Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Natalia Gajda
11 dni do końca
Natalia Gajda , 15 lat

Nie przestajemy walczyć o Natalkę - pomożesz nam?

Drodzy darczyńcy, dziękujemy Wam za dotychczasową pomoc. Natalka otrzymała komunikator, dzięki któremu uczymy się porozumiewać, rozumieć jej potrzeby i móc im sprostać. To wiele dla nas znaczy! Jednocześnie nie przestajemy walczyć i prosić Was o dalsze wsparcie... Rehabilitacja i leczenie, są konieczne, by chronić Natalki wątłe zdrowie!   Nasza historia:  W naszym życiu ktoś włączył jakby wsteczny bieg i wszystko zaczęło znikać. Przepadały wszystkie umiejętności, Natalka przestawała używać rączek podczas zabawy, chwytania przedmiotów, jedzenia... Zamiast tego, co nas tak cieszyło, zaczęło się dziać to, co przerażało. Natalka ocierała rączkę o rączkę, wkładała je do buzi, wszystko, z czego byliśmy tak dumni, przepadało. Cofnęła się również mowa. Natalia przestała wypowiadać słowa, których zdążyła się nauczyć. Bardzo nas to zaniepokoiło. Z dnia na dzień żyliśmy w niepewności, co dalej. Po kilku miesiącach badań, wizyt u specjalistów i szukania przyczyny co się dzieje z naszym dzieckiem, trafiliśmy na badania genetyczne do Wrocławia, gdzie usłyszeliśmy diagnozę – Zespół Retta. Wtedy nie mieliśmy pojęcia co to takiego, jak bardzo jest to groźne… Byliśmy załamani, kiedy pierwszy raz czytaliśmy takie słowa – choroba, na którą nie ma lekarstwa, a z dnia na dzień postępuje, prowadzi do znacznej niepełnosprawności intelektualnej i ruchowej, włącznie z utratą chodzenia. Nasza Natalka znikała, a my przecież nawet nie wypuszczaliśmy jej z rąk. Teraz kiedy szok minął, dotarło do nas, jak teraz będzie wyglądało nasze życie. Jesteśmy nieustannie skupieni na potrzebach naszego dziecka. Kilka razy w tygodniu jeździmy na rehabilitację i zajęcia z logopedą, dzięki którym stan zdrowia córki się nie pogarsza. Niestety są to zajęcia bardzo kosztowne. Dlatego jako rodzice zwracamy się z prośbą o wpłaty dla Natalii na jej leczenie! Liczy się każda wpłacona złotówka, dosłownie każda...  Leczenie przekracza nasze możliwości finansowe... Chcemy, przechytrzyć chorobę, która odbiera nam dziecko i zrobić wszystko, by udało się w jej życie wnieść, choć odrobinę radości... Rodzice

4 537,00 zł ( 71,09% )
Brakuje: 1 845,00 zł
Krzysztof Kolasa
11 dni do końca
Krzysztof Kolasa , 33 lata

Tragiczny wieczór wszystko zmienił❗️Pomóżmy Krzysztofowi wrócić do zdrowia❗️

Mąż i tata dwóch dziewczynek brutalnie zaatakowany nożem. Dzisiaj walczy o powrót do sprawności po tragicznych i drastycznych wydarzeniach. Czy kiedyś będzie lepiej? Wierzymy, że z Twoją pomocą wszystko się uda i znów zaświeci słońce.   W dniu 25.08.2023 roku mój mąż został brutalnie zaatakowany nożem do tapet. Przecięto mu twarz i rękę. Rany mierzyły nawet kilka centymetrów, zniszczyły mięśnie, ścięgna, nerwy i tętnice. Odebrały sprawność prawdopodobnie na całe życie!  Krzysztof przeszedł operację ratującą życie z 25.08.2023 na 26.08.2023, w nocy.  Jestem mamą, ale takiego strachu nie przeżywałam jeszcze nigdy! Bałam się o niego... Operacja miała na calu zreperowanie ręki i twarzy tak, żeby przez kolejne dni nie stała się Krzysiowi jeszcze większa krzywda... Łączenie żył, tętnic, zszywanie głębokich ran, próba ratowania nerwów. Otarliśmy się o tragedię, chociaż odwiedzając go codziennie, czuję, że tragedia nadal trwa. Szczególnie w jego głowie martwiącej się o to, co będzie dalej...  Naszej sytuacji nie ułatwia jeszcze jeden fakt. Krzysztof miał kilka lat, gdy zdiagnozowano u niego chorobę genetyczną, prowadzi ona do całkowitego oślepnięcia. Dziś w jego oczach pozostało kilka procent wzroku. Tym bardziej w trakcie ataku nie miał szans. Obecność w szpitalu również jest dla niego trudna... Najbezpieczniej czułby się w domu. Musimy zrobić wszystko, by szybko do niego wrócił.  Przychodzimy tutaj prosić o pomoc. Krzysztof ze swoim brakiem wzroku i okaleczeniami nie będzie miał możliwości pracy. Niestety, w walce o jego zdrowie i powrót do normalności potrzebni będą specjaliści. Rehabilitacja, która będzie kosztowna, leki, opatrunki i to, co zleci dodatkowo lekarz. Krzysztof jest osobą niepełnosprawną, na rencie socjalnej i nie będziemy w stanie uzbierać takich środków.  Mamy do wychowania dwie córeczki. Naprawdę, bardzo potrzebujemy Państwa wsparcia...  Żona

25 984 zł
Sylwia Winiarska
Pilne!
11 dni do końca
Sylwia Winiarska , 46 lat

PILNE❗️Nie pozwól dzieciom stracić mamy - uratuj życie Sylwii, niech nie zabierze go RAK!

BARDZO PILNE! Mam na imię Sylwia, jestem mamą dwóch synów i żoną wspaniałego męża Marka. Przez wiele lat pracowałam jako opiekunka w ośrodku dla osób niepełnosprawnych. Bardzo kocham i zawsze kochałam moją pracę oraz pomoc innym, z którymi jestem bardzo zżyta. Dzisiaj to ja znalazłam się w sytuacji, w której potrzebuję pomocy, dlatego krzyczę o ratunek... Mam raka, walczę o życie i bez Waszego wsparcia nie mam żadnych szans. Proszę Cię, pomóż mi... W maju poznałam diagnozę - inwazyjny rak zrazikowy piersi lewej, trójujemny. Jeden z najbardziej agresywnych, złośliwych nowotworów... Strach i ból zagościły w moim życiu na dobre, rozpoczęła się też dramatyczna walka, aby to życie trwało. Przeszłam wiele badań specjalistycznych oraz konsyliów lekarskich... Po drugim z nich spadł na mnie cios - okazało się, że rak jest nieoperacyjny... Zostałam wprowadzona w tryb leczenia paliatywnego, czyli przedłużające życie. Rak zaatakował węzły chłonne, obojczyk, śródpiersie... Jest naciekowy, zajął większość tkanek w klatce piersiowej. Większość badan i prób ratunku mój mąż, wraz z pomocą moich rodziców i siostry, organizowali prywatnie, gdyż czas odgrywał i odgrywa najważniejszą rolę. Niestety postęp choroby jest ogromny... Rak diametralnie zmienił życie nie tylko moje, ale też męża i moich kochanych synów - Alana i Dawida. Z osoby aktywnej, kochającej rower, ogniska i ludzi, stałam się osobą leżącą... Moje jedyne wyjścia to wyjazdy na chemię i immunoterapię, której jestem podana. Leczenie to będzie stosowane do listopada, wtedy nastąpią kolejne badania i decyzja, co dalej. Rak postępuje agresywnie. Z dnia na dzień opadłam z sił... Większą część życia spędzam w łóżku, nie jestem w stanie nic przy sobie zrobić... Mąż jest górnikiem, od 3 miesięcy nie pracuje, zajmuje się mną przez całą dobę. Pomaga mi w najprostszych sprawach, jak korzystanie z toalety czy zmiany opatrunków... Nawet to jest dla mnie wyzwaniem.  Moim marzeniem jest nie dom, nie samochód, nie wygrana w totolotka... Ja chcę dożyć 18. urodzin młodszego syna Alana, który ma 15 lat. Marzę o spacerze z mężem, zwyczajnym spacerze, bez bólu w piersiach, klatce piersiowej, plecach, szyi... Tylko tyle. Niestety rak odebrał mi siły, włosy, błysk w oczach, staje się cieniem tej osoby, którą byłam przedtem. Koszty leczenia, samych dojazdów, specjalnego odżywiania, wizyt prywatnych, porad są potężne, o czym zdrowe osoby nawet nie wiedzą. Najgorsza dla mnie nie jest wizja śmierci, najgorszy jest ból... Rak to nieludzkie, przekraczające granice wyobraźni cierpienie. Większość ludzi nie wie nawet, że taki ból istnieje... Gdzie plastry kilkadziesiąt mocniejsze od morfiny już nie pomagają. Gdy wycieki z ran są tak poważne, że z opatrunkami odchodzą tkanki i cząstki ciała... Niestety tak wygląda rak. W imieniu swoim, męża i dzieci ja nie proszę, ale błagam o pomoc! Jesteśmy w kryzysowej sytuacji, ja już nie jestem w stanie pracować, mąż musi zajmować się mną, domem i dziećmi... Potrzebna jest pomoc, by opłacić leki, dojazdy na leczenie, potężne ilości opatrunków, specjalne odżywianie... Szansą na życie może być terapia celowana, której koszty również będą potężne, w zależności od stanu i ilości prób od 13 do 16 tysięcy złotych! Będziemy z mężem próbować wszystkiego, bo dla nas każda chwila z dziećmi i naszym ukochanym psiakiem Aleksem jest wszystkim. Cieszą nas dni, które możemy jeszcze razem spędzić. Proszę Cię, pomóż mi, daj mi szansę, by takich dni mogło być jak najwięcej... Podaruj mi, mojemu mężowi i dzieciom więcej czasu razem. Uratuj mi życie. Sylwia

63 121,00 zł ( 29,66% )
Brakuje: 149 645,00 zł
Małgorzata Łapacz
11 dni do końca
Małgorzata Łapacz , 61 lat

"Dopadł mnie już TRZECI raz!" – Gosia walczy z nowotworem! POMOCY!

Gosia jest naszą wychowawczynią z czasów szkoły podstawowej. Mimo że ciężko nam już nawet zliczyć, ile lat minęło od końca szkolnej przygody, przyjaźnimy się dalej jako klasa – trzymamy się razem w lepszych oraz gorszych chwilach. Tym razem to nasza wychowawczyni potrzebuje wsparcia, dlatego mobilizujemy wszystkie siły i prosimy Cię o pomoc. Życie jej nie oszczędzało. Przeszła wiele zawirowań życiowych – w krótkim czasie straciła dwóch synów. Dźwigając ten ciężar emocjonalny zapadła na chorobę nowotworową. Przez chorobę nie mogła podjąć się pracy, a w konsekwencji nie miała środków do życia. Wtedy do osiągnięcia wieku emerytalnego brakowała 8 miesięcy. Jej mąż nie mógł podjąć zatrudnienia z uwagi na operację kręgosłupa. Przez ten cały czas tj. do wypłaty pierwszej emerytury wspomagaliśmy Gosię finansowo, pomagając się utrzymać.  Choroba i poprzednie traumy doprowadziły ją do złego stanu psychicznego. Małgorzata pragnie podjąć próby konsultacji prywatnej z innymi lekarzami oraz spróbować nowatorskich terapii. Niedawno urodził się jej pierwszy wnuk i to dla niego chce walczyć o życie. My robimy wszystko, by wspierać ją w tych postanowieniach, dlatego z całego serca prosimy o pomoc! Poznaj historię Małgorzaty: Pierwszy raz potwór przebudził się w 2004 roku. Lekarze wykryli wtedy u mnie złośliwy nowotwór piersi, na szczęście w bardzo wczesnej fazie. Zadecydowali o rozległej operacji i uzupełniającej radioterapii. Po leczeniu zapanował spokój. Jednak do czasu! Potwór nie zniknął, a jedynie zasnął, by przebudzić się po 18 latach. W lipcu zeszłego roku lekarz wykrył guza w tej samej piersi. Po badaniach okazał się nowotworem złośliwym. Konsylium zdecydowało o całkowitej mastektomii piersi wraz z pozostałymi węzłami chłonnymi. 1,5 miesiąca po operacji rozpoczęłam chemioterapię z immunoterapią.  Bardzo źle przechodziłam chemioterapię – począwszy od utraty włosów po omdlenia, neuropatyczne bóle nóg, rąk i stawów, po zły stan psychiczny i ogromny stres, związany z wizytą u lekarza przed wlewem.  Leczenie trwało rok. Miesiąc temu podczas prywatnej wizyty u pani ginekolog dowiedziałam się, że wyczuwa drobne guzki w okolicach blizny pooperacyjnej. USG piersi wykazało zmiany chypoechogeniczne w okolicach blizny. Strach powrócił i odbijające się echem pytanie – dlaczego? Przecież jeździłam co 3 tygodnie ponad 70 km centrum onkologicznego. Teraz muszę szukać pomocy u prywatnych lekarzy, opłacać badania diagnostyczne i leczenie z własnej kieszeni. Bardzo proszę o pomoc! Gosia

35 366,00 zł ( 66,48% )
Brakuje: 17 826,00 zł
Igor Kozioł
Pilne!
11 dni do końca
Igor Kozioł , 2 latka

Śmiertelne niebezpieczeństwo! Neuroblastoma pożera mojego synka!

Igorek nie skończył roku, gdy lekarz wykrył w jego brzuszku agresywny nowotwór! W tym momencie całe życie stanęło mi przed oczami. Nie mogłam złapać oddechu, w jednej chwili oczy zaszły mi łzami. Zaczęło się od zapalenia ucha i oskrzeli. Po antybiotyku samopoczucie synka się polepszyło. Mimo wszystko poszliśmy do naszego pediatry na wizytę kontrolną. Podczas badania lekarza zaniepokoiła duża objętość brzuszka. Na cito dostaliśmy skierowanie na USG. Potem już wydarzenia nabrały tempa. W szpitalu potwierdziły się najgorsze przypuszczenia. Wykryto rzadki nowotwór – neuroblastoma. Zajmuje około 11 centymetrów! Znajduje się tuż przy kręgosłupie i uciska na wszystkie narządy. Było to dla mnie za dużo, chciałam, by to był koniec dramatycznych informacji, jednak tu dopiero zaczął się nasz koszmar. Słowa lekarzy do mnie nie docierały. Zawalił mi się świat. Czułam, jak kamienie spadają mi na głowę, a nogi bezwładnie uginają się pod ciężarem. W głowie była czarna dziura. Przed oczami przemykały najgorsze scenariusze. Igorek miał wtedy tylko 10 miesięcy.  Leczenie rozpoczęło się natychmiast. Pierwszą chemioterapie Igorek zniósł bardzo źle ze względu na brak apetytu, biegunki, wymioty oraz wysypkę. Wyniki morfologii były przerażające, ciągle spadały. Synek potrzebował przetoczenie płytek ze względu na liczne wybroczyny, siniaki i krwotoki. Moje maleńkie dziecko wyglądało na brutalnie pobite… Po pierwszych dwóch cyklach chemioterapii został zrobiony tomograf komputerowy. Czekając, na jego wynik czułam, jak powoli z każdej kolejnej godziny robi się doba. I kolejna, i kolejna. Po kilku dniach zostały przedstawione wyniki. Nie były satysfakcjonujące. Zapadła decyzja o 2. następnych cyklach chemii. Czekamy na moment, aż w końcu guz się zmniejszy, aż w końcu okaże się operacyjny i będziemy mogli zakończyć tę walkę.  Igorek okropnie przechodzi chemię. To, co się z nim dzieje, to istny koszmar. Pamiętam go sprzed diagnozy. Uśmiechnięty, pełen życia. Teraz jest słaby, blady i nerwowy. Wiem, że te wydarzenia odcisną się na całym jego życiu… Przychodzą chwilę zwątpienia, jednak nie pozwalamy, żeby nas pogrążyły. Musimy być silni… Wiem, że na razie nic nie jestem w stanie zrobić. Wierzę, że wszystko w rękach Boga i lekarzy. Malutki musi toczyć walkę, a my musimy go wspierać.  Pokonamy chorobę i będziemy cieszyć się każdą chwilą spędzona razem. Wiem, że z Twoją pomocą będzie o wiele prościej.  Dziękuję Ci za każde wsparcie! Weronika, mama ➡️ Licytuj i pomóż Igorkowi!

76 989 zł
Beata Smyczek
11 dni do końca
Beata Smyczek , 53 lata

Kiedyś wiązałam bukiety, dzisiaj ledwo koniec z końcem... Pomóżmy Beacie wygrać z nowotworem❗️

Nowotwór złośliwy jajnika z przerzutami. Spadła na mnie ta diagnoza jak grom z jasnego nieba… Pomyślałam — mam przecież swoją kwiaciarnię, mam ponad 80-letnią mamę i poza tym jestem sama. Co teraz?  Jestem samotną kobietą. Mieszkam sama w domu na wsi. Utrzymywałam się z pracy we własnej kwiaciarni. Chociaż to nie kokosy, ale jakoś pozwalało mi to wiązać koniec z końcem… Dziś kwiaciarnia jest już zamknięta, a ja leżę w szpitalu na trzeciej chemii.  Rutynowa badania i lekkie zaniepokojenie częstymi bólami, oprowadziły mnie do takiego stanu, w bardzo szybkim tempie. Nowotwór złośliwy, jak bym dostała czymś ciężkim w głowę... - prawie zemdlałam! Moja praca wcale nie była lekka. Wstawanie o 3 nad ranem, podróż na giełdę, zakupy i noszenie ziemi. Potem obsługa klientów, wiązanie bukietów, wązanek… To było całe moje życie.  Chciałabym wrócić do normalnego życia. Tak bardzo docenia się je, gdy zaczyna wymykać się z rąk. Po chemii, która ma mi pomóc, aktualnie czuje się tak źle jak nigdy w życiu. Wszystko mnie boli, mam ogromne osłabienie, wymioty, zawroty głowy, bezsenność itp.  O pracy nie ma mowy, a jak żyć bez niej? Jedzenie nie pojawia się samo w lodówce, opał do ogrzania domu też nie… Pomaga mi mama, która ma już swój wiek. Jednak gdyby nie jej pomoc aż strach pomyśleć... Zasiłek, który otrzymuje napawa mnie jeszcze większym smutkiem. Nie wiem, czy prędzej niszczy mnie świadomość choroby, czy świadomość, że mogę stać się niesamodzielna…  Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, proszenie o pomoc znajomych, rodzinę czy obcych ludzi nie jest dla mnie komfortowe… Tylko, czy powinnam się wstydzić w momencie, gdy brakuje mi pieniędzy, by walczyć o życie?  Dopóki mam nadzieję, iskrę nadziei na pokonanie nowotworu — chcę spróbować. Nawet jeśli ktokolwiek, nawet najbliżsi myślą, że to wstyd. Ja chcę żyć…  Błagam…   Beata

16 575 zł
Kamila Piechowska
11 dni do końca
Kamila Piechowska , 40 lat

Jestem mamą maleńkiej Natalki i Mateusza… Walczę z nowotworem złośliwym!

W lipcu z powodu bólu w prawej piersi zgłosiłam się na wizytę do ginekologa. Stwierdził, że według niego wszystko jest w porządku. Ból jednak nie ustępował, a nawet się nasilał, więc zaniepokojona udałam się na USG piersi.  Podczas badania lekarz znalazł guzek hipoechogeniczny o mierzący ok. 3,5 cm, o nierównych zarysach. Zauważył też powiększone węzły chłonne. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, z czym tak naprawdę przyjdzie mi walczyć. Zgłosiłam się na wizytę do onkologa, który nie miał żadnych wątpliwości i od razu kazał wykonać badanie histopatologiczne piersi, jak i węzłów pachowych. Wystawiona diagnoza – Birads 4c, rak piersi przewodowy naciekający.  Wynik badania histopatologicznego nie pozostawił złudzeń – w mojej piersi i węzłach chłonnych wykryto raka. Wynik biopsji załamał mnie i przeraził. Do tej pory prawie wcale nie chorowałam i zupełnie nie spodziewałam się, że będzie to choroba nowotworowa. Jednak wiedziałam, że muszę stawić jej czoła, zacząć walczyć i jak najszybciej rozpocząć leczenie, ponieważ każdy dzień gra na moją niekorzyść.  Po wielu konsultacjach i badaniach, jakie musiałam wykonać, konsylium lekarskie uznało, że w moim przypadku ze względu na wielkość guza, który w międzyczasie uległ jeszcze powiększeniu, moją walkę z chorobą rozpocznę od chemioterapii. Obecnie jestem już po 4. dawkach chemii czerwonej i dwóch białej. Czeka mnie jeszcze 10 cykli chemii białej przyjmowanej co tydzień. Moja choroba w znaczący sposób obciążyła nasz budżet domowy, a jestem dopiero na samym początku leczenia. Wiem, że czeka mnie trudna, długa i ciężka walka. Informacja o chorobie wywróciła moje życie do góry nogami. Cotygodniowe dojazdy do Centrum Onkologii w Bydgoszczy, wizyty lekarskie poza refundacją NFZ oraz zakupy leków i suplementów diety pociągają za sobą wysokie kwoty. Wielkim wsparciem są dla mnie moi najbliżsi, jednak dziś proszę o pomoc również Ciebie. Nie chcę przegrać tej walki. W domu czekają na mnie ukochane dzieci i partner. Dlatego proszę, pomóż mi uzbierać środki potrzebne na moje dalsze leczenie. Proszę, przekaż dla mnie 1,5% podatku. Kamila

12 335 zł
Oliwka Kłak
11 dni do końca
Oliwka Kłak , 2 latka

Padaczka to bolesny cios dla rozwoju naszej córeczki. Prosimy, pomóż!

Córeczka miała cztery miesiące, gdy w związku z niepokojącymi objawami trafiliśmy z nią na stację pogotowia. Wcześniej nic nie zapowiadało, że będzie miała jakiekolwiek problemy zdrowotne, dlatego diagnoza, z którą musieliśmy się zmierzyć, była dla nas ogromnym ciosem. Okazało się, że Oliwia zmaga się z padaczką… To choroba, która jest nieobliczalna. Podczas ataków z córeczką nie ma kontaktu, nie reaguje na bodźce, podnosi tylko jedną rączkę. Obecnie Oliwka regularnie przyjmuje leki, które wstrzymują powstawanie kolejnych napadów. Niestety, nawet jeśli nie obserwujemy żadnych zewnętrznych objawów, badania wykazują dalsze wyładowania w mózgu córeczki, które uniemożliwiają jej prawidłowy rozwój.  Oprócz leczenia Oliwka musi być poddawana intensywnej rehabilitacji minimum dwa razy w tygodniu. Chodzimy też z córeczką na częste kontrole do poradni neurologicznej. Na ten moment niezbędne jest jednak wykonanie badań genetycznych, które umożliwią dokładne zdiagnozowanie córeczki i dzięki którym możliwe stanie się również dobranie odpowiedniego leczenia. Wykonanie takich badań wiąże się z jednorazowym, ogromnym wydatkiem, a do wszystkiego dochodzą jeszcze koszty dalszego leczenia i rehabilitacji. Nie jesteśmy w stanie samodzielnie uzbierać takiej kwoty, dlatego z całego serca prosimy Was o wsparcie!  Rodzice 

1 342 zł
Małgosia Tomczak
11 dni do końca
Małgosia Tomczak , 18 lat

Małgosię czeka kolejna operacja❗️Potrzebna pilna pomoc...

Walka z przeciwnościami, które narzuca nam życie jest wycieńczająca, niesprawiedliwa i bolesna… To cud, gdy w tym wszystkim potrafimy jeszcze odnaleźć w sobie odwagę, by się nie poddać i wychodzić naprzeciw wszystkim przeszkodom. Jestem dumna z mojej córki, że odnajduje w sobie taką siłę. Czasem brakuje jej nawet mi, mamie, gdy muszę patrzeć na cierpienie własnego dziecka, ale Małgosia… jest z nas wszystkich najsilniejsza. To każdego dnia mnie wzrusza…  Małgosia ma siedemnaście lat. Od urodzenia, czyli tak naprawdę całe swoje dotychczasowe życie, zmaga się ze schorzeniem, które naznaczyło jej codzienność. Jest to PFFD - Proximal Femoral Focal Deficiency, bardzo rzadka, niedziedziczna wada układu kostnego, uwidaczniająca się deformacjami w obrębie miednicy i wrodzonym skróceniem kości udowej. Prawa noga Małgosi jest w tej chwili o 11 cm krótsza od lewej. Nadal nie rozwija się prawidłowo i nie rośnie tak, jak powinna. Różnica ta wciąż się zwiększa wraz ze wzrostem Małgosi. Wszystko to powoduje pogłębianie się wady. W ostatnim czasie pojawiła się jeszcze skolioza, która utrudnia córce funkcjonowanie. Wiele lat temu, szukając pomocy z maleńką Małgosią na ręku, odwiedzając polskich specjalistów, słyszeliśmy, że nie warto męczyć dziecka operacjami, bo i tak całe nasze starania skończą się na amputacji i Małgosia będzie jeździć na wózku. Takie opinie tylko zmobilizowały nas do dalszego szukania właściwego i doświadczonego lekarza, bo amputacja w naszym odczuciu pozostawała jedynie ostatecznością... Na szczęście wszystkie starania w końcu przyniosły dobre wiadomości i wlały w nasze serca nadzieję. W 2011 roku Małgosia przeszła pierwszą operację w USA, polegającą na rekonstrukcji stawu biodrowego i kości udowej oraz na jej zespoleniu i naprawie stawu kolanowego. Od tamtego czasu córka przeszła aż kilkanaście skomplikowanych zabiegów! Codziennością Małgosi stał się ból i rozłąka z rodziną oraz przyjaciółmi. Mimo to, wierzyliśmy, że już wkrótce córka przejdzie ostatni etap leczenia, po którym najgorsze będzie za nami…  W grudniu 2022 roku odbyliśmy konsultację w Warszawie z doktorem Paley’em w sprawie zaplanowanego wydłużenia kości udowej u córki - jednego z ostatnich. Nasz entuzjazm szybko zastąpiły kolejne bolesne wieści. Okazało się, że w związku z narastającymi dolegliwościami bólowymi stopy i stawu kolanowego, musimy zmienić wcześniejszy plan leczenia. Małgosia musi pilnie przejść rekonstrukcję prawej stopy z korekcją jej ustawienia i rekonstrukcję tkankową wewnątrz prawego stawu kolanowego wraz z przeszczepem chrząstki. Jest to dodatkowa operacja, na którą nie byliśmy przygotowani! Małgosia musi jak najszybciej przejść kolejny etap leczenia, wstępnie zaplanowany na sierpień 2023 roku. Prawdopodobnie będziemy musieli spędzić w klinice dra Paley'a w USA 3-4 miesiące. Czas pobytu jest uzależniony od efektów operacji, ogólnego stanu stopy i kolana oraz pracy wykonanej podczas rehabilitacji.  Małgosia jest niezwykle ambitna. Uczy się w klasie licealnej i oprócz ogromu nauki, mierzy się jeszcze z przeszkodami, które narzuca jej codzienna walka o sprawność. Córka dzielnie dźwiga wszystko na swoich barkach, ale marzę o tym, by zdjąć z niej ten ciężar, by w końcu mogła normalnie żyć. Już nieraz przekonaliśmy się, że nie ma rzeczy niemożliwych. Prosimy, przyłącz się do naszej zbiórki. Liczy się każda złotówka, a mamy tak mało czasu! Jolanta, mama

448 043,00 zł ( 64,94% )
Brakuje: 241 853,00 zł