Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Jakub Gaj
Jakub Gaj , 28 lat

Udar mógł go zabić❗️Walka o przyszłość trwa❗️

Chcielibyśmy bardzo podziękować wszystkim zaangażowanym w zbiórkę pieniędzy dla Kuby. Dobroć ludzi przerosła nasze najśmielsze oczekiwania. Dzięki Wam Kuba jest w trakcie wysokospecjalistycznej i wielowymiarowej rehabilitacji w jednym z lepszych ośrodków tego typu w Polsce. Z każdym tygodniem zbliża się do celu, jakim jest odzyskanie sprawności po tak ciężkim udarze. Jednak to nie koniec walki. Dlatego po raz kolejny prosimy Was o pomoc! Nasza historia: „Być może dla świata jesteś tylko człowiekiem, ale dla niektórych ludzi jesteś całym światem” Kuba to nasz starszy syn. Zawsze pełny energii, radości, służący pomocą rodzinie i innym. Szczególnie uwidaczniał ją, będąc druhem ochotniczej straży pożarnej. Od dziecka marzył o tym, by zostać strażakiem.  Mundur, służba, to coś, co nakierowało jego plany życiowe. Jego marzenie spełniło się i z końcem października 2022 złożył przysięgę i został pełnoprawnym żołnierzem w 32. Bazie Lotniczej w Łasku. Szczęśliwy jak nigdy dotąd, pełny uśmiechu, opowiadający o swoich planach. Niespodziewanie całe jego życie zmieniło się diametralnie. 9 grudnia 2022 roku Kuba doznaje ciężkiego udaru pnia mózgu i móżdżka. Lekarze podejmują decyzję o operacji. Zabieg udaje się. Kuba żyje, ale jego stan określono jako krytyczny. Dla nas, rodziny, przyjaciół był to szok i niedowierzanie.  Początkowo lekarze nie dawali mu zbyt dużych szans na wybudzenie ze śpiączki. Konsekwencją udaru było porażenie czterokończynowe i ciężkie zapalenie płuc. Kuba, podłączony do respiratora, uwięziony we własnym ciele walczył o życie.  Po kilkunastu dniach udaje się próba wybudzenia ze śpiączki. Rozpoczyna się dla niego i dla nas największe wyzwanie w życiu. Nasz syn spędził na oddziale intensywnej opieki medycznej prawie 3 miesiące. Przez 3 tygodnie podłączony był do aparatury wspomagającej oddychanie.  Dzięki ogromnej pracy lekarzy, woli życia i chęci odzyskania sprawności, stan Kuby z tygodnia na tydzień zaczął się powoli poprawiać. Radość jednak nie trwała zbyt długo. Nasz syn zaczął stawać się słabszy, wyniki badań pogorszyły się, sugerując możliwość wystąpienia sepsy.  Kolejny raz Kuba pokazuje swój charakter i walczy. Po kilku tygodniach wyniki stabilizują się i jego stan zaczyna się poprawiać. Obecnie nasz syn przebywa na oddziale rehabilitacyjnym w szpitalu. Kuba zaczyna stawiać pierwsze kroki i robi niesamowite postępy! Choć wyniki są obiecujące, to przed nim wciąż wiele miesięcy rehabilitacji, do której jest bardzo zmobilizowany. Robimy co w naszej mocy, żeby pieniądze nie były nigdy przeszkodą. Aby Kuba mógł znów w pełni stanąć na nogi, cieszyć się życiem i pomagać innym, jak robił to wcześniej. Dziś jesteśmy niesamowicie wdzięczni, że pomimo początkowych bardzo złych rokowań, Kuba wygrał walkę o życie. By jednak mógł odzyskać to, co zabrał mu udar, dalej potrzebuje bardzo kosztownej, intensywnej i ciągłej rehabilitacji. Jej wartość jest dla niego bezcenna, jednakże przewyższa nasze możliwości finansowe. Ilość osób, które zaangażowały się w zbiórkę, udostępniały ją, wspierały w różnorodny sposób, była ogromna. Ta pomoc zwala z nóg. Dziś znów pełni nadziei prosimy o pomoc w dokonaniu kolejnego, małego cudu. Rodzice Kuby Kwota zbiórki jest szacunkowa

229 729,00 zł ( 69,21% )
Brakuje: 102 186,00 zł
Żaneta Łuniewska
Pilne!
Żaneta Łuniewska , 39 lat

Muszę żyć dla mojego syna❗️Mam raka i potrzebuję pilnej operacji❗️

Nowy rok zazwyczaj oznacza nadzieję na przyszłość, szansę na zmianę. Wszyscy życzymy sobie, żeby było lepiej, niż dotychczas. U mnie 2023 rok przyniósł jednak trudną walkę i strach o swoje życie. Mam nowotwór piersi i pilnie potrzebuję operacji! Muszę żyć dla mojego syna! Proszę, pomóżcie! Zawsze starałam się badać regularnie, jednak w ostatnich latach trudniej było o profilaktykę ze względu na pandemię. Gdy w grudniu 2022 roku zrobiłam USG piersi, od razu dowiedziałam się, że coś jest nie tak. Zlecono biopsję. Pozostało czekać na jej wynik. Mówiłam sobie, że przecież wszystko będzie okej… Niestety, w styczniu zdiagnozowano u mnie nowotwór piersi. Na początku wydawało się, że jest on dość łagodny i wystarczy usunąć go operacyjnie. Po pogłębionej diagnostyce było już jasne, że to wieloogniskowy rak z przerzutami na węzły chłonne. Nie wiedziałam, co robić! Zaczęłam szukać pomocy, gdzie tylko się da. Zależało mi oczywiście na szybkim terminie startu leczenia. W końcu, na początku marca rozpoczęłam chemioterapię w Poznaniu, do którego zaczęłam dojeżdżać z Warszawy. Zawsze staram się mierzyć z problemami, walczyć z nimi. Pomimo tego początki chemii były straszne… Czasami trudno było nawet otworzyć oczy. Nie wiem, jakbym poradziła sobie bez wsparcia bliskich. Bardzo pomogły mi osoby, bez których leczenie w Poznaniu byłoby niemożliwe, moja rodzina oraz mój dzielny, 11-letni syn! Pomimo tych trudności, staram się pracować, na tyle ile pozwala mi mój stan. Nie chce się dołować, zamykać przed światem. Kończę chemioterapię, ale przede mną oczywiście dalsze leczenie. Potrzebuję ogromnych środków na nierefundowaną operację. Czeka mnie obustronne usunięcie piersi z rekonstrukcją. Do tego dochodzi rehabilitacja, pewnie dożywotnia… Moje oszczędności pochłaniają już dojazdy, noclegi, konsultacje, leki. Trudno poradzić mi sobie samej, a środki uzbierać muszę bardzo szybko! Zawsze starałam się pomagać innym, być dla każdego, kto tego potrzebuje. Dziś to ja proszę o wsparcie! Wiem, że muszę być silna, żyć dla mojego syna. Wierzę, że otworzycie swoje serca i mi pomożecie. Ja walczę z całych sił! Dziękuję ogromnie każdemu z osobna, kto zechce wspomóc mnie w tej walce. Wiem, ze razem zawsze można więcej! Przesyłam każdemu z Was pozytywną energię, bo wiem, że nie tylko ja mam gorsze dni i każdy z nas jej czasem potrzebuje bardziej Żaneta P.S. Bardzo, bardzo dziękuje za cudowne życzenia i wsparcie w komentarzach! Kwota zbiórki jest szacunkowa

82 196,00 zł ( 22,07% )
Brakuje: 290 145,00 zł
Damian Kowalski
Damian Kowalski , 4 latka

4-letni Damianek walczy z guzem mózgu❗️Potrzebna pomoc, by ratować małe życie!

Od 1,5 roku żyjemy w innym świecie, przepełnionym zapachem szpitala i strachem o życie synka. U Damianka wykryto guza mózgu, okazało się, że to glejak - jeden z najgorszych nowotworów... Leczenie jest trudne i nieprzewidywalne, a przeciwnik śmiertelnie niebezpieczny! Czasem nie kojarzę nawet, jaki jest dzień tygodnia, rytm życia wyznaczają tylko kolejne cykle chemii. Teraz wszystko inne nie ma znaczenia... Tylko moje kochane dziecko i to żeby je wyleczyć… Uratować. Proszę Cię, pomóż mi walczyć o mojego synka! 16 marca 2022 roku - tej daty nie zapomnę nigdy. Najgorszy dzień w moim życiu… Straciłam kontakt z moim kochanym synkiem. Później wszystko potoczyło się bardzo szybko… Pogotowie, szpital, kolejny szpital... Dramatyczne chwile, a każdy kolejny dzień był gorszy od kolejnego. Trafiliśmy do szpitala z podejrzeniem padaczki. Szok, niedowierzanie. Okazało się, że w pierwszym szpitalu synek zaraził się rotawirusem, co dodatkowo bardzo pogorszyło stan jego zdrowia... Zostaliśmy zamknięci w izolatce na ponad 2 tyg. Nerwy, okropny stres, rozpacz, ogromny strach o dziecko… Dla mnie, jako matki, to były bardzo trudne chwile - przeżyć ten czas w szpitalu patrząc na cierpienie ukochanego dziecka. Nie sądziłam, że to dopiero początek naszej walki... 29 marca 2022 roku - kolejna feralna data. Rezonans, a po nim kolejna straszna wiadomość... W głowie mojego wówczas 21-miesięcznego dziecka wykryto zmianę, dużą, rozlaną… Podejrzenie guza mózgu… Glejaka. Jednego z najbardziej niebezpiecznych nowotworów... Ogromny szok i rozpacz... W sierpniu 2022 roku dostałam telefon ze szpitala, że mam się zgłosić z synkiem na operację mózgu, biopsję guza. W tym czasie akurat synek był chory, więc operację trzeba było przesunąć. Kolejny termin ustalono na koniec września. Trafiliśmy na oddział neurochirurgii. Synek został zabrany na blok operacyjny… Uśpiony, ogolone częściowo włosy, ale do operacji nie doszło. Wyszliśmy ze szpitala, siedzieliśmy jak na bombie, czekając na telefon z kolejnym terminem operacji. Szpital ciągle zmieniał terminy na bardziej odległe w czasie, podobno były pilniejsze przypadki, ale co z moim synkiem… Zmiana wykryta w marcu, a my dalej nie wiedzieliśmy, z czym się mierzymy. W końcu nie wytrzymałam i wzięłam sprawy w swoje ręce. Wybrałam najlepszego dla mnie neurochirurga w Polsce, profesora Manderę, który zgodził się zająć przypadkiem mojego synka. Ponad 2 tygodnie później byliśmy już w szpitalu w Katowicach. 17 listopada 2022 roku odbyła się operacja mózgu, kraniotomia czołowa, rozszerzona biopsja… Zmiana jest nieoperacyjna. Podczas operacji mogło zdarzyć się wszystko, łącznie z tym najgorszym. Wspaniały profesor Mandera oddał mi synka bez żadnych ubytków. Wróciliśmy do domu. Badania potwierdziły wcześniejsze podejrzenia lekarzy… Guz mózgu… Rozlany glejak, przyczyna wcześniej wykrytej padaczki. Na ostatni wynik badania wycinka z biopsji czekaliśmy aż do końca maja 2023 roku. 23 czerwca 2023 roku mieliśmy wizytę u onkologa. Później wszystko potoczyło się już bardzo szybko. Trafiliśmy na oddział onkologii, rezonans i pierwsza rozmowa z lekarzem o leczeniu… Onkolog już wtedy zapytał, czy mamy założoną zbiórkę i polecił jak najszybciej to zrobić, ponieważ nie wiadomo jak dużo pieniędzy może być potrzebnych na leczenie… Znowu ogromny stres, szok, rozpacz, morze wylanych łez, załamanie. Do tego czasu była zalecana tylko obserwacja guza poprzez kontrolne rezonanse. Nie miałam czasu nawet wszystkiego przemyśleć, gdzieś skonsultować. Lekarze rozpoczęli leczenie, chemia… Za nami już kilka cykli chemioterapii. Synek źle to znosi. Już na samym początku była konieczność przetaczania krwi... Całe leczenie ma potrwać rok. Synek to nasz kochany śmieszek, wesoły, radosny chłopczyk, który od 1,5 roku zamiast cieszyć się dzieciństwem cierpi, boi się i płacze na szpitalnych korytarzach. Dziecko, które zamiast poznawać kolegów w przedszkolu, zawiera nowe znajomości w szpitalnej świetlicy… Zamiast radości z każdego dnia czuję przeraźliwy strach, co będzie dalej. Wizyty u lekarzy, recepty, leki, szpitale, teraz cotygodniowa chemia - tak wygląda nasze życie. Musimy być przygotowani na każdy scenariusz... Przed nami długa i trudna walka. Proszę Cię, wesprzyj nas w tej walce o zdrowie i życie Damianka. Będę wdzięczna za każdy gest.  Marzena – mama Damianka

78 691,00 zł ( 73,96% )
Brakuje: 27 692,00 zł
Frank Kowalczyk
Frank Kowalczyk , 10 lat

To włada jego życiem i dyktuje codzienność! Pomóż nam uwolnić Franka!

Frank walczy na co dzień z czymś, na co nie ma leku, nie ma odpowiedniego zabiegu, operacji, nie ma możliwości całkowitego wyleczenia. Czy to oznacza, że mamy nie walczyć o jego przyszłość?  Frank ma autyzm — to całościowe zaburzenie rozwoju, na które nie ma pastylki, jak w przypadku bólu głowy. Do końca życia będzie musiał z nim żyć... Z nim, czyli ,,obcym", który oszukuje jego zmysły, izoluje od świata i ludzi, przeszkadza w koncentracji i utrudnia komunikację. Nasz syn nie potrafi powiedzieć słowa. Samotność jest straszna, ale jak okropna musi być samotność z powodu bycia więźniem swego umysłu...  Pomimo trudności towarzyszących Frankowi każdego dnia, jest on pogodnym, energicznym i ciekawym świata chłopcem. Bada świat organoleptycznie, często więc ma potrzebę zjedzenia specyficznych faktur czy smaków (wliczając w to rzeczy niejadalne, np. ziemię, kredki, plastelinę). Syn nie podejmuje zabaw grupowych, nie radzi sobie z zadaniami i poleceniami, czynnościami fizycznymi zarówno w zakresie motoryki małej, jak i dużej. Na co dzień zmaga się także z obniżonym napięciem mięśniowym. Frank trudno przyjmuje nowe sytuacje czy polecenia, reaguje wtedy płaczem, a czasem agresją. Jest wrażliwy na hałas, dlatego potrzebuje cichego spokojnego miejsca, gdzie może się wyciszyć.  Na co dzień syn uczęszcza do przedszkola terapeutycznego, w którym ma zapewnione różne terapie z zakresu: logopedii, terapii ręki, psychologii i integracji sensorycznej. Jest także pod stałą opieką psychiatry i neurologa. Co możemy zrobić jako racjonalni rodzice? Próbować, szukać i nie poddawać się. Nawet leczenie czy terapia przynosząca minimalną poprawę jest dla nas drogocenna. I w przenośni i dosłownie...  Wiele dodatkowych zajęć niesie za sobą koszty, z którymi przestajemy sobie radzić. Nie chcemy jednak przestawać walczyć. Pomóż nam pomóc Frankowi! Każdy gest jest dla nas OGROMNIE ważny. Rodzice Franka

210 zł
Arek Sarapuk
Arek Sarapuk , 31 lat

Od 30 lat walczę z chorobą... Pomożesz mi ratować moją przyszłość❓

To już 30 lat. Tyle czasu choruję na artrogrypozę. Wystarczająco, by się przyzwyczaić do bólu? Do takiego bólu nie można przywyknąć. Od tak wielu lat marzę, by ten ból zniknął, choć na chwilę...  Artrogrypoza, to okrutna choroba mięśni i stawów, objawiającą się nienaturalnymi zniekształceniami, przykurczami, osłabieniem mięśni oraz bardzo bolesną sztywnością stawów. Moje nogi są zdeformowane, stopy końsko-szpotawe, skierowane do środka. Mam ogromne problemy z poruszaniem się, każdy ruch i przemieszczanie sprawia mi ogromną trudność. Dzięki zaangażowaniu mojego taty i codziennej rehabilitacji chodzę i mam możliwość korzystania, na miarę swoich umiejętności z życia w społeczeństwie, chociaż każdy krok sprawia mi ogromny ból... Mimo dużych trudności staram się funkcjonować jak każdy, zdrowy człowiek. Pracuję i staram się być samodzielny. Praca mnie motywuje i pobudza do walki z trudnościami, a trochę ich jest...  Moja choroba często próbuje mnie pokonać i wpędzić w ślepy zaułek. Jest okrutna, ponieważ postępuje i może mi grozić wózkiem inwalidzkim. Moje stopy już teraz są na tyle zdeformowane, że powodują, iż poruszam się na palcach. Lekarze alarmują, że już niedługo będę to konsekwentnie i boleśnie odczuwał w kolanach, biodrach czy kręgosłupie. Szczerze mówiąc, już odczuwam dyskomfort... Co będzie za parę lat? Trafię na wózek? Mam się temu poddać? Właśnie dlatego zdecydowałem się poddać operacji, która może wiele zmienić. Daje mi nadzieję, a to już naprawdę wiele. Zabieg umożliwi mi lepszą stabilność i możliwość bezpiecznego poruszania.  Staję dziś do walki o ogromną kwotę, która umożliwi mi dalsze starania o codzienność. Taką ludzką, taką bez cierpienia...  Proszę, pomóż mi jeśli możesz...  Arek

19 081,00 zł ( 18,04% )
Brakuje: 86 677,00 zł
Malwina Nykiel
Malwina Nykiel , 36 lat

Malwina została koszmarnie poparzona❗️Pomóż jej wrócić do zdrowia!

To miało być przyjemne spotkanie ze znajomymi z okazji zakończenia zerówki naszych dzieci. Zmieniło się w najgorszy dzień mojego życia... Wkrótce, dokładnie 28 czerwca, miną 2 lata od tego tragicznego zdarzenia, a moje ciało każdego dnia mi o nim przypomina... Potrzebuję wsparcia, by wrócić do zdrowia. Za każdą pomoc będę ogromnie wdzięczna! Podczas przyjęcia na skutek nieostrożności gospodarzy doszło do wybuchu wolnostojącego biokominka, tuż obok mnie. Wybuchł pożar, zajęłam się ogniem... Doznałam oparzeń II i III stopnia obejmujące 60-69% powierzchni ciała. To był horror... Zabrało mnie pogotowie – najpierw do szpitala w Poznaniu, potem od razu do Zachodniopomorskiego Centrum Leczenia Ciężkich Oparzeń i Chirurgii Plastycznej w Gryficach. Lekarze walczyli, by uratować mi życie.  Spędziłam tam kolejne 4 miesiące, w tym 3 tygodnie w śpiączce farmakologicznej. Na skutek chorób i obrażeń następczych znów wróciłam do Poznania – tam kontynuowałam leczenie. Trudno opisać ból, który czuje tak poparzony człowiek. Moje ciało było jedną wielką raną, która paliła żywym ogniem... Przeszłam gehennę: trzy przeszczepy skóry, wiele zabiegów, przetokę jelita cienkiego i okropne tego wszystkiego następstwa. Można napisać książkę, w której każde zdanie wypełnione będzie strachem i cierpieniem... Łącznie spędziłam w 6 szpitalach 18 miesięcy. Przeszłam pięć operacji jelit i jamy brzucha (w tym wycięcie kawałka jelita cienkiego, kawałka jelita grubego, wyłonienie stomii), 69 zabiegów chirurgicznych w pełnej narkozie na blokach operacyjnych, z czego 64 to różnego rodzaju przeszczepy skóry, oczyszczania chirurgiczne ran, opracowywanie całej powierzchni ciała, 51 przetoczeń krwi, 72 przetoczenia surowicy krwi, 3 śpiączki, codzienne mechaniczne zmiany opatrunków na całym ciele – stąd liczne blizny na ok. 90% powierzchni ciała. Kilka razy miałam sepsę i inne zakażenia śmiertelnymi bakteriami. Moje cierpienie, mimo upływającego czasu, trwa. Brak anatomii powłok skórnych i poprzerastane bliznowce bolą, ciągną, ograniczają ruchy. Mam traumę i nienormatywny ból, trudny do opisania. Tamten dzień zmienił wszystko... Choć żyję, wypadek odebrał mi moje życie... Mam męża i dwoje dzieci. W dniu wypadku miały 7 i 10 lat. Tak je zapamiętałam – jako maluchy. Jak wróciłam po ponad 1,5 roku do domu, byli już znacznie dojrzalsi. Moi bohaterowie... Mimo tego wszystkiego, co ich spotkało, mimo braku mamy w trudnym momencie życia, podołali. Udźwignęli cały ten ciężar.  Niestety trauma i konsekwencje z nią związane dotknęły nas wszystkich. Ja jestem osobą z orzeczeniem o znacznym stopniu niepełnosprawności, niezdolną do samodzielnej egzystencji. Życie moich dzieci i mojego cudownego męża kręci się wokół mnie, a moje jest zależne całkowicie od nich. Sytuacja (mimo że już nie walczę o życie) jest nadal bardzo ciężka, bo walczymy o moje zdrowie fizyczne i nasze psychiczne każdego dnia. Przede mną jeszcze około 2 lata intensywnego leczenia i rehabilitacji, by odzyskać sprawność i samodzielność. Na ten czas bardzo potrzebujemy wparcia materialnego... Rehabilitacja, terapia blizn, pomoc domowa w codziennych obowiązkach i opieką nade mną, specjalne środki do mycia ciała i pielęgnacji blizn, odzież uciskowa po oparzeniach, sprzęt rehabilitacyjny, higiena i nowa odzież (bezpieczna dla mojej skóry), naświetlania lampami ze światłem żółtym, terapia dzieci i zabiegi dla zdrowia psychicznego, umożliwienie pracy mojemu mężowi – to ogromne koszty.  Z góry dziękuję za każde wsparcie, pomoc i obecność. Ludzie są wspaniali – przekonuję się o tym każdego dnia. Otaczam Was modlitwą i bardzo dziękuję z góry za wszystko! Malwina Nykiel Ważne informacje: 16.06.2023: Dwa dni temu dostałam informację o przyznaniu mi renty w drodze wyjątku. Walczyłam o to kilka miesięcy i w końcu się udało! Niestety, to kwota minimalna, nie wystarczy nawet na moje własne leczenie – zostało mi przyznane 5 x mniej, niż wydaję miesięcznie na leki, rehabilitację, zabiegi. Dlatego, mimo tego wsparcia, wciąż potrzebuję pomocy... Chcę jednak być transparentna, na początku zbiórki pisałam, że renta nie została mi przyznana, a to teraz się zmieniło.  Dziękuję wszystkim, którzy wspierają mnie w mojej drodze po zdrowie!

95 165,00 zł ( 59,63% )
Brakuje: 64 410,00 zł
Łukasz S.
Łukasz S. , 31 lat

Tragiczny wypadek podczas służby❗️Na pomoc Łukaszowi!

Nasz serdeczny przyjaciel Łukasz jest operatorem Wojsk Specjalnych. Przed tym tragicznym zdarzeniem był pełnym pasji człowiekiem – niezwykle sprawnym fizycznie. Od dziecka pasjonował się sportami walki i wszelką aktywnością fizyczną. 23 lutego tego roku zdarzył się tragiczny wypadek – w czasie wypełniania obowiązków służbowych Łukasz został ciężko ranny… Natychmiast została rozpoczęta akcja ratunkowa, a Łukasz został przetransportowany do Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie. Na miejscu stwierdzono uraz lewego uda, wieloodłamkowe złamanie kości udowej, rozległą ranę tkanek miękkich oraz uszkodzenie nerwu kulszowego.  Łukasz trafił na blok operacyjny Kliniki Traumatologii, gdzie przeszedł wielogodzinną operację. Rozpoczęła się kolejna faza walki o jego życie… Z powodu niestabilności hemodynamicznej oraz wymaganej transfuzji krwi wielospecjalistyczny zespół podejmował bitwy z czasem o życie Łukasza. Tak właśnie mijały kolejne, bardzo trudne i nieoczywiste dni na Oddziale Intensywnej Terapii, gdzie nasz przyjaciel był poddawany intensywnemu leczeniu, a my pełni trwogi czekaliśmy na kolejne informacje ze szpitala, mając nadzieję, że nie usłyszymy tej najgorszej… W ciągu ostatnich kilku tygodni Łukasz przeszedł wiele poważnych operacji i wszedł w fazę długotrwałego leczenia. Jest to proces szalenie wymagający, nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim mentalnie i emocjonalnie.  Wszyscy znamy Łukasza i wiemy, jak bardzo jest zdeterminowany i że się nie poddaje. Wierzymy mocno, że tak będzie i tym razem. Łukasz wyznaczył sobie nowy cel – walczyć z całych sił, by powrócić do sprawności. Jednak by to osiągnąć, potrzebna jest długotrwała i kosztowna rehabilitacja w specjalistycznym ośrodku Phoenix Exos Athletes Performance w Arizonie. Dla Łukasza ta kompleksowa opieka ma znaczenie podwójne, gdyż jest to zgodne z nazwą Tactical - Accelerated Return to Duty, czyli przyspieszony powrót do służby. Łukasz jako żołnierz złożył przysięgę, że służyć będzie nam, rodakom, ryzykując własne życie i zdrowie do końca… Dlatego teraz my zwracamy się z prośbą dowszystkich o pomoc, by go wesprzeć w tej osobistej walce.  Łukasz jest człowiekiem szalenie skromnym i sam nie odważyłby się o nic poprosić. Jest ogromnie wdzięczny za każdy przejaw zainteresowania, pomocy i troski. Sam pragnie podziękować lekarzom, przełożonym, przyjaciołom, rodzinie oraz narzeczonej. Pomoc i wsparcie w tak trudnych chwilach są dla niego absolutnie bezcenne.  Walczymy o niego tak zaciekle, jak on walczyłby za nas! Wierzymy, że wróci do służby, do aktywnego życia, które tak kochał. Ze względu na czynną służbę oraz charakter wykonywanych obowiązków, dane oraz wizerunek Podopiecznego musiały zostać zatajone.

180 006 zł
Agata Śmigielska
Agata Śmigielska , 29 lat

Agata walczy z rakiem❗️Bądź dla niej wsparciem w drodze do zdrowia!

Agata jest moją najwspanialszą żoną i mamą naszej ukochanej, 1,5-rocznej córeczki Laury, którą kocha z całych sił. Od zawsze marzyła, żeby zostać pielęgniarką. W końcu poszła do wymarzonej pracy i wydawało się, że dalej będzie już tylko pięknie! A wtedy życie zmieniło się w koszmar… Lekarz wypowiedział słowa, które brzmiały jak wyrok. Codzienność wywróciła się do góry nogami… Właśnie zostaliśmy rodzicami. Staliśmy się odpowiedzialni nie tylko za siebie, ale też za naszą córeczkę. I wtedy jak grom spadła na nas informacja o nowotworze… W kwietniu tego roku Agatka usłyszała diagnozę – złośliwy rak żołądka, najgorszy stopień złośliwości. Świat stanął w miejscu… Zadawaliśmy sobie tylko jedno pytanie: dlaczego to dotknęło akurat nas?! Przecież moja żona ma dopiero 27 lat! Poczucie szoku i niesprawiedliwości przygniata… Pierwsze dni w nowej, onkologicznej rzeczywistości to był koszmar… Jeden wielki płacz, miliardy myśli kołatających się po głowie. Wiedzieliśmy, że są ciężkie choroby, ale nigdy nie dopuszczaliśmy do siebie świadomości, że przecież to może spotkać każdego – także nas… A kiedy to właśnie ciebie i twoją rodzinę trafia coś takiego, jest bezsilność, pustka, smutek… Własne myśli porażają, nie pozwalają spać… Po pierwszym szoku zaczęliśmy oswajać myśl o chorobie. Było już wsparcie, rozmowy i chęć działania. Pojawiły się osoby, które bardzo nam pomogły, a których właściwie nie znaliśmy! Ich obecność sprawiła, że odzyskaliśmy nadzieję i siłę do walki.  Od razu rozpoczęliśmy walkę i zbieranie potrzebnych informacji, rozpoczęliśmy walkę z tym „dziadem”. Musieliśmy oswoić potwora. Przyświecała nam i wciąż przyświeca myśl o naszej córce – obiecaliśmy jej w końcu, że będzie miała wszystko, co dobre. A los teraz chce pokrzyżować nam plany… Nie pozwolimy mu na to! Nastawiamy się pozytywnie do działania. Nie możemy przegrać wojny! Agata ma za sobą pierwszą chemię. I pierwszą bitwę…  Pojawiły się pierwsze schody – okazało się, że sonda dojelitowa była umieszczona w żołądku, nie w jelicie, przez co żona cały czas wymiotowała. Nie przyjmowała posiłków, jej organizm stał się bardzo osłabiony! 17 kwietnia trafiła na oddział onkologiczny z podejrzeniem sepsy.  Częste wizyty w szpitalach, u lekarzy, dojazdy, pochłaniają bardzo dużą część naszych oszczędności. Przed nami kolejne dalekie wyjazdy na konsultacje oraz leczenie. Jest to zbyt duże obciążenie dla naszej rodziny. I trudno nam prosić o pomoc, ale w tej sytuacji nie mamy wyjścia… Do tej pory zawsze razem z Agatką pomagaliśmy. Wybraliśmy zawody, w których praca często ratuje życie! A teraz to my prosimy o wsparcie. Nie sądziliśmy, że znajdziemy się w tym miejscu, po drugiej stronie. Dziś wiemy, że każdy może, w każdej chwili. Wtedy pomoc drugiego człowieka jest niezbędna… Dlatego bardzo prosimy o wsparcie. I z góry dziękujemy. Wierzymy, że dobro wraca! Mariusz, mąż Agaty

56 607,00 zł ( 66,51% )
Brakuje: 28 500,00 zł
Jadwiga Baran
Jadwiga Baran , 94 lata

By jeszcze zdążyć poczuć, co to życie bez bólu...

Mam na imię Jadwiga. Dla przyjaciół i rodziny Wisia. Mam 92 lata i jestem emerytowaną nauczycielką języka francuskiego i rosyjskiego, byłą wychowawczynią i szkolnym pedagogiem w podstawówce, która całe życie pomagała innym ludziom. Prowadziłam w ramach wolontariatu zajęcia teatralne dla najmłodszych, zawsze wspomagałam najuboższych. Zwracam się po raz pierwszy w życiu o pomoc do ludzi obcych, poza własną rodziną, gdyż nie jestem w stanie samodzielnie funkcjonować...  Mój organizm nie jest już sprawny ruchowo. Aktualnie korzystam z wózka inwalidzkiego, doraźnie z kul i balkoniku rehabilitacyjnego. Nie mogę samodzielnie pójść do sklepu, aby zrobić zakupy, nie mogę udać się na własnych siłach do kościoła, czy odwiedzić rodziny. Mam również problem z przygotowaniem posiłków oraz praniem... Niezbędna jest mi również pomoc w myciu się, dbaniu o higienę osobistą, ubieraniu oraz dawkowaniu leków. Czyli właściwie we wszystkim… Jedyne, co obecnie robię, to leżę i siedzę, co jest bardzo bolesne, gdyż do tej pory starałam się być niezależna, mimo wieku… Wszelkie dolegliwości z prawej strony organizmu przeszły na lewą i dochodzi do dalszych uszkodzeń barku, biodra jak i kolana również po lewej stronie ciała. W ciągu ostatnich miesięcy pomimo stałej opieki lekarskiej mój stan zdrowia uległ pogorszeniu.  Operacja w moim przypadku jest zbyt ryzykowna ze względu na stan moich żył, choroby serca oraz stan kręgosłupa. Codziennie mimo usilnych starań wstaję cała obolała. Ból nie pozwala mi racjonalnie myśleć, funkcjonować. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że jest możliwe życie w takim cierpieniu… Nie mogę się pogodzić, że nie jestem w stanie podnieść kubka z piciem, czy założyć samodzielnie swetra. Decyzją z dnia 10 maja 2004 r. uzyskałam orzeczenie o umiarkowanym stopniu niepełnosprawności, a 02.03.2023 r. o znacznym. Nie starałam się wcześniej o zmianę orzecznictwa, gdyż żyłam nadzieją, że„dam radę” i „mi przejdzie”, co trwało 19 lat.  Niestety choroba pomimo prób leczenia pogłębiła się… Dolega mi między innymi: pierwotna, obustronna gonartoza, koksartroza, pierwotna choroba zwyrodnieniowa innych stawów, osteoporoza ze złamaniem patologiczny, zmiany zwyrodnieniowe kręgosłupa, zaawansowana artroza biodra prawego i obu stawów kolanowych, zwyrodnienia wielostawowe, choroby krążków międzykręgowych lędźwiowych i innych z uszkodzeniem korzeni nerwów rdzeniowych, hyperlidemia mieszana, następstwa załamania kręgosłupa trzonu L5, złamanie żebra IV po lewej stronie, obrzęki łydek po staniu, spłycenie lordozy lędźwiowej, zwyrodnienie kręgosłupa z uciskiem na nerwy rdzeniowe, dwufotonowa absorpcjometria, ossica z brakiem poprawy.  Od każdego lekarza, u którego byłam uzyskałam informację, że ze względu na niemożliwość przeprowadzenia operacji nikt jest w stanie mi pomóc. Diagnozy były straszne, skazywały mnie na życie w ciągłym cierpieniu, każdego dnia… Godzina po godzinie, minuta po minucie aż do momentu gdy stanę się przysłowiową roślinką, która nie będzie w stanie nic robić.  Zawsze starałam się uśmiechać i przezwyciężać przeciwnościom losu, dlatego nie chcę się z tym pogodzić. Modliłam się jak i modlę wciąż do Boga o wyratowanie. Gdy prawie odebrano mi nadzieję, pojawił się w moim życiu dr n. med. Adam R. Kwieciński z OXETIC Medical System, który jest twórcą Zintegrowanego Systemu Diagnostyki i Terapii Biologicznych, kierownikiem Beskidzkiego Centrum Diagnostyki Obrazowej, przewodniczącym Światowego Zjednoczenia Lekarzy Polskich oraz prekursorem termografii medycznej, który przywrócił mi chęć życia i jako pierwszy dał szansę na polepszenie losu oraz zminimalizowanie dolegliwości. Jako pierwszy na świecie opracował innowacyjny skład preparatu kolagenowego o podwyższonej wchłanialności. Drugim na świecie miejscem oraz ośrodkiem medycznym leczącym podobne choroby jest Austria, a dokładnie klinika prof. Josefa Schmida. Koszty są tam jednak nieporównywalne wyższe od polskich. Mam szansę zmniejszyć ból i odzyskać większą sprawność ruchową. Leczenie musi być wspomagane również między innymi przez pomoc rehabilitacyjną i specjalistyczną opiekę pielęgniarską przez okres leczenia. Nigdy nie korzystałam z czyjejkolwiek pomocy oprócz rodziny.  Niestety, abym mogła żyć i spędzić resztę czasu, jaki mi pozostał w sposób godny, w mniejszym bólu, bez codziennego myślenia o cierpieniu, niezbędne jest leczenie. Terapia jest jednak bardzo droga i nawet przy wspierających mnie najbliższych nie jestem w stanie jej opłacić. Marzę, aby budzić się każdego ranka i nie myśleć o chronicznych dolegliwościach. Chciałabym mieć choć jeden dzień bez męki. Wcześniej przez długie lata to ja udzielałam ratunku, teraz jednak zwracam się o wsparcie. Proszę o pomoc i szansę na życie! Wisia

18 494,00 zł ( 8,69% )
Brakuje: 194 272,00 zł