Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Daniel Nobik
Daniel Nobik , 33 lata

Walka, która nigdy się nie kończy – wspieramy Daniela❗️

Przyjście Daniela na świat wiązało się z poważnymi komplikacjami. Urodził się w ciężkiej zamartwicy, bez oddechu, ze zwolnioną akcją serca i zaledwie jednym punktem w skali Apgar. Wynikiem tego jest czterokończynowe dziecięce porażenie mózgowe. Diagnoza lekarzy była dla nas szokiem i zdruzgotała nam bez mała cały nasz ówczesny świat. Według niej syn nie miał nawet najmniejszych szans na to, aby mógł kiedykolwiek samodzielnie siedzieć, nie mówiąc już o chodzeniu! Nie mogliśmy się z tą diagnozą pogodzić. Od razu rozpoczęliśmy walkę o jak największą sprawność naszego syna. Walkę powolną i żmudną, ale przynoszącą efekty. Z uporem prowadziliśmy intensywną rehabilitację, codzienne ćwiczenia, turnusy rehabilitacyjne, masaże, kosztowne szczepionki z grasicy, nawet bioenergoterapię. Dzięki naszemu samozaparciu, dużym nakładom finansowym i pomocy życzliwych ludzi syn powoli nabierał sprawności ruchowej! Mając 2,5 roku, Daniel postawił swoje pierwsze kroki. Kolejne lata nie były łatwiejsze, ale ani syn, ani my nie poddaliśmy się. W ciągu ponad 30 lat udało się osiągnąć naprawdę wiele i wierzymy, że dużo jeszcze zdołamy osiągnąć. Jesteśmy świadomi, że nie da się naprawić uszkodzonej tkanki mózgowej, ale zdrowe komórki mózgu mogą częściowo przejąć funkcje tych zniszczonych. Dlatego tak ważne w mózgowym porażeniu dziecięcym jest zapewnienie ciągłej rehabilitacji umożliwiającej poprawę sprawności ruchowej, a także zmniejszenie ruchów mimowolnych oraz wzmożonego napięcia mięśni. Daniel po ukończeniu edukacji z racji swojego schorzenia nie był i nie jest w stanie podjąć żadnej pracy. Nadal wymaga stałej rehabilitacji, opieki i pomocy przy codziennych czynnościach. Dzięki pomocy i finansowemu wsparciu ze strony ludzi dobrej woli oraz instytucji, do których zwracaliśmy się z prośbą o pomoc, syn miał okazję przebywać kilkakrotnie na turnusach, za co z całego serca dziękujemy! Uzyskał tam bardzo dużą poprawę stanu zdrowia – nabrał masy mięśniowej, zmniejszyły się dolegliwości kręgosłupa, zaczął nabierać prawidłowych nawyków podczas chodzenia, poczuł się silniej i pewniej. Znacznej poprawie uległa również jego mowa! Zalecana jest dalsza kontynuacja pobytu w tych ośrodkach. Jednak rehabilitacja wymaga bardzo dużych nakładów finansowych, a żeby odniosła zamierzony skutek, syn powinien przebywać tam co najmniej dwa razy w roku. Koszt dwutygodniowego turnusu wynosi ponad 18 000 złotych! Niestety, turnusy nawet w najmniejszym stopniu nie są dofinansowane ze środków NFZ. Nasze dochody nie pozwalają na sfinansowanie w całości tak drogiej rehabilitacji. W związku z tym wraz z żoną znów zwracamy się do Państwa z ogromną prośbą o pomoc finansową, dzięki której nasz syn będzie miał kolejną szansę odbyć rehabilitację we wspomnianym wyżej ośrodku. Rodzice Daniela

3 263,00 zł ( 15,33% )
Brakuje: 18 014,00 zł
Wiktoria Nitkowska
Wiktoria Nitkowska , 20 lat

Wiktoria każdego dnia walczy o sprawność! Ratunku!

Z całego serca dziękuję Wam za okazane przed laty wsparcie. Niestety, nie udało się zebrać niezbędnej kwoty i szansa na operację przepadła... Moja walka wciąż jednak trwa i po raz kolejny muszę poprosić Was o pomoc...  Moja historia: Moją tragedię zobaczysz od razu. To moje kalectwo – krótka noga zwisająca bezwładnie obok tej zdrowej. Kiedy przyjrzysz się bliżej, zobaczysz jeszcze więcej – głębokie i długie blizny. To ślady po operacjach, „pamiątki” po bólu, który stał się moim dzieciństwem. Bólu, który pójdzie na marne, jeśli teraz nie poddam się operacji. Ile kroków robisz dziennie? Kilka tysięcy? Może czasem kilkanaście? Ja nie zrobię żadnego. Jeśli, spróbuję, upadnę. Moja prawa noga nie dosięga ziemi – jest o dwadzieścia centymetrów krótsza od lewej. Jestem chora od urodzenia. Kilkanaście lat żyję z bólem. Nie ma dnia i nie ma nocy, podczas których nie czułabym przeszywającego bólu. Staram się uczyć z tym żyć, ale ból to nie jest coś, do czego można się przyzwyczaić... Wiktoria – mama wybrała dla mnie imię, które oznacza zwycięstwo, bo przyjście na świat córeczki było najpiękniejszą wygraną w jej życiu. Zawsze mówiła mi, że pierwszy wspólny miesiąc w domu był inny, niż dotychczas, piękniejszy. Z każdym tygodniem przybywało mi kilka centymetrów. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie prawa nóżka, która nie nadążała za lewą. Przy różnicy kilku milimetrów nikt nie zwracał na to uwagi. Później milimetry zamieniły się w centymetry. Ubranka w coraz większych rozmiarach coraz bardziej zwisały na mojej prawej nodze. Kiedy próbowałam raczkować, widać było, że się chwieję, że prawa kończyna jest słabsza – tak, jakby zupełnie zapomniała o tym, że musi rosnąć. Pierwszą operację w swoim życiu pamiętam, jak przez mgłę. Miałam 4 lata, kiedy musiałam przejść zabieg korekty stopy. W pamięci mam kilka przebłysków – lekarzy, którzy ciągle pojawiali się w pobliżu i rozmawiali z moją mamą, to, że po operacji długo nie mogłam ruszać nogą i to, że mama ciągle musiała mi zmieniać opatrunki. Kolejną operację pamiętam już dobrze, chociaż wolałabym jej  nie pamiętać wcale… Skończyłam 8 lat – można już było rozpocząć wydłużanie nogi. Przecięto mi wtedy kość udową i założono aparat Ilizarowa. Dla mnie – aparat tortur. Kilka metalowych kółek i drutów, w których jak w więzieniu zamknięta była moja noga. Kości przebito na wylot 40 drutami, które poskręcano ze sobą za pomocą specjalnych śrub. Z ran lała się krew i ropa. W końcu doszło do zapalenia kości. To było cierpienie, którego moja mama nie byłaby w stanie znieść bez pomocy psychologa. Krzyczałyśmy razem – mama z rozpaczy i bezsilności, ja z bólu. Metalowe obręcze były ciężkie i kilka razy szersze niż noga, ale bez nich ostatecznie straciłabym szansę na sprawność. Po operacji najtrudniejszy był powrót do domu. Mama musiała codziennie lekko popuścić jedną śrubkę, a drugą przykręcić. Wszystko po to, by nie dopuścić do przedwczesnego zrośnięcia się kości, która cały czas się nadbudowywała. W taki sposób urosła o 6 cm. 6 cm okupione bólem, tak silnym, jakby jakaś ogromna siła miażdżyła kości, jakby zaraz miały się połamać, pokruszyć na małe kawałki. Po dwóch latach operację trzeba było powtórzyć. Noga znowu przestała nadążać i konieczne było ponowne założenie aparatu. Tym razem przecięto kość podudzia. Każda z tych operacji była jak powrót do więzienia, w którym skazany poddawany jest torturom. Każdy drut wbity w kości znów powodował ból nie do zniesienia. Nie dało się ruszyć, bo każdy ruch podrażniał rany. Przez kilka miesięcy udało się wydłużyć nogę o kolejne 5 cm. Łącznie z wcześniejszą operacją o 11. Boję się. Każdego dnia panicznie boję się o swoją przyszłość. Boję się bólu, a najbardziej tego, że będzie bolało coraz bardziej. W walce o lepsze jutro potrzebuję regularnej rehabilitacji, stałej opieki specjalistów oraz dalszego leczenia. W przyszłości niezbędne będzie także przeprowadzenie nierefundowanej operacji stopy. Niestety, wszystko to związane jest z ogromnymi kosztami, których nie jestem w stanie udźwignąć samodzielnie... To moje życie, moja młodość. Nie chcę spędzić tego czasu na szpitalnym łóżku, zwijając się z bólu. Chcę normalnie żyć! Moją jedyną szansą jesteś Ty. Twoja pomoc i dobre serce są w stanie ocalić moją przyszłość i uwolnić mnie od bólu. Błagam Cię o pomoc... Wiktoria

2 049 zł
Abek Suyunzoda
Pilne!
Abek Suyunzoda , 3 latka

Nasz synek UMIERA... Ratunku❗️

Nasz koszmar zaczął się, gdy synek miał zaledwie osiem miesięcy... To właśnie wtedy lekarze powiedzieli nam, że jest śmiertelnie chory. Nie dawali nam żadnej nadziei i kazali przygotować się na najgorsze. Mimo naszej rozpaczy nie załamaliśmy się – sprzedaliśmy wszystko, co mieliśmy wartościowego i rozpoczęliśmy poszukiwanie ratunku za granicą.  W trakcie lotu do kliniki, tysiące metrów nad ziemią, stan synka dramatycznie się pogorszył. Gdy tylko wylądowaliśmy, zostaliśmy pilnie hospitalizowani na oddziale intensywnej terapii. To tam czekała na nas wstrząsająca diagnoza – ostra białaczka limfoblastyczna. Rozpoczął się wyścig z czasem o życie naszego dziecka. Synek leżał na łóżku podłączony pod kroplówkę z chemioterapią, a my mogliśmy tylko ocierać jego łzy. Taki maleńki, bezbronny i niewinny… Dlaczego? Niestety, gdy myśleliśmy, że nic gorszego nie może się stać, lekarz przekazał nam najgorsze możliwe wieści. Komórki nowotworowe były zbyt silne, chemioterapia nie pomagała… Niezbędny był natychmiastowy przeszczep szpiku! Musieliśmy zadłużyć się, by ratować nasze dziecko! Z wielką nadzieją walczyliśmy o jego życie. Przeszczep odbył się pomyślnie i przez pół roku byliśmy pod stałą opieką lekarzy. Gdy wydawało się, że najgorsze jest już za nami – koszmar powrócił na nowo. Po miesiącu od powrotu do domu u synka pojawił się guz pod lewym okiem. Nasz świat zawalił się po raz kolejny. Całe piekło, przez które przeszliśmy, zaczęło się od nowa: znów leczenie, znów narkozy, badania. Lekarze przepisali cztery bloki chemioterapii. Po czterech miesiącach leczenia synek wszedł w remisję i ponownie zostaliśmy wypisani ze szpitala. Niestety, nie było nam dane cieszyć się szczęściem… Niedługo później zauważyliśmy, że obok ucha pojawił się kolejny guz… Wiedzieliśmy, co to oznacza, lecz nie chcieliśmy w to uwierzyć... Po przeprowadzeniu badań lekarze powiedzieli nam, że pojawił się guz w jego węzłach chłonnych i trzeba ponownie rozpocząć leczenie. Niezbędne są kolejne dwa bloki chemioterapii i drugi przeszczep szpiku kostnego. Nie jesteśmy w stanie już powstrzymać  łez… Na pierwszą operację wydaliśmy już wszystko, co mieliśmy – a także wszystko, co mogliśmy pożyczyć. Koszt przeszczepu i chemioterapii wynosi ponad 400 tysięcy złotych! Nie jesteśmy w stanie zgromadzić tak ogromnych pieniędzy sami... Taka jednak jest cena życia naszego maleńkiego chłopca i musimy ją zapłacić! Błagaliśmy lekarzy, żeby przyjęli nas na leczenie na kredyt. Rozpoczęliśmy leczenie, jednak natychmiast musimy uregulować opłaty za pierwsze dawki chemioterapii oraz nadchodzący przeszczep.   My nie prosimy, lecz błagamy o ratunek. Codziennie patrzymy w ufne oczy synka i widzimy, jak powoli gaśnie… Jesteście naszą jedyną nadzieją na ratunek! Bez okrutnie drogiego leczenia nasze dziecko czeka ŚMIERĆ. Rodzice

450 360,00 zł ( 55,5% )
Brakuje: 361 067,00 zł
Mikołaj Okolus
Mikołaj Okolus , 3 latka

Daj Mikołajowi szansę na zdrowie i sprawność❗️🚨

Nasz synek Mikołaj w tym roku w styczniu obchodził swoje 3 urodziny. Od początku miał sporo problemów ze zdrowiem, ale wierzyliśmy w słowa lekarzy, którzy mówili, że to normalne u dzieci i w końcu z tego wyrośnie… Niestety rzeczywistość okazała się inna… Koniec zeszłego roku przewrócił nasze życie do góry nogami. Przebyliśmy długą hospitalizację pod okiem lekarzy: chirurgów, endokrynologów, pulmonologów, laryngologów, immunologów, onkologów, hematologów, aż po lekarza genetyka, którzy nie potrafili znaleźć przyczyny pogarszającego się stanu zdrowia synka… Nikt nie spodziewał się diagnozy i tego co nas czeka. U Mikołaja stwierdzono przewlekłą chorobę ziarniniakową – to rodzaj bardzo rzadkiej choroby genetycznej związanej z ciężkimi niedoborami odporności.  Na obecnym etapie życia Mikołaja i poziomie zaawansowania tej choroby, jedyną skuteczną metodą leczenia, by uniknąć zaatakowania innych narządów, jest przeszczep szpiku od niespokrewnionego dawcy. Do tej pory dawaliśmy radę ze wszystkim, ale po przeszczepie nasz synek będzie wymagał dalszego leczenia, przyjmowania konkretnych leków i stałego wsparcia! To wszystko generuje ogromne koszty! Pragniemy, by synek mógł wrócić do normalnego życia i dzieciństwa, które zostało mu brutalnie odebrane! Choć staramy się zapewnić mu wszystko, co najlepsze, pobyty w szpitalach, częste wyjazdy a do tego izolacja, ze względu na ograniczenia spowodowane możliwością złapania jakichkolwiek infekcji, nie służą niestety nikomu. Mikołaj poza chorobą, ma również wrodzoną wadę – stopę końsko – szpotawą. Nasza codzienność jest bardzo trudna. Musimy zwrócić się z prośbą o pomoc, by dać synkowi szansę na jak najlepsze funkcjonowanie! Otworzysz dla niego swoje serce? Rodzice Szpik dla Mikołaja🚨

22 045 zł
Mieczysław Kostrubiec
Mieczysław Kostrubiec , 61 lat

Choroba odebrała Mieczysławowi nogę... Pomóż odzyskać sprawność!

Lista problemów ze zdrowiem mojego męża zdaje się nie mieć końca… Choroby neurologiczne, endokrynologiczne, metaboliczne – wszystkie miesiąc po miesiącu, rok po roku odbierają Mieczysławowi coraz bardziej zdrowie. Niestety, stan zdrowia mojego męża w ciągu ostatnich lat się załamał. Ponad 3 lata temu pojawiły się pierwsze objawy problemów z lewą stopą – dochodziło do zatykania żył. Z czasem problem ten się nasilał, aż w marcu 2023 roku noga zrobiła się cała czerwona i napuchnięta. Wezwaliśmy karetkę i mąż został natychmiast przewieziony do szpitala. Tam czekała na nas dramatyczna informacja – nogę trzeba amputować nad kolanem. Nasz świat się załamał, byliśmy przerażeni. Nie mieliśmy jednak wyjścia. Mieczysław przeszedł amputację lewej nogi.  Od tamtej pory każdy dzień stał się walką o sprawność i samodzielność. Mąż przez 10 dni w miesiącu korzysta z intensywnej rehabilitacji, aby móc odzyskać zdrowie. Niezbędny okazał się także zakup bardzo kosztownej protezy. Dodatkowo Mieczysław potrzebuje drogich leków, m.in. na serce. Musimy mierzyć się z bardzo dużymi kosztami, którym ciężko jest nam sprostać samodzielnie.  Nasza sytuacja jest wyjątkowo trudna, ponieważ nasz syn ponad 10 lat temu uległ wypadkowi i do dzisiaj zmaga się z niepełnosprawnością. Sprawia to, że muszę być codziennym wsparciem zarówno dla męża – jak i syna.  Proszę o pomoc. Wierzę, że dzięki Waszemu wsparciu Mieczysław znów stanie się samodzielny. Każda wpłata to dla nas ogromna nadzieja na lepszą przyszłość… Żona Mieczysława, Danuta

986,00 zł ( 3,7% )
Brakuje: 25 610,00 zł
Albert Tadir
Albert Tadir , 7 lat

Albert każdego dnia walczy o lepszą przyszłość – POMÓŻ!

Mój synek przyszedł na świat całkowicie zdrowy. Prawidłowo się rozwijał, nie wykazywał żadnych nieprawidłowości. Jest jedynakiem, moim oczkiem w głowie i zawsze poświęcałam mu dużo czasu. Problemy zaczęły się pojawiać, gdy Albert skończył 3 lata… Mój synek stronił od innych dzieci, często bawił się sam. Uczęszczaliśmy wtedy do klubu dla mam, gdzie zasugerowano mi diagnostykę Alberta. Nie dochodziło do mnie, że coś złego może dziać się z moim synkiem. To nie było jak z przeziębieniem, gdzie objawy jednoznacznie wskazują na chorobę. Do tego wiele osób dookoła mówiło, że przecież Albert ma jeszcze czas, że jeszcze się rozwija. Kłopoty pojawiły się w momencie stresu i pewnej dużej zmiany w naszym życiu...  Zaczęłam dostawać niepokojące informacje z przedszkola. Synek zachowywał się agresywnie, bił, krzyczał… Nie poznawałam własnego dziecka! Pani psycholog z przedszkola skierowała nas na dalszą diagnostykę. Po roku walki o uzyskanie finalnej diagnozy, trafiliśmy do psychiatry, który wydał ostateczną opinię. Wykrył u mojego dziecka Zespół Aspergera! Nie jest łatwo przyjąć do siebie taką wiadomość, ale wiedziałam, że najważniejsze jest dobro mojego dziecka. Od razu zaczęłam szukać pomocy. Obecnie Albert uczęszcza na wiele dodatkowych zajęć, które znacząco poprawiają jakość jego życia. Uczestniczy w spotkaniach grupowych uspołeczniających, zajęciach integracji sensorycznej oraz logopedycznych. Chodzi również na terapię wzmacniającą, ponieważ zmaga się z niskim napięciem mięśniowym.  Widzę jak rozkwita – trud włożony w pracę przynosi wspaniałe efekty. Niestety, u Alberta pojawia się też frustracja, którą wyładowuje w domu. Synek nie radzi sobie z emocjami, często bije mnie czy babcię, krzyczy i płacze. Jest perfekcjonistą, zamyka się w sobie, gdy coś idzie nie po jego myśli. Nie lubi przegrywać ani nie kończyć rozpoczętych czynności... Zburzenie, z którym zmaga się Albert, będzie towarzyszyć mu do końca życia. Nasza droga jest bardzo żmudna i już sama nie daję sobie rady. Synek wymaga ciągłego leczenia i specjalistycznej terapii, a to pochłania olbrzymie koszty. Bardzo proszę o wsparcie – każda wpłata to dla nas ogromna pomoc i motywacja do dalszego działania! Hanna, mama Alberta

3 485 zł
Rafał Wesołowski
Rafał Wesołowski , 36 lat

Wypadek odebrał mi czucie w nogach❗️Proszę, pomóż❗️

Z trudem podjąłem tę decyzję, ale wiem, że muszę Wam opowiedzieć moją historię. W zeszłym roku, w zwykły poniedziałek, życie diametralnie się dla mnie zmieniło. Pracując na budowie, w wyniku nieszczęśliwego wypadku, spadłem z dachu z wysokości 8 metrów. Upadłem na plecy. Pamiętam, że leżałem na ziemi przytomny i świadomy. Poczułem silny prąd przechodzący przez brzuch, a potem nic. Straciłem czucie w nogach, a diagnoza w szpitalu była bezlitosna – uszkodzenie kręgosłupa.  Od tamtego czasu każdy dzień to dla mnie ból, rehabilitacja i walka o powrót do normalności. Korzystam z rehabilitacji w szpitalu, ale wiem, że w pewnym momencie fundusz się skończy. A według lekarzy pierwsze dwa lata po wypadku są decydujące. Bez rehabilitacji mogę już nie odzyskać sprawności, na którą teraz jest spora szansa. Szukam różnych metod i opcji, by zacząć leczenie prywatne i nie przerywać tej passy, ale wszystkie oferty uderzają we mnie cenami z rzędu kilkunastu tysięcy! Od wypadku jestem na zwolnieniu i nie jestem w stanie sam sprostać tym kosztom. Dlatego proszę Was o wsparcie. Każda złotówka zebrana w tej zbiórce to krok w stronę poprawy mojego życia. Nie ukrywam, że przyszłość wydaje się niepewna, ale z Waszą pomocą mam nadzieję na odzyskanie choć części normalności. Rafał

6 725 zł
Laura Kaczyńska
Laura Kaczyńska , 4 latka

Autyzm odbiera jej szansę na samodzielną przyszłość❗️Pomóż Laurce❗️

Laura jest wyjątkową i wrażliwą małą dziewczynką. Niestety, w wieku 18 miesięcy zdiagnozowano u niej zaburzenia integracji sensorycznej. To nas przytłoczyło, ale nawet przez moment nie wątpiliśmy, że będziemy walczyć o przyszłość naszej kruszynki. W czasie kolejnych badań wyszły kolejne problemy zdrowotne. W tak młodym wieku lista diagnoz stawała się dłuższa i dłuższa, jakby nie było jej końca. Aktualnie zdiagnozowano też autyzm dziecięcy, zaburzenia lękowe i obsesyjno-kompulsywne.  Codzienność jest ciężka, ale nie poddajemy się. Dalej walczymy, a naszym orężem jest miłość do córeczki, rehabilitacje, badania, wizyty, terapie… Niestety, by zapewnić jej warunki do rozwoju i opieki, ja musiałam zrezygnować z pracy. Dlatego koszty zaczęły nas przytłaczać. Laura jest bardzo ciekawa świata, ale niektóre rzeczy są dla niej trudne i z jakiegoś powodu niezrozumiałe. Dzięki leczeniu i rehabilitacji będzie mogła choć trochę lepiej poznać, zrozumieć świat a przede wszystkim żyć samodzielnie. Proszę, podaruj jej tę szansę.  Katarzyna i Adam, rodzice

101 zł
Emilka Hekłowska
Emilka Hekłowska , 12 miesięcy

Emilka od pierwszych chwil walczy o życie. POMÓŻ!

Tak bardzo czekaliśmy na wymarzoną córeczkę. Mamy już trójkę chłopców. Emilka miała urodzić się w lutym, jako nasza jedyna księżniczka. Jednak los miał wobec niej inne plany… W listopadzie, w zaledwie 27. tygodniu ciąży doszło do przedwczesnego porodu. Już od pierwszych chwil nasze maleństwo musiało walczyć o każdy oddech! W 20. tygodniu ciąży podczas badań dowiedzieliśmy się, że kręgosłup lędźwiowy naszego dziecka jest rozszczepiony. Postanowiliśmy poddać się operacji prenatalnej, która miała na celu to naprawić. Niestety, stało się to, czego obawialiśmy się najbardziej… Doszło do komplikacji. Emilka urodziła się, ważąc zaledwie 940 gramów. Narodziny dziecka powinny być najszczęśliwszym dniem w życiu rodzica. Dla nas był to moment pełen przerażenia… U Emilki doszło do niedotlenienia, które spowodowało zmiany w mózgu. Tak bardzo się o nią baliśmy!  Nasza córka urodziła się z rozszczepem kręgosłupa lędźwiowego, wodogłowiem i pęcherzem neurogennym. Ma problemy z nóżkami, zwichnięty lewy staw biodrowy oraz torbiel na jajniku. Ciężko nam uwierzyć, że to wszystko spotkało nasze maleństwo… Przez 3 miesiące Emilka walczyła o życie w szpitalu, ponad 300 km od domu. Nie da opisać się słowami, jak bardzo się baliśmy. Każdego dnia czuwała przy niej mama. Starsi bracia Emilki czekali na nią w domu razem z tatą. Marzyli o chwili, kiedy poznają siostrzyczkę. Ten moment w końcu nastał. Nasza rodzina jest w komplecie. Jesteśmy wykończeni, ale najtrudniejsze dopiero przed nami. Otrzymaliśmy plik skierowań i zaleceń. Wiele wizyt będziemy musieli wykonać prywatnie – nie możemy czekać na dostępne terminy. Nie, gdy na szali jest zdrowie naszego dziecka!  Emilka wymaga pilnej rehabilitacji, ze względu na zwichnięty staw biodrowy. Ze względu na rozszczep kręgosłupa fizjoterapia jest konieczna i kluczowa. Powinna odbywać się codziennie, aby efekty były widoczne. Musimy działać prywatnie. Czekają nas kolejne wizyty u neurochirurga, na które znów będziemy jechać kilka godzin w jedną stronę. Nie wiemy, co przyniesie przyszłość. Każdej nocy spędza nam to sen z powiek. Przeraża nas niepewność, co będzie dalej… Musimy zrobić wszystko, żeby nasza córeczka mogła normalnie żyć. Marzymy, żeby w przyszłości wszystkie nasze dzieci mogły się razem biegać, bawić się… Każda wpłata to dla nas nieocenione wsparcie, za które z całego serca dziękujemy. Rodzice

15 137 zł