Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Piotr Michalak
Piotr Michalak , 8 lat

Mały Piotruś gaśnie... Pomóż zapewnić mu niezbędny sprzęt medyczny!

U Piotrusia zdiagnozowano dystrofię mięśniową Duchenne'a — nieuleczalną chorobę, która na naszych oczach wyniszcza nasze dziecko! Widzimy, jak nasz synek każdego dnia jest coraz słabszy. Jak ulatuje z niego życie! Prosimy o wsparcie, by w tej trudnej drodze było mu choć trochę łatwiej... DMD to bezlitosne schorzenie, które dotyka tylko chłopców i zawsze przebiega według tego samego, koszmarnego scenariusza. Najpierw odbiera siły i utrudnia rozwój ruchowy. Następnie przeszkadza w poznawaniu świata, powodując problemy poruszaniem się. Powstają liczne przykurcze, skolioza, powikłania oddechowe i kardiologiczne. Nastoletni Piotruś zupełnie straci sprawność. Dorosłe życie? — Ta historia nie ma tego rozdziału... Piotruś otrzymał diagnozę tuż po urodzeniu. W ostatnim roku jego choroba bardzo mocno postąpiła. Synek nie może już samodzielnie chodzić. Stara się pokonać kilka kroków, opierając się o nas, albo o ściany. Przewraca się. Każde przeziębienie trwa tygodniami, bo Piotruś nie ma siły, by kaszlnąć i odkrztusić wydzielinę – choroba zaatakowała mięśnie odpowiedzialne za oddychanie. Ten widok rozdziera nam serca niewyobrażalnym bólem. Nasz mały chłopiec wie, że jest chory. Wie, że musi przesiąść się na wózek. Wie, że już nigdy nie dogoni swoich rówieśników. My także wreszcie zaakceptowaliśmy, że Piotrek nie wyzdrowieje, że nie możemy uratować jego życia... Pragniemy jednak zapewnić mu wszystko, czego potrzebuje, by jak najmniej cierpiał.  W związku ze znacznym pogorszeniem się stanu synka musimy zakupić niezbędne sprzęty: wózek inwalidzki, asystor kaszlu do odsysania wydzieliny, pionizator i specjalistyczny fotelik samochodowy.  Nie sposób opisać bólu rodziców, którzy każdego dnia patrzą, jak ich ukochane dziecko powoli gaśnie. Mimo to musimy pozostać silni, bo Piotruś potrzebuje naszego wsparcia bardziej niż kiedykolwiek. Dziś szczególnie potrzebuje i Waszej pomocy. Każda, nawet najmniejsza wpłata będzie dla nas na wagę złota. Z całego serca dziękujemy za każdą pomoc! Rodzice

25 988,00 zł ( 40,71% )
Brakuje: 37 842,00 zł
Marcelina Michta
Pilne!
Marcelina Michta , 24 lata

BIAŁACZKA okazała się oporna na leczenie❗️TRACIŁAM wzrok❗️POMÓŻ❗️

Widziałam strach w oczach lekarzy. Chemioterapia nie działała, a wyniki krwi były coraz gorsze. Czułam, że śmierć się zbliża. BIAŁACZKA zniszczyła moje postrzeganie świata. Już nic nigdy nie będzie takie samo… O chorobie dowiedziałam się z dnia na dzień. Z początku myślałam, że mam coś z tarczycą. Od miesięcy byłam ospała, osłabiona i obolała. Stwierdziłam, że najwyższy czas zrobić badania krwi i gastroskopię. Ich wynik okazał się moim największym życiowym koszmarem. Przerażona wysłałam go mojej przyjaciółce, Dominice, która studiuje medycynę. Zadzwoniła do mnie z prośbą o ich pilne powtórzenie. Jej głos drżał. MODLIŁYŚMY SIĘ, że ktoś w laboratorium się pomylił. Byłam przerażona. Płakałam w objęciach mojej drugiej przyjaciółki, Julii. Następny dzień przyniósł to, czego każda z nas obawiała się najbardziej. Dominika powiedziała, że mam białaczkę. Wynik potwierdziła jej wykładowczyni. Od razu skierowały mnie na SOR. 23 lutego 2024 roku trafiłam na oddział hematologii. Lekarze sprawdzali kondycję mojej skóry, szukając siniaków. Nie wierzyli, że czuję się dobrze, skoro moje wyniki były w OPŁAKANYM STANIE. Kolejne badania odsłoniły całą prawdę. Choruję na ostrą białaczkę szpikową – nowotwór złośliwy krwi. Po kilku dniach miałam zacząć chemioterapię. Wiedziałam, że wypadną mi włosy. Jestem fryzjerką. Od zawsze uważałam je za bardzo ważny atrybut. Bardzo bałam się tego widoku, więc poprosiłam Dominikę o to, by ogoliła mi głowę. Przyjaźnimy się od dzieciństwa. Zaczęłam też pracę nad wymodelowaniem mojej własnej peruki. Pierwszy cykl chemioterapii nie zadziałał. Białaczka okazała się oporna na leczenie. Po drugiej i trzeciej serii czułam się FATALNIE. Antybiotyki nie poprawiały mojego stanu. Noc w noc gorączkowałam. Na mojej skórze pojawiła się wysypka. Ręka z wkłuciem bardzo mnie bolała. Ulgę przynosiło mi tworzenie obrazów i rozmowy z bliskimi. Pewnego dnia mój pokój odwiedzili lekarze. Powiedzieli mi, że planują przeszczep szpiku, nawet jeśli chemia nie zadziała. Nie mieli wyjścia. Na szczęście zdarzył się cud. Kolejny cykl poprawił moje wyniki, a przeszczep mógł być bezpieczny. Szpik przekazał mi mój brat. Do końca życia będę mu za to wdzięczna. Bez mojej wspaniałej rodziny i kochanych przyjaciół nie dałabym rady. Bezpośrednio po nim było mi bardzo ciężko. Miałam podrażniony przewód pokarmowy, policzki i język. Nie chciało mi się jeść i rozmawiać. TRACIŁAM WZROK. Na szczęście mój stan się poprawił. Nie wiem jednak, co przyniesie przyszłość… Kolejne miesiące są priorytetowe. Wiem jednak, że białaczka będzie ze mną już ZAWSZE. Zbieram na kolejne kontrolne wizyty i badania. Jeśli zechcesz mi pomóc. Będę niezwykle wdzięczna. Marcelina

20 842 zł
Damian Prędota
Damian Prędota , 24 lata

W każdej chwili mogą pojawić się nowe ogniska choroby... Mam coraz mniej czasu❗️

Zanim opowiem swą historię walki z chorobą, krótko się przedstawię. Nazywam się Damian Prędota, mam 24 lata, jestem studentem z niepełnosprawnością w stopniu lekkim Politechniki Wrocławskiej na kierunku elektronika i telekomunikacja. Jestem członkiem studenckiej organizacji Niezależne Zrzeszenie Studentów oraz członkiem Uczelnianej Komisji Rewizyjnej NZS na Politechnice Wrocławskiej. Jako sportowiec godnie reprezentowałem moją uczelnię na Integracyjnych Mistrzostwach Polski i zdobyłem wiele medali m.in. złoty medal w szermierce na wózkach, brązowy medal w podnoszeniu ciężarów oraz 5 medali w parapływaniu. Sport w moim życiu jest bardzo ważny, daje mi radość z życia. Jestem społecznikiem i kocham pomagać, w 2023 roku Prezydent Wrocławia odznaczył mnie za moją działalność na rzecz osób niepełnosprawnych. Ironia losu, dzisiaj ja potrzebuję pomocy. Jestem ZNÓW chory na Zespół Cushinga wywołany złośliwym nowotworem neuroendokrynnym. Po raz pierwszy zachorowałem w 2022 roku. O ile dwa lata temu guza udało się w całości usunąć, ale kosztem III płata płuca prawego, przez co do końca życia będę się zmagał z problemami dotyczącymi układu oddechowego, to tym razem choroba powróciła niespodziewanie i ponownie przyczyną okazał się guz neuroendokrynny.  Tragizmu dodaje fakt, że poza głównym guzem zlokalizowano co najmniej dwa ogniska przerzutowe, gdzie jedno znajduje się w płucu lewym, a drugie pod krtanią. Jakby tego było mało to wciąż nie wiadomo, czy są to na pewno wszystkie ogniska.  Obecnie leczenie jest o wiele trudniejsze, a sama operacja wycięcia najbardziej podejrzanych zmian nowotworowych, z 3 października 2024 nie wystarcza, ponieważ szczegółowe badania wykazały, że komórki nowotworowe, choć aktualnie jeszcze nieaktywne, mogły się rozsiać po niemal całym organizmie i w każdej chwili mogą pojawić się kolejne ogniska w dużo poważniejszych dla przeżycia i funkcjonowania organizmu organach! Leczenie choroby znacznie się pokomplikowało, a szybki powrót do zdrowia jest obecnie wykluczony i jest niemożliwy bez podjęcia dalszego i profesjonalnego leczenia ukierunkowanego specjalnie na skuteczne wyleczenie z Zespołu Cushinga. Konieczne jest bowiem nie tylko zminimalizowanie objawów, ale też całkowita likwidacja przyczyny choroby. Zespół Cushinga utrudnia mi codzienne funkcjonowanie, a dwa lata temu o mało mnie nie zabił. Nikomu nie życzę zachorowania, bo dużym problemem są uciążliwe objawy. Zmagam się codziennie z takimi jak rozstępy, podwyższony kortyzol, spadki potasu, a przez co problemy z sercem i ciśnieniem krwi... Choroba spowodowała również anemię, nadal się zmagam z osłabieniem mięśniowym, miewam problemy ze snem oraz problemy psychiczne... Jeszcze do niedawna charakterystycznym objawem choroby było ,,wieczne” pragnienie i picie dużej ilości wody, nawet do 4,5 litra dziennie. Muszę pilnować regularnego przyjmowania leków hormonalnych i nie tylko, a do tego dochodzą jeszcze skutki leczenia pooperacyjnego, które także wpływa na organizm.  Niestety obecnie jestem jedynie na etapie leczenia objawów, a nie przyczyny, co jest w zupełności niewystarczające. Samo leczenie objawowe ma już skutki uboczne, co także jest uciążliwe. To wszystko sprawia, że bez podjęcia dalszego i profesjonalnego leczenia ukierunkowanego specjalnie na skuteczne wyleczenie przyczyny Zespołu Cushinga moje życie nigdy nie wróci do normy.  Zależy mi na całkowitym wyleczeniu i nie chciałbym do końca życia zmagać się z chorobą... By to osiągnąć, trzeba zlikwidować przyczynę, czyli guza neuroendokrynnego. Niestety leczenie znacznie przekracza mój budżet oraz budżet rodzinny. Dlatego nie mam wyboru jak poprosić o wsparcie w leczeniu i walce o zdrowie. Damian

6 734,00 zł ( 12,65% )
Brakuje: 46 458,00 zł
Monika Mikołajczyk
Monika Mikołajczyk , 33 lata

Potrzebuję pomocy! Moja żona jest w ciężkim stanie!

Ostatnio coraz częściej wracam do wspomnień z naszych początków. Monika jest najpiękniejszym i najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Do niedawna byliśmy tak szczęśliwi... Nagłe zatrzymanie krążenia zmieniło wszystko. 20 czerwca 2024 roku pozostanie w mojej pamięci na zawsze. Już nic nie jest takie samo. Gdy wracałem z zakupów do domu, zastałem nieprzytomną żonę. Nie dostrzegałem żadnych czynności życiowych, więc momentalnie przystąpiłem do reanimacji. Na miejsce przyjechało pogotowie. Resuscytacja trwała dziesięć minut. Po tym czasie serce Moniki zaczęło być. Niestety, skutki tej tragedii są z nami do dziś. Kiedy żona trafiła do szpitala jej stan był krytyczny. Pierwsze tygodnie po wypadku były nieustanną walką o życie. Trzymałem ją w szpitalu za rękę, przeżywając największą tragedię mojego życia. Choć na co dzień staram się być silny, w tamtej chwili płakałem jak bóbr. Mój Skarb był w śpiączce, a każdy jej oddech zależny był od respiratora... Żona do dziś nie oddycha samodzielnie.  W momencie, w którym Monika się obudziła, zyskałem nadzieję na poprawę naszej sytuacji. Po kilku tygodniach zaczynaliśmy widzieć postępy. Zaczęła reagować na głos siostrzeńca, uśmiechać się i ruszać kończynami. Niestety, jej świadomość jest minimalna. Bardzo mnie to martwi. Na całe szczęście lekarze są zdania, że żona ma szansę na powrót do zdrowia. Choć to dobra wiadomość, każdy kij ma dwa końce. Leczenie i rehabilitacja generują ogromne koszty, a ja wydałem już wszystkie moje oszczędności.  Dziś wiem, że nie ma gorszego uczucia niż bezradność. Chcę pomóc Moni, ale nie mogę. Potrzebuję Waszego wsparcia. Błagam, uratujmy moją żonę… Będę wdzięczny za każdy gest! Łukasz z rodziną

178 454,00 zł ( 83,87% )
Brakuje: 34 312,00 zł
Sandra Sośnicka
Pilne!
7 dni do końca
Sandra Sośnicka , 37 lat

PILNE❗️ Mama walczy o życie! Bez leczenia Sandra nie ma szans pokonać raka

Dzięki Wam drodzy Darczyńcy jestem już po operacji, która przyniosła niewymierne korzyści zdrowotne, gdyż zostało usunięte główne źródło mojej choroby. Z całego serca dziękuję Wam za dotychczasowe wsparcie, za pierwszą zbiórkę i pierwsze zwycięstwo w walce z rakiem. Nie potrafię tego wyrazić słowami, jak bardzo jestem Wam wdzięczna i będę do końca życia!! Macie ogromne i czułe serca. Nowotwór to jednak podstępna choroba i jak raz zaatakuje, to nie odpuszcza, dlatego też sama operacja nie wystarczyła, abym wyzdrowiała. Jestem zmuszona nadal toczyć walkę o życie, aż do zabicia ostatniej komórki nowotworowej rozsianej po moim organizmie co wiąże się z kontynuacją leczenia najbardziej skutecznymi metodami. Źródło choroby zostało usunięte, jednak nowotwór się rozsiał. Komórki nowotworowe mogą przetrwać chemioterapię i uderzyć ze zdwojoną siłą. Choroba przenika cały organizm. Codziennie boję się, że nie zdołam pokonać raka. Ten potwór, który mnie zaatakował, jest najbardziej agresywny z możliwych i cały czas czyha, aby mnie zabić. Muszę walczyć z całych sił i nie poddam się! Chcę żyć dla mojego synka i dla siebie. W tej walce liczy się czas, którego mam coraz mniej. Natychmiast muszę podjąć dalsze leczenie i znowu zawalczyć o życie. Po wielu badaniach lekarze oznajmili, że przy tak agresywnym nowotworze potrzebuję leczenia spersonalizowanego i immunoterapii, która w moim przypadku daje nadzieję i ogromne szanse na pokonanie choroby i zakończenie tej nierównej walki z nowotworem. Ta metoda leczenia mobilizuje własną odpowiedź immunologiczną organizmu, umożliwiając podjęcie walki z przerzutami i wznową nowotworu. Jednak abym miała szansę na pokonanie raka, leczenie musi być kontynuowane w Niemczech, ponieważ w Polsce immunoterapia nie jest refundowana. Wiąże się to z dużymi kosztami, których nie jestem w stanie pokryć. Immunoterapia jest dla mnie światełkiem w tym długim i ciemnym tunelu, to ogromna szansa na powstrzymanie raka. Leczenie daje mi 90% powodzenia, dlatego też bardzo potrzebuję Waszej pomocy i wiem, że i tym razem mnie nie zawiedziecie. Bez Was nie miałabym szansy na operację dzięki której poczułam się na tyle lepiej by móc po raz pierwszy odprowadzić synka do szkoły w tak ważnym dla niego dniu, rozpoczęcia nauki w Szkole Podstawowej. Teraz ponownie bardzo proszę o kolejne wsparcie finansowe. Proszę, pomóżcie mi dokończyć tę walkę! Każda złotówka jest dla mnie cenna. Dziękuję Wam za każdą pomoc z całego serca.

52 475,00 zł ( 16,44% )
Brakuje: 266 674,00 zł
Aneta Bzinkiewicz
Pilne!
Aneta Bzinkiewicz , 52 lata

Trwa nierówna walka Anety z GLEJAKIEM❗️Potrzebne kosztowne leczenie❗️

To wszystko potoczyło się tak szybko… Wakacyjny wyjazd z rodziną do Chorwacji w ciągu zaledwie paru godzin zamienił się w koszmar. Wszystko zaczęło się od niewinnego bólu głowy… Początkowo podejrzewaliśmy udar, lecz po przewiezieniu mamy na SOR, usłyszeliśmy jeszcze bardziej wstrząsającą diagnozę. NOWOTWÓR ZŁOŚLIWY MÓZGU! Nasz świat się załamał… Z powodu obrzęku mózgu normalny powrót do Polski groził śmiercią. Musieliśmy natychmiast opłacić prywatny transport medyczny. Jego koszt sięgnął bez mała 20 tysięcy złotych. Aneta przeszła w Polsce pilną operację usunięcia nowotworu mózgu. Mimo to nasze problemy się nie skończyły i każdy dzień to walka o życie naszej mamy. Udało się usunąć guza w całości, jednak według lekarzy w każdej chwili może zacząć odrastać i to ze zdwojoną siłą. Już teraz wiemy, że radio i chemioterapia to za mało, a niestety metody leczenia w Polsce na tym się kończą. Aby wydłużyć życie mamie, szukamy różnych metod leczenia za granicą. Istnieją nierefundowane terapie urządzeniem Optune oraz immunoterapia, a także leki wspomagające chemioterapię, które mama musi zacząć przyjmować jak najszybciej. Niestety ich koszt przewyższa nasze możliwości! Mimo śmiertelnej choroby staramy się żyć, cieszyć się każdym dniem i stawić czoła diagnozie 15. miesięcy życia. Mama ma ogromną wolę walki i chęci do życia, chce doczekać wnuków i wychować jeszcze niepełnoletniego syna Stasia. Choć ciężko prosić nam o pomoc, bez Waszego wsparcia nie damy rady sfinansować tak drogiego leczenia! Aneta to pełna życia, radości i otwartości na drugiego człowieka kobieta. Każdy, kto ją zna, wie, że dobro innych zawsze stawia nad swoje. Nawet w natłoku zajęć i pracy zawsze znajduje dla nich czas. Teraz to ona potrzebuje naszej uwagi i pomocy! Każdy może pomóc, możesz i Ty! Wierzymy, że dobro, które okazujemy drugiemu człowiekowi – wraca do nas z podwójną mocą! Dzieci Anety – Zuzia i Staś ➡️ Licytacje dla Anety- razem pomóżmy jej wygrać walkę o życie 🩵

130 936,00 zł ( 10,25% )
Brakuje: 1 145 660,00 zł
Mateuszek Warchoł
Mateuszek Warchoł , 2 latka

KRYTYCZNIE PILNE❗️Tykająca bomba zamiast serduszka!

Potrzebna jest błyskawiczna pomoc, by ocalić życie Mateuszka! Jego serduszko wymaga pilnej operacji. Jeśli nie zdążymy, zostanie tylko przeszczep serca! Nasz ukochany synek Mateusz urodził się z zespołem niedorozwoju lewej części serca. Jedyną szansą na uratowanie jego serduszka jest przeprowadzenie skomplikowanej operacji w USA, gdzie lekarze posiadają niezbędną wiedzę i doświadczenie, by zapewnić mu życie o jakim marzy rodzic każdego dziecka. Dzięki tej operacji ma on szansę na zachowanie serca dwukomorowego. To dla naszej rodziny ostatnia nadzieja i zarazem walka o to, byśmy mogli zobaczyć, jak nasz synek będzie mógł biegać, grać w koszykówkę, na równi ze swoimi rówieśnikami. O tym, że serduszko Mateuszka nie rozwija się prawidłowo, dowiedzieliśmy się w połowie ciąży. 27 maja 2022 roku, jeszcze w łonie mamy, Mateusz przeszedł operację balonoplastyki zastawki, czyli poszerzenia jej na tyle, na ile było to możliwe. Dzięki temu miał w ogóle szansę na dożycie do porodu. Mateusz urodził się 19 września 2022 roku w Warszawie. Po porodzie został od razu zabrany na dalsze badania, które niestety potwierdziły diagnozę postawioną w trakcie ciąży. Ponieważ Mateuszek miał problemy z oddychaniem, w drugiej dobie życia przeszedł cewnikowanie serca, a w czwartej dobie życia pierwszą operację na otwartym sercu. Miesiąc po niej wreszcie mógł wrócić do domu, by poznać swoje rodzeństwo, które z wytęsknieniem czekało zarówno na braciszka, jak i na swoją mamę. Drugą operację na otwartym sercu Mateusz przeszedł tydzień przed swoimi pierwszymi urodzinami. Niestety nie obyło się bez powikłań w postaci krwawienia pooperacyjnego oraz wystąpienia tak zwanego syndromu zespołu żyły głównej górnej. Z powodu niestabilnych saturacji Mateuszek w dniu swoich pierwszych urodzin przeszedł cewnikowanie serca, a zamiast balonów i tortu dostał „urodzinowy” stent do lewej tętnicy płucnej. Po tym stan Mateuszka się ustabilizował. Niestety po tym etapie operacji lekarze w Polsce podjęli decyzję o kontynuacji leczenia Mateusza w kierunku serca jednokomorowego, zupełnie porzucając szansę na uratowanie lewej komory jego serca. My jednak w międzyczasie weszliśmy w kontakt z lekarzami z Boston Children’s Hospital, gdzie wysyłaliśmy im całą historię leczenia naszego synka. Lekarze z USA stanowczo wyrazili opinię, że wg nich istnieje szansa na uratowanie lewej komory serduszka Mateusza, dając mu szansę na prawidłowy rozwój. 17 kwietnia 2024 roku otrzymaliśmy z Bostonu kosztorys operacji… cenę, którą musimy ponieść, by nasze dziecko miało szansę na zdrowe życie. Jest to 400 000 USD. W ramach tej kwoty lekarze planują przeprowadzić szereg badań, wykonać cewnikowanie serca, rezonans magnetyczny oraz wykonać operację, która będzie miała za zadanie „zrehabilitowanie” lewej komory i przygotowanie jej do podjęcia pracy. Jednak koszty takiej operacji są ogromne, a my, jako zwykła rodzina, nie jesteśmy w stanie ich pokryć sami. Dlatego zwracamy się do Was, ludzi o wielkich sercach, z prośbą o wsparcie finansowe. Każda złotówka, którą możecie nam ofiarować, jest kroplą nadziei dla naszej rodziny, szansą dla Mateuszka na życie bez obniżonej wydolności, bez nieustannych wizyt w szpitalu, bez przyjmowania leków co kilka godzin i wreszcie – bez konieczności wykonania w przyszłości przeszczepu serca. My rodzice, chcielibyśmy móc patrzeć, jak nasz syn idzie do szkoły, jak rozwija swoje pasje i cieszy się życiem. A może tego nigdy nie dostać. Dzięki Waszej hojności możemy dać naszemu synkowi szansę na przyszłość pełną radości i zdrowia. Z góry dziękujemy za każdą okazaną pomoc i wsparcie. Wierzymy, że wspólnymi siłami możemy zdziałać cuda i uratować serce naszego kochanego synka. Z poważaniem, Rodzice Mateusza - link do strony www –> KLIK - link do strony Mateuszka na Facebooku –> KLIK - link do aukcji charytatywnych na rzecz Mateuszka –> KLIK - DobryKlik –> KLIK - TVP RZESZÓW –> KLIK - Radio VIA –> KLIK - Radio ESKA –> KLIK - Radio ESKA #2–> KLIK - Nowiny –> KLIK - Nowiny #2– > KLIK - Kurier Rzeszowski –> KLIK - Radio Rzeszów –> KLIK  

1 781 466,00 zł ( 101,84% )
Maciuś Zagalski
Maciuś Zagalski , 5 lat

Spotkała nas podwójna tragedia – choroba moja i mojego dziecka❗️Pomocy❗️

Oddałabym wszystko, by zabrać mojemu synkowi to potworne cierpienie, które musi znosić każdego dnia. Niestety sama zmagam się z chorobą, która codziennie coraz bardziej mnie osłabia. Błagam o pomoc…  Nie przypuszczałam, że nasza historia będzie tak trudna… Że okrutny los poskąpi nam tego, co najcenniejsze – zdrowia. Że zabraknie go zarówno mnie, jak i mojemu ukochanemu dziecku… Wiem, że jestem ciężko chora i wkrótce utracę sprawność, więc w desperacji robię, co mogę, by przywrócić ją mojemu dziecku. Walczę o niego, póki jeszcze mam siły...  Cierpię na stwardnienie rozsiane. To brutalna choroba, która stopniowo, każdego dnia osłabia mnie coraz bardziej, by w końcu na dobre odebrać mi szansę na samodzielne funkcjonowanie. Mój synek z kolei cierpi na chorobę genetyczną, ma agenezję mózgu i deformację kończyn… Wady synka widać gołym okiem. Maciuś nie mówi, jest pod opieką wielu specjalistów i terapeutów.  Dwa lata temu synek przeszedł operację chorej nóżki – była dużo krótsza od drugiej, miał stopę końsko – szpotawą, zdeformowaną i zakręconą do środka. Udało się to tylko dzięki Wam – naszym wspaniałym Darczyńcom, którzy nie pozostali obojętni na naszą trudną sytuację… Dziękujemy! Ta operacja postawiła mojego synka na nogi. Maciuś jest cały czas rehabilitowany, dzięki czemu w domu i przedszkolu jest już w stanie poruszać się samodzielnie! Chodzi niestabilnie, potyka się, chwieje, nawet przewraca, ale najważniejsze jest to, że potrafi przemieszczać się sam! Ćwiczymy codziennie, by synek chodził również na zewnątrz, ale póki co jest w stanie przejść samodzielnie kilkanaście metrów, trzymając się za rękę. Męczy się, siada na chodniku, pokazuje, że chce na rączki. Na dalsze wyjścia i wyjazdy musimy zabierać wózek inwalidzki.  Na ostatniej wizycie kontrolnej, po analizie chodu, zlecono dodatkowy rentgen prawej stopy. Wcześniej lekarze skupiali się tylko na lewej nodze, tej, w której deformacja była widoczna. Teraz okazało się, że Maciuś ma nieprawidłowo uformowany staw skokowy prawej nóżki. Synek ma bardzo rzadką przypadłość, jedna stopa jest końsko – szpotawa, a druga płasko – koślawa.  Lekarz zalecił przeprowadzenie zabiegu operacyjnego obu stóp. Na lewej, tej operowanej wcześniej stopie, zaplanowane jest przeprowadzenie osteotomii nadkostkowej, a w prawej wprowadzenie drutów korygujących nieprawidłowy staw. Niestety operacja jest niezwykle kosztowna… To ponad 70 tysięcy złotych! Nigdy nie zdołam uzbierać takich pieniędzy sama… Ponownie muszę zwrócić się do Was z prośbą o pomoc… Dla mojego synka zrobię wszystko. Muszę o niego walczyć, dopóki mam jeszcze siłę! Już raz otworzyliście dla nas swoje wielkie serca. Wierzę, że zrobicie to ponownie…  Mama Maciusia

36 478,00 zł ( 47,42% )
Brakuje: 40 432,00 zł
Szymon Dziadek
Pilne!
Szymon Dziadek , 8 lat

WZNOWA❗️Mamy krytycznie mało czasu, by uratować Szymka – POMÓŻ NAM, PROSZĘ❗️

PILNE! Rodzice Szymusia usłyszeli słowo, którego najbardziej się bali – WZNOWA! Krótko po tym dowiedzieli się, że dla ich ukochanego synka nie ma już ratunku w Polsce! Teraz jedyną szansą na uratowanie jego życia jest potwornie drogie leczenie w Wiedniu. Potrzebujemy pełnej mobilizacji – 7-letniemu Szymkowi grozi śmierć! W czerwcu tego roku przy badaniach kontrolnych okazało się, że guz mózgu – medulloblastoma, którego już raz pokonał, wrócił i to w gorszej odsłonie! U Szymona pojawił się duży guz w środkowej części głowy wraz z wieloma ogniskami rozsianymi w obu półkulach mózgu. Leczenie w Polsce może jedynie przedłużyć jego życie o kilka tygodni… Jedyną szansą na wyleczenie (a nie przedłużenie życia) jest pobyt w klinice w Wiedniu i zastosowanie terapii, która polega codziennym podaniu leków bezpośrednio do mózgu Szymona. Jest to leczenie długotrwałe i bardzo kosztowne. Niestety nikt takiej terapii w Polsce nie refunduje, więc środki musimy zebrać we własnym zakresie. A bez zastosowania leczenia, nasz synek po prostu umrze... Dlatego kierujemy ten apel do Was – wszystkich ludzi o wielkim sercu, niezależnie czy się znamy, czy dopiero przyjdzie nam się poznać. Dziś potrzebujemy Waszej obecności i wsparcia w drużynie Szymona! Wiemy, jak wielką macie moc, wiemy, że możemy na Was liczyć. To dzięki Wam Szymek mógł przejść protonoterapię w Essen i wygrać z chorobą. Dziś, nie mamy wątpliwości, że będzie tak samo! Kwotę, którą musimy przeznaczyć na leczenie to 1 MLN złotych! Wiemy, że nie damy rady sami tego zrobić dlatego liczymy, prosimy i wierzymy w Waszą pomoc. Za każdą przekazaną złotówkę, która zbliży Szymona do rozpoczęcia leczenia w klinice w Wiedniu będziemy bardzo wdzięczni! Aldona i Michał Dziadek, rodzice Szymona ➡️ Śledź losy Szymona na Facebooku – Team Szymon Na prośbę rodziców Fabianka – podopiecznego Fundacji oraz za zgodą Zarządu Fundacji Siepomaga na subkonto Szymonka przekazaliśmy niewykorzystane 400 000 zł. O tyle też zmniejszamy kwotę do zebrania na zbiórce.

134 187,00 zł ( 21,02% )
Brakuje: 504 111,00 zł