecież nasza córeczka ma dopiero 8 lat! Jeszcze niedawno była zdrowa!  Walczymy z okrutnym przeciwnikiem, który uderza z całą mocą i za nic ma, że na ringu stoi bezbronne dziecko! GUZ o wielkości połowy pomarańczy boli! Rak tworzy nacieki na żebra. Odbiera Lilce siły i przykuwa ją do szpitalnego łóżka. Zabiera wszystko, co córka zna i kocha, dając w zamian cztery ściany szpitalnej sali, strzykawki i trudną chemioterapię.  Córeczkę czeka 30 tygodni chemii i OPERACJA wycięcia nowotworu. To oznacza dla nas cotygodniowe podróże do Warszawy, 300 km w jedną stronę, ogromne koszty pobytu w stolicy i wydatki związane z przebywaniem w szpitalu. To znaczy też, że rodzeństwo Lilki zostanie w domu, bez mamy… Lilka ma 18-letniego brata i młodszą siostrzyczkę, która często, gdy tata idzie do pracy, musi nocować u dziadków lub cioci. Choroba brutalnie wkrada się do naszej codzienności. Regularnie odbiera rodzeństwu ukochaną mamę. Siostrzyczka Lilianki ma dopiero 3 lata i nie może tego zrozumieć. Lilka z kolei, w swoim strachu i cierpieniu, tęsknocie za domem i bliskimi bardzo potrzebuje rodzica. To niezwykle trudny czas dla nas wszystkich…  Najcięższe jest jednak patrzenie na cierpienie własnego dziecka. Lilka jest bardzo dzielna i niesamowicie odważna. Choć często podczas zabiegów z kącika oka spływa jej łza, nie skarży się. Gdy czuje się lepiej, wyciąga farby i robi to, co kocha najbardziej: maluje. Podziwiamy tę mądrość naszej Lilki, podczas gdy sami przyglądamy się jej z najgłębszej otchłani rozpaczy… Przed nami długa chemioterapia, regularne dojazdy do szpitala i powroty, nieustanna rozłąka z rodziną i dalsze leczenie, zależnie od stanu zdrowia Lili. Wierzymy, że córka pokona chorobę i wszystko będzie jak dawniej. Jesteśmy skromną rodziną. Nie mieliśmy wiele, ale wiele też nie potrzebowaliśmy. Jednak teraz bez Waszej pomocy nie damy rady… W naszym życiu toczy się niewyobrażalna katastrofa, z której nie wyjdziemy sami. Błagamy, pomóżcie nam ratować dziecko. Nic więcej się teraz nie liczy… Rodzice

52 712 zł
Lilia Majewska
Lilia Majewska , 9 lat

Pomóż Lilii w walce z cukrzycą❗️

Lilcia trafiła do szpitala z ostrą kwasicą ketonową i cukrem ponad 600. Diagnoza była dla nas jak wyrok i przewróciła nasz świat do góry nogami. Ze zdrowej, rezolutnej i bardzo aktywnej dziewczynki Lilcia stała się dzieckiem niepełnosprawnym, które potrzebuje mojej opieki 24/h.  Moja mała dziewczynka choruje na cukrzycę typu I. Już w szpitalu zdecydowałam, że będziemy prowadzić leczenie córeczki przy użyciu pompy insulinowej. Niestety po ponad dwóch latach pompa, którą mamy, stała się przestarzała i niewystarczająca, aby osiągać dobre wyniki w utrzymaniu glikemii. Lila mimo choroby stara się możliwie jak najlepiej funkcjonować. Chodzi do szkoły, na taekwondo i basen.  Niestety ogromną trudność sprawia mi ciągła kontrola cukrów, podawanie dawek insuliny oraz wprowadzanie korekt. Muszę nieustannie kontrolować Lilię, co często jest równoznaczne z nieprzespanymi nocami i wiecznym czuwaniem. Nowoczesna pompa, na którą chciałabym zebrać pieniądze, jest bezdrenowa, malutka i działa w tak zwanej pętli. Pomogłaby Lilci utrzymać prawidłowe cukry, a co za tym idzie – zminimalizować powikłania cukrzycy. Ważna jest też wygoda i swoboda, którą ta pompa zapewniłaby mojej córci. Lila marzy o korzystaniu z basenu bez lęku o spadki cukru, które grożą utratą przytomności…  Niestety poza cukrzycą moja córka cierpi również na AZS i autoimmunologiczne zapalenie tarczycy. Jest diagnozowana pod kątem celiakii.  Bardzo proszę o pomoc. Muszę zrobić wszystko, by zapewnić Lilce odpowiednie leczenie i dać szansę na jak najlepsze funkcjonowanie. Moja córcia ma dopiero 9 lat. Powinna cieszyć się beztroskim dzieciństwem, spędzać czas z rówieśnikami, nie walczyć o zdrowie… Twoje wsparcie będzie dla nas ratunkiem. Karolina – mama Lilci ➡️ Zobacz zmagania Lilii na FB jej mamy! ➡️ Licytacje na FB

52 683,00 zł ( 70,74% )
Brakuje: 21 786,00 zł
Maja Krzyżek
Maja Krzyżek , 20 lat

Błagam cię córeczko – wróć do mnie!

Ta historia rozpoczyna się 19 lipca 2019. Środek wakacji, dobra pogoda i podróż samochodem, która kończy się bardzo nieszczęśliwie. Nikt nie chce dostać takiego telefonu, jaki wtedy otrzymałam – z informacją, że najbliższa mi osoba miała wypadek. Straszny wypadek Moja córka, wówczas 15-letnia Majeczka jechała samochodem jako pasażer. Niestety auto wylądowało na drzewie, wypadek był tak poważny, że drugi pasażer pojazdu zmarł, a Maja z bardzo poważnymi obrażeniami została przewieziona do szpitala. Cudem przeżyła. Już po fakcie lekarze twierdzili, że Maja przeżyła cudem, bo po pierwsze została bardzo szybko dowieziona do szpitala dzięki transportowi helikopterem, a po drugie – że dotarła do szpitala żywa. Jej stan był tak poważny, że nie dawano jej wielkich szans. Bardzo groźne urazy Moja córeczka doznała urazu wielomiejscowego, bardzo ciężkiego urazu czaszkowo-mózgowego, licznych złamań kości czaszki, oczodołów, strzaskane były płaty czołowe mózgu, lekarze stwierdzili stłuczenia krwotoczne mózgu i cechy obrzęku mózgu. Maja była konsultowana i leczona przez lekarzy różnych specjalności – neurologa, neurochirurga, chirurga szczękowego, laryngologa. W czasie 2 miesięcy po wypadku przebywała na siedmiu różnych oddziałach szpitala. Miała 3 operacje – w tym plastyki opony twardej. Lekarze robili wszystko co w ich mocy, żeby uratować życie Majeczki i… udało się! Za co jestem im cały czas przeogromnie wdzięczna. Majeczka zaczęła dochodzić do siebie, kiedy we wrześniu doszło do stanu zapalnego i ropnia okolicy zatoki sitowej, co wymagało zabiegu chirurgicznego. Po tym córka już nie była taka sama. Kontakt z nią urwał się – była przytomna, ale przestała reagować. Dopiero 5 miesięcy później, po pracy z logopedą, komunikacja z Majeczką – bardzo powoli – ale zaczęła wracać. Teraz mamy opracowany prosty kod – całus oznacza TAK, kwaśna mina NIE, inne miny oznaczają NIE WIEM itd. Poza tym Maja – jak to nastolatka – jasno pokazuje swoje fochy. 10 miesięcy poza domem Nasza gehenna trwała prawie rok. Majeczka do domu wróciła dopiero pod koniec maja 2020 roku – po 10 miesiącach! Do grudnia 2019 przebywała w szpitalach, w grudniu rozpoczęła rehabilitację w klinikach rehabilitacyjnych. Jednak przez większość tego czasu z moją córką nie było kontaktu albo był on bardzo ograniczony. Dopiero w ostatnich miesiącach rehabilitacja, a także pionizator przynoszą efekty. Postępy następują bardzo powoli, ale są widoczne. Razem z całą rodziną robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby Maja wróciła do siebie i była taka jak kiedyś. Wszystko jest możliwe! Poza tym widać, że dotychczasowa zabiegi fizjoterapeutyczne działają. Mam nadzieję, że wszystko wróci jeszcze do normalności. Czego potrzebuje Maja? Dwie sprawy są obecnie dla nas najważniejsze. Po pierwsze rehabilitacja. Zabiegi, których potrzebuje moja córeczka trzeba wykonywać codziennie. Miesiąc w miesiąc. W związku z tym koszty rehabilitacji są ogromne i wynoszą od kilku do kilkunastu tysięcy złotych miesięcznie. Tak wyglądają nasze dotychczasowe doświadczenia, ponieważ od grudnia do maja za pobyt w klinikach rehabilitacyjnych musieliśmy płacić właśnie tak duże kwoty. A po drugie chcemy poprawić komunikację i wykorzystać inny sposób do uruchomienia i ćwiczenia umysłu mojej córki. Majeczka jest po próbnych konsultacjach mających na celu przetestowanie tzw. cyber oka. Bardzo ładnie pracowała przez 2 godziny z tym urządzeniem. Cyber oko to nie jest tylko narzędzie do komunikacji (ekran bezdotykowy), ale także można na nim wykonywać mnóstwo ćwiczeń neurologopedycznych. Rozpoznawanie dźwięków, ćwiczenia z kolorami itp. Takich funkcji i różnych zadań jest mnóstwo. Dlatego chcemy zakupić cyber oko dla mojej córeczki. Koszt też ogromny – 26 000 zł. Poza tym, Maja będzie miała jeszcze dodatkowy rodzaj stymulacji neurologopedycznej tzw. biofeedback oraz zajęcia z hipoterapii, które podobno przynoszą znakomite efekty. Tak jak mówiłam – robimy wszystko, co możliwe. Proszę o pomoc dla mojej córeczki Dlatego prosimy Ciebie o pomoc. Pomóż nam w walce o zdrowie mojej córeczki. Majeczka ma dopiero 16 lat. Całe życie przed nią. Jestem pewna, że jest stanie normalnie funkcjonować i wrócić do pełnego zdrowia. Każda złotówka jest dla nas bezcenna. A ja nie poddam się nigdy, tak jak nie poddaje się moja córka. Zresztą córka jest urodzoną wojowniczką. Przed wypadkiem spełniła swoje wielkie marzenie i dostała się do liceum wojskowego, do którego miała uczęszczać od września. Wierzę także, że Maja zagra nam jeszcze i zaśpiewa. Moje dziecko jest uzdolnione muzycznie – Majeczka ukończyła I stopień szkoły muzycznej w klasie skrzypiec, gra także na gitarze. Dzięki Twojej pomocy Majeczka będzie miała szansę na normalne życie… za co już teraz dziękuję. Ola Krzyżek, mama Mai

52 621,00 zł ( 46,88% )
Brakuje: 59 613,00 zł
Weronika Gotowalska
Weronika Gotowalska , 14 lat

Przeszczep nie jest rozwiązaniem! Wesprzyj i uratuj serce Werki!

Weronika przyszła na świat z wrodzoną wadą serca. Po trzech operacjach na otwartym sercu i wielokrotnym cewnikowaniu serduszka byliśmy przekonaniu, że jej życie może uratować tylko przeszczep. Jednak przeszczep jest absolutną ostatecznością. Nadzieję przed ostatecznością dają nam jeszcze szwajcarscy kardiochirurdzy. Lecz ta nadzieja oszacowana została na ponad 800 tysięcy złotych... Podczas dwóch operacji doszło do komplikacji, które zostały z córką do dzisiaj. Ponadto, w grudniu 2021 roku lekarze zdiagnozowali u Weroniki mostek mięśniowy. Coraz częściej pojawiają się niepokojące bóle w klatce piersiowej, drętwienie ręki, bóle głowy, duszności. To pasmo mięśnia sercowego przebiegające nad odcinkiem nasierdziowej tętnicy wieńcowej, powodujące zwężenie światła naczynia głównie w czasie skurczu mięśnia sercowego. Werka bardzo dzielnie znosi wszystkie obciążenia i ograniczenia związane z chorobą. Nie może korzystać z życia jak jej rówieśnicy – musi być ostrożniejsza, uważniejsza. Na stałe przyjmuje trzynaście różnych leków oraz niezbędną suplementację. Choć jest odważna i świadoma swoich trudności, jest również niezwykle wrażliwa. Energii dodają jej spotkania z rodziną, z kolegami i koleżankami – jest towarzyska i otwarta. Narastające komplikacje odbierają jej nawet to... relacje i radości płynące z kontaktów. Jako rodzice nie chcieliśmy się poddać i nasze starania pokazały nam światełko w tunelu. Lekarze z Genewy podejmą się zlikwidowania mostka mięśniowego, który w ostatnich miesiącach narobił niezwykle dużo kłopotów, a Weronice przysporzył wielu łez. Koszty związane z zaplanowanym leczeniem zwalają z nóg. Wiemy, że bez wsparcia nie podołamy takiemu przedsięwzięciu... Z całego serca prosimy o nawet najmniejszą wpłatę, która przybliży Weronikę do operacji. Wiemy, że to dopiero początek tej trudnej drogi, a po operacji córeczka będzie potrzebowała długiej, żmudnej rehabilitacji. Jednak w perspektywie całego życia jesteśmy przekonani, że ta decyzja jest słuszna i zwróci się w postaci bezpieczniejszej przyszłości. Bez strachu o to, że przeszczepione serce przestanie bić, lecz z pewnością, że jej serce będzie silniejsze i zdrowsze na długie, długie lata. Rodzice

52 538,00 zł ( 49,38% )
Brakuje: 53 845,00 zł