Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Julka Jamróz
14 dni do końca
Julka Jamróz , 9 lat

Pomóż Julce powrócić do pełnej sprawności

Od kilku lat walczymy o pełną sprawność naszej córki. Julka urodziła się z wadą kości udowej. Skrót w momencie przyjścia Julii na świat wynosił 1,5 cm. W trakcie licznych konsultacji medycznych obliczono, że wada bez leczenia doprowadzi do skrócenia prawej nóżki o 11 cm. Niestety obliczenia lekarzy się potwierdziły.  W ciągu kilku lat skrót powiększył się do 4,5 cm. Tak duża różnica wpływała negatywnie na kręgosłup, powodowała nieprawidłowe chodzenie oraz uszkadzała biodro i staw skokowy. Julka dzieciństwo zamiast na placu zabaw spędzała na badaniach, wizytach u lekarzy i w szpitalach.  dodatkowo coraz większe podklejenie bucika nie gwarantowało stabilności podczas chodzenia czy zabawy w przedszkolu z dziećmi.  Julka pierwszą operację przeszła w wieku 6 lat. Operacja była bolesna i długa, czas pooperacyjny trudny i wypełniony bólem oraz cierpieniem. Julce zostały wszczepione nowe więzadła w kolanie, wcześniej jako ścięgna pobrane z jej własnego uda. W dodatku w kolanie pojawiły się śruby.  Julia, a także i my, poznaliśmy trudy poruszania się na wózku inwalidzkim, Julia doświadczała bólu nogi uwięzionej w gipsie a w dodatku pociętej w każdym możliwym miejscu. Rekonwalescencja była trudna i długa. To niestety był dopiero początek. Wada wciąż postępowała, a Julia zamiast nacieszyć się szkołą, zbliżającym się Mikołajem wylądowała w szpitalu i przygotowywała się do kolejnej operacji.  Święta, zamiast na sankach spędziła w łóżku, z 9 śrubami wkręconymi w nogę, mającymi wspomóc chorą kość w wyrównaniu nogi. Czy potrafimy sobie wyobrazić funkcjonowanie w 9 śrubami wystającymi z nogi od biodra do piszczela?  Czy 7-letnie dziecko jest na to gotowe?  My jako rodzice też nie jesteśmy. Trudno patrzy się na ból swojego dziecka, pojawiające się co rusz infekcje wynikające z otwartych ran, które nie zamkną się póki Julka nie zdejmie aparatu… A zdejmie go za pół roku.  Niestety nie będzie to koniec jej przygody, gdyż kość rośnie wolniej i skrót znów będzie się powiększał… Nie chcemy by znów musiała przez to przechodzić…  Operacja w USA pozwala uniknąć tego wszystkiego, niestety przewyższa nasze możliwości finansowe, a nie chcemy by Julia znów musiała przechodzić przez ból i cierpienie, jakiego doświadcza teraz.  Dlatego prosimy Was, w jej i własnym imieniu o drobne wpłaty, które zbiorą się na kwotę potrzebną do przeprowadzenia operacji w USA. Prosimy, wesprzyjcie nas w tym zadaniu, by Julka wróciła do pełni zdrowia.  Rodzice

13 069,00 zł ( 4,6% )
Brakuje: 270 437,00 zł
Zuzanna Bryndal-Rost
14 dni do końca
Zuzanna Bryndal-Rost , 9 lat

Zuzia ma szansę na sprawną przyszłość. Pomożesz?

Zuzia zbyt szybko przyszła na świat. Nagły poród spowodował, że moja córeczka urodziła się w zamartwicy, z niską wagą urodzeniową i leukomalacją okołokomorową. Oznaczało to, że jej mózg nie będzie rozwijał się tak jak u innych dzieci. Od początku swojego życia musiała zacząć mierzyć się ze skutkami nieznanej wtedy choroby... Dostała tylko 3 punkty w skali Apgar. Musiała walczyć od pierwszych minut życia. Każdego dnia marzyłam, by ten koszmar się skończył. Tak bardzo chciałam zamienić chłodne szpitalne sale na pokój z łóżeczkiem, pachnącymi ubrankami i kolorowymi zabawkami. Na miejsce, w którym obie poczujemy się bezpieczne i szczęśliwe. Dopiero po miesiącu mogłyśmy wyjść do domu.  Zuzia była cały czas pod opieką specjalistów, którzy po kilku tygodniach postawili diagnozę. Mózgowe porażenie dziecięce – tak brzmiał wyrok, z którego konsekwencjami Zuzia będzie się mierzyć do końca życia.  To nie był koniec problemów, to tak naprawdę początek bardzo trudnej drogi. Córeczka przeszła transfuzję krwi i operację oczu. Do tej pory, każdego dnia musi być też rehabilitowana, ponieważ MPD powoduje u niej spastykę. Ból, jaki codziennie towarzyszy jej życiu, jest nie do opisania. Jednak mój dzielny promyczek się nie poddaje i na każdym kroku pokazuje, że warto mieć nadzieję!  Niedawno Zuzia uczestniczyła w turnusie rehabilitacyjnym, gdzie miała okazję samodzielnie się poruszać dzięki NF Walkerowi. Widok córeczki, która podąża do mnie na własnych nogach to jeden z najbardziej wzruszających momentów w życiu, a jej szczęście po samodzielnym pokonaniu tego dystansu było nie do opisania słowami. Dla takich chwil warto żyć! Zuzia rośnie, a wraz z tym sprzęty potrzebne do codziennego funkcjonowania robią się po prostu za małe. By miała szansę na sprawną przyszłość, te najważniejsze musimy wymienić. Dlatego zwracam się z prośbą o pomoc. Razem na pewno się uda! Kasia, mama Zuzi

6 771,00 zł ( 20,53% )
Brakuje: 26 207,00 zł
Aleksandra Jakubczyk
14 dni do końca
Aleksandra Jakubczyk , 19 lat

Padaczka rujnuje życie Oli! Chcemy znaleźć sposób, aby ją wyleczyć!

Dramat, który wciąż powraca. Słowa lekarzy, że zrobili już wszystko, co możliwe, że na nic więcej nie możemy już liczyć. To najgorsza wiadomość dla matki. Kiedy myślałam, że już wszytko stracone, pojawiła się szansa…  Beztroskim macierzyństwem cieszyłam się tylko przez krótką chwilę. Niespełna 2 tygodnie po przyjściu na świat u Oli pojawiły się pierwsze drgawki. Wcześniej nic nie wskazywało na problemy, ciąża przebiegała prawidłowo, a ja byłam pełna nadziei i ekscytacji. Te ataki wzbudziły nasze przerażenie. Nie wiedzieliśmy co się dzieje, wtedy jeszcze mieliśmy nadzieję, że to jednorazowy przypadek, że na tym się skończy…  Konsultacje z lekarzami nie dawały jednoznacznej diagnozy. Rozpoczęliśmy poszukiwania, wykonanie kompletu badań zajęło 6 długich tygodni. Czas spędzony w szpitalu dawał i odbierał nadzieję. Niestety, ostateczna diagnoza wciąż budziła ogromne zmartwienia: padaczka nieokreślona. Zaplanowano leczenie długotrwałe, mieliśmy wracać na konsultacje. Niestety, otrzymane leki działały przez zaledwie 3 miesiące, a później koszmar wrócił…  Od tego czasu nasze życie toczy się w ściśle określonym rytmie: kolejne leki, zmiana, badania. Mimo przestrzegania zasad i zaleceń lekarskich ataki były coraz silniejsze i powtarzały się coraz częściej. Doszliśmy do momentu krytycznego, napady występowały co 2 minuty, to było przerażające! Wylądowaliśmy na OIOMie, by ratować mózg Oli, lekarze zdecydowali o wprowadzeniu córki w śpiączkę. To, co było naszym zbawieniem, stało się jednocześnie przekleństwem, bo Oli nie można było wybudzić. Lekarze próbowali wielokrotnie. Bezskutecznie. Każda z tych prób kończyła się niepowodzeniem, a ja z coraz większym strachem czekałam na kolejne wieści. Po 5 tygodniach osiągnęliśmy to, na co tak długo czekaliśmy… Ola obudziła się ze śpiączki, ale jej stan był tragiczny. Nie mówiła, nie reagowała na bodźce. Zupełnie jakbyśmy ją stracili. Po raz kolejny w naszej historii myślałam, że to koniec. Nie wierzyłam w to. Moje dziecko, które do szpitala trafiło w ciężkim stanie miało już nigdy nie wyjść z niego o własnych siłach… Dla matki to jedna z najgorszych wiadomości... Dwie operacje, każda z nich miała pomóc Oli wrócić do siebie, pokonać potworną chorobę, która zabierała nasze dziecko kawałek po kawałku… Niestety, zabiegi nie przyniosły oczekiwanego rezultatu, a my natknęliśmy się na ścianę. Lekarze powiedzieli, że nie są w stanie pomóc. Nawet wszczepienie specjalistycznego implantu mającego na celu ograniczenie i kontrolę nad atakami nie poprawiło naszej sytuacji. Wciąż musimy czuwać w oczekiwaniu na kolejny cios. Ataki powtarzają się z różnym natężeniem, szczególnie w nocy. Codziennie kładę się do łóżka z myślą, że nie mogę zasnąć…  Dla nas wiadomość, że nie ma ratunku była nie do przyjęcia. Po długich poszukiwaniach znalazła się możliwość. Klinika w Niemczech specjalizuje się w podobnych przypadkach, daje nam szansę na szczegółową diagnostykę i dopasowanie odpowiedniego leczenia. Takiego, które uratuje Olę przed dalszym postępem choroby. Niestety, koszt badań jest duży, dla nas zbyt duży. Bez nich nie mamy szans na ratowanie córeczki przed potworną padaczką, która niebawem odbierze jej resztkę sprawności i świadomości… Błagam, pomocy! Dla mojej Oli świat zatrzymuje się kilka-, kilkanaście razy w ciągu dnia i nocy… Moim jedynym i najważniejszym zadaniem jest ratowanie jej przed konsekwencjami choroby, która niszczy ją od środka. Wahanie i obawę zamieniłam na działanie. Muszę zrobić wszystko, by jej pomóc, właśnie dlatego potrzebuję Twojej pomocy!

41 929,00 zł ( 23,46% )
Brakuje: 136 795,00 zł
Martyna Mysłajek
Pilne!
Martyna Mysłajek , 15 lat

PILNE 🚨 Diagnoza brzmi jak wyrok – 15-latka walczy o ŻYCIE❗️POMÓŻ❗️

Gdy wprowadzałam córkę na oddział onkologi zrozumiałam jak wygląda piekło. Patrzyłam na Martynkę i z trudem powstrzymywałam łzy, które cisnęły się do moich oczu. Była taka dzielna, nie wiedziałam skąd w niej ta siła. A ona cierpiała w ciszy i tylko pragnęła, by w końcu jej ktoś pomógł! Wszystko zaczęło się tak niewinnie. Zaobserwowałam u córki opuchnięte powieki, a później pojawiła się też podwyższona temperatura. Udałyśmy się do lekarza pierwszego kontaktu, który skierował Martynę na rozszerzoną morfologię. Gdy wzięłam do ręki wyniki, byłam w ogromnym szoku. Żadna wartość nie mieściła się w normie!  Córka została skierowana do szpitala na dalszą diagnostykę. Już po prześwietleniu lekarze przyszli do nas ze złymi informacjami. Wykryli guza… Martyna musiała mieć wykonaną biopsję. Kurczowo trzymałam się nadziei, że to nie będzie nic aż tak poważnego. Chwilę wcześniej przechodziłam przez to samo z drugą córką… Guz, w tym samym miejscu. To było jak deja vu.  Z tym że u drugiej córki zmiana nie okazała się aż tak poważna. Lekarze wycieli ją i zapomnieliśmy o problemie. U Martynki jednak było zupełnie inaczej. Diagnoza, którą przekazał nam doktor brzmiała jak wyrok! Okazało się, że to NOWOTWÓR! Konieczne było podjęcie pilnego leczenia. Lekarze zdecydowali się na chemioterapię. Martyna przyjęła już cztery jej podania, z czego tylko dwa z nich były chemią właściwą. Patrzenie jak wypalający żyły mojej córeczki specyfik sprawia jej cierpienie, rozrywało mi serce…  Po jednej z kąpieli Martynka przyszła i powiedziała: „mamo to się dzieje…” W jej ręku zobaczyłam garść włosów. Z trudem wzięłam maszynkę do ręki i zgoliłam jej głowę na łyso. To było straszne, ale byłyśmy gotowe na to, że wojna niesie ze sobą straty… Dziś najgorsze jest to, że nie wiemy co będzie dalej. Musimy zawierzyć lekarzom, że to, co robią uratuje Martynkę. A do tego dochodzą te ogromne koszty leków, zastrzyków, opatrunków, suplementów, wizyt u specjalistów… Razem z mężem nie dajemy już rady i musimy prosić o wsparcie!  Walka z nowotworem to nie sprint, tylko maraton. A na drodze może pojawić się wiele przeszkód. Tu nie ma przejścia na skróty… W tym najcięższym dla naszej rodziny momencie razem z mężem prosimy o pomoc. Każda nawet najmniejsza wpłata, jest dla nas niezwykle cenna i daje nadzieję, że nie jesteśmy sami!  Rodzice Martyny

82 754 zł
Adam Ziomek
Adam Ziomek , 4 latka

Adasiowi grozi przyszłość na wózku inwalidzkim! Pomóż mu postawić pierwszy krok!

Adaś jeszcze nie nauczył się chodzić… Potrafi już za to walczyć. Zmusiła go do tego okrutna choroba, która zostanie z nim do końca życia. Istnieje szansa, że uratujemy naszego ukochanego chłopczyka przed wózkiem inwalidzkim. Czas nie jest jednak naszym sprzymierzeńcem… Nie spodziewaliśmy się, że nasz syn urodzi się z jakimkolwiek problemem zdrowotnym, ponieważ ciąża przebiegała wzorowo. Badania nie wskazywały na żaden problem. Diagnoza nas zszokowała! Po porodzie u naszego synka wykryto artogrypozę! Już w piątej dobie swojego życia został zagipsowany od pasa w dół na długie miesiące. Niestety to nie wystarczyło. Adaś musiał przejść pięć poważnych operacji!  Nigdy nie mieliśmy czasu na płacz. Naszą codzienność wypełnia kontakt z lekarzami i fizjoterapeutami, którzy na co dzień towarzyszą nam w dążeniu do celu, jakim jest samodzielne chodzenie. Ich wiedza i nasza nadzieja pozwalają wierzyć w to, że Adaś będzie sprawny, ale aby tak było, potrzebna jest intensywna rehabilitacja. Lekarze alarmują, że najważniejsze w walce z artogrypozą jest pierwsze siedem lat dziecka. Dopóki Adaś nie chodzi do szkoły, moglibyśmy pozwolić sobie na codzienne ćwiczenia synka. Niestety, koszt rehabilitacji oraz leczenia przewyższają nasze finansowe możliwości. Synek potrzebuje regularnych ćwiczeń. Jeśli ich nie uzyska, usiądzie na wózku inwalidzkim, a jego cierpienie po pięciu operacjach pójdzie na marne… Kolejne naglące potrzeby to przystosowanie mieszkania do choroby synka oraz zakup wanny wirowej, znacznie poprawiającej kondycję jego nóżek. To niezbędny sprzęt, dzięki któremu Adaś będzie miał szansę rozwijać się prawidłowo. Chcemy uratować synka przed wózkiem inwalidzkim. Już raz podarowaliście nam wsparcie. Jesteśmy za to niesamowicie wdzięczni! Jest w nas ogromna determinacja i siła walki. Wierzymy, że nasze dziecko będzie sprawne. Potrzebne nam Wasze wsparcie. Każdy Darczyńca jest dla nas bohaterem, który dołącza do misji ratunkowej o przyszłość naszego małego synka. Proszę, pomóżcie nam! Monika i Tomasz, rodzice Adasia

16 907,00 zł ( 6,35% )
Brakuje: 249 051,00 zł
Roman Skaliński
Roman Skaliński , 36 lat

Przez lata nie wiedziałem o chorobie... A to nawet nie jest największa przeszkoda❗️

Niedawno zdiagnozowano u mnie padaczkę oraz zaburzenia lękowo-depresyjne. Choroby znacznie utrudniły mi codzienne funkcjonowanie i jeśli szybka psychoterapia nie przyniesie poprawy, to dalsze funkcjonowanie stanie się prawdziwym wyzwaniem. Przez lata nie wiedziałem, że choruję na padaczkę. Ataki były w małej częstotliwości i wyglądało to tak, że na jakiś czas się „zacinałem”. Jednak największym problemem są zaburzenia, które paraliżują moją codzienność. Nie mogę pozwolić sobie na wizyty w ramach NFZ z uwagi na długi czas oczekiwania. Sytuacja zmusza mnie więc do wizyt prywatnych, a te są dość kosztowne. Bardzo proszę ludzi dobrej woli o pomoc. Pomóżcie mi stanąć na nogi i sprostać codzienności. Chcę dalej walczyć, pracować i funkcjonować bez nawracających lęków. Dzięki wsparciu w opłaceniu wizyt u specjalistów to może stać się rzeczywistością. Roman

110,00 zł ( 1,03% )
Brakuje: 10 529,00 zł
Tymek Milczarek
Tymek Milczarek , 3 latka

Nie pozwolę, by autyzm odebrał mi jedyne dziecko!

“Tymusiu, smakuje Ci?” - zawołałam synusia przy wspólnym śniadaniu, gdy podałam mu jego ulubione łakocie. Nie zareagował. Jedyne co dostałam w zamian, to brak reakcji i ciszę. Zawołałam go ponownie, myśląc, że nie usłyszał. Zerowa interakcja na wypowiedziane głośno imię mojego dziecka, sprawiła, że zaczęłam podejrzewać u niego autyzm. Tymuś ciągle odwracał wzrok, co bardzo mnie niepokoiło. Zdarzało się to niemal cały czas i trwa do teraz. Jakikolwiek kontakt z nim jest mocno ograniczony. Syn zachowuje się, jakby nie dzielił swojej rzeczywistości z moją… Dla matki to ogromny cios, ponieważ chciałabym wiedzieć, dlaczego moja jedyna pociecha nie chce ze mną rozmawiać. Mam wrażenie, że gdy go przytulam, on tego nie chce. To bardzo przykre dla matki kilkuletniego dziecka… Moją uwagę przykuły też silna nadpobudliwość i pobudzenie u Tymka, przez które kontakt z nim jest jeszcze bardziej utrudniony. Zmiany w zachowaniu są na tyle widoczne, że zaczęłam brać pod uwagę różne ewentualności. Izolowanie się od świata mojego synka cały czas nie dawała mi spokoju. Postanowiłam potwierdzić moje przypuszczenia u specjalisty… Autyzm u Tymusia potwierdzono pół roku temu. Mój Tymuś to bardzo ruchliwy i energiczny chłopczyk. Lubi oglądać bajki i ma słabość do łakoci, które chętnie zjada podczas naszych wspólnych śniadań. Wszędzie jest go pełno. Mam takie marzenie, w którym Tymeczek nawiązuje trwałą relację z otoczeniem oraz wpuszcza innych ludzi do swojego serduszka i główki. Nie chcę pozwolić, by zaburzenie odebrało mojemu dziecku radość z życia. Zebrane środki zostaną przeznaczone na terapie, dzięki którym autyzm nie będzie izolował go od otoczenia. Terapia jest niezwykle ważna dla rozwoju Tymka i pozwoli mojemu Aniołkowi na większą integrację społeczną. Dzięki niej Tymek będzie miał szansę na pokonanie swoich ograniczeń.  Wiesz, z czego buduje się budynek? Z niewielkich cegieł, które układane jedna na drugą wspierają monumentalną twierdzę. Budynkiem może być rozwój mojego synka, a Twoja wpłata pozwoli mu wzrosnąć do nieba i stać się twierdzą. Twoje wsparcie przyczyni się do poprawy jakości życia mojego dziecka. Wspólnie możemy pomóc Tymoteuszowi w pokonywaniu jego wyzwań, a przede wszystkim zapewnić mu możliwość budowania trwałych relacji. Dziękuję za każdą wpłatę! Mama Tymusia

432,00 zł ( 8,12% )
Brakuje: 4 888,00 zł
Artur Połomski
Artur Połomski , 7 miesięcy

Arturek jeszcze nie wie, jakie cierpienie przygotował mu los... Prosimy o pomoc❗️

Niecałe 2 tygodnie przed porodem dowiedzieliśmy się, że Arturek jest bardzo chory! W jego serduszku wykryto dwa guzy! Po przyjściu na świat lekarze potwierdzili u synka rzadką, niezwykle groźną diagnozę – stwardnienie guzowate! Prosimy, pomóżcie nam stanąć do walki z okrutną chorobą! U starszego synka zdiagnozowano wadę serca, dlatego podczas ciąży z Arturkiem wielokrotnie powtarzaliśmy specjalistyczne badania. Tym trudniej było nam zaakceptować, że naszą rodzinę spotkała kolejna tragedia! Niestety, choroba długo rozwijała się w ukryciu… Dzisiaj guzy rosną nie tylko w serduszku Arturka, ale także w mózgu! W przyszłości będą pojawiać się w innych narządach: oczkach i nerkach oraz na skórze, powodując wiele groźnych powikłań… Guzki są zazwyczaj niezłośliwe, jednak ich umiejscowienie powoduje dramatyczne konsekwencje… Jedną z nich są napady padaczki, często lekoopornej, która niestety pojawia się u większości dzieci z tą chorobą i zaburza ich rozwój. Gdy patrzymy na naszego uśmiechniętego, słodkiego synka, czujemy nieskończoną miłość, ale także obezwładniający ból. Wiemy, że w niedalekiej przyszłości do jego życia wkroczy cierpienie… Lekarze kazali nam przygotować się na wiele problemów w funkcjonowaniu Arturka. Synek najpewniej będzie rozwijał się wolniej od rówieśników. U wielu dzieci ze stwardnieniem guzowatym diagnozuje się dodatkowo autyzm, ADHD i niepełnosprawność intelektualną. Nadal ciężko nam w to uwierzyć… Ta choroba brzmi jak wyrok na przyszłość naszego synka! Musimy przygotować się do trudnej walki z niezwykle podstępnym przeciwnikiem. Nie wiemy kiedy i w jakim natężeniu pojawią się powikłania. Byśmy mogli być o krok przed chorobą, musimy zapewnić Arturkowi regularne badania, zwłaszcza rezonans i EEG, wielospecjalistyczną opiekę lekarską oraz dodatkową fizjoterapię. Obecnie jesteśmy w programie lekowym, jednak gdy on się skończy, wszystkie wydatki będziemy musieli pokryć z własnej kieszeni…  Nasze dzieci są dla nas źródłem nieograniczonej energii i miłości. Jednak w obliczu poważnej choroby Arturka jesteśmy bezsilni… Jego każdy uśmiech napawa nas szczęściem i jednocześnie łamie nasze serca… Niedługo na jego twarzy zagości też grymas bólu. Musimy zrobić wszystko, byśmy mogli mu wtedy pomóc! Dlatego z serca prosimy o wsparcie! Kasia i Krzysiek, rodzice ➡️ Instagram Arturka

961 zł
Kolin Matuszczyk
Pilne!
Kolin Matuszczyk , 9 lat

Nieoperacyjny GUZ w główce 9-latka❗️Ratujmy życie Kolina!

W główce mojego synka jest 2,5-centymetrowy guz! Nowotwór nieoperacyjny i lekooporny - te dwa słowa brzmią jak wyrok, ale ja się nie poddam - walczę o życie Kolinka! Przed nami kolejne starcie z nowotworem - 21 czerwca lecimy do szpitala w Barcelonie, synek zaczął już mieć problemy z oddychaniem... Wychowuję syna sama i bardzo potrzebuję Twojej pomocy, to moja jedyna nadzieja... Mam opisać historię mojego maleńkiego synka. Siedzę nad czystą kartką i tylko łzy spadają mi na papier… Nie potrafię wydusić ani jednego słowa, bo jak opisać największy ból serca matki, która wie, że bez pomocy jej dziecko w każdej chwili może odejść na zawsze…? Te myśli nie pozwalają mi normalnie funkcjonować. Jestem przerażona tym, że mogę więcej nie usłyszeć słowa „mama”... Te myśli tak bardzo bolą… Jestem bezsilna wobec choroby mojego dziecka. Jeszcze tak niedawno mieliśmy szczęśliwe życie, podobne do Twojego. Kolin, mój mały promyczek, uśmiechem rozświetlał mi każdy dzień. Teraz jesteśmy pośrodku onkologicznego ringu… To po prostu koszmar. Umieram ze strachu o życie mojego synka. Nasza historia zaczęła się w 2020 roku. Zdrowy, wesoły wcześniej synek nagle zaczął mieć problemy z równowagą... Jąkał się, zaczął wymiotować. Przestraszona, zabrałam go do lekarza, który niemal od razu dał nam skierowanie na oddział neurologii... Po badaniu już 2 godziny później byliśmy w karetce.  Po wykonaniu rezonansu magnetycznego okazało się, że mój synek Kolin ma guza pnia mózgu. Histopatologia wykazała, że to guz o nazwie Astrocytoma pilocyticum WHO GI. Wiadomość ta po prostu zwaliła mnie z nóg... Moje dziecko i guz mózgu?! Dalej wszystko było jak w złym śnie, z którego nie sposób się obudzić... Decyzja lekarzy była oczywista - guza trzeba było jak najszybciej wyciąć. Niestety, podczas pierwszej operacji okazało się, że guz jest bardzo rozległy i na jednej operacji się nie skończy. Druga operacja niestety zakończyła się powikłaniami. Kolin spędził na OIOM 20 dni z powodu problemów z oddychaniem. Nie da się opisać, jak to jest - widzieć własne dziecko, podpięte do tych wszystkich urządzeń, walczące o życie! Operacje na mózgu obciążone są ogromnym ryzykiem. Niestety u Kolina wystąpił niedowład lewostronny... Tylko dzięki intensywnej, 2-letniej rehabilitacji synek nadal chodzi. Niestety okazało się, że w główce została masa resztkowa. Walczyliśmy z powikłaniami, wciąż będąc pod kontrolą lekarzy... Przed kolejną operacją okazało się, że guz urósł i stał się nieoperacyjny! Jest przy ośrodkach odpowiadających za oddychanie i krążenie, przez co stał się niezwykle ryzykowny do usunięcia... Piekło otworzyło się po raz kolejny! Kontaktowałam się z wieloma szpitalami... Rodzice innych dzieci z nowotworami polecili mi klinikę w Barcelonie, gdzie leczy się najtrudniejsze przypadki chorych dzieci z całej Europy. Miałam nadzieję, że uda się zrobić operację... Niestety potwierdziło się, że guz jest nieoperacyjny. Wycięcie go może skończyć się nawet śmiercią synka. Chemioterapia też jest dla Kolina ryzykowna... Lekarze podjęli decyzję, że będą obserwować i kontrolować stan Kolina, i jeśli dojdzie go pogorszenia stanu, trzeba będzie działać... Niestety ten moment nadszedł - w ostatnich miesiącach stan synka się pogorszył... Kolin ma problemy z oddychaniem. W nocy ma ciągłe epizody bezdechów... Ja też nie śpię, nadsłuchuję oddechu synka i tak bardzo się boję. Kolin budzi się koło 5-6 rano, nie jest już w stanie zasnąć, sen nie przynosi mu żadnego ukojenia. W ciągu dnia też ma ataki, podczas których nie może zaczerpnąć powietrza - łapie się wtedy za nos i gardło... Bardzo się martwię, że to objaw guza, że uciska ośrodek odpowiedzialny za oddychanie! Wracamy do szpitala w Barcelonie - lekarze zrobią kontrolny rezonans i podejmą decyzję, co dalej... W ostatnich miesiącach pojawiła się szansa - jest możliwość leczenia dzieci z guzami mózgu nowym lekiem, który nie ma tak wielkich skutków ubocznych jak chemioterapia. Mam ogromną nadzieję, że w przypadku Kolinka będzie to możliwe... Lekarze muszą zająć się też problemami z oddychaniem, które spędzają mi sen z powiek. Potrzebujemy pieniędzy na opłacenie leczenia. Jestem samotną matką i nie stać mnie na ratowanie życia mojego dziecka... Błagam, pomóż mi uratować Kolina. Oczy Kolina przepełnione nadzieją dają mi siłę i motywują do działania. Nie mogę go zawieść. Muszę walczyć, pukać w każde drzwi, by szukać ratunku dla własnego dziecka… Trzeba schować dumę do kieszeni. Nie mogę się poddać, nie boję się prosić o pomoc… Boję się tylko jednego – że go stracę. Moje dziecko może mieć piękną przyszłość i cieszyć się życiem. Jeszcze może być piękne... Dzięki Tobie. Proszę, pomóż mojemu synkowi❣️ Beata, mama Kolinka

20 430,00 zł ( 3,84% )
Brakuje: 511 485,00 zł