Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Mirosława Pławecka
5 dni do końca
Mirosława Pławecka , 77 lat

Choroba zabiera nam szanse na wymarzoną przyszłość... Pomocy!

Chciałbym dać jej to, co obiecałem dawno temu. Wspólną piękną jesień życia. Spełnianie kolejnych marzeń i rzeczywistość - ta zwyczajna, bo dla nas nigdy nie była nudna. Rodzinne szczęście zostało brutalnie przerwane przez chorobę. Wciąż pamiętam nasze pierwsze spotkania. Takich momentów się nie zapomina. Kiedy na kogoś patrzysz i wiesz, że chciałbyś z nim spędzić życie. Takie rzeczy w dzisiejszych czasach to rzadkość, więc czułem się podwójnie wyróżniony.  Na zawsze pamiętam też inny dzień, niestety znacznie mniej szczęśliwy. Pewnego sierpniowego dnia, moja żona upadła na podłogę, zupełnie bezsilna, bezradna, nie mogła się samodzielnie podnieść. Ten widok był porażający - Mirka, z którą jeszcze niedawno planowałem przyszłość, nagle nie mogła się nawet poruszyć. Widziałem cierpienie w jej oczach. To jednak nie było najgorsze… Najtrudniejsza była świadomość, że nie wiedzieliśmy, co jest przyczyną tego stanu.  Kolejne badania, gabinety lekarskie, konsultacje. Długa droga prowadząca do odpowiedzi na najważniejsze pytanie - co się dzieje?! Niestety, diagnoza - lekarze pomogli nam zaplanować kolejne kroki. Po wykonanych zabiegach miałem nadzieję na poprawę codzienności, na to, że ból zniknie z codzienności mojej żony. Sytuacja jeszcze bardziej się skomplikowała, po ostatnim zabiegu żona dostała przykurczu lewego biodra oraz mięśni całej nogi, co całkowicie odebrało jej możliwość samodzielnego poruszania. Ból, który już teraz był duży, jeszcze bardziej się nasilił. Rehabilitacja, która rozpoczęła się właściwie od początku 2020 roku, miała być naszym ratunkiem. Niestety, ta prócz ogromnego zaangażowania chorego, wymaga też środków - za możliwość batalii o zdrowie i sprawność, musimy zapłacić ogromną cenę. Koszty są zbyt duże, a moje możliwości zbyt małe… Muszę prosić cię o pomoc, bo to w tobie pokładam nadzieję na lepsze jutro.  Wiesz, czego boję się najbardziej? Tego, że nie wystarczy mi sił na to, by wspierać ją w walce z chorobą. Jestem z nią od pierwszego momentu, od tego fatalnego upadku. Czytam, pytam, szukam odpowiedzi i rozwiązań, ale to niezwykle trudne, bo zdaję sobie sprawę, że mój wiek i stan zdrowia są moimi przeciwnikami z tym starciu. Tak bardzo chcę być pomocą, wsparciem, oparciem w krytycznych momentach. Zdaję sobie sprawę, że stawiam przed sobą ogromne wyzwanie, ale właśnie to ślubowałem jej wiele lat temu…  Kiedy Mirka zachorowała, straciliśmy w jakimś stopniu poczucie bezpieczeństwa. Grunt usunął nam się spod stóp… I chociaż trudno prosić i pomoc to wiem, że od tego zależy moja i nasza przyszłość. Dlatego walczę i będę walczyć do końca. Dopóki moja żona ma siłę, ja również znajdę ją w sobie, by zapewnić jej to, czego potrzebuje najbardziej. Bo niestety miłość to czasem za mało… Pomóż mi ją ratować przed wizją niepełnosprawności, proszę! 

7 861,00 zł ( 12,46% )
Brakuje: 55 203,00 zł
Mark Skorobohatov
5 dni do końca
Mark Skorobohatov , 5 lat

Jego mięśnie ZNIKAJĄ❗️Pomóż, by kiedykolwiek stanął na nogi...

Już ponad 4 lata Mark walczy ze śmiertelną chorobą! SMA, czyli rdzeniowy zanik mięśni. W przypadku synka jest to typ 1, czyli choroba Werdniga-Hoffmanna, która jest najbardziej niekorzystną postacią! Jakim wielkim szczęściem były narodziny naszego Mareczka! Nie mogliśmy się nim się nacieszyć. Niestety, to nie trwało długo. Jego ręce i nogi nagle zaczęły słabnąć i od razu zwróciliśmy się do neurologa. Od tego momentu zaczęła się nasza walka — lekarze, konsultacje, badania, podejrzenia...  Nasz chłopiec stracił swoje beztroskie dzieciństwo, mając zaledwie 4 miesiące. Wtedy zaczęło się jego leczenie w specjalnym programie dla chorych na SMA. Przez trzy lata, co tydzień dostawał lek i stawał coraz silniejszy i samodzielny. I w momencie  kiedy wszystko wydawało się stabilne, dotarły do ​​nas złe wieści. Badanie kliniczne leku, który Mark otrzymywał przez trzy lata, zostały zakończone. Tak, wiedzieliśmy, że w tym czasie na rynku pojawiły się już trzy leki na SMA, ale to znowu krok w nieznane... Cały rok rozmyślań i wahań, konsultacji z lekarzami, oczekiwania na rejestrację wybranego przez nas leku. Jednak! Uzyskanie nowej terapii to nie koniec naszej walki z SMA. Dlatego codzienna rehabilitacja zostaje z nami na całe życie.  Naszym największym marzeniem, bez względu na to, jak nierealistycznie brzmi, jest zobaczyć, jak Mark samodzielnie chodzi!  Bardzo potrzebujemy waszej pomocy! Na razie musimy zmienić gorset, ortezy i pionizator. No i co najważniejsze musimy  zapewnić mu codzienną rehabilitację, która  pomaga zapobiegać deformacjom i daje więcej mocy i samodzielności Markowi. Koszty rehabilitacji, masaże i sprzęty rehabilitacyjne są bardzo wysokie...  Niestety, nie mamy możliwości finansowej, żeby opłacić wszystko, czego potrzebuje Mark. Dlatego apelujemy do Was o pomoc i  wsparcie dla naszego synka! Każda jakakolwiek pomoc jest dla nas ważna! Rodzice

17 446,00 zł ( 32,79% )
Brakuje: 35 746,00 zł
Paweł Idźkowski
5 dni do końca
Paweł Idźkowski , 39 lat

Tatusiu, wróć do nas! Tak bardzo tęsknimy...

Upadek na beton z kilku metrów, na głowę… Wypadek w pracy skończył się dla Pawła tragicznie… Mój mąż umierał, a lekarze mówili, że nic się nie da zrobić. Nie mogłam na to pozwolić, nie mogłam w to uwierzyć! Paweł jednak się nie poddał i nadal walczy! Jest jednak uwięziony w swoim ciele… Każdego dnia dzieci pytają, kiedy tatuś się obudzi i znów będzie jak dawniej. Nie wiem, co mam im powiedzieć… Proszę z całego serca, pomóżcie Pawłowi. Wystarczyła chwila, ułamek sekundy, by całe życie legło w gruzach… Dramat wydarzył się 2 sierpnia 2018 roku. Mieszkaliśmy już wtedy w Belgii kilka lat, Paweł pracował na budowie. Legalnie, miał ubezpieczenie. Z niewiadomych przyczyn spadł z rusztowania z wysokości kilku metrów. Prosto na beton, uderzając głową… Był jeszcze przez chwilę przytomny. Podobno krzyczał imiona: moje i swojego brata. Jakby wzywał pomocy, naszej pomocy… Gdy pojawiła się karetka, mąż był już nieprzytomny. Umierał. W drodze do szpitala toczyła się walka o życie. Serce Pawła przestało bić... Gdy dojechali do szpitala, mąż od razu trafił na stół operacyjny. 6 kolejnych godzin trwała rozpaczliwa walka. Każda minuta rozciągała się w nieskończoność… To był czas wypełniony łzami, niepewnością i modlitwą o to, by Paweł tu został! Miał przecież rodzinę, dwoje maleńkich dzieci, które jeszcze nie były świadome tego, co się stało! Choć mąż przetrwał operację, najgorsze przyszło potem… Nie minęła doba po operacji, gdy przyszedł do mnie lekarz z papierami oznaczającymi zgodę na pobranie organów. Nie mogłam się zgodzić. Paweł przecież nadal żył, miał w sobie ogromną wolę walki! Udowodnił to, gdy sam zaczął oddychać. Choć nie odzyskał przytomności, wiedziałam, że muszę zrobić wszystko i pomóc mu za wszelką cenę, aby do nas wrócił! Znaleźliśmy ratunek w Polsce, u wybitnego prof. Talara. Zgodził się zająć Pawłem. Pojechaliśmy do ośrodka rehabilitacyjnego pod Iławą z całą rodziną. Nawet nasze dzieciaki uczestniczyły w zajęciach stymulacji! Rehabilitacja trwała całymi dniami, a my już po pierwszym miesiącu widzieliśmy ogromne postępy! W Belgii lekarze powiedzieli, że nawet jeśli Pawełek przeżyje, będzie jak “roślinka” - nie ruszy nawet ręką. Tymczasem mąż dzisiaj samodzielnie potrafi jeść i napić się z kubka, poprawnie wskazuje kolory na kartkach, uśmiecha się, gdy do niego mówię. Potrafi poprawnie pokazać odpowiedź na pytania zadane we wszystkich językach, jakie znał. Podnosi lekko ręce, a kiedy do niego mówimy, rozpoznaje nasze głosy. Umie liczyć pokazując cyfry na palcach. To znak, że jest z nami! Choć uwięziony we własnym ciele… Wciąż jednak nie otwiera oczu, mimo że miał wykonany zabieg podciągający powieki… Przyklejamy mu je, by mógł cokolwiek widzieć. Paweł nadal jednak nie mówi, nie chodzi... Niestety, w listopadzie skończyły nam się pieniądze na dalszy pobyt, musieliśmy wrócić do domu. Pobyt u profesora to ponad 20 000 zł miesięcznie. Do tego dochodzą koszty rehabilitacji i stymulacji. Bez nich Paweł nie będzie w stanie normalnie funkcjonować. Zauważyliśmy już, że następuje regres… To przez brak rehabilitacji. Mamy zapewnione tylko kilka godzin w tygodniu, a to zdecydowanie za mało. Dlatego z całego serca proszę o pomoc. Tylko u prof. Talara Pawełek ma szansę, by do nas wrócić! Emilka ma dopiero 4 latka, Sebastian niecałe 2. Bardzo tęsknią za swoim kochanym tatusiem. Pytają ciągle, kiedy się obudzi, kiedy do nich wróci… Sebuś nie pamięta już chyba taty sprzed wypadku… Widzę, jak Paweł walczy o każdy dzień, najmniejszy nawet postęp. Sam jednak, bez pomocy, nie da rady wrócić. Serce mi pęka gdy patrzę, jak nasze dzieci cierpią. Widzę, że tatusiowie innych dzieci odprowadzają ich do przedszkola, bawią się z nimi, rozmawiają. A Paweł nadal tkwi w więzieniu swojego ciała… Proszę, pomóżcie mu się uwolnić. Wioletta, żona Pawła

48 681,00 zł ( 44,86% )
Brakuje: 59 830,00 zł
Paweł Skibniewski
Pilne!
6 dni do końca
Paweł Skibniewski , 43 lata

BARDZO PILNE❗️Nowotwór mózgu zabija tatę!

Mam 43 lata i jestem ojcem dwóch wspaniałych synów: 11-letniego Stasia i 8-letniego Adasia. Moim największym marzeniem jest móc patrzeć, jak dorastają, wspierać ich w trudnych chwilach i cieszyć się ich sukcesami. Martwię się o to, że moje dzieci mogą mnie nie zapamiętać. Są w takim wieku, że wspomnienia mogą się zacierać, a ja chciałbym, aby miały mnie w swojej pamięci jako kochającego ojca, który zawsze był przy nich. Lubię słuchać dobrej muzyki, którą dzielę się ze swoimi przyjaciółmi. Trzy lata temu kupiłem gitarę, na której sam uczę się grać prawie codziennie. Muzyka daje mi wiele radości i jest dla mnie formą terapii. Niestety, teraz muszę stawić czoła najtrudniejszemu wyzwaniu w moim życiu. Glejak to choroba wymagającego skomplikowanego leczenia i podjęcia walki o każdy dzień życia. 11 września 2024 roku przeszedłem operację usunięcia guza w klinice neurochirurgii UCK WUM. Diagnoza: złośliwy guz mózgu – glejak IV. stopnia. Kolejnym etapem jest radioterapia oraz chemioterapia. Na tym kończą się dostępne i refundowane w Polsce metody leczenia. Moja kochająca żona Ania wspiera mnie z całych sił, ale kwota, którą musimy zebrać, przekracza nasze możliwości. Koszty dalszego leczenia są ogromne. Chciałbym rozpocząć terapię TTFields (Optune). Jest to nowoczesna metoda leczenia polem elektromagnetycznym, która może znacząco przedłużyć życie pacjentów z nowotworem mózgu. Niestety, terapia ta nie jest refundowana w Polsce, a jej miesięczny koszt wynosi ponad 120 000 złotych. Urządzenie trzeba nosić jak najdłużej, aby dało najlepsze rezultaty. Dlatego zwracam się do Was z prośbą o wsparcie finansowe. Każda, nawet najmniejsza kwota, przybliży mnie do celu, jakim jest pokonanie choroby. Wierzę, że dzięki Waszej pomocy będę mógł kontynuować leczenie i spędzić jeszcze wiele szczęśliwych chwil z moją rodziną. Z góry dziękuję za każdą, najmniejszą formę wsparcia i życzliwość. Wasza pomoc daje mi nadzieję i siłę do walki z chorobą. – Paweł Materiał o Pawle – KLIK   (początek od minuty: 7:14) Licytacje na FB – KLIK

7 351,00 zł ( 0,34% )
Brakuje: 2 120 309,00 zł
Dariusz Pawluś
Pilne!
6 dni do końca
Dariusz Pawluś , 47 lat

Rak żołądka to trudny przeciwnik! Pomóż mi wygrać walkę o życie!

W sierpniu 2023r. wykryto u mnie nowotwór żołądka, przeszedłem chemię przedoperacyjną, słabo na nią reagując. W lutym lekarze zadecydowali o całkowitej resekcji żołądka, po operacji zastosowano  radioterapię i chemioterapię. Wydałoby się, że jest ok, czułem się dobrze, lecz na  kontrolnym TK pojawiła się wznowa. Lekarze zaproponowali mi terapię Nivolumabem. Ponieważ nie minęło pół roku od mojego ostatniego leczenia, terapia ta nie podlega pod refundacje NFZ i muszę opłacać ją sam. Na obecną chwilę przyjmuję Nivolumab co dwa tygodnie wraz z chemią, cena jednej dawki to 9182,78 zł. Pomimo przeciwności staram się w miarę „normalnie” żyć, uwielbiam spędzać czas z najbliższymi. Dzieci i żona są dla mnie motorem napędowym i nadają sens mojemu życiu. Choroba pokrzyżowała moje plany i marzenia, wywróciła życie do góry nogami i zmieniła priorytety. Nie poddaję się, mam nadzieję, że czeka mnie jeszcze wiele pięknych chwil. Po prostu mam dla kogo i po co żyć. Dariusz

21 550,00 zł ( 9,17% )
Brakuje: 213 344,00 zł
Sandra Sośnicka
Pilne!
6 dni do końca
Sandra Sośnicka , 37 lat

PILNE❗️ Mama walczy o życie! Bez leczenia Sandra nie ma szans pokonać raka

Dzięki Wam drodzy Darczyńcy jestem już po operacji, która przyniosła niewymierne korzyści zdrowotne, gdyż zostało usunięte główne źródło mojej choroby. Z całego serca dziękuję Wam za dotychczasowe wsparcie, za pierwszą zbiórkę i pierwsze zwycięstwo w walce z rakiem. Nie potrafię tego wyrazić słowami, jak bardzo jestem Wam wdzięczna i będę do końca życia!! Macie ogromne i czułe serca. Nowotwór to jednak podstępna choroba i jak raz zaatakuje, to nie odpuszcza, dlatego też sama operacja nie wystarczyła, abym wyzdrowiała. Jestem zmuszona nadal toczyć walkę o życie, aż do zabicia ostatniej komórki nowotworowej rozsianej po moim organizmie co wiąże się z kontynuacją leczenia najbardziej skutecznymi metodami. Źródło choroby zostało usunięte, jednak nowotwór się rozsiał. Komórki nowotworowe mogą przetrwać chemioterapię i uderzyć ze zdwojoną siłą. Choroba przenika cały organizm. Codziennie boję się, że nie zdołam pokonać raka. Ten potwór, który mnie zaatakował, jest najbardziej agresywny z możliwych i cały czas czyha, aby mnie zabić. Muszę walczyć z całych sił i nie poddam się! Chcę żyć dla mojego synka i dla siebie. W tej walce liczy się czas, którego mam coraz mniej. Natychmiast muszę podjąć dalsze leczenie i znowu zawalczyć o życie. Po wielu badaniach lekarze oznajmili, że przy tak agresywnym nowotworze potrzebuję leczenia spersonalizowanego i immunoterapii, która w moim przypadku daje nadzieję i ogromne szanse na pokonanie choroby i zakończenie tej nierównej walki z nowotworem. Ta metoda leczenia mobilizuje własną odpowiedź immunologiczną organizmu, umożliwiając podjęcie walki z przerzutami i wznową nowotworu. Jednak abym miała szansę na pokonanie raka, leczenie musi być kontynuowane w Niemczech, ponieważ w Polsce immunoterapia nie jest refundowana. Wiąże się to z dużymi kosztami, których nie jestem w stanie pokryć. Immunoterapia jest dla mnie światełkiem w tym długim i ciemnym tunelu, to ogromna szansa na powstrzymanie raka. Leczenie daje mi 90% powodzenia, dlatego też bardzo potrzebuję Waszej pomocy i wiem, że i tym razem mnie nie zawiedziecie. Bez Was nie miałabym szansy na operację dzięki której poczułam się na tyle lepiej by móc po raz pierwszy odprowadzić synka do szkoły w tak ważnym dla niego dniu, rozpoczęcia nauki w Szkole Podstawowej. Teraz ponownie bardzo proszę o kolejne wsparcie finansowe. Proszę, pomóżcie mi dokończyć tę walkę! Każda złotówka jest dla mnie cenna. Dziękuję Wam za każdą pomoc z całego serca.

52 790,00 zł ( 16,54% )
Brakuje: 266 359,00 zł
Zuzia Szymczyk
Pilne!
6 dni do końca
Zuzia Szymczyk , 14 lat

DRAMATYCZNIE PILNE❗️2 WZNOWA zabójczego nowotworu mózgu!

Walczymy 5 rok o życie Zuzi! Teraz ta walka weszła w dramatyczne stadium! Mamy 2 wznowę! Rozpoczynamy nasz dramat od nowa!  Pięknego ciepłego wakacyjnego dnia spędzaliśmy czas na działce i nic nie zapowiadało, że to właśnie ten dzień wywróci nasz świat kolejny raz do góry nogami... Zuzia pływała w basenie, kiedy nagle dostała silnego ataku padaczki. Straciła przytomność! Wezwaliśmy pogotowie – Zuzia została przewieziona na OIOM w Jastrzębiu Zdroju w stanie bezpośredniego zagrożenia życia... Po kilku dniach stan się poprawił, Zuzia została przeniesiona na oddział pediatrii, gdzie mogłam już przebywać razem z nią na oddziale. Niestety pojawiły się kolejne dwa ataki... Po konsultacji lekarskiej zapadła decyzja o przyspieszeniu rezonansu, ponieważ już były pewne podejrzenia, chodź lekarze nie mówili nam jeszcze, co podejrzewają – ja już to czułam, umierałam ze strachu, co wykaże rezonans, chodź ciągle miałam nadzieję, że to nie to... Katowice, kolejny atak w transporcie medycznym, utrata przytomności. Oddział onkologii, rezonans. Wynik – wznowa, trzy nowe guzy w kręgosłupie, w każdym odcinku! Moje serce stanęło na moment, świat kolejny raz mi się zawalił. Wiedziałam, że muszę być silna, muszę dla niej. Zostaliśmy wypisani do domu na tydzień, aby Zuzia trochę odpoczęła. Przed wyjściem Pani Doktor zapytała mnie, czy podejmujemy dalsze leczenie... Dla mnie nie było nawet chwili, bym się zawahała, oczywiście musimy zrobić wszystko, aby Zuzia wyzdrowiała. Po dwóch tygodniach wróciliśmy na oddział onkologii, gdzie poinformowano mnie, że jest to leczenie ostatniej szansy.  Zuzia może być na tym leczeniu do roku. Jest to terapia niestandardowa -metronomiczna, na którą musiałam podpisać zgodę. Chemia w worku + chemia w tabletkach i tak stale. Kochani bardzo prosimy o pomoc. Wznawiamy zbiórkę, ponieważ szukamy pomocy za granicą. Jak na razie jesteśmy na etapie konsultacji i kwalifikacji. Jak tylko coś będziemy wiedzieć, poinformujemy Was.  Teraz po prostu bądźcie z nami! –––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––– Początek naszej historii i walki o życie! Gdy usłyszałam ciche „medulloblastoma”, szybko wyciągnęłam telefon i wpisałam w wyszukiwarkę. Wyniki mnie przeraziły: nowotwór, złośliwy, rzadki, najbardziej niebezpieczny! Było to podczas badania rezonansem. Siedziałam za kotarą, nie widziałam twarzy lekarzy. Oczy zaszły mi łzami. Moja córeczka śmiertelnie chora… Co teraz? Mama mnie uspokajała, że może coś źle usłyszałam. W końcu jeden lekarz mówił do drugiego, a nie do mnie. Powinnam poczekać na potwierdzoną diagnozę. Podczas obchodu rozpoznanie się potwierdziło… Zuzia choruje na nowotwór złośliwy mózgu. To rdzeniak płodowy – medulloblastoma IV stopnia złośliwości. Po operacji usunięcia guza mózgu stwierdzono przerzuty do kręgosłupa w odcinku szyjno-piersiowym i lędźwiowym. Wywołało to niedowład połowiczny. Po 18. cyklach chemioterapii i 36. cyklach naświetlania stan jest stabilny. Jednak gdy spytaliśmy się lekarki, co to znaczy, odpowiedziała, że mamy się cieszyć każdą wspólną minutą. W najbardziej niespodziewanej chwili nowotwór może się przebudzić!  Po operacji Zuzia dostała niedowład połowiczny, stwierdzono też niedosłuch obustronny. Zaskoczyły nas ataki padaczki… Taki ciężar spadł na naszą córeczkę. Przed wykryciem choroby była bardzo towarzyską, otwartą dziewczynką. Po dwóch latach walki zmieniła się diametralnie – zamknęła w sobie, miała opory przed spotkaniami z innymi dziećmi. Mimo ogromnej determinacji, by stanąć na nogi, zaczyna tracić siły. Boję się, że pewnego dnia się podda...  Tak walczymy już 5 rok o zdrowie i życie naszej córeczki! Bez Was nie mamy szans! Kasia, mama

106 357,00 zł ( 6,66% )
Brakuje: 1 489 388,00 zł
Eva Korolenko
6 dni do końca
Eva Korolenko , 5 lat

Ewa na wojnie z SMA! Uczymy się żyć od nowa

Nasza Ewcia, ukochana córeczka, choruje na śmiertelną chorobę SMA – taką diagnozę postawili lekarze. Zostawiliśmy wszystko, by szukać dla niej ratunku. Ewa urodziła się z SMA1. Nikt nie dawał żadnych szans na to, że moja córeczka będzie kiedykolwiek zdrowa. Nikt nie wiedział nawet, czy uda się jej przeżyć do 2 roku życia. Ewunia urodziła się 17 października 2019. Na początku wszystko było dobrze – sądziliśmy, że nasze dziecko jest zupełnie zdrowe. Była taka śliczna i silna… Niestety, po zaledwie 3 miesiącach coś złego zaczęło się dziać. Eva przestała trzymać główkę. Ze strachem poszliśmy do lekarza, ale powiedzieli nam, że jest wszystko dobrze, że nie ma czym się przejmować. Mieliśmy tylko rehabilitować małą, robić masaże i chodzić z nią na basen, by szybko się usprawniła i zaczęła prawidłowo rozwijać.  Tak się jednak nigdy nie stało… Ćwiczenia nie dawały żadnych rezultatów. Było coraz gorzej. W wieku 4 miesięcy córeczka przestała ruszać nóżkami, ledwie je podnosiła, jakby zupełnie straciła siły. Wróciliśmy do lekarza. Tym razem nie powiedział już, że wszystko jest dobrze. Padło podejrzenie najgorszej diagnozy - SMA, rdzeniowego zaniku mięśni. Bo choroba atakowała bardzo nagle i szybko. Ewa przestała trzymać głowę, przestała poruszać nóżkami, nie była w stanie połykać – jadła tylko przez sondę.  Nie poddawaliśmy się. Wierzyliśmy, że nasza córka będzie żyć i zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by ją uratować! Sał się cud otrzymaliśmy lek uznany za najdroższy na świecie. Dla naszej córeczki była to jedyna szansa na to, by dalej żyć!  Rozpoczęliśmy ciągłą intensywną rehabilitację, by walczyć o mięśnie, które zdążyła zabrać choroba. Neurologopeda, logopeda, codzienne ćwiczenia i  mnóstwo różnych konsultacji u specjalistów, turnusy. I do tego mnóstwo różnego sprzętu: ortezy, gorsety, wózki, pionizatory itd. Wreszcie pojawiło się światełko w tunelu. Ewcia zaczęła trzymać głowę, siedzieć, jeść samodzielnie, mówić. Każdy dzień przynosił nowe postępy w które na początku nikt nie wierzył. Niestety wszystko kosztuje bardzo i bardzo drogo. I zwracamy się za pomocą w zebraniu środków na dalszą rehabilitację. W tej chwili jest to jedyna nadzieja, by wymknąć się strasznej chorobie, jaką jest SMA Chcemy, by nasza córeczka mogła w przyszłości zapomnieć o chorobie która zabrała tak wiele dzieci. To marzenie, największe, jakie mamy. Z jednej strony na wyciągnięcie ręki, z drugiej oddziela nas od niego ogromny mur, którym jest brak pieniędzy… Z całego serca błagamy o pomoc dla naszej Ewy.  Hanna, mama ➡️ Licytując, możesz pomóc Evie: Eva Korolenko - wygrać z SMA ___________ Media o zbiórce: wyborcza.pl/duzyformat - "Jesteście młodzi, zrobicie sobie drugie dziecko" - powiedziała lekarka. Dziewięć i pół miliona za życie Ewy tvp.info - Miliony na terapię rocznej Evy z Odessy. Rodzina chce w Polsce walczyć z SMA

10 291,00 zł ( 48,36% )
Brakuje: 10 986,00 zł
Iga Szubiak
Pilne!
6 dni do końca
Iga Szubiak , 30 lat

30 lat to nie czas, żeby umierać❗️Proszę, pomóż mi pokonać raka❗️

Mam dopiero 30 lat, a przede mną leczenie OSTATNIEJ SZANSY… Trudno w to w ogóle uwierzyć, ale taka jest okrutna rzeczywistość. Chciałabym jeszcze tak wiele zrobić, ale jeśli nie zbiorę ogromnych pieniędzy – nie zdążę… Nowotwór odbierze mi życie! Błagam, pomóż mi wyzdrowieć! Zostałam zdiagnozowana 1 lutego 2023. Diagnoza to rak: międzybłoniak opłucnej. Chorobę wykryłam przypadkowo. Po USG piersi zostałam wysłana na prześwietlenie płuc. Po wnikliwych badaniach przyszła diagnoza, a lekarze nie mogli w nią uwierzyć. Jakim cudem ten rodzaj nowotworu rozwinął się u tak młodej osoby… Niestety diagnoza została potwierdzona przez 3 różnych patologów w trzech różnych ośrodkach medycznych: dwóch w Berlinie i jednym w Gdańsku. Byłam załamana, ale wierzyłam, że wdrożone leczenie jest w stanie mi pomóc. W szpitalu w Berlinie przyjęłam trzy wlewy immunoterapii. Niestety, terapia musiała zostać przerwana, ponieważ guz znacznie się powiększył, a ja traciłam siły. Lekarze zdecydowali się połączyć radioterapię z chemioterapią. Równocześnie zaczęłam leczenie komplementarne w Warszawie. Wszystko wskazywało na to, że choroba jest w remisji! Przez około pół roku badania okresowe wykazywały poprawę mojego zdrowia, guz się zmniejszał, a ja czułam się coraz lepiej! Niestety mój stan zaczął się pogarszać jesienią zeszłego roku. Moja odporność się osłabiła i zaczęłam łapać infekcje. Od grudnia byłam na sterydach, które w połączeniu z chemioterapią zupełnie zniszczyły mój system odpornościowy. Coraz bardziej zaczęło do mnie docierać, jak poważny jest mój stan. Pojawił się okropny strach, co będzie dalej… 2024 rok rozpoczął się pobytem w szpitalu spowodowanym ostrym przebiegiem półpaśca, a kolejna tomografia nie przyniosła dobrych wiadomości – guz zaczął się powiększać! Pomimo kontynuacji leczenia chemioterapią i suplementami oraz wsparcia medycyną komplementarną guz okazał się oporny i nastąpiły przerzuty do jamy otrzewnej! Lekarze w Niemczech podjęli decyzję o przerwaniu leczenia chemią i zaproponowali opiekę paliatywną…  Myślałam, że to już koniec… Że zostało mi czekanie na ostatni dzień mojego życia… I wtedy znalazły się wspaniałe fundacje, które pomagają osobom takim, jak ja, poszukać leczenia za granicą! Okazało się, że istnieje dla mnie szansa na ratunek w klinice w Izraelu! Po konsultacjach zaproponowano mi podanie dwóch leków. Niestety leczenie jest strasznie drogie, a mnie nie stać na jego opłacenie… Jeden wyjazd kosztuje około 90 tysięcy złotych! Proszę, pomóż mi uzbierać te ogromne pieniądze! Ja chcę żyć! Moim marzeniem jest powrót do zdrowia i przeprowadzka na wieś, gdzie mogłabym żyć wśród zwierząt i natury tworząc sztukę, na którą teraz nie mam siły. Z wykształcenia i pasji jestem projektantką tkanin. Proszę Was o wsparcie w spełnieniu tych marzeń. Z góry dziękuję za każdą wpłatę. Iga Szubiak

267 824,00 zł ( 25,17% )
Brakuje: 796 006,00 zł