Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Jan Sieraniewicz
Pilne!
8 dni do końca
Jan Sieraniewicz , 69 lat

Jan walczy z rakiem o życie❗️Zrozpaczone córki proszą o ratunek dla taty!

Jan, nasz tata, to najwspanialszy na świecie ojciec dla mnie i dla moich sióstr. Rak żołądka - usłyszeliśmy kilka tygodni temu straszną diagnozę... Nasz tata jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie! Nie możemy siedzieć i bezczynnie patrzeć, jak on umiera... Prosimy o ratunek! Nasz koszmar rozpoczął się zaledwie dwa miesiące temu, a wydaje się, jakby to życie, które było kiedyś - pełne beztroski i szczęścia - bezpowrotnie minęło... We wrześniu tata trafił do szpitala. Miał krwotok... Lekarze nie wiedzieli, co mu jest. Bardzo baliśmy się o jego zdrowie, baliśmy się też, jaką diagnozę usłyszymy, nie sądziliśmy jednak, że dojdzie do najstraszniejszego... Tacie zrobiono USG, gastroskopię, kolonoskopię, tomografię... Po serii wnikliwych badań okazało się, że to złośliwy nowotwór żołądka. To były najgorsze chwile w życiu całej naszej rodziny... Strach, nerwowe oczekiwanie i wreszcie wyrok, bo jak inaczej nazwać moment, w którym dowiadujesz się, że masz raka? Szok i morze łez... Rozpacz, bo możesz stracić ukochanego rodzica, jedną z najbliższych osób na świecie. Byliśmy przerażeni, ale też niesamowicie zmotywowani, by ratować życie taty. Tata szybko trafił pod opiekę Wojskowego Instytutu Medycznego, gdzie dowiedzieliśmy się, jak poważna jest sytuacja. Nowotwór niestety był bardzo rozległy i agresywny... Był w bardzo zaawansowanym stadium - III i IV, były już przerzuty do węzłów chłonnych i wątroby... Sytuacja okazała się dramatyczna. Tata natychmiast zaczął przyjmować chemię, jest po drugim cyklu z sześciu. Niestety, robi się coraz słabszy, ma coraz gorsze wyniki... Bardzo się o niego boimy. Zaczęliśmy szukać leczenia, które pozwoli mu przetrwać chemioterapię i które mu pomoże, a jednocześnie wzmocni układ odpornościowy, niszczony podczas chemii. Znalazłam klinikę, która oferuje wsparcie immunologiczne i wstępnie zakwalifikowała tatę do leczenia. Niestety jest to leczenie prywatne, bardzo kosztowne. Tata potrzebuje aż 15 cykli, z których każdy będzie kosztował niemal 7 tysiące złotych... Mamy bardzo mało czasu na ratunek! Mamy bardzo mało czasu! Musimy zadbać o to, by tata przeszedł cykle chemii w jak najlepszej formie. Jeśli organizm taty będzie w dobrej kondycji, lekarz rozważy możliwość usunięcia żołądka. Wiemy, że ten rodzaj nowotworu jest trudny do wyleczenia i żadna terapia tego nie gwarantuje, jednak nie poddamy się i nie pozwolimy tacie umrzeć. Chcemy kupić mu czas. Przedłużenie życia o rok albo dwa, w ocenie mojej i moich sióstr, ma sens... W wartości, jaką jest życie ukochanej osoby, liczy się każdy dzień. Bardzo prosimy o pomoc!

29 768,00 zł ( 39,97% )
Brakuje: 44 701,00 zł
Marcin Tafelski
8 dni do końca
Marcin Tafelski , 13 lat

Przyszłość, która nie musi przerażać. Pomagamy Marcinowi!

Marcinek to nasze waleczne serce, nasze wyczekiwane dziecko. Niestety, już w trakcie ciąży pojawiły się niepokojące diagnozy. Gdy w listopadzie 2011 roku nasza rodzina powiększyła się o nowego członka, wtulona w synka cieszyłam się chwilą, tym, że jesteśmy razem i wszystko jest dobrze, a przynajmniej tak nam się na początku wydawało… Niedługo po porodzie neonatolog zwróciła uwagę na dysmorfię twarzy u synka. Otrzymaliśmy skierowanie na konsultację genetyczną, gdzie jednak nie stwierdzono żadnych nieprawidłowości i powodów do dalszej diagnostyki. Trzy miesiące później u synka wykryto zakażenie układu moczowego. Wydawało się, że to tylko chwilowy kłopot i za chwilę wszystko wróci do normy. Niestety to właśnie w tym momencie zaczęła się walka naszego synka… Marcin przeszedł zapalenie płuc i zakażenie wirusem RSV, po którym pojawiły się u niego problemy z przyjmowaniem pokarmów i szybko zapadła decyzja o założeniu sondy żołądkowej, a następnie specjalnej rurki PEG. W konsekwencji pierwsze pół roku życia synek spędził w szpitalu, gdzie przebył wiele zakażeń układu moczowodowego, operację wszczepienia moczowodu. W tym czasie przeszedł także ciężkie napady padaczkowe z bezdechem, zagrażające jego życiu, z saturacją poniżej 50 procent. Mieliśmy wrażenie, że to niekończący się koszmar. Wcześniej mieliśmy tyle planów i pomysłów jak wspólnie spędzimy pierwsze chwile z naszym synkiem. Nikt z nas nie zakładał jednak, że będziemy musieli zmierzyć się z czymś tak dramatycznym, z czymś, czego nie chciałby przeżywać żaden rodzic. To był ciąg nieprzespanych nocy, czuwania i strachu.  Po powrocie do domu w końcu mogliśmy rozpocząć rehabilitację synka. Każdy dzień i miesiąc był walką o samodzielne jedzenie, prawidłowe reakcje, o przewracanie się synka na bok, raczkowanie, a później pierwsze kroki i słowa. Wszystko wymagało pełnego zaangażowania zarówno z naszej strony, jak i ze strony Marcina. Walczyliśmy razem z nim, wciąż nie znając dokładnej diagnozy. Ta, pojawiła się dopiero, gdy synek skończył 3 latka. Musieliśmy przejść długi proces wizyt, konsultacji i badań. W końcu dowiedzieliśmy się, że Marcin ma delecję długiego ramienia chromosomu 6, która przekłada się na szereg wad i zaburzeń w rozwoju.  Skutkiem tego jest właśnie zdiagnozowane już wcześniej wodonercze, kamica układu moczowego, opóźnienie psychoruchowe, opóźnienie mowy,  padaczka, zaburzenia integracji sensorycznej, obniżone napięcie mięśniowe, atopowe zapalenie skóry, niskorosłość. Marcinek wymaga stałej terapii psychologicznej, pedagogicznej, logopedycznej, sensorycznej, rehabilitacji, opieki lekarskiej (urolog, nefrolog, neurolog, dermatolog, alergolog, endokrynolog). Do tej pory wszystkie nasze działania przynosiły dobre efekty. Staraliśmy się organizować synkowi rehabilitacje, turnusy wyjazdowe, zajęcia sensoryczne na miejscu, wsparcie specjalistów. Marcin zaczął świetnie sobie radzić, nabrał wiatru w skrzydła. Nie chcemy dopuścić do sytuacji, w której to wszystko mogłoby być zaprzepaszczone.  Na pierwszy rzut oka Marcin nie różni się od innych dzieci, uczy się, biega, tańczy, jeździ na rowerze, uwielbia każdą tematykę związaną z motoryzacją. Synek tak bardzo się stara i widać już pierwsze efekty, a wcześniej nie dawano mu szans, mówiono, że będzie dzieckiem leżącym do końca życia. Mimo złych prognoz nie poddaliśmy się. Od 10 lat codziennie walczymy o każdy krok synka, uśmiech, słowo. Marcin pięknie ćwiczy na turnusach rehabilitacyjnych, wspaniale współpracuje z każdym terapeutą. Ma ogrom chęci i nie chcemy, aby przeszkodą stały się ograniczenia finansowe.  Codzienna rehabilitacja i turnusy są bardzo kosztowne i przekraczają nasze możliwości finansowe. Marcinek potrzebuje terapii i wsparcia specjalistów, które są niezbędne do dalszego rozwoju. Przestój w rehabilitacji może spowolnić, a nawet cofnąć efekty, które udało się do tej pory osiągnąć. Bardzo prosimy Was o pomoc - wesprzyjmy Marcina w pokonywaniu wszystkich przeciwności!  Iwona i Radosław, rodzice

6 482 zł
Kuba Krupski
8 dni do końca
Kuba Krupski , 15 lat

Pomóżmy Kubie walczyć z chorobą!

Choroba genetyczna to często bomba z opóźnionym zapłonem. Kiedy rodzi się dziecko, jesteś przeszczęśliwy. Próbujesz zapamiętać każdą chwilę, każdy moment zapisać głęboko w pamięci… A później dowiadujesz się, że twoje dziecko jest chore, że choroba każdego dnia postępuje… Nieodwracalnie. Kuba ma 12 lat i miopatię. Ta nieuleczalna choroba genetyczna uszkadza mięśnie, co prowadzi do ich osłabienia, a nawet zaniku. Gdy Kuba miał 9 lat, przychodził jeszcze sam do szkoły, teraz to niemożliwe: z trudem się porusza, ma znacznie osłabione nogi, choroba odbiera mu sprawność fizyczną i samodzielność. Aby siedzieć prosto, potrzebuje specjalnego wózka. Postępująca choroba już dawno podporządkowała sobie naszą codzienność. Ze względu na opiekę nad synem, nie mogę podjąć pracy. Ciągła rehabilitacja (basen, kinezyterapia, stymulacja oddechowa) oraz wizyty kontrolne u lekarzy pochłaniają ok. 2 tysięcy złotych miesięcznie. Ogromną nadzieję pokładam w turnusach rehabilitacyjnych. Intensywny wysiłek i wszechstronność ćwiczeń poprawiają sprawność fizyczną i samopoczucie Kuby. Niestety, koszt jednego turnusu wyjazdowego to ok. 3,5 tysiąca złotych, co znacznie przekracza moje możliwości finansowe. Kubie przydałyby się częstsze wyjazdy tego typu, dlatego bardzo proszę o pomoc!  To wszystko jest dla mnie ogromnym cierpieniem i Bóg tylko wie, co czuje mama chorego dziecka, ale ja się nie poddam i będę walczyła z tą chorobą o każdy dzień i lepszą przyszłość mojego dziecka. Z całego serca proszę o pomoc dla mojego synka i wsparcie nas w tej niewyobrażalnie trudnej drodze!  Agnieszka, mama

25 248 zł
Szymon Grygiel
8 dni do końca
Szymon Grygiel , 15 lat

Skutki cukrzycy mogą być tragiczne! Szymon walczy, a my go wspieramy!

Szymek bardzo schudł. Policzki były zapadnięte, skóra poszarzała, bardzo szybko tracił energię, pił bardzo dużo wody... Strasznie się o niego martwiłem. Dwa lata wcześniej u mojej żony zdiagnozowano nowotwór – do dziś jest pod opieką onkologiczną. Bałem się, że i u syna dzieje się coś złego. Nie mogłem się mylić... jego organizm zaatakowała cukrzyca. Nie mogliśmy się pozbierać ani pogodzić z myślami. Od małego woziłem go na zajęcia z piłki nożnej, którą do dzisiaj uwielbia i z zamiłowaniem trenuje. Diagnoza spadła na nas jak grom z jasnego nieba. My nie możemy pojąć jakim cudem rozwinęła się u niego choroba, a co dopiero Szymek. Przecież jest sportowcem, dba o dietę, w rodzinie nikt wcześniej nie chorował z tego powodu. W jednej chwili nasze życie wywróciło się do góry nogami. Każdy poranek zaczyna się od mierzenia cukru, dawkowania insuliny, posiłki są ściśle zaplanowane… Jakby jednym, ostrym cięciem nastoletnie i beztroskie życie syna się zakończyło. Wszystkie spontaniczne wyjścia na lody po treningu, podjadanie ulubionych owoców czy przekąsek w ciągu dnia – są zakazane. Słyszałem jak mówił do żony: „Mamo, ja nie chcę tak żyć…”. Ma dopiero dwanaście lat. Staramy się go wspierać, szukać rozwiązań, uczyć się żyć z chorobą. Cukrzyca pod swoją banalną nazwą jest śmiertelnie niebezpieczna. Chwila nieuwagi, zbagatelizowanie wahań poziomu cukru, złe dawkowanie insuliny i może dojść do śpiączki, do niewydolności narządów… do śmierci. W ostatnim czasie dowiedzieliśmy się o nowej metodzie w walce z cukrzycą – terapia TREG. Metoda, której koszt leczenia wynosi około 330 tysięcy złotych. To są ogromne pieniądze, których w żaden inny sposób jak dzięki zbiórce nie jesteśmy w stanie zdobyć. Jest to dla nas i przede wszystkim dla Szymona ogromna nadzieja, ponieważ terapia TREG jest w stanie zatrzymać rozwój cukrzycy na etapie, w którym zostanie wdrożona. Dzięki temu trzustka zaczyna produkować własną insulinę na właściwym poziomie i nie konieczności podawania zastrzyków w ciągu dnia! Nasz syn jest w trakcie kwalifikacji medycznej do przyjęcia terapii. Jeśli stan jego zdrowia pozwoli na rozpoczęcie leczenia nie będziemy mieli zbyt wiele czasu. Bez wsparcia wszystko przepadnie… Rodzic w takiej sytuacji jest w stanie zrobić wiele, ale teraz znaleźliśmy się pod ścianą. Jest nam bardzo trudno prosić o pomoc, ale czasami trzeba dumę włożyć do kieszeni. Wsparcie finansowe to nasza ostatnia deska ratunku. Nasz syn nie wygrywa meczu sam, lecz z drużyną. W tym momencie również potrzebujemy drużyny, by wygrać z chorobą.  tata Szymka

32 238 zł
Lena Misiewicz
8 dni do końca
Lena Misiewicz , 15 lat

Nieuleczalna choroba odbiera Lence wzrok❗️Uratuj ją przed ciemnością!

Lenka jest moim najmłodszym dzieckiem, ma dwanaście lat. Całe jej życie wymaga specjalnej opieki i wsparcia, by mogła mieć szczęśliwe dzieciństwo. Ale z każdym rokiem jest coraz trudniej, coraz gorzej… Od trzeciego miesiąca życia rozwój Lenki zupełnie zmienił tory. Najpierw pojawiły się ataki padaczki, atypowe napady nieświadomości… Od początku miała trudności z poruszaniem się, z mową, z rozumieniem i postrzeganiem świata wokół niej. Gdy skończyła cztery latka na jej ciele pojawiły się zmiany, które po diagnostyce okazały się stwardnieniem guzowatym. Nie tylko na jej skórze, ale również narządy wewnętrzne obarczone są licznymi guzami. Zajęte są serce, nerki, wątroba… Choć jesteśmy pod stałą opieką Centrum Zdrowia Dziecka, choroba uszkadza wzrok. W tym momencie Lenka nie widzi już 75%!  Jestem załamana… Prawa strona jej ciała jest niewładna, ma zdiagnozowaną niepełnosprawność intelektualną w stopniu umiarkowaną, a teraz traci wzrok! Staram się kryć łzy przed nią, a myśli nie dają spać. Jedyną nadzieją są lasery, które zatrzymają postęp choroby i uratują resztki wzroku. Cena zabiegów przerasta nasze możliwości. Jedna wizyta to koszt prawie tysiąca złotych... Opieka nad niepełnosprawną córką uniemożliwia mi pójście do pracy. W domu opiekujemy się również chorą teściową, która potrzebuje naszej pomocy. Łączenie wszystkich wydatków – tych codziennych oraz tych nadzwyczajnych – leczniczych, jest ponad nasze siły.  Gdybym mogła odjęłabym wszystkie cierpienia i bóle mojej córeczki. Choroba zaatakowała właśnie ją – najmłodszą i bezbronną. Jest szansa, by ją ocalić, by mogła dalej widzieć twarze ukochanej babci, rodziców i rodzeństwa. By mogła się uczyć i poznawać świat na miarę swoich możliwości. Zostało jej 25% widzenia i te dwadzieścia pięć procent trzeba ratować – póki jest nadzieja i czas! Estera – mama Lenki

3 362 zł
Ivanka Wierzbicka
8 dni do końca
Ivanka Wierzbicka , 6 lat

Żyje na własnej wyspie, z której musimy ją uwolnić! Pomagamy Ivance!

Los napisał scenariusz, na który nie byliśmy gotowi. Jednak, czy ktokolwiek jest gotowy na poznanie diagnozy, która będzie towarzyszyć ukochanemu dziecku przez resztę życia?  Ivanka jest dzieckiem z ciąży bliźniaczej. Oprócz braciszka ma także dwoje starszego rodzeństwa. Bardzo cieszyliśmy się, że nasz dom, będzie tętnił życiem. Myśleliśmy, że starsze rodzeństwo będzie uczyć młodsze, że będą się razem bawić, spędzać wspólnie czas. Wyobrażaliśmy sobie nasze wakacje - rodzinne spędzanie czasu na piaszczystych plażach lub górskich szlakach. Wizja dużej rodziny podobała nam się od zawsze, jednak nie wszystko ułożyło się tak, jak zakładaliśmy. Już jako niemowlę Ivanka była bardzo spokojna. Po kilku miesiącach życia zaczęła gaworzyć i uśmiechać się. Bardzo cieszyła nas każda sylaba wypowiedziana z jej ust. Szczególnie “mama” i “tata”. Jak wszyscy rodzice bardzo czekaliśmy na te słowa. Nasza córka była bardzo sprawna zarówno ruchowo jak i manualnie. Zupełnie nie spodziewaliśmy się, że w przyszłości będzie miała jakieś problemy.  Miesiące mijały, a Ivanka przestała nabywać nowe umiejętności. Trzeba jej było pomóc w codziennych czynnościach takich, jak ubieranie, jedzenie, mycie. Najbardziej było nam przykro, gdy chcieliśmy z nią porozmawiać, powiedzieć jej jak bardzo ją kochamy, a ona nawet na nas nie patrzyła. Zupełnie nie utrzymywała z nami kontaktu wzrokowego. To bolało najbardziej. W związku z długim przestojem w zdobywaniu nowych zdolności - a co gorsza - z powodu tego, że utraciła to, co do tej pory wypracowała, postanowiliśmy udać się do specjalisty. U Ivanki kilka miesięcy temu zdiagnozowano autyzm. Wszystkie nasze podejrzenia w jednej sekundzie zostały potwierdzone.  Ivanka żyje na swojej bezludnej wyspie, a my każdego dnia staramy się, chociaż na chwilę do niej dopłynąć. Odszukać ją i móc przez kilka minut z nią pobyć. Córeczka w tym roku skończy 3 lata, nie mówi, nie rozumie prostych poleceń. Wydaje z siebie jedynie pojedyncze dźwięki. Czasem płacze. Jedyną formą pokazania, że coś chce, jest ciągnięcie nas za ręce w stronę pożądanego przedmiotu. Ivanka nie bawi się z rodzeństwem, ale sama chętnie układa klocki lub jeździ na hulajnodze.   Próbujemy sprawić, by życie Ivanki było łatwiejsze, jednak ta walka sporo nas kosztuje. Zajęcia logopedyczne, psychologiczne, pedagogiczne, czy terapia integracji sensorycznej tak bardzo jej w tym pomagają. Nie jesteśmy w stanie pogodzić się z tym, że brak środków finansowych może przekreślić szansę córeczki na życie, które nie jest zdominowane przez autyzm. Prosimy o wsparcie! Agata i Jacek - rodzice Ivanki

6 799,00 zł ( 36,35% )
Brakuje: 11 904,00 zł
Ola Łągiewska
8 dni do końca
Ola Łągiewska , 35 lat

Ola nagle zemdlała, to był początek tragedii... Potrzebna pomoc!

Jak uwierzyć w takie nieszczęście… Wiem, ze to mogło spotkać każdego, ale dlaczego spotkało moją córkę? 6 marca 2021 roku moja córka była w domu. Nagle upadła, straciła przytomność. Do szpitala w karetce jechała już przytomna. A potem nastąpiło zatrzymanie akcji serca… Tamta tragedia na zawsze zmieniła życie Oli. Dziś proszę – pomóżcie o to życie walczyć!  Moja córka była taką pogodną, radosną dziewczyną. Tyle marzeń, planów… I nagle, zupełnie nieoczekiwanie to wszystko się skończyło! Okazało się, że przyczyną utraty przytomności była zatorowość płucna. Gdy serce Oli się zatrzymało, czułam, że moje pęka… Lekarze reanimowali ją aż 1,5 godziny. Udało się! Jednak niedotlenienie mózgu doprowadziło do tragicznych konsekwencji… Do 19 kwietnia Ola przebywała na OIOM-ie. Oddychał za nią respirator, karmiona była przez sondę. Potem została przewieziona do kliniki w Olsztynie, gdzie mieliśmy nadzieję, będzie odzyskiwać siły i sprawność. Niestety, dziś wiem, że to była najgorsza decyzja… Zamiast lepiej, było tylko gorzej!  16 sierpnia na własne żądanie wypisaliśmy Oleńkę i tego samego dnia zawieźliśmy do Polskiego Centrum Rehabilitacji Funkcjonalnej VOTUM w Krakowie. Tam po 4 turnusach trwających aż do grudnia, po ciężkiej i mozolnej pracy rehabilitantów zrobiła bardzo duże postępy!  Codzienna praca z neurologopedą miała duże znaczenie w kształtowaniu wymowy. Na razie córka ma ograniczoną sprawność ruchową, ale ważne, że rozmawia, widzi i poznaje. Jeszcze nie chodzi, ale stara się siedzieć stabilnie. Każdy najmniejszy postęp to dla niej i dla nas krok milowy. To wiara w to, że przyszłość przyniesie jeszcze więcej, że Ola odzyska sprawność! Do 2 kwietnia tego roku, Ola była na kolejnym turnusie. Dzięki temu pobytowi oraz codziennej współpracy z neurologopedą zrobiła postępy w wymowie. Dalsza praca z rehabilitantami poprawiła sprawność ruchową w rękach. Wiemy, że to miejsce, gdzie moja córka ma największe szanse, dlatego walczymy o więcej. Po tak tragicznym wydarzeniu droga do powrotu jest długa. Nigdy nie będzie tak, że jakimś cudownym sposobem Ola pójdzie spać, a obudzi się już taka, jak przed zatrzymaniem krążenia, choć – wierzcie mi – o niczym bardziej bym nie marzyła.  Nasza codzienność to jednak walka o każdy kroczek do przodu, który Ola robi dzięki ciężkiej pracy i Waszej pomocy! Dlatego z całego serca wciąż prosimy o wsparcie w finansowaniu dalszej rehabilitacji. Za wszystko bardzo dziękujemy! Świadomość, że obok nas jest ktoś, że nie jesteśmy na tej naszej drodze sami, dodaje nam skrzydeł. Mama Oli

75 995,00 zł ( 39,38% )
Brakuje: 116 952,00 zł
Damian Tchórzewski
8 dni do końca
Damian Tchórzewski , 34 lata

Wypadek prawie zabrał mojego brata… Dla Damiana zrobię wszystko!

Pracowity, zaradny, niosący pomoc innym i zawsze uśmiechnięty. Taki właśnie jest nasz Damian. Całym sercem kocham mojego brata i nie chcę go stracić. Nie chcę, by jedna pechowa sekunda zniszczyła jego przyszłość. Nasze życie wywróciło się już do góry nogami. Czas zatrzymać zły los i walczyć dalej!  Damian w lipcowy, słoneczny dzień uległ poważnemu wypadkowi. Odniósł wiele bardzo poważnych obrażeń. Na pewno nikt nie sądził, że aż tak poważnych w skutkach. W wyniku złamania kręgosłupa został sparaliżowany - stracił czucie w nogach i ma niedowład rąk. Prócz tego liczne złamania nogi czy żeber dają o sobie znać do dziś.  W jednym momencie pasja do motocykli i motoryzacji stała się rodzinną tragedią, która ciążyć będzie nad nami już na zawsze. Mój starszy brat przeszedł wiele operacji. Przez długi czas przebywał w szpitalu, początkowo w śpiączce na intensywnej terapii, później na oddziale rehabilitacyjnym. Okres pandemii, w którym przyszło nam żyć, nie wpłynął dobrze na Damiana. Ograniczone widzenia z rodziną i tęsknota, okrojony personel medyczny, przerywana rehabilitacja… Na szczęście to silny mężczyzna i jest z nami cały czas, walcząc o swoją sprawność. Życie jest bardzo kruche i przewrotne. Przekonaliśmy się o tym na własnej skórze. Z aktywnego, uwielbiającego sport i podróże 30-latka, Damian stał się osobą, która w całości jest zależna od innych. W tym momencie podjęłam się opieki nad bratem. Prócz mnie, nie ma nikogo, kto może mu pomóc w codziennych czynnościach czy rehabilitacji.  By nabierać sił i starać się być samodzielnym, potrzebuje kosztownej rehabilitacji. To jedyna droga do sprawności. Damian każdego dnia walczy o swoją niezależność, a my chcemy mu w tym pomóc, na tyle, na ile jesteśmy w stanie. Zwracamy się do Was z prośbą o wsparcie finansowe. Razem może się udać!  Z góry dziękujemy za okazane serce.  Siostra Kinga

16 708,00 zł ( 63,36% )
Brakuje: 9 660,00 zł
Oliwia Frąckowiak
Pilne!
8 dni do końca
Oliwia Frąckowiak , 17 lat

Uratujmy Oliwię przed wózkiem – druga operacja już 19 kwietnia❗️

Kilka dni temu otrzymaliśmy informacje z kliniki, w której leczona będzie Oliwia. Termin pierwszej operacji nóg wyznaczono już na 22 lutego! Oliwia z coraz większym trudem porusza się o kulach. Jej stan z dnia na dzień się pogarsza, dlatego coraz częściej potrzebny jest wózek inwalidzki. Dla Oliwii to dramat… By ratować jej sprawność, konieczna jest operacja. Jesteśmy przerażeni, bo to, co udało nam się uzbierać do tej pory, to kropla w morzu. Prosimy z całego serca – pomóż nam zdążyć!  Tysiące godzin spędzonych na rehabilitacji, setki wyrzeczeń i litry wylanych łez – nie tak powinno wyglądać życie dziecka. Niestety – tak właśnie wygląda życie Oliwii. Moja córka wkłada potworny wysiłek w to, by być sprawną, by móc chodzić… Serce pęka mi na myśl, że cały ten trud mógłby pójść na marne. Dlatego chcę zrobić wszystko, co mogę, by operacja jak najszybciej doszła do skutku. Wcześniactwo – to ono zaważyło o problemach, z którymi Oliwka zmaga się do dzisiaj. Urodziła się w 31 tygodniu ciąży, ważąc 1840 gramów. Pierwszy miesiąc życia spędziła w szpitalu na intensywnej terapii i od tego czasu jest rehabilitowana. Zdiagnozowano u niej Mózgowe Porażenie Dziecięce... W wieku 4 lat szczęśliwie przeszła operację ortopedyczną, po której jej stan znacząco się polepszył. Oliwka była w stanie sama chodzić! Niestety – niedawno boleśnie przekonaliśmy się o tym, że nic nie jest dane raz na zawsze… Wraz z procesem dojrzewania zaobserwowaliśmy, że wzmożone napięcie mięśniowe powoduje coraz większe deformacje i utrudnia naszej córce poruszanie się. Istnieje ogromne ryzyko, że Oliwia wyląduje na wózku... Jedyną szansą jest złożona operacja nóg polegająca na osteotomii derotocyjnej kości krętarzowych, podcięciu ścięgien kulszowo-goleniowych oraz korekcji kolan i stóp. Operacja jest bardzo złożona, dlatego lekarze zakładają dwa etapy. To jednak jedyna szansa na to, aby nasza córka samodzielnie chodziła. Termin pierwszej operacji wyznaczono już na 22 lutego, drugiej – na 15 marca!  Czasu jest dramatycznie mało, a każdy dzień pogarsza stan Oliwii. Nie możemy już dłużej czekać! Musimy zrobić wszystko, by pomóc naszemu dziecku, by jej ciężka praca nie poszła na marne. Prosimy, pomóż uratować Oliwkę przed wózkiem inwalidzkim! Rodzice Oliwii

65 377,00 zł ( 55,86% )
Brakuje: 51 645,00 zł