Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Łukasz Pakuła
Pilne!
Łukasz Pakuła , 44 lata

Łukasz jako lekarz ratował ludzkie życia, teraz sam potrzebuje pomocy!

To był zwykły dzień pracy w szpitalu. W tym dniu miały się odbyć rutynowe badania profilaktyczne - rentgen, badanie krwi, EKG. Nikt nie spodziewał się tak druzgocących wyników. Pojawiły się liczne przerzuty raka w płucach... Niezliczone badania, setki rozmów, konsultacji, trudna, ciężka operacja. Diagnoza to pseudomyxoma peritonei – bardzo rzadko spotykany rak przewodu pokarmowego o wysokim stopniu zaawansowania, zajmujący całą jamę brzuszną z przerzutami do płuc.    Od tego czasu minął rok. Rok rodzinnego dramatu, rozpaczliwych poszukiwań, wyniszczającej chemioterapii, która nie zahamowała choroby. Rak rozrasta się, zajmując coraz większe obszary i przynosząc ból... Jedyna szansa to leczenie poza granicami kraju – skomplikowana operacja w klinice zajmującej się tego rodzaju chorobami. Szansą dla Łukasza jest Twoja pomoc w sfinansowaniu leczenia. Każda, nawet niewielka wpłata jest ogromnie cenna i może zdecydować o losie Łukasza. Wierzymy, że dzięki Tobie Łukasz jeszcze nie raz uratuje ludzkie życie, wykonując zawód, który kocha... Że będzie żył dla swojego synka, rodziny i przyjaciół. Tak wiele zależy od Ciebie! Rodzina i Przyjaciele ➡️ Łukaszowi możesz pomóc też przez LICYTACJE - klik! ➡️ Strona Łukasza na FB ➡️ Instagram Łukasza: tata_anestezjolog_ ➡️ Grupa handlowa dla Łukasza ➡️ medonet.pl - 42-letni lekarz walczy z rakiem jelita grubego. "Tydzień wcześniej biegał, nic go nie bolało" ➡️ turek.net.pl – Ile warte jest ludzkie życie? To Łukasza Pakuły wyceniono na 2 miliony dolarów. Trwa dramatyczna zbiórka! ➡️ tvtoya.pl  ➡️ abczdrowie.pl - Rzadki rak jelita grubego zaatakował lekarza. Był okazem zdrowia, a dziś mówią, że to cud, że żyje

1 486 049,00 zł ( 69,84% )
Brakuje: 641 610,00 zł
Dawid Liashenko
Pilne!
Dawid Liashenko , 6 lat

Dawidek jest w fatalnym stanie❗️Ratuj nim będzie za późno!

Zrobiliśmy wszystko, by ocalić naszego dwuletniego synka. Sprzedaliśmy samochód i mieszkanie, by zdobyć pieniądze na leczenie. Dzisiaj stoimy na granicy naszych możliwości. Pieniądze się kończą, a leczenie musi trwać! Błagam, proszę! Bez wsparcia nasz synek umrze... Nic nie wskazywało na to, że Dawidek jest śmiertelnie chory. Z bardzo energicznego i wesołego chłopczyka stał się bezsilny, słaniał się na nogach. Intensywne wymioty, biegunka, krew w moczu wyczerpały go do reszty. Bardzo szybko znaleźliśmy się w szpitalu i na oddziale intensywnej terapii. W niedługim czasie lekarze powiedzieli nam, że nasz maleńki, ukochany synek ma bardzo rzadką chorobę: zespół hemolityczno–mocznicowy. Schorzenie powoduje mikrozakrzepy wszystkich narządów wewnętrznych, przez co  natychmiast zawodzą, a człowiek umiera. Choroba nie ma litości – jeden tydzień bez leczenia zabiera życie. Czułam się tak jakby ktoś roztrzaskał nasze życie na miliony kawałków. Myślałam, że to jakiś koszmar. Chciałam krzyczeć z nadzieją, że się obudzę. Nie docierały do mnie słowa lekarza. Myślałam jedynie o tym, by biec do mojego synka… Tylko co bym zrobiła? W jaki sposób bym go ocaliła przed śmiertelnym zagrożeniem? Ogarnęła mnie niemoc. Zdaliśmy się na lekarzy, gdy w ich słowach padł cień nadziei: istnieje sprawdzone leczenie poza granicami naszego kraju, lecz najpierw musieliśmy ratować Dawidka. Resuscytacja, trzy operacje, transfuzje krwi, cewnikowanie, antybiotyki, ciągłe zastrzyki. Jego stan pogarszał się z każdą chwilą. Choroba zaatakowała całe jego maleńkie ciało. Anemia, niewydolność nerek, zapalenie wątroby… Płakałam, gdy mnie nie widział. Musiałam być silna, by móc przy nim czuwać.  Sprzedaliśmy co mogliśmy, by wyjechać do Turcji na leczenie. Teraz naszą jedyną opcją klinika w Barcelonie, lecz koszt to prawie 3 miliony złotych! Błagam, pomóżcie nam! Stan Dawidka jest bardzo ciężki. Synek ma zwłóknienie wątroby, problemy z jelitami, bardzo wysokie ciśnienie krwi, a ilość czerwonych krwinek wykracza dwudziestokrotnie ponad normę.  Bez pieniędzy leczenie nie będzie kontynuowane. Bez leczenia Dawidek umrze. Drżę o niego każdego dnia, każdej nocy… Sprawdzam, czy oddycha, rozgrzewam zimne rączki, tulę i zapewniam, że wkrótce wrócimy do domu. To jest koszmar, z którego jedynym ratunkiem jest wasze wsparcie! Wiktoria, mama Dawidka 🟣 Instagram

1 397 291,00 zł ( 48,21% )
Brakuje: 1 500 863,00 zł
Sofia Opalimowa
Pilne!
Sofia Opalimowa , 9 lat

❗️Ratuj Sofijkę, nim będzie za późno...

Śmiertelna choroba zabija 8-letnią Sofijkę! U dziewczynki wykryto atypowy zespół hemolityczno-mocznicowy, która sprawia, że nie działają u niej nerki! Córeczka wiele razy była reanimowana, dochodziło do zatrzymania krążenia i oddechu. Od 2 lat mieszkamy w szpitalu! Życie Sofijki wymyka nam się z rąk! Lekarze mówią wprost – konieczny jest przeszczep nerki oraz podanie leku! Nadzieję otrzymaliśmy w klinice w Barcelonie. Błagamy o ratunek... Kiedy Sofia przyszła na świat, wszyscy myśleliśmy, że jest całkowicie zdrowym dzieckiem. Przez pięć pierwszych miesięcy żyliśmy w nieświadomości, że w jej organizmie uśpiona jest śmiertelna choroba genetyczna. Pierwszy rzut nastąpił w 6. miesiącu jej życia. Doszło wtedy do nagłego zatrzymania krążenia i oddechu. Przeżyliśmy koszmar – nasze maleńkie dziecko walczyło o życie na naszych oczach. Sofia trafiła do szpitala, a po dializach i zastosowanej wtedy terapii jej stan się ustabilizował. Wszystko wracało do normy. Dopóki w wieku 4 lat nie wystąpił kolejny atak niewydolności nerek! Historia się powtórzyła – reanimacja, szpital, dializy. Niestety, przewidywania lekarzy o tym, że stan zdrowia powinien się poprawić, nie sprawdziły się! Było tylko coraz gorzej… Nerki coraz częściej przestawały pracować.  Już od ponad pół roku przebywamy w różnych szpitalach na Ukrainie, skąd pochodzimy. Reanimacje i dializy są naszą brutalną, przerażającą codziennością. Ukraińcy lekarzy podejrzewali atypowy HUS, czyli zespół hemolityczno-mocznicowy. Z tym podejrzeniem trafiliśmy do szpitala w Barcelonie, gdzie potwierdzono tę straszną diagnozę! aHUS, czyli atypowy zespół hemolityczno-mocznicowy – choroba, która prowadzi do rozpadu krwinek, których fragmenty zatykają światło naczyń i upośledzają pracę organów! To bardzo rzadka choroba, na którą cierpią dwie osoby na milion... Koniecznie jest leczenie drogim lekiem oraz przeszczep nerki! Sytuacja ta jest o tyle ciężka, że na Ukrainie nie ma praktyki leczenia atypowego HUSu, tylko leczenia objawowe i paliatywne. Co więcej, nie jest możliwy przeszczep nerki od dawcy choremu z taką diagnozą. By ratować Sofię, musimy jechać do kliniki Sant Joan De Deu w Barcelonie.  Lekarze ze szpitala w Barcelonie zgodzili się leczyć naszą córeczkę! Zgodzili się ratować jej życie! Niestety – cena, którą musimy zapłacić, zwala z nóg! To prawie milion złotych… Choćbyśmy dwoili się i troili, sami nie zdobędziemy takich pieniędzy. Tym bardziej że czasu jest dramatycznie mało, bo choroba postępuje.  Wiemy, że dla naszego dziecka jest ratunek i przeraża nas świadomość, że sami nie jesteśmy w stanie za niego zapłacić, dlatego z całego serca prosimy o pomoc, by ocalić naszą Sofiję. Rodzice Sofii ➡️ Licytacje na Facebooku: Pomoc dla Sofii Opalimovy 13.07.2022: Ze względu na wzrost kosztów leczenia kwota zbiórki dla Sofijki została zwiększona.

1 237 853,00 zł ( 69,5% )
Brakuje: 542 981,00 zł
Amelia Gidelska
Amelia Gidelska , 4 latka

Straszna choroba zaatakowała maleńką Amelkę! Ratujmy jej przyszłość!

Pod koniec kwietnia wszystko się zaczęło i wszystko się skończyło. Narodziny Amelki miały być wyjątkową chwilą. Zanim jednak dostałam ją w ramiona, lekarz powiedział mi, że jest coś nie tak. Że rączki i nóżki mojej córki są powykręcane... Gdy miałam ją już przy sobie, byłam w tak wielkim szoku, że nie byłam w stanie odkryć kocyka. A potem wszystko potoczyło się błyskawicznie… Zaczęło się życie Amelki, skończyły się złudzenia, że będzie dobrze. Dziś proszę o pomoc dla córeczki, bo jeśli będziemy działać szybko, nadal jest nadzieja! Cała ciąża przebiegała wzorowo, dwaj starsi bracia Amelki są zdrowi. Czy w takiej sytuacji człowiekowi w ogóle do głowy może przyjść myśl, że coś jest nie tak? A potem przyszedł szok i ogromna rozpacz. Tuliłam Amelką tylko przez chwilę, potem zabrali ją na dokładne badania. Długo nie wiedzieliśmy, co jej jest. Jedna diagnoza wykluczała drugą. W końcu przyszedł jeden lekarz i powiedział, że wygląda mu to na artogrypozę. “To”, czyli moja maleńka, a już tak bardzo chora córeczka… Byłam sama, bo Amelka urodziła się w środku pandemii. Mąż nie mógł do mnie przyjść, niewiele wiedział, szaleliśmy ze strachu. Potem wyszłyśmy do domu i zaczęła się walka o to, by córeczka miała jakąkolwiek szansę na przyszłość. Musieliśmy przełknąć łzy, bo teraz każdy dzień ma znaczenie. Im wcześniej córeczka zostanie zoperowana, tym ma większą szansę! Nie mieliśmy czasu, żeby się przygotować, zasięgnąć opinii innych rodziców, poszukać specjalistów. Amelka została zdiagnozowana dopiero po porodzie, wszystko dzieje się tak szybko… Szukaliśmy i tak trafiliśmy na dwie kliniki, które mogłyby zoperować córeczkę. W pierwszej kolejności nóżki, by mogła kiedyś chodzić. Trwają konsultację ze szpitalami w USA i Niemczech. Amelka wygląda inaczej, niż bracia, gdy byli w jej wieku. Jej nóżki i rączki leżą bezwładnie wzdłuż ciała, prawie nimi nie rusza. Są powykręcane, nie wiemy jeszcze, czy także mięśnie są uszkodzone. Córeczka jest maleńka, dopiero co pojawiła się na świecie… Cały czas jeździmy do różnych lekarzy, robimy mnóstwo badań, ostatnio także genetyczne, ale na ich wynik przyjdzie nam poczekać pół roku… Czeka nas długa i trudna droga, jednak jesteśmy zmotywowani, by ją przejść. Od tego zależy cała przyszłość Amelki! W pierwszej kolejności operacja nóżek, niestety, będzie bardzo droga. Potem rehabilitacja, w większości nierefundowana. I kolejne operacje… Walka o zdrowie naszej córeczki pochłonie ogromne pieniądze. Już pochłania wszystkie oszczędności… Dlatego z całego serca prosimy o pomoc, by brak środków nie przeszkodził w walce o Amelkę. Byśmy kiedyś nie musieli jej powiedzieć, że była szansa, ale nie zdołaliśmy jej wykorzystać… Rodzice  eska.pl - Mała Amelka potrzebuje operacji i leczenia! Potrzeba ponad 3,5 miliona złotych! Pomóc może każdy! sycow.naszemiasto.pl - Maleńką Amelkę Gidelską z Doruchowa zaatakowała straszna choroba. Pomóżmy ostrow24.tv  fakt.24.pl - Amelka miała urodzić się zdrowa. Ma powykręcane i bezwładne rączki i nóżki pikio.pl - Mała Amelka miała być zdrowa. Urodziła się z powykręcanymi i bezwładnymi rączkami infoostro.pl - Rodzice Amelki błagają o pomoc epoznan.pl - Okrutna choroba zaatakowała Amelkę. "Nasza maleńka córeczka strasznie cierpi" se.pl - Malutka Amelka POTWORNIE cierpi! Jedynym ratunkiem jest kosztowna operacja!  dolnoslaskie.naszemiasto.pl ostrzeszowinfo.pl * Decyzją rodziców ŚP. Agatki Skąpskiej, niewykorzystane środki na leczenie dziewczynki w kwocie 340 000 zł zostały przekazane na subkonto Amelki, dzięki czemu będziemy mogli opłacić kolejną operację. Dziękujemy za ten piękny gest. 

1 111 910,00 zł ( 35,42% )
Brakuje: 2 026 713,00 zł
Matilda Salejko
Matilda Salejko , 11 lat

Pomocy❗️Umierają mięśnie Matildy – pomóż nam, nim będzie za późno...

“Mamo, a co będzie, kiedy znikną mi już wszystkie mięśnie? Czy ja wtedy też zniknę?” – pęka mi serce, kiedy Matilda zadaje mi takie pytania. Wiem, że choroba będzie sprawiała jej coraz większe problemy z poruszaniem się. W kolejnym kroku zaatakuje płuca, struny głosowe i inne narządy wewnętrzne. Będzie zabierała nam dziecko kawałek po kawałku! Aby terapia genowa walce z chorobą mogła zostać wdrożone, potrzeba badań przedklinicznych, które wymagają dużych pieniędzy! Jest nam bardzo ciężko, ale wiemy, że nie mamy innego wyjścia. Opowiadamy więc naszą historię i prosimy - pomóż nam! Matilda jest jedna na milion – dla nas jednak to nie komplement, a przekleństwo. Tylko jedno dziecko na milion rodzi się z uszkodzonym genem GDAP1 – genem odpowiedzialnym za zakończenia nerwów. Mutacja w genie sprawia, że Matilda cierpi na bardzo rzadką genetyczną Chorobę Charcota-Mariego-Tootha typu 4… To schorzenie z tego samego kręgu, co SMA. Bardzo brutalne w skutkach… Wiemy, co czeka Matildę w przyszłości, jeżeli nie dojdzie do leczenia, i gdybyśmy tylko mogli, wzięlibyśmy to cierpienie na siebie. Jedyne, co możemy jednak zrobić, to desperacko szukać ratunku dla naszej córeczki!  Jak to wszystko się zaczęło? Któregoś dnia usłyszałam od Matildy: “Mamusiu, nie mogę założyć buta, palec mi się podwija!”. W pierwszej chwili pomyślałam, że może Matilda się wygłupia, ale od razu podeszłam do niej, żeby to sprawdzić. Zapytałam, czy może ruszyć palcami w górę i w dół. Nie mogła – widziałam, że próbuje, ale bez skutku. Od razu chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do lekarza. Ten skierował nas na badania i tak rozpoczęła się nasza wędrówka po gabinetach. Jeździliśmy po całej Polsce, a kolejni lekarze, do których trafialiśmy rozkładali ręce. W końcu zdecydowaliśmy się na bardzo dokładne badania genetyczne i tak, po roku poszukiwań, poznaliśmy odpowiedź. Choroba Charcota-Mariego-Tootha… Niestety Matilda cierpi na jedną z najcięższych postaci! Obecnie choroba zaatakowała już rączki i nóżki – Matilda jest coraz mniej sprawna. Ma problemy z utrzymaniem równowagi, przez co często upada. Niedawno przewróciła się i złamała sobie rękę, kilka tygodni wcześniej w ten sam sposób straciła ząb. Prognozy są takie, że w ciągu kilku najbliższych lat Matildę czeka wózek inwalidzki. Następnie choroba zaatakuje płuca – będzie próbowała zabrać oddech. Teraz nasza córeczka jest bardzo żywą i aktywną dziewczynką – uwielbia ruch, uczestniczy w sesjach zdjęciowych, tańczy śpiewa. Jeszcze jest w stanie… Jak długo będzie jej to dane? Tego nie wiemy… Dla Matildy jest jednak szansa! Kilka lat temu w USA został powołany zespół genetyków do opracowania terapii genowej na chorobę, na którą cierpi nasza córeczka. Wyniki są bardzo obiecujące, a genetycy są w stanie zastąpić uszkodzony gen zdrowym. Jednak aby takie leczenie mogło zostać wdrożone, potrzeba długich badań przedklinicznych! By sfinalizować proces badawczy i rozpocząć badania kliniczne, potrzeba 2 milionów dolarów.  Długie godziny rehabilitacji, ortezy i inne sprzęty medyczne, chociaż tak bardzo potrzebne, nie uratują naszego dziecka! Przyszłość Matildy została wyceniona, a nas nie stać na jej uratowanie. Naszą jedyną nadzieją jest ten apel – to, że tysiące wielkich serc zjednoczą się, by pomóc nam ratować córeczkę! Prosimy, bądź z nami w tej walce... Rodzice Matildy Możesz również pomóc, biorąc udział w licytacjach na Facebooku: Matilda 1 na MILION Zobacz materiały poświęcone historii Matildy: TVP3 Bydgoszcz: 🔉 Radio PiK: "Jedna na milion" Nowości Dziennik Toruński: Mała Matilda z Silna pod Toruniem jest ciężko chora. Na jej leczenie potrzeba aż 8 milionów złotych

1 085 914,00 zł ( 12,95% )
Brakuje: 7 297 065,00 zł
Wojciech Onsorge
Wojciech Onsorge , 30 lat

Kiedyś na boisku, dziś Wojciech Onsorge gra mecz o życie❗️ Pomóż mu!

Na czekanie straciłem tyle czasu, że teraz nie mam już wielu opcji! To zdanie najlepiej opisuje dramatyczny wyścig z czasem 27-letniego Wojciecha Onsoroge – piłkarza Lecha Poznań, który rozpoczął walkę o życie! Nieoperacyjny guz mózgu – nowotwór złośliwy, taką diagnozę Wojciech usłyszał właściwie przez przypadek.  Jeszcze w tym roku Wojciech biegał po boisku. Piłkarz drugiej drużyny Lecha Poznań, Wojciech Onsorge, walczy z nowotworem złośliwym płata ciemieniowego! “Z piłką nożną związany od zawsze. Najpierw Warta Poznań i droga z pierwszej ligi do trzeciej i powrót na szczyt. Może gdyby nie urazy, to zaszedłby z nią aż do Ekstraklasy. Później – przez Elanę Toruń i Polonię Środa Wielkopolska – trafił zeszłej zimy do rezerw Lecha Poznań. Kolejorz szukał doświadczonych zawodników, którzy byliby w stanie pomóc młodzieży w wejściu do seniorskiej piłki. A poza tym dodaliby jakości sportowej. I pewnie dzisiaj Wojtek dalej grałby w rezerwach Kolejorza” – czytamy na portalu Weszło.  Onet.sport.pl Straszna choroba pokrzyżowała wszystko. Miejsce życiowych planów zajęła walka o życie... Lekki niedowład dwóch palców ręki, ledwie zauważalne zdrętwienie stało się początkiem ogromnego dramatu i właściwie zakończyło moje dotychczasowe życie!  Niedowład rozpoczął się po pobraniu krwi, które nieszczęśliwie spowodowało ogromny krwiak na lewym przedramieniu. Powiązałem ze sobą te dwie rzeczy, jednak kiedy krwiak zaczął schodzić, a niedowład postępował.  Miesiąc później po wizycie w szpitalu trzymałem już w rękach wynik rezonansu magnetycznego głowy. W moim mózgu była zmiana – 3-centymetrowy guz! Lekarze nie potrafili ocenić tego, jaka jest charakterystyka zmiany. Straciłem kolejne 3 miesiące na to, by przeprowadzić kolejne badania. Wstępna diagnoza – proces demielinizacyjny lub stwardnienie rozsiane!  Prawda była o wiele gorsza – nieoperacyjny guz mózgu i z tygodnia na tydzień coraz mniej opcji podjęcia skutecznej terapii. Polscy lekarze sugerują radioterapię, ponieważ według nich guz jest nieoperacyjny. Z racji tego, że mam  niedowład ręki (przedramię, nadgarstek, dłoń, palce, trochę słabsza noga i lekko opadający kącik ust), jest ryzyko uszkodzenia układu nerwowego. Guz z dnia na dzień rośnie, a ja straciłem już tak wiele czasu. Teraz nie mam już wielu opcji leczenia, ale ja muszę walczyć –  błagam, daj mi szansę na życie! Wojciech to nie tylko świetny sportowiec, ale i młodzieżowy trener, uwielbiany przez swoich podopiecznych oraz bardzo twardy facet, który z pewnością nie podda się bez walki! Pomóżmy mu w tym jak najszybciej – ta walka to najbardziej dramatyczny mecz w jego życiu! ––––––– LICYTACJE –> LINK

898 641,00 zł ( 80,84% )
Brakuje: 212 954,00 zł
Mikołaj Bobula-Glinka
Mikołaj Bobula-Glinka , 3 latka

Porzucony przez mamę, pokochany przez babcię. Ciężko chory Mikołaj czeka na pomoc!

Cud narodzin i cud życia w cieniu koszmarnej choroby i porzucenia przez mamę! Tak wyglądały początki życia Mikołaja, chłopca, który urodził się właściwie ze szczątkowym mózgiem, wodogłowiem i całą listą problemów od padaczki, po trudności trawienne. Matka porzuciła go w szpitalu, zaś lekarze postawili na nim krzyżyk, nie dając mu szans na przeżycie. Mimo to chłopiec żyje, rozwija się, trochę jakby na przekór tym wszystkim, którzy w niego nie wierzyli... "Takiego bezmózgowca jeszcze nie widziałem, jutro stanie mu serce – wprost powiedział jeden z nich, profesor habilitowany neurochirurgii... Gdy nie ziściły się przewidywania, że jeśli chłopiec przeżyje, będzie w stanie wegetatywnym, lekarze zaczęli traktować go jak wybryk natury." Los postawił na drodze Mikołaja dziadków, którzy bezgranicznie go pokochali i nie dali sobie wmówić, że nie warto o niego walczyć. To dzięki ich miłości i determinacji Mikołaj rozwija się lepiej, niż przewidywała nauka! Chłopiec rozróżnia dźwięki, smaki, zapachy, cieszy się, kiedy ktoś się z nim bawi i choć w jego mózgu nie ma ośrodków odpowiedzialnych za komunikowanie, Mikołaj coraz wyraźniej nawiązuje kontakt z otoczeniem.  Babcia Mikiego zaczęła studiować różne zagadnienia medyczne, by jak najszybciej i jak najskuteczniej pomóc ukochanemu wnuczkowi. Kluczem do pierwszych sukcesów była całkowita zmiana diety. Chłopiec, który nigdy miał się samodzielnie nie wypróżniać, pokonał tę barierę. Kolejnym krokiem milowym był dobór odpowiedniej rehabilitacji. Klasyczna rehabilitacja nie przynosiła efektów. Ale terapia metodą Feldenkraisa okazała się wręcz idealna dla Mikołaja. "Jej założenia są przeciwstawne do klasycznej fizjoterapii, skupione wokół możliwości, a nie deficytów, wymagających naprawienia, by zmieścić się w ogólnie przyjętych wzorcach. Metoda Feldenkraisa rozwija w oparciu o potencjał danej osoby, nie sprawia bólu, podąża za człowiekiem" – opowiada babcia Mikiego. Jest coś, z czym nigdy babcia Mikiego się nie pogodzi – z bezradnością, kiedy przychodzą te gorsze dni, kiedy nie można nic zrobić w obliczu płaczu niewinnego dziecka, które tak bardzo chce żyć. Dla Mikołaja nie ma cudownego rozwiązania, tajemniczego leku, który odmieni jego życie po kilku podaniach. Dzisiejsza medycyna oferuje jednak naprawdę dużo. Mikołaja trzeba regularnie badać, monitorować jego stan zdrowia i pomagać mu na ile to możliwe poprzez zajęcia fizjoterapii. Dziadkowie chcą dla swojego wnuczka przychylić nieba, ale wydatków jest coraz więcej. Chłopczyk wymaga nie tylko specjalistycznej opieki, ale także częstych wizyt lekarskich. Wciąż jest na etapie diagnozowania, dlatego jego lista dolegliwości pozostaje otwarta... Do tej pory Mikołaj jest leczony głównie prywatnie, każdego dnia pokazuje, że warto o niego walczyć – powoli, ale się rozwija. Niestety, koszty związane z walką o Mikołaja, są coraz większe, dlatego bardzo prosimy o pomoc! ----------------------------------------------- Losy Mikołaja możesz śledzić również na facebooku. Dodatkowe wsparcie możesz przekazać także na grupie.

651 178 zł
Oskar Blak
Oskar Blak , 4 latka

Niezwykle rzadka choroba zabiera nam synka! Pomocy!

Co będzie jutro? Czy Oskar nadal będzie z nami? Czy zabierze nam go okrutna choroba lub kolejny napad? Nie wiemy, żaden lekarz nie jest w stanie nam tego powiedzieć. Jesteśmy w szpitalu, do którego trafiliśmy niedawno. I już wiemy, co zabiera naszego synka… Choroba tak rzadka, że żyje z nią tylko 5 dzieci na świecie. W tym Oskar. Szukamy ratunku, leku, nadziei. Dochodzą koszty rehabilitacji… Bardzo prosimy o pomoc… Gdy Oskar się urodził, dostał 10 punktów w skali Apgar. Potem jedna przyszła lekarka i powiedziała, że muszą synka zabrać na tlenoterapię - jest coś nie tak z oddechem. W międzyczasie pojawiły się inne powikłania i - nie wiadomo skąd - stan zapalny. Oskar dostał antybiotyki. Nagle zaczął się robić wiotki, apatyczny, ciągle spał. Gdy zaczął puchnąć, w 3 dobie życia w stanie ciężkim lekarze zabrali synka na intensywną terapię. Umieraliśmy ze strachu. Lekarze zaczęli podejrzewać SMA, jednak badania szybko wykluczyły tę chorobę. Kolejne podejrzenia także się nie potwierdziły - wyniki badań książkowe. Gdy lekarze wykluczyli zakażenie i odłączyli antybiotyk, Oskar znów zaczął być jak inne dzieci. Wyszliśmy do domu po 2 tygodniach z zaleceniem rehabilitacji na obniżone napięcie mięśniowe. To miał być koniec koszmaru, jednak ten wrócił… Do 5 miesiąca życia się rozwijał - wolniej niż inne dzieci, ale w swoim tempie. Gdy nagle przestał, znów zaczęliśmy się martwić. Gdy w 7 miesiącu życia doszły bezdechy, nie mogliśmy czekać. Każdy napad był okropnym przeżyciem - dziecko siniało, a my musieliśmy ratować jego życie! Karetka, szpital, jeżdżenie od lekarza do lekarza i… nic.  Wiedzieliśmy tylko, że synek ma padaczkę. 10 października, nadal będąc w szpitalu, Oskar dostał ataku padaczki, która trwała 1,5 godziny. Trafiliśmy na OIOM. Stan synka był krytyczny… Na szczęście udało się go ustabilizować lekami. Teraz jesteśmy w szpitalu w Krakowie na oddziale pediatrii. 28 października otrzymaliśmy w końcu wynik badań genetycznych WES, za które sami musieliśmy zapłacić ponad 10 tysięcy złotych… Diagnoza: Encefalopatia padaczkowa z całkowitą demielinizacją mózgu, uszkodzony gen  SLC25A12.  Niedobór mitochondrialnego nośnika 1 asparaginianu-glutaminianu. Co to oznacza w praktyce? Oskar jest jedynym dzieckiem w Polsce z tą chorobą. Na całym świecie odnotowano tylko 4 podobne przypadki. Znaleźliśmy tylko 2 artykuły medyczne opisujące chorobę - nikt nic o niej nie wie. Nikt nie powie nam, ile Oskar będzie żył, jak dalej będzie rozwijać się ta choroba. Dziś Oskar jest dzieckiem leżącym, nie trzyma nawet główki - ma bardzo słabe mięśnie. Wodzi jednak wzrokiem, uśmiecha się, poznaje nas. Jeszcze... Błądzimy we mgle, szukając ratunku dla synka. Modląc się o każdy kolejny dzień. Szukamy klinik, możliwości leczenia w USA, w Niemczech… Wszędzie, gdzie leczyli podobne choćby przypadki, gdzie dają cień nadziei… Za prawie wszystko musimy płacić sami - my, rodzice ciężko chorych dzieci. A środki wyczerpały się bardzo szybko… Z całego serca prosimy o pomoc w zebraniu na rehabilitację Oskarka, na szukanie leczenia, wysyłanie wyników badań w świat. Nie możemy się poddać, bo jeśli tak się stanie, Oskarka nie uratuje już nikt… Zrozpaczeni rodzice ___________________ ➡️ Historię Oskarka możesz śledzić także tu: Walka Oskarka o każdy dzień ➡️ Licytacje i kiermasz świąteczny dla Oskara

649 571 zł
Agnieszka Roszkowiak
Pilne!
Agnieszka Roszkowiak , 44 lata

W głowie Agnieszki jest śmiercionośny guz❗️Musimy go pokonać – pomocy!

Może to przypadek sprawił, że tu jesteś, a może przeznaczenie? Cokolwiek to było, prosimy – zostań i przeczytaj dramatyczną historię naszej Agnieszki. Pomóż dopisać do niej szczęśliwe zakończenie... Aga walczy z guzem mózgu! Chce żyć, dla córeczki... Została jedyna nadzieja! "Mam dopiero 42 lata… 13 września 2022 tego roku zdiagnozowano u mnie ogromnego guza mózgu! To był szok. Kilka dni później trafiłam na stół operacyjny w szpitalu w Poznaniu. Wspaniali lekarze usunęli guza, uratowali. mi życie! Jednak moje szczęście nie trwało długo... Badania histopatologiczne wykazały, że guz, który usunięto, to bardzo złośliwy nowotwór - glejak IV stopnia… W ramach standardowej terapii finansowanej przez Narodowy Fundusz Zdrowia Agnieszka poddawana jestem obecnie radio- i chemioterapii.  To jednak za mało przy tym nowotworze, nie uratuje mi życia... Nowotwór nie czeka na zaproszenie i nie pyta o zdanie. Przychodzi, zabiera siły, plany, marzenia… Wierzę, że nie zabierze mi jednak życia! Po operacji robię naprawdę wszystko, ale wciąż stoję na przegranej pozycji. Silne dawki chemii i radioterapia niszczą mnie i niestety tylko spowalniają nowotwór. Potężne dawki sterydów zmniejszają obrzęk mózgu, ale boleśnie spuchło moje całe ciało. Cierpienie przedłuża mi życie, ale nie zatrzymuje raka. Szansą dla mnie jest dostępne w Niemczech leczenie, które skutecznie zahamuje postęp i wygasi aktywność raka. Nowotwór odebrał mi siły, ale nie pozwolę, żeby odebrał też wiarę. Słabnę, ale moja nadzieja nie, dlatego walczę i będę walczyć o życie, dopóki wystarczy mi sił. Do tej pory sama wspierałam i nadal wspieram chorych fundacji, bo kluczem do ratowania życia jest liczba wspierających i systematyczność wpłat. Dziś sama jestem po drugiej stronie i ja proszę Cię o wsparcie… Nigdy nie umiałam prosić o nic dla siebie, ale dla mojej ukochanej córki, która mnie potrzebuje, zrobię wszystko. Koszt mojego leczenia szacowany jest na ponad 700 000 zł, dlatego z całego serca proszę Cię o wsparcie… Pomóż mi wygrać tę nierówną walkę! Dziękuję za wszelkie wsparcie, za szansę, za zrozumienie. Dziękuję za każde dobre słowo, za każdą złotówkę, za modlitwy." Wdzięczna całym sercem, Agnieszka Agnieszka jest cudowną mamą 13-letniej Kasi, ukochaną żoną, córką, wnuczką i siostrą, wspaniałą przyjaciółką i koleżanką. Obdarza uśmiechem i pociesza, podczas gdy jej własna choroba rozrywa serca jej najbliższych… Niezwykle empatyczna, wrażliwa na wszelką krzywdę, zawsze gotowa do pomocy... Walczy dzielnie z chorobą dla swojej ukochanej córeczki, dla której zawsze była i jest wzorem do naśladowania i której obiecała: „Córeczko, nigdy się nie poddam, dla Ciebie pokonam raka…” Jedyną szansą dla Agnieszki na dotrzymanie złożonej obietnicy jest bardzo droga i nierefundowana immunoterapia wykonywana w Niemczech. Niestety koszt przedmiotowej terapii jest ogromny i znacząco przekracza nasze możliwości finansowe. Stoimy pod ścianą zbudowaną z kwoty nie do zdobycia, a czasu naprawdę jest coraz mniej, dlatego błagamy z całego serca i prosimy Cię o ratunek! O każdą pomoc... Przekaż tę wiadomość rodzinie, znajomym, wszystkim! Będziemy wdzięczni za każdą złotówkę, każde udostępnienie zbiórki. Aga naprawdę ma dużą szansę na pokonanie choroby! Na przeszkodzie stoją tylko i aż ogromne pieniądze... Z głębi serca dziękujemy Ci za pomoc! Kochająca Agnieszkę rodzina ➡️ Licytacje dla Agnieszki Zapraszamy do dołączenia do grupy licytacyjnej na Facebooku, udostępniania o niej informacji swoim bliski i znajomym. Równocześnie będziemy bardzo wdzięczni za przekazywanie przedmiotów na licytacje. Cały dochód z licytacji zasila zbiórkę Agnieszki na Siepomaga.pl W imieniu Agnieszki oraz własnym dziękujemy Państwu za okazane wsparcie w tych trudnych dla nas chwilach. Rodzina i Przyjaciele Agnieszki

601 104,00 zł ( 80,71% )
Brakuje: 143 577,00 zł