Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Mirosław Matuszek
Mirosław Matuszek , 65 lat

Odzyskać dawnego tatę - walczymy o Mirka!

Serce taty na chwile się zatrzymało, a potem już nic nie było tak, jak jeszcze chwilę wcześniej... Kochany mąż i ojciec 2 córek, kocha zwierzęta i obcowanie z naturą, nigdy nikomu nie odmawiał pomocy, a teraz sam jej potrzebuje. Dlatego dziś prosimy o pomoc dla taty. Tak bardzo chcemy go odzyskać... W styczniu tego roku jego serce nagle przestało bić. W wyniku niedotlenienia mózg został uszkodzony. Świat, który znał, zawalił się jak domek z kart. Śpiączka, miesiąc na OIOM-ie nie zwiastowały niczego dobrego. Każdego dnia byłyśmy przy nim, by walczyć o to, co jeszcze nam pozostało. Robiłyśmy, co w naszej mocy, by odzyskać tatę, masując, ćwicząc, czytając mu, mówiąc do niego i puszczając muzykę.  W końcu przyszedł ten dzień, tata się wybudził! Założono mu PEGa i rurkę tracheostomijną. Nieszczęśliwie wypadek zbiegł się z czasem kwarantanny, przez to nie było szansy na skorzystanie z rehabilitacji oferowanej przez NFZ. Jedynym wyjściem z sytuacji, które dawało tacie szansę na powrót do zdrowia, był prywatny ośrodek.  Leczenie jest bardzo kosztowne, ale tata robi postępy i bardzo ciężko pracuje, żeby wrócić do domu jak najbardziej sprawnym. Bardzo tęskni za bliskimi i znajomymi... Tata jest bardzo rodzinną, miłą, ciepłą i towarzyską osobą. Nigdy nikomu nie odmawiał pomocy i zawsze służył radą, pewnie dlatego jest tak lubiany i wszędzie było go pełno. Całe życie pomagał innym ludziom. Jest emerytowanym policjantem, prawie 30 lat pracował jako technik kryminalistyki. Często pracował po 14 godzin, poświęcając nie tylko swój czas, który mógł spędzić z rodziną, ale także swoje zdrowie.  Teraz sam potrzebuje wsparcia i pomocy, ponieważ leczenie i środki rehabilitacyjne to ogromne koszty. Tata Mirek i nasza cała rodzina jest i będzie wdzięczna za każdą pomoc i dobre słowo.  Prosimy, pomóż nam odzyskać dawnego tatę! Córki Mirka

41 686,00 zł ( 60,83% )
Brakuje: 26 837,00 zł
Witold Gazda
Witold Gazda , 51 lat

By w ojczyźnie Witek mógł odzyskać sprawność!

Jedna chwila wystarczy, by zniszczyć życie, by odebrać to, co najcenniejsze - zdrowie. Wszystko to wydarzyło się tysiące kilometrów stąd, po drugiej stronie Atlantyku. 13 października 2019 r. Witek miał straszny wypadek motocyklowy w trakcie delegacji w Teksasie w USA. Informacja, która do nas dotarła była ciosem prosto w serce. Lekarze stwierdzili, że brat ma bardzo poważne uszkodzenie mózgu i jeśli przeżyje, nigdy nie będzie tym samym człowiekiem, jakim był wcześniej. Już wtedy nie mogłam uwierzyć w to, że mogę już nigdy nie porozmawiać z bratem, że jego życie może się skończyć. Wraz z rodziną postanowiliśmy, że mimo wszystko trzeba walczyć, bo Witek walczyłby o nas.  Do stycznia 2020 r. Witek przebywał w szpitalu w Teksasie. Przebył tam kilka poważnych, ale koniecznych operacji. W styczniu był na tyle silny, aby przetransportować go do domu. Mieliśmy nadzieję, że będzie mógł tam rozpocząć rehabilitację, bez której nie ma szansy na powrót do pełnej świadomości.  Niestety, amerykańskie ubezpieczenie odmówiło zapłaty za rehabilitację i skazało Witka na pobyt w zwykłym domu opieki. Zorganizowaliśmy  na własną rękę rehabilitację, opiekę psychologa i w ciągu tylko czterech tygodni Witek zrobił ogromne postępy. Reagował na pytania, podnosząc ręce, potrafił się uśmiechnąć i wykonywał małe zadania. Wszystko było na dobrej drodze, ale zostało przerwane przez panującą na świecie pandemię koronawirusa...  Od początku marca nikt nie mógł Witka odwiedzać, przez co zaczął coraz częściej wymiotować, mieć napady epileptyczne oraz nawracające infekcje pęcherza. Ostatecznie przestał w ogóle reagować. Wszystko, co do tej pory wypracowaliśmy, przepadło. Zdecydowaliśmy się więc wydać wszystkie oszczędności i przetransportować Witka do Polski, do centrum rehabilitacji.   Wciąż wierzymy, że tutaj czeka na niego lepsza przyszłość, że to tutaj odzyska utracone umiejętności, że znów zacznie się do nas uśmiechać. Niestety, kwoty, które trzeba zapłacić za rehabilitację, są niewyobrażalnie duże. Dlatego prosimy o wsparcie. Pomóż nam odzyskać Witka! Barbara - siostra Witka

8 654,00 zł ( 5,07% )
Brakuje: 161 708,00 zł
Zuzia Mosiej
Zuzia Mosiej , 13 lat

"Tatusiu, czy ja też będę kiedyś chodzić?". Walczę o przyszłość mojej córeczki!

Wiele lat ciężkiej pracy przepadnie, jeśli Zuzia nie zostanie poddana operacji! Na tym etapie nie możemy się poddać, córeczka wycierpiała już tak wiele... _____ Kiedy przyszła na świat w 2011 roku nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście. Wyglądała jak calineczka, ważyła tylko nieco ponad kilogram... Baliśmy się, maluszki pojawiające się na świecie tak wcześnie, czyli w 28 tygodniu ciąży często zmagają się z dużymi problemami. Nie myliliśmy się, Zuzia przyszła na świat skrajnie niedotleniona, a pierwsze dni zamiast w ramionach kochających rodziców spędziła w otoczeniu rurek i kabli w szpitalnym inkubatorze. Jedno z karmień niemalże zakończyło się tragedią… zachłystowe zapalenie płuc i ponowne niedotlenienie doprowadziło do konsekwencji, z którymi będziemy musieli borykać się już zawsze…  Przez pewien czas lekarze powtarzali, że Zuzia będzie rozwijać się nieco wolniej, że wcześniactwo odciśnie na niej swoje piętno. Żyliśmy nadzieją, że to minie, że z czasem wróci do normy… Nadzieja, której się trzymaliśmy okazała się złudna. Pogarszająca się sytuacja naszej córeczki powodowała, że znów poczuliśmy strach. Poszukiwanie pomocy zdawało się przedłużać w nieskończoność. W końcu trafiliśmy na specjalistów, którzy zaproponowali pomoc, to oni zdiagnozowali u Zuzi mózgowe porażenie dziecięce.  Właśnie wtedy, w momencie przekazania diagnozy rozpoczęła się nasza walka o przyszłość Zuzi. Córeczka niebawem skończy 9 lat, a my wciąż prowadzimy nierówną walkę, rehabilitacja trwa nieprzerwanie od lat, a jednak wciąż bardzo jej potrzebujemy. Najtrudniejsza jest świadomość, że bez operacji większość ćwiczeń przynosi mniejszy efekt niż oczekiwaliśmy.  Zuzia mimo intensywnej pracy wciąż może jedynie pełzać albo przemieszczać się na czworaka. Na pytania "Tatusiu, czy ja też będę kiedyś chodzić?" zaczyna brakować mi odpowiedzi... Nie wiem, co mówić, by Zuzia nie poczuła się oszukana. Jej sprawność zależy od tego, czy zbierzemy ogromną kwotę na leczenie w Paley European Institute. To tam lekarze zauważyli i wyjaśnili nam, że kości Zuzi rosną, ale mięśnie i ścięgna za nimi nie nadążają, stąd komplikacje. Co mówić dziecku, jak zapewniać, że jeszcze wszystko może się zmienić, skoro nie mamy pewności? Potrzebujemy całej armii dobrych ludzi! Osób, którym cierpienie dziecka nie jest obojętne… Zuzia tak bardzo czeka na możliwość spojrzenia na świat z innej perspektywy, a ja choć zrobiłbym wszystko, nie jestem w stanie uzbierać tej kwoty. Proszę, stańcie z nami do tej walki! Czasem mam przed oczami pierwszy krok Zuzi, czasem wyobrażam sobie, że po prostu staje na własnych nogach i się uśmiecha… Te myśli niekiedy wywołują łzy. Boję się, że to się nie uda, że zawiodę! Nie mogę jej tego zrobić! Proszę, pomóż mi spełnić największe marzenie mojej córeczki. Bez Was to się nie uda!

21 711,00 zł ( 5,88% )
Brakuje: 347 261,00 zł
Adrian Chomiszak
Adrian Chomiszak , 47 lat

"Chciałbym być wsparciem, a nie ciężarem..." - Adrian potrzebuje protezy!

Wiodłem szczęśliwe życie, które dzisiaj jest tylko wspomnieniem. Ciężko pracowałem na przyszłość, a teraz ta przyszłość stała się niepewna - straciłem nogę… Nie straciłem tylko wiary, że mimo wszystko będzie dobrze. Przecież nadal mogę pracować! O ile tylko będę mógł wyjść z domu… Bardzo proszę o pomoc w zakupie protezy, która zastąpi mi utraconą kończynę... Staram się nie tracić wiary i nadziei. Staram się cieszyć tym, co mam, choć nie zawsze jest łatwo... Pamiętam moje życie sprzed amputacji, dawało mi tyle radości, ale w pełni zrozumiałem to dopiero wtedy, gdy je straciłem. Miałem pracę, a zwykła codzienność, już teraz wiem, była pięknym darem. Potem poznałem co to gronkowiec i straszna wizja, która stała się faktem - strata nogi. Przed amputacją byłem czynny zawodowo: prowadziłem agencję reklamową, pracowałem również w branży budowlanej - układałem panele podłogowe i montowałem drzwi. Interesuję się sportem samochodowym i kosmologią. Nie założyłem rodziny, nie zdążyłem. Teraz opiekuje się mną mama, która sama jest już starsza i nie ma za wiele sił… Brak protezy utrudnia mi poruszanie się i znacznie mnie ogranicza. Chciałbym być aktywny zawodowo i społecznie, a bez protezy jestem skazany na przesiadywanie w domu. Mieszkam w dużym mieście, stolicy dolnego śląska, więc nie miałbym problemu ze znalezieniem pracy, tak myślę.  Teraz jednak nie jestem w stanie sam wyjść z domu, spędzam w nim większość czasu. Wyglądam przez okno i tak bardzo zazdroszczę tym, którzy mogą cieszyć się świeżym powietrzem, chłodem wiatru, czy nawet zimnem deszczu.  Chciałbym móc się jej odwdzięczyć się mamie za wszystko, co dla mnie robi. Wyręczyć ją w obowiązkach, które sprawiają coraz więcej problemu. Chciałbym znów pójść do pracy. Jedyną przeszkodą jest brak protezy, bardzo kosztownej protezy, która może uczynić moje życie dużo łatwiejszym. Proszę, pomóż mi ją kupić, bez Ciebie nie dam rady… Adrian

4 420,00 zł ( 9,23% )
Brakuje: 43 452,00 zł
Mateusz Wójtowicz
Mateusz Wójtowicz , 23 lata

Z Twoją pomocą Mateusz może chwycić świat w swoje ręce!

"Mateusz, nic się nie skończyło. Zaczyna się nowe, inne!" Moje nowe życie zaczęło się 14 września 2019. Ten dzień przebiegał jak każdy inny, a skończył tragicznie... Zawsze marzyłem, żeby zostać rolnikiem, takim z prawdziwego zdarzenia. Czułem, że jest to moim powołaniem. Pasją, której chciałem się poświęcić bez reszty. Tamtego dnia pamiętam, jak wrzucałem do maszyny łodygi. Zwykła czynność, a jednak tym razem z nimi maszyna też wciągnęła moją rękę. Nie wiem, jak udało mi się stamtąd wyrwać. Byłem sam, zdany tylko na siebie, bo tata pojechał chwilę wcześniej na podwórko. Wszystko działo się błyskawicznie. Mimo szoku zdołałem zadzwonić do taty po pomoc. Później do szpitala przetransportował mnie śmigłowiec. Pobyt w szpitalu trwał miesiąc, w tym czasie przeszedłem dwie operacje. Niestety, mimo wszelkich starań lekarzy, mojej prawej ręki nie udało się uratować. Została amputowana przy stawie barkowym. W gospodarstwie każda para rąk do pracy jest na wagę złota. Ja połowę właśnie straciłem… Stojąc u progu dorosłego życia bardzo trudno się pogodzić z faktem, że przez resztę tego życia trzeba będzie sobie radzić bez ręki. Dzisiaj wiem, że miałem mnóstwo szczęścia, że udało mi się uwolnić z pracującej maszyny, że nie straciłem przytomności. Ocaliłem swoje krótkie jeszcze życie i bardzo chciałbym przeżyć je dobrze, realizując swoje pasje i marzenia. Niestety, niedawno odszedł mój tata i teraz wszystko spoczywa na mojej głowie i jednym sprawnym barku.  Jestem zdeterminowany, aby żyć normalnie! Nie mam innego wyjścia. W domu, na podwórku, na polu też próbuję pracować, jakoś znajduję sposoby, żeby jedną ręką wykonać czynności, które przed wypadkiem robiłem dwoma rękami. Pewnych rzeczy, a przede wszystkim stabilności, którą dawała druga ręka, nie da się jednak przeskoczyć.  Stawka jest wysoka! Mogę wrócić do swojej pasji, do swojego życia... Jedyną szansą na to jest proteza, bardzo droga i bardzo potrzebna. Niestety, nawet przy wsparciu rodziny i przyjaciół nie jesteśmy w stanie sfinansować jej zakupu. Dlatego proszę o pomoc. Wierzę, że dzięki wielu dobrym sercom, uda mi się osiągnąć ten cel. Tak bardzo o tym marzę.  Mateusz

75 374,00 zł ( 17,92% )
Brakuje: 345 184,00 zł
Nadia Spiecha
Nadia Spiecha , 6 lat

Trud samotnego macierzyństwa i choroba córeczki - pomóżmy Nadii!

Nadia w styczniu skończyła dwa latka, a jedyne, czego naprawdę życzyłam jej z całego serca to zdrowie. Samotnie wychowuję dwójkę dzieci. To nie jest łatwe… Jeszcze trudniej jest, gdy dziecko jak tak bardzo chore… Moja córeczka ma dziecięce porażenie mózgowe. Potrzebuje rehabilitacji i terapii, które są bardzo drogie… Dlatego odważyłam się poprosić o pomoc dla niej. Marzę, by żyło się jej choć trochę lżej i szczęśliwiej... Chcę przychylić córce nieba, sprawić, by to, co złe odeszło jak najdalej. Wiem, że choroba nie opuści jej już nigdy, ale mogę robić, co się da, by dostępnymi sposobami walczyć o coraz lepszą przyszłość córki.  Powodem kaskady schorzeń jest zła komunikacja między dwiema półkulami, spowodowana porażeniem mózgowym. W konsekwencji Nadia ma nieprawidłowy wzorzec chodu, hiperlordozę i asymetrię mięśniową, a z drugiej strony mocno opóźnioną mowę. Brakuje nam środków na rehabilitację, różnego rodzaju terapie wspomagające i wizyty u specjalistów - często muszą odbywać się prywatnie. Epidemia nam nie sprzyja. Wszystkie złożone dokumenty, między innymi orzeczenie o niepełnosprawności, nadal czekają na rozpatrzenie i końca tego czekania nie widać. Niestety, dla nas każdy dzień jest ważny, przecież choroba nie poczeka, aż skończy się pandemia… Musimy działać tu i teraz, bo od tego zależy zdrowie i przyszłość Nadii! Teraz znacznie trudniej zmagać się z niełatwą codziennością, dostaniem się do lekarza, czy na rehabilitację. Córeczka jest jeszcze małym dzieckiem. Patrzę na nią z nadzieją, że się uda, że z profesjonalnym wsparciem lekarzy i specjalistów da radę i będzie rozwijać się równie dobrze, jak inne dzieci w jej wieku.  Jak każda matka, niczego tak bardzo nie pragnę, jak dobra moich dzieci, dlatego bardzo proszę, pomóż mi sprawić, by przyszłość Nadii była lepsza, niż teraźniejszość. By miała szczęśliwe dzieciństwo...

15 205,00 zł ( 53,59% )
Brakuje: 13 167,00 zł
Przemysław Lewandowski
Przemysław Lewandowski , 24 lata

Wypadek zmienił wszystko! Pomóż Przemkowi odzyskać jego dawne życie!

Nie ma większej dumy od tej, którą czuje rodzic widzący, że jego dziecko wyrosło na mądrego i wrażliwego człowieka. Właśnie to uczucie przepełnia mnie kiedy patrzę na mojego syna. Przemek zawsze gotowy był nieść pomoc, wykazywał się empatią i zaangażowaniem. Swojej pasji - motoryzacji poświęcał każdą wolną chwilę. Kiedy pokazywał nam efekty pracy nad zabytkowymi samochodami, byliśmy spokojni o jego przyszłość.   Sytuacja zmieniła się w kwietniu bieżącego roku. Zdarzył się wypadek, w którym Przemek ucierpiał. Operacja, podczas której lekarze walczyli o jego życie, zdawała się nie mieć końca. Na korytarzu szpitala niemal w bezdechu spędziliśmy ciągnące się w nieskończoność godziny. Mnóstwo strachu, stresu, który trudno w ogóle opisać.  Po operacji również nie dane nam było odetchnąć z ulgą. Rdzeń kręgowy Przemka w wyniku wypadku został poważnie uszkodzony, spowodowało to porażenie kończyn dolnych. W przypadku człowieka, który nie potrafił chwili usiedzieć w miejscu, brzmi to jak wyrok. Chcemy go skrócić, walczyć, prosić o łagodniejszą “karę”. Chwilę po wypadku Przemek po raz kolejny udowodnił swoją siłę.  Kiedy usłyszał, że jest dla niego nadzieja, zaczął walczyć! Codziennie mimo cierpienia pokazuje ogromną determinację. Rehabilitacja - słowo odmieniane teraz przez wszystkie przypadki. Nie ma innej drogi... Niestety, przeszkodą są na ten moment pieniądze. Mimo wszelkich starań nie jesteśmy w stanie opłacić intensywnego turnusu rehabilitacyjnego, który jest niezbędny w powrocie Przemka do sprawności. W akcie desperacji, ale z ogromną wiarą w powodzenie, proszę Cię, pomóż nam! Mama Przemka

22 642,00 zł ( 27,49% )
Brakuje: 59 699,00 zł
Małgorzata Koralewska
Małgorzata Koralewska , 68 lat

Nowotwór nie oszczędza Małgosi! Pomocy!

Jako pielęgniarka z wieloletnim stażem myślałam, że oswoiłam się już z cierpieniem. Wiele razy towarzyszyłam pacjentom podczas ostatnich chwil ich życia. Dzisiaj to ja jestem po tej drugiej stronie i żeby wygrać tę nierówną walkę z nowotworem, potrzebuję drogie i nierefundowanego leku. Pomożesz mi go kupić? Moje życie zmieniło się w 2016 roku, kiedy trafiłam do szpitala z objawami ciągłego osłabienia i złego samopoczucia. Wtedy przez myśl nie przeszło mi nawet, że moje całe życie ma się właśnie zmienić, a moim nieodłącznym towarzyszem zostanie ból. Po szeregu wykonanych specjalistycznych badań  diagnoza była już pewna. Nowotwór złośliwy jelita grubego z licznymi przerzutami. Jako człowiek służby zdrowia doskonale wiedziałam, co mnie czeka w dalszych krokach. Nie było już czasu do stracenia. Szybka operacja, później chemioterapia. Znałam wszystkie procedury na pamięć, jednak to nie sprawiło, że byłam mniej przerażona, albo zagubiona. Niedawno przeszłam kolejną operację, która pomogła poradzić sobie ze spustoszeniem, jakie rozsiała w moim organizmie chemioterapia.  Obecnie przyjmuję chemię i na tym możliwości refundowanego leczenia w moim przypadku się skończyły. 4 sierpnia mam mieć wykonane badanie KT i prawdopodobnie pod koniec sierpnia otrzymam ostatnią szansę, jaką jest teraz terapia z użyciem bardzo drogiego leku. Trzymiesięczne kuracja to wydatek rzędu 30 tys. zł. Sama niestety nie dam sobie z tym rady...  Twoja pomoc jest dla mnie jedyną szansą na życie! Proszę, okaż mi swoje dobro! Małgosia

14 040,00 zł ( 45,97% )
Brakuje: 16 500,00 zł
Remigiusz Ciuraba
Remigiusz Ciuraba , 45 lat

Tli się we mnie nadzieja, że jeszcze będę widzieć świat!

Ciemność, widzę ciemność... To nie tylko cytat z kultowego filmu. To moja szara, a właściwie czarna rzeczywistość. Rozejrzyj się w prawo i w lewo. Świat, który nas otacza, naprawdę jest piękny, a ja chciałbym go jeszcze kiedyś zobaczyć. Na własne oczy... Kiedy czternaście lat temu zaczęły się moje problemy ze wzrokiem, w życiu bym się nie spodziewał, że ostatecznie ten wzrok stracę. Trafiłem do lekarza z ostrym zapaleniem. Podjęto leczenie farmakologiczne, ale kolejne próby odstawienia leków kończyły się nawrotem choroby i ponownym pobytem w szpitalu. Przez cały okres leczenia przeszedłem aż siedem operacji, które miały nie dopuścić do całkowitej utraty wzroku. Niestety… ciągła farmakologia, jak i ingerencja chirurgiczna pozostawiły po sobie skutki uboczne - zanik nerwów wzrokowych oraz zniszczenie plamek żółtych.  Nigdy nie narzekałem na swój los. Nie chciałem, aby traktowano mnie ulgowo. Wolałem stawiać czoła wyzwaniom i dążyć do wybranego celu. Po tych wszystkich trudnych latach pojawiło się dla mnie światełko w tunelu. Znów mogę widzieć! Komórki macierzyste to moja szansa. Terapia nimi pomoże mi odbudować nerwy wzrokowe, jak i centralną część siatkówki w obu oczach, a co za tym idzie - w znacznym stopniu poprawić widzenie.  Koszt terapii zwala z nóg. Pieniądze są tym, co hamuje mnie przed podjęciem leczenia. Koszt terapii to ponad 120 tys. złotych. Udało mi się już zebrać 40 tysięcy, ale wciąż brakuje mi pozostałej kwoty. Bardzo chcę odzyskać wzrok! To moje największe marzenie! Proszę, pomóż mi. Z góry dziękuję za każdy grosz i wsparcie. To trudna walka, ale wierzę, że z Twoją pomocą dam radę ją wygrać. Remigiusz --- Bądź na bieżąco, śledząc profil na FACEBOOKU RemigiuszC - Walka o wzrok Przeczytaj też: Świat gaśnie w oczach Remigiusza. Nie pozwólmy na to

55 195,00 zł ( 55,19% )
Brakuje: 44 805,00 zł