Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Marta Makowiecka
Marta Makowiecka , 36 lat

Rehabilitacja to moja nadzieja! Pomóż mi o nią zawalczyć!

Może moja codzienność nie zawsze wygląda tak, jakbym chciała. Może los rzeczywiście zrzucił na moje barki ciężar, który trudno dźwigać każdego dnia. Najważniejsze jest dla mnie to, że mimo tych wszystkich przeciwności, wciąż odnajduję w sobie wolę walki, że mimo tylu przeszkód wciąż potrafię czerpać radość z mojego życia. To daje mi siłę, która pozwala iść dalej, nawet jeśli to potwornie wymagająca droga… Moja walka o sprawność zaczęła się już w pierwszych chwilach życia. To właśnie wtedy zdiagnozowano u mnie komplikacje neurologiczne. Nie znam innego życia niż to z chorobą. Przez tyle lat nauczyłam się jednak z nią funkcjonować. Wiem jak ważna jest codzienna rehabilitacja, która pomaga mi zwalczać wzmożone napięcie mięśni i bolesne przykurcze. Wiem też, że tylko regularne ćwiczenia są w stanie dawać dobre efekty. Chciałabym dalej starać się usprawniać moje ciało, by nie napotykać większych barier w wykonywaniu codziennych czynności. Bez Waszej pomocy jest to jednak niemożliwe.  Nie mam tylu środków, które pozwoliłyby mi na opłacenie systematycznej rehabilitacji, a to moja jedyna nadzieja na zachowanie sprawności fizycznej i dobrej koordynacji ruchowej w przyszłości, dlatego będę wdzięczna za każde okazane przez Was wsparcie! Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

3 037,00 zł ( 23,78% )
Brakuje: 9 729,00 zł
Remigiusz, Roman, Roland Bosaccy
Remigiusz, Roman, Roland Bosaccy , 6 lat

Trzech braci w walce o lepsze jutro - pomóżmy!

Jestem mamą trzech wspaniałych chłopców - Romana, Rolanda i Remika. Los okazał się dla nich niezwykle okrutny. Zrobiłabym wszystko, by tylko zdjąć z ich barków ciężar narzucony przez diagnozy... Tuż po narodzinach Romka, zdiagnozowano u niego wadę - szpotawość obu stóp. Od pierwszego miesiąca musiał mieć zakładany gips. Po rocznym leczeniu okazało się, że nie obędzie się bez operacji. Mając zaledwie roczek, syn przeszedł skomplikowany zabieg lewej stopy. Zauważyliśmy, że leczenie przynosi dobre efekty, ale konieczna stała się jeszcze reoperacja. Romek cały czas potrzebuje rehabilitacji oraz częstych wizyt w specjalistycznych poradniach. U syna niedawno zdiagnozowano również ADHD.  Roland ma 7 lat i choruje na obniżony poziom fosfatazy. Badania genetyczne wykonane u synka wykazało u niego krzywicę hipofosfatemiczną. Aby możliwe było leczenie, Roland musi jeszcze przejść dodatkową diagnostykę, która umożliwi dopasowanie odpowiedniej terapii.  Remik, nasz mały słodziak, również zmaga się z wieloma komplikacjami zdrowotnymi. Ze względu na wadę wzroku - niedowidzenie głębokie lewego oka oraz zez zbieżny, syn musi nosić okulary.  W związku z tak wieloma problemami zdrowotnymi moich synów, bardzo Was proszę o pomoc. Nie stać nas na pokrycie wszystkich kosztów, a nie możemy przerywać walki chłopców o lepsze jutro. Nie tracę nadziei na to, że Romek, Roland i Remik, dzięki leczeniu i rehabilitacji, będą mogli zawalczyć o jak najlepszą sprawność i prawidłowy rozwój. Będziemy wdzięczni za każdy okazany gest wsparcia! Renata, mama

3 075,00 zł ( 8,02% )
Brakuje: 35 223,00 zł
Damian Kamowski
Damian Kamowski , 22 lata

To cud, że Damian przeżył wypadek! Teraz potrzebuje Waszej pomocy!

4 września 2022 roku, to data, którą zapamiętam do końca życia. Był zwykły, codzienny wieczór, gdy zadzwonił nieznany numer. Odebrałam, a w słuchawce usłyszałam głos nieznajomego mężczyzny. Policjant przekazał, że syn miał wypadek samochodowy! Więcej już nie słyszałam, nogi ugięły się pode mną, zabrakło oddechu, łzy napłynęły do oczu… To mój jedyny syn... Jednak żył, cudem, ale żył! Liczne złamania, wstrząśnienie mózgu, ale najważniejsze, że żyje! Będąc w szpitalu moje serce stanęło po raz drugi, a następnie rozsypało się na milion kawałków! Mój najdroższy syn, który ma dopiero 20 lat, kochający od dziecka piłkę nożną, silny i wysportowany, leży podpięty do kabli, respiratora i pomp... Maszyny decydowały o każdym jego oddechu! Ciało Damiana pokryte było szwami, zatopione w gipsie i naznaczone licznymi skaleczeniami. Co chwilę sprawdzałam, czy oddycha, czy naprawdę żyje. Był to cud. I za ten cud jestem tak bardzo wdzięczna! Teraz przede mną kolejne kamienie milowe. Lekarze powiedzieli, że jak najszybciej trzeba rozpocząć rehabilitację. To jedyna szansa, aby odzyskał swoją utraconą sprawność. Okres oczekiwania w ramach NFZ jest bardzo długi, a czas odgrywa tu istotną rolę... Niestety koszt rehabilitacji w prywatnym ośrodku wynosi ok. 20 tys. zł! Sama nie jestem w stanie zgromadzić w tak krótkim czasie tej dużej sumy. Nikt nie potrafi też udzielić mi precyzyjnej odpowiedzi ile miesięcy będzie trwała rehabilitacja syna. Wierzę jednak, że dzięki niej Damian wróci do zdrowia, do swoich pasji i zagra jeszcze w piłkę… Wszystkim bardzo dziękuję za wsparcie duchowe i materialne. Magdalena, mama    

6 951,00 zł ( 32,66% )
Brakuje: 14 326,00 zł
Władek Kaspiarowicz
Władek Kaspiarowicz , 6 lat

Władzio nie ma sił w rączkach! Zbieramy na napęd do wózka

Władziu, nasz synek, od urodzenia choruje na rdzeniowy zanik mięśni, powszechnie znany jako SMA. Zostało to potwierdzone genetycznie. Choroba polega na osłabieniu mięśni i ich stopniowym zanikaniu.  Synek urodził się przedwcześnie w 32. tygodniu ciąży. Ważył niecałe 1400 gramów. Problemem była przewlekła niewydolność łożyska. Bardzo bałam się, co przyniesie przyszłość, gdyż ku mojemu nieszczęściu pierwszą ciążę już poroniłam. Ciało nie słucha Władzia, nie współpracuje, ale mój synek się nie poddaje. Dzielnie walczy podczas rehabilitacji i zajęć. Mimo ogromnej niewygody nosi gorsety i ortezy, które mają naprostować nóżki, kręgosłup. Teraz uczy się jeździć na aktywnym wózku inwalidzkim, ale ma bardzo mało siły. Nie jest w stanie obsługiwać go samodzielnie, potrzebuje naszej pomocy.  Przed leczeniem Władziu nie mógł utrzymać kubka, łyżki do jedzenia, przewracał się na bok. Nie mógł kontrolować ciała i głowy, nie ruszał nogami. Dzięki leczeniu i rehabilitacji mój synek potrafi już trzymać kubek i je samodzielnie. Zaczął poruszać rękami i podnosić je, zaczął też ruszać nóżkami, Władziu niestety nie ma tyle siły, by sam przez większość czasu wprowadzał wózek w ruch. Nasz synek uwielbia kontakt z dziećmi i dorosłymi. Chętnie włącza się, gdy dzieci idą się gdzieś pobawić, ale nie może ich dogonić... Napęd do wózka jest narzędziem, które nie tylko pomoże mu w przemieszczaniu się, ale również w nawiązywaniu kontaktów z kolegami i koleżankami. Władziu, który ma prawie 5 lat, czyta po angielsku i w swoim ojczystym języku, zna matematykę, dodawanie i odejmowanie. Uczy się języka polskiego. To uzdolniony chłopiec, który kruszy wszelkie bariery. Teraz tą barierą jest brak siły w rączkach. Tak bardzo pragniemy, by był niezależny, tak bardzo Władzio tego chce. W tym pomoże podłączany do wózka napęd elektryczny. Dzięki niemu nasz synek będzie bardziej mobilny i samodzielny. Niestety koszt urządzenia nas przerasta. Bardzo prosimy o pomoc! Rodzice ➡️ Poznaj Władzia bliżej na Instagramie

2 702,00 zł ( 17,04% )
Brakuje: 13 150,00 zł
Barbara Smarżewska
Barbara Smarżewska , 43 lata

Choroba z każdym dniem coraz bardziej odbiera mi sprawność... Pomocy!

Mam na imię Barbara. Od wielu lat zmagam się z problemami zdrowotnymi, które powoli przejmują kontrolę nad moim życiem… Każdego dnia walczę o zdrowie i lepszą sprawność, jednak choroba to bezwzględny przeciwnik! Wszystko zaczęło się od drżenia rąk. Później stopniowo zanikało czucie w nogach, miałam także problemy z pamięcią i wymową. Objawy stały się na tyle silne, że trafiłam do szpitala… Niedługo później lekarze stwierdzili u mnie chorobę Parkinsona! Od tamtego czasu zostałam skierowana na wiele badań, odwiedziłam też różnych lekarzy. Cały czas jestem pod opieką specjalistów, którzy starają się polepszyć mój stan zdrowia i zmniejszyć skutki choroby. Potrzebuję też stałej, intensywnej rehabilitacji, by nie dopuścić do zaniku mięśni! Konieczna jest również dalsza diagnostyka. Lekarze zalecili mi przeprowadzenie badania genetycznego WES. Jego wynik mógłby pomóc dobrać leczenie, mogące złagodzić objawy choroby! Niestety, problemem jest cena badania, która znacznie przewyższa moje możliwości finansowe… Nie mogę pozwolić, by choroba w pełni zawładnęła moim życiem! Chcę dalej walczyć o lepszą sprawność, ale potrzebuję wsparcia… Bez Waszej pomocy nie dam rady sprostać wydatkom związanym z leczeniem, rehabilitacją i badaniem! Proszę, pomóżcie mi zawalczyć o lepsze jutro! Barbara

118 zł
Ania Kochanek
Ania Kochanek , 2 latka

By Ania mogła chodzić... Pomóż naszej córeczce!

Nigdy nie przypuszczaliśmy, że znajdziemy się w takiej sytuacji i będziemy potrzebować pomocy. Niestety nasza malutka Ania urodziła się z dysplazją stawów biodrowych z przykurczem przywodzicieli i zwichnięciem prawego biodra.  Lekarze próbowali różnych skomplikowanych metod, by przywrócić naszą córeczkę do zdrowia. W połowie stycznia zostało zastosowane leczenie wyciągiem ponad głową, niestety nie przyniosło ono zamierzonego celu. Przeprowadzono też zabieg tenotomii przywodzicieli biodra prawego, repozycji stawu biodrowego oraz założono jej gips typu "żabka”.  Choć nie wiemy, jak długo potrwa leczenie, wiemy już teraz, że będzie potrzebować długiej i kosztownej rehabilitacji. Ania cierpi również na atopowe zapalenie skóry. Każdy kontakt z alergenem wywołuje u niej zmiany skórne, które wyglądem przypominają poparzenia. Zmiany te bardzo uprzykrzają  życie Ani, ponieważ są ciężkie do wygojenia i bardzo swędzące. W tym momencie Ania przebywa na diecie eliminującej białko mleka krowiego. Przynosi to jedynie częściowe efekty, ponieważ ogniska zapalne wciąż się pojawiają.  Wszystkie działania, jakie teraz podejmujemy, są po to, aby Ania w przyszłości mogła biegać, skakać i cieszyć się życiem jak każde zdrowe dziecko. Pomóż nam spełnić to marzenie! Rodzice ➡️ Poznaj bliżej Anię na Instagramie! ➡️ Licytuj i pomóż Ani!

6 456 zł
Adam Przymuszała
Adam Przymuszała , 55 lat

Pomóżmy Adamowi wrócić do sprawności!

Mój mąż Adam, od wczesnych lat dzieciństwa cierpi na otyłość. Od 20 lat leczy się pod kątem autoimmunologicznej choroby tarczycy, która być może nie została zdiagnozowana już wcześniej. Adam to człowiek orkiestra, o dobrym sercu, zawsze życzliwy, z poczuciem humoru, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. W związku z licznymi dolegliwościami ze strony kręgosłupa trwającymi od kilku lat oraz dużą wagą ciała, w listopadzie 2021 pojawił się częściowy bezwład nóg wraz ze schorzeniem – zespołem końskiego ogona. W kwietniu 2022 mąż został poddany poważnej operacji części lędźwiowej kręgosłupa, która niestety nie przyniosła oczekiwanych rezultatów, finalnie stwierdzono bezwład kończyn dolnych niewiadomego pochodzenia.  Obecnie Adam jest osobą o znacznym stopniu niepełnosprawności. Nie potrafi dłużej utrzymać się na własnych nogach, a zrobienie kroku przy pomocy chodzika graniczy z cudem. Używa wózka inwalidzkiego, w niedużym mieszkaniu, niestety z ograniczoną swobodą poruszania się. Stał się więźniem własnego domu na I piętrze bez windy. Przed nami plan zakupu sprzętu do przemieszczania się po schodach, który byłby pomocny w wydostaniu się z mieszkania. Systematyczna rehabilitacja i leczenie, zakup odpowiednich środków medycznych i leków pochłania wiele pieniędzy. Rehabilitacja z NFZ niestety wiąże się zazwyczaj z długim czasem oczekiwania na turnus, dlatego chcielibyśmy skorzystać z prywatnych ośrodków rehabilitacyjnych, turnusów przeplatanych z tym, co oferuje NFZ. Nie mamy jednak wystarczających środków, by pokryć wszystkie koszty, dlatego, choć z początku trudno nam było, dziś prosimy Was o pomoc! Mam nadzieję, że mój mąż stanie na nogi i tylko kwestią czasu będzie powrót do chodzenia. Dlatego wszystkich ludzi dobrej woli, prosimy o pomoc i wsparcie finansowe. Będziemy wdzięczni za każdą wpłaconą kwotę! Z całego serca już teraz dziękujemy! Elżbieta, żona Adama

13 235 zł
Elżbieta Panasiuk
Elżbieta Panasiuk , 58 lat

Rak zabrał sprawność, ale nie marzenia... Zbieram na protezę❗️

Przez lata mogłam się cieszyć pięknem życia. Zdrowie, praca, możliwość spełnienia kolejnych planów i marzeń. Każdy dzień utwierdzał mnie w przekonaniu, że codzienność i rutyna potrafią być piękne. Dziś już wiem, że nie można mieć w życiu wszystkiego. Przekonałam się bardzo boleśnie, że jeden element może zniszczyć tworzoną latami sielankę. Gdy zastanawiałam się nad swoim życiem, doszłam do wniosku, że dziś określa je jedno słowo – nowotwór. To on sprawił, że przez moje ciało przelewają się kolejne krople chemioterapii, niszcząc je od środka. To on zabrał mi to, co najbardziej kochałam. To właśnie on popchnął mnie na wiele miesięcy do piekła, z którego nie mogę się wyrwać. Wszystko zaczęło się parę miesięcy temu od pozornie błahych i drobnych dolegliwości. Leczono mnie najpierw na zatory, później na przyrost tkanki. Miałam mieć wykonaną operację, a po rehabilitacji powrócić do zdrowia i pracy. Niestety po badaniach wykonanych w kwietniu 2022 roku w innej placówce, stwierdzono nowotwór złośliwy kości długiej kończyny dolnej tzw. chrzęstniakomięsak podudzia lewego. Byłam w szoku… Naprawdę się tego nie spodziewałam. Myślałam, że jestem okazem zdrowia. Wiedziałam jednak, że ludzie chorują na znacznie poważniejsze dolegliwości, dlatego postanowiłam stawić temu czoła. Niestety, usłyszałam, że najpierw czeka mnie długoterminowa chemia, a później amputacja nogi na poziomie uda. Przed usunięciem będę musiała przejść 4 sesje chemii. Byłam przerażona, gdy widziałam moje szpitalne łóżko, a na nim pełno włosów. Gdy uświadamiasz sobie, z czym przyszło ci walczyć i wkrótce twoja głowa jest niemal łysa, pojawiają się następne lęki. W głowie kłębią się pytania: dlaczego właśnie ja? Przecież to jeszcze nie czas, by odchodzić!  Wiedziałam, że będę uśmiechać się przez łzy tak długo, jak będzie trzeba. Spróbuję znaleźć radość, tam, gdzie wszystko już stracone i pokażę wszystkim, że takie poszarpane życie może mieć sens.   Los jednak postanowił po raz kolejny mnie zaskoczyć. Po amputacji nogi stwierdzono pojedyncze zmiany przerzutowe do płuca prawego. Od tamtej pory nowotwór na oddziale onkologii zyskał śmiertelnego wroga. Przeszłam do ofensywy, stawiając na odwagę i zapomnienie. Dzisiaj nie mam nogi i czekam na decyzję o operacji płuc. Skutki chemii odczuwam każdego dnia. Najważniejsze jednak, że żyję! Otwieram rano oczy i widzę świat. Przeszłam długą i krętą drogą, której nikt nie chciałby przejść. Zostałam na tej drodze przewodnikiem bez nogi. Mam dużo siły. Więcej niż przed tym wszystkim. W wieku kilkudziesięciu lat pogodziłam się z nową rzeczywistością, w której musiałam się odnaleźć. Byłam zrozpaczona, ale wiedziałam, że innej drogi nie ma. To, czego najbardziej mi dzisiaj potrzeba to intensywna i regularna rehabilitacja oraz specjalistyczna proteza, dzięki której mogłabym chodzić. Niestety koszty dalszego leczenia przewyższają moje możliwości finansowe. Choroba okaleczyła moje ciało, ale nie duszę. Nadal mam siłę, by walczyć! Dlatego wszystkich ludzi dobrej woli proszę o pomoc! Każda złotówka znaczy dla mnie naprawdę wiele! Już teraz z całego serca dziękuję za każde wsparcie! Elżbieta

15 692,00 zł ( 75,64% )
Brakuje: 5 053,00 zł
Agnieszka Nowicka
Agnieszka Nowicka , 44 lata

Moje serce to tykająca bomba. Proszę, uchroń mnie przed najgorszym...

Po urodzeniu mama opowiadała, że dużo spałam, siniałam i mało płakałam, tak jakbym nie miała siły. Gdy skończyłam 3. miesiące, zachorowałam na zapalenie płuc i wylądowałam w szpitalu. Po badaniach okazało się, że moje serce jest trzykrotnie większe, niż powinno. Przeszłam też w tym czasie zapalenie mięśnia sercowego.  Mój stan zdrowia był tragiczny z małą szansą na przeżycie. Niestety doszło do nieprawidłowego rozwoju serca. Od tamtej pory szpitale stały się moim drugim domem, a lekarze i pielęgniarki moją przyszywaną rodziną. Badań nie było końca i rodzice tylko przewozili mnie od szpitala do szpitala. Jako dziecko chciałam się bawić i biegać jak inne dzieci, nie rozumiałam, dlaczego nie mogę, nie miałam siły. Mogłam jedynie obserwować zabawy innych dzieci przez okno albo siedzieć na ławce na placu zabaw. Często mdlałam, przez co nigdzie sama nie mogłam wychodzić. Mój stan zdrowia nigdy się  specjalnie nie polepszył mimo codziennie branych garści tabletek. Jako nastolatka też jedyne co pamiętam to badania, wizyty, strzykawki, miesiące w szpitalach... Serce coraz bardziej mi dokuczało. Doszło pierwszy raz do ostrej niewydolności oddechowo-krążeniowej. Zaczęłam nienaturalnie puchnąć, pojawiły się problemy z oddawaniem moczu. Cała woda zatrzymywała mi się w organizmie. Diagnoza? Przewlekła schyłkowa niewydolność nerek w przebiegu nefropatii IgA. Natychmiast zostałam poddana dializom. Moje serce coraz bardziej słabło przez problemy z nerkami. W 2017 roku moje nerki były już wręcz uschnięte od dializ i konieczny był przeszczep. Obie nerki zostały usunięte, a wszczepiona jedna. Na szczęście przeszczep się przyjął. Dzięki temu żyję.  Los znów spłatał mi figla i dość szybko się okazało, że moje serce już nie wytrzymuje tych wszystkich obciążeń i po którymś już z kolei zatrzymaniu krążenia padła szybka decyzja o wszczepieniu kardiowertera, czyli defibrylatora, który uratuje mnie przed nagłym zgonem.  Do tej pory moje serce zatrzymywało się już kilkakrotnie i urządzenie, które mam wszczepione, uratowało mi życie. Wydolność serca w ostatnim czasie spadła mi z 40% na 20%.  Bateria urządzenia jest coraz niższa. Grozi mi kolejna operacja, której wycieńczony organizm mógłby nie przeżyć... lekarze nie wiedzą, co robić, by mi pomóc. Serce coraz mniej wydolne, nerka także. Jestem coraz słabsza. Tracę pamięć. Choruję też na nadciśnienie, cukrzycę, astmę, zwyrodnienie stawów. Lista moich chorób jest bardzo długa.  Mam orzeczoną całkowitą niezdolność do pracy. Utrzymuję się tylko z zasiłku, który wynosi ok. 800 zł, a recepty miesięczne potrafią wynieść nawet ponad 1000 zł. Dochodzą do tego koszty dojazdów do specjalistów, prywatne wizyty, badania. Muszę też przecież za coś jeść i płacić rachunki. Żyję na skraju ubóstwa. Muszę wybierać czy zjem, czy wykupię leki, a nie przyjmowanie wszystkich leków może zakończyć się tragicznie. Błagam o wsparcie. Nie chcę umierać… Agnieszka   Artykuł - Tygodnik Płocki

10 001 zł