Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Stanisław Fengler
10 dni do końca
Stanisław Fengler , 15 lat

By codzienność nie przerażała... Pomagamy Staszkowi!

Jeszcze do niedawna w kalendarzu mojego syna jedynymi planami były zabawy, spotkania z rówieśnikami i zajęcia związane ze sportem. Dziś trudno nam zaplanować cokolwiek... Każdy nasz dzień jest wypełniony kolejnymi wizytami, konsultacjami i badaniami, które przynoszą niepokojące wyniki. Organizm syna jest mocno osłabiony wskutek choroby i częstych infekcji. Stasiek od dawna jest diagnozowany. Czuję się zagubiona. Nie wiem, co odpowiadać na pytania – kiedy otrzymuję kolejne wyniki, zawsze odbieram je trzęsącymi się rękami, w obawie przed najgorszymi informacjami…  Niepewność jest dla nas momentami paraliżująca, ale nie możemy się poddawać. Mamy obok siebie wspierającą rodzinę i wiele życzliwych osób. To podnosi nas na duchu... Rehabilitacja, badania, niezbędny sprzęt oraz leki to koszty, które trudno sobie wyobrazić… Każda złotówka to szansa na zapewnienie jak najlepszej opieki dla Staśka. Szansa na to, że będzie mógł zawalczyć o swoje zdrowie i przyszłość! Za każdy gest wsparcia serdecznie dziękujemy! Beata, mama

1 327 zł
Ewa Walkowiak
Pilne!
Ewa Walkowiak , 34 lata

PILNE❗️33-letnia mama w starciu ze strasznym nowotworem mózgu!

Szok, niedowierzanie, mnóstwo łez i żalu, bo jak dalej żyć z takim wyrokiem? Ewa, stanęła na skraju przepaści, z której nie ma ucieczki. To, co zaczęło się jako zwykły ból głowy, okazało się okrutnym przeznaczeniem - guzem mózgu, który bez pomocy, będzie dla Ewy wyrokiem. Po operacji, która miała uratować jej życie, przyszła diagnoza - glejak IV stopnia, straszliwy w swej bezlitosnej naturze. Młoda, pełna życia kobieta, matka dwóch małych córek, teraz musi stawić czoła przeciwnikowi, który nie ustępuje. Marzenia, które kiedyś miała, są teraz tylko mglistymi wspomnieniami, zatopionymi w morzu beznadziejności. Choroba, ta bezwzględna złodziejka, obróciła jej świat do góry nogami. Planowane wakacje, uśmiechy jej dzieci, nadchodzące święta – wszystko to zostało zatarte przez mroczną rzeczywistość choroby. A teraz przed nią długi, męczący i kosztowny marsz przez cierpienie, szpitalne oddziały, ból, strach i niepewność... Prosimy Was, nie zostawajcie nas samych w tej beznadziejnej walce. Każda wasza złotówka, każde dobre słowo, każda modlitwa, to jak promień światła w tej mrocznej nocy, jak szansa na ucieczkę przed chorobą. Chcemy dać Ewie szansę na skoncentrowanie się wyłącznie na walce z chorobą, bez obciążenia myślami o braku pieniędzy. Ale rzeczywistość jest brutalna. Standardowe leczenie, które jest dostępne przez NFZ, to tylko niewielka część kosztów. Wiele z niezbędnych terapii i leków musi być opłacane prywatnie, a są to koszty około 30 000 zł miesięcznie. Czy jest dla Ewy nadzieja? Jest i nazywa się – terapia Nano Therm, która daje iskrę nadziei, ale wymaga kosztownego zabiegu, którego cena sięga 250 000 zł – kwota, która wydają się nieosiągalna dla nas. Musimy działać szybko. Każdy dzień jest bitwą z czasem, a glejak jest bezwzględnym przeciwnikiem, który nie czeka na nikogo. Rozważamy nawet leczenie za granicą, gdzie koszty sięgają astronomicznych sum. Ale czy mamy wybór, gdy chodzi o życie Ewy? Proszę, weźcie udział w naszej walce. Każdy gest wsparcia, nawet najdrobniejszy, to iskierka nadziei w morzu rozpaczy. Stoimy razem w obliczu tego strasznego wroga, walcząc o życie naszej ukochanej Ewy. Z wdzięcznością i nadzieją, Rodzina Ewy

185 119,00 zł ( 66,16% )
Brakuje: 94 669,00 zł
Kamil Kulawiak
7 dni do końca
Kamil Kulawiak , 7 lat

W walce z dystrofią mięśniową liczy się każda chwila! Ratunku!

Nie pozwól, aby Kamil przestał chodzić! Jako matka muszę spróbować ratować synka i jak najbardziej opóźnić moment korzystania z wózka inwalidzkiego. Kamil ma 4 lata i choruje na dystrofię Duchenne'a. Dystrofia Duchenne'a ma silny i agresywny przebieg oraz niepomyślne rokowania. Z roku na rok mięśnie stają się słabsze, początkowo słabną nogi i chłopcy muszą korzystać na stałe z wózka inwalidzkiego, potem słabną ręce, a wszystko to prowadzi do niewydolności oddechowej i śmierci. W dniu 15.02.2022 roku wydarzyła się rzecz dla nas niemożliwa. Dzięki wysiłkom wielu ludzi, a także Waszym i naszym udało się po 5 latach walki uzyskać od Ministerstwa Zdrowia refundację leku Ataluren. Była to ciężka walka, ale wygrana. Lek ten pozwoli nam zminimalizować skutki choroby oraz podnieść komfort życia Kamilka, a co za tym idzie także i nasz. Możemy wydłużyć okres chodzenia naszego syna o około 5 lat , a być może i dłużej. W przyszłości być może to zadecyduje, że doczekamy leku, który pozwoli wyleczyć naszego syna. Większość terapii jest skierowana dla dzieci chodzących. Im dłużej syn będzie chodził tym wiele innych problemów związanych z poruszaniem się na wózku, pojawi się dużo później. Większość terapii jest dostosowana do dzieci chodzących, dlatego walczymy o każdy rok chodzenia dłużej. Słyszeliśmy, że nic dla naszego syna nie da się zrobić. Mięśnie z roku na rok będą coraz słabsze i na chwilę obecną nie ma leku, można tylko spowalniać postęp choroby, ale i tak musimy się pogodzić z tym co nieuchronne, że choroba w końcu wygra. Pojawiła się w tej ciężkiej sytuacji iskierka nadziei. Kamilek jest w gronie 10 % „szczęśliwców” i ma mutację punktową nonsensowną, wobec czego możemy mu podać lek Ataluren. Lek nie skoryguje samego defektu genetycznego ale mechanizm jego działania w dużym skrócie polega na tym, że tworzy on „most” nad błędem genetycznym i powoduje, iż produkcja dystrofiny jest zachowana, co zdecydowanie poprawia rokowanie pacjentów Marzy mi się, żeby chociaż raz mój syn mógł pobiegać, podskoczyć, wejść lub zejść sam ze schodów, lub przejechać się rowerem. W chwili obecnej jest to nie możliwe. Mieszkamy na 2 piętrze w bloku bez windy, bez bezpośredniego podjazdu pod klatkę samochodem. Wnosimy i znosimy 16-kilogramowego synka na rękach po schodach, wtedy gdy w budynku nie ma windy i wtedy kiedy mięśnie odmawiają posłuszeństwa i Kamilek siada na środku drogi i mówi „Nie mam siły”. Walczymy każdego dnia o jego sprawność i się nie poddajemy. Nasza historia zaczęła się tak jakich wiele. Mamy dwójkę synów Marcina 9-latka i Kamilka 4 lata. Kamilek urodził się zdrowym chłopcem, dostał 10 punktów w skali Apgar. Nic nie zapowiadało naszego dalszego dramatu. Do pewnego momentu Kamil rozwijał się prawidłowo, problemem był brak chęci do raczkowania. Rehabilitacja nie dawała pożądanych rezultatów, synek mimo osiągnięcia wieku 2 lat nadal nie chodził i nie można go było postawić na nogach. Dosłownie leciał przez ręce, często się przewracał (skutkiem tego są 3 ubite zęby), nie radził sobie nawet na płaskich powierzchniach. Chodziliśmy po różnych lekarzach, bo wiedzieliśmy, że coś jest nie tak. W końcu trafiliśmy na Panią doktor, która zleciła badania i tak zaczął się nasz dramat i postawienie wstępnej diagnozy miopatia. Pamiętam ten telefon, że mamy się pakować i na następny dzień zgłosić do szpitala. Na początku nie wiedziałam, o czym w ogóle jest mowa, jak przeczytałam, że mój syn nie dożyje 30 lat, to się załamałam i popłakałam. Potem potoczyło się wszystko w szybkim tempie szpitale, badania, płacz, krzyk , badania genetyczne 2 etapowe i w końcu diagnoza Dystrofia Duchenne'a. Dla nas to był ogromny szok. W naszej rodzinie nie było, żadnych osób z chorobami mięśniowymi. Jak się później okazało po badaniach DNA, nie jestem nosicielką wadliwego genu, pomimo tego urodziłam chorego synka. Tak zadecydował los i powstała nowa mutacja. W chwili obecnej zbieramy nadal na rehabilitację i leczenie naszego syna. Kamilek wymaga stałych rehabilitacji, masaży, dodatkowych zajęć i opieki bardzo wielu specjalistów. Jeździmy po kraju i za granicę po pomoc do lekarzy, którzy mają wiedzę i są w stanie nam pomóc w tej rzadkiej chorobie. Liczymy nadal na Wasze dobre serca. W grupie tak wspaniałych ludzi zawsze jest siła i moc. Co udowodniliśmy już nie raz. Dziękujemy za ogromną pomoc, wasze zaangażowanie i brak obojętności. Pozdrawiamy Kamilek z rodziną. –––––––––––––––––––– LICYTACJE –> KLIK STORNA KAMILA –> KLIK PROFIL FB –> KLIK ––––––––––––––––––––– SPORT.LOVEKRAKOW.PL –> KLIK ––––––––––––––––––––– *Szacunkowa kwota zbiórki

163 374,00 zł ( 30,71% )
Brakuje: 368 540,00 zł
Maciek Gnieciak
Pilne!
Maciek Gnieciak , 41 lat

Pomóż Maćkowi ODZYSKAĆ życie...

Życie tej rodziny zostało wywrócone do góry nogami. U Maćka, podczas rutynowej kontroli wykryto tętniaka aorty wstępującej i wadliwą zastawkę serca. Mężczyzna zdecydował się na operację, podczas której doszło do rozwarstwienia aorty, spadku ciśnienia i zatrzymania krążenia, a co za tym idzie – niedotlenienia i obrzęku mózgu. Obecnie Maciej musi być intensywnie rehabilitowany i hospitalizowany, aby móc wrócić do zdrowia i sprawności. Przed operacją był pełnym sił mężczyzną, do lekarza udał się na rutynową kontrolę, która odmieniła jego życie…  Mężczyzna jest niezwykle towarzyski i otwarty, ma mnóstwo przyjaciół, którzy wspierają rodzinę w tej trudnej sytuacji. Jego żona i cała armia bliskich walczą, aby przywrócić Maćkowi dawne życie! Potrzebują pomocy! Przeczytaj wzruszający apel Maćka… Chciałbym Wam opowiedzieć swoją historię. Mam na imię Maciek, tak mi powiedzieli, nie pamiętam… W grudniu ubiegłego roku, w trakcie rutynowych badań, wykryto u mnie tętniaka aorty wstępującej i wadliwą zastawkę serca. To był dla mnie szok, świat się na chwilę zatrzymał. Opanował mnie strach, bo tak bardzo bałem się o moje ukochane kobiety. Wspaniałą żonę i dwie córeczki: 11-letnią Nadię i 4-letnią Ninę.  Razem z żoną konsultowaliśmy, badaliśmy, analizowaliśmy sytuację i znaleźliśmy najlepszych specjalistów w dziedzinie kardiochirurgii. Musieliśmy podjąć bardzo trudne decyzje, choć sami przepełnieni byliśmy lękiem… Lekarze wyznaczyli dla mnie termin operacji. W marcu obydwoje kończyliśmy 40. urodziny. Nasze wspólne życie było piękne. Celebrowaliśmy każdą chwilę i cieszyliśmy się wspólnym czasem. Mam ogromne szczęście, bo moja żona nie opuściła mnie w najtrudniejszym momencie mojego życia.   17 kwietnia stawiłem się na zaplanowaną operację, podczas której doszło do wielu komplikacji. Dziś jestem, żyję, ale nie pamiętam swojego dawnego życia. Spędziłem tygodnie w śpiączce farmakologicznej i miesiące na oddziale intensywnej terapii. Codziennie bardzo ciężko pracuję wspierany przez dziewczynę, która okazała się być moją żoną. Na nowo uczę się wszystkich czynności związanych z codziennym funkcjonowaniem, aby móc wrócić do mojej rodziny. Zaczęły odwiedzać mnie córeczki, które mogę przytulić, poczuć, usłyszeć. Chciałbym tylko wieczorem pamiętać, że u mnie były. Podobno przed operacją spędzaliśmy razem piękny, rodzinny czas, dużo podróżowaliśmy i korzystaliśmy z życia. Żona mówi, że oboje jesteśmy fanami koncertów rockowych. Uwielbiamy The Rolling Stones, Guns N' Roses...  Dlaczego zostało mi to wszystko tak brutalnie odebrane?  Przede mną kolejne miesiące hospitalizacji, rehabilitacji, wizyt u specjalistów, które niestety są bardzo drogie. Wiem jednak, że się nie poddam, będę walczył dla moich bliskich. Pojawiła się szansa na podanie leku, który nie jest refundowany. Specjaliści twierdzą, że to właśnie on powinien mi pomóc. Poza tym muszę bardzo intensywnie ćwiczyć i poddawać się leczeniu. To moja jedyna szansa… Bardzo proszę o wsparcie. Z Waszą pomocą jest nadzieja, że wrócę do zdrowia i odzyskam sprawność. Liczę, że za jakiś czas będę mógł Wam powiedzieć: „Chciałbym Wam opowiedzieć historię swojego nowego życia …” Maciej z żoną i córeczkami

154 965,00 zł ( 72,83% )
Brakuje: 57 801,00 zł
Maciej Belniak
Pilne!
Maciej Belniak , 25 lat

Mam 25 lat i śmiertelnego guza mózgu! Proszę, pomóż mi!

Mam na imię Maciej i mam 25 lat. Na co dzień pracowałem oraz spędzałem czas ze znajomymi. Mam plany i marzenia jak każdy młody człowiek. Chciałbym dalej się kształcić oraz założyć rodzinę. Niestety, w styczniu tego roku moje życie diametralnie się zmieniło. Zdiagnozowano u mnie guza mózgu... Wróciłem z pracy z drugiej zmiany i podczas spożywania kolacji dostałem ataku padaczki. Zostałem przetransportowany do pobliskiego szpitala, tam na izbie przyjęć dostałem ponownego ataku padaczki. Po tomografie głowy oraz rezonansie stwierdzono guza mózgu. Zostałem przekierowany do specjalistycznego szpitala w innym mieście, tam ponownie miałem robione badania typu tomograf, rezonans itp. Dodatkowo wykonano badanie histopatologiczne guza. Niestety w przeciągu tych miesięcy nie została podjęta decyzja zoperowania tego guza, przez co moje samopoczucie i zdrowie stopniowo się pogarsza.  Poprzez długie oczekiwanie na jakąkolwiek decyzję szpitala postanowiłem skonsultować się z innym specjalistą. Podczas rozmowy z nim dowiedziałem się, że jest to glejak II stopnia, który nacieka na zdrową tkankę mózgową. Na szczęście dowiedziałem się, że jest to możliwe do usunięcia operacyjnie, przez co walka z czasem jest w tym momencie najważniejsza. Niestety nie jest to operacja refundowana z NFZ. Dzięki Wam udało mi się zebrać pieniądze na operację, która zakończyła się powodzeniem, a przede mną zostało dalsze leczenie onkologiczne oraz rehabilitacja. Dlatego, jeśli czytasz to teraz i możesz jakkolwiek mi pomóc, wesprzeć wpłatą, udostępnić zbiórkę w internecie lub opowiedzieć komuś bliskiemu o mojej historii będę Ci ogromnie wdzięczny. Jedyne, o czym teraz najbardziej marzę to żyć. Być zdrowym i cieszyć się z życia, móc z niego korzystać pełnymi garściami. Jestem jeszcze młody, dlatego z całego serca proszę Cię, pomóż mi spełnić to marzenie. Dziękuję z całego serca za każde wsparcie. Maciej

100 589,00 zł ( 47,27% )
Brakuje: 112 177,00 zł
Kamil Kutkowski
Kamil Kutkowski , 36 lat

"Przez COVID-19 doznałem udaru! Chcę wrócić do zdrowia i rodziny!" - dramatyczny apel taty dwójki dzieci!

Mam na imię Kamil, mam 33 lata, jestem mężem i tatą dwójki dzieci. Synek ma dwadzieścia miesięcy, drugie nasze maleństwo urodzi się za kilka tygodni. Znalazłem się w tak trudnym momencie życia, że potrzebuję Waszej pomocy... Oto moja historia. Mój stan zdrowia zrujnował wirus, z którym od niemal dwóch lat walczy cały świat... Niestety, również i mnie dotknęło przekleństwo, jakim jest COVID-19. Zakażenie koronawirusem spowodowało, że zaczęła mi spadać saturacja... Pojawiły się problemy z oddychaniem. Mój stan był kiepski, dlatego trafiłem do szpitala. Pomimo szybkiego leczenia - zastosowania tlenoterapii wysokoprzepływowej oraz leków przeciwzakrzepowych - doszło do załamania stanu zdrowia. Doznałem udaru niedokrwiennego lewostronnego. Mam porażoną nogę, rękę oraz nerw twarzowy. Poza tym wystąpiła u mnie głęboka afazja ruchowa, na skutek której utraciłem zdolność wypowiadania się.  Znalazłem się na oddziale neurologicznym z pododdziałami udarowymi... Kiedy najgorsze niebezpieczeństwo minęło, zakwalifikowano mnie na dalszą rehabilitację neurologiczną - myślałem, że teraz będzie już tylko lepiej... Wydawało się, że wygrałem walkę o życie i będę mógł rozpocząć walkę o sprawność. Niestety, pandemia znów dała mi się we znaki... Po dwóch tygodniach pobytu oddział zamknięto z powodu wystąpienia koronawirusa wśród pacjentów. Szpital nie zapewnił mi innej placówki w celu kontynuacji leczenia. Kwestia dalszej rehabilitacji spadła na mnie i moją ciężarną żonę. Mamy malutkiego synka, żona jest w ósmym miesiącu ciąży... Między innymi z tego powodu mój powrót do zdrowia jest priorytetem. Dzieci i żona mnie potrzebują, muszę zrobić wszystko, żeby znów być sprawnym człowiekiem. Chcę być wsparciem, a nie ciężarem. Potrzebna jest mi rehabilitacja oraz zajęcia z logopedą i fizjoterapeutą. Poza tym czeka mnie wiele wizyt u innych specjalistów (neurolog, kardiolog, pulmonolog, chirurg naczyniowy) w celu leczenia powikłań... Lekarze powiedzieli mi, że rehabilitacja może potrwać do roku, a to na pewno będzie się wiązało z wysokimi kosztami leczenia. Dlatego też każda złotówka jest na wagę złota, a właściwie zdrowia... Bardzo proszę o pomoc w imieniu swoim i mojej rodziny. Będziemy wdzięczni za każde wsparcie. Kamil

71 647 zł
Andrzej Woźniak
Andrzej Woźniak , 63 lata

Andrzej zawsze działał z myślą o innych, teraz sam jest w potrzebie!

Nazywam się Andrzej Woźniak, mam już prawie 60 lat i od urodzenia mieszkam w Wyszogrodzie – małym, urokliwym miasteczku z pięknym widokiem na Wisłę. Opowieść o moim życiu zawodowym rozpoczyna i zatrzymuje się tymczasowo w tym samym miejscu, ale o tym za chwilę. Możecie znać mnie Państwo jako zawodowego kierowcę, który przez wiele lat odpowiadał za dostarczanie do większości sklepów w naszej gminie świeżego pieczywa, warzyw i owoców. Być może spotkaliśmy się w letni weekend podczas jakiegoś wesela, chrztu lub Komunii Świętej, które od 1989 r. starałem się dla Państwa zatrzymywać w obiektywach swojej kamery i aparatu fotograficznego. Może to ktoś z Państwa oddawał na mnie głos w wyborach samorządowych do Rady Gminy i Miasta Wyszogród i może to właśnie dzięki temu głosowi miałem zaszczyt przez 16 lat pełnić funkcję Radnego odpowiedzialnego, za losy naszego miasta i jego mieszkańców, którzy mi zaufali. A może po prostu zaglądaliście Państwo od czasu do czasu do mojego „Żelaźniaka” albo małego kiosku, żeby puścić swój szczęśliwy los i zostać milionerem. Prywatnie od ponad 36 lat jestem szczęśliwym mężem, od ponad 35 lat dumnym ojcem a od prawie 3 lat zakochanym do szaleństwa w swoich Wnuczkach dziadkiem i kiedy mam podzielić się z Państwem swoimi pasjami to muszę przyznać, że największą z nich jest właśnie moja Rodzina. Najpierw więc Andrzej – mąż, tata i dziadek, potem Andrzej - społecznik, nauczony przez swoich Rodziców, bezinteresownego zaangażowania i działania dla dobra miejsca, w którym żyję i które jest domem nie tylko dla mnie, ale też dla mojej Rodziny. Na końcu dopiero Andrzej – grzybiarz, spędzający jesienią więcej czasu w lesie niż w domu, sternik motorowodny – podziwiający piękno nadwiślańskiego krajobrazu ze swojej łódki i stolarz - budujący domki na drzewie dla swoich Wnuczek. W ostatnim czasie przyszło mi natomiast występować w zupełnie innej roli - podopiecznego Fundacji Moc Pomocy, która w ramach Programu „Po Amputacji” wspiera osoby, u których konieczna była operacja odjęcia kończyny. W sierpniu br. po miesiącach postępującego zapalenia kości, któremu towarzyszył ból, tak silny, że odbierał mi radość życia, lekarze z Oddziału Chirurgii Ogólnej jednego z warszawskich szpitali przedstawili mi swoją diagnozę: zalecenia amputacji w wyniku niebezpiecznych dla życia następstw cukrzycy, na którą choruję od 20 lat. To właśnie w tym miejscu moja historia zatoczyła koło, ponieważ kiedyś sam zdobywałem w Łodzi wykształcenie z dziedziny protetyki i podczas stażu pracowałem z osobami po amputacjach kończyn, ucząc się przygotowywania dla nich protez. Dziś jestem po drugiej stronie i tak jak większość moich ówczesnych pacjentów mam plan na jak najszybszy powrót do sprawności. W dniu operacji umówiłem się ze swoim synem na grzyby w Januszewie, a po powrocie ze szpitala do domu obiecałem Kornelce i Poli - swoim Wnuczkom, wspólne spacery i pływanie w basenie i zamierzam wszystkich tych obietnic jak najszybciej dotrzymać. Wiem jednak, że przy wsparci ludzi dobrej woli będzie mi dużo łatwiej niż w pojedynkę, dlatego swoją historią chcę zainspirować do wsparcia mojego powrotu do pełnej sprawności. Andrzej

60 468,00 zł ( 83,55% )
Brakuje: 11 905,00 zł
Emilia Adamczyk (Gornowicz)
Emilia Adamczyk (Gornowicz) , 34 lata

Długa droga powrotu do sprawności... Pomagamy Emilii!

Trudno wyrazić słowami wdzięczność, jaka ogarnia nasze serca. Poprzednia zbiórka i zebrana dzięki niej kwota przeszła nasze najśmielsze oczekiwania. Otrzymaliśmy tak wiele ciepłych słów wsparcia i dobroci waszych serc. Czuliśmy, że w tej trudnej sytuacji nie pozostaliśmy sami. Jesteśmy niesamowicie wdzięczni za każdą pomoc! Dziś wracam do Was z nowymi wieściami. Moja Emilia czuje się lepiej. Zapalenie płuc powoli odpuszcza, dzięki czemu jej oddech ustabilizował się i poprawił. Badania ginekologiczne potwierdziły, że stan naszego maleństwa jest na ten moment dobry. Nadal wielką niewiadomą pozostaje poprzeczne zapalenie rdzenia, a tak naprawdę, co jest jego przyczyną. Emilia cały czas jest poddawana diagnozie.  Dzięki zebranym środkom zakupiliśmy koflator, który wspomaga oczyszczanie dróg oddechowych z zalegających wydzielin. Zauważamy też drobne postępy w sprawności Emilii. Obecnie skupiamy się nad nauką siadania, która przygotuje żonę do pozycji stojącej. Delikatnie poprawia się także sprawność w lewej ręce – Emilia potrafi poruszać palcami. Dla nas to wielki sukces! Głęboko wierzymy w to, że dzięki dalszej pracy i wytrwałości uda nam się odzyskać to, co utraciliśmy w jednej chwili. Tylko systematycznymi ćwiczeniami, jesteśmy w stanie uzdrowić Emilię.  Jeszcze raz, chciałbym podziękować Wam za dotychczasowe wsparcie! Jak wiecie, jesteśmy na samym początku naszej trudnej drogi. Przed nami jeszcze wiele wyzwań do pokonania. Wiemy, że tylko z Waszą pomocą uda nam się je pokonać! Dlatego ponownie prosimy o pomoc i wsparcie finansowe. Już raz pokazaliście, jak wielkie są Wasze serca, wierzymy, że i tym razem nie będzie inaczej. Poznaj historię Emilii: Jak dalej żyć, kiedy najważniejsza dla ciebie osoba jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie? Jak pogodzić się z tym, że w jednej chwili mogłeś stracić wszystko to, co najważniejsze? Gdy patrzę na szpitalne łóżko, na którym leży moja żona, moje oczy samoistnie nachodzą łzami. Czuję lęk i wielką niezgodę na wydarzenia ostatnich dni. Nadal trudno uwierzyć w to, co nas spotkało, zwłaszcza że zaledwie kilka tygodni temu cieszyliśmy się z informacji, że nasza rodzina ponownie się powiększy. Dziś siedzę przy żonie, patrzę na jej sparaliżowane ciało, trzymam za rękę i nie wiem, co jeszcze zgotuje nam los... Co właściwie się wydarzyło? Nadal tak naprawdę wiemy zbyt mało, by odpowiedzieć na to pytanie. W środę 15 lutego odebrałem telefon od zaniepokojonej żony, który skarżyła się na silne bóle między łopatkami. Gdy dojechałem do domu ból przeszedł też na prawą rękę, w której z minuty na minutę traciła siłę. Przerażony natychmiast wezwałem pogotowie. Początkowo trafiliśmy na SOR, ale gdy objawy postępowały dalej, a Emilia zaczęła tracić czucie w lewej stronie ciała, przyjęto nas na oddział. Lekarze podejrzewali udar, jednak przeprowadzony rezonans wykazał, że w głowie żony nie ma żadnych zmian. Niestety na wysokości odcinka piersiowego wykryto stan zapalny. Z godziny na godzinę było coraz gorzej. Pojawiła się ostra niewydolność oddechowa, a ciało Emilii było praktycznie w całości sparaliżowane. W dodatku kolejne badania wykazały zapalenie płuc. W końcu usłyszałem ostateczną diagnozę – Emilia doznała czterokończynowego porażenia mózgowego, prawdopodobnie wywołanym po infekcyjnym poprzecznym zapaleniem rdzenia.  Mój świat runął w jednej chwili jak domek z kart. Czułem, że właśnie rozsypuję się na tysiąc kawałków... Nie mogłem uwierzyć w to, co się właśnie wydarzyło. Jak to możliwe? Tak nagle i niespodziewanie zły los wszedł do naszego życia i zburzył wszystko to, co dobre. Niestety nadal nie udało się ustalić dokładnej przyczyny paraliżu żony. Lekarze cały czas ją diagnozują i każdego dnia wykluczają kolejne przypuszczenia. Stan Emilii jest stabilny, poprawił się jej oddech. Na ten moment skupiamy się na wyleczeniu zapalenia płuc, które mocno osłabia jej organizm. Emilia może poruszać jedynie głową i delikatnie prawą ręką. Reszta ciała pozostaje bezwładna. Żona zmaga się także z niedodmą oraz całkowicie zniesioną ruchomością przepony po stronie lewej. Jest także przez cały czas pod kontrolą ginekologów, którzy ustalili, że życia dziecku nic już nie zagraża. Jednak ze względu na ciążę Emilia nie może przyjmować większości leków, dlatego jej leczenie może wydłużyć się w czasie. Nie można przewidzieć, jak będą wyglądały kolejne tygodnie. Nie wiemy, w jakim stopniu rehabilitacja zadziała na Emilię i jakie będą jej efekty. Wszystko wydarzyło się zaledwie kilka dni temu, ale wiemy, że walkę musimy podjąć już teraz. W domu czeka na nas 2-letnia Zuzia, która jest jeszcze zbyt mała, by zrozumieć, co tak naprawdę się stało. Zrobię jednak wszystko, by przywrócić Emilii zdrowie i sprawność. Będę do tego potrzebował waszego wsparcia, ponieważ przed nami wiele miesięcy leczenia i kosztownej rehabilitacji. Jak dotąd pracowała jako fizjoterapeutka gotowa zawsze do pomocy każdemu pacjentowi. Dziś, to ona jak nigdy wcześniej potrzebuje naszego wsparcia. W sierpniu przyjdzie na świat nasze drugie szczęście. Chciałbym, aby moja Emilia, mogła o własnych siłach wziąć na ręce i przytulić nasze maleństwo. Dlatego proszę, pomóż mi zawalczyć o żonę! Artur, mąż Emilii  Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową

46 891,00 zł ( 29,38% )
Brakuje: 112 684,00 zł
Wiktoria Bejnarowicz
Wiktoria Bejnarowicz , 9 lat

Wiktoria kontra nerwiakowłókniak! Potrzebna pomoc!

NF1 – dla wielu osób to nic nieznaczący skrót. Dla nas to symbol, który diametralnie zmienił dotychczasowe życie naszej sześcioosobowej, kochającej się rodziny. Nerwiakowłókniak, czyli neurofibromatoza typu 1 to nieuleczalna, rzadka choroba genetyczna, stwierdzona u naszej córeczki Wiktorii. Diagnoza zrujnowała nasz świat. Wszystko zaczęło się od plamek, nazywanych „cafe au lait”, które pojawiły się na ciele córeczki. To one były zwiastunem bardzo poważnej choroby. Na początku 2023 roku podczas wizyty pani doktor zwróciła uwagę na plamki na skórze Wiktorii. Zostaliśmy skierowani do poradni genetycznej, z podejrzeniem neurofibromatozy. Z niecierpliwością czekaliśmy na wyniki badań… Niestety, nasze najgorsze obawy się potwierdziły. Byliśmy przerażeni, ale wiedzieliśmy, że trzeba działać szybko! Wiktoria została objęta opieką specjalistów i przeszła szereg różnych badań. Wykazały one zmiany w móżdżku i płacie czołowym, które są typowe dla nerwiakowłókniaka. Choroba niesie za sobą także ryzyko wielu problemów zdrowotnych, więc stan córeczki musi być stale kontrolowany… Światełkiem w tunelu jest dla nas badanie genetyczne WES. To szansa na potwierdzenie, wykluczenie i nakierowanie nas na możliwe przyczyny dolegliwości Wiktorii. Badanie przyspieszyłoby też dalszą diagnostykę – a nie mamy czasu do stracenia! Nerwiakowłókniak jest bardzo podstępny. Wiktorka jest na samym początku leczenia, które będzie ciężkie i trudne... Musimy walczyć cały czas, bo choroba będzie z naszą córeczką do końca życia. W tej nierównej walce potrzebujemy jednak Waszej pomocy! Wiktoria wymaga intensywnej rehabilitacji, różnych terapii i specjalistycznego leczenia. Lista potrzeb, a zarazem wydatków jest bardzo długa. Badanie WES to również ogromny koszt, który przekracza nasze możliwości… Chcemy zapewnić Wiktorii wszystko, czego potrzebuje, ale jest nam bardzo ciężko. Wierzymy jednak, że Wasze wsparcie da naszej córeczce szansę na prawidłowe leczenie i lepszą przyszłość. Jej imię znaczy „zwycięstwo”. Prosimy, pomóżcie Wiktorii wygrać w tej nierównej walce! Agnieszka i Marcin, rodzice ➡️ Licytacje dla Wiktorii

21 737,00 zł ( 40,86% )
Brakuje: 31 455,00 zł