Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Marek Kuziorowicz
10 dni do końca
Marek Kuziorowicz , 16 lat

Mój mąż umarł przez guza mózgu… Teraz sama walczę o życie syna❗️

To była tragedia dla naszej rodziny. Dotąd o zdrowie Marka walczyliśmy razem, widzieliśmy efekty, wspieraliśmy się, pracowaliśmy. Teraz zostałam sama i już nie daje rady. Bardzo proszę o pomoc. Nieszczęście zaatakowało z każdej możliwej strony. Najpierw tragiczna śmierć mojego ukochanego męża i wspaniałego ojca. Po tej stracie ogromnie wspierał mnie mój tata, który niedługo potem też odszedł z tego świata. Następnie samochód potrącił moją mamę. Była w tragicznym stanie. Międzyczasie Maruś trafił do szpitala z podejrzeniem dziedziczności guza! To, co wydarzyło się potem, jest dla mnie nadal nie do przyjęcia. Marek pojechał do szpitala. Rany niezagojone na nowo zapiekły. Ostatecznie okazało się, że jego niepełnosprawność związana jest z okołoporodowymi uszkodzeniami i w związku z tym zastosowano lek. Lek, który miał pomóc, a zniszczył wszystko, co do tej pory ciężko wypracowaliśmy!  Niestety przez kolejne miesiące stan synka się pogarszał. Wszelkie wypracowane odruchy zaczęły się cofać. Maruś z pogodnego dziecka stał się apatyczny. Gorączkowo poszukiwałam lekarza, który zdiagnozowałby problem. Okazało się, że źle zainicjowane leczenie cofnęło w rozwoju mojego synka o parę lat! Teraz na nowo walczymy, by powrócić do stanu zdrowia sprzed podania tego nieszczęsnego leku. Czasami myślę, że to tylko koszmar, z którego mogę się wybudzić, ale nigdy to nie następuje. Dlatego nie czekam, a robię wszystko, by pomóc mojemu synkowi. Gdybyś wiedział, jak on jest inteligentny, ile rozumie! Zdrowy intelektualnie chłopiec jest uwięziony w swoim ciele, które go nie słucha, które robi zupełnie co innego, niż on sobie życzy, ale też ku naszemu szczęściu, które powoli się ugina. Jest niesforne, ale widzimy zmiany! Jeden miesiąc ćwiczeń z odpowiednią aparaturą sprawił, że ręka Marusia zaczęła się ruszać! Wystarczył jeden miesiąc! Wszyscy stracili nadzieję, ale ja wierzyłam i niemożliwe stało się możliwe! Lekarz mi wytłumaczył, że najważniejsze to ćwiczyć na maszynach, które narzucają ciału ruch, a mózg ten rucha zapamięta. Tak się stało i Maruś otwiera i zamyka rękę. We wrześniu na wizycie u dobrego neurochirurga okazało się, że jest nadzieja na polepszenie jego życia. To leczenie neurochirurgiczne metodą DBS, które polega na wszczepianiu do mózgu specjalnych stymulatorów w celu oddziaływania na nadaktywne komórki nerwowe. W Polsce zajmuje się tym Wojskowy Szpital Kliniczny w Bydgoszczy. Koszt to około 200 000 zł. Osoby chore na Parkinsona to leczenie mają za darmo. Niestety nie moje dziecko… Zakup automatycznego chodzika, który na nowo nauczyłby mózg Marusia właściwych ruchów, też jest horrendalnie drogi tak jak rehabilitacja i inne sprzęty medyczne. Czas nas goni! Marek ma już prawie 15 lat. Musimy działać, dopóki mózg jest plastyczny! Potem może być za późno… Dla Marka każdy dzień to cierpienie i niemoc. Jest zrozpaczony, gdy ciało go nie słucha, gdy wie, że zaraz zrzuci ze stołu jakiś przedmiot, mimo że tego nie chce. Krzyczy wtedy "Nie ja, nie ja!". I ja wiem, że to nie on. To nieusłuchane części ciała... Wiem, że muszę mu pomóc. Bez Ciebie nie dam rady. Starałam się do tej pory samodzielnie sprostać przeciwnościom losu. Niestety już jako samotna mama nie jestem w stanie. Wierzę w to, że los w odpowiednim momencie wynagradza każde dobre uczynki i otwarte serce. Proszę, pomóż mojemu synkowi! Justyna, mama

22 755,00 zł ( 9,04% )
Brakuje: 228 894,00 zł
Łukasz Bryk
10 dni do końca
Łukasz Bryk , 42 lata

Dzieci pytają o swojego tatę... Pomóż Łukaszowi wrócić do rodziny!

27 maja 2022 roku mój mąż trafił do szpitala z silnym bólem głowy... Gdy jechał na SOR, żadne z nas nie podejrzewało, że diagnoza będzie tak druzgocąca, a życie naszej rodziny za chwilę zmieni się raz na zawsze...  W szpitalu wykryto krwawienie podpajęczynówkowe, a po licznych badaniach obecność dwóch tętniaków: jednego w okolicy prawej tętnicy ocznej, drugiego na szczycie tętnicy podstawnej. Po dwóch i pół tygodniu ciągłego leżenia w szpitalu, mąż został wypisany do domu, ze skierowaniem do ponownej kontrolnej angiografii po trzech miesiącach. Zgodnie z zaleceniami, pod koniec września Łukasz wybrał się na badanie. Tam jednak usłyszał kolejne złe informacje… Jeden z tętniaków urósł! Po konsultacjach z lekarzami zdecydowaliśmy się na jego „zamknięcie”. Dokonano embolizacji i po 10 dniach Łukasz mógł wrócić do domu. Niestety, dopiero wtedy zaczęło się najgorsze… Niespełna po dwóch tygodniach od wypisu, Łukasz doznał rozległego udaru mózgu. W konsekwencji doszło do porażenia prawej strony ciała, zaburzeń mowy, trudności z połykaniem śliny… Dziś został już wybudzony ze śpiączki, pomału odzyskuje świadomość, jesteśmy w stanie nawiązać z nim kontakt. Co najważniejsze – poznaje nas! Próbuje porozumiewać się za pomocą drobnych ruchów i gestów. Jednak nadal trudno nam się pogodzić z zaistniałą sytuacją. Przecież Łukasz dopiero co, był zdrowym, silnym mężczyzną, a dziś nie jest w stanie wypowiedzieć nawet swojego imienia. Moje serce każdego dnia pęka na nowo… Wiemy, że przed nami długa droga. Mąż będzie wymagał długotrwałej i specjalistycznej rehabilitacji. Obecnie mija już kolejny tydzień, kiedy Łukasz jest w szpitalu. Okres ten jest bardzo ciężki nie tylko dla niego, ale przede wszystkim dla naszych dzieci - Zuzanki (11 lat), Rozalki (7 lat) i Mikołajka (2 lata). Oni nie rozumieją, dlaczego tak długo nie ma z nimi taty, nie mogą z nim porozmawiać czy się przytulić. Nie mogą pojąć, dlaczego tata, zawsze pełen energii, robiący kilka rzeczy naraz, zabiegany i silny, teraz został przykuty do łóżka. Mocno w to wierzę, że w tragicznych momentach ludzie są w stanie się wspierać i okazać niesamowitą solidarność, ci najbliżsi i ci całkiem obcy. Dlatego też, jeżeli ktokolwiek chciałby wspomóc walkę z chorobą mojego męża, z całego serca już teraz dziękuję. Proszę, ratujmy wspólnie Łukasza i nie pozwólmy mu się poddać! Agnieszka, żona Łukasza *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

61 988,00 zł ( 32,37% )
Brakuje: 129 502,00 zł
Elżbieta Szumska
10 dni do końca
Elżbieta Szumska , 74 lata

Straciłam dach nad głową, a stres wywołał udar. Proszę, pomóż mi...

Nazywam się Elżbieta Szumska. Jestem emerytowaną nauczycielką i radną Rady Powiatu Stargardzkiego. Do 12 maja mieszkałam w Stargardzie na osiedlu Trzy Słońca. Tego dnia stała się okropna tragedia… Blok, w którym mieszkałam, zaczął pękać. Cały budynek został ewakuowany i tak w jednej chwili stałam się osobą bez dachu nad głową. A potem było już tylko gorzej... Utrata mieszkania wywołała u mnie olbrzymi stres, na skutek którego 17 maja doznałam udaru niedokrwiennego mózgu. Zostałam jednostronnie sparaliżowana, nie mogę chodzić i sprawnie poruszać prawą ręką. Przed udarem byłam osobą aktywną, prowadziłam samochód, spacerowałam z psem, hobbystycznie malowałam.  źródło: szczecin.wyborcza.pl Obecnie nie potrafię wykonać wielu podstawowych czynności. Utrata sprawności to dla mnie ogromny cios. Nigdy w życiue nie spodziewałam się, że w pewnym momencie moje życie zmieni się tak bardzo, że zrobienie sobie samodzielnie herbaty będzie jak wejście na najwyższy górski szczyt… Pomimo trudności i fizycznych ograniczeń postanowiłam walczyć o zdrowie i ponownie cieszyć się życiem. Odbyłam już rehabilitację w szpitalu w Stargardzie. Obecnie ćwiczę indywidualnie, pod opieką specjalistki. Bardzo chciałabym pojechać na intensywny turnus rehabilitacji ręki i chodu po udarze mózgu do specjalistycznego ośrodka terapeutycznego w Gryficach. Koszt dwutygodniowego pobytu w ośrodku wynosi 4900 zł. Aby móc w pełni wrócić do sprawności potrzebowałabym intensywnej rehabilitacji przez przynajmniej pół roku.  Potrzebną kwotę próbuję zebrać dzięki Wam, gdyż sama nie jestem w stanie ponieść takiego wydatku. Wspominałam, że moją pasją jest malowanie. Teraz uczę się malować lewą ręką, ale chciałabym znów zasiąść przed sztalugą bez bólu. Z myślą, że już wszystko będzie dobrze…  Wierzę, że z Waszą pomocą uda mi się wrócić do moich kochanych farb oraz normalnego życia. Wszystkim tym, którzy wesprą mnie w walce o zdrowie, z całego serca dziękuję! Ela

17 566,00 zł ( 28,08% )
Brakuje: 44 988,00 zł
Gabrysia Wąsiel
10 dni do końca
Gabrysia Wąsiel , 2 latka

Gabrysia po przeszczepie wątroby! Potrzebna pomoc!

Na Gabrysię czekaliśmy 11 lat. Jej narodziny były dla nas prawdziwym cudem. Teraz walczymy o jej zdrowie. Dla Gabrysi zrobimy wszystko, ale bez Ciebie nie damy rady! Gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie! Jejku… Mamą! Co za piękne słowo. Wtedy mój świat  zmienił się diametralnie. Pokochałam to dzieciątko pod moim sercem, zanim jeszcze się dowiedziałam, czy to chłopiec, czy dziewczynka. To nie miało znaczenia. Spodziewaliśmy się dziecka!  W ciąży bywało różnie, ale dzidziuś się rozwijał prawidłowo. W 37 tygodniu przyszła na świat piękna dziewczynka. Co za radość! Zygmunt i ja zakochaliśmy się w niej od pierwszego wejrzenia. Daliśmy jej na imię Gabrysia. Już po czterech dobach byliśmy z naszym największym skarbem w domu. Niestety żółtaczka nie zniknęła, a przybierała na sile. Zaczęliśmy się martwić. W końcu trafiłyśmy do szpitala. Tam okazało się, że Gabrysia ma najprawdopodobniej atrezję dróg żółciowych, czyli zrośnięcie przewodów żółciowych. Jest to rzadka choroba. Nieleczona może doprowadzić do marskości wątroby, a nawet do śmierci! Nie tak miało być, nie tak wyobrażałam sobie nasze pierwsze dni z nowo narodzoną córeczką… Szpital, do którego nas przetransportowali, potwierdził podejrzenia. Gabrysia musiała przejść zabieg Kasai. Po miesiącu wróciliśmy do domu. Niestety, stan córeczki pogarsza się z dnia na dzień. Utrzymująca się cholestaza zmusza do przeszczepu wątroby! To straszne, druzgocące, ale prawdziwe. Wiemy, że ma się on odbyć około lutego, a Gabi musi przybrać na wadze. Niestety ta stoi w miejscu od dłuższego czasu. Robię, co w mojej mocy, ale możliwe, że nie unikniemy podłączenia do pompy żywieniowej.  Lekarze mówią, że Gabrysia jest opóźniona w rozwoju przynajmniej 2 miesiące. Nadal nie podnosi główki, nóżek, nie obraca się na brzuszek. Rehabilitacja jest potrzebna nieprzerwanie. Martwi nas też śledziona, która non stop się powiększa.  Koszty leków i dojazdów są ogromne. Jesteśmy przerażeni tym, co przyniesie przyszłość. Bardzo prosimy o pomoc, nie dla nas, dla naszej córeczki... Sylwia i Zygmunt, rodzice Gabrysi * Kwota zbiórki jest szacunkowa. ➡️ Licytuj i pomóż Gabrysi!

121 062,00 zł ( 84,36% )
Brakuje: 22 438,00 zł
Grzegorz, Maciej i Kuba
10 dni do końca
Grzegorz, Maciej i Kuba , 44 lata

Najpierw tragiczne diagnozy dzieci, później choroba męża... Pomóż Monice ratować rodzinę!

Mam na imię Monika. Jestem mamą dwóch wspaniałych synów – Maćka i Kuby oraz żoną ukochanego Grzesia. Niestety nasze rodzinne plany i marzenia szybko zostały zweryfikowane przez trudności, jakie stanęły na naszej życiowej drodze. Zarówno chłopcy, jak i mąż są ciężko chorzy, dlatego każdy nasz dzień to walka o zdrowie i lepsze życie dla całej trójki...    Odkąd Maciek i Kuba pojawili się na świecie, razem z mężem wiedzieliśmy, że zrobimy wszystko, by zapewnić im, jak najlepsze życie. Początki były trudne, ponieważ z dnia na dzień musieliśmy pogodzić się z tym, że chłopcy urodzili się chorzy. Zaraz po narodzinach zdiagnozowano u nich mózgowe porażenie dziecięce. Kuba dodatkowo cierpi na padaczkę, a Maciek choruje na astmę oraz dysplazję oskrzelowo-płucną. Nasze życie nie było łatwe, jednak nie poddaliśmy się, bo głęboko wierzyliśmy, że wspólnymi siłami jesteśmy w stanie pokonać wszystkie przeciwności. Przez 15 lat, razem z mężem staraliśmy się z całych sił, by tak było. I kiedy w końcu wydawało się, że wszystko mamy pod kontrolą, los po raz kolejny rzucił nam kłody pod nogi...  Dwa lata temu mój mąż – Grzesiek zauważył, że z jego ciałem dzieje się coś niepokojącego. Z dnia na dzień zaczął tracić czucie w ręce, odczuwał także dziwne drętwienie. Początkowo lekarze uważali, że mąż choruje na polineuropatię. Natychmiast rozpoczął leczenie w tym kierunku, niestety po wielu miesiącach nie było żadnych efektów... Zaniepokojeni skonsultowaliśmy się kolejnym lekarzem z Krakowa, który zalecił wykonanie punkcji. Dzięki temu wkrótce udało się poznać prawdziwą przyczynę.  U męża zdiagnozowano SLA – stwardnienie zanikowe boczne. To był dla nas szok! Wiadomość o chorobie Grzesia totalnie nas załamała… Wiedzieliśmy, że będzie nam jeszcze trudniej niż teraz, dlatego pojawiło się mnóstwo wątpliwości i obaw, czy w ogóle damy radę. Stwardnienie to choroba niezwykle podstępna, która po cichu prowadzi do niepełnosprawności. Mięśnie obumierają, a człowiek całkowicie zdany jest na pomoc innych osób. Bez odpowiedniego leczenia, taka właśnie przyszłość czeka mojego ukochanego... Niestety, w przypadku męża objawy bardzo szybko się nasilają. Obecnie Grzesiu stracił już władzę w rękach i w nogach. Porusza się na wózku inwalidzkim. Coraz większą trudność sprawia mu porozumiewanie się oraz przyjmowanie pokarmów. Codzienność stała się dla niego prawdziwą udręką i utrapieniem...  Odkąd pamiętam, mój mąż zawsze był bardzo aktywny. Uwielbiał ruch i sport, a jego pasją była i jest do dzisiaj piłka nożna. Miłość do piłki zaszczepił także w Maćku. Od lat jeździli wspólnie na mecze – to była ich męska tradycja. Obecnie, pomimo trudności, jakie nas spotkały, Maciek trenuje boks na wózku oraz piłkę nożną. Niestety, stan zdrowia mojego drugiego synka – Kuby nie pozwala na to, by mógł czerpać radość z życia jak jego brat. Jest osobą leżącą, jednak każdego dajemy mu dużo wsparcia i miłości, której tak bardzo pragnie. Staramy się z całych sił, by choroby i trudności, które spadły na nasze barki nie zdominowały naszego życia. Nasza codzienność to także ciągła intensywna rehabilitacja, hipoterapia, dogoterapia, konsultacje u wielu specjalistów, liczne operacje i turnusy rehabilitacyjne. Moim największym marzeniem jest zapewnienie całej trójce niezbędnej opieki na najwyższym poziomie. Zarówno mąż, jak i synowie bardzo tego potrzebują. Niestety koszty są tak wielkie, że nie jestem już w stanie ich dłużej sama pokryć. Dlatego proszę Was o wsparcie!   Mimo przeciwności każdego dnia robię wszystko, co w mojej mocy, by ich życie było dobre. Kocham synów i kocham męża z całego serca. Wasza pomoc i każda złotówka, choć odrobinę odciąży i wesprze walkę najważniejszych mężczyzn w moim życiu. Dziękuję.  Monika, żona i mama

61 105 zł
Samuel Rodzoch
10 dni do końca
Samuel Rodzoch , 7 lat

Błagam, uratuj wzrok mojego synka❗️Uratuj jego przyszłość❗️

Dotychczasowe wsparcie, które od Was otrzymaliśmy jest nieocenione i czujemy ogromną wdzięczność za pomoc. Dzięki Wam Samuel będzie mógł przejść operację nacinania mięśni.  Jednak, aby syn miał szansę na dobrą przyszłość, potrzebuje dalszego leczenia, rehabilitacji i przede wszystkim operacji wzroku. Dlatego prosimy, nie zostawiajcie nas samych! Bądźcie z nami do końca! To jedyna szansa, aby uratować nasze dziecko... ---- Nasz synek przyszedł na świat 4 lata temu. Do ostatnich chwil wierzyliśmy, że będzie zdrowym chłopcem... Niestety, tak się nie stało. Samuel urodził się z poważnymi wadami, które do dziś zagrażają jego życiu. Lista diagnoz, którą wtedy usłyszeliśmy, wydawała się nie mieć końca – wada serca, wodogłowie, mózgowe porażenie. Z czasem doszły jeszcze kolejne choroby m.in. padaczka i niewydolność nerek.  Samuel w swoim krótkim życiu wycierpiał więcej, niż niejeden dorosły. Gdy patrzymy w jego smutne i pełne strachu oczy, wiemy, że musimy zrobić wszystko, aby mu pomóc… Nasz synek już od pierwszych dni walczył o swoje życie. Przyszedł na świat w 38. tygodniu ciąży, w zamartwicy spowodowanej skrajnym niedotlenieniem. W 3. dobie życia doznał licznych wylewów dokomorowych oraz drgawek. Preszedł niezliczoną ilość zabiegów, w tym 9 poważnych operacji głowy. Obecnie Samuel zmaga się z czterokończynowym porażeniem mózgowym, nieoperacyjną wadą serca, wodogłowiem,  małogłowiem,  wzmożonym napięciem mięśniowym, padaczką. Samuel nie widzi. Ma zanik nerwów wzrokowych w obu oczach!  Przez te wszystkie choroby nasz syn nie może przeżywać swojego dzieciństwa tak, jak zdrowe dzieci. Nie poznaje z ciekawością świata, nie odkrywa go, nie bawi się, nie biega po podwórku, nie ogląda z radością bajek. Nasz synek wymaga całodobowej opieki. Wraz z mężem czuwamy przy nim, karmimy go, przewijamy i rehabilitujemy. Jesteśmy przy nim o każdej porze dnia i nocy... Samuel nie potrafi samodzielnie unieść głowy, usiąść, poruszać się. I choć tak bardzo chcieliśmy usłyszeć  "Mamo, Tato", nasz synek nie wypowiedział jeszcze żadnego słowa...  Mimo że minęły już 4 lata, Samuel wciąż jest częstym gościem w szpitalu. Jego stan zdrowia musi być nieustannie kontrolowany. Intensywna rehabilitacja i leczenie są kluczowe, ponieważ rozwój Samuela jest całościowo opóźniony. Dzięki Waszemu wsparciu, syn niebawem przejdzie operacje nacinania mięśni. Niestety, przed nami jeszcze niezwykle ważna operacja ratująca wzrok w specjalistycznej klinice w Rosji.  Dostaliśmy już kwalifikację, jednak aby doszło do zabiegu potrzebujemy ogromnych środków!  Leczenie, rehabilitacja i operacja to wszystko znacznie przekracza nasz domowy budżet. Cztery lata walki pochłonęły wszystkie nasze oszczędności. Okrutne jest to, że przez brak pieniędzy nasze dziecko musi każdego dnia tak cierpieć... Dlatego nie pozostaje nam nic innego, jak po raz kolejny zwrócić się do Was z błaganiem o pomoc. Jesteście naszą jedyną nadzieją...   Rodzice  ➡️ Licytacja 💚

25 952,00 zł ( 6,22% )
Brakuje: 390 756,00 zł
Michał Gajewicz
10 dni do końca
Michał Gajewicz , 35 lat

Chciałbym widzieć jak dorasta moja córka❗️Młody tata kontra rak…

Mam na imię Michał, mam niecałe 33 lata i zdiagnozowano u mnie glejaka wielopostaciowego IV stopnia… Wraz z narzeczoną jesteśmy rodzicami 8-miesięcznej Oliwki, która jest dla nas całym światem, a dla mnie dodatkową motywacją do walki z chorobą. Chcę zrobić wszystko, co w mojej mocy, by jak najdłużej być przy rodzinie! Cała historia rozpoczęła się 14 maja 2022 r. Po krótkiej niedzielnej drzemce na hamaku obudziłem się z wrażeniem wysokiego ciśnienia w głowie. Czułem, jakby mózg nie mieścił mi się w czaszce. Zdrętwiała mi cała lewa strona ciała. Wypiłem 3 duże szklanki wody i sprawdziłem ciśnienie. W tamtej chwili wykazało 142/83.  Objawy po około pół godziny ustąpiły. Zmęczony, ale już bardziej uspokojony położyłem się spać. Kolejnego dnia rano znów się zaczęło! Obudziłem się z wrażeniem, jakby ktoś ściskał mi z całej siły głowę! Zdrętwiała mi lewa noga i ręka. Już nie chciałem czekać.  Zaniepokojony udałem się do szpitala na SOR. Tam po wysłuchaniu moich objawów wykonano tomografię głowy, po której okazało się, że sytuacja nie wygląda wcale dobrze! Coś o dużych rozmiarach mieściło się w mojej głowie i zakładano, że może to być guz mózgu. Nadal w lekkim szoku jak potoczyły się sprawy, trafiłem na Oddział Neurologiczny szpitala w Inowrocławiu. Otrzymywałem leki sterydowe oraz wykonano mi niezbędne badania. Jedno z nich potwierdziło — guz mózgu...  W tym czasie poczułem największe wsparcie i siłę, jaką mam na co dzień. Moja rodzina i najbliżsi. Wszyscy bez zastanowienia zmobilizowali się, żeby znaleźć mi najlepszego neurochirurga, który mnie zoperuje. Ostatecznie zostałem zakwalifikowany na operację do Szpitala Wojskowego w Bydgoszczy.  Rano 8 lipca 2022 roku odbyła się operacja. W godzinach wieczornych zostałem przewieziony na salę pooperacyjną, na której spędziłem prawie 48 godzin. W niedzielę 10 lipca z małą pomocą narzeczonej i brata stałem już na własnych nogach i zrobiłem pierwszy spacer po szpitalnym korytarzu.  Po kilku dniach szczęśliwy mogłem wrócić do moich dziewczyn. Ale to wszystko nie skończyło się tak lekko i prosto jak mogłoby się wydawać… Niestety nie obyło się bez skutków ubocznych. Często źle się czuję, a do tego pojawiają się objawy padaczki skroniowej. To znacznie utrudnia naszą codzienność, z małym, wymagającym opieki dzieckiem.  Lekarze sugerują, abym po wycięciu guza skupił się na leczeniu standardowym, czyli podaniu chemii. Dopiero w zanadrzu mam mieć plan B, czyli leczenie niestandardowe.  Tak też zrobię, chcę być gotowy na skutki uboczne leczenia lub ewentualną konieczność wybrania innych sposobów. Chcę zrobić wszystko, żeby móc każdego dnia obserwować jak moja córeczka się rozwija i dorasta. Cieszyć się z każdego dnia spędzonego razem z moją narzeczoną.  Chcę móc dbać o nie i ich nie zostawiać! Proszę o pomoc, bym mógł zostać z nimi, na tym świecie…  Michał   *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

86 267,00 zł ( 27,03% )
Brakuje: 232 882,00 zł
Waldemar Gwizdalski
10 dni do końca
Waldemar Gwizdalski , 55 lat

Pogotowie zabrało mnie do szpitala za trzecim razem – udar w tym czasie zabrał mi zdrowie!

Tak ciężko mi uwierzyć w to, co się stało. Ciężko oswoić się z myślą, że moje życie już nigdy nie będzie takie samo... Udar zabrał mi to, co najcenniejsze - zdrowie i sprawność... Dziś, tak bardzo chciałabym odzyskać codzienność, którą wiodłem przed chorobą. Niestety, bez Waszej pomocy to nigdy się nie uda...  W sierpniu zeszłego roku źle się poczułem. Byłem pewny, że to udar - opadający kończyny i kącik ust. Moja rodzina natychmiast zadzwoniła po pogotowie, które odmówiło przyjazdu, twierdząc, że dolegliwości, które mi towarzyszą nie są oznaką udaru...  Po niecałej godzinie, mój stan znacznie się pogorszył. Po raz kolejny rodzina wezwała pomoc. Tym razem ratownicy przyjechali, ale podano mi jedynie leki. Niestety, nie przyniosły one poprawy! W kolejnych godzinach mój stan jeszcze bardziej się pogorszył - nie byłem w stanie stać na własnych nogach, ani nic powiedzieć. Tym razem pogotowie zabrało mnie do szpitala.  Na miejscu stwierdzono połowiczny udar prawostronny i zawał mózgu! W szpitalu leżałem kilka dni, po czym przewieziono mnie do ośrodka rehabilitacyjnego, gdzie przebywałem przez kolejne 3 miesiące. Po tym czasie wróciłem do domu. Rozpocząłem wtedy rehabilitację domową na NFZ, a kiedy ta się zakończyła, rozpocząłem rehabilitację prywatną. Niestety, jej koszty są ogromne... Obecnie mój stopień niepełnosprawności określony jest jako znaczny. Potrzebuję pomocy osoby drugiej, gdyż nie jestem w stanie sam się poruszać, ubrać, wykąpać. Mam też poważne problemy z mową. W domu mieszkam z partnerką i jej córką – to one mi pomagają w codziennych obowiązkach. Do czasu udaru pracowałem, lecz nie mam przepracowanej wystarczającej ilości lat, aby otrzymać rentę. Aby opłacić rehabilitację, a także utrzymać się przysługuje mi dodatek pielęgnacyjny w wysokości zaledwie 216 zł! Jak za to przeżyć, jak opłacić wszystkie wydatki?  Dlatego nie pozostają mi nic innego, jak prosić Was o pomoc. Dalsze leczenie i rehabilitacja to dla mnie jedyna szansa, aby wrócić do zdrowia, sprawności i dawnego życia.  Każda złotówka może być tą, która przywróci mi, choć część dawnych umiejętności...  Proszę, pomóż mi!  Waldek

1 349 zł
Joanna Burek
10 dni do końca
Joanna Burek , 37 lat

Serce Asi nagle się zatrzymało❗️Pomóż jej wrócić do męża i córeczek!

To był zwykły kwietniowy dzień. Sobota. Joasia spędziła go aktywnie z mężem i córkami. Ma dwoje dzieci, dwie nastolatki - Oliwka ma 14 lat, Klaudia jest 2 lata młodsza. Sprzątała, gotowała, razem mieli malować pokój jednej z córek. W pewnym momencie źle się poczuła i poszła się położyć. W pokoju nagle rozległ się huk... Rodzina pobiegła zobaczyć, co się stało. Okazało się, że Asia straciła przytomność i osunęła się z łóżka. Doszło u niej do zatrzymania krążenia. Jej serce nagle, jakby bez powodu przestało bić... Przerażony mąż reanimował Asię na oczach dziewczynek... Wezwali pogotowie. Zrobili wszystko, co mogli, by udzielić Asi pierwszej pomocy do momentu przyjazdu karetki. Nikt nie wiedział, co się stało... Minuty ciągnęły się w nieskończoność. Doszło do dużego niedotlenienia mózgu... W jednym dniu, w jednej chwili szczęśliwe życie mojej siostry i jej rodziny posypało się na miliony małych kawałeczków... Lekarze nie wiedzą, co się wydarzyło, dlaczego doszło do zatrzymania krążenia. Są różne tezy. Prawdopodobnie był to atak padaczki... Asia jednak nigdy nie chorowała, na nic się nie skarżyła. Była zdrową, młodą kobietą, ma dopiero 35 lat! Asia przez tydzień leżała w śpiączce farmakologicznej. Doszło do olbrzymich powikłań na tle neurologicznym... Po wybudzeniu potwierdziły się złe diagnozy lekarzy dotyczące uszkodzenia mózgu. Na początku rokowania były przerażające. Lekarze mówili, że Asia będzie osobą leżącą, wymagającą opieki 24 godziny na dobę, karmioną przez sondę... To był dla nas szok. Przecież była młodą żoną i mamą, cieszącą się zdrowiem... Miała tyle planów i całe życie przed sobą. Nagle to wszystko zniknęło... Na szczęście po 2 tygodniach Asia zaczęła się ruszać, a rokowania stały się bardziej optymistyczne. Trafiła na oddział neurologiczny. Teraz najważniejsze, by zaczęła kontaktować i odzyskała świadomość... Musimy robić wszystko, żeby zaczęła reagować. Nie wiemy, czy nas poznaje, ale wierzymy, że tak... Codziennie odwiedza ją nasza mama, która leży na oddziale rehabilitacyjnym, niedawno miała udar... Wiele spadło na nas w ostatnim czasie. Przed Asią i naszą rodziną bardzo długa droga, której cel jest jeden - odzyskać ukochaną żonę, mamę, siostrę... Jedyną szansą jest długotrwała, intensywna rehabilitacja. Tylko ona daje Asi nadzieję na odzyskanie choć części dawnego życia, powrót do sprawności zarówno fizycznej, jak i umysłowej. Asia jest jeszcze tak młoda, nie może spędzić reszty życia przykuta do łóżka! Czekają na nią dwie wspaniałe córki i mąż, każdego dnia modlą się o jej powrót do zdrowia. Na myśl, że jej stan mógłby się nie poprawić, łzy same spływają mi po policzkach... Dziewczynki tak bardzo jej potrzebują i za nią tęsknią. Niestety naszej rodziny nie stać na tak ogromny wydatek, jakim jest rehabilitacja, dlatego błagam, pomóż! Nie bądź obojętnym na los mojej ukochanej siostry! - Ewelina

36 665 zł