Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Marcel Zabawski
Marcel Zabawski , 10 lat

Świat przeraża Marcela! Pomóżmy mu go zrozumieć!

Marcel ma już 7 lat. Choć na każdym kroku spotyka go wiele przeciwności, nie poddaje się na tej trudnej drodze i stara się czerpać z życia jak najwięcej. Synek uwielbia się przytulać i często się uśmiecha. Niestety jego dzieciństwo nie jest beztroskie tak, jak u rówieśników.  Synek przyszedł na świat w 33. tygodniu ciąży jako wcześniak, ale lekarze nie zdiagnozowali u niego żadnych poważnych komplikacji zdrowotnych. Marcel przez ponad rok rozwijał się prawidłowo. Dopiero przed ukończeniem 2. roku życia zaczęły się pojawiać u niego niepokojące oznaki. Syn kręcił się wokół własnej osi, kręcąc przy tym rękami. Nie reagował na swoje imię i nie nawiązywał kontaktu wzrokowego. Podczas zabawy miał swój schemat. Układał samochodziki w jednym rzędzie, potrafił przez dłuższy czas stać przy odwróconym wózku spacerowym i kręcić kółkiem. W mowie nastąpił regres, nie mówił nauczonych wcześniej słów, gdy coś chciał dostać łapał za rękę i dłonią rodzica pokazywał czego w danej chwili chciał. Marcel od dłuższego czasu ma również wybiórczą dietę. W 2017 roku przyszedł czas na diagnozę - autyzm.  Syn uczęszcza na terapię logopedyczną i integracji sensorycznej. Jest również objęty pomocą neurologopedy, fizjoterapeuty i kardiologa. Marcel bardzo lubi książki, misie, uwielbia puszczać bańki. Jest bardzo inteligentny i każdego dnia robi postępy, ale gdy się zdenerwuje potrafi bardzo głośno krzyczeć, piszczeć, płakać, a chwilę później znów się uśmiechać. Zdarzają się u niego również zachowania autoagresywne. Ponadto, syn ma nadwrażliwość słuchową.  Koszty codziennej rehabilitacji przekraczają nasze możliwości finansowe, a tylko szybka reakcja terapeutyczna daje Marcelowi szansę na to, aby mógł jak najlepiej funkcjonować. Już teraz widać postępy, a jest w stanie osiągnąć dużo więcej. Największym problemem jest wciąż bariera finansowa. Chcielibyśmy prosić Was o pomoc, dzięki której udałoby nam się opłacić rehabilitację syna. Rodzice

6 665,00 zł ( 12,04% )
Brakuje: 48 655,00 zł
Marek Książek
Marek Książek , 52 lata

Kiedy ból nie daje o sobie zapomnieć nawet na chwilę

Marek dotkliwie przekonał się o tym, jak dotkliwy może być los – jedna chwila sprawiła, że zmieniło się jego całe dotychczasowe życie. Kilkanaście lat temu zdarzyła się tragedia, przez którą stracił sprawność i szansę na zrealizowanie swoich marzeń – jego największą pasją było ratownictwo wodne, przed wypadkiem miał już stopień ratownika WOPR. Wiosną 1997 roku miał ukończyć szkolenie na starszego ratownika WOPR. Niestety, w Mikołajki uległ wypadkowi samochodowemu. To nie była jego wina... Uszkodzony kręgosłup, liczne obrażenia twarzoczaszki, całkowita zmiana wyglądu. Kolejne wspomnienia to naprawdę długotrwała rehabilitacja i problemy psychiczne. To wszystko spowodowało niechęć do życia, lecz z pomocą małżonki i rodziny pogodził się z kalectwem oraz tym, że już nigdy nie zagra z dziećmi w piłkę... Dzieci były jego radością, dla nich starał się ignorować nasilające bóle kręgosłupa. To dla nich walczył! Choć od dnia wypadku minęło wiele czasu, okazało się, że limit nieszczęść nie istnieje, a los go nie oszczędza. Marek został sam z trojgiem dzieci, którym poświęcił cały swój czas i energię. Jego zdrowie zeszło na dalszy plan, a na leczenie zawsze brakowało środków. Teraz kiedy dzieci opuściły rodzinny dom i nie potrzebują Marka na co dzień, postanowił skupić się na walce o siebie. Zmusiło go do tego życie w cierpieniu – ból kręgosłupa, którego doświadcza każdego dnia, utrudnia mu samodzielne poruszanie się. Nie wiadomo, czy wróci do pełnej sprawności, jednak dla Marka każda, nawet niewielka poprawa funkcjonowania jest cenna. Jego stan wymaga wielu godzin intensywnych ćwiczeń pod okiem fizjoterapeuty. Niestety, w jego przypadku na refundację nie ma szans, a wady postępują. Potrzebne są środki na ratunek przed niepełnosprawnością. Rodzina i przyjaciele proszą o pomoc! Marek zasługuje na życie bez bólu!

2 429,00 zł ( 19% )
Brakuje: 10 350,00 zł
Bogdan Tadeusiak
Bogdan Tadeusiak , 68 lat

Krok po kroku do odzyskania sprawności! Proszę, pomóż!

Mój ukochany tata całe swoje życie poświęcił pracy i rodzinie. Robił wszystko, aby zapewnić nam godne życie. Przez 40 lat wraz z mamą prowadził gospodarstwo rolne. Rodzice byli zawsze razem – zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. 1 grudnia 2018 – ten nieszczęsny dzień zmienił wszystko...  To był zwyczajny dzień. Tata pracował, później poszedł na zebranie z radnym gminy. Długo nie wracał. Mama zaczęła go szukać. Znalazła go leżącego 400 metrów od domu z rozbitą głową, udała się do najbliższego domu o pomoc – nie miała przy sobie komórki – ale nikt nie odpowiedział. Udało jej się zatrzymać przejeżdżające auto. Kierowca zadzwonił po pogotowie. Okazało się, że stan taty jest bardzo poważny i musi być operowany w trybie nagłym. Wtedy czas się dla nas zatrzymał...  Dopiero po trzeciej w nocy lekarz prowadzący poinformował, że stan taty jest krytyczny i zostało mu tylko kilka godzin życia. Mama przeżyła szok. Lekarz powiedział, że to załamanie nerwowe. Nic dziwnego, tata to jej całe życie...  Do dziś nie wiemy, co wydarzyło się tamtego dnia. Najważniejsze jednak, że tata przeżył. Udowodnił, że jest silny i walczy. Nie potrafił samodzielnie oddychać, wykonano zabieg tracheotomii. Przez dwa miesiące leżał na OIOMIE, następnie dwa na chirurgii, po czym udało się zakwalifikować tatę do centrum wybudzeń VOTUM na leczenie refundowane przez NFZ. Mama nie wyobrażała sobie, aby zostawić tatę samego, więc pojechała z nim – 350 km od domu. Mimo skromnej emerytury, wynajęła pokój i mogła być przy nim każdego dnia. Rok szybko minął i przez ten czas udało się usunąć rurkę tracheostomijną, wypracować połykanie, tata każdego dnia staje coraz bardziej świadomy.  Od czasu wypadku taty, coś w nas umarło. To powoduje, że nie potrafimy cieszyć się życiem. Od 2,5 miesięcy tata jest już w domu, opiekuje się nim mama, choć nie jest jej łatwo, ponieważ sama jest schorowana. W styczniu złożyliśmy wnioski o sprzęt do PFRON-u, aby ułatwić mamie opiekę. Jeszcze nie ma decyzji, ale już wiemy, że otrzyma dofinansowanie tylko na jedną rzecz. Mamy też problem z zorganizowaniem opieki długoterminowej pielęgniarskiej oraz rehabilitacyjnej. Koszt fizjoterapii musimy pokryć z własnych środków. Niestety, środki pielęgnacyjne, lekarstwa, zajęcia z neurologopedą i rehabilitacja to wydatki niemożliwe do udźwignięcia ze skromnej emerytury i świadczeń. Boimy się, że to, co zostało wypracowane, zostanie zaprzepaszczone ze względu na brak pieniędzy.  Błagam o pomoc – mój tata zawsze był przy mnie, a teraz on potrzebuje pomocy. Tak bardzo pragnę, by nie czuł bólu, by jeszcze kiedyś z nami porozmawiał, by do naszego życia wróciła radość. Proszę, wesprzyj zbiórkę, pomóż mojemu tacie w walce o zdrowie.  Córka Edyta 

4 425,00 zł ( 12,59% )
Brakuje: 30 699,00 zł
Piotr Bartoszewicz
Piotr Bartoszewicz , 46 lat

Tragiczny wypadek, a potem amputacja - pomóż Piotrowi znów iść na spacer z dziećmi!

Przed wypadkiem życie było takie łatwe... Szliśmy przez życie razem, ramię w ramię. Zawsze pomagał mi Piotr, mój kochający mąż. Głowa naszej rodziny, cudowny tata dwójki dzieci, zawsze uśmiechnięty i pełen pozytywnych myśli, aktywny fizycznie. Dla Piotra od zawsze najważniejsza była i jest rodzina. Pracował ciężko, ale nawet po pracy zawsze znalazł dla nas czas, aby porozmawiać, pomóc innym i pobawić się z naszymi dziećmi. Wszystko zmieniło się pewnego feralnego dnia.... 9 maja zaczął się jak każdy inny dzień. Nic nie wskazywało na to, że zakończy się tragicznie, że życie, jakie mieliśmy dotąd, zniknie bezpowrotnie... Mąż wybrał się na przejażdżkę motocyklem. Jeździł od wielu lat, motory były jego pasją od dziecka. To była motocyklowa przejażdżka, jakich odbył już setki. Mąż jak zawsze jechał zgodnie z przepisami. Kiedy zbliżał się do skrzyżowania, kierowca samochodu osobowego wymusił pierwszeństwo... Mąż nie zdążył zahamować, doszło do wypadku. Sekundy zniszczyły wszystko... Jeszcze wtedy nie sądziliśmy, jak poważne okażą się skutki wypadku. Piotr stracił stopę... Szpital na wiele dni stał się naszym domem. Lekarze dzielnie walczyli o jego stopę. Niestety po paru dniach wdała się martwica. Ziścił się najgorszy scenariusz - amputacja nogi... Nawet przy dramacie, jaki przeżył, mąż nie stracił optymizmu i uśmiechu na twarzy. Po amputacji zaczęła się walka o powrót Piotra do sprawności. Z powodu leżenia przez wiele dni na łóżku szpitalnym mięśnie Piotra zaczęły wiotczeć... Ból w nodze był nie do wytrzymania, ale nawet on nie przeszkodził mężowi w walce o powrót do sprawności. Rozpoczął intensywną rehabilitację. Walczy, bo wie, jak duża jest stawka. Zajęcia są bardzo męczące i bolesne... Rehabilitacji Piotra podporządkowaliśmy całe życie. Jeździmy do ośrodków, rehabilitantów, a po skończonych zajęciach ćwiczymy razem w domu. Robimy wszystko, aby Piotr wrócił choć do częściowej sprawności. Koszty leczenia, rehabilitacji, diety są dla nas ogromne... Znaleźliśmy się w sytuacji, w której jesteśmy pod ścianą. Musimy prosić o pomoc... Jeśli czytasz to i poruszyła Cię nasza sytuacja, będę niesamowicie wdzięczna. Nasze dzieci marzą o tym, aby wyjść na spacer z tatą... Pomóż nam odzyskać sprawność, która została Piotrowi brutalnie odebrana. Jeżeli nie możecie wpłacić, proszę o udostępnienie, wierzę, ze razem damy radę. Dziękuję za wszystko. Żona Piotra - Ania z rodziną ➡️Piotrkowi możesz pomóc też przez LICYTACJE - klik!

5 507,00 zł ( 9,67% )
Brakuje: 51 430,00 zł
Piotr Kozioł
Piotr Kozioł , 52 lata

Czy dam jeszcze radę stanąć na dwóch nogach?

Nic nie zapowiadało, że ten dzień będzie już na zawsze dzielił moje życie na dwie części: pełno i niepełnosprawną. Jest dokładnie tak, jak to opisał Mickiewicz: doceniamy własne zdrowie dopiero wtedy, kiedy je tracimy. Ja straciłem nogę i nie da się tego cofnąć… Jedyną szansą na dalsze aktywne funkcjonowanie w społeczeństwie to zakup nowoczesnej protezy, która zastąpi mi utraconą kończynę. To się jednak wiąże z ogromnym wydatkiem... Nie mam nogi - wypowiadam to zdanie i cały czas trudno mi uwierzyć w to, że chwile decydują o naszym życiu i zdrowiu. To był wypadek przy pracy. Potrącił mnie cofający się wózek widłowy. Wszystko działo się błyskawicznie. Ból, strach, szpital, operacja, desperacka próba ratowania… Niestety, nie udało się. Los chciał inaczej. Obrażenia były zbyt rozległe. Lekarzom pozostało jedynie bezradne rozłożenie rąk... Doznałem wieloodłamkowego złamania kości i zmiażdżenia tkanek miękkich lewej nogi, złamania miednicy w trzech miejscach i złamania czterech kości śródstopia prawej nogi wraz ze zwichnięciem stawu Lisfranca. Jeszcze na oddziale nauczono mnie stawiać pierwsze kroki przy pomocy wypożyczonej protezy. Tak bardzo chciałbym wrócić do formy sprzed wypadku. Zawsze byłem aktywny sportowo. Amatorsko grałem w lidze squasha, jeździłem na rowerze (najczęściej z synem) i snowboardzie, grałem w piłkę i lubiłem tańczyć.  Teraz stoję przed ogromnym wyzwaniem, jakim jest zdobycie środków na moją własną protezę ostateczną. Kwota naprawdę duża, jak dla mnie za duża bym mógł ją zdobyć sam. Skąd nagle wziąć prawie 180 tys. zł… Tyle kosztuje moje marzenie. Tylko kosztuje mój powrót do w miarę “normalnego” życia. Dlatego dzielę się tutaj swoją historią i z całego serca proszę o pomoc. Jesteście moją jedyną nadzieją... Piotr

6 088,00 zł ( 3,4% )
Brakuje: 172 635,00 zł
Dariusz Postek
Dariusz Postek , 49 lat

Świat zamknięty w czterech ścianach. Pomagamy Darkowi!

Jedna chwila, jedno zdarzenie, które wywróciło wszystko. Zniszczyło moje zwyczajne dotychczasowe życie. Było źródłem bólu, cierpienia, wielu wylanych z bezsilności łez. Człowiek chciałby cofnąć czas, podjąć inną decyzję. Pojawić się w danym miejscu kilka chwil wcześniej lub później. Czasami to się jeszcze udaje we śnie, ale potem przychodzi rzeczywistość, która nie pozostawia wątpliwości. Prawej nogi już nie ma w dużej części, a lewa nie nadaje się do użytku. Trudno wracać do wspomnień, które sprawiły, że moje życie nie wygląda tak, jak bym tego chciał. Uległem poważnemu wypadkowi, straciłem jedną nogę, a druga została tak złamana, że jest obecnie niesprawna. Po wielu tygodniach spędzonych w szpitalnym łóżku trzeba było wrócić do swoich czterech ścian. Do miejsca nieprzygotowanego na pojawienie się w nim osoby niesprawnej. Takiej, która potrzebuje wsparcia... Dziś jestem w stanie poruszać się jedynie na wózku inwalidzkim i mam świadomość, że do końca swoich dni już trudno będzie bez niego funkcjonować. Drobne rzeczy, na które człowiek wcześniej nie zwracał uwagi, takie jak schody, czy zbyt wysokie krawężniki, nagle stały się ekstremalnie wymagającym torem przeszkód. Wiem, że nogi nie odzyskam już nigdy, ale cały czas wierzę w to, że mogę być samodzielnym człowiekiem, takim, który jest w stanie poradzić sobie w jak największym stopniu bez pomocy innych osób. Mój świat zamknięty jest w czterech ścianach, a ja tak marzę, by się z niego wydostać... Mam dopiero 45 lat i mnóstwo dni na tym świecie przed sobą. Cały czas powinienem się rehabilitować, żeby utrzymywać odpowiednią formę fizyczną, jednak koszty turnusów są dla mnie zbyt duże. Nie ma szans, żebym sobie sam poradził. Po prostu… Tak trudno mi prosić o pomoc, ale wiem, że bez Was nie dam rady… Dariusz

13 706,00 zł ( 76,82% )
Brakuje: 4 134,00 zł
Jolanta Lembryk
Jolanta Lembryk , 60 lat

Uratuj moją mamę! Ona dość już wycierpiała... Musimy pilnie powstrzymać chorobę!

Walczę o życie najważniejszej dla mnie osoby na świecie – mojej mamy Joli! Jej mięśnie umierają… Bezlitosna choroba odbiera jej sprawność i kradnie życie. Bardzo proszę o pomoc! Jeśli tak jak ja kochasz swoją mamę, jeśli zrobiłbyś wszystko, by ją ocalić – pomóż nam… Mam na imię Żaneta. Moja mama, Jola, jest najlepszym człowiekiem, jakiego znam… Zawsze życzliwa, pełna ciepła, o wielkim sercu, zrobiłaby wszystko dla innych… To cudowna mama i wspaniała przyjaciółka. Niestety jest też ciężko chora. To niesprawiedliwe, że takich dobrych ludzi spotykają tak straszne tragedie... Moja mama walczy z chorobą już 40 lat. Wszystko zaczęło się długo przed moim urodzeniem… Pierwsze niepokojące objawy pojawiły się, gdy mama była jeszcze nastolatką. Miała 15 lat, gdy zaczęła mieć problemy z chodzeniem. Zamiast biegać, tańczyć, zwiedzać świat, powoli traciła sprawność… Nie umiała wchodzić po schodach, nogi odmawiały posłuszeństwa, a mięśnie były coraz słabsze. Długo nikt nie wiedział, co jest mamie. Diagnoza przyszła później, a wraz z nią rozpacz i strach. Będąc na progu swojej dorosłości, mama dowiedziała się, że ma dystrofię mięśniową. Jej mięśnie słabną, a następnie umierają… Mama walczyła z chorobą z całych sił. W jej życie na stałe wpisała się rehabilitacja, wizyty u specjalistów, pobyty w szpitalu… Mama nie dawała sobie taryfy ulgowej. Starała się żyć normalnie, uczyła się, pracowała, urodziła mnie… Ja na szczęście jestem zdrowa. Przez lata choroba jednak bardzo postępowała, odbierając mamie siły i robiąc z niej osobę niepełnosprawną. Mama porusza się już tylko na wózku, ma słabe ręce, w większości czynności wymaga pomocy innych. Dla osoby zdrowej niczym jest zrobienie sobie kawy, uczesanie się, nakrycie do stołu, pójście po zakupy, wykąpanie się… To czynności, o których się nawet nie myśli, robi się je automatycznie i samodzielnie. W przypadku mojej mamy jest to niemożliwe. Rehabilitacja jest jedynym sposobem, by zanik mięśni nie postępował. Niestety mimo intensywnych i regularnych ćwiczeń stan mamy przez lata tylko się pogarszał… Straszne jest to, że nie ma skutecznego lekarstwa na tę chorobę, która w dalszym ciągu się pogłębia… Jest jednak niestandardowa metoda - terapia komórkami macierzystymi. Mamie przeszczepi się komórki macierzyste, które mają odbudować to, co zabiła choroba! Pokładam w tym leczeniu ogromną nadzieję. To jedyna metoda leczenia, która może zatrzymać postępujące objawy choroby, a nawet sprawić, że mama odzyska siły. Moja mama jest dla mnie najważniejszą osobą na świecie i zrobiłabym wszystko, żeby tylko była zdrowa. Bardzo proszę o pomoc. Mama powinna mieć wykonane pięć podań, a to koszt ponad 70 tys. złotych. To pieniądze, których nie mam i nigdy mieć nie będę. Błagam, pomóż! Mama już dość wycierpiała i zasługuje na godne życie! W imieniu swoim i mamy bardzo dziękujemy też wszystkim za dotychczasowe wsparcie, za wpłaty i pozytywne komentarze. To wspaniałe, że tyle osób pomaga i że jest tyle ludzi o dobrych sercach na świecie... Że Ty jesteś wśród nich.

10 551,00 zł ( 14,37% )
Brakuje: 62 853,00 zł
Muhammad Ravshanov
Pilne!
Muhammad Ravshanov , 4 miesiące

Tylko PILNY przeszczep uratuje naszego synka❗️POMOCY❗️

PILNE: Mamy dwa tygodnie na uzbieranie kwoty potrzebnej na przeszczep! Inaczej dla tego maleństwa nie będzie ratunku! Pomóż teraz! Zawsze marzyliśmy o tym, by być szczęśliwymi rodzicami trójki maluchów i wydawało się, że nasze marzenie się spełniło… Niestety los postanowił wystawić nas na straszliwą próbę. Dwoje starszych dzieci przyszło na świat zdrowe, ale nasz trzeci synek urodził się z żółtaczką. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, w jak poważnym jest niebezpieczeństwie… Błagamy o pomoc! Nasz synek po narodzinach trafił na oddział intensywnej terapii w bardzo ciężkim stanie. Nikt nie potrafił nam powiedzieć, co się z nim dzieje. Nikt nie mógł postawić diagnozy. Nasze maleństwo było cały czas żółte, a jego wyniki wątrobowe były bardzo złe. Leczyliśmy go na żółtaczkę, różne wirusy, a podejrzewano nawet zapalenie wątroby. Wyniki z każdym dniem były coraz gorsze. Pewnego dnia wydarzyło się coś strasznego – brzuszek synka zaczął rosnąć w zastraszającym tempie! Zabraliśmy go do szpitala w innym mieście, gdzie przeprowadzono bardziej szczegółowe badania i zdiagnozowano atrezję dróg żółciowych. W wątrobie naszego synka nie ma przewodów, którymi zdrowy człowiek wydala żółć. W rezultacie wątroba rośnie, a żółć zatruwa jego organizm, co prowadzi do marskości! Powiększający się brzuszek jest jak tykająca bomba. Synek znosi potworny ból, wymiotuje, krwawi i gorączkuje… To prawdziwy koszmar! Lekarze w naszym kraju nie są już w stanie nam pomóc. Najbliższy kraj, który może zaoferować ratunek, to Turcja. Jest tam możliwość przeprowadzenia przeszczepu wątroby. Bez tej operacji nasz synek wkrótce umrze! Patrzy na nas swoimi małymi oczkami, a my widzimy w nich ból i strach. Nasze starsze dzieci codziennie płaczą i pytają, czy uda nam się uratować ich młodszego braciszka. Oczywiście obiecujemy im, że damy radę, ale boimy się nawet pomyśleć, co nasza rodzina przeżyje, jeśli nie zdążymy go ocalić...  Koszt operacji jest ogromny – to aż 50 000 dolarów! Mamy maksymalnie dwa tygodnie na uzbieranie tej potężnej sumy. Inaczej nadejdzie śmierć i odbierze nam dziecko! Ta operacja to jedyny sposób, by uratować naszego synka. Błagamy, dobrzy ludzie, pomóżcie nam ocalić nasze maleństwo przed śmiercią! Jeśli on umrze, nasz świat się skończy… Rodzice

4 295,00 zł ( 2,06% )
Brakuje: 203 950,00 zł
Lilianna Kałkus
Pilne!
Lilianna Kałkus , 9 lat

9-latka walczy z nowotworem❗️Ratuj życie małej Lili ❗️

Złośliwy nowotwór wyrwał Lilkę z bezpiecznego domu. Wypełnił nasze życie strachem, którego do tej pory nie znaliśmy. Zamienił je w KOSZMAR! Błagamy, pomóżcie nam się z niego obudzić! Mięsak kostnopochodny – te dwa słowa, które jeszcze kilka tygodni temu były nam obce, dziś rozszarpują nasze serca na kawałki. Mamy wrażenie, że wszystko wydarzyło się w ułamku sekundy. Podczas wieczornej kąpieli zauważyliśmy zgrubienie pod pachą córeczki. Nazajutrz trzymaliśmy w dłoni skierowanie do onkologa. Wykonaliśmy podstawowe badania w szpitalu rejonowym i po trzech dniach Lilka została W PILNYM TRYBIE przyjęta do szpitala w Warszawie, aby jak najszybciej rozpocząć chemioterapię i powstrzymać tę okrutną chorobę. Nadal ciężko nam uwierzyć, że Lilka toczy właśnie swoją walkę NA ŚMIERĆ I ŻYCIE. Przecież nasza córeczka ma dopiero 8 lat! Jeszcze niedawno była zdrowa!  Walczymy z okrutnym przeciwnikiem, który uderza z całą mocą i za nic ma, że na ringu stoi bezbronne dziecko! GUZ o wielkości połowy pomarańczy boli! Rak tworzy nacieki na żebra. Odbiera Lilce siły i przykuwa ją do szpitalnego łóżka. Zabiera wszystko, co córka zna i kocha, dając w zamian cztery ściany szpitalnej sali, strzykawki i trudną chemioterapię.  Córeczkę czeka 30 tygodni chemii i OPERACJA wycięcia nowotworu. To oznacza dla nas cotygodniowe podróże do Warszawy, 300 km w jedną stronę, ogromne koszty pobytu w stolicy i wydatki związane z przebywaniem w szpitalu. To znaczy też, że rodzeństwo Lilki zostanie w domu, bez mamy… Lilka ma 18-letniego brata i młodszą siostrzyczkę, która często, gdy tata idzie do pracy, musi nocować u dziadków lub cioci. Choroba brutalnie wkrada się do naszej codzienności. Regularnie odbiera rodzeństwu ukochaną mamę. Siostrzyczka Lilianki ma dopiero 3 lata i nie może tego zrozumieć. Lilka z kolei, w swoim strachu i cierpieniu, tęsknocie za domem i bliskimi bardzo potrzebuje rodzica. To niezwykle trudny czas dla nas wszystkich…  Najcięższe jest jednak patrzenie na cierpienie własnego dziecka. Lilka jest bardzo dzielna i niesamowicie odważna. Choć często podczas zabiegów z kącika oka spływa jej łza, nie skarży się. Gdy czuje się lepiej, wyciąga farby i robi to, co kocha najbardziej: maluje. Podziwiamy tę mądrość naszej Lilki, podczas gdy sami przyglądamy się jej z najgłębszej otchłani rozpaczy… Przed nami długa chemioterapia, regularne dojazdy do szpitala i powroty, nieustanna rozłąka z rodziną i dalsze leczenie, zależnie od stanu zdrowia Lili. Wierzymy, że córka pokona chorobę i wszystko będzie jak dawniej. Jesteśmy skromną rodziną. Nie mieliśmy wiele, ale wiele też nie potrzebowaliśmy. Jednak teraz bez Waszej pomocy nie damy rady… W naszym życiu toczy się niewyobrażalna katastrofa, z której nie wyjdziemy sami. Błagamy, pomóżcie nam ratować dziecko. Nic więcej się teraz nie liczy… Rodzice

54 013 zł