Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Robert Pirosz
Pilne!
Robert Pirosz , 43 lata

BARDZO PILNE❗️Guz mózgu zabija tatę trojga dzieci!

Jestem Robert. Mam 42 lata. Mam troje małych dzieci. Mam pracę, którą lubię. Mam pasję – piłkę nożną. Niestety mam też złośliwego glejaka 4. stopnia… Mój świat zawalił się w połowie stycznia. Bóle głowy, które co jakiś czas miewałem, nasiliły się do tego stopnia, że ledwo byłem w stanie pracować i zajmować się dziećmi. W końcu 16 stycznia pojechałem na rezonans, wróciłem do domu i miałem czekać na konsultację. Jednak jeszcze tej samej nocy trafiłem do szpitala. Okazało się, że mam czterocentymetrowego guza w lewym płacie czołowym i tak duży obrzęk mózgu, że według lekarzy mogłem nie przeżyć nocy. Po dwóch dniach zostałem przeniesiony do szpitala MSWiA, w którym 30. stycznia lekarze dokonali cudu i mimo trudnej lokalizacji guza, wycięli go w całości. Obawiałem się operacji, było duże ryzyko, że będę miał zaburzenia mowy i niedowład, ale na szczęście nic takiego nie nastąpiło. Poczułem ulgę. Sądziłem, że najgorsze już za mną. Niestety badania histopatologiczne wykazały, że mam glejaka. Najgorszego z możliwych – glejaka wielopostaciowego 4. stopnia… Nawet przy zastosowaniu leczenia operacyjnego, radioterapii i chemioterapii statystyki dają mi 15 miesięcy życia... Na rezonansie z 2 marca widać 5 mm zmianę. Nie wiadomo, czy to jakaś zmiana pooperacyjna, resztka guza, a może już wznowa. Niebawem kończę standardowe w przypadku glejaka leczenie – radioterapię i chemioterapię. Potem czeka mnie 6 miesięcy samej chemioterapii i… czekanie na wznowę. Nie mogę się z tym pogodzić. Ja i moi bliscy cały czas szukamy innych form leczenia. Chciałbym skorzystać z immunoterapii, która zwiększa moje szanse na dłuższe życie. Mój przypadek jest konsultowany w dwóch klinikach: Immun-Onkologisches Zentrum w Kolonii oraz Universitätsspital w Zurychu. Niestety bez względu na wybór placówki koszty leczenia są ogromne, a czasu jest mało. Aby terapia zadziałała, muszę rozpocząć leczenie pod koniec maja. Na zebranie środków mam więc półtora miesiąca. Chcę walczyć o siebie. Chcę to zrobić dla moich dzieci: pięcioletniego Kornela, niespełna dwuletniego Jeremiego i pięciomiesięcznej Niny. Każdego dnia, patrząc na nie, znajduję w sobie nadzieję i siłę do walki. Moje marzenie to zobaczyć, jak rosną. Całe życie staram się pomagać innym. Dziś sam potrzebuję pomocy. Pomóż mi wymknąć się statystykom – mam jeszcze tyle do zrobienia… ––––––– LICYTACJE ➡️ KLIK Materiał o Robercie – > KLIK  (ogl. od 7 minuty).

431 276,00 zł ( 54,04% )
Brakuje: 366 696,00 zł
Tymon Adamczyk
Tymon Adamczyk , 9 lat

Choroba Tymona nieustannie postępuje! Tylko kosztowe leczenie może pomóc!

Dotychczasowe wsparcie, które od Was otrzymaliśmy jest nieocenione i czujemy ogromną wdzięczność za pomoc. Dzięki Wam Tymek rozpoczął leczenie immunoglobulinami oraz komórkami macierzystymi.  Jednak, aby miał szansę wrócić do pełni zdrowia i sprawności potrzebuje dalszego leczenia oraz rehabilitacji. Niestety, koszty są gigantyczne! Dlatego prosimy, nie zostawiajcie nas samych! Bądźcie z nami do końca!  ----- Tymek urodził się jako zupełnie zdrowy chłopczyk. Był szczęśliwym i promiennym dzieckiem rozświetlającym nasze życie. Prawidłowo się rozwijał - nawiązywał kontakt wzrokowy i wypowiadał pierwsze słowa. Sprawny, żywiołowy, uśmiechnięty – takiego go pamiętamy i wierzymy, że jeszcze kiedyś takiego zobaczymy...  Wszystko zaczęło się od zwykłej, niepozornej infekcji, która pojawiła się całkowicie niespodziewanie, gdy synek skończył półtora roku... W wyniku choroby Tymek przestał mówić, chodzić, pojawiły się zaburzenia świadomości, słuchu oraz widzenia. Dodatkowo przewlekłe infekcje, utrata kontaktów społecznych, totalne wycofanie... Wszystko działo się w zawrotnym tempie. Choroba siała spustoszenie w organizmie naszego malutkiego synka, a my nie byliśmy w stanie jej zatrzymać. Od tego momentu żyjemy w koszmarze, z którego nie sposób się obudzić. Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy przebywaliśmy w szpitalu, ilu specjalistów odwiedziliśmy i jak wiele wyczerpujących badań wykonaliśmy... To wszystko po to, by pomóc naszemu dziecku i w końcu poznać odpowiednią diagnozę. Po ponad 4. latach dramatycznych poszukiwań, w końcu usłyszeliśmy odpowiedź – autoimmunologiczne zapalenie mózgu oraz rdzenia kręgowego... Z jednej strony poczuliśmy ogromną ulgę, że w końcu wiemy, z czym walczy nasz syn. Z drugiej – napływający lęk i stres, czy uda nam się tę walkę wygrać...  Obecnie Tymon jest na poziomie 17-miesięcznego dziecka. Nie mówi, ma ataki padaczki, tiki, zaburzenia wzroku, słuchu i zmaga się z wieloma uciążliwymi dolegliwościami... Niestety, ostatni atak padaczki doprowadził syna do stanu - Status Epilepticus, w którym występuje seria długich napadów padaczkowych, między którymi synek nie odzyskuje przytomności... To stanowi bardzo poważne zagrożenie życia!  Na domiar złego kolejne badania wciąż przynosiły nowe diagnozy:  stan zapalny i neuroinflamacja, uszkodzenie centralnego układu nerwowego, zaburzenia neuroprzekaźników, przewlekłe infekcje wirusowe.  Zaczęliśmy szukać ratunku wszędzie. Byliśmy pewni, że zrobimy dla Tymona wszystko, zapukamy do każdych drzwi i będziemy rozpaczliwie błagać o pomoc, by go tylko nie stracić.... W końcu pojawiło się światełko w tunelu. Znaleźliśmy ratunek w placówce w Gdańsku, gdzie podawana jest dożylna terapia immunoglobulinami.  Dzięki Waszemu dotychczasowemu wsparciu i ogromnemu zaangażowaniu, Tymon jest już po pierwszym podaniu immunoglobulin oraz po dwóch terapiach SOT (komórkami macierzystymi). Niestety, przed nami jeszcze długa droga do zdrowia.  W najbliższym czasie naszego synka czekają jeszcze co najmniej 3 wlewy immunoglobulin, a kwota za jeden to ok. 30 000 tysięcy złotych! Do tego dochodzą jeszcze koszty badań, podróży i pobytów w Gdańsku, leki, suplementy, specjalistyczna dieta... Walka o syna trwa i trwać będzie. Wszystko po to, by w przyszłości mógł być sprawny i samodzielny, aby mógł normalnie funkcjonować i spełniać swoje marzenia. Dlatego po raz kolejny, zwracam się do Was z prośbą o wsparcie... Nie możemy zatrzymać się teraz w połowie drogi.... Pomóżcie nam!  Daria i Wojtek, rodzice ➡️ Licytacje dla Tymka 💚 ➡️ IG: leczenietymka ➡️ Leczenie Tymka 💪

338 725,00 zł ( 61,99% )
Brakuje: 207 658,00 zł
Alexander Napora
Pilne!
Alexander Napora , 7 lat

Straszna diagnoza, ogromny ból i coraz mniej czasu na ratunek❗️ PILNE❗️

Droga, którą przechodzimy to droga przez piekło. Nie ma nic gorszego niż patrzenie na ból własnego dziecka i poszukiwanie po omacku sposobu, by ulżyć jego cierpieniu. Nie ma nic gorszego niż codzienny strach o życie syna. Nie ma też nic piękniejszego niż kiełkująca w sercach nadzieja po informacji od lekarzy, że możliwy jest koniec tego koszmaru. Nadzieja na pełne wyleczenie Alexandra. Brak mowy i kontaktu wzrokowego, uderzanie głową o podłogę, nieświadomość zagrożeń czy niereagowanie na to, co dzieje się wokół niego. 4 lata temu wszystkie te pierwsze objawy u naszego synka przypisano autyzmowi.  Dopiero niedawno dowiedzieliśmy się, że przyczyna może być inna. U Alexandra zdiagnozowano autoimmunologiczne zapalenie mózgu. Jest to bardzo poważna choroba, w której układ odpornościowy, zamiast walczyć z infekcjami – atakuje mózg. Nasz świat rozpadł się na milion kawałków. U Alexandra choroba wywołuje ogromne bóle głowy, brak możliwości komunikacji, zaburzenia snu i niepełnosprawność intelektualną. Są dni, gdy śpi 4 godziny na dobę i nie jest w stanie wytrzymać bólu. Nasz synek nie mówi i pomimo wieku nadal korzysta z pampersów, gdyż nie kontroluje potrzeb fizjologicznych. Nie jesteśmy już w stanie znieść codziennego patrzenia na cierpienie synka… Pojawiła się jednak szansa, by przerwać jego koszmar. Według lekarzy dzięki innowacyjnej metodzie leczenia immunoglobulinami ma szansę na całkowite wyleczenie! Szansę na ustanie wszystkich objawów i normalne życie! Niestety, leczenie jest bardzo drogie. Wlewy z immunoglobulinami trzeba podawać regularnie co 6 tygodni, a każdy taki wlew kosztuje dziesiątki tysięcy złotych. Dodatkowo przed rozpoczęciem leczenia niezbędne jest wyleczenie pozostałych infekcji, co generuje dodatkowe koszty. Życie i zdrowie naszego dziecka zostało wycenione na niewyobrażalną dla nas kwotę. Nie jesteśmy w stanie unieść takiego ciężaru finansowego samodzielnie, dlatego musimy zwrócić się z prośbą o pomoc do Was – ludzi dobrej woli.  Prosimy, pomóżcie Alexandrowi wywalczyć normalne życie! Im szybciej uda się rozpocząć leczenie, tym większe mamy szanse na pełne pokonanie choroby. Alexander może być samodzielny i żyć w przyszłości jak każdy z nas! Jest to szansa, którą musimy wykorzystać – walka, którą musimy wygrać! Jedyne, co stoi na przeszkodzie to pieniądze…  Rodzice Alexandra

312 315,00 zł ( 77,25% )
Brakuje: 91 941,00 zł
Helena Stenwald
Pilne!
Helena Stenwald , 60 lat

Rak zabiera ją bliskim, to ostatni moment na pomoc❗️Ratujmy życie Heleny!

PILNE - Helena walczy o życie! Agresywny rak piersi z rozległymi przerzutami - diagnoza brzmi jak wyrok śmierci... Dzięki Twojej pomocy jest jednak szansa na życie! Helena rozpoczęła leczenie w Niemczech. Walczy z całych sił – musi żyć, bo ma dla kogo! Leczenie działa - jest szansą na wygraną! Życie jednak w tym przypadku ma swoją cenę. Błagamy o pomoc, o ratunek – nie ma czasu do stracenia… Mam na imię Helena. Jestem mamą, żoną, babcią... I wojowniczką z oddziału onkologii w tej najważniejszej walce - o własne życie. Pozwól, że opowiem Ci moją historię… To był zimowy wieczór, luty 2018 roku. Dzień jak co dzień. Po ciężkim dniu poszłam wziąć kąpiel, zamiast chwili relaksu czekał mnie jednak strach. Nigdy nie przypuszczałam, że ta z pozoru wspaniała chwila może okazać się dla mnie momentem, w którym moja historia zacznie pisać się na nowo… Kapiąc się, zauważyłam zmianę na ciele, na brodawce prawej piersi… Możesz mi nie wierzyć, ale już wtedy wiedziałam… Moje ciało krzyczało, że dzieje się coś bardzo złego. Dusza – że oto mój świat przewraca się do góry nogami… Biopsja i mammografia potwierdziły moje obawy. Agresywny rak piersi z przerzutami. Pojawił się strach, niewyobrażalny – o własne życie… Moje oczy zaszły łzami, ciało drżało. Wszystko się zmieniło. Musiałam sobie powiedzieć to na głos, żeby w to uwierzyć „Tak, jestem chora na raka piersi…” Zawsze uważano mnie za silną, energiczną osobę, z pozytywnym nastawieniem do życia. Przyszedł czas, by to zweryfikować. Jednego byłam absolutnie pewna – nie poddam się. Nie bez walki… Zaatakował mnie wyjątkowo zaciekły, przebiegły i zabójczy przeciwnik - wysoce agresywny rak piersi HER2 dodatni. Myślałam, że mam przed sobą jeszcze wiele lat szczęśliwego życia… Tymczasem walczę o to, by to życie w ogóle trwało. Onkologiczny pojedynek to bardzo ciężka bitwa… Jestem silna, wierzę, że wygram. Moja rodzina to dla mnie cały świat, nie mogę ich zostawić. Mam wspaniałego męża, ukochane córki. Są jeszcze maluchy… Kiedy doczekałam się czworga wnucząt, które dają mi tyle radości, tak bardzo chciałabym żyć i patrzeć, jak dorastają. Miałam raka w bardzo wysokim stopniu zaawansowania. Przerzuty do węzłow i płuc... Wiedziałam, że zwykła chemio- i radioterapia już nie wystarczy. Znaleźliśmy niemiecką klinikę specjalizującą się w komplementarnym leczeniu raka, oferującą innowacyjne metody leczenia. Natychmiast rozpoczęto leczenie. Lekarz powiedział mi, że przyjechałam w ostatnim możliwym momencie. Niedługo byłoby już za późno… Życie ma jednak swoją cenę, w Niemczech jestem prywatną pacjentką, za każdą rzecz muszę płacić.  Zrobiliśmy już wszystko, co mogliśmy. Wzięliśmy kredyt, mąż pojechał do Norwegii do pracy… To jednak wciąż za mało. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę musiała prosić o pomoc dla siebie, ale nie mam wyjścia… Przeszłam chemię i immunoterapię, mająca wzmocnić organizm i pobudzić go do walki z rakiem. Badanie PET wykazało, że nowotwór wycofał się z węzłów chłonnych... Markety nowotworowe spadły. Odzyskują siłę, czuję się coraz lepiej... Leczenie działa. Wierzę, że mogę wyzdrowieć i żyć! Rak odebrał mi poczucie kontroli – teraz pierwsze skrzypce gra niepewność… Odebrał beztroskę, spokój, odebrał pewność, że mam na wszystko czas… Jednego nie potrafi mi odebrać - przekonania, że dam radę - dla siebie, dla moich bliskich, dla świata i dla innych kobiet takich jak ja, które każdego dnia walczą! Moja rodzina jest moją siłą. Marzę o kolejnych dniach z moimi ukochanymi dziećmi, z rozbrykanymi wnukami… Chcę widzieć ich uśmiechy, patrzeć, jak dorastają, być obok, wspierać, pocieszać, kochać… Chcę mieć szansę na to, by być! Dlatego zwracam się dziś do Ciebie z prośbą o pomoc… O wsparcie mnie w tej walce. O podanie mi ręki, na którą tak bardzo liczę… Pomóż mi wrócić do moich dzieci i wnucząt, bym miała szansę im przekazać, jak wiele życie potrafi ofiarować… Jak ważna jest każda chwila, każdy serdeczny gest, uśmiech… Kiedy przychodzi choroba, to właśnie te piękne rzeczy mają największe znaczenie… Wierzę, że dobro podarowane, zwraca się kilkukrotnie. - Helena

280 144,00 zł ( 71,07% )
Brakuje: 114 006,00 zł
Mia Szymańska-Gullaksen
Mia Szymańska-Gullaksen , 7 lat

Dzieciństwo Mii brutalnie odebrane! Pomóż!

Proszę Cię o wsparcie w imieniu mojej 5-cioletniej wnuczki Mii. 5 listopada 2022 roku mama Mii, moja jedyna córka Pamela, która samotnie wychowywała córeczkę, została brutalnie zamordowana. Tego samego dnia Mia została porwana... Dzięki uruchomieniu Child Alert i koordynacji polskiej i duńskiej policji, Mia wróciła do domu cała i zdrowa. Niestety nie był to już dom, który do tej pory znała... Mia już nigdy nie będzie mogła przytulić się do mamy, nigdy nie dostanie od niej całusa na dobranoc, mama już nigdy nie otrze jej łez z twarzy, nigdy nie będą się wspólnie śmiać... Każdy kolejny dzień jej życia, to jedynie wspomnienie wspólnych radosnych dni, wspólnych zabaw, bezpieczeństwa i stabilizacji, jaką wcześniej czuła. Jedyna taka osoba, mama, która była dla Mii całym światem, nie będzie mogła towarzyszyć jej na dalszej drodze życia. Nie będzie jej wspierać w trudnych chwilach i udzielać rad, które tylko matka może przekazać córce. W ciągu jednej chwili straciłem jedyną córkę, którą sam wychowywałem i zostałem postawiony przed trudnym wyzwaniem opieki nad 5-letnią ukochaną wnuczką. Mam obecnie 51 lat i zdaję sobie sprawę, że w przyszłości może mi być trudno sprostać potrzebom finansowym związanym z wychowaniem wnuczki. Zastanawiając się nad tym, co będzie dalej, zaczynam powoli widzieć obciążenia i zobowiązania, jakie rodzą się, gdy patrzę w przyszłość. Po tej tragedii Mia przez wiele lat będzie potrzebowała pomocy i wsparcia psychologicznego. Obecnie czuję ogromne wsparcie ze strony lokalnego środowiska jak i rodziny. Z inicjatywy przyjaciół córki i życzliwych ludzi powstał pomysł zrealizowania zbiórki na zabezpieczenie obecnych i przyszłych potrzeb Mii. Pomimo, że początkowo pomysł nie wydał mi się trafny, to po głębszej analizie i przemyśleniach zdecydowałem, że na chwilę obecną jest to jedyny pewny sposób, by zabezpieczyć przyszłość Mii. W tej chwili ciężko mi nawet dokładnie określić, jakiego rodzaju potrzeby i wyzwania pojawią się jeszcze przed nami, ale wiem, że będzie ich wiele. Z tych podstawowych, które potrafię obecnie zdefiniować to: - koszty wsparcia psychologicznego i wszelkich innych specjalistów mogących wesprzeć wnuczkę w tej ciężkiej sytuacji, - zabezpieczenie przyszłości dziecka, zarówno w formie dalszej edukacji, jak i potrzeb bytowych w przypadku, gdyby mnie zabrakło, - bieżące wydatki związane z potrzebami bytowymi i przygotowanie jak najlepszych warunków na dalszy prawidłowy rozwój dziecka, - zmiana warunków mieszkaniowych — obecne mieszkanie nie jest przystosowane pod potrzeby małego dziecka, - koszty prawne związane z uregulowaniem spraw związanych z opieką nad dzieckiem, ale również innych  kosztów prawnych związanych ze śmiercią mojej córki. Proszę o wiele, a znaleźliśmy się w sytuacji, której nigdy nikt nie mógł się spodziewać. Moje serce pękło na pół, w tragicznych okolicznościach straciłem moje jedyne dziecko. Moja wnuczka straciła ukochaną mamę... Ten niewyobrażalny ból muszę teraz przekuć w siłę, która pozwoli mi zapewnić Mii jak najlepsze życie. Twoja pomoc ogromnie mi w tym pomoże. Marek, dziadek Mii

167 414 zł
Tymoteusz Zacharski
Pilne!
Tymoteusz Zacharski , 4 latka

PILNE❗️Guz odrasta – koszmar powrócił❗️

Zwracamy się do Was z ogromną prośbą o wsparcie naszego synka ! Tymuś ma zaledwie 4-latka, a stoi już przed swoją trzecią operacją w walce z guzem. Mimo bardzo ciężkiej sytuacji, nie tracimy nadziei. Prócz resztkowego guza w rdzeniu kręgowym naszego Tymusia jest cysta która odrasta w szybkim tempie ,tym razem to lekarze w Boston Children Hospital podejmą próbę ratowania naszego synka. Niestety musimy mierzyć się, z tym że lokalizacja jest bardzo ciężka, tak bardzo się boimy… nie ma nic gorszego niż strach o życie własnego dziecka. Ten rodzaj guza to ciągła walka, życie w ciągłym stresie, pod stałą kontrolą, ciągle badania, nieplanowane operacje. Wizyty kontrolne u neurochirurgów, onkologów, okulistów, urologów, ortopedów oraz codzienna rehabilitacja która jest konieczna przy niedowładach i powikłaniach po dotychczasowych operacjach. Kluczowe są również rezonanse wykonywane na terenie USA co 3 miesiące kontrolujące stan rdzenia kręgowego. Lekarze w Polsce nie dawali nam szans, ale my nie poddajemy się i szukamy nadziei w Stanach Zjednoczonych, gdzie Tymuś jest teraz leczony. Zostawiliśmy w Polsce wszystko - nasz dom, rodzinę, pracę, życie, szkołę i przedszkole, z jedną walizką przyjechaliśmy do Stanów Zjednoczonych, by walczyć o jego życie. Koszty leczenia są ogromne, sięgają setek tysięcy dolarów i niestety nie mają końca! Każda pomoc ma dla nas ogromne znaczenie! Każda Wasza wpłata daje nam spokój ducha, pomagając zmniejszyć ogromny stres finansowy, który towarzyszy nam w obawie, że zabraknie środków na dalsze leczenie naszego Tymusia. Dzięki Waszym wpłatom będziemy mogli pokryć rosnące koszty badań, operacji i rehabilitacji, które są niezbędne, aby Tymek mógł odzyskać pełnię zdrowia i będzie mógł cieszyć się każdą chwilą swojego dzieciństwa bez bólu. Błagam, wspomóżcie nam w tej nierównej walce ! My jako rodzice możemy zrobić dużo, przemierzać cały świat w poszukiwaniu najlepszego leczenia, być, wspierać. Ale pokrycie kosztów leczenie w USA to coś, czego bez Was nie jesteśmy w stanie mu zapewnić …  Każdy dzień w życiu naszego syna to walka, która wyczerpuje nas do granic wytrzymałości. Jako rodzice, przeżywamy ciągłe zbiórki, bezkresne podróże w poszukiwaniu nadziei, nieustające pobyty w szpitalach i serię bolesnych operacji. Godziny spędzone na wyczerpującym czekaniu pod salami operacyjnymi niszczą nas od środka. Ta niewyobrażalna próba, którą przechodzimy, odbiera nam wszystkie siły. Prosimy, nie odwracajcie się od nas, teraz kiedy każda chwila i każdy grosz może zdecydować o przyszłości Tymka. Bez Waszej pomocy nasz Tymuś nie ma szans na zdrowie. Z Wami tworzymy drogę dla zdrowia naszego Tymusia! ❤️ Dziękujemy, że jesteście z nami. Tymuś , jego starszy brat i rodzice .

151 018,00 zł ( 14,85% )
Brakuje: 865 845,00 zł
Sara Fierka
Sara Fierka , 6 lat

❗️Sara żyje w ciemności - potrzeba kilku milionów złotych, by mogła zobaczyć świat!

Dzieci boją się ciemności, a to właśnie ona jest światem mojej córeczki... Sara w październiku skończyła 5 lat. Nie widzi... Bardzo rzadka choroba genetyczna odebrała jej wzrok. Dla takich dzieci jak Sara jest jednak nadzieja - terapia genowa. Kosztuje kilka milionów złotych, ale może dać jej to, co dla nas jest bezcenne - szansę na to, że Sara zobaczy słońce, kolor nieba, moją twarz... Teraz żyje w całkowitym mroku. Błagam o pomoc! Gdy Sara przyszła na świat, nikt nie spodziewał się, że razem z nią przyszła na świat choroba... Że ma wadliwy gen, odpowiedzialny za produkcję białka, niezbędnego do prawidłowego widzenia. Córeczka urodziła się jako zdrowe dziecko - tak się wszystkim wtedy wydawało... Ciąża przebiegała prawidłowo, po narodzinach wszystkie badania wychodziły poprawnie. Wróciłam z Sarą do domu, a córeczka zawładnęła moim sercem... Nie sądziłam, że los szykuje dla nas dramatyczny scenariusz. Po jakimś czasie w moje serce zakradło się coś jeszcze - niepokój... Sara w ogóle nie wodziła wzrokiem za zabawkami. Gdy słyszała głośny dźwięk, odwracała główkę w tę stronę, ale nie interesowały ją kolory, światełka... Ona nie widzi - ta przerażona myśl pojawiła się w mojej głowie i nie chciała zniknąć. Lekarze twierdzili, że się mylę; byliśmy u okulisty, neurologa, którzy uważali, że ze wzrokiem Sary jest wszystko w porządku. Ja jednak wiedziałam... Gdy w kompletnej ciemności rozświetlałam latarkę, Sara na początku reagowała. Potem przestała robić nawet to... Diagnoza potwierdziła się, gdy córeczka miała 1,5 roku. To wtedy przyszły wyniki badań genetycznych... Okazało się, że Sara choruje na wrodzoną ślepotę Lebera, rzadką chorobą genetyczną, występującą z częstotliwością raz na kilkadziesiąt tysięcy urodzeń... Przez mutację w jednym genie moja córeczka jest ślepa, bo jej organizm nie koduje białka, które jest niezbędne, by widzieć... To były dla nas dramatyczne chwile... Nie mogłam powstrzymać łez. Bardzo się bałam, co będzie z Sarą, jak ona sobie poradzi, jaka przyszłość jej czeka? Wyobrażałam sobie, jak będzie wyglądać jej życie, które nie jest w stanie zobaczyć nic, poza ciemnością... Płakałam, że nigdy nie zobaczy błękitu nieba, kolorowych ścian swojego pokoju, moich oczu, wpatrzonych z nią miłością... Nie obejrzy bajek, a gdziekolwiek poza bezpiecznymi murami domu świat będzie dla niej zagrożeniem... Wyobraź sobie, że otwierasz oczy, ale jedyne, co jesteś w stanie zobaczyć to przerażającą ciemność, z której próbujesz się wydostać. Płakałam na myśl, że taka ciemność już zawsze może towarzyszyć mojej małej Sarze. Kiedyś dla takich dzieci jak moja córeczka nie było ratunku... Do końca życia żyły w mroku, nie będąc w stanie podziwiać tego, jak piękny jest świat, skazane jedyne na wyobraźnię... Teraz jednak jest dla nich nadzieja. Przez kilkanaście lat trwały pracę nad terapią genową, która obecnie jest stosowana z powodzeniem w leczeniu ślepoty Lebera. Tak jak wspomniałam, przez uszkodzony gen  komórki oka nie są w stanie wyprodukować białka, niezbędnego do procesu widzenia. Dzięki zastrzykowi organizm z odpowiednim kodem RNA, zawierającym instrukcję inicjująca produkcję białek, organizm zaczyna je produkować, a tym samym zaczyna widzieć... Zaawansowane leczenie ślepoty Lebera przeprowadza się już w Poznaniu. Chłopiec, który dostał terapię genową, po miesiącu zobaczył już kontury budynków... Wcześniej żył w ciemności tak jak Sara. To dla naszej córeczki ogromna szansa na to, by mogła zobaczyć świat! Niestety, w przypadku choroby, jaką jest ślepota Lebera, mutacja może dotyczyć kilkunastu różnych genów... Dzieci leczone w Polsce mają mutację innego genu niż nasza córeczka. Dla Sary jednak też jest nadzieja - trwają prace nad opracowaniem terapii genowej dla takich przypadków jak moja córeczka. Myślę, że za 2-3 lata Sara powinna dostać upragniony lek... O ile uda nam się zebrać środki. Niestety, terapie genowe należą do najdroższych na świecie... Stoją za nim lata badań.  Szacuje się, że jeden zastrzyk to koszt trzech milionów złotych... Robię, co mogę, aby Sara miała szczęśliwe dzieciństwo mimo otaczającej ją ciemności... Córeczka je sama, chodzi do przedszkola, jeździ nawet na rowerze - jestem z niej bardzo dumna. Część rzeczy jest dla niej trudna do osiągnięcia, bo 98% rzeczy uczy się przecież przez obserwację, a Sara nie widzi... Nie podpatrzy, jak się je widelcem, jak ułożyć usta przy mówieniu pewnych zgłosek, jak wiąże buciki... Poznaje świat dotykiem, słuchem. Codziennie ma rehabilitację, jest pod opieką wielu specjalistów... Czasem denerwuje się, jak chcę zrobić coś za nią, bo chciałaby sama... Mam nadzieję, że będzie jak najbardziej samodzielna. Mamy do zebrania ogromną kwotę pieniędzy, aby Sara mogła widzieć... Musimy zacząć już teraz. Przychyliłabym Sarze nieba, ale sama nie jestem w stanie zebrać kilku milionów złotych... Muszę prosić o pomoc. Głęboko wierzę w to, że terapia genowa sprawi cuda, Sara będzie widziała, będzie mogła rozwijać się tak samo dobrze jak każde inne dziecko. Proszę, pomóż mi ocalić Sarę przed ciemnością... Pozostaje mi wiara w to, że znajdą się ludzie o dobrych sercach, którzy będą chcieli sprawić, że moja córeczka zobaczy kiedyś słońce... Katarzyna - mama Sary   ➡️ Sarze możesz pomóc też poprzez licytacje - Pomóżmy Sarci zobaczyć słoneczko🌞

146 840 zł
Sylwia Bulaszewska
6 dni do końca
Sylwia Bulaszewska , 30 lat

Wypadek mógł zabić mamę małych chłopców❗️Pomóż❗️

Gdybym tylko mogła wyjechać do pracy wcześniej lub później, wybrać alternatywną drogę, wziąć wtedy dzień wolny… Zrobiłabym to bez wahania. Tak bardzo chciałabym wymazać ten jeden moment z mojego życia. Niestety, czasu nie da się cofnąć… To był zwyczajny poranek. Jak zawsze, przed wyjazdem do pracy, pożegnałam moich synków, życząc im dobrego dnia. Droga do pracy nie była skomplikowana, ale od jakiegoś czasu remontowali istotny kawałek drogi. Jechałam tędy nie pierwszy raz, jednak to, co stało się później, zmieniło moje życie bezpowrotnie… Jadący na sąsiednim pasie TIR wjechał na mój pas! Zamarłam. Wydawało mi się, że jedzie wprost na mnie! Pamiętam, że odbiłam wtedy w lewo i wpadłam w poślizg. Samochód dachował, obrócił się na koła i wpadł w betonowe barierki. Byłam przerażona. Nie wiedziałam co się dzieje! Ludzie przybiegli mi na pomoc. Ktoś zadzwonił po służby. Strażak, który wyciągał mnie z samochodu, powiedział, żebym nie patrzyła na swoją rękę… Nie wiedziałam, co się dzieje. To był istny chaos.  Ktoś podał mi telefon, żebym zadzwoniła do męża. Nie odebrał. Znalazł mnie później w szpitalu, gdzie trwała operacja. Walka o moją rękę trwała kilka dni. Sytuacja zmieniała się dynamicznie. Spędziłam tydzień na oddziale intensywnej terapii. Kiedy zakażenie zaczęło atakować cały organizm, balansowałam na granicy życia i śmierci. Martwica nie odpuszczała, dając lekarzom jasny sygnał, co do mojej przyszłości. Ostateczna decyzja była brutalna, ale nie podlegała dyskusji. Musieli amputować moją rękę! Byłam wykończona. Chciałam być sprawna, ale myśl o tym, że mogę nigdy więcej nie zobaczyć moich dzieci, nie dawała mi spokoju. Musiałam słuchać zaleceń specjalistów. Po operacji nadeszły złe dni, w których nie mogłam pogodzić się ze wszystkim, co się stało. Wciąż jest mi trudno… Ukojenie przynosiła myśl o powrocie do domu, gdzie czeka na mnie kochający mąż i cudowni synowie. Nie chcę już przegapić żadnego dnia, w którym mogę spędzać czas z moimi maluchami. Są moją największą motywacją w powrocie do zdrowia. Chciałabym zastąpić moją rękę protezą, która pomogłaby mi w codziennych czynnościach. Marzę o byciu sprawną dla moich dzieci. Chcę być jak najlepszą mamą... Niestety, leczenie, rehabilitacja i zakup protezy to wydatki, które znacznie przekraczają nasz domowy budżet. Chciałabym jak najszybciej wrócić do pracy i zająć się domem, żeby odciążyć mojego męża. Tylko Wy możecie dać mi wsparcie… Pomóżcie, proszę! Sylwia 

143 935 zł
Agata Goliszewska
Agata Goliszewska , 46 lat

Wypadek z dzikim zwierzęciem, który wywrócił życie Agaty do góry nogami❗️

W kwietniowy wieczór 2021 roku doszło do nieszczęśliwego wypadku, który zmienił życie Agaty oraz jej męża Piotra i trójki dzieci: Zosi, Bartosza i Miłosza. Wszystko za sprawą łosia, który nagle wtargnął na jezdnię tuż pod koła ich samochodu. Nikt nie byłby w stanie uniknąć tego zderzenia. Najciężej w tym wypadku ucierpiała Agata, mama trójki dzieci. Najpierw była walka o życie i dwumiesięczny pobyt na OIOM-ie. Potem nie dodająca nawet chwili otuchy diagnoza: przerwanie rdzenia kręgowego w odcinku szyjnym, co oznacza paraliż wszystkich kończyn. W jednym momencie, życie całej rodziny, jakie znali do tej pory, legło w gruzach. Agata, dla której największą wartością zawsze była rodzina i praca, nie poddała się i natychmiastowo podjęła walkę. Od tamtego czasu szereg specjalistów pracuje nad tym, by choć częściowo odzyskała sprawność. Agata wymaga stałej, bardzo kosztownej rehabilitacji - ćwiczenia po minimum 5 godzin dziennie przez 6 dni w tygodniu, aby milimetr po milimetrze odzyskiwać sprawność. Miesięczny koszt leczenia to około 20 tys. złotych i mocno przewyższa możliwości finansowe rodziny. Ta walka i niezwykłe zaangażowanie Agaty w rehabilitację po prawie dwóch latach przyniosło pierwsze i jakże wyczekiwane efekty. Poprawiła się ruchomość rąk i stabilizacja tułowia, co pozwala jej dłużej siedzieć na wózku. Nastąpiła też poprawa wydolności oddechowej na tyle, że możliwe było usunięcie rurki tracheotomijnej.  Niestety przed Agatą jest jeszcze długa droga do odzyskania chociaż częściowej sprawności, a ta codzienna walka jest bardzo kosztowna. Oprócz rehabilitacji Agata wymaga również opieki 24h/dobę, co generuje dodatkowe koszty.  Pomóżmy Agacie! Nie zostawiajmy jej samej, bo każdy z nas mógł się znaleźć na jej miejscu. Każda wpłacona złotówka ma znaczenie! Agata to mama trójki dzieci, pełna marzeń i planów na przyszłość, które zostały brutalnie przerwane. Jeszcze dwa lata temu była aktywna zawodowo, chętna do pomocy innym, dziś sama jej potrzebuje. Z wykształcenia jest leśnikiem, pracowała jako główna księgowa Nadleśnictwa Garwolin. Ma nadzieję, że dzięki intensywnej rehabilitacji będzie mogła wrócić do pracy. Na ten moment jest to niemożliwe, ponieważ musi zawalczyć o odzyskanie sprawności w dłoniach. To jest dla niej priorytetem i dlatego tak ważna jest dalsza rehabilitacja. To, co dla nas jest codziennością, o czym nawet nie myślimy, dla Agaty jest ciągłym wyzwaniem. Pomóżmy Agacie i jej rodzinie spełnić marzenia! Dobro wraca!

128 683,00 zł ( 60,48% )
Brakuje: 84 083,00 zł