Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Anna i Hubert Sobiech
8 dni do końca
Anna i Hubert Sobiech

Śmiertelnie chore rodzeństwo walczy o życie❗️Uratuj Anię i Huberta!

Co byś zrobił, gdybyś dowiedział się, że Twoje dziecko może umrzeć, gdy skończy 20 lat? A co byś zrobił, gdybyś dostał taką wiadomość o dwójce Twoich dzieci? Zapewne Twój świat runąłby w gruzach tak jak mój. Ale na pewno też walczyłbyś o nie ze wszystkich sił, tak jak ja walczę o Anię i Huberta. Nie oddam moich dzieci śmierci! Nie pozwolę im odejść! Ania i Hubert chorują na mukowiscydozę. Jest to bardzo ciężka choroba genetyczna, która systematycznie wyniszcza cały organizm. Najwięcej problemów sprawiają zmiany chorobowe płuc, jelit, wątroby i trzustki. Powodują wydzielanie gęstego śluzu, który zalewa płuca i trzustkę. Prowadzi to do włóknienia płuc i przedwczesnej śmierci... Ania urodziła się w 2001 roku. Ciąża przebiegająca prawidłowo, dobre wyniki, poród w terminie, bez komplikacji – tak zaczyna się wiele historii. Moja mała, zdrowa córeczka... tak mi się wtedy wydawało. Nikt nie przypuszczał, że wraz z moim dzieckiem przyszła na świat okrutna choroba, która do końca życia będzie trzymać kruche życie w śmiertelnym uścisku. Kiedy Ania miała miesiąc, zadzwonił telefon. To była Poradnia Mukowiscydozy w Warszawie. Powiedziano mi, że Ania jest chora na mukowiscydozę, że jest to choroba genetyczna, nieuleczalna, postępująca. Że trzeba jak najszybciej przyjechać do Poradni. To był szok... Na początku nawet nie mogłam zapamiętać nazwy tej choroby, nigdy wcześnie o niej nie słyszałam, nic nie wiedziałam. Nie miałam nawet Internetu, żeby się czegokolwiek dowiedzieć. Mukowiscydoza atakuje cały organizm... Niszczy przede wszystkim układ oddechowy i pokarmowy. Odbiera oddech, powoduje problemy z jedzeniem. Zabija. Najgorszą informacją było to, że dzieci z mukowiscydozą żyją tak krótko. Nazwa choroby brzmiała w moich uszach jak wyrok. Pocieszano mnie, mówiąc, że medycyna się rozwija, że zawsze jest nadzieja. Nic jednak nie mogło zmienić strasznej prawdy: Ania jest śmiertelnie chora.  Choroba oszczędziła drugą naszą córeczką, Sandrę. Ale nie synka. Gdy urodził się Hubert, znowu zadzwonił telefon. On też jest chory. Ania i Hubert, złączeni w śmiertelnym uścisku choroby. Już ponad 20 lat walczymy o ich życie. Robimy wszystko, by dzieci mogły normalnie żyć. Codziennie czekają ich długotrwałe, regularne zabiegi drenaży po inhalacjach, mających na celu usunięcie wydzielimy z płuc i oskrzeli. Złożone leczenie nie pomogło im ustrzec się przed cukrzycą. Już obydwoje mają ją stwierdzoną, ale to od Ani ostatnio usłyszałam "dlaczego znowu ja". Niestety, ale kilka razy dziennie musi kłuć się, wstrzykując insulinę i kontrolując cukier. W celu leczenia mukowiscydozy czekają nas częste, regularne wizyty u  wielu lekarzy. Nie wiem, dlaczego ta straszna choroba wybrała właśnie nas. Patrzę codziennie na Anię i Huberta, a także na Sandrę i wiem, że zrobiłabym wszystko, żeby ich ochronić. Choć wiadomo, że na mukowiscydozę nie ma lekarstwa, chcę zrobić wszystko, by moje dzieci mogły normalnie żyć. Leczenie, odżywki to ogromne koszty, a przy rodzeństwie są one podwójne. Z całego matczynego serca proszę o pomoc, by ratować życie. Każda złotówka sprawi, że Ania i Hubert zostaną na tym świecie dłużej... Barbara, mama * Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

9 772,00 zł ( 41,75% )
Brakuje: 13 633,00 zł
Julia Kożeluk
8 dni do końca
Julia Kożeluk , 41 lat

Julia gaśnie w oczach. Pomóż jej wygrać z rakiem!

Kiedyś byłam energiczna, aktywna, wesoła. Dzisiaj bez pomocy drugiej osoby nie mogę wyjść na ulicę. Choroba odebrała mi siły, ale za nic nie pozwolę, żeby odebrała też wiarę...  Wszystko zaczęło się od pozytywnego testu na COVID-19. Podczas leczenia wyjawiono niepokojąco niską hemoglobinę, która spadała coraz niżej. Lekarze szukali przyczyny, a ja gasłam w oczach. Kiedy usłyszałam swoją diagnozę, nie chciałam w to wierzyć... Mam nowotwór jajnika, który się rozrósł i dał przerzuty na sąsiednie organy. Teraz napiera na dwunastnicę z ogromną siłą, a to oznacza, że w każdej chwili mogę pożegnać się z życiem. Lekarzy odmawiali wykonania operacji. Chowając oczy, mówili, że tu nie da się nic zrobić. Z wielkim trudem znalazłam klinikę w Turcji, która podejmie się wyzwania. Operacja będzie bardzo skomplikowana, ponieważ nowotwór oplątał wiele moich organów, ale nie widzę innego wyjścia. Dzisiaj moje życie wygląda strasznie. Co dwie godziny mogę zjeść 5 łyżek zupy lub zrobić 5 łyków kompotu. I to jest jedyne, co mogę zjeść i wypić. Schudłam, nie mam siły podnieść się z łóżka. Ja cały czas słabnę, ale moja nadzieja nie.  Jeśli uda mi się uzbierać kwotę potrzebną do przeprowadzenia operacji, dostanę szansę na życie. Tyle mam jeszcze niespełnionych marzeń! Wszystko przede mną! Proszę, nie pozwól mi umrzeć. Pomóż uzbierać na moje leczenie. Dopóki żyję moja nadzieja, żyję i ja. Julia

20 792,00 zł ( 13,21% )
Brakuje: 136 549,00 zł
Damian Śliwowski
8 dni do końca
Damian Śliwowski , 24 lata

Damian wywalczył życie. Czy dzięki Tobie wywalczy pierwszy krok po wypadku?

Strażak w Ochotniczej Straży Pożarnej, brat 6. rodzeństwa, uczeń technikum mechanicznego. Życie szło swoim tempem, aż do zatrważającego wypadku. Dzień wypadku drogowego odwrócił nasze życie do góry nogami. To było jak uderzenie w twarz. Ratowała naiwna myśl, że to jednak nic takiego. Zrobią Damianowi operację, poleży w szpitalu. Wyjdzie cały i zdrowy.  28 maja 2017 roku to był najdłuższy dzień w naszym życiu. Od godziny 08.00 do 20.00, gdy Damian był na bloku operacyjnym, nikt nie udzielał nam żadnych informacji. Nikt nie chciał z nami rozmawiać. Dopiero po 20.00 wyszedł do nas lekarz. Zapytaliśmy, co z Damianem, dlaczego to tak długo trwało, przecież nawet nie mogliśmy go zobaczyć. Lekarz spojrzał na nas i powiedział: „Tyle lat jestem chirurgiem, ale dawno nie widziałem tak zmasakrowanej głowy. Jeżeli jesteście wierzący, to idźcie się modlić, bo nic więcej nie zostało. Daje mu 2% szans na przeżycie. Jeżeli tak się stanie, to do końca życia będzie rośliną. Szukajcie już hospicjum”.  Świat nam się rozsypał. Nerwy wzięły górę. Wstrząśnięci rodzice nie mogli wypowiedzieć słowa. Rodzeństwo zaczęło płakać. Myśleliśmy o najgorszym, że Damian umrze. Na samo wspomnienie tego dnia mam dreszcze. Pamiętam tę sytuację, jakby wydarzyła się wczoraj. Pamiętam wszystkie emocje oraz dni gdy zasypiałam z różańcem w ręku, modląc się, aby żył i walczył. Kolejne tygodnie były wyczekiwaniem i nadzieją, że przeżyje, że będzie lepiej, ale przez 2 miesiące nie było praktycznie żadnej poprawy. Później zaatakowała sepsa, następnie grzybiczne zapalenie mózgu. Dopiero w listopadzie jego stan zaczął się stabilizować.  W styczniu 2018 roku musieliśmy szukać ośrodka, który podejmie się jego rehabilitacji. Wiele ośrodków nam odmawiało, że to ciężki przypadek, że wysokie koszty opieki. Pocztą pantoflową trafiliśmy na ZOL w Toruniu Fundacji Światło, to właśnie tam Damian się wybudził, właśnie tam dostał drugie życie. Nigdy, przenigdy nie straciliśmy w niego wiary, staraliśmy się być zawsze przy nim i dawać mu do zrozumienia, że jesteśmy, że czekamy, że ma dla kogo żyć.  Wypadek zmienił życie Damiana, ale także i nasze. Wszyscy czujemy się współwinni, wszyscy wierzymy, że musi się udać, postawić go na nogi. Tym bardziej że z czyjąś asekuracją oraz pomocą on wstaje.   Damian nie jest roślinką, wszystko rozumie, chce żyć i chodzić. Na ten moment jest przykuty do wózka. Z całego serca, proszę Cię o pomoc. Zbieramy na 10 turnusów rehabilitacyjnych. Nie jesteśmy w stanie wyrazić słowami tej wdzięczności za uzyskaną już pomoc od Was wszystkich, jednak jesteśmy zmuszeni prosić dalej. Uwierz mi, Damian jest tego wart! Ewelina, siostra

54 644,00 zł ( 30,48% )
Brakuje: 124 612,00 zł
Daria Bajer
8 dni do końca
Daria Bajer , 23 lata

Wypadek odebrał ciężko wypracowaną sprawność! Daria chce znów być samodzielna!

Mimo mojej choroby przez tyle lat wszystko było na dobrej drodze. Dzięki ogromnemu wysiłkowi, poświęceniu się codziennej, intensywnej rehabilitacji, udało mi się wypracować naprawdę spore postępy. W wielu aspektach byłam samodzielna, co dawało mi nadzieję na to, że ten wysiłek w przyszłości przyniesie jeszcze lepsze efekty. Życie jednak napisało inny scenariusz. Znów wystawiło mnie na bolesną próbę.  Z mózgowym porażeniem dziecięcym zmagam się już od dziecka. To jednak nie jedyne diagnozy, którym muszę stawiać czoła. Do wszystkiego dochodzi jeszcze dyzartria spastyczna i padaczka lekooporna. Dzięki wieloletniej rehabilitacji byłam jednak sprawna na tyle, że mogłam sama chodzić, ubierać się, wykonywać wiele codziennych czynności. Potrzebowałam pomocy jedynie przy myciu się, czesaniu włosów czy zawiązywaniu butów. To, że do tej pory byłam w stanie tak dobrze funkcjonować, zawdzięczam przede wszystkim moim rodzicom, którzy od najmłodszych lat dbali o to, bym miała dostęp do ćwiczeń i specjalistycznych terapii. Jeździłam także na turnusy rehabilitacyjne, dzięki którym po dwóch tygodniach intensywnych zajęć zmniejszała się spastyka. Przy moim schorzeniu nie można przestać ćwiczyć, trzeba cały czas pobudzać mięśnie do pracy, żeby nie nastąpił regres. W maju tego roku wszystko jednak przepadło. Wszystkie wypracowane postępy poszły na marne wskutek strasznego wypadku. Stałam na chodniku z mamą, gdy kierująca jednym z samochodów, wyjeżdżając z miejsca parkowania, zamiast skręcić na drogę, wjechała prosto w nas samochodem. Najpierw zostałam potrącona, a następnie pojazd jeszcze przejechał po mojej prawej nodze. Po przetransportowaniu do szpitala wykonano mi wszystkie niezbędne badania. Okazało się, że doszło do rozległego złamania prawego podudzia. W dodatku z przemieszczeniem. Nie obeszło się bez skomplikowanej operacji. Wstawiono mi tytanową płytkę i śruby. Leczenie samego złamania trwało sześć tygodni. Miałam wtedy unieruchomioną nogę w specjalnej ortezie. Po jej zdjęciu konieczna stała się systematyczna i intensywna rehabilitacja.  Wszystko, co przez 21 lat wypracowałam przy pomocy rodziców, w jednej chwili legło w gruzach. Teraz muszę jeździć na wózku. Jestem zależna od drugiej osoby. Cały czas ktoś musi przy mnie być, pomagać mi w codziennych czynnościach. Powoli stawiam pierwsze kroki po zdjęciu ortezy. Jednak jest to trudniejsze niż myślałam. Sprawia mi to ból, a moje kroki są malutkie i nieporadne. Teraz czeka mnie długotrwała rehabilitacja, a z tym wiążą się ogromne koszty. Chciałabym wrócić do stanu sprzed wypadku, gdzie dawałam sobie radę z codziennymi czynnościami. Chciałabym móc poruszać się jak dawniej, dlatego bardzo Cię proszę o pomoc!  Daria

2 401,00 zł ( 9,06% )
Brakuje: 24 089,00 zł
Szymon Gumienny
8 dni do końca
Szymon Gumienny , 15 lat

By niepełnosprawność nie była przeszkodą w drodze do normalnego życia!

Oto Szymon, wspaniały chłopak. Ma niespełna 13 lat, a w swoim krótkim życiu wycierpiał więcej, niż niejeden dorosły. Gdy patrzymy w jego smutne i pełne strachu oczy, wiemy, że musimy zrobić wszystko, aby mu pomóc… U Szymona w wieku 5 lat zdiagnozowano Zespół Aspergera, zaburzenia opozycyjno - buntownicze, a także neofobię żywieniową. Rok później został poddany kolejnym badaniom, które wykazały, że syn choruje na Zespół Arnolda Chiarriego, dodatkowo posiada cechy zespołu Gorlina Getza. Po badaniach genetycznych stwierdzono niezrównoważenie genomu w postaci duplikacji krótkiego ramienia chromosomu 8 oraz delecji długiego ramienia chromosomu 9...  Od tego momentu Szymon jest  pod stałym nadzorem psychiatry, psychologa i wielu innych specjalistów. Mimo wszystkich tych diagnoz nasz syn jest wspaniałym i bardzo inteligentnym chłopcem. Świetnie się uczy i bierze udziały w przeróżnych konkursach przedmiotowych. Jego pasją jest historia, geografia i matematyka. Niestety, jego stan psychiczny i fizyczny jest bardzo ciężki i znacznie utrudnia mu normalne funkcjonowanie. Szymon leczony jest na depresje i stany lękowe. Z tego też powodu musieliśmy przejść na indywidualny, domowy tok nauczania. W ostatnim czasie nasiliły się również  zaburzenia ruchowe. U Szymona pojawiły się ogromne trudności w poruszaniu się. Syn często upada i potrzebuje stałej asekuracji.  Wszystko to z każdym dniem znacznie obniża jego jakość życia. Dzieciństwo syna niczym nie przypomina tego, które wiodą jego rówieśnicy. Nasz harmonogram wypełniają po brzegi konsultacje i wizyty u specjalistów, a to wszystko kosztuje...  Obecnie syn czeka na operacje odbarczenia. Wierzymy, że przeprowadzony zabieg usprawni jego funkcjonowanie i pozwoli na życie bez bólu. Dodatkowo Szymon potrzebuje rehabilitacji ruchowej, jak również pomocy psychologa i innych specjalistów.  Pragniemy dać naszemu dziecku szansę na dalszy rozwój, większą sprawność i lepszą przyszłość. Leczenie i intensywna rehabilitacja może przynieść Szymonowi trwałą poprawę jego funkcjonowania. Niestety, koszty już teraz znacznie przekraczają nasze możliwości... Dlatego z całego serca proszę Was o wsparcie... Każda złotówka jest na wagę złota!  Rodzice

30 582 zł
Julia Grodzka
8 dni do końca
Julia Grodzka , 10 lat

By nie stracić szansy na sprawną przyszłość!

Każdy rodzic pragnie zrobić wszystko dla swoich dzieci, zapewnić im jak największą opiekę i wsparcie, dać szansę na wymarzoną przyszłość. Gdy w jednej chwili pojawia się wiadomość o chorobie, stajemy się kompletnie bezradni... Dziecięce porażenie mózgowe - to diagnoza, która zmieniła naszą codzienność i z którą codziennie zmaga się nasza mała Julka. Córeczka ma zaledwie 6 lat, ale jej dzieciństwo nie wygląda tak, jak w beztroskich wyobrażeniach. Za każdym razem, gdy widzę, że Julka chciałaby postawić krok, a nie może, czuję gdzieś w środku żal do losu. Dopiero w takich momentach, uświadamiamy sobie, co tak naprawdę jest w życiu ważne - zdrowie, którego być może Julcia nie odzyska już nigdy...   Julcia wymaga stałej, regularnej rehabilitacji, bo tylko to pozwala nam cały czas wierzyć, że będzie chodzić. Córka przeszła już zabieg osteotomii bioder, wydłużenia ścięgien Achillesa i podkolanowych. Dzięki operacji bioder może już sama siedzieć, ale wciąż jeszcze nie idealnie. Systematyczne ćwiczenia są teraz niezbędne żeby Julka miała szansę zawalczyć o dalsze postępy.  Kilka razy w roku staramy się jeździć na turnusy rehabilitacyjne, gdzie córka jest pod stałą i specjalistyczną opieką. Chwytamy się każdej możliwości, każdej szansy i wiemy, że nie możemy stracić tego, co już udało się wypracować podczas zajęć.  Wasza pomoc ponownie dała Julce możliwość walki o lepsze jutro, za co serdecznie dziękujemy. Mamy już zaplanowane kolejne turnusy, ale wciąż brakuje nam na nie środków. Koszt jednego turnusu to ok. 8 tysięcy, a Julka musi odbyć co najmniej trzy. To kolejna szansa dla córeczki nadzieja, której nie możemy stracić, dlatego z całego serca prosimy Was o dalszą pomoc! Rodzice Julki

8 944,00 zł ( 36,87% )
Brakuje: 15 312,00 zł
Liwia Kolińska
8 dni do końca
Liwia Kolińska , 13 lat

Promyk nadziei na trudnej drodze po sprawność

Tuż po narodzinach Liwii wydawało nam się, że poza niewielkim ubytkiem w przegrodzie serca, który samoistnie się zrósł, nie będzie większych komplikacji ze zdrowiem córki. Los jednak bezlitośnie nas oszukał, chwilę później skazując Liwię na walkę, w której tkwimy do dziś.  Przez 5 miesięcy żyliśmy w zupełnej nieświadomości tego, co nas czeka. Po tym czasie u Liwki zdiagnozowano anemię i konieczne stało się przyjmowanie żelaza. Zastosowane leczenie okazało się niewystarczające. Zostaliśmy skierowani do poradni hematologicznej w Gdańsku. Przez kolejny rok córeczka przyjmowała żelazo, ale jej stan zdrowia wciąż się nie poprawiał. Ten czas był dla nas bardzo trudny – z dnia na dzień pojawiały się nowe hipotezy dotyczące diagnozy, co jedna to gorsza. Za każdym razem zlecano kolejne bolesne badania. Jedno z nich – badanie krzywej żelaza pokazało, że córka nie wchłania go ani z pożywienia ani z leków doustnych. Zdecydowano o podawaniu tego pierwiastka w formie iniekcji. Co tydzień jeździliśmy do Gdańska, aby córka mogła mieć podany zastrzyk.  U Liwki zaczęto podejrzewać również zapalenie stawów, dlatego skierowano nas do poradni reumatologicznej w Warszawie. Córeczka odczuwała bardzo silne bóle nóg, mrowienia, obrzęki, poranną sztywność stawów, co uniemożliwiało jej zwyczajne funkcjonowanie i powodowało ogromne cierpienie. Po całym dniu Liwia nie mogła przespać nocy – niejednokrotnie nosiłam ją wtedy na rękach, podawałam leki przeciwbólowe, masowałam całymi godzinami nogi, aby mogła zasnąć.  Późniejsze badania jednoznacznie wykazały MIZS - młodzieńcze idiopatyczne zapalenie stawów. To przewlekla i bardzo bolesna choroba, która prowadzi do uszkodzenia wzroku i szybko postępujących zmian w obrębie stawów! Może też zaatakować kręgosłup, a w konsekwencji prowadzić do unieruchomienia na wózku inwalidzkim. Nie chcemy do tego dopuścić, dlatego postanowiliśmy podjąć walkę o zdrowie i sprawność córki. Od kwietnia 2021 roku Liwka rozpoczęła leczenie biologiczne, immunosupresyjne i terapię skojarzoną. Do tego dochodzi jeszcze systematyczna rehabilitacja. Zajęcia odbywają się regularnie. Są to m.in. zabiegi fizykalne takie, jak krioterapia i laseroterapia. Dwa lub trzy razy w tygodniu córka uczęszcza na ćwiczenia indywidualne z fizjoterapeutą. Niestety ostatnio pojawiły się kolejne powikłania zdrowotne córki. Liwia musiała rozpocząć leczenie okulistyczne z powodu zapalenia błony naczyniowej oka. Oprócz tego jest po opieką m.in. hematologa, nefrologa i czekamy jeszcze na konsultację u gastroenterologa.  Gdyby nie państwa pomoc przy poprzednich zbiórkach, nie wiem jak dalibyśmy radę opłacić rehabilitację Liwii. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jakie córka miałaby przykurcze, gdyby nie codzienna praca z rehabilitantem. Niestety zdarza się, że mimo największych chęci córka i tak nie może robić wszystkiego tak, jak inne dzieci. Rehabilitacja wiąże się z codziennym wysiłkiem i bólem. Serce nam się kraje, jak córka płacze, że ją wszystko boli i chciałaby być zdrowa. Przytulamy ją wtedy, mówiąc, że niedługo będzie lepiej, ale wiemy, że jeszcze czeka nas tyle pracy i dalszych zmagań. Jesteśmy bardzo wdzięczni za to, że jesteście z nami. Doceniamy każdą pomoc, jaką od was dostajemy, naszych kochanych przyjaciół oraz całkiem obcych ludzi. Liwia powoli staje się nastolatką, rośnie w szybkim tempie, a choroba postępuje. Do problemów ze stawami doszły komplilacje związane z układem pokarmowym, co wymusiło przerwanie leczenia na jakiś czas. Brak leków niestety potęguje ból. Liwia praktycznie codziennie czuje się źle. Budzi się z bólem i zasypia z bólem, do którego nie sposób się przyzwyczaić. Boimy się tego, co będzie w przyszłości. Coraz częściej trudno jest utrzymać Liwię w pozytywnym myśleniu. Córka o niczym innym tak nie marzy, jak o tym, by być zdrową dziewczynką. Liwia tak bardzo chce być jak inne dziewczynki w jej wieku, ale bez ciężkiej, codziennej rehabilitacji żadne leczenie nie pomoże. Prosimy pomóżcie uratować sprawość naszej Liwii. Bez Was to się nie uda! Rodzice Liwii Liwię można wesprzeć również poprzez licytacje

159 358 zł
Beata Habet
8 dni do końca
Beata Habet , 52 lata

Kiedy spokojne życie brutalnie przerywa nowotwór! Pomóżmy Beacie...

Wyobraź sobie, że wiedziesz normalne życie. Masz rodzinę, przyjaciół, pracę. Pomimo codziennych trudności wszystko układa się dobrze, a Twoje poczucie bezpieczeństwa jest na wysokim poziomie. Twoje plany i marzenia sięgają daleko w przyszłość. Nie martwisz się o następny dzień, a codzienność swobodnie płynie. Nagle wszystko się zmienia... W jednej krótkiej chwili, jakby ktoś przełączył pstryczek, Twoje życie zostaje wywrócone do góry nogami. Tak właśnie było u mnie. Niespodziewana diagnoza spadła jak grom, odbierając stabilny grunt pod nogami. Dziś moje życie to ciężka walka o każdy następny dzień. Zachorowałam na raka ponad rok temu. Z powodu choroby właściwie od razu musiałam przestać pracować. Częste badania i coraz gorsze samopoczucie uniemożliwiły mi codzienne czynności. Wtedy myślałam o tym, czy kiedykolwiek zdrowie pozwoli mi wrócić do normalności... Mieszkam sama i sama ponoszę koszty wszystkich rachunków. Po ich opłaceniu ciężko mi związać koniec z końcem. Oczywiście posiadanie rzeczy materialnych czy brak pieniędzy nie jest tragedią... Ja po prostu nie chcę wybierać pomiędzy godnym życiem,  a ratowaniem zdrowia...  Leki, witaminy, oraz dojazdy do lekarza sporo mnie kosztują. Nie posiadam prawa jazdy ani własnego środka transportu, co dodatkowo utrudnia mi walkę z chorobą. Jestem jak na szpilkach, bo nie wiem kiedy i ile będę potrzebowała pieniędzy na walkę z chorobą. Zaprzestanie starań o lepsze jutro, nie wchodzi w grę!  Bardzo chciałabym być samodzielna. Niestety sytuacja, w jakiej się znalazłam, mi to uniemożliwia. Jest to niezwykle przytłaczające! Każda podarowana złotówka będzie dla mnie ogromną pomocą! Chociaż nie jest to łatwe, bardzo o to proszę...  Beata

4 168 zł
Ewa Biziewska
8 dni do końca
Ewa Biziewska , 37 lat

By rodzina mogła żyć bez strachu o każdy kolejny dzień...

Każdy ocenia wagę problemów na podstawie własnych doświadczeń. Problemy, które dopadły tę rodzinę, nieustannie się piętrzą, sprawiając, że codzienność to ciężka walka. Brakuje pieniędzy na odzież, środki czystości, a nawet na jedzenie. Nikt nie powinien się martwić, czy będzie miał kolejnego dnia czym nakarmić swoje dzieci. By móc żyć i bez strachu wchodzić w każdy kolejny dzień rodzina z Wrocławia potrzebuje Twojej pomocy.     Marcin jest głową 7-osobowej rodziny. Niestety przez swoją niepełnosprawność nie jest w stanie podjąć pracy i utrzymać bliskich. Cierpi na chroniczny ból i zapalenie trzustki. Jego żona opiekuje się dziećmi, w tym najmłodszym 15-miesięcznym synkiem. Najstarsza córka ma 16 lat, jeszcze się uczy i nie jest w stanie wspomóc finansowo rodziców. Cały dochód rodziny to niespełna 4000 zł. Koszty życia tak licznej rodziny znacznie przewyższają tę kwotę.      Bardzo prosimy o pomoc. Chcemy przede wszystkim stworzyć małym dzieciom normalny dom, gdzie rodzicie, nie muszą się martwić czy będzie co włożyć do garnka. Ciepło domowego ogniska i poczucie bezpieczeństwa to podstawowe potrzeby każdego człowieka. Zebrana kwota będzie wydatkowana na bieżące potrzeby rodziny. Dziękujemy, Biscy

1 000 zł