Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Gabryś Myślak
11 dni do końca
Gabryś Myślak , 9 lat

Wrzący olej poparzył 40% ciała Gabrysia❗️Pomóż mu w walce o zdrowie!

Ten przeszywający duszę krzyk wciąż mamy w uszach. Słyszymy go w najgorszych koszmarach, a przecież wybrzmiał na jawie. I pochodził z gardła naszego synka… Gabryś oblał się wrzącym olejem. Chwila nieuwagi doprowadziła do strasznej tragedii… Prosimy o pomoc, by móc walczyć o przyszłość Gabrysia. Poparzone prawie 40% powierzchni ciała. Rany były głębokie. Takie, że ich wyciskały z oczu łzy: Gabrysia, bo tak cierpiał i wszystkich, którzy je oglądali… Synek był w szpitalu bardzo długo, przeszedł kilka przeszczepów skóry. Co chwilę walczyliśmy z bakteriami – gronkowiec, pałeczki ropy błękitnej… To utrudniało leczenie.  Kiedy było najgorzej? Chyba na początku, jak każdy oddech sprawiał potworny ból. Ale potem też… Ściąganie opatrunków, których było więcej, niż niepoparzonego ciała… Gabryś ma bardzo mało białka w organizmie, powinien mieć dietę wysokobiałkową. Jest jednak problem – jest na białko uczulony. Dlatego każda rana czy operacja to ogromne wyzwanie – wszystko goi się dużo wolniej. Tymczasem do gojenia była prawie połowa ciała! Z czasem powstały blizny, które zawsze już będą przypominały o tym dramacie sprzed 2 lat. Choć minął czas, nasza walka trwa. Gabryś potrzebuje leczenia i specjalnych maści, które spłycają blizny. Konieczne są też opatrunki oraz kombinezony na oparzenia, a także specjalne zabiegi. Koszty tego wszystkiego przyprawiają o zawrót głowy… Przez pewien okres czasu dawaliśmy sobie radę samodzielnie, ale powoli nie wystarcza nam środków na zakup leków i maści dla synka. Nie możemy wybierać, bo wszystko jest tak samo ważne, by Gabryś wyzdrowiał! Dlatego dziś jesteśmy tu i bardzo prosimy o wsparcie… Nie cofniemy czasu, choć oddałabym wszystko, by móc to zrobić i zapobiec tragedii… Tyle cierpienia musiał znieść, tyle bólu… Ale on jest bardzo dzielny. Wierzę, że da radę, jeśli tylko mu pomożemy! Jego przyszłość zależy od tego, ile uda nam się wypracować właśnie teraz. Długa droga przed nami, ale ja wierzę, że będzie już tylko lepiej. Przecież musi być… Gabryś zasługuje na to! Dlatego proszę, pomóż…

28 838,00 zł ( 60,23% )
Brakuje: 19 035,00 zł
Jagoda Łukowiak
11 dni do końca
Jagoda Łukowiak , 2 latka

Walka o lepsze życie Jagódki trwa! Proszę, dołącz do nas!

Nasza wymarzona i długo wyczekiwana ciąża przebiegła książkowo. Niestety do czasu. Wszystko zmieniło się podczas badań kontrolnych. To właśnie wtedy, lekarz zauważył, że z naszą Jagódką jest coś nie tak. Tamten moment zapamiętam do końca życia...  W trybie pilnym zostałam skierowana na oddział, by jak najszybciej rozwiązać ciąże. I tak na świat przyszła nasza kochana córeczka, która już od pierwszych swoich dni podjęła walkę, która trwa do dzisiaj.  Jagódka – nasze 3055 gramów szczęścia, urodziła się z ostrą niewydolnością nerek, przewlekle utrzymującą się cholestazą oraz niedoczynnością kory nadnerczy. W dodatku stwierdzono u niej ciężkie wady wrodzone – stopy końsko-szpotawe i syndaktylie (zrost) paluszków.  Wiadomość o tym, że córeczka jest ciężko chora, była dla nas ogromnym szokiem. Oboje z mężem nie byliśmy, a nawet nie mieliśmy jak, przygotować się na tak tragiczne diagnozy. Jeden dzień, jedna chwila wywróciła całe nasze życie do góry nogami… Staraliśmy się jednak pogodzić z nową rzeczywistością i robiliśmy wszystko, by zapewnić Jagódce najlepsze leczenie. Kiedy myśleliśmy, że gorzej już być nie może, lekarze zdiagnozowali u niej epilepsję. Szybko okazało się, że każdy kolejny napad będzie tylko pogarszał stan naszego dziecka. To był kolejny cios! Tak trudno było nam uwierzyć w to, co usłyszeliśmy. Byliśmy załamani…  Niestety w wyniku tych wszystkich chorób, Jagódka nie rozwija się prawidłowo – nie trzyma sama główki, nie łączy rączek, nie chwyta zabawek. Bardzo różni się od swoich rówieśników. Ostatnio przeszła także zabieg założenia sondy, przez którą ją karmimy. Jest bardzo słaba i szybko łapie infekcje – już dwukrotnie zachorowała na sepsę, która zagrażała jej życiu. Na szczęście ma też w sobie dużo siły, dzięki której każdego dnia dzielnie stawia czoła wszystkim przeciwnościom... Naszym największym marzeniem, jest zobaczyć za kilka lat naszą córeczkę wesołą i uśmiechniętą, która bawi się i mówi do nas "Kocham Was mamo i Tato". Cały czas jesteśmy na etapie diagnostyki i czekamy na wyniki badań genetycznych, które wskażą nam kierunek dalszego leczenia. Na ten moment wiemy jednak, że Jagódka pilnie potrzebuje intensywnej rehabilitacji oraz leczenia stópek metodą Ponsetiego. Głęboko wierzymy, że dzięki temu będzie miała szansę na normalne życie. Ze względu na bardzo niską odporność, nasza córeczka nie może przebywać w ośrodku rehabilitacji dziennej tam, gdzie przebywają inne dzieci. Byłoby to dla niej zbyt ryzykowne. Wszystkie nasze oszczędności przeznaczamy na leczenie i rehabilitację prywatną. Niestety, koszty cały czas rosną i powoli zaczyna brakować nam odpowiednich środków... Dlatego prosimy Was o pomoc! Każda złotówka będzie dla nas ogromnym wsparciem i szansą dla Jagódki na lepsze życie!  Marzena i Tomasz, rodzice Jagódki ➡️ Licytacje dla Jagody Łukowiak

149 051,00 zł ( 93,4% )
Brakuje: 10 524,00 zł
Gniewomir Pasiak
11 dni do końca
Gniewomir Pasiak , 9 lat

Walczy o wzrok, ma tylko pół serduszka... Na pomoc Gniewkowi!

Walczy o wzrok, by móc oglądać świat przez resztę życia, które mu zostało. Jak długie ono będzie? Nie wiemy... Gniewko cierpi także na nieuleczalną wadę serca... Rokowania są niepewne, dlatego robię wszystko, by mój synek mógł w końcu widzieć i spełniać swoje dziecięce marzenia! Proszę, pomóż mi w tej walce... Dzięki pomocy Darczyńców Gniewko leczony jest komórkami macierzystymi w Bangkoku. Terapia przynosi świetne rezultaty. Po ostatnim przeszczepie wzrok synka poprawił się, wzrosła ostrość widzenia i jego zakres. Do pełnego widzenia wciąć jednak daleka droga i ogromne środki, które musimy zebrać... Dlatego ponownie proszę o pomoc, byśmy mogli opłacić kontynuację drogiego leczenia komórkami macierzystymi i intensywną rehabilitację. Gniewko pragnie zostać lekarzem, by pomagać innym. Teraz jednak bez pomocy ludzi o wielkich sercach – bez Waszej pomocy – to mu się nie uda... Historia Gniewka: O tym, że Gniewko urodzi się z połową serca, dowiedzieliśmy się - jak większość rodziców - na badaniach prenatalnych. Nie da się opisać bólu, który wyryły w naszych sercach słowa lekarza: "Musicie jechać na dodatkowe badania. Dziecko urodzi się bardzo chore, nie wiadomo, czy przeżyje." Na synka czekaliśmy 10 długich lat. Po wielu niepowodzeniach straciliśmy nadzieję, że będziemy mieli drugie dziecko... Gdy w końcu się udało, los postanowił wystawić nas na próbę. Chwila radości, a potem znowu rozpacz. Nie mogliśmy stracić naszego dziecka, naszej kruszynki... Dalsze badania potwierdziły skomplikowaną wadę serca - AVSD, TGA, izomeryzm, serce jednokomorowe. Wada jest krytyczna, a to, jak bardzo jest poważna, okazać się miało dopiero po przyjściu synka na świat. Oliwce, naszej starszej córce, nie mogliśmy nic powiedzieć. To by złamało jej serce, a ona tak bardzo czekała na braciszka… Trzynaście dni po przyjściu na świat Gniewko przeszedł operację ratującą życie. Potem okazało się, że nie widzi… Wszyscy sądzili, że to efekt pierwszej operacji, powikłania, które ustąpią. Niestety - oczy Gniewka nie reagowały na światło, na nic. Nasz Maluszek skąpany był w mroku… Nie wiadomo, czy to efekt wady, czy jakaś dodatkowa, współistniejąca. Badania genetyczne nie wykazały niczego niepokojącego. Cały czas jednak mieliśmy nadzieję, że to minie… Zaczęła się rehabilitacja, bardzo powolutku Gniewko zaczynał widzieć! Dostrzegał światło, zarysy postaci. Potem jednak była kolejna operacja serca. Wtedy wszystko się cofnęło, synka znów pochłonął mrok… Dowiedzieliśmy się o komórkach macierzystych w Bangkoku, udało się, pojechaliśmy! Po terapii okazało się, że wzrok wraca! Płakaliśmy ze szczęścia. Jednak przed Gniewkiem była kolejna, ostatnia już operacja serca. Jego organizm znów nie podołał… Chociaż serduszko zostało zoperowane i wszystko się udało, Gniewko znowu tracił wzrok… Lekarze nie dawali nadziei. Powiedzieli nam, że nerwy wzrokowe synka umierają. Musieliśmy wrócić do Bangkoku, musieliśmy spróbować jeszcze raz… Dzięki Wam okazało się to możliwe! Komórki działają, odbudowują zniszczony nerw. Musimy kontynuować leczenie, ale bez pomocy będzie to niemożliwe... Dlatego prosimy - bądźcie z nami w walce o wzrok Gniewka.  Justyna, mama Gniewka   ➡️ Strona na FB: Gniewko kontra przeciwnoci losu

56 600,00 zł ( 36,47% )
Brakuje: 98 579,00 zł
Franciszek Jabłoński
11 dni do końca
Franciszek Jabłoński , 61 lat

Straciłem rękę, ale nie marzenia! Proszę, pomóż mi...

Chociaż tak bardzo bym chciał, wiem, że nie jestem w stanie cofnąć czasu. Od wypadku minęło już kilkadziesiąt lat, a ja każdego dnia mierzę się z jego konsekwencjami. Moja codzienność nie wygląda jak z obrazka, ale nie tracę nadziei na to, że jeszcze będę mógł spełnić swoje marzenie o odzyskaniu sprawności… Wskutek nieszczęśliwego wypadku podczas prac prac polowych, straciłem prawą rękę. Rozsiewałem nawóz za pomocą przeznaczonego do tego sprzętu, gdy maszyna w pewnym momencie się zapchała. Chciałem sprawdzić, co było przyczyną. Chwila nieuwagi zaważyła jednak na wszystkim. Z tego wszystkiego zapomniałem wyłączyć silnik. Maszyna wciągnęła i zmiażdżyła moją rękę. Pamiętam ten ból, którego w żaden sposób nie da się opisać. Później szpital i amputację pozostałej części ręki, bo nie było innego wyjścia. Nie mogłem uwierzyć w to, co się stało. Te kilka chwil zmieniło moje życie bezpowrotnie. Musiałem nauczyć się funkcjonować bez jednej ręki, a to nie jest łatwe. Mam ogromne kłopoty z wykonywaniem najprostszych czynności i w wielu sytuacjach potrzebuję pomocy innych osób. Do wszystkiego doszły jeszcze pogłębiające się problemy z kręgosłupem. Z powodu amputacji ręki, na jedną stronę mojego ciała występuje większy nacisk, co wiąże się z przesunięciem kręgów i częstym wypadaniem dysku. Po tylu latach przeciążania również lewa ręka zaczęła odmawiać mi posłuszeństwa. Jestem zrozpaczony i nie wiem już, co robić. W najgorszym wypadku, gdy wszystkie problemy zdrowotne zaczną się na siebie nakładać, czeka mnie wózek inwalidzki. Nie mogę na to pozwolić, nie chcę zostać więźniem czterech ścian. Mam jeszcze tyle planów na przyszłość, tyle rzeczy do zrobienia.  Moim jedynym ratunkiem jest specjalistyczna proteza ręki, która nie tylko ułatwi mi codzienność, ale zapobiegnie dalszym komplikacjom w walce o sprawność. Dzięki niej będę mógł w końcu odciążyć drugą rękę, moje ciało wróci do naturalnej pozycji, a to z kolei zapobiegnie pogłębianiu się problemów z kręgosłupem. Mam nadzieję, że dzięki pomocy wielu osób o dobrym sercu będę mógł żyć tak, jak przed wypadkiem: bez bólu, bez ograniczeń, z myślą o spełnionym marzeniu. Każda złotówka przybliża mnie do zakupu protezy. Proszę o choćby najmniejszą wpłatę – jest to dla mnie na wagę złota! Franciszek

4 110,00 zł ( 2,61% )
Brakuje: 153 066,00 zł
Katarzyna i Małgorzata Zalewskie
11 dni do końca
Katarzyna i Małgorzata Zalewskie , 33 lata

Podróż po zdrowie❗️Bliźniaczki proszą o pomoc❗️

Przez 10 lat prowadziłyśmy bloga podróżniczego. Do momentu diagnozy, żyłyśmy pełnią życia, podróżując i zwiedzając świat, a także inspirując i motywując Was do lepszego życia i działania. Zawsze towarzyszyło nam jedno przesłanie: NIEMOŻLIWE NIE ISTNIEJE! Przez 10 ostatnich lat stawałyśmy na głowie, aby przekazać światu pozytywną energię, dawać siłę do dokonywania zmian. Niestety, dziś role się odwróciły i teraz to my potrzebujemy Waszego wsparcia! Nigdy nie sądziłyśmy, że będziemy musiały prosić Was o pomoc. Nigdy nie sądziłyśmy też, że z dnia na dzień dowiemy się, że jesteśmy ciężko chore i lada moment całkowicie zmienią się losy naszego życia. Nigdy nie spodziewałyśmy się, że będziemy musiały zbierać tak ogromną sumę pieniędzy, żeby ratować swoje zdrowie. Nigdy nie spodziewałyśmy się, że choroba, z którą przyjdzie nam się zmagać, każdego dnia będzie nas wyniszczać i sprawiać niewyobrażalny ból całego organizmu... Nigdy nie sądziłyśmy, że w tym samym momencie będziemy  musiały się ratować wzajemnie, ja moją siostrę - bliźniaczkę - a ona mnie. Niestety, życie bywa nieprzewidywalne. Chorujemy na okrutną, niezwykle rzadką i nieobliczalną chorobę genetyczną - porfirę ostrą przerywaną.  Co to za choroba? Porfiria Ostra Przerywana jest rzadkim zaburzeniem genetycznym, w którym jeden z enzymów w szlaku hemu nie funkcjonuje prawidłowo. Hem odgrywa ważną rolę w organizmie, ponieważ pomaga wiązać i transportować tlen we krwi. Ścieżka hemu jest kontrolowana w wątrobie. Pewne czynniki wyzwalające, na które nie mamy wpływu (hormony, bakterie, toksyny, wirusy, uwarunkowania pogodowe słońce), powodują wzrost poziomu kwasu, a to z kolei powoduje nagromadzenie się neurotoksycznych (toksyn) cząsteczek zwanych kwasem aminolewulinowym (ALA) i porfobilinogenem (PBG). ALA i PBG uszkadzają komórki nerwowe, a tym samym wywołują objawy i zagrażające życiu ataki Porfirii Ostrej Przerywanej!  Jak wygląda to w codziennym życiu?  Od 2019 roku występują u nas nieregularne ataki bólowe. Niestety, nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć, kiedy one nastąpią i z jaką siłą w nas uderzą - czy tym razem odetną nas od funkcji życiowych, czy może będą nieco łagodniejsze...  Żyjemy w ciągłym napięciu i stresie, bo każdy atak wiąże się z ogromnym ryzykiem i niewyobrażalnym bólem.  Taki atak trwa od 6 dni, czasami (jeśli nie uda się go powstrzymać) nawet do pół roku! Zabierając przy tym wszystkie siły i wyniszczają cały organizm od środka...  Każdemu atakowi towarzyszy silny ból, paraliże, problemy z oddychaniem, szczękościski twarzy, wymioty,  silne  bóle neuropatyczne, bóle twarzy, głowy, brzucha, pleców, niedowłady oraz z utraty przytomności – wszystkie te objawy są niesamowicie trudne do zatrzymania...  Jak wygląda nasze leczenie? Jednym z niewielu silniejszych środków przeciwbólowych, który działa na uśmierzenie bólu jest morfina oraz podanie hemu w 4. dawkach - dzięki czemu dochodzi do minimalnego wyciszenia ataku. Niestety, efekt często jest krótkotrwały. Leki działają tylko i wyłącznie zapobiegawczo w trakcie ataku, w dodatku są one ciężko dostępne na terenie Polski. Czy jest dla nas szansa? To, co może dać  nam nadzieję na życie w zdrowiu to bardzo kosztowne terapie genowe oraz intensywne rehabilitacje – fizjoterapia, masaże, krioterapia, elektrostymulacja, terapie tlenowe, terapia immunologiczna, wlewy witaminowe dożylne, ozonoterapia, terapie biologiczne, leki, suplementy oraz specjalistyczne badania...  Terapie genowe, odpowiednie leczenie oraz rehabilitacja mogą powstrzymać ataki, oraz zmniejszyć ilości kwasu ALA i PBG, czyli wyciszyć chorobę.  Niestety, koszt specjalistycznego leczenia jest ogromny i wynosi około 3 mln złotych rocznie na jedną z nas! Choćbyśmy stawały na głowie wiemy, że same nie jesteśmy w stanie zebrać tak wielkiej kwoty!  Jesteśmy przerażone, jednak nie możemy się poddać! Przed nami całe życie! Chciałybyśmy znów być pełne energii i czerpać radość z każdego dnia! Dlatego dziś prosimy Was o pomoc, o wsparcie naszej zbiórki w uzbieraniu tej niewyobrażalnej sumy... Dalsze leczenie to jedyna nasza szansa na powrót do normalnego życia i odzyskanie sprawności. Prosimy, pomóżcie nam, nim ta okrutna choroba jeszcze bardziej urośnie w siłę i całkowicie zabierze nam sens życia...  Kasia i Gosia 

39 897 zł
Małgosia Banach
11 dni do końca
Małgosia Banach , 13 lat

W jednej sekundzie wydarzył się dramat! Pomóż Małgosi!

Patrzysz na swoje 10-letnie dziecko, wysportowane, pełne radości życia, okaz zdrowia. Czy przez głowę przemknie ci wtedy myśl, że za chwilę nagle upadnie, a potem nic już nie będzie takie samo…? Na naszą rodzinę spadła nieopisana tragedia. Niespodziewany wylew krwi do mózgu prawie zabił naszą Małgosię. Cudem przeżyła, a my walczymy o kolejne cuda i wierzymy, że do nas wróci… Błagamy o pomoc, pomóżcie nam obudzić Małgosię! 27 marca tego roku, niedziela. Pospaliśmy wszyscy dłużej. Po 11:00 zjedliśmy śniadanie, szykowaliśmy się do kościoła. Byliśmy w domu wszyscy – ja, mąż, starszy syn i córka. Dzień jakich wiele. Czy coś wskazywało, że stanie się dniem końca naszego świata…? Małgosia jeszcze przed wyjściem chciała się napić, odkręcała butelkę. Potem nagle straciła przytomność, osunęła się na fotel! W jednej chwili strach wypełnił wszystkie komórki w moim ciele. Potem wszystko działo się szybko – pogotowie, helikopter, który zabrał córkę do szpitala, my w samochodzie ze 100 kilometrami do pokonania, wciąż w szoku...  Gdy dojechaliśmy do szpitala, Małgosia była już na badaniach. Tomografia wykazała rozległy wylew krwi do mózgu, zalana była cała lewa półkula. Stan krytyczny, nie wiadomo, co dalej… Jak to możliwe, że dziecko, które dopiero co ćwiczyło w salonie fikołki, żeby dostać piątkę na W-Fie, nagle walczy o życie? Mieliśmy wrażenie, że to jakiś sen, koszmar, który zaraz się skończy, a Gosia znów radośnie wybiegnie z domu, by jeździć na rowerze, jak zawsze… Niestety, kolejne słowa lekarza były jak pociski, trafiały prosto w serce. Nic się nie da zrobić, trzeba czekać. To i tak cud, że żyje. Większość dzieci w takim stanie umiera w chwili wylewu… Czekaliśmy więc, żeby przeżyła do rana, do kolejnego tygodnia. A ona była wciąż z nami, walczyła! Modliliśmy się, by była silna, by się nie poddawała… W końcu, po 3 tygodniach w mroku, pojawiło się małe światełko w tunelu. Radiolog po kolejnym badaniu powiedział, że mamy szukać szpitala, w którym jest oddział neurochirurgii. Tylko tam można próbować wybudzić Gosię i przeprowadzić zabieg zamknięcia naczynia w główce – przyczynę naszej tragedii... Równo miesiąc po tym tragicznym zdarzeniu, 27 kwietnia, Gosia została przetransportowana do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Jej stan wciąż jest bardzo poważny. Oddycha już bez respiratora, została przeniesiona z OIOM-u na neurochirurgię. Od tego czasu nie opuszczam córki na krok, duża część opieki spadła na mnie. Musiałam sobie poradzić i jakoś sobie radzę. Przed nami jednak długa droga… Wszystko jest jeszcze takie nowe, rany są świeże… Przecież nie minęły nawet dwa miesiące… Małgosia ma już odstawione leki, powinna się wybudzać ze śpiączki, ale ona ciągle śpi. Lekarze mówią, że nie wiadomo dlaczego: czy to jeszcze skutek leków, czy uszkodzenia mózgu. Znów – trzeba czekać… Gdy tylko wszystko będzie szło zgodnie z planem, wkrótce chcemy zabrać córeczkę ze szpitala do ośrodka, który zajmuje się wybudzaniem małych pacjentów ze śpiączki. Znaleźliśmy już jeden, najlepszy, jednak cena jest zatrważająca… Miesiąc tam to 19 tysięcy złotych. Minimum… Ile tych miesięcy będzie trzeba Gosi? A może lat? Ta perspektywa nas przeraża… Nie szukaliśmy pomocy, pomoc znalazła nas. W najtrudniejszym momencie życia okazało się, że mamy wokół siebie wielu ludzi o wielkich sercach. To oni dodają nam sił, gdy jest już bardzo źle. Nie poddajemy się, dla Małgosi zrobimy wszystko, dlatego prosimy Cię o pomoc. Ja wierzę w to z całego serca, wszyscy w to wierzymy, że Gosia sobie poradzi i wyjdzie z tego! Modlimy się o kolejny cud. Prosimy, bądź z nami… Mama, tata i brat Małgosi

252 098,00 zł ( 94,78% )
Brakuje: 13 860,00 zł
Jarosław Riszka
11 dni do końca
Jarosław Riszka , 38 lat

Choroba niczym koszmar... Pomóż się z niego wybudzić!

Moje życie można podzielić właściwie na dwie części. Tą drugą rozpoczęła chwila, w której usłyszałem diagnozę. Skończyła się rzeczywistość, którą znałem. Wszystkie plany i marzenia przestały mieć znaczenie. Ważne było tylko jedno - mam nowotwór!  Wszystko zaczęło się w grudniu 2021 roku. To właśnie wtedy otrzymałem diagnozę, która brzmiała jak wyrok: nowotwór mózgu i innych części ośrodkowego układu nerwowego. Natychmiast rozpocząłem leczenie.  W marcu przeszedłem operację usunięcia guza. Zabieg był niesamowicie skomplikowany, jednak przebiegł pomyślnie. Byłem pewny, że teraz wszystko się ułoży, że wszystko będzie dobrze. Niestety, los zdecydował inaczej. Za chwilę otrzymałem kolejny cios. Wystąpił u mnie nasilony niedowład prawego nerwu twarzowego, zaburzenia przełykania, niedowład prawej kończyny górnej, utrata słuchu na prawe ucho i problem z zamykaniem prawej powieki. Z początkiem marca stałem się człowiekiem, który potrzebuje pomocy i który musi o tę pomoc prosić...  Obecnie od półtora miesiąca uczęszczam na rehabilitację, która przynosi pierwsze efekty – moja ręka jest już sprawniejsza, mowa stała się wyraźniejsza i znów jestem w stanie samodzielnie jeść. Niestety, wciąż towarzyszy mi wiele innych, uciążliwych dolegliwości - nadal mam problem z czuciem prawej strony twarzy i z zamykaniem prawej powieki. Dziś już wiem, że przede mną naprawdę długa droga do zdrowia i sprawności.  Możliwe, że konieczna będzie operacja rekonstrukcji nerwu twarzowego oraz włożenia płytki do powieki oka – co pozwoli na jej zamykanie. Dodatkowo potrzebuje intensywnej i regularnej rehabilitacji... Wydatki rosną z każdym dniem i coraz bardziej przerastają mnie i moją rodzinę. Przez chorobę nie jestem w stanie pracować, podobnie, jak moja partnerka, która się mną opiekuje i pomaga w każdej, nawet najprostszej czynności. Jest nam niezwykle trudno, bo wiemy, że jeśli nie podejmę dalszego leczenia i rehabilitacji, nigdy nie uda mi się wrócić do dawnego życia.  Rok temu urodziła nam się córka – Julka. Ona mnie potrzebuje, potrzebuje zdrowego ojca. Dlatego nie mogę się poddać! Muszę walczyć dla siebie i przede wszystkim dla mojej rodziny! Proszę pomóżcie mi wygrać tę dramatyczną walkę! Jesteście moją ostatnią deską ratunku!  Jarek

13 128 zł
Hubert Badurski
11 dni do końca
Hubert Badurski , 22 lata

Wypadek prawie zabrał młode życie❗️Hubert stracił nogę, pomocy!

To był Sylwester. Hubert już za chwilę miał świętować rozpoczęcie Nowego Roku... Roku, który miał być szczęśliwszy od tego, który właśnie dobiegał końca. Niestety, dla naszej rodziny zaczął się tragicznie. Ulica Hetmańska jest jedną z najruchliwszych w Poznaniu. Jest też jedną z najbardziej niebezpiecznych... Hubert nie zdążył przed samochodem, wpadł pod rozpędzone auto. Kiedy zadzwonili ze szpitala, że Hubert miał wypadek i jest w bardzo ciężkim stanie, ziemia osunęła się spod nóg...  Hubert został przetransportowany do jednego z poznańskich szpitali. Nie wyszedł z niego przez wiele tygodni. Najgorsze, że nie z powodu restrykcji, związanych z pandemią, nie mogłam nawet odwiedzić syna, być przy nim... Codziennie czekałam tylko na wieści ze szpitala. Codziennie były coraz gorsze... Usunięta nerka - usłyszałam jednego dnia. Krwotok wewnętrzny, obrzęk czaszkowo-mózgowy.... Zapadnięte płuca, złamania otwarte lewej nogi. Potem kolejny szok - prawej nogi niestety nie udało się uratować. Konieczna była amputacja... Lekarze kazali szykować mi się na najgorsze. Codziennie bałam się, że moje dziecko umrze... Hubert przed chwilą był młodym, zdrowym nastolatkiem z głową pełną marzeń i planów. Skończył Zespół Szkół Samochodowych, chciał być policjantem, dalej się uczyć... Wszystko skomplikowało się w jednej chwili. Szczęście w nieszczęściu, że nie doszło do uszkodzenia mózgu ani przerwania rdzenia kręgowego... Hubert stracił nogę, ale nie jest sparaliżowany. Przeszedł operację odcinka lędźwiowego kręgosłupa. Teraz przed nim bardzo długa rehabilitacja... Cztery miesiące leżał w łóżku, mięśnie w nieużywanej, potrzaskanej lewej drodze zanikły... Przed nim długa walka o powrót do zdrowia. Dziś Hubert jest w domu, czekają go przymiarki do protezy tymczasowej... Najważniejsza jest teraz rehabilitacja. Mimo tragedii, która go spotkała, syn nie traci nadziei, że odzyska część sprawności. Jest odważny, dzielnie ćwiczy i nie poddaje się. Rehabilitacja wiąże się niestety z wielkimi kosztami... Musimy ją rozpocząć prywatnie, NFZ dał nam najwcześniejszy termin na koniec 2023 roku! Bardzo proszę o pomoc! Hubert ma dopiero 19 lat... Jeszcze całe życie przed nim! Małgorzata, mama  

20 400 zł
Nikodem Żydzik
11 dni do końca
Nikodem Żydzik , 11 lat

Nikodem nie może przestać chodzić... Potrzebujemy pilnego wsparcia!

Nikodem obecnie ma 9 lat. Od samego dnia narodzin walczy o lepsze życie i o swoją sprawność. Choć każdego dnia zmaga się z wieloma przeciwnościami losu, jego uśmiech i radość z każdego sukcesu daje siłę do działania. Pragniemy wesprzeć go i choć częściowo odebrać towarzyszący każdego dnia ból. Nasz synek urodził się z zapaleniem opon mózgowo - rdzeniowych. Z tego powodu jest niepełnosprawny fizycznie i głęboko opóźniony intelektualnie. Ma również bardzo dużą wadę wzroku, nadwzroczność znacznego stopnia. Dodatkowych schorzeniem jest padaczka. Na co dzień uczęszcza do przedszkola terapeutycznego, gdzie ma zapewnioną rehabilitację. Jest pod opieką wielu specjalistów: neurologa, okulisty, lekarza rehabilitacji.  Nikodem potrafi przejść samodzielnie parę kroków. Chodzenie jest jednak znacznie utrudnione poprzez duże przykurcze bioderek i kolan. Dłuższa trasa jest dla niego tak naprawdę nie do wykonania, a bez asekuracji jest narażony na ogromne urazy.  Nikodem wymaga stałego leczenia i rehabilitacji. Obecnie najbardziej pilną potrzebą jest zakup specjalistycznych ortez, które pomogą w utrzymaniu prawidłowej postawy ciała oraz wzmocnią nogi. Konieczne jest szybkie działanie, gdyż bez ciągłej rehabilitacji i ortez, może się zdarzyć to czego najbardziej się obawiam, czyli sytuacji, w której Nikodem nie będzie w stanie sam utrzymać pionowej pozycji, nie będzie w stanie sam wstać, chodzić i funkcjonować…  Dlatego z całego serca prosimy o pomoc w zakupie ortez korygujących oraz dedykowanych do nich butów. Ciężko określić całkowity koszt, gdyż są one tworzone indywidualnie na zamówienie. Niestety NFZ refunduje tylko nieznaczna część potrzebnej kwoty na zakup ortez, a nasza sytuacja materialna obecnie nie pozwala na sfinansowanie ich w całości.  Wiemy, że wspólnymi siłami uda się, choć częściowo wesprzeć mojego syna. Za każdą chęć pomocy w tym trudnym dla nas czasie z całego serca dziękujemy. Każda złotówka przybliża Nikodemka do większej samodzielności w poruszaniu się!  Rodzice 

12 502 zł