Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Honorata Stantejska
Pilne!
Honorata Stantejska , 47 lat

Moja mama walczy ze złośliwym nowotworem❗️ POMÓŻ❗️

Ten rok powitał naszą rodzinę informacjami, o których nie śniliśmy w najgorszych możliwych snach. Mama całe życie była dla nas wszystkim oparciem. Teraz to ona potrzebuje pomocy i największej możliwej mobilizacji… Ma dla kogo żyć i wiemy, że będzie walczyć! Wszystko zaczęło się we wrześniu 2023. U mamy wykryto guza, który szybko zaczął się rozrastać. Zlecono biopsję. Wyniki badania histopatologicznego zwaliły nas z nóg – nowotwór złośliwy piersi. Mama od zawsze żyła aktywnie i miała wiele zainteresowań. Prowadziła warsztaty ceramiczne, zajmowała się strzyżeniem psów. W tej chwili jeszcze pracuje. Jednak rozpoczęła już przyjmowanie chemii i wiemy, że lada moment będzie to niemożliwe.  Lekarze zaplanowali 12 podań chemii białej i 4 podania chemii czerwonej. Mama musi również wykonać badania genetyczne. Pozwolą one podjąć decyzję o mastektomii jednej lub obu piersi. Termin operacji zostanie ustalony po zakończonej chemioterapii. Mamę czeka również radioterapia. Koszty już teraz są duże, a wiemy, że będą rosły. Mama na chemię dojeżdża 120 km w jedną stronę. Przed każdym podaniem należy wcześniej przyjechać na badania. Przed operacją zaleca się wzmocnienie mięśni dedykowaną fizjoterapią. Bardzo ważne jest też wsparcie psychologiczne. Ta sytuacja jest dla całej naszej rodziny bardzo trudna.  Robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby być dla mamy jak największym wsparciem. Każda  pomoc wzmacnia naszą determinację i daje siłę w tym trudnym czasie. Doceniamy Waszą życzliwość bardziej, niż możemy wyrazić słowami. Iga, córka

56 389 zł
Przemuś Glac
Przemuś Glac , 7 lat

Proszę, uratuj mój wzrok – pozwól mi widzieć❗️

Jego domem przez prawie 2 miesiące była klinika oddalona o 70 km. Nasz pierwszy wspólny czas nie trwał długo – szpitale były jego domem przez kolejne trzy miesiące. Na OIOM-ie, neurologii tam były jego łóżeczka. Kolejne diagnozy zdawały się nie mieć końca! Bezdechy, zapalenia opon mózgowych, obniżone napięcie mięśniowe, obniżona odporność, wnętrostwo, opóźnienie psychoruchowe. Kiedy myśleliśmy, że to już koniec, przychodzili lekarze i wymieniali kolejne choroby – padaczka lekooporna, refluks, ostre atypowe zapalenie skóry, problemy ze wzrokiem... Mózg próbował kodować te wszystkie rzeczy, a serce pękało na kawałki... Przemuś jest już po pierwszej serii przeszczepów komórek macierzystych w Bangkoku. Minął dopiero niewielki okres od naszego powrotu, a my widzimy już dużą różnicę w poprawie funkcjonowania Przemusia, zresztą nie tylko widzi to rodzina, ale także rehabilitanci i lekarza:) Przemuś nadal nie siedzi, ale zrobił ogromny postęp w tym kierunku – posadzony potrafi utrzymać się kilkanaście sekund!!! A to jak na początek bardzo dużo. Poprawiła się reakcja jego oczek! Przemuś obraca głowę za światełkami, kontrastami i odblaskami w normalnym świetle! Teraz czekamy, aż zacznie skupiać wzrok na twarzach i innych przedmiotach Poprawiła się jego sprawność fizyczna, bardzo się wzmocnił- coraz dłużej potrafi utrzymać głowę w górze, kręgosłup coraz lepiej trzyma, poprawiła się sprawność rączek – ciągle coś próbuje złapać. Kilkadziesiąt badań, konsultacji, ale wciąż nie wiemy, jaka jest przyczyna jego nieustających bezdechów, zagrażających życiu! Badania genetyczne wykluczały kolejne podejrzewane choroby. Synek został nazwany przez lekarzy dzieckiem roślinką, które powinno być pod opieką hospicjum. Po ciężkich miesiącach ciągłej walki o życie wyszliśmy do domu. Nasza radość i tym razem nie trwała długo. Sepsa – miesiąc walki o każdy następny dzień. Chodź jego stan był krytyczny, wygrał walkę o życie i walczy jak lew, by odzyskać sprawność. Przemuś stracił większość odruchów, które udało nam się już wypracować. Zmiany w mózgu wyrządziły kolejne szkody. Przemuś od tej pory musi być karmiony przez sondę, którą w ostatnim czasie zmieniliśmy na PEG-a. Martwica jelita – dodatkowa pozostałość po sepsie niemal go zabiła. Szybka operacja uratowała Przemusiowi życie. Lekarze mówili, że przeprowadzili ją w ostatniej chwili, bo parę godzin później już nie byłoby szans, by go uratować. Zapalenie płuc oraz wiele innych infekcji ciągle atakowały jego organizm. Od samego początku, w miarę możliwości i stanu zdrowia Przemusia, prowadzimy intensywną rehabilitację, która przynosi efekty, lecz każda choroba, pobyt w szpitalu powoduje, że robimy ogromny krok w tył. Każda najmniejsza poprawa, reakcja to dla nas ogromny sukces. Mózgowego porażenia dziecięcego nie da się wyleczyć – jedyne co może pomóc to intensywna rehabilitacja i przeszczep komórek macierzystych, które pomagają odbudować zniszczenia w mózgu, jakie spowodowały wylewy, padaczka i sepsa.  Najważniejsze jest teraz dla nas to, że Przemuś będzie widział – tak, jego wzrok już uległ poprawie! Nie możemy zmarnować tej szansy! Zrobię wszystko, by mógł widzieć, widzieć nas – rodziców, siostrę, dziadków, otaczający go świat! Wiem, że będzie mial wtedy większa motywację do  postępów. Oczami wyobraźni widzę, jak mówi pierwsze świadome słowa – mama, kocham czy dziękuje, zacznie chodzić, bawić się z Tosią. Ja to naprawdę widzę! Każdy uśmiech, każdy śmiech na jego twarzy uświadamia mi, jak bardzo go kocham i zrobimy wszystko by mu pomóc… Aby móc zdobywać kolejne zdolności, Przemuś musi mieć zapewnioną bardzo intensywną wielokierunkową rehabilitację w najlepszej postaci – czyli turnusy rehabilitacyjne. Potrzebuje także odpowiednich sprzętów, by utrzymywać prawidłową postawę i nie dopuszcza do skrzywień kręgosłupa, bo to może oznaczać operację i kolejne problemy. Jesteśmy dumni, że mamy takiego wojownika przy sobie :) Jesteśmy wdzięczni Ogromnej armii naszych aniołów za to, że dali nam możliwość odbycia pierwszej terapii – nie zmarnowaliśmy tej szansy – mamy efekty, musimy walczyć dalej ! Wierzymy, że i tym razem nasza Armia będzie z nami i nam pomoże! W Klinice w Bangkoku Przemuś, w krótkim czasie będzie mógł otrzymać kolejną dawkę 400 milionów komórek! Do tego bardzo intensywna rehabilitacja i dieta mogą naprawdę mu pomóc. Nie będę czekać na sam cud – muszę mu sama pomóc! A stanie się to tylko dzięki pomocy ludzi o dobrych sercach. Dzięki Wam! Mama

56 365,00 zł ( 23,77% )
Brakuje: 180 748,00 zł
Lilianna Zielińska
Lilianna Zielińska , 3 latka

Lilka ma zaledwie 2 latka, a przeszła udar mózgu❗️Pomóżcie nam o nią zawalczyć...

5 grudnia 2022 r. świat dla dwuletniej Lili i dla nas po prostu się zatrzymał. Cios, który spadł, był jak grom z jasnego nieba. Dziecko, które kochało zabawę, kochało się śmiać i psocić nagle zaczęło gasnąć na naszych rękach… Dramatyczne chwile w szpitalu w Turku, walka o przewóz do szpitala w Poznaniu. Tam szereg badań, operacja i tragiczne wiadomości. Nasz kochany aniołek przeszedł rozległy udar mózgu. Po raz kolejny nasze życie zatrzymało się w miejscu. Ogromny strach i lęk o życie córeczki owładnął całe nasze ciało. To był istny koszmar! Rokowania lekarzy były złe, a nawet tragiczne. Rozpoczęła się walka o życie naszej kochanej księżniczki. Rozpoczął się najtragiczniejszy okres w naszym życiu. Godziny wyczekiwania na wiadomości od lekarzy – wyczekiwanie na dobre wieści, na poprawę, w końcu wyczekiwanie na cud… I taki cud w końcu przyszedł, bo Lila zaczęła walczyć! Najpierw o swoje życie a później o zdrowie!  Obecnie Lila zmaga się z przewlekłą niewydolnością oddechową, wodogłowiem z niedrożności oraz zespołem uciskowym mózgu. Nie ma z nią kontaktu wzrokowego ani słownego. Jest karmiona poprzez PEG. Stan Lili jest unormowany, ale nadal niestety jeszcze leży w szpitalu i nadal się nie obudziła… Aby tego dokonać, potrzebuje intensywnej rehabilitacji i dalszego, jak najlepszego leczenia.  Codziennie ćwiczyliśmy z malutką, jak się pokazuje figą i taką “figę” Lila pokazała wszystkim przeciwnościom. My jako jej rodzice zrobimy wszystko, aby jak najszybciej powróciła do zdrowia i sprawności. Niestety, ale większość turnusów rehabilitacyjnych nie jest opłacana przez NFZ, a pokrycie miesięcznych kosztów takich turnusów w znacznym stopniu są dla nas nieosiągalne.  Dlatego też zwracamy się z prośbą o pomoc do Was. Do ludzi dobrej woli i wielkich serc. Pomóżmy Lili powrócić do zdrowia! Dajmy jej możliwość jak najlepszej rehabilitacji! Przecież musi jeszcze pokazać wszystkim figę! Przecież Lila ma tyle jeszcze do zobaczenia, poznania i usłyszenia…  Katarzyna i Rafał – rodzice Lili

56 354 zł
Angelika Krakowska
Angelika Krakowska , 35 lat

Życie roztrzaskane przez wypadek – szansą dla Angeliki jest egzoszkielet!

30 sierpnia 2015 roku – to dzień, w którym miałam bardzo poważny wypadek samochodowy. Obudziłam się w szpitalu, po kilku tygodniach spędzonych w śpiączce. Z bliznami po kilku operacjach, bez czucia w nogach… W wyniku złamania kręgosłupa nie chodzę do dzisiaj, ale mam szansę, by to odzyskać. Ta szansa to egzoszkielet, który daje lekarzom i fizjoterapeutom możliwość innowacyjnej rehabilitacji, a pacjentom nadzieje na powrót do dawnego życia. Dlatego błagam Was o pomoc w mojej walce. Mam dopiero 32 lata i zrobię wszystko, by odzyskać swoją sprawność… Mimo, że od wypadku minęło tyle czasu, do dzisiaj przeklinam tamten dzień. Zawalił mi się cały świat, rozpadłam się na tysiące kawałków, nie wiedząc jak na nowo poskładać swoje życie. W głowie tak naprawdę miałam tylko jedno pytanie – po co mam dalej żyć? W chwili, kiedy obudziłam się ze śpiączki, nie wiedziałam nic. Widziałam, że to szpital, ale nie byłam w stanie powiedzieć, co sprawiło, że w nim jestem. Kompletnie nie czułam swoich nóg. Dopiero po chwili dowiedziałam się o wypadku, o operacjach, o tym że lekarze walczyli o moje życie. W wyniku wypadku doszło do poważnego obrzęku i stłuczenia mózgu, złamania podstawy czaszki i złamania kręgosłupa. Nagle nie mogłam się nigdzie ruszyć, przekręcić na drugi bok, wyjść samodzielnie do toalety. Czułam się jak kula u nogi swoich bliskich. Myślałam, że życie dla mnie jest już skończone. Momentami miałam ochotę krzyczeć z niemocy. Po czterech miesiącach wyszłam ze szpitala i wtedy, mam wrażenie, zaczął się jeszcze większy dramat. Nagle musiałam uświadomić sobie, jak w rzeczywistości wygląda życie osoby niepełnosprawnej. Kiedy po raz pierwszy usiadłam na wózku inwalidzkim, przeżyłam szok. Musiałam mierzyć się z problemami, nad którymi nigdy się nie zastanawiałam. Jak tu jechać po krzywych chodnikach? Jak omijać dziury i pokonywać krawężniki? Nie wspominając już o pokonaniu schodów do mieszkania na drugim piętrze w bloku. Gdyby nie mój tata, czy szwagrowie, byłabym uwięziona w domu cały czas. Droga, która przeszłam do tej pory była wyboista i pełna łez, ale dzięki mojemu samozaparciu i pomocy bliskich mi osób dotarłam już tak daleko. Od samego początku ćwiczę każdego dnia i daje z siebie 200%. Musiałam pokonać tysiące barier – zarówno fizycznych, jak i psychicznych.  Niedawno pojawiła się dla mnie ogromna szansa. To aktywny egzoszkielet HAL. Polega to na wysyłaniu przez mózg impulsu nerwowego, który przenoszony jest przez rdzeń kręgowy, a dalej przez nerwy obwodowe bezpośrednio do mięśni nóg. Te odbierając polecenie z naszego mózgu, odpowiadają robiąc krok. Udało mi się zakwalifikować na terapię urządzeniem, które mogłoby odmienić moje życie.  Jestem na etapie najważniejszej walki w moim życiu – walki o zdrowie. Jest to dla mnie ogromna i jedyna szansa za powrót do sprawności, jednak największą barierą okazują się być finanse. Mówi się, że pieniądze szczęścia nie dają, ale w moim przypadku są one kluczowe, by wrócić do życia sprzed wypadku. Wiem, że proszę o wiele, ale obiecuję, że zrobię wszystko, by jak najlepiej wykorzystać okazaną mi pomoc. Gdyby nie ludzie o wielkich sercach nie dotarłabym już tak daleko. Angelika Licytacje dla Angeliki Media o Angelice: Telewizja Republika: fakt.pl torun.naszemiasto.pl eska.pl kobietaxl.pl torun.wyborcza.pl ddtorun.pl

56 260,00 zł ( 42,59% )
Brakuje: 75 826,00 zł
Anna Podrzycka
Anna Podrzycka , 39 lat

Każda pomoc jest na wagę złota – Pomagamy Ani wygrać z chorobą❗️

Witajcie, mam na imię Anna. Moja historia zaczęła się w lipcu zeszłego roku, kiedy dopadła mnie sepsa. Do tej pory nikt nie wie, co było jej przyczyną. W każdym razie rozłożyła mi ona układ nerwowy, mięśniowy i większość narządów.  Wypadły mi również włosy i mam duży ubytek słuchu. Na prawe ucho praktycznie nie słyszę wcale. Jest szansa, że zmiany się cofną, kiedy zacznę chodzić. Ale spędziłam prawie 3 miesiące na oddziale intensywnej terapii pod respiratorem, w tym 4 tygodnie leżałam w śpiączce. Więc te pierwsze kroki wymagają jeszcze dużo pracy. A lista diagnoz na tym się nie kończy: zespół nerczycowy, torbiel nerki prawej, mieszana choroba tkanki łącznej, Zespół Reynauda, niedokrwistość, hipoplazja prawej zatoki szczękowej, kacheksja... Obecnie jestem w trakcie rehabilitacji, za którą płacę z prywatnych funduszy. Bardzo pomaga mi rodzina, najbliżsi przyjaciele oraz współpracownicy. W takich chwilach człowiek uświadamia sobie, ilu jest wspaniałych ludzi dookoła. Jestem pewna, że takich ludzi jest o wiele więcej. Zbieram na sprzęt, który ułatwi mi funkcjonowanie, jak schodołaz czy wózek elektryczny. Być może będę też musiała zainwestować w implanty słuchowe, ale na razie radzę sobie za pomocą aparatów słuchowych. Na ten moment problem z przewodnictwem nerwowym nie pozwala mi stanąć samodzielnie na nogi, ale nie poddaje się w walce o powrót do normalności. Dla siebie i mojego cudownego 7-letniego syna, dla którego cała ta sytuacja jest równie trudna. Tak naprawdę każda pomoc się przyda! Ania

56 090 zł
Oliwier Bukowski
Pilne!
Oliwier Bukowski , 4 latka

Ma 2 latka i nowotwór❗️ Uratuj malutkiego Oliwierka❗️

Oliwierek rozwijał się normalnie. Wszystko było dobrze. Raczkował, siadał, chodził. Nie wiedziałam, co zwiastuje dziwnie duże oczko. Diagnoza nas przygniotła! Nie było to mocno zauważalne. Ludzie musieli się bardzo przyjrzeć, by zobaczyć, że jedno oczko Oliwierek ma większe. My też myśleliśmy, że taka po prostu jego uroda, ale jakoś nie dawało nam to spokoju. Znajoma podpowiedziała, że może to tarczyca. Zrobiliśmy badania. Jednak z tarczycą wszystko było w porządku. Poszliśmy do okulisty, on też nic nie stwierdził. Nie odpuściliśmy i zwróciliśmy na to uwagę naszemu lekarzowi rodzinnemu. Ten powiedział, że najszybszą drogą będzie SOR. Spakowaliśmy się i pojechaliśmy do szpitala. Tam lekarze wyglądali na mocno zaniepokojonych. Serce biło mi coraz szybciej. Co będzie z moim synkiem? Dlaczego lekarze mają takie pobladłe twarze? Do dziś nie mogę pojąć tego, co usłyszałam. Glejak nerwu wzrokowego. Nieoperacyjny. Musimy wprowadzić leczenie chemią. Wiedzieliśmy od razu, z czym Oliwierek musi się zmierzyć. Oczy zaszły mi mgłą. Czy moje maleństwo da radę z takim przeciwnikiem? Dorośli często nie dają rady… Czy nasze szczęście z powodu posiadania synka naprawdę ma trwać tak krótko?! Oliwuś dostaje chemię w zastrzykach i kroplówkach. Raz podczas podawania spuchła mu cała twarz, szyja, uszy. Znów strach i niepokój. Okazało się, że to objawy uczulenia. Mieliśmy kilkukrotnie taką sytuację i tym samym kilkukrotnie zmienianą chemię. Ciężko zachować spokój, gdy przytrafiają się niespodziewane komplikacje, a do tego często dochodzi samopoczucie naszego malca. To, że dzieci są osłabione po chemii, bolą je nóżki, to jest jeszcze do przełknięcia dla rodzica, ale serce mi pęka, gdy jedziemy autem do szpitala, a Oliwuś zaczyna płakać. Mimo że ma 2 latka, on wie, co go czeka. Pamięta bardzo dokładnie cierpienie, które za każdym razem przechodzi. Te łzy tak bolą. Te łzy to prawda o tym, co przeżywa… Bardzo proszę o pomoc. Chcę dać mu więcej radości, więcej uśmiechu i pięknych chwil. Dlatego musimy kontynuować walkę, by mogła szybko się zakończyć. Obecnie lekarze mówią, że guz nie rośnie, że się zatrzymał, ale dokładne wyniki dostaniemy dopiero po rezonansie oka.  Musimy pokonać ponad 100 km do szpitala, w którym Oluś dostaje chemię podtrzymującą. Według planu, jeżeli wszystko pójdzie dobrze, ma ją dostawać do czerwca. Do kosztów paliwa dochodzą leki, specjaliści, okulista… Nie jest łatwo prosić o pomoc, ale nie mam innego wyjścia. Wiem, że tylko tak możemy uratować synka. Już teraz dziękuję Ci za dobre serce! To bardzo wiele znaczy dla nas,  dla naszego synka! Rodzice Oliwierka

56 028 zł
Zofia Pluta
Zofia Pluta , 3 latka

Walczymy z mutacją genetyczną – Lek wyjdzie dopiero w 2027 roku!

Zaczęło się od dziwnych odruchów jeszcze w szpitalu zaraz po porodzie. Wszyscy uspokajali, że to czkawka albo odruch moro, ale ja jako matka wiedziałam, że coś jest nie tak…  Zosia podrosła, problem nie mijał. Specjaliści stwierdzili refluks. Zalecenie: podcięcie wędzidełka. Moja córeczka przeszła traumatyczny zabieg, a poprawy brak. Kolejne leki, badania nic nie wykazały ani nie zmieniły. Odbijałyśmy się od jednego szpitala do drugiego. W końcu zdecydowaliśmy się na prywatne badanie EEG głowy i prywatną wizytę u neurologa. Już następnego ranka byliśmy w szpitalu. Wymazy, izolatka, poprzebierany personel, a pośrodku tego wszystkiego moja niewinna, mała córeczka z diagnozą padaczki, jak się później okazało lekoopornej...  W szpitalu spędziłyśmy tygodnie, testując leki, sterydy, witaminy. Została wykonana masa badań. Zosia była tak malutka, że pielęgniarki podjęły około 15 prób pobrania krwi w ciągu 2. dni! Zosia miała dziesiątki napadów epilepsji w ciągu doby… W najgorszym momencie nawracały co kwadrans. Nikt nie wiedział, co robić i jak pomóc. To były chyba najgorsze chwile mojego życia. Dzieci w 6. miesiącu zaczynają siadać, badają świat i podejmują pierwsze próby komunikacji. Zosia w tym wieku była całkowicie odcięta od świata, przestała się uśmiechać, ruszać, przestała być obecna... Przyjmowane sterydy zadziałały hamująco na napady, ale i na całą motorykę... Po 8. miesiącach przyjmowania okazało się, że Zosia jest zatruta lekami i natychmiast trzeba je odstawić! Przez rozległe infekcje, które przy sterydzie były naszą codziennością, trafiłyśmy do szpitala na oddział intensywnej terapii z zapaleniem płuc. Stoczyliśmy walkę o jej życie. Zosia była podłączona do respiratora, miała założony cewnik, była żywiona sondą, miała port dożylny, czyli wenflon podłączony do aorty. Dopiero gdy córeczka spowrotem nauczyła się jeść, mogliśmy wrócić do domu.  Problemy Zosi są związane z mutacją genu STXBP1. W Stanach Zjednoczonych są przeprowadzane badania, a specjaliści pracują nad lekiem. Wstępnie planują wypuścić lek w 2027 roku. Będzie kosztował około 3 mln złotych.  Póki co działamy, jak tylko potrafimy najlepiej – rehabilitacją i pracą z fizjoterapeutami, by zapewnić Zosi jak najlepszy rozwój. Niestety wszystko generuje koszty. Bardzo proszę Cię o pomoc! Sprawmy RAZEM cud!  Mama Zosi ➡️ Licytuj i pomóż Zosi!

55 988,00 zł ( 52,62% )
Brakuje: 50 395,00 zł
Maja Kultys
Maja Kultys , 10 lat

Na ratunek nóżce Mai❗️Pomoc potrzebna na już!

Majunia jest taka dzielna… Tak dzielna, jak nie powinno być żadne dziecko. Przeszła już wiele operacji, doświadczyła wiele bólu… Jednak tak trzeba, innej drogi nie ma, jeśli chcemy ocalić jej nóżkę… Maja mówi, że kocha swoją nóżkę i mamy nie pozwolić jej obciąć! Nie pozwolimy nigdy i choć przed nami długa i kosztowna droga, nie poddamy się! Jednak bez Twojej pomocy nie damy rady… Nasza córeczka urodziła się 23 marca 2014 roku z deformacją prawej nogi: nie ma kości piszczelowej, dwóch kości śródstopia oraz palców II, III, IV. Maja nie zgina kolana, nie porusza stopą. Dzięki pomocy wspaniałych Darczyńców przeszła długie i bolesne leczenie w USA, podczas którego dr Paley zrekonstruował jej nogę, ratując ją przed amputacją! Teraz Maja nosi specjalny aparat, bez którego nie może chodzić ani stawać.  Niestety mimo pokładanych wielkich nadziei, jej chora noga wciąż nie rośnie i potrzebuje pomocy... Walka Mai o sprawność wciąż trwa! Przed nami wydłużanie kości strzałkowej. Różnica między chorą a zdrową nogą wynosi już 9 cm. By móc nadal chodzić na własnych nogach, Maja musi kontynuować swoją trudną drogę: operację i długą rehabilitację, które niestety są bardzo drogie.  Koszt leczenia w Europejskim Instytucie Paleya wynosi ponad 260 000 zł. Każda złotówka przybliża Maję do większej sprawności. Jej niepełnosprawność nie zniknie, ale możemy sprawić, że Maja będzie sama chodzić! Gdy pomyślę, że cały ten trud, ból i łzy miałyby pójść na marne, moje serce ściska żal. Dzisiaj przyszłość mojej córeczki jest zagrożona.  Już w 4 miesiącu ciąży dowiedziałam się, że z moim dzieckiem jest coś nie tak... Lekarz podejrzewał szereg wad - krótsza nóżka była jedną z nich. Ale tym przejmowaliśmy się najmniej - sen z powiek spędzały nam nerka i serce. Kolejne tygodnie upłynęły na niezliczonych badaniach i wizytach u specjalistów. Nie poddaliśmy się rozpaczy, chociaż fale bólu zalewały nas w najmniej odpowiednich momentach. Musieliśmy być silni - dla naszej córeczki! Już wtedy zaczęliśmy szukać ratunku, największej szansy, dzięki której Maja byłaby zdrowa i szczęśliwa… Szczęście w nieszczęściu - jedyną wadą, z jaką Maja przyszła na świat, była niezwykle skomplikowana wada nóżki - tibial hemimelia - brak kości piszczelowej, dwóch kości śródstopia, brak palców II, III, IV prawej stopy. W Polsce jedyne co mogli zaproponować, to amputacja i protezowanie do końca życia. Nadzieję znaleźliśmy w USA - tam rozpoczęła się walka o nóżkę! Dzisiaj, gdy patrzę na moją radosną córeczkę, która tak dzielnie sobie radzi, mimo krótszej nóżki, nie mogę nawet myśleć o tym, że mają ją amputować… Przecież jest możliwość, by Maja była sprawna, by mogła chodzić! Jadąc na pierwszy etap leczenia, wiedzieliśmy, że konieczna będzie kolejna operacja wydłużania kończyny. Sądziliśmy - naiwnie, jak się okazało - że NFZ zgodzi się na refundację, bo przecież nikt w Polsce nie jest w stanie się podjąć tak skomplikowanej operacji. Tymczasem zderzyliśmy się ze ścianą… Od tego czasu sami - z pomocą setek Darczyńców, których poruszył los naszej małej, dzielnej córeczki - zbieramy na kolejne etapy ratowania nóżki. Przed nami kolejny. Dr Paley stwierdził, że Maja jest już gotowa na wydłużenie kości, mogłoby się rozpocząć to już, teraz! Jednak nie możemy nic zrobić, dopóki nie zdobędziemy ogromnej kwoty… Brakuje nam ok. 140 000 złotych. Prosimy, pomóż… Pomóż naszej córeczce! Rodzice

55 954,00 zł ( 37,56% )
Brakuje: 92 983,00 zł
Weronika Skórzewska
Pilne!
Weronika Skórzewska , 23 lata

W dorosłość weszłam z rakiem❗️Pomóż mi go pokonać!

Moja walka o życie trwa, mimo iż nie dawano mi żadnych szans i skierowano na leczenie paliatywne! Mając osiemnaście lat usłyszałam, że mam czekać na śmierć... Na szczęście znaleziono lek, który zadział! Niestety nie był refundowany, ale wtedy z pomocą przyszli wspaniali ludzie, dzięki którym jestem tutaj i żyję!  Niestety – znowu nastąpiła progresja choroby. Doszło do mutacji nowotworu, lek przestał działać! Nadzieją dla mnie są badania molekularne komórek macierzystych w klinice w Niemczech. Bardzo drogie badania, na które nas nie stać, dlatego proszę o pomoc! Mój koszmar zaczął się w lipcu 2019 roku... Trafiłam wtedy do szpitala w Szczecinie z bólem brzucha i wymiotami. Po badaniu USG okazało się, że mam prawdopodobnie guza w jamie brzusznej i miednicy. Bałam się, ale chyba jeszcze wtedy nie zdawałam sobie sprawy, z jak okrutną diagnozą przyjdzie mi się zmierzyć. Zostałam przewieziona do innego szpitala, gdzie wykonano tomografię komputerową z kontrastem. Następnego dnia leżałam już na stole operacyjnym... Po operacji przez dwa tygodnie czekaliśmy na wynik badania histopatologicznego. Wynik był wstępem do mojego koszmaru. Guz złośliwy… Kolejne cztery tygodnie czekałam na kolejne wyniki stwierdzające, z jakiego rodzaju nowotworem mamy do czynienia. Niestety to mięsak układu krwiotwórczego – bardzo rzadki i bardzo złośliwy nowotwór… W gabinecie lekarskim zwalił mi się świat – usłyszałam, że rokowania są złe. Od razu rozpoczęto chemioterapię i zlecono badania pod kątem białaczki. Kiedy rozpoczynałam pierwszy cykl chemii, bałam się. Nie wiedziałam, jak nią zniosę i jak ciężkie tygodnie mnie czekają... Któregoś dnia usłyszałam od lekarzy, że czeka mnie już tylko leczenie paliatywne, że nic więcej nie da się zrobić... Wtedy stał się cud. Po długich poszukiwaniach znaleziono lek, który zadziałał! Moje leczenie trwało niemal dwa lata. Przeżyłam, choć nie dawano mi szans! Niestety rak znowu wymierzył potężny cios... Kiedy wydawało się, że wszystko ma się ku lepszemu, nastąpiła progresja choroby, czyli mutacja nowotworu.... W ciężkim stanie ponownie trafiłam do szpitala. Znaleziono kolejny lek, który działa, lecz nie wiadomo kiedy znów nastąpi mutacja. W ostatnim czasie znaleźliśmy nową metodę leczenia – badania molekularne komórek macierzystych. Niestety koszty są ogromne, ponieważ są one możliwe tylko w Niemczech, w prywatnej klinice. W Polsce diagnoza nowotworu postawiona jest na jednej płaszczyźnie, w Niemczech rozłożona jest na trzy i jest możliwość wykrycia, dlaczego nowotwór mutuje. Wysłaliśmy całą dokumentację medyczną do kliniki w Heidelbergu. To jedyna szansa na wyleczenie! Lekarze wierzą, że klinika w Niemczech podoła temu nieuleczalnemu nowotworowi, na którego temat wciąż zebrano bardzo mało danych. Badania kliniczne są zatem niezbędne do określenia nowych sposobów leczenia i ich wpływu na jakość życia. Według tego, co na początku mówili lekarze, powinnam już nie żyć... Tymczasem jestem tutaj i dalej walczę.  Chcę żyć – obiecałam to sobie i swoim bliskim. Chociaż czasem odchodzę od zmysłów, wiem, że nie mogę się poddać i muszę z całych sił walczyć z chorobą! Dziękuję za każdą pomoc... Weronika

55 951 zł