Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Alexander Napora
Pilne!
Alexander Napora , 7 lat

Straszna diagnoza, ogromny ból i coraz mniej czasu na ratunek❗️ PILNE❗️

Droga, którą przechodzimy to droga przez piekło. Nie ma nic gorszego niż patrzenie na ból własnego dziecka i poszukiwanie po omacku sposobu, by ulżyć jego cierpieniu. Nie ma nic gorszego niż codzienny strach o życie syna. Nie ma też nic piękniejszego niż kiełkująca w sercach nadzieja po informacji od lekarzy, że możliwy jest koniec tego koszmaru. Nadzieja na pełne wyleczenie Alexandra. Brak mowy i kontaktu wzrokowego, uderzanie głową o podłogę, nieświadomość zagrożeń czy niereagowanie na to, co dzieje się wokół niego. 4 lata temu wszystkie te pierwsze objawy u naszego synka przypisano autyzmowi.  Dopiero niedawno dowiedzieliśmy się, że przyczyna może być inna. U Alexandra zdiagnozowano autoimmunologiczne zapalenie mózgu. Jest to bardzo poważna choroba, w której układ odpornościowy, zamiast walczyć z infekcjami – atakuje mózg. Nasz świat rozpadł się na milion kawałków. U Alexandra choroba wywołuje ogromne bóle głowy, brak możliwości komunikacji, zaburzenia snu i niepełnosprawność intelektualną. Są dni, gdy śpi 4 godziny na dobę i nie jest w stanie wytrzymać bólu. Nasz synek nie mówi i pomimo wieku nadal korzysta z pampersów, gdyż nie kontroluje potrzeb fizjologicznych. Nie jesteśmy już w stanie znieść codziennego patrzenia na cierpienie synka… Pojawiła się jednak szansa, by przerwać jego koszmar. Według lekarzy dzięki innowacyjnej metodzie leczenia immunoglobulinami ma szansę na całkowite wyleczenie! Szansę na ustanie wszystkich objawów i normalne życie! Niestety, leczenie jest bardzo drogie. Wlewy z immunoglobulinami trzeba podawać regularnie co 6 tygodni, a każdy taki wlew kosztuje dziesiątki tysięcy złotych. Dodatkowo przed rozpoczęciem leczenia niezbędne jest wyleczenie pozostałych infekcji, co generuje dodatkowe koszty. Życie i zdrowie naszego dziecka zostało wycenione na niewyobrażalną dla nas kwotę. Nie jesteśmy w stanie unieść takiego ciężaru finansowego samodzielnie, dlatego musimy zwrócić się z prośbą o pomoc do Was – ludzi dobrej woli.  Prosimy, pomóżcie Alexandrowi wywalczyć normalne życie! Im szybciej uda się rozpocząć leczenie, tym większe mamy szanse na pełne pokonanie choroby. Alexander może być samodzielny i żyć w przyszłości jak każdy z nas! Jest to szansa, którą musimy wykorzystać – walka, którą musimy wygrać! Jedyne, co stoi na przeszkodzie to pieniądze…  Rodzice Alexandra

312 315,00 zł ( 77,25% )
Brakuje: 91 941,00 zł
Helena Stenwald
Pilne!
Helena Stenwald , 60 lat

Rak zabiera ją bliskim, to ostatni moment na pomoc❗️Ratujmy życie Heleny!

PILNE - Helena walczy o życie! Agresywny rak piersi z rozległymi przerzutami - diagnoza brzmi jak wyrok śmierci... Dzięki Twojej pomocy jest jednak szansa na życie! Helena rozpoczęła leczenie w Niemczech. Walczy z całych sił – musi żyć, bo ma dla kogo! Leczenie działa - jest szansą na wygraną! Życie jednak w tym przypadku ma swoją cenę. Błagamy o pomoc, o ratunek – nie ma czasu do stracenia… Mam na imię Helena. Jestem mamą, żoną, babcią... I wojowniczką z oddziału onkologii w tej najważniejszej walce - o własne życie. Pozwól, że opowiem Ci moją historię… To był zimowy wieczór, luty 2018 roku. Dzień jak co dzień. Po ciężkim dniu poszłam wziąć kąpiel, zamiast chwili relaksu czekał mnie jednak strach. Nigdy nie przypuszczałam, że ta z pozoru wspaniała chwila może okazać się dla mnie momentem, w którym moja historia zacznie pisać się na nowo… Kapiąc się, zauważyłam zmianę na ciele, na brodawce prawej piersi… Możesz mi nie wierzyć, ale już wtedy wiedziałam… Moje ciało krzyczało, że dzieje się coś bardzo złego. Dusza – że oto mój świat przewraca się do góry nogami… Biopsja i mammografia potwierdziły moje obawy. Agresywny rak piersi z przerzutami. Pojawił się strach, niewyobrażalny – o własne życie… Moje oczy zaszły łzami, ciało drżało. Wszystko się zmieniło. Musiałam sobie powiedzieć to na głos, żeby w to uwierzyć „Tak, jestem chora na raka piersi…” Zawsze uważano mnie za silną, energiczną osobę, z pozytywnym nastawieniem do życia. Przyszedł czas, by to zweryfikować. Jednego byłam absolutnie pewna – nie poddam się. Nie bez walki… Zaatakował mnie wyjątkowo zaciekły, przebiegły i zabójczy przeciwnik - wysoce agresywny rak piersi HER2 dodatni. Myślałam, że mam przed sobą jeszcze wiele lat szczęśliwego życia… Tymczasem walczę o to, by to życie w ogóle trwało. Onkologiczny pojedynek to bardzo ciężka bitwa… Jestem silna, wierzę, że wygram. Moja rodzina to dla mnie cały świat, nie mogę ich zostawić. Mam wspaniałego męża, ukochane córki. Są jeszcze maluchy… Kiedy doczekałam się czworga wnucząt, które dają mi tyle radości, tak bardzo chciałabym żyć i patrzeć, jak dorastają. Miałam raka w bardzo wysokim stopniu zaawansowania. Przerzuty do węzłow i płuc... Wiedziałam, że zwykła chemio- i radioterapia już nie wystarczy. Znaleźliśmy niemiecką klinikę specjalizującą się w komplementarnym leczeniu raka, oferującą innowacyjne metody leczenia. Natychmiast rozpoczęto leczenie. Lekarz powiedział mi, że przyjechałam w ostatnim możliwym momencie. Niedługo byłoby już za późno… Życie ma jednak swoją cenę, w Niemczech jestem prywatną pacjentką, za każdą rzecz muszę płacić.  Zrobiliśmy już wszystko, co mogliśmy. Wzięliśmy kredyt, mąż pojechał do Norwegii do pracy… To jednak wciąż za mało. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę musiała prosić o pomoc dla siebie, ale nie mam wyjścia… Przeszłam chemię i immunoterapię, mająca wzmocnić organizm i pobudzić go do walki z rakiem. Badanie PET wykazało, że nowotwór wycofał się z węzłów chłonnych... Markety nowotworowe spadły. Odzyskują siłę, czuję się coraz lepiej... Leczenie działa. Wierzę, że mogę wyzdrowieć i żyć! Rak odebrał mi poczucie kontroli – teraz pierwsze skrzypce gra niepewność… Odebrał beztroskę, spokój, odebrał pewność, że mam na wszystko czas… Jednego nie potrafi mi odebrać - przekonania, że dam radę - dla siebie, dla moich bliskich, dla świata i dla innych kobiet takich jak ja, które każdego dnia walczą! Moja rodzina jest moją siłą. Marzę o kolejnych dniach z moimi ukochanymi dziećmi, z rozbrykanymi wnukami… Chcę widzieć ich uśmiechy, patrzeć, jak dorastają, być obok, wspierać, pocieszać, kochać… Chcę mieć szansę na to, by być! Dlatego zwracam się dziś do Ciebie z prośbą o pomoc… O wsparcie mnie w tej walce. O podanie mi ręki, na którą tak bardzo liczę… Pomóż mi wrócić do moich dzieci i wnucząt, bym miała szansę im przekazać, jak wiele życie potrafi ofiarować… Jak ważna jest każda chwila, każdy serdeczny gest, uśmiech… Kiedy przychodzi choroba, to właśnie te piękne rzeczy mają największe znaczenie… Wierzę, że dobro podarowane, zwraca się kilkukrotnie. - Helena

280 144,00 zł ( 71,07% )
Brakuje: 114 006,00 zł
Sara Fierka
Sara Fierka , 6 lat

❗️Sara żyje w ciemności - potrzeba kilku milionów złotych, by mogła zobaczyć świat!

Dzieci boją się ciemności, a to właśnie ona jest światem mojej córeczki... Sara w październiku skończyła 5 lat. Nie widzi... Bardzo rzadka choroba genetyczna odebrała jej wzrok. Dla takich dzieci jak Sara jest jednak nadzieja - terapia genowa. Kosztuje kilka milionów złotych, ale może dać jej to, co dla nas jest bezcenne - szansę na to, że Sara zobaczy słońce, kolor nieba, moją twarz... Teraz żyje w całkowitym mroku. Błagam o pomoc! Gdy Sara przyszła na świat, nikt nie spodziewał się, że razem z nią przyszła na świat choroba... Że ma wadliwy gen, odpowiedzialny za produkcję białka, niezbędnego do prawidłowego widzenia. Córeczka urodziła się jako zdrowe dziecko - tak się wszystkim wtedy wydawało... Ciąża przebiegała prawidłowo, po narodzinach wszystkie badania wychodziły poprawnie. Wróciłam z Sarą do domu, a córeczka zawładnęła moim sercem... Nie sądziłam, że los szykuje dla nas dramatyczny scenariusz. Po jakimś czasie w moje serce zakradło się coś jeszcze - niepokój... Sara w ogóle nie wodziła wzrokiem za zabawkami. Gdy słyszała głośny dźwięk, odwracała główkę w tę stronę, ale nie interesowały ją kolory, światełka... Ona nie widzi - ta przerażona myśl pojawiła się w mojej głowie i nie chciała zniknąć. Lekarze twierdzili, że się mylę; byliśmy u okulisty, neurologa, którzy uważali, że ze wzrokiem Sary jest wszystko w porządku. Ja jednak wiedziałam... Gdy w kompletnej ciemności rozświetlałam latarkę, Sara na początku reagowała. Potem przestała robić nawet to... Diagnoza potwierdziła się, gdy córeczka miała 1,5 roku. To wtedy przyszły wyniki badań genetycznych... Okazało się, że Sara choruje na wrodzoną ślepotę Lebera, rzadką chorobą genetyczną, występującą z częstotliwością raz na kilkadziesiąt tysięcy urodzeń... Przez mutację w jednym genie moja córeczka jest ślepa, bo jej organizm nie koduje białka, które jest niezbędne, by widzieć... To były dla nas dramatyczne chwile... Nie mogłam powstrzymać łez. Bardzo się bałam, co będzie z Sarą, jak ona sobie poradzi, jaka przyszłość jej czeka? Wyobrażałam sobie, jak będzie wyglądać jej życie, które nie jest w stanie zobaczyć nic, poza ciemnością... Płakałam, że nigdy nie zobaczy błękitu nieba, kolorowych ścian swojego pokoju, moich oczu, wpatrzonych z nią miłością... Nie obejrzy bajek, a gdziekolwiek poza bezpiecznymi murami domu świat będzie dla niej zagrożeniem... Wyobraź sobie, że otwierasz oczy, ale jedyne, co jesteś w stanie zobaczyć to przerażającą ciemność, z której próbujesz się wydostać. Płakałam na myśl, że taka ciemność już zawsze może towarzyszyć mojej małej Sarze. Kiedyś dla takich dzieci jak moja córeczka nie było ratunku... Do końca życia żyły w mroku, nie będąc w stanie podziwiać tego, jak piękny jest świat, skazane jedyne na wyobraźnię... Teraz jednak jest dla nich nadzieja. Przez kilkanaście lat trwały pracę nad terapią genową, która obecnie jest stosowana z powodzeniem w leczeniu ślepoty Lebera. Tak jak wspomniałam, przez uszkodzony gen  komórki oka nie są w stanie wyprodukować białka, niezbędnego do procesu widzenia. Dzięki zastrzykowi organizm z odpowiednim kodem RNA, zawierającym instrukcję inicjująca produkcję białek, organizm zaczyna je produkować, a tym samym zaczyna widzieć... Zaawansowane leczenie ślepoty Lebera przeprowadza się już w Poznaniu. Chłopiec, który dostał terapię genową, po miesiącu zobaczył już kontury budynków... Wcześniej żył w ciemności tak jak Sara. To dla naszej córeczki ogromna szansa na to, by mogła zobaczyć świat! Niestety, w przypadku choroby, jaką jest ślepota Lebera, mutacja może dotyczyć kilkunastu różnych genów... Dzieci leczone w Polsce mają mutację innego genu niż nasza córeczka. Dla Sary jednak też jest nadzieja - trwają prace nad opracowaniem terapii genowej dla takich przypadków jak moja córeczka. Myślę, że za 2-3 lata Sara powinna dostać upragniony lek... O ile uda nam się zebrać środki. Niestety, terapie genowe należą do najdroższych na świecie... Stoją za nim lata badań.  Szacuje się, że jeden zastrzyk to koszt trzech milionów złotych... Robię, co mogę, aby Sara miała szczęśliwe dzieciństwo mimo otaczającej ją ciemności... Córeczka je sama, chodzi do przedszkola, jeździ nawet na rowerze - jestem z niej bardzo dumna. Część rzeczy jest dla niej trudna do osiągnięcia, bo 98% rzeczy uczy się przecież przez obserwację, a Sara nie widzi... Nie podpatrzy, jak się je widelcem, jak ułożyć usta przy mówieniu pewnych zgłosek, jak wiąże buciki... Poznaje świat dotykiem, słuchem. Codziennie ma rehabilitację, jest pod opieką wielu specjalistów... Czasem denerwuje się, jak chcę zrobić coś za nią, bo chciałaby sama... Mam nadzieję, że będzie jak najbardziej samodzielna. Mamy do zebrania ogromną kwotę pieniędzy, aby Sara mogła widzieć... Musimy zacząć już teraz. Przychyliłabym Sarze nieba, ale sama nie jestem w stanie zebrać kilku milionów złotych... Muszę prosić o pomoc. Głęboko wierzę w to, że terapia genowa sprawi cuda, Sara będzie widziała, będzie mogła rozwijać się tak samo dobrze jak każde inne dziecko. Proszę, pomóż mi ocalić Sarę przed ciemnością... Pozostaje mi wiara w to, że znajdą się ludzie o dobrych sercach, którzy będą chcieli sprawić, że moja córeczka zobaczy kiedyś słońce... Katarzyna - mama Sary   ➡️ Sarze możesz pomóc też poprzez licytacje - Pomóżmy Sarci zobaczyć słoneczko🌞

146 840 zł
Agata Goliszewska
Agata Goliszewska , 46 lat

Wypadek z dzikim zwierzęciem, który wywrócił życie Agaty do góry nogami❗️

W kwietniowy wieczór 2021 roku doszło do nieszczęśliwego wypadku, który zmienił życie Agaty oraz jej męża Piotra i trójki dzieci: Zosi, Bartosza i Miłosza. Wszystko za sprawą łosia, który nagle wtargnął na jezdnię tuż pod koła ich samochodu. Nikt nie byłby w stanie uniknąć tego zderzenia. Najciężej w tym wypadku ucierpiała Agata, mama trójki dzieci. Najpierw była walka o życie i dwumiesięczny pobyt na OIOM-ie. Potem nie dodająca nawet chwili otuchy diagnoza: przerwanie rdzenia kręgowego w odcinku szyjnym, co oznacza paraliż wszystkich kończyn. W jednym momencie, życie całej rodziny, jakie znali do tej pory, legło w gruzach. Agata, dla której największą wartością zawsze była rodzina i praca, nie poddała się i natychmiastowo podjęła walkę. Od tamtego czasu szereg specjalistów pracuje nad tym, by choć częściowo odzyskała sprawność. Agata wymaga stałej, bardzo kosztownej rehabilitacji - ćwiczenia po minimum 5 godzin dziennie przez 6 dni w tygodniu, aby milimetr po milimetrze odzyskiwać sprawność. Miesięczny koszt leczenia to około 20 tys. złotych i mocno przewyższa możliwości finansowe rodziny. Ta walka i niezwykłe zaangażowanie Agaty w rehabilitację po prawie dwóch latach przyniosło pierwsze i jakże wyczekiwane efekty. Poprawiła się ruchomość rąk i stabilizacja tułowia, co pozwala jej dłużej siedzieć na wózku. Nastąpiła też poprawa wydolności oddechowej na tyle, że możliwe było usunięcie rurki tracheotomijnej.  Niestety przed Agatą jest jeszcze długa droga do odzyskania chociaż częściowej sprawności, a ta codzienna walka jest bardzo kosztowna. Oprócz rehabilitacji Agata wymaga również opieki 24h/dobę, co generuje dodatkowe koszty.  Pomóżmy Agacie! Nie zostawiajmy jej samej, bo każdy z nas mógł się znaleźć na jej miejscu. Każda wpłacona złotówka ma znaczenie! Agata to mama trójki dzieci, pełna marzeń i planów na przyszłość, które zostały brutalnie przerwane. Jeszcze dwa lata temu była aktywna zawodowo, chętna do pomocy innym, dziś sama jej potrzebuje. Z wykształcenia jest leśnikiem, pracowała jako główna księgowa Nadleśnictwa Garwolin. Ma nadzieję, że dzięki intensywnej rehabilitacji będzie mogła wrócić do pracy. Na ten moment jest to niemożliwe, ponieważ musi zawalczyć o odzyskanie sprawności w dłoniach. To jest dla niej priorytetem i dlatego tak ważna jest dalsza rehabilitacja. To, co dla nas jest codziennością, o czym nawet nie myślimy, dla Agaty jest ciągłym wyzwaniem. Pomóżmy Agacie i jej rodzinie spełnić marzenia! Dobro wraca!

128 683,00 zł ( 60,48% )
Brakuje: 84 083,00 zł
Piotrek Drapiński
Piotrek Drapiński , 11 lat

Neuroinfekcja przejmuje kontrolę nad głową mojego syna❗️ Proszę, pomóż mi go ratować...

Po wielu latach mylnych diagnoz, u mojego syna wykryto encefalopatię. Mózg Piotra codziennie jest wyniszczany, przez infekcje. Organizm bezskutecznie stara się walczyć z zapaleniem, ale potrzebuje ogromnego wsparcia... Nie ma dnia, ani godziny, kiedy mój syn może odetchnąć i oddać się beztroskiej zabawie. Jego ciało przechodzi setki mikro-spięć mięśni, które objawiają się w postaci tików. Kąciki ust opadają, niczym przy udarze. Oczy ciągle drżą i wywracając się mimowolnie. Piotrka głowa decyduje i przejmuje kontrolę nad wszystkim, co się z nim dzieje. Diagnoza niszczy Piotrusia mózg! Mój syn ma 9 lat, a ta informacja połamała mi serce. W dodatku Piotr jest dzieckiem autystycznym. Zmaga się z silną nadpobudliwością ruchową... Muszę działać jak najszybciej, aby nie było za późno na ratunek. Aby Piotrka choroba go nie zniszczyła!  Syn przejawia cechy agresji i autoagresji, wówczas może wyrządzić sam sobie krzywdę. Złość i frustrację syn odreagowuje krzykiem i histerią. Mówi, lecz głównie posługuje się echolaliami (zasłyszany ciąg akustyczny, nieprzejawiający znaczenia). Mowa syna często nie ma odniesienia do rzeczywistości. Tiki w obrębie twarzy nie pozwalają swobodnie jeść. Dławi się jedzeniem... Piotruś nie przewiduje skutków swojego zachowania. Zagraża to jego życiu. Uczy się w domu, nie może uczęszczać do szkoły, ponieważ, nadmiar bodźców z zewnątrz przytłacza jego zmysły. Nasze życie jest naprawdę trudne... Ale niestety nadal nas nie oszczędza i dokłada coraz więcej ciężarów. W lutym zeszłego roku usłyszeliśmy kolejną diagnozę — padaczka. Ataki są bardzo silne i trwają coraz dłużej, później Piotrek dochodzi do siebie przez kilka dni. Ma wówczas problemy z mową, koordynacją ruchów, utrzymaniem w rączce kubka. Rehabilitacja to dla nas jedyny ratunek. Dla zdrowia mojego dziecka, dla jego życia, ale też dla mnie jako mamy. Codziennie patrzę i żyję jego trudnościami. Chcę pomóc, ale często jestem bezradna. Potrzebuję wsparcia, bo chociaż kocham Piotrka całym sercem, nie mam tyle sił i pieniędzy.  Proszę o pomoc dla syna, którego wychowuję samotnie... Natalia, mama FB Licytacje dla Piotrka Drapińskiego  Artykuł o Piotrusiu      

127 312,00 zł ( 39,89% )
Brakuje: 191 837,00 zł
Matylda Grzywa
5 dni do końca
Matylda Grzywa , 9 lat

Pomimo wielkiego bólu i cierpienia – nadal się uśmiecha! Razem dla Matyldzi!

Nie wiemy, jak wam dziękować za wsparcie, które okazaliście nam w poprzedniej zbiórce dla naszej ukochanej Matyldzi. Dzięki Wam nasza trudna i wymagająca codzienność była prostsza…  Jesteśmy niezwykle wdzięczni za wszystko, co dla nas zrobiliście. Niestety, nasza walka nadal trwa i musimy prosić o dalszą pomoc.  Poznaj naszą historię: Matylda jest najbardziej uśmiechniętą, wesołą i pogodną dziewczynką, jaką znamy. I chociaż nie jesteśmy do końca obiektywni, bo to nasza córeczka – musimy przyznać, że to nie tylko nasza opinia.  Jednak codzienność Matyldzi nie wygląda tak jak większości siedmiolatków, ponieważ choruje na bardzo rzadką chorobę genetyczną AGS (zespół Aicardiego- Goutieresa). Jest jednym z 16 dzieci w Polsce, które cierpią na tę chorobę.  W jej główce powstały zmiany, w wyniku których ma zaburzenia neurorozwojowe i nieprawidłowe napięcie mięśniowe. Nie potrafi siedzieć i chodzić, nie mówi, nie posługuje się rączkami, ma trudności ze skupianiem wzroku. Nieustannie, od lat walczymy o lepsze jutro dla naszej kochanej córeczki.  Matylda jest pod stałą opieką wielu specjalistów. Każdego dnia jest rehabilitowana.  Nasza Matylda pomimo cierpienia uśmiecha się i codziennie motywuje nas do dalszego działania. Mamy też drugą córeczkę – Felicję. Wzajemna miłość dziewczynek jest nie do opisania. Matylda dzięki Felci ma szerszy wachlarz emocji. Widzimy, jak obecność siostry wspaniale wpływa na rozwój obu dziewczynek. Dzieci to nasz cały świat i zrobimy dla nich wszystko. Pragniemy, aby dziewczynki miały szczęśliwe, piękne życie bez bólu. Od czterech lat bierzemy udział w programie eksperymentalnego leczenia, choć na tym etapie trudno już mówić o eksperymencie. Lek realnie pomaga pacjentom z AGS. Dwa razy w roku wyjeżdżamy do USA na serie badań i po zapas leku. Powoli też zaczynamy działać w Polsce, aby kiedy program w Filadelfii się zakończy, móc kontynuować leczenie tutaj na miejscu. Walczymy i robimy, co możemy, żeby poprawiać sprawność i komfort życia naszej córeczki. Jednak pewne zmiany są nieuniknione i pomimo wielu działań prewencyjnych – Matyldzia ma zwichnięte oba stawy biodrowe. Nasza córcia potrzebuje jak najszybszej operacji. Nie zoperowane bioderka blokują jej rozwój, a co dla nas najtrudniejsze – powodują ból i cierpienie.  Pandemia zadziałała na naszą niekorzyść. Jeździliśmy na coroczne kontrole, aby sprawdzać stan bioder Matyldy. Niestety wystarczyły dwa miesiące w zamknięciu bez rehabilitacji i doszło do zwichnięcia, przed którym ostrzegali nas lekarze. Przygotowywali nas jednak, że bardzo trudno jest tego uniknąć. Koszty operacji i rehabilitacji są bardzo wysokie, dlatego musimy ponownie prosić Was o pomoc. Już raz pokazaliście nam, że nie trzeba poruszać nieba i ziemi… Wystarczy dotrzeć do dobrych, ludzkich serc. Prosimy, nie odwracajcie się od nas. Zdrowie naszej Matyldy jest dla nas najważniejsze. Chcemy sprawić, że jej życie będzie bardziej komfortowe i szczęśliwe.  Rodzice

110 703,00 zł ( 52,03% )
Brakuje: 102 063,00 zł
Mirosława Kubowicz
Mirosława Kubowicz , 62 lata

Tragiczna powódź zniszczyła dom! Pomóżmy rodzinie Kubowiczów!

Dom. To coś więcej niż cztery ściany – to miejsce pełne rodzinnych wspomnień i historii. Bezpieczny azyl, jaki w 1984 Jan Kubowicz wybudował razem ze swoim ojcem – człowiekiem, który przeżył wywózkę na Syberię. Ten dom był symbolem ich rodzinnej siły, przetrwania i tradycji. W najbliższych dniach zostanie zrównany z ziemią… Powódź zniszczyła całe ich życie. Z całego dobytku rodzinie udało się uratować jedną parę butów i patelnię. Woda zabrała wszystko… Dziś straty są ogromne…  Bez pomocy rodzina nie podniesie się z tej tragedii! Dom Kubowiczów to nie tylko dach nad głową – to część ich historii, którą chcą przekazać swojemu synowi i przyszłym pokoleniom. To dom, który budował ojciec dla swojego syna. Janusz i jego żona marzą o tym, by ich syn również miał możliwość kontynuowania tej rodzinnej tradycji. Czy ich ostatnie marzenie się spełni? Pomóżmy rodzinie Kubowiczów odzyskać nie tylko dach nad głową, ale także nadzieję na dalsze budowanie rodzinnej historii w tym wyjątkowym miejscu. Dziękujemy za każdą, nawet najmniejszą wpłatę.  Rodzina, znajomi i ludzie dobrej woli

103 110 zł
Czarek Wasik
Czarek Wasik , 8 lat

Kosztowne leczenie to jego jedyna szansa❗️

Przeszliśmy długą drogę do diagnozy. Drogę pełną stresu, strachu i ciężkiej pracy. A kiedy w końcu dowiedzieliśmy się, co dolega naszemu synkowi, otrzymaliśmy kolejny cios. Czarek ma 7 lat, ale pierwsze objawy zaczęły się, gdy miał zaledwie 3. Po pół roku w przedszkolu u synka zaczęły się objawy – agresja, dokuczanie innym dzieciom, dziwna mimika… To wszystko się powtarzało i z początku myśleliśmy, że to kwestia problemów wychowawczych.  Przenieśliśmy Czarka do innego przedszkola i wszystko było w porządku. Do czasu. Znów zaczął źle się zachowywać. Tym razem zaświeciła nam się lampka i wiedzieliśmy, że trzeba reagować. Psycholog, poradnia pedagogiczna, potem badania, konsultacja psychiatryczna i z początku usłyszeliśmy, że Czarek wchodzi w spektrum autyzmu i Zespołu Aspergera. Od tamtej chwili byliśmy pod stałą kontrolą psychiatry. Ale mimo brania leków, gdy synek miał 6 lat, jego stan się nie poprawiał. Kolejne badania i całkowita diagnostyka w końcu dały nam ostateczną odpowiedź – autoimmunologiczne zapalenie mózgu. Dzisiaj Czarek przyjmuje antybiotyki, ale od lekarza wiemy, że pomóc mu może terapia immunoglobulinami. Potrzebne będzie 6 dawek, ale kiedy usłyszeliśmy cenę, nogi się pod nami ugięły – 250 000 złotych! To wręcz koszmarna kwota, której nie uzbieramy sami... Dlatego proszę o pomoc. Nawet najmniejsza wpłata albo udostępnienie może nam pomóc w walce o zdrowie i przyszłość Czarka. A właśnie to jest dla nas najważniejsze. By kiedyś, kiedy będzie już starszy, mógł rozwijać się jak wszystkie, zdrowe dzieci i być szczęśliwym, roześmianym młodym człowiekiem. Karolina, mama

101 005,00 zł ( 41,42% )
Brakuje: 142 825,00 zł
Patrycja Dykiel-Grześkowiak
Patrycja Dykiel-Grześkowiak , 34 lata

Wypadek odebrał jej ukochanego męża i sprawność... Pomóż Patrycji❗️

Patrycja to jedna z najlepszych fizjoterapeutek uroginekologicznych w Polsce. Przez lata pomagała kobietom walczyć z ich problemami natury intymnej, znacznie poprawiając komfort ich życia, szkoląc i edukując. Jej życie drastycznie zmieniło się kilka tygodni temu... Teraz to ona potrzebuje naszego wsparcia! Dwa tygodnie temu Patrycja przeżyła tragiczny wypadek samochodowy. Straciła w nim ukochanego męża i swoją sprawność. W wyniku wypadku doszło do licznych złamań: kości udowej lewej, kości ramiennej i obu kości przedramienia lewego oraz wyrostka poprzecznego L5. Fizjoterapia to praca, w której sprawność fizyczna jest niezbędna. Patrycję czeka wiele miesięcy rehabilitacji i co za tym idzie wyłączenia z życia zawodowego... Praca jest jej pasją, a w tym trudnym czasie, to szczególnie ważne, by miała przed sobą perspektywy powrotu do części dawnego życia. Chcemy pomóc Patrycji, by kiedyś mogła wrócić do pracy i do swoich pacjentek! Będziemy wdzięczni za każdą złotówkę przelaną na rzecz Patrycji. Za każde wsparcie dla niej w tej trudnej sytuacji. Jak sama powiedziała: „Nogę i rękę mam tytanową, ale serca nikt nie zszył”… Dajmy jej nasze wsparcie i siłę, której tak bardzo teraz potrzebuje! Bliscy Patrycji

91 355 zł