Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Grzegorz Włodarczyk
13 dni do końca
Grzegorz Włodarczyk , 45 lat

Nie chcę, by resztę życia spędził w szpitalnym łóżku – Proszę, pomocy❗️

7 lipca mój 43-letni partner zachorował na kleszczowe zapalenie opon mózgowych. Najprawdopodobniej kleszcz ugryzł go podczas spaceru z psem. Ale ugryzienie było bledsze, nic nie wskazywało na to, że jego skutki będą tak tragiczne… Zaczęło się od gorączki i drętwiejącej ręki. Jednak lekarz powiedział nam, że może to być wynik panującego wtedy wirusa, więc Grzesiek powinien po prostu odpocząć, pilnować gorączki i dużo pić. Tak też zrobiliśmy. Ale pewnego dnia, Grzesiek dostał w nocy silnej gorączki. Ciężko oddychał, wymiotował, zdrętwiała mu ręka… Po pogotowie zadzwoniłam, kiedy powiedział, że jego dolna warga jest luźniejsza. Przeraziłam się, że to udar. Karetka zabrała Grześka do szpitala. Podczas rozmowy z sanitariuszem wspomniałam, że wtedy znaleźliśmy to dziwne ugryzienie. Następnego dnia zadzwonili do mnie ze szpitala z informacją, że wykryto zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych z zapaleniem płuc zachłystowych. Został wprowadzony w śpiączkę farmakologiczną na 30 dni oraz zaintubowany. Kolejne badania wykazały neuroboreliozę, mioklonie, oraz porażenie czterokończynowe.  Po wybudzeniu Grzesiek odzyskał świadomość. Od ponad tygodnia poddawany jest intensywnej rehabilitacji. Zaczyna odzyskiwać władzę w kończynach dolnych, czucie w całym ciele, częściowo napięcie mięśni, jednak wciąż nie jest w stanie samodzielnie oddychać, ponieważ kończyny górne są nadal objęte bezwładem, a mięśnie klatki piersiowej są niewydolne. Potrzebna będzie intensywna terapia oddechowa i neurologiczna jak również wsparcie logopedy i psychologa, których szpital nie jest w stanie zapewnić w wymaganym zakresie. Dalsze przebywanie na oddziale OIOM stanowi zagrożenie dla życia Grześka ze względu na wysokie ryzyko infekcji. Jedynym rozwiązaniem, które może uratować mu życie i ułatwić powrót do zdrowia i odzyskanie przynajmniej w części swojego poprzedniego życia, jest rehabilitacja w prywatnym ośrodku. Ale koszty tak skomplikowanej i złożonej rehabilitacji znacząco przekraczają moje możliwości finansowe. Bez wsparcia z Państwa strony mojemu partnerowi grozi to, że resztę życia spędzi na łóżku szpitalnym podłączony do aparatury monitorującej funkcje życiowe, a obecne leczenie nie jest w stanie skutecznie wyleczyć go z niedowładu czy zabezpieczyć przed groźnymi dla życia wtórnymi infekcjami. Paulina Kwota zbiórki jest szacunkowa.

86 951,00 zł ( 90,81% )
Brakuje: 8 794,00 zł
Gaja Chutko
Pilne!
Gaja Chutko , 2 latka

Śmiertelna choroba 2-latki❗️Pomóż nam uratować Gaję❗️

Gaja, nasza wymarzona córeczka ma niespełna dwa latka, a stanęła do walki z przerażającym przeciwnikiem – neuroblastomą IV stopnia! Ten nowotwór zabiera dzieciństwo i beztroskę, często zabiera również życie... Błagamy o pomoc w walce o nasze dziecko! Nigdy nie podejrzewaliśmy, że objawy, które pojawiły się kiedy Gaja miała 15 miesięcy, zaprowadzą nas właśnie tutaj – na onkologię dziecięcą. Zaczęło się od nocnych bóli brzucha. Od razu zaczęliśmy szukać przyczyny. Kolejne wizyty u lekarzy, badania, a konkretnej diagnozy nie było. Mówiono nam, że nie ma powodów do niepokoju, że taka jej uroda, przejdzie jej… Po pewnym czasie bóle brzucha u Gai były coraz bardziej dokuczliwe, leki przeciwbólowe przestawały pomagać. 23 marca pojawiło się drżenie nóżek i zaburzenia równowagi! Natychmiast pojechaliśmy do lekarza, który w trybie pilnym skierował nas do szpitala, trafiliśmy na oddział neurologii dziecięcej. Myśleliśmy, że nie można już dostać gorszych informacji, kiedy to lekarze przekazali nam, że u córki podejrzewają zapalenie móżdżku. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że najgorsze wiadomości dopiero nadejdą... W szpitalu w trybie pilnym wykonano Gai wszystkie badania, w tym tomograf brzuszka, który zmienił wszystko... Pokazał guza wielkości 9 cm x 7 cm x 4 cm! Diagnoza: Neuroblastoma IV stopnia z przerzutami do kości kręgosłupa! Rodzice nigdy nie są przygotowani na taką diagnozę... Byliśmy załamani i przerażeni... Guz umiejscowił się w przestrzeni zaotrzewnowej, w dużej części wnikał do kręgosłupa, uciskając rdzeń kręgowy. Tego dnia po raz pierwszy skierowano nas na oddział onkologiczny. Niestety Gaja cały czas słabła, przestała zupełnie chodzić, ze względu na pojawiający niedowład w nóżkach... Zdecydowano o przeprowadzeniu pilnej operacji odbarczania kręgosłupa. To był jej pierwszy pobyt na bloku operacyjnym i początek walki o zdrowie. W międzyczasie u Gai został również zdiagnozowany zespół paranowotworowy opsokloni i mykolni, który powoduje ciągły oczopląs i bolesne skurcze w całym ciele... Tylko 2% dzieci chorych na neuroblastomę posiada ten zespół. Byliśmy załamani, jednak wiedzieliśmy, że nie możemy się poddać! Od momentu diagnozy żyjemy jednak zupełnie innym życiem. Szpital to nasz drugi dom, wciąż towarzyszy nam lęk i niepokój, ponieważ leczenie onkologiczne jest nieprzewidywalne. Na szczęście nasza Gaja jest wyjątkową dziewczynką, bardzo dzielną i silną. Mimo tego wszystkiego, co ją spotkało, jest radosnym dzieckiem z niezwykłą wolą walki.  W tej chwili nasza córeczka jest po ośmiu cyklach chemioterapii. Chemioterapii, która pomogła, ponieważ guz zmniejszył się o ponad połowę, z czego bardzo się cieszymy. Niestety leczenie niesie ze sobą mnóstwo skutków ubocznych, od wypadnięcia włosków do przedłużających się stanów neutropenii, czy fatalnych wyników krwi. Córka często potrzebuje przetaczań krwi i płytek. Gaja na nowo uczy się chodzić. Staramy się być dobrej myśli, choć wiemy, że przed nami jeszcze długa droga do zdrowia: megachemioterapia z autoprzeszczepem, radioterapia i immunoterapia. To jednak nie wszystko... Neuroblastoma to podstępny nowotwór – bardzo często wraca. Nawrót choroby to wyrok... Neuroblastoma, która wraca, jest zawsze silniejsza. Niestety Gaja posiada dodatnią amplifikację genu NMYC, taka mutacja genów guza oznacza, że córeczka ma tendencję do nawrotów. Dlatego zaraz po zakończonym leczeniu w Polsce musimy trafić do specjalistycznej kliniki w USA, gdzie podawana jest nowoczesna szczepionka przeciw wznowie. Ma ona pobudzić organizm Gai do wytwarzania przeciwciał już do końca życia. To jedyna szansa, aby nasz przeciwnik już nigdy nie wrócił! Nie jesteśmy w stanie sami pokryć kosztów leczenia naszego dziecka. Potrzebna kwota jest ogromna, poza naszym zasięgiem. Dlatego zwracamy się z prośbą do Was o pomoc. Liczy się każda wpłata! Bardzo dziękujemy za okazane serce. Aleksandra i Bartosz, rodzice Gai ➡️ Wesprzyj Gaję poprzez licytacje na Facebooku!

950 877,00 zł ( 47,04% )
Brakuje: 1 070 400,00 zł
Ada Kujawa
Pilne!
Ada Kujawa , 4 latka

Serduszko Adrianny potrzebuje PILNEJ operacji❗️Prosimy o pomoc❗️

O tym, że nasza córka urodzi się ciężko chora, dowiedzieliśmy się jeszcze, gdy nosiłam ją pod moim sercem. Mina lekarza, który przeprowadzał trzecie badanie prenatalne mówiła wszystko –  z serduszkiem Ady jest źle, bardzo źle. Od tamtego dnia szczęście przerodziło się w strach o życie naszego dziecka.  Mieliśmy jednak nadzieję, że przypuszczenia lekarza się nie sprawdzą. Niestety! Kolejne wizyty u specjalistów potwierdziły najgorszy scenariusz – Ada urodzi się z bardzo ciężką wadą serca. Zaczęliśmy zadawać sobie pytania, dlaczego właśnie nasze dziecko… Przecież nic na to nie wskazywało… Gdy Ada przyszła na świat mogłam ją tylko pocałować i od razu zabrano ją na oddział neonatologii. Tam przez tydzień leżała w inkubatorze, a w jej maleńkich żyłach płynął lek utrzymujący ją przy życiu. Widok bezbronnego maleństwa łamał moje serce. To, że mogłam być z nią tylko godzinę dziennie potęgowało moją bezsilność. W 13. dniu swojego życia córeczka została poddana operacji serduszka, po czym leżała cztery dni na intensywnej terapii. Wszystko szło dobrze, jednak po przeniesieniu Ady na kardiochirurgię zaczęły pojawiać się częste wymioty, które oddalały nasze wyjście do domu. Kiedy w końcu wyszłyśmy nasza radość nie trwała długo, ponieważ Adrianna cały czas wymiotowała, słabo przybierała na wadze i często jej skóra stawała się sina. By zapobiec jej cierpieniu, jeździliśmy po wielu specjalistach, jednak żaden nie dał nam jasnej odpowiedzi, dlaczego tak się dzieje. Gdy Ada miała 9 miesięcy udaliśmy się na 3-dniową kontrolę do szpitala w Poznaniu, która przedłużyła się o 1.5 miesiąca ze względu na przebyte infekcje m.in. rotawirus, zapalenie ucha i gardła, zakażenie dróg moczowych i zapalenie jelit. Gdy stan zdrowia Ady się ustabilizował lekarze podjęli decyzję o wykonaniu całkowitej korekty serduszka.  Operacja trwała 10 godzin – dla nas całą wieczność. Przeżywaliśmy koszmar, gdy lekarz poinformował nas, że Adrianna podczas operacji przeszła zawał mięśnia sercowego. Kolejne dni na intensywnej terapii były dla niej bardzo ciężkie. Córeczka miała wysoką gorączkę, przechodziła infekcje oporne na antybiotyki, a także doszło do dwukrotnego zatrzymania krążenia serca. Wtedy też doznała udaru mózgu i stwierdzono uszkodzenie płuca, po czym ponownie musiała być operowana. Żaden lekarz nie dawał jej szans na życie. Wielokrotnie kazano nam się z nią żegnać. Ada jednak to czysta dusza wojownika i po 4 miesiącach trudnej walki mogliśmy z nią wrócić do domu. Wiedzieliśmy wtedy, że tylko systematyczna rehabilitacja postawi ją na nogi. I kiedy robiła znaczące postępy doszło u niej kilkakrotnie do silnego krwotoku zagrażającego życiu z rurki tracheostomijnej. Trafiliśmy wtedy do szpitala ICZMP w Łodzi. Lekarze wprowadzili Adriannę w śpiączkę farmakologiczną. Stan córeczki był bardzo ciężki. W dodatku dochodziło do zapalenia płuc. Niestety wtedy dowiedzieliśmy się, że córeczkę uratuje tylko przeszczep serca. Każda rozmowa z lekarzem mówiła jedno – proszę się z córeczką pożegnać, bo zgon u niej może być w każdej chwili… Mimo wmawiania mi ciągle tych informacji ja wiedziałam jedno – że ona da radę, a ja muszę być silna i nie pokazywać smutku w jej obecności. W końcu nastał ten dzień, gdzie lekarz przekazał wiadomość, że wychodzimy na respiratorze do domu i będziemy podlegać pod hospicjum domowe… Po tej informacji czułam się jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Jednak po kilku godzinach lekarz podjął decyzję o ponownym cewnikowaniu serca.  Od tamtej pory jesteśmy w domu. Jeździmy na kontrole do szpitala oraz do różnych specjalistów. Ada często jest na antybiotykoterapii. Nasza córeczka powinna mieć ponownie operację serca, ponieważ jest coraz słabsze. W dodatku jest na bardzo silnych lekach kardiologicznych. Lekarz poinformował nas, że serduszko Ady może w każdej chwili przestać bić!  Mamy zgodę z ośrodka z Stanford w USA, ale nie posiadamy takich pieniędzy, by pokryć koszty leczenia, a te będą ogromne. Podobno pieniądze szczęścia nie dają, ale to właśnie dzięki nim możemy ocalić życie naszej córeczki. Nigdy nie sądziliśmy, że będziemy prosić o pomoc, która jest określona w milionach złotych. Nie mamy wyjścia, ponieważ sami nigdy nie uzbieramy takiej kwoty. Jednak jest w nas wiara i nadzieja, że mimo tak ogromnej kwoty uda nam się zebrać te pieniądze. Nie możemy zawieźć Ady, ona już tyle wycierpiała, że jesteśmy jej to winni. Bardzo prosimy Państwa choć o jak najmniejsze wsparcie. Każda złotówka przybliża Adę do odzyskania zdrowia i zachowania życia... Rodzice Ady ➡️ Licytacje na Facebooku – Całym sercem dla Ady! 🎥 TVP3 Łódź - "Potrzebne 8 mln złotych na leczenie 4-letniej Ady. Dziewczynka ma poważną wadę serca" ✍🏻  TV Republika – Ratujmy życie małej Ady! Potrzebne są miliony  📻 Radio Q - wywiad ✍🏻 Moja Łęczyca – Rodzice walczą o życie swojej córeczki. "W Polsce nie chcą jej już operować"

4 142 856,00 zł ( 50,82% )
Brakuje: 4 008 337,00 zł
Michał Bień
Pilne!
Michał Bień , 5 lat

"Mój synek umiera..." ❗️Najdroższy lek świata, albo ŚMIERĆ❗️Ratuj Michasia!

Bliźnięta, chłopcy – Michaś i Marcel. Moi ukochani, niespełna 4-letni synkowie. Przed jednym z nich długie i szczęśliwe życie. Drugi nie dożyje dorosłości, będzie powoli umierał – ten proces już się zaczął… Michaś ma Dystrofię Mięśniową Duchenne’a. Wyrok.  Przynajmniej do niedawna. Teraz w USA został zatwierdzony nowy lek, terapia genowa, nadzieja dla tysięcy chorych! Jednak dla większości ludzi poza zasięgiem! Koszt – ok. 16 MILIONÓW ZŁOTYCH. Dla jednego dziecka… Na razie podawana jest chłopcom między 4 a 6 rokiem życia. Chłopcom – bo chorują tylko chłopcy…  Mamy więc dwa lata, by zebrać tak gigantyczną kwotę i dać synkowi szansę na dłuższe życie, na sprawność, na zatrzymanie śmiertelnej choroby! By Michaś mógł dorastać z Marcelkiem, by w dorosłym życiu mogli być dla siebie wsparciem. By nie umarł, zanim tak naprawdę zacznie żyć… Wiem, że walczymy o cud. Co byłaby jednak ze mnie za matka, gdybym nawet nie spróbowała? Teraz gdy medycyna daje nadzieję, której jeszcze niedawno nie było, muszę zrobić wszystko, by dać szansę Misiowi! Bym mogła spojrzeć mu w oczy i powiedzieć, że mama zrobiła wszystko, co w jej mocy…  O chorobie rodzicie dowiadują się ok. 3 roku życia dziecka, gdy zauważają, że nie ma tyle sił, co rówieśnicy. Zaczyna się szukanie, badania i potem jest szok… My przeżyliśmy go znacznie wcześniej, gdy chłopcy mieli pół roku… Jak większość bliźniąt, są wcześniakami. Michaś urodził się ze zniekształconą czaszką. Szukaliśmy sposobów, by ją zrekonstruować. Do tego potrzebne było badanie tomografem. Przed badaniem standardowy komplet badań krwi. I one pokazały nam, że coś jest nie tak… Dalsze poszukiwania sprawiły, że usłyszeliśmy wyrok. Michać ma zanik mięśni… Zapytałam, czy to SMA – jedyna choroba związana z umieraniem mięśni, którą wtedy znałam. “To nie SMA, ale coś tak samo okrutnego. Michał ma dystrofię mięśniową Duchenne’a” – usłyszeliśmy. Zaczynamy czytać o chorobie, o rokowaniach. Nic już nie jest takie same… Odtąd odczuwam paniczny strach o życie Michasia. Gdy tylko złapie infekcję, ma problemy z oddychaniem, myślę, że umiera na moich oczach… Nie jesteśmy w stanie pogodzić się z chorobą, z powolnym, nieuchronnym umieraniem! Dziś, gdy chłopcy mają 4 latka, już widać różnicę w ich rozwoju. Michaś nie biega jak jego brat. Żeby wejść po schodach, potrzebuje pomocy. Ma mniej siły i traci je każdego dnia. "Chorzy najczęściej przestają chodzić w wieku około 12 lat, umierają przed ukończeniem 20 roku życia. Zgon następuje zazwyczaj z powodu zaburzeń oddychania, które pojawiają się ze względu na osłabienie mięśni oddechowych bądź z powodu zaburzeń krążenia." Znam opis choroby na pamięć. W żadnej chwili nie opuszcza mnie myśl, co będzie jutro. Gdy chłopcy oglądają bajki, bawią się, spierają – jak dzieci – ja widzę przyszłość. Widzę Michałka przypiętego do wszystkich urządzeń, dzięki którym oddycha, je, żyje. Wychudzone, powykręcane, bezwładne ciało. I świadome oczy, pełne cierpienia, w których gaśnie życie... A obok zdrowego Marcelka. Michaś mógłby być taki sam. Gdybyśmy zdążyli podać mu lek... Dlatego dzisiaj staję przed Wami z błaganiem o pomoc dla Michasia, by nie umierał! By nie cierpiał… By żył tak, jak jego brat bliźniak! Choć w części… Walczymy o cud i musimy w niego wierzyć. Tylko to nam pozostało… Dziękujemy za każde wsparcie. Za każdą cegiełkę pomocy… Agata, mama Misia i Marcelka *Koszt samego leku to ok 3 200 000 $. Szczegółowy kosztorys całego leczenia i pobytu w USA prawdopodobnie zwiększy kwotę zbiórki (wszystko zależy także od kursu dolara), dlatego kwota na zbiórce w miarę jej trwania będzie aktualizowana.  ➡️ Licytacje dla Michała ➡️ Strona na FB: Jestem Misiek i walczę o cud  ➡️ Instagram: misiu_kontra_dmd ➡️ Licytacje w UK dla Michasia ➡️ Licytacje w Niemczech dla Michasia ➡️ Wspieraj Michała poprzez udział w organizowanych warsztatach z tworzenia świec! ➡️ Rowerem przez Polskę – jestem Misiek i walczę o cud! ➡️ wiadomosci.onet.pl - "Michaś ma 5 lat i walczy o życie. Potrzebny jest najdroższy lek świata. Ty też możesz pomóc" ➡️ telewizjagorzow.pl – Pomóż małemu Michasiowi ze Słubic w walce o życie! ➡️ iloveslubice.pl – Daniel Krawczyk i Tomasz Adamczyk, w wyprawie „Rowerem przez Polskę” dla Michała Bienia ➡️ gazetalubuska.pl - Wyrok śmierci albo najdroższa terapia świata. Michaś ze Słubic walczy o życie i potrzebuje naszego wsparcia ➡️ rzeszowskieinfo.pl – „Mój synek umiera…”. Trwa zbiórka na najdroższy lek świata! ➡️ dziennikwschodni.pl - 16 mln złotych. Tyle kosztuje życie Michałka ➡️ iloveslubice.pl - „Przybij PIĄTKĘ z Miśkiem” – słubiczanka prosi o włączenie się do pomocy na rzecz Michała Bień ze Słubic ➡️  Na Horyzoncie – HORYZONT TV ➡️ Radio INDEX TV ➡️ gorzow.tvp.pl – Każdy może pomóc. Mały Michał potrzebuje 16 milionów złotych na terapię ➡️ slubice24.pl – Michał Bień walczy ze straszliwą chorobą i potrzebuje naszego wsparcia. Kto pomoże? ➡️ gorzow.tvp.pl - Piłkarze zagrali w meczu niepodległościowo-charytatywnym dla chorego Michałka

7 536 366,00 zł ( 51,36% )
Brakuje: 7 135 974,00 zł
Piotruś Szliwa
Pilne!
Piotruś Szliwa , 5 lat

Maleńkie życie warte 15 MILIONÓW❗️Piotruś walczy z DMD – POMÓŻ❗️

To był wyrok. Trzy, jak dotąd nieznane nam słowa zmieniły w naszym życiu wszystko. Dystrofia mięśniowa Duchenne'a – śmiertelna, do niedawna nieuleczalna choroba została zdiagnozowana u naszego synka. Świadomość, że pewnego dnia mój mały, z pozoru zdrowy chłopiec, sparaliżowany, próbując złapać ostatni oddech, umrze w moich ramionach, jest nie do wytrzymania... Tak się stanie, jeśli Piotruś nie otrzyma najdroższego na świecie leku. Leku, który jest w stanie zatrzymać chorobę. Leku, za który musimy zapłacić 15 milionów złotych... Nasza historia zaczęła się w 2021 roku. Trafiliśmy wtedy z synkiem do szpitala z bardzo poważnym zapaleniem płuc. Podczas kontrolnych badań zaniepokoiły nas bardzo wysokie próby wątrobowe. Lekarze uspokajali nas jednak, że to prawdopodobnie efekt silnego leczenia i zapalenia płuc. Coś jednak nie dawało mi spokoju. Zaczęłam szukać informacji w internecie, co może być przyczyną tak złych wyników. Wtedy po raz pierwszy trafiłam na artykuł o DMD – dystrofii mięśniowej Duchenne’a, której objawem mogą być właśnie dolegliwości Piotrusia. Wyczytałam, że to bardzo rzadka choroba genetyczna, na którą cierpią głównie chłopcy. DMD podstępnie osłabia mięśnie – najpierw rąk i nóg, aż chory staje się całkowicie niezdolny do poruszania. Potem atakuje mięśnie odpowiedzialne za oddychanie, powodując poważne problemy do tego stopnia, że konieczne staje się wsparcie respiratorem. Z czasem choroba atakuje serce, które może dożyć maksymalnie kilkunastu lat.  Natychmiast zamknęłam kartę i zalałam się łzami. Starałam się nie zakładać najgorszego. Po skończonej hospitalizacji chcąc mieć pewność, że wszystkie wyniki uległy poprawie, powtórzyliśmy badania na własną rękę. Niestety, pomimo trzykrotnie ponawianych badań próby wątrobowe wciąż były za wysokie! Skonsultowaliśmy się z neurologiem, który poszerzył diagnostykę.  Wchodząc do gabinetu, miałam złe przeczucie. Nie myliłam się. Po chwili usłyszałam słowa, których tak bardzo się bałam – "Państwa syn może być ciężko chory, podejrzewam dystrofię mięśniową Duchenne’a. Musicie natychmiast wykonać testy genetyczne." Nie mogłam dopuścić do siebie tej myśli. Jak to możliwe? Piotruś urodził się jako zdrowy i silny chłopiec. Co prawda zaczął trochę później chodzić, ale to nie wpłynęło na jego dalszy rozwój. Jest bardzo aktywnym i wesołym chłopcem. Nigdy nie zauważyłam nic niepokojącego… Na wyniki czekaliśmy blisko 8 miesięcy. Pierwsze dni po otrzymaniu diagnozy były bardzo trudne. Strach, przerażenie, poczucie bezradności zawładnęły naszą rzeczywistością. Brak jakiejkolwiek nadziei na całkowite wyleczenie odebrało nam wszystko...  Po wielu rozmowach, nieprzespanych nocach i wylanych łzach postanowiliśmy się nie poddawać. Objęliśmy Piotrusia terapią wspomagającą, fizjoterapią, ukierunkowaną rehabilitacją i turnusami. Do tego regularnie stawialiśmy się na wizyty u wielu różnych specjalistów z zakresu neurologii, kardiologii czy okulistyki. Wiedzieliśmy, że DMD powoduje spustoszenie w całym organizmie, dlatego tak ważne było, by mieć wszystko pod kontrolą. Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy. Żyliśmy, doceniając każdą chwilę spędzoną z synkiem. Wiedzieliśmy, że na dystrofię nie ma lekarstwa. W takim przeświadczeniu żyliśmy do zeszłego roku, gdy w USA wprowadzono terapię genową dla takich dzieci, jak Piotruś.  Okazało się, że leczenie daje szansę na całkowite zatrzymanie lub na znacznie spowolnienie rozwoju choroby. To pierwszy taki lek na świecie, który realnie może ocalić chorych przed śmiercią! Potem doczytaliśmy, że wart jest 15 milionów złotych… I poczuliśmy, jak znów spada na nas wyrok. To kwota nierealna, wręcz niewyobrażalna dla przeciętnego człowieka. Skąd mielibyśmy wziąć takie pieniądze? Nigdy, pracując nawet dwa etaty, sprzedając wszystko, co mamy, nie zdołalibyśmy zgromadzić takiej kwoty.  Sytuację pogarsza fakt, że terapię mogą przyjąć wyłącznie dzieci, które nie ukończyły 6 roku życia. Piotruś ma 5 lat. Oznacza to, że MAMY ROK, BY ZEBRAĆ 15 MILIONÓW ZŁOTYCH! To szaleństwo, ale nie możemy zrezygnować z szansy, jaką postawił przed nami los. Nie możemy siedzieć z założonymi rękoma, jeśli jest na świecie lek, który może ocalić życie naszego ukochanego synka. Proszę, pomóż nam! Podziel się tym, czym możesz, udostępnij zbiórkę, opowiedz o historii naszego Piotrusia komuś bliskiemu.  Musimy zrobić wszystko, by ocalić jego życie! Marta i Łukasz, rodzice Piotrusia ➡️ Wspieraj zbiórkę Piotrusia poprzez LICYTACJE na Facebooku - "Razem dla Piotrusia Szliwy ❤️" ➡️ Piotruś vs DMD [FACEBOOK] ➡️ piotrus_vs_dmd [INSTAGRAM] 🎥 Telekurier 🎥 15 mln zł za zdrowie pięciolatka ze Złotoryi. Trwa zbiórka pieniędzy.

1 074 202,00 zł ( 6,73% )
Brakuje: 14 883 245,00 zł
Szymon Zelent
Pilne!
Szymon Zelent , 2 latka

Życie Szymonka wyceniono na 15 MILIONÓW❗️Pomóż, każda złotówka ma znaczenie...

Diagnoza spadła na nas nagle – zupełnie niespodziewanie. Zburzyła nasze dotychczasowe życie, w które wkradło się mnóstwo strachu, łez i rozpaczy... Walczymy o naszego synka, który cierpi na śmiertelną chorobę – Dystrofię mięśniową Duchenne’a. Nie możemy pogodzić się z tym wyrokiem! Życie Szymonka wyceniono na 15 MILIONÓW! Błagamy o pomoc… Szymonek urodził się w 2022 roku. Rozwijał się prawidłowo i był radosnym i zdrowym dzieckiem. Nic nie wskazywało, że chwilę później nasza szczęśliwa codzienność legnie w gruzach i zastąpi ją dramatyczna walka o życie synka... W czerwcu tego roku trafiliśmy do szpitala, ponieważ Szymek źle się poczuł. Miał biegunkę i wymiotował, dlatego podejrzewaliśmy wirusa lub grypę żołądkową. Sytuacja okazała się jednak inna, o wiele gorsza! Wyniki badań nie podobały się lekarzom, dlatego skierowali nas do innego szpitala w celu pogłębienia diagnostyki. Tam usłyszeliśmy informację, która sprawiła, że nasz świat runął, rozsypał się na kawałki... U naszego małego chłopca stwierdzono śmiertelną chorobę – Dystrofię mięśniową Duchenne’a! Zrobiliśmy badania genetyczne, które tylko potwierdziły przypuszczenia lekarzy. Byliśmy załamani… Każdego dnia wylewamy morze łez, nie możemy pogodzić się z tym, że nasze dziecko jest śmiertelnie chore! Ta choroba wyniszcza cały organizm! Zabija każdy mięsień, jeden po drugim… Nie możemy się jednak załamać, musimy walczyć o życie i funkcjonowanie naszego jedynego synka. Ratunkiem jest terapia genowa, której koszt zwala nas z nóg… To aż 15 MILIONÓW! Sami nigdy nie zdołamy uzbierać tak ogromnych pieniędzy. Jesteśmy zmuszeni prosić o pomoc… Po Szymonku jeszcze nie widać choroby – może chodzić, biegać, skakać, bawić się… Chcielibyśmy, żeby czas się zatrzymał, ale wiemy, że bez leczenia choroba będzie stale postępować, aż doprowadzi do najgorszego... Nie możemy na to pozwolić!! Bardzo prosimy o wsparcie. Tu chodzi o życie naszego ukochanego synka… Sami nie zdołamy go ocalić... Zrozpaczeni rodzice ➡️ Walczymy z DMD – licytacje dla Szymona ➡️ Facebook – Szymek kontra DMD ✏️ Ratujemy Szymonka! - nowytydzień ✏️ Ratujmy życie małego Szymka! - supertydzieńchełmski ✏️ Kawka z Szymonem. Spotkajmy się dla szlachetnej sprawy - supertydzieńchełmski ✏️Walka trwa a czas ucieka! – nowytydzień 🎥  Zespół VOX wspiera zbiórkę dla Szymka – materiał w TVP3 Lublin 🎥 "Cena życia" Zapraszamy do obejrzenia poruszającego reportażu o chorobie, która powoli odbiera małemu Szymonkowi życie. Każdy z nas może pomóc ⬇️

378 310,00 zł ( 2,37% )
Brakuje: 15 579 137,00 zł
Zuzia Sowa
Pilne!
Zuzia Sowa , 2 latka

W brzuszku małej Zuzi tkwi 11-centymetrowy GUZ❗️Walczymy o życie córeczki❗️

Nasza mała córeczka Zuzia, która ma tylko 2 latka, musiała stanąć do walki z okrutnym przeciwnikiem, nowotworem – neuroblastomą IV stopnia. 15 marca – tej daty nigdy nie zapomnimy, bo był to najgorszy dzień w naszym życiu. W tym dniu zostało wykonane USG brzuszka naszej córeczki, na które skierowała nas pani doktor pediatra. Zuzia zaczęła nagle wymiotować i pojawiła się gorączka. Po przebadaniu córeczki pani doktor stwierdziła, że brzuszek naszej Zuzi wydaje się mieć zbyt duże opory przy badaniu i dlatego skierowała nas na dalszą diagnostykę do szpitala w Chorzowie. Tam otrzymaliśmy diagnozę, że Zuzia ma ogromnego guza w brzuszku. Ta wiadomość rozdarła nasze serca na milion kawałków i sprawiła, że nasz świat się zatrzymał. Nogi się pod nami ugięły, a dotychczasowe życie runęło. Sto myśli w głowie – dlaczego? Dlaczego nasza córeczka? Dlaczego to nie my tylko ona musi cierpieć? Małe niewinne maleństwo. Lekarze od razu skierowali nas do Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. Tam po przeprowadzonych badaniach zapadła diagnoza – neuroblastoma IV stopnia z przerzutami do węzłów chłonnych, jamy brzusznej, klatki piersiowej, kości i szpiku kostnego. Tomograf wskazał rozmiar, jakiego nikt się nie spodziewał – 11 cm! Ogarnęło nas przerażenie i niedowierzanie. Nikt nie jest przygotowany na taką diagnozę. Byliśmy załamani i zrozpaczeni. Nasze maleństwo rozpoczęło walkę z tym straszliwym przeciwnikiem, który nie daje jej chwili wytchnienia. Przeszła już 8 cykli chemioterapii, która osłabiła jej malutki organizm. Nie mogliśmy patrzeć jak nasze dziecko cierpi przez wymioty, ciągłe przetaczanie krwi, silne bóle. To jest za dużo dla małej dziewczynki. Za nami również najgorszy etap w dotychczasowym leczeniu – podanie wysokodawkowej chemioterapii i autoprzeszczep. Spędziliśmy w szpitalu najgorszy miesiąc w całkowitej izolacji. Zuzia była bardzo wyczerpana, nie chciała jeść ani pić. Ból był na tyle silny, że musiała mieć podawaną morfinę. Patrzenie na jej cierpienie łamie nasze serca. Zuzia walczy z całych sił, a my jesteśmy przerażeni, jak długo jeszcze jej malutkie ciałko będzie mogło to wytrzymać. Przecież ona jest taka bezbronna. Kolejnym ciosem dla nas była informacja, że nasze dziecko nadal nie może mieć przeprowadzonej operacji, mimo że kolejność jej leczenia była odwrócona. W pierwszej kolejności powinien być usunięty guz, a następnie podanie wysokodawkowej chemii i autoprzeszczep. Jednak leczenie, jakie przeszła Zuzia nie dało wystarczających rezultatów, aby umożliwić operację. Przeraża nas ta świadomość, że wciąż musimy czekać i tkwić w niepewności. Wiemy jednak z jak ogromnym ryzykiem wiąże się operacja, ponieważ oprócz usunięcia guza, który przylega do dużych naczyń krwionośnych oplatając aortę, będzie również usuwana nerka, którą guz zajął. Każdego dnia boimy się, że ten okrutny nowotwór stanie się silniejszy, a my jesteśmy bezradni! Za Zuzią już 6 miesięcy wyczerpującego leczenia, a droga, jaką musi jeszcze przejść, by móc cieszyć się życiem, jest bardzo długa, niepewna i bolesna. Od momentu diagnozy nasze życie zmieniło się o 180 stopni. Żyjemy zupełnie inaczej. Szpital to nasz drugi dom. Wciąż towarzyszy nam ból i lęk przed jutrem. Teraz każdy dzień to walka nie tylko z chorobą, ale i z czasem, który nie działa na naszą korzyść. Obecnie nadal czekamy na decyzję lekarzy, czy można przeprowadzić operację. Bardzo boimy się, że możemy stracić naszą córeczkę. Neuroblastoma to podstępny nowotwór, który często wraca, nawet jak wydaje się, że został pokonany. Nawrót choroby to wyrok, jeżeli wróci to jest zawsze silniejszy. Leczenie w Polsce nie daje Zuzi pełnej szansy na wyzdrowienie. Dlatego tak bardzo potrzebujemy naszej pomocy. Po zakończeniu leczenia w Polsce potrzebne będzie leczenie przeciw wznowie, które dostępne jest tylko w specjalistycznej klinice w USA. Bez niej ryzyko nawrotu jest ogromne. To nasza szansa, aby ten straszny wróg nie wrócił. Z całego serca prosimy Was o wsparcie w walce o życie naszej córeczki. Kwota, którą musimy zebrać, jest poza naszym zasięgiem, ale z Waszą pomocą wierzymy, że możemy ją osiągnąć i dać Zuzi szansę na zdrowe i szczęśliwe życie. Razem możemy pokonać tę chorobę i uratować naszą córeczkę. Za każde wsparcie w tej walce jesteśmy Wam ogromnie wdzięczni. Rodzice Zuzi ➡️ Walka Zuzi o życie - Facebook ➡️ Licytacje dla Zuzi - Facebook ➡️ walka.zuzi.o.zycie - TikTok ➡️ walka.o.zycie.zuzi - Instagram

256 766,00 zł ( 12,06% )
Brakuje: 1 870 894,00 zł
Czarek Dolata
Czarek Dolata , 1 miesiąc

Wygrać z ciemnością – walczymy o wzrok dla Czarusia❗️

Czaruś to nasz wymarzony, wyczekiwany synek. Pękają nam serca, że nasze jedyne dziecko przyszło na świat i od razu otrzymało druzgocący wyrok – będzie już zawsze żyło w ciemności… Prosimy Was z całego serca – pomóżcie nam zawalczyć z tą niesprawiedliwą diagnozą! Czas ma tutaj ogromne znaczenie! Im szybciej odbędzie się operacja, tym większe szanse na to, że da ona oczekiwane efekty!  Trudno nam się pogodzić z tym, co nas spotkało. Tak bardzo się cieszyliśmy na nasze maleństwo… Ciąża przebiegała prawidłowo, badania prenatalne nie wykazały żadnych nieprawidłowości. Mieliśmy plany i marzenia… W jednej krótkiej chwili wszystko legło w gruzach… Trzy dni po narodzinach synka usłyszeliśmy, że lekarze podejrzewają u niego chorobę Norriego. To bardzo rzadkie zaburzenie, które powoduje ślepotę, a z czasem może odebrać naszemu dziecku również słuch! To dla nas niewyobrażalny cios…  Natychmiast zaczęliśmy szukać pomocy. Wykonaliśmy badania genetyczne, by potwierdzić diagnozę – wkrótce otrzymamy wynik. Nasz kalendarz pęka w szwach od wizyt lekarskich i konsultacji. Dowiedzieliśmy się, że najlepszą szansą dla Czarka jest operacja w Stanach Zjednoczonych. Czekamy na kwalifikacje na zabieg.  W międzyczasie korzystamy z pomocy wielu specjalistów i zasięgamy różnych opinii. Wspomagamy synka terapeutycznie, by stymulować wzrok. Widzimy pojedyncze reakcje na światło i jest to dla nas promyk nadziei…  Musimy mieć pewność, że zrobiliśmy absolutnie wszystko, by pomóc Czarusiowi. Nie możemy pozwolić, by nasz synek był skazany na życie w ciemności… Każda pomoc to dla nas ogromne wsparcie w tych trudnych chwilach.  Rodzice Czarusia

301 454,00 zł ( 94,45% )
Brakuje: 17 695,00 zł
Antoni Lenkiewicz
Antoni Lenkiewicz , 5 lat

Leczenie ostatniej szansy❗️Ratuj życie 5-letniego Antosia❗️

KRYTYCZNIE PILNE! Nasz synek został skazany na śmierć! W Polsce nie ma już dla niego ratunku... Nasza ostatnia nadzieja to klinika w Rzymie! Błagamy o pomoc! Ratujcie nasze dziecko!  Historia Antosia to scenariusz z najgorszego koszmaru! Gdy myśleliśmy, że najgorsze już za nami, przyszła WZNOWA! Nasz maleńki synek przechodził niewyobrażalne cierpienie podczas ratującego życie leczenia, a to wszystko na nic! Jedyny ratunek zaoferowano nam za granicą. Dzięki Waszej pomocy dokonaliśmy już pierwszej wpłaty, jesteśmy gotowi, by lecieć! Ale to dopiero początek, bo kosztorys na leczenie jest ogromny! Nie poradzimy sobie bez Waszej pomocy!  Wszystko zaczęło się w zeszłym roku... Pod koniec lutego nasz syn trafił do szpitala z podejrzeniem guza mózgu w części potylicznej. Mimo że wtedy było to jeszcze podejrzenie, byliśmy przerażeni! Niestety przypuszczania lekarzy zostały potwierdzone. U Antosia zdiagnozowano  złośliwy nowotwór mózgu IV stopnia, a dokładnie Medulloblastomę – rdzeniaka zarodkowego!  Antoś przeszedł operację usunięcia guza i przeszedł wycieńczającą chemioterapię. Mieliśmy nadzieję, że koszmar dobiega końca... Niestety, okazało się, że nowotwór wrócił i musimy się zmierzyć z nim jeszcze raz! Lekarze wykryli w główce naszego synka kolejny kawałek guza. Nie było czasu do stracenia, decyzja o operacji zapadła natychmiast. Rokowania są złe. W Polsce skończyły się możliwości leczenia. Nie mogliśmy tego zaakceptować... Znaleźliśmy pomoc za granicą i musimy z niej skorzystać. Jeśli nie zbierzemy pieniędzy na leczenie, nasz synek nie przeżyje... Z całego serca prosimy Was o pomoc. Musimy zrobić wszystko, by uratować Antosia. On ma tylko 5 lat... Musi żyć! Rodzice Antosia ➡️ Licytacje dla Antosia

123 956,00 zł ( 11,65% )
Brakuje: 939 874,00 zł