Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Gabryś Klębowski
4 dni do końca
Gabryś Klębowski , 9 lat

Każdej nocy boimy się, że silny atak padaczki zabierze naszemu dziecku ostatni oddech... Pomocy!

Kiedy patrzymy na dzieci w podobnym wieku, co nasz synek, łamie nam się serce... Chcielibyśmy, żeby spędzał czas, jak swoi rówieśnicy. Nawiązywał piękne przyjaźnie, mnożył swoje pasje i przeżywał beztroskie dzieciństwo. Niestety, Gabryś nie chodzi ani nie mówi, a każdy nowy dzień wiąże się z ryzykiem pogorszenia jego stanu… Nasz synek przyszedł na świat zbyt wcześnie. Lekarze już na samym początku wykryli u niego obniżone napięcie mięśniowe. Gabryś nie rozwijał się tak, jak inne dzieci. Nie mówił, nie siadał, nie chodził… Trudny start był wierzchołkiem góry lodowej chorób i nieprawidłowości. Kolejne miesiące przyniosły informacje o wirusie CMV, padaczce, mózgowym porażeniu dziecięcym i niepełnosprawności intelektualnej… Byliśmy załamani. W głowie kłębiła się myśl – czy będziemy w stanie pomóc naszemu dziecku? Dbamy o naszego synka najlepiej, jak umiemy, jednak zwyczajna codzienność stanowi dla nas wielkie wyzwanie. Trzeba go karmić i ubierać. Nadal chodzi w pieluchach, bo nie potrafi komunikować swoich potrzeb. Każdej nocy czuwamy nad jego łóżkiem w obawie, że silny atak padaczki zabierze mu ostatni oddech. Sytuacje, w których jedziemy do szpitala z naszym sinym synkiem, zdarzały się wielokrotnie. To przerażające chwile, które zmieniają życie człowieka na zawsze. Gabriel jest pod stałą opieką lekarzy i rehabilitantów. Od czasu rozpoczęcia cyklu terapii w przedszkolu integracyjnym, jego stan znacznie się poprawił. To niestety wciąż za mało. Za każdym razem, kiedy synek jest przeziębiony i nie może uczestniczyć w zajęciach, następuje regres wszystkich dotychczasowych postępów. To właśnie wtedy potrzeba rehabilitacji jest najsilniejsza. Częstsze zajęcia są wówczas kluczowe! Trudno nam patrzeć na synka w takim stanie. Bardzo go kochamy. Widzimy, jak rozpaczliwie potrzebuje kontaktu z innymi. Widok Gabrysia uśmiechającego się do innych dzieci łamie nam serca. Zamknięty w pułapce swojej choroby nie ma możliwości kontaktu ze światem. Swoje proste potrzeby komunikuje rozbudowaną mimiką. Nauczyliśmy się ją czytać, jednak często musimy zgadywać, co synek ma na myśli… Marzymy, by kontakt z Gabrielem był łatwiejszy. Możemy to osiągnąć jedynie przez dalsze leczenie i rehabilitację. Ich wysokie koszty sprawiają, że rozwój synka nie przebiega tak szybko, jakby mógł. Chcemy dla niego jak najlepszej przyszłości. Na ten moment, sami nie potrafimy jej mu zapewnić… Potrzebujemy w tym zadaniu Waszej pomocy. Tylko dzięki Wam nasz Gabryś ma szansę na osiągnięcie kolejnych postępów w rozwoju! Rodzice

6 498,00 zł ( 40,71% )
Brakuje: 9 460,00 zł
Milan Tomczyk
Milan Tomczyk , 2 latka

Choroba jest w każdej komórce jego ciała❗️Potrzebne wsparcie❗️

Na swoje drugie urodziny Milanek dostał piękne prezenty. Ale chwilę przed nimi los sprezentował mu coś innego – nieuleczalną chorobę spowodowaną mutacją w genie AP4B oraz małogłowie. Jego mózg nie rośnie. To bardzo rzadka choroba postępująca W Polsce jest może kilkoro zdiagnozowanych dzieci. Nie widać jej na pierwszy rzut oka. Dopiero po chwili w oczy rzuci się zbyt mała główka, a potem brak mowy i chodu. Robimy, co możemy, żeby pomóc naszemu synkowi, ale wciąż wisi nad nami widmo tego, że wszelkie postępy po prostu się cofną. Każde przeziębienie i gorączka to ogromny stres i czuwanie w nocy, bo u synka występują wtedy ataki drgawek, a nawet epilepsja.  Aktualnie potrafi raczkować i jeszcze mieści się w swoim wózku spacerowym, ale to się niedługo zmieni. Milan będzie potrzebował nowego, specjalistycznego wózka, pionizatora, ortez i wielu innych sprzętów. Serce łamie nam się na myśl, że to będą jego największe prezenty. Nie nowe zabawki. Codzienność to rehabilitacja, zajęcia z logopedą, psychologiem i pedagogiem. Grafik jest napięty, a do tego dochodzą wyjazdy do specjalistów. Choroba jest w każdej komórce jego ciała. Milan rośnie jak na drożdżach, jest coraz cięższy, a jego wada prowadzi do zesztywnienia mięśni. Dziś jest jeszcze mały, ale co będzie w przyszłości? Pojawia się jakaś nieśmiała nadzieja na wynalezienie terapii genowej, ale do tego czasu lekarze często nie wiedzą, jak postępować. Zostaje nam rehabilitacja, a ta jest ogromnym obciążeniem finansowym. Dwa lata dawaliśmy sobie radę sami, ale po szukaniu diagnozy, jazdach od specjalisty do specjalisty i w końcu zapłaceniu kilku tysięcy za badania genetyczne zostaliśmy z perspektywą płacenia kolejnych tysięcy za rehabilitację, turnusy i dojazdy. Los jest przewrotny. Wpłacając na inne zbiórki, nawet przez myśl nam nie przeszło, że sami będziemy po drugiej stronie. Nasz nie jest zdrowy, ale jest wyjątkowy. Kochamy go ponad wszystko i chcemy, by w przyszłości żyło mu się jak najlepiej. Wiemy, że będzie coraz ciężej i trudniej i choć sami jeszcze nie do końca potrafimy się odnaleźć w tej sytuacji, będziemy walczyć z chorobą naszego dziecka. Wasza pomoc finansowa pomoże nam chociaż częściowo odzyskać to, co odebrała choroba. Rodzice Milanka

65 670 zł
Leon i Filip Dudziak
Leon i Filip Dudziak , 5 lat

Dwóch braci – ta sama OKRUTNA DIAGNOZA❗️Pomóż im pokonać BÓL!

To takie niesprawiedliwe jak wiele los odebrał naszym synom i to już na samym początku ich życia! Nie mogą oni korzystać w pełni z uroków dzieciństwa, a do tego mierzą się z WIELKIM CIERPIENIEM! Teraz robimy co w naszej mocy, aby mogli być sprawni i żyć bez bólu. Niestety do tego jednak jeszcze długa droga… Pierwszy raz z problemem stóp końsko-szpotawych spotkaliśmy się w 2011 roku, gdy urodził się nasz pierwszy syn – Filip. Byliśmy zrozpaczeni! Już w pierwszej dobie życia nasze dziecko musiało być gipsowane! Wiedzieliśmy, że nie możemy czekać na cud. Gdy tylko opuściliśmy szpital, rozpoczęliśmy walkę o zdrowie fizyczne Filipa! Niestety mimo podjęcia wielu działań nie udało się nam uniknąć operacji! Była ona ogromnie bolesna i inwazyjna. Konieczne było rozcięcie i otwarcie stóp, a później umieszczenia w nich specjalnych drutów. Po zabiegu Filip bardzo długo dochodził do siebie, powstały też okropne blizny. Niestety mimo tego cierpienia i upływu wielu lat, nasz syn nadal odczuwa skutki tej operacji! Towarzyszy mu wielki ból, koślawość oraz płaskostopie!  W 2019 roku urodził się przed wyznaczonym terminem nasz drugi synek. Jego pierwsze chwile na tym świecie były WALKĄ O ŻYCIE! Ważył niecałe 2 kilogramy i musiał przebywać w inkubatorze. To jednak nie był koniec jego problemów! Okazało się, że podobnie jak Filip, Leon również ma wrodzone stopy końsko-szpotawe! Nie mogliśmy uwierzyć, że znowu los napisał nam taki sam scenariusz! Gdy tylko stan zdrowia Leona na to pozwolił, rozpoczęliśmy podobną drogę leczenia, jak w przypadku starszego syna. Najpierw było to gipsowanie, później stosowanie butów z szyną Mitchella. Równolegle kontynuowaliśmy leczenie w Polsce i konsultowaliśmy się ze specjalistą z kliniki w Wiedniu. Myśleliśmy, że wszystko idzie zgodnie z planem, jednak historia znowu zatoczyła koło! Okazało się, że dotychczasowy plan leczenia nie przyniósł upragnionych efektów i konieczna jest operacja! Byliśmy załamani! Do tej pory robiliśmy wszystko, by Leonowi oszczędzić tak bolesnego zabiegu, jak ten, który przed laty przeszedł Filip! Zastosowaliśmy ortezy, specjalne ćwiczenia, ale wszystko to było na nic! Dostaliśmy szansę na przeprowadzenie takiego zabiegu w klinice w Wiedniu. Stosowana przez tamtych lekarzy metoda jest mniej inwazyjna i mniej bolesna, dzięki czemu Leon będzie mógł szybciej wrócić do zdrowia! Dlatego tak bardzo nam na niej zależy! Znaleźliśmy się w bardzo trudnej sytuacji i musimy pomóc obu naszym synom. Leoś potrzebuje pilnej operacji ortopedycznej, natomiast Filip dalszej diagnostyki. Obaj jednak muszą być pod stałą opieką specjalistów i kontynuować rehabilitację.  Marzymy o tym, aby któregoś dnia nasze dzieci nie musiały się już zmagać z OGROMNYM BÓLEM! Przed nami jest jednak bardzo długa i kosztowna walka o ich zdrowie! Do tej pory próbowaliśmy radzić sobie sami, jednak teraz potrzebujemy wsparcia! Prosimy, pomóżcie nam!  Rodzice

1 090,00 zł ( 0,73% )
Brakuje: 147 847,00 zł
Aneta Bzinkiewicz
Pilne!
Aneta Bzinkiewicz , 52 lata

Trwa nierówna walka Anety z GLEJAKIEM❗️Potrzebne kosztowne leczenie❗️

To wszystko potoczyło się tak szybko… Wakacyjny wyjazd z rodziną do Chorwacji w ciągu zaledwie paru godzin zamienił się w koszmar. Wszystko zaczęło się od niewinnego bólu głowy… Początkowo podejrzewaliśmy udar, lecz po przewiezieniu mamy na SOR, usłyszeliśmy jeszcze bardziej wstrząsającą diagnozę. NOWOTWÓR ZŁOŚLIWY MÓZGU! Nasz świat się załamał… Z powodu obrzęku mózgu normalny powrót do Polski groził śmiercią. Musieliśmy natychmiast opłacić prywatny transport medyczny. Jego koszt sięgnął bez mała 20 tysięcy złotych. Aneta przeszła w Polsce pilną operację usunięcia nowotworu mózgu. Mimo to nasze problemy się nie skończyły i każdy dzień to walka o życie naszej mamy. Udało się usunąć guza w całości, jednak według lekarzy w każdej chwili może zacząć odrastać i to ze zdwojoną siłą. Już teraz wiemy, że radio i chemioterapia to za mało, a niestety metody leczenia w Polsce na tym się kończą. Aby wydłużyć życie mamie, szukamy różnych metod leczenia za granicą. Istnieją nierefundowane terapie urządzeniem Optune oraz immunoterapia, a także leki wspomagające chemioterapię, które mama musi zacząć przyjmować jak najszybciej. Niestety ich koszt przewyższa nasze możliwości! Mimo śmiertelnej choroby staramy się żyć, cieszyć się każdym dniem i stawić czoła diagnozie 15. miesięcy życia. Mama ma ogromną wolę walki i chęci do życia, chce doczekać wnuków i wychować jeszcze niepełnoletniego syna Stasia. Choć ciężko prosić nam o pomoc, bez Waszego wsparcia nie damy rady sfinansować tak drogiego leczenia! Aneta to pełna życia, radości i otwartości na drugiego człowieka kobieta. Każdy, kto ją zna, wie, że dobro innych zawsze stawia nad swoje. Nawet w natłoku zajęć i pracy zawsze znajduje dla nich czas. Teraz to ona potrzebuje naszej uwagi i pomocy! Każdy może pomóc, możesz i Ty! Wierzymy, że dobro, które okazujemy drugiemu człowiekowi – wraca do nas z podwójną mocą! Dzieci Anety – Zuzia i Staś ➡️ Licytacje dla Anety- razem pomóżmy jej wygrać walkę o życie 🩵

130 936,00 zł ( 10,25% )
Brakuje: 1 145 660,00 zł
Michał Kaleja
Pilne!
Michał Kaleja , 43 lata

Nowotwór zaatakował Michała❗️Potrzebne PILNE leczenie – POMOCY❗️

Nasz świat zawalił się praktycznie z dnia na dzień. Mój ukochany mąż, ojciec dwójki naszych dzieci, ma raka, a dostępne w ramach NFZ leczenie jest niewystarczające… Potrzebujemy ogromnych pieniędzy, żeby uratować Michała! Z całego serca proszę o pomoc! Jest marzec 2024 roku. Michałowi dokucza ból brzucha, wyczuwa zgrubienie pod żebrami, idzie na badania, pierwsze USG i świat się zatrzymuje… Guz na wątrobie! Kolejne badania pokazują, że nowotwór jest złośliwy… Diagnoza: rak dróg żółciowych… Ziemia osuwa się nam spod nóg… Dowiadujemy się, że to niezwykle podstępna choroba, w przypadku której badania przesiewowe po prostu nie istnieją! Choroba wykrywana jest przypadkowo, a najczęściej bywa tak, że chory zgłasza się, kiedy jest już ona w bardzo zaawansowanym stadium. Niestety tak też było w przypadku Michała… Rozmiar guza (około 10 cm!) i stopień zaawansowania choroby dyskwalifikują go z leczenia chirurgicznego, a tym samym do przeszczepu wątroby… To kolejny cios, który otrzymujemy. Następny, to odmowa wdrożenia innego leczenia, czyli radioembolizacji… Jedyną szansą na uratowanie życia mojego męża jest obecnie zastosowanie dwóch nierefundowanych leków, które uzupełnią chemioterapię. Koszt pierwszego z nich to 32 tysiące złotych za jedną dawkę! A Michał musi mieć go podanego przy każdym cyklu chemii. Dodatkowo konieczna jest diagnostyka genetyczna metodą NGS, która wykonywana jest w Stanach Zjednoczonych. Jest ona niezbędna do rozpoczęcia terapii celowanej i podania kolejnego bardzo kosztownego i nierefundowanego leku. 14 tabletek to koszt ponad 60 tysięcy złotych! Podjęte leczenie ma pozwolić na wdrożenie radioembolizacji, co ostatecznie da możliwość wykonania przeszczepu wątroby.  Wstępnie szacowany koszt leczenia przygotowującego Michała do przeszczepu znacznie przekroczy sumę 500 tysięcy złotych! To ogromne pieniądze, których nie mamy… Dlatego przychodzę tu błagać o wsparcie dla mojego męża. Sytuacja stale się pogarsza, a guz powiększył się ostatnio do 16 centymetrów! Pomimo miażdżącej diagnozy Michał się nie poddaje. Ma przecież dla kogo żyć! Jako rodzina jesteśmy cały czas przy nim, tak bardzo go kochamy… Do tej pory to Michał był wsparciem, pocieszycielem, dobrą duszą, tatą od zadań specjalnych, mężem na dobre i złe, przyjacielem, którego poznaje się w biedzie. Osobą, którą nigdy nikomu nie odmówiła pomocy! Człowiekiem, który swoją obecnością, niepoprawnym optymizmem i wyjątkowym poczuciem humoru wywołuje uśmiech i radość. Mogę powiedzieć, że Michał to osoba, która pomaganie ma wpisane w DNA. Okrutna choroba postawiła go w sytuacji, w której to on musi zwrócić się o pomoc. W imieniu swoim i męża proszę, pomóżcie nam! Michał ma dopiero 42 lata i ogromną wolę życia, mnóstwo celów. Najważniejszym z nich jest stanie razem ze mną u boku naszych dzieci: 7-letniej Nadii i 23-letniego Dawida. Tak bardzo chciałby też znów wrócić do tego, w czym czuje się najlepiej: do pomagania innym. Wierzę, że dobro wraca i wspólnymi siłami uda nam się uzbierać tę ogromną kwotą. Musimy to zrobić, boję się nawet myśleć, co stanie się, jeśli nam się nie uda… Pomocy! Olga, żona ➡️ Licytacje na Facebooku

343 130,00 zł ( 64,5% )
Brakuje: 188 785,00 zł
Bartosz Jeż
Bartosz Jeż , 10 lat

Z Twoim wsparciem codzienność Bartusia może stać się lepsza! Pomóż!

Dzieciństwo Bartusia nie było i nie jest tak beztroskie, jak bym tego chciała. Mój synek właściwie od urodzenia musi zmagać się z różnymi problemami zdrowotnymi. Jednak mimo przeciwności losu, nie poddaję się w walce o jego lepszą codzienność! Pierwsze diagnozy pojawiły się, gdy Bartek miał zaledwie 10 miesięcy. Najpierw stwierdzono u niego padaczkę, jakiś czas później również autyzm. Synek przeszedł też specjalistyczne badania, które dały inny, druzgocący wynik – w główce Bartka lekarze znaleźli niepokojące zmiany! Z początku specjaliści myśleli, że to glejak nerwów wzrokowych i mój syn przez jakiś czas przyjmował chemioterapię. Dopiero w 2022 roku okazało się, że to guz nieznanego pochodzenia, który naciska na część mózgu Bartusia! Nie jest złośliwy i nie będzie rósł, ale to on był źródłem wielu problemów zdrowotnych synka… Nie było czasu do stracenia – niedługo po ostatecznej diagnozie moje dziecko trafiło już na stół operacyjny. Lekarzom udało się częściowo wyciąć guza, dzięki czemu zmniejszył się jego nacisk na mózg, co ograniczyło niektóre problemy. Niestety, operacja nie była końcem walki Bartka. Mój synek wciąż zmaga się z licznymi mikro napadami padaczki, które niszczą wypracowane postępy. Przez to Bartek ciągle wraca do punktu wyjścia… Nadal nie mówi i ma trudności z wieloma codziennymi czynnościami. Staram się wspierać jego rozwój najlepiej, jak mogę, jednak potrzebuję wsparcia… Bartek jest objęty stałą opieką wielu różnych specjalistów, regularnie kontroluję jego stan zdrowia. Na co dzień synek potrzebuje fizjoterapii oraz zajęć wspomagających rozwój, które niestety są sporym kosztem. Nie mogę pozwolić, by pieniądze były przeszkodą dla lepszego jutra Bartusia! Z całego serca proszę, wesprzyjcie mojego synka! Ewa, mama

23 712,00 zł ( 51,59% )
Brakuje: 22 246,00 zł
Mikołaj Petrich
Pilne!
Mikołaj Petrich , 11 miesięcy

Synku, nie oddamy Cię białaczce❗️Prosimy o pomoc dla malutkiego Mikołaja❗️

Tak bardzo czekaliśmy na powiększenie rodziny! Niestety, mogliśmy nacieszyć się wspólnym życiem jedynie przez kilka miesięcy… Teraz funkcjonujemy rozdzieleni – starsze rodzeństwo z tatą w domu, a mama i malutki Mikołaj w szpitalu. Wszystko zniszczyła diagnoza ostrej białaczki!  Gdy Mikołaj miał 4,5 miesiąca zauważyliśmy u niego wybroczyny na nóżce. Żadnych innych objawów nie wykazywał – był uśmiechnięty, chętnie obserwował bawiące się rodzeństwo. Podczas wizyty lekarskiej stan synka wydawał się dobry, jednak pediatra na wszelki wypadek zlecił badania krwi i wystawił skierowanie do szpitala. Następnego dnia otrzymaliśmy telefon z laboratorium – wyniki Mikołaja były bardzo niepokojące... Od szpitala dzieliło nas 300 kilometrów, ale nie wahaliśmy się ani chwili! Musieliśmy natychmiast dowiedzieć się, co dolega naszemu maluszkowi. W szpitalu ponownie pobrano Mikołajowi krew, a w nocy jego stan był tak alarmujący, że lekarze zdecydowali się na transfuzję z powodu bardzo niskiej hemoglobiny. Diagnoza zapadła następnego dnia – naszego synka zaatakowała ostra białaczka limfoblastyczna! Pierwszy tydzień w szpitalu pamiętamy jak przez mgłę… Niekończące się badania, rozmowy z lekarzami i rodzicami innych chorych dzieci. Nadal nie docierało do nas, że jesteśmy jednymi z nich… Jesteśmy rodzicami śmiertelnie chorego dziecka! Nasze starsze dzieci cały czas dopytywały – dlaczego mamusia i Mikołaj są w szpitalu? Kiedy do nas wrócą?  Musieliśmy spędzić w szpitalu dużo więcej czasu, niż pierwotnie zakładano. U Mikołaja pojawiły się groźne komplikacje – sepsa i grzybiczne zapalenie płuc po chemioterapii. Później otrzymaliśmy kolejne trudne informacje: okazało się, że konieczny jest przeszczep szpiku. W krąg choroby zostało wciągnięte nasze kolejne dziecko – odpowiednim dawcą dla Mikusia okazał się jego starszy braciszek! Rozpoczęliśmy przygotowania do przeszczepu! Mikołaj dzielnie znosił leczenie, mimo dużych dawek chemioterapii. Transplantacja przebiegła sprawnie i po kilku dniach pojawiły się pierwsze leukocyty! Byliśmy przeszczęśliwi! Niestety, radość była przedwczesna... Komórki po przeszczepie zaczęły się namnażać zbyt szybko i pojawił się zespół wszczepienny, a niedługo później kolejne powikłanie – choroba przeszczep przeciw gospodarzowi (GvHD). Stan synka pogarszał się, a sterydowe leczenie pierwszego wyboru nie zadziałało… Skóra Mikołaja była w okropnym stanie – czerwona, wrażliwa. Synek kulił się z bólu przy każdym dotyku. Pojawiły się także biegunki i ból brzucha. Mimo ciągłego zagrożenia, staraliśmy się zapewnić Mikołajowi namiastkę domowego ciepła. W szpitalu synek ma swoją ulubioną zabawkę – gryzaczek i z ciekawością obserwuje toczące się na oddziale życie.  Lekarze podjęli decyzję, że najlepszym rozwiązaniem w przypadku Mikusia będzie terapia mezenchymalnymi komórkami macierzystymi. Mamy nadzieję, że to leczenie pozwoli na zawsze zapomnieć o okrutnej chorobie! Niestety, terapia jest bardzo droga i nierefundowana. Pierwsze dawki leku kupiliśmy sami, ale nasze możliwości finansowe już się wyczerpały... Nie możemy pozwolić, żeby pieniądze stanęły na drodze naszego synka do wyzdrowienia! Dlatego zwracamy się do Was z prośbą o pomoc. Każda wpłata może pomóc Mikołajowi wygrać walkę o zdrowie i życie. Razem możemy dać mu szansę na przyszłość pełną uśmiechu i radości!  Rodzice Mikołaja Licytacje dla Mikołaja – Allegro charytatywni

59 742,00 zł ( 67,52% )
Brakuje: 28 727,00 zł
Łukasz Romanowicz
Łukasz Romanowicz , 40 lat

Powódź zniszczyła maszynę Łukasza i odebrała mu możliwość dalszej pracy!

Łukasz od lat zajmuje się usługami tynkarskimi, wkładając w pracę całe serce. Zbudował swoją firmę własnymi siłami od zera, zdobywając doświadczenie w tym wymagającym fachu przez 15 lat. To, co dla innych jest zwykłym zawodem, dla niego stało się pasją i sposobem na życie! Jak dotąd zawsze udawało mu się pokonywać przeciwności i rozwijać firmę, jednak wrześniowa powódź, która dotknęła Lewin Brzeski zniszczyła wszystko, na co tak ciężko pracował… Najbardziej ucierpiała jego maszyna tynkarska – kluczowe narzędzie w pracy. Nie nadaje się do użytku bez kosztownej naprawy. Bez niej nie jest w stanie kontynuować działalności... Od powodzi minęło już kilka tygodni, w trakcie których Łukasz uporał się z wieloma innymi jej skutkami, jednak na kosztowny remont maszyny oraz uzupełnienie drobniejszego zniszczonego sprzętu brakuje już środków.  Łukasz jest ambitny, pracowity i uczciwy, dlatego wiem, że wystarczy mu przysłowiowa "wędka", aby mógł dalej pracować. Prosimy o wsparcie! Nawet najmniejszy gest pomoże bratu stanąć na nogi! Asia, siostra

1 580,00 zł ( 14,85% )
Brakuje: 9 059,00 zł
Oliwcia Paszkiewicz
Oliwcia Paszkiewicz , 4 latka

Oliwka walczy o życie bez bólu❗️Pomocy❗️

Poprzednia zbiórka pozwoliła nam zapewnić Oliwci leczenie i rehabilitację. Ale to tylko kropla w morzu potrzeb, dlatego znów prosimy o wsparcie! Nasza historia: Jestem mamą trójki dzieci, które kocham nad życie. Niestety, dla mojej 4-letniej córeczki los przygotował przykrą niespodziankę. Oliwka zmaga się z chorobą genetyczną – elastopatią więzadłową i zaburzeniami rozwojowymi, które uniemożliwiają jej normalne funkcjonowanie w codziennym życiu… Oliwka nie może biegać i bawić się tak, jak inne dzieci. Każda zabawa na placu zabaw wiąże się z ryzykiem „wyskoczenia” stawów w kończynach, co powoduje ogromny ból i przyczynia się do kolejnych wizyt na ostrym dyżurze, oddalonym od miejsca naszego zamieszkania o 70 km. W naszym mieście nie ma bowiem lekarza dziecięcego, który mógłby szybko udzielić pomocy.  Oliwia jest pod stałą opieką wielu specjalistów: neurologa, ortopedy, fizjoterapeuty, psychologa, pedagoga i logopedy. Aby zminimalizować objawy choroby i wdrożyć odpowiednie leczenie, potrzebujemy dalszej, dokładnej diagnostyki genetycznej, która nie jest refundowana. Koszty takich badań są ogromne i jako mama wychowująca trójkę dzieci, nie jestem w stanie ich pokryć. Do wszystkiego dochodzą jeszcze wydatki związane z dalszą rehabilitacją córeczki i dojazdami do specjalistów. Bardzo Was proszę – ciągła rehabilitacja jest niezbędna. Pomóżcie mi zawalczyć o lepsze jutro mojej córeczki!  Ewa, mama

2 501 zł